Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Problem z osobowością.


Gość Carlito993

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Carlito993

Witam,
Mam 23 lata i piszę tutaj, bo zdałem sobie sprawę z poważnego problemu. Z problemu zdałem sobie sprawę dopiero po tym jak zerwała ze mną dziewczyna - jako powód podała to, że nie czuje się ze mną jak z facetem, ale jak z dzieckiem.
Nie czuję się mężczyzną w sensie psychicznym. Mam kompleksy i brak poczucia wartości. Jestem patologicznie nieśmiały i niepewny siebie.
Studiuję i już mam kompleksy, bo nie darzę tych studiów już żadną pasją, ani sympatią. Dzisiaj kolega, który zawsze był ode mnie gorszy w szkole itd. pochwalił się jakie pieniądze wielkie zarabia za granicą i zniżył mnie tym samym do poziomu gleby... Ja mu powiedziałem, że... właśnie robię praktyki i jestem na 4 roku studiów. Widziałem jego satysfakcję, a ja spuściłem mimowolnie głowę w dół... Czuję się jak śmieć. Mógłbym powiedzieć - może nie mam pieniędzy, ale mam wykształcenie... nie - z tych studiów nie będę miał porządnej pracy, a pasji już z nich też nie mam. Nie czuję się jakbym osiągał jakikolwiek sukces w życiu.
Ogólnie mam 175 cm wzrostu i mam wygląd chłopca. Czuję się z tym faktem słabo, gdy rozmawiam z wysokimi charyzmatycznymi facetami, którzy mają ten wzrok, który wbija mnie w ziemię, a nogi mi się trzęsą. Tak bardzo chciałbym odnaleźć swoją męskość, wykopać ją z głębi... mam tragiczny kontakt z ojcem - zawsze tak było. Był od zarabiania hajsu i tym się szczycił, że powinienem być mu za to wdzięczny... Ta... Wstydzę się powiedzieć mu, że go kocham i go potrzebuję. Czuję się przez niego odrzucony.
Jestem cholernie nieśmiały. Wstydliwy i bojaźliwy. Boję się nowopoznanych ludzi obojga płci. Stresuję się strasznie przy załatwianiu jakichkolwiek spraw urzędowych. Patologiczna aspołeczność blokuje mnie strasznie w rozwoju. Boję się iść do pracy, bo boję się, że będą mnie wyśmiewać, że studencik nic nie umie i po co on przyszedł tu, że będą się wyśmiewać z dziecinnego wyglądu i załamującego się głosu kiedy rozmawiam z potężnymi mężczyznami.
Łaknę kontaktu z ludźmi. Tylko, że jestem poblokowany i nie wiem jak mnie odbiorą i się tego boję.
Nie mam żadnych cech, która ma samiec alfa. Nie jestem odważny, nie potrafię podjąć szybko decyzji. Nie jestem zdecydowany i często zmieniam zdanie. Nie prowadziłem mojej kobiety, bo bałem się, że zrobię coś źle, że zepsuję relacje.
Najgorsze ze wszystkiego jest to, że NIE WIEM KIM JA JESTEM .... a już naj najgorsze jest to, że NIE WIEM KIM JA CHCĘ BYĆ... - to mnie boli najbardziej. Ja nie wiem kim ja chcę być . . . prawnikiem, lekarzem, ślusarzem czy piekarzem??? Nie wiem co mnie kręci... Ćwiczę na siłowni, gram na gitarze, uczę się języka, ale nie wiem czy cokolwiek z tych rzeczy wchłania mnie totalnie. Chciałbym poczuć się tak jak kiedyś, że na graniu w piłkę po 6 godzin nie czułem upływu czasu.
Jestem ciapą i leniem - to z lenistwa wynika chyba to, że nie potrafię się zmienić, nie mam dążenia, silnