Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

trudna relacja z dziewczyną


Gość ozz87

Rekomendowane odpowiedzi

witam serdecznie,
piszę ponieważ potrzebuje się wygadać i jestem ciekawy opinii innych osób. Otóż od kilku miesięcy (własciwie to 9 m-cy) mieszkam ze swoją dziewczyną. Mój związek (jest to 3 związek) wcześniej miałem narzeczoną 3 lata i dziewczynę przez 7 lat; jest kolejnym związkiem burzliwym, ale najburzliwszym ze wszystkich dotychczas.
Odkąd mieszkam z partnerką, cały czas sa kłótnie i awantury co kilka dni, o każdą pierdołę. Mam wrażenie, że dziewczyna moja ma cały czas o coś do mnie pretensje np. picie piwa w domu (raz, dwa razy na dwa tygodnie) - przestałem to robić, robię rzadko, nie sprzątanie po sobie - zacząłem sprzątać; przeklinanie - przestałem przeklinać. Mam wrażenie, że dziewczyna próbuje mnie totalnie zmienić i jak nie spełniam jej oczekiwań to wszczyna awantury. Nadmieniam, że z jej strony podczas awantur są wrzaski (ostatnio powiedziała do mnie "gnojku", "spierdalaj") na co kazałem jej opuścić samochód i dojechać do domu autobusem. Wobec tych, problemów zaciągnąłem dziewczynę na terapię par. Mimo wszystko dziewczyna jest cały czas niepewna, powiedziałem jej że chce pracować nad tym związkiem i powinniśmy być w relacji przyjacielskiej oraz ograniczać ilość awantur i wojen. Przygarnąłem tą dziewczynę do siebie do mieszkania bo wcześniej musiała wynajmować pokój i płacić czynsz. Teraz tego nie robi, dorzuca się tylko do rachunków. Cały czas na mnie narzeka i jest jej źle. Jest to absurdalne bo jak nie mieszkała u mnie to było wszystko ok. Nagle w trakcie wspólnego mieszkania cały czas zarzuty i pretensje. łącznie z pretensjami czy chce nadal pracować tam gdzie pracuje i zarabiać tak mało w jej ocenie jak zarabiam. Podczas wspólnego mieszkania ona wielokrotnie ze mną zrywała (na chwilę na jeden, dwa dni) - powód zawsze się znajdywał. Jak zdziwiony chodziłem do psychologa dwa razy w tygodniu myśląc i badając czy ze mną jest coś nie tak ? Walczyłem wtedy mocno o ten związek. Doszedłem do wniosku, że ja nie jestem jakiś tragiczny w porównaniu np. do moich kolegów i zacząłem jej się stawiać. Odkąd to robię jest jeszcze gorzej bo dziewczyna nie uznaje swojej winy tylko próbuje wyciagnąć wszystko na swoje. Czuje się pod ogromną presją zarzutów i oskarżeń. Dodatkowo, dziewczyna bardzo wypytywała mnie o byłe związki i robiła przesłuchania. To bardzo ciekawe, jak mozna się zmienić o 180 stopni podczas wspólnego mieszkania. Ciekawy jestem waszych opinii i rad. Ale najweżniejsze że mogłem temat ten wygadać na zewnątrz. Jaką przyjąć postawę wobec wiecznie roszczeniowej i niezadowolonej z moich zachowań partnerki ? Ulec i być potulnym miśkiem (zgniecionym i zdominowanym) czy też postawić się na swoim totalnie ? Nie ukrywam, często i dużo myślę o rozstaniu.

Odnośnik do komentarza

dodam jeszcze, że partnerka twierdzi, że nie lubi seksu - jest młodą kobietą i zaczęła ze mną. Ma ochotę raz na dwa, trzy tygodnie i boi się współżyć z uwagi na nadżerkę. Twierdzi, że ja mam zbyt wysokie libido - ja lubię rzeczywiście kilka razy w tygodniu 3 - 5 razy. Wczoraj byliśmy na pierwszej wizycie terapii par ale ona dziś napisała mi, że nie wie czy chce podjąć walki.

Odnośnik do komentarza

Nie dogadujecie ,nie pasujecie widać do siebie,nigdy tak nie jest ,żeby partner/ka we wszystkim nam odpowiadała,nie da się naginać nikogo na siłę,a,jak już, to na argumenty.
A tak swoją drogą ,dlaczego rozpadły się Twoje te dwa związki,może też jesteś trudny we współżyciu ,zawsze są inne problemy jak się mieszka razem i właśnie wtedy można się poznać,każdy przeciąga linę na swoja stronę, na ile druga strona pozwoli.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Mój związek jest kolejnym związkiem burzliwym, ale najburzliwszym ze wszystkich dotychczas.

Zastanawiałeś się nad tym dlaczego tak jest, że ten schemat się powtarza?
Znamiennym jest fakt, że zupełnie nieświadomie powielamy schemat relacji Naszych rodziców, który w tych okolicznościach zasadza Nam lewego sierpowego powalając na deski.
Z jednej strony krytykę innych dobrze jest zacząć od siebie, z drugiej zaś, pokazując palcem na partnerkę, odwróć dłoń i co widzisz?
Tych palców pokazujących na Ciebie są 3, w tym jeden Jej, a co za tym idzie przy najmniejszej konfrontacji jest piłkarskie 3:1 dla Niej.
Odwrócić kota ogonem można, bo i na Nią się wiele haków znajdzie.
Ale problem leży też głównie nie tam, gdzie się Tobie wydaje.
Rozmowa w związku jest sztuką, która prowadzi do porozumienia; u Was jest to widocznie pretekst do wcinania się w zdanie i budowania oskarżeń o wyrwane z kontekstu zdania.
Drugą poprawną skrajnością tego jest umiejętność słuchania, bo choć miłość można wyrażać na wiele sposobów, tak słowa są najczęściej odbiciem stanu duszy. Bądź skory do słuchania, nie skory do mówienia i nie skory do gniewu.
Druga kwestia, równie nurtująca... poszedłeś na terapię sam i kierujesz się wzorując na kolegach, a po terapii dla par Ona daje Ci jasny sygnał, że nie wie, czy dalej chce walczyć o związek... wracamy do punktu wyjścia.

Odnośnik do komentarza

ka-wa

A tak swoją drogą ,dlaczego rozpadły się Twoje te dwa związki,może też jesteś trudny we współżyciu ,zawsze są inne problemy jak się mieszka razem i właśnie wtedy można się poznać,każdy przeciąga linę na swoja stronę, na ile druga strona pozwoli.

Bags
Zastanawiałeś się nad tym dlaczego tak jest, że ten schemat się powtarza?

szczerze to wpadłem w błędne koło - mój pierwszy związek, partnerka była niereligijna i mało grzeczna (seks udany i związek oparty na przyjaźni ale nie chciała ślubu kościelnego, dzieci by nie ochrzciła). Nie widziałem w niej kandydatki na żonę. Druga partnerka, potencjalna kandydatka na żonę - bardziej religijna (ale nie aż do przesady) i z wykształceniem pedagogicznym. Okazało się, że aspołeczna (nie lubiała imprez i wyjść towarzyskich) oraz aktywnosci sportowej. Koniec końców, nie lubiła się z moimi znajomymi i rodziną. Stwierdziłem na 5 miesięcy przed ślubem, że to nie ma sensu i jak było już poplanowane zrezygnowałem. Trzecia partnerka, jest z kolei odwrotnością tej drugiej, towarzyska, ma znajomych i lubi aktywność sportową. Ma też ambicje zawodowe. Jednak mimo wszystko dużo kwasu w relacji bo jej wszystko nie pasuje. Nadmieniam, że brakowało mi dłuższych przerw i po kilku tygodniach z jednego związku wchodziłem w drugi...
może schemat polega na tym, że nie potrafię zaakceptować wad drugiej osoby i zaakceptować ją w pełni jaka jest. Nie wiem, ale mam wrażenie że moja obecna kobieta jest najbardziej wymagającą ze wszystkich i czuję, że nigdy sobie spokojnie życia nie ułoże prywatnego :/

Odnośnik do komentarza

~ozz87
mój pierwszy związek, partnerka była niereligijna i mało grzeczna (seks udany i związek oparty na przyjaźni ale nie chciała ślubu kościelnego, dzieci by nie ochrzciła). Nie widziałem w niej kandydatki na żonę.

Jakoś się Jej nie dziwię, gdzie jako zarazem były sakramentalny mąż i cywilny rozwodnik powiem przewrotnie i paradoksalnie tak, że rozwód cywilny jest złem dla sakramentu. Kolejnym paradoksem dzisiejszych czasów jest stawianie przez kościół pedofilów na równi z rozwodnikami... a o czym jest głośno ostatnimi czasy w temacie księży? O pedofilli.
Czasem warto zdecydowanym krokiem odciąć się od narzucanych Nam odgórnie schematów rodzinnych/otoczenia/medialnych/wyznaniowych i etc., by nie zwariować w tym wszystkim do końca.
~ozz87
Druga partnerka, potencjalna kandydatka na żonę - bardziej religijna (ale nie aż do przesady) i z wykształceniem pedagogicznym. Okazało się, że aspołeczna (nie lubiała imprez i wyjść towarzyskich) oraz aktywnosci sportowej. Koniec końców, nie lubiła się z moimi znajomymi i rodziną. Stwierdziłem na 5 miesięcy przed ślubem, że to nie ma sensu i jak było już poplanowane zrezygnowałem.

Religijna druga skrajność poprzedniej Twojej partnerki, ale czy tak do końca aspołeczna.
Też jestem osobą, która paradoksalnie nie przepada za imprezami masowymi, a już zupełnie nie lubi potocznych dyskotek w przeciwieństwie do imprez w kameralnym gronie czy tzw parapetówek. Ale nie lubię na zasadzie "nie, bo nie", tylko spraktykowałem to i wiem, że jest nie dla mnie.
Kwestię nie przepadania za sobą na wzajem pod kątem wykształcenia i etc., skwitowałbym tym, że czasami będąc doskonale wykształconymi zawodowo, jesteśmy w żłobku pod kątem wykształcenia życiowego i odwrotnie. A stąd jest niedaleka droga do braku akceptacji odmienności drugiej osoby, bo odwiecznym problemem ludzi jest fakt, co na to powiedzą Inni i jak to zaakceptują.
Na marginesie mówiąc, to najlepiej to obrazuje paradoksalnie konfrontacja świata ludzi zdrowych i niepełnosprawnych, nie ważne wykształcenie, nie ważne jest doświadczenie życiowe; ważne by drugą słabszą stronę zrównać z ziemią, bo wtedy będę kimś w oczach swojego otoczenia.
Tylko świadomość, że granica dzieląca świat jeden od drugiego jest czasami cieńsza od kartki papieru i w ułamku sekundy można się tam znaleźć.
~ozz87
Trzecia partnerka, jest z kolei odwrotnością tej drugiej, towarzyska, ma znajomych i lubi aktywność sportową. Ma też ambicje zawodowe.

Może i odwrotność drugiej, ale zapewne każda z Nich miała coś, co z chęcią byś w Nich wymienił robiąc taki miks 3 w 1. A tak się nie da :)
~ozz87
Nadmieniam, że brakowało mi dłuższych przerw i po kilku tygodniach z jednego związku wchodziłem w drugi...
|Działałeś wbrew sobie czy pod presją drugiej strony???
Możliwe, że czymś się oszukujesz, bo u Ciebie jedno zaprzecza drugiemu.
~ozz87
potrafię zaakceptować wad drugiej osoby i zaakceptować ją w pełni jaka jest.

Na tym polega schemat idei oklepanego pojęcia miłości...
~ozz87
Jednak mimo wszystko dużo kwasu w relacji bo jej wszystko nie pasuje. Nie wiem, ale mam wrażenie że moja obecna kobieta jest najbardziej wymagającą ze wszystkich i czuję, że nigdy sobie spokojnie życia nie ułoże prywatnego :/

Jest takie powiedzenie, że
związek dwojga ludzi to partnerstwo, czyli równe prawa, jeden drugiemu jest partnerem, wsparciem i pomocą. Chodzi o odrobinę wyrozumiałości, a nie dyktowanie komuś co i jak ma mówić, jak się zachować, ubierać, wyglądać, co robić w każdej chwili, a czego nie.
Piękno w tym, aby pozwolić drugiemu człowiekowi w związku być sobą, realizować się i rozwijać swoje dobre strony, dostrzegać w ukochanej osobie jej ogromny ukryty potencjał i to, co w tej osobie kochamy najbardziej. Nie ma co się oszukiwać... dyktatura to nie miłość w pełni dojrzała... a już na pewno nie miłość, którą darzy się ukochaną osobę, to skrzywiona "miłość", ale we własnym kierunku.

A więc jeśli jest wymagająca, to jeszcze można się dogadać i uważnie przyjrzeć sobie, czy nie ma racji w tym co mówi, bo Nasze przyzwyczajenia i nawyki są tego najczęstszym powodem w związku.
Bo gdy mówimy o dyktaturze, to już zakrawa to o toksyczny związek, gdzie najczęściej wytykamy błędy kogoś, nie widząc tych samych u siebie. Gdzie o przerobieniu kogoś na swoją modłę już nie wspomnę.
Kiedy mężczyzna chce zdobyć serce kobiety (i odwrotnie), uczy się Jej. Co lubi, czego nie lubi, jakie ma zwyczaje. Ale gdy już Ją zdobędzie i poślubi... przestaje się uczyć. Jeśli wiedzę zdobytą przed ślubem porównamy do matury, mężczyzna powinien dalej się uczyć aż zdobędzie licencjat, magisterium i w końcu doktorat. To podróż przez całe życie, która wciąż przybliża Jego serce do Jej serca.

Taka jest prawda... gdzie żartobliwie ironiczne powiedzenie mówi, że gdy facet chce zdobyć kobietę z górnej półki, to swoim poziomem inteligencji nie musi przewyższać najprostszej kuchenki mikrofalowej :D

Odnośnik do komentarza

Nie każdy też nadaje się do związku...,
w kontekście tej religijności ,to pewnie rodzice mają na Ciebie duży wpływ,
zawsze widzisz szklankę od połowy pustą,wiec ciężko Ci będzie znaleźć partnerkę,dziwne też ,że byłeś tak długo z poprzednimi partnerkami ,skoro Ci nie odpowiadały...,myślę ,że to one z Ciebie zrezygnowały.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

ka-wa
Nie każdy też nadaje się do związku...,
w kontekście tej religijności ,to pewnie rodzice mają na Ciebie duży wpływ,

w dobrym kierunku poszłaś/eś ponieważ moi rodzice nie akceptowali eks partnerki z powodu jej religijności, a ja nie byłem religijny wówczas, dopiero później zmieniłem opinię i stwierdziłem, być może trochę pod wpływem rodziców, że wolałbym żyć bardziej religijnie. Oczywiście wchodziły w gre inne sprawy takie jak: chęć mieszkania w innych miastach i zmiana charakteru w obu partnerach. Te wydarzenia troche mnie zmieniły i przestałem być jakby to powiedzieć uczuciowy.

Mój poprzedni związek był bardziej z rozsądku chyba niż z miłości. Natomiast schemat jest taki, że zarówno obecny związek jak poprzedni były niemalże świetne do czasu wspólnego zamieszkania. Koniec końców od byłej narzeczonej usłyszałem "nikomu nie życzę takiego partnera jak Ty" i "brak empatii".
W obecnym związku uczucia są i jest miłość romantyczna.

Odnośnik do komentarza

No tak, ale związek polega na mieszkaniu razem...,staraj się utrzymać obecny związek,
coś musi być na rzeczy,że ciężko z Tobą się żyje,skoro tak stwierdziła była dziewczyna.
Nie można być w związku za uległym i za bardzo dominującym,powinno się być sobą,nie udawać,
usiądźcie spokojnie i szczerze porozmawiajcie ,wyznaczcie jakieś granice swojego życia,bo w związku trzeba też mieć swoje życie i swoje zdanie,nie można wymagać posłuszeństwa jak od dziecka,a przekonywać się wzajemnie na argumenty.
Ludzie generalnie jak się zakochują nie widzą wad i dlatego się wiążą na stałe,bo nie zdają sobie sprawy ,jaki to jest ciężki kawałek chleba:D
A jak się zacznie rozkminiać...,to tak można do śmierci:P

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...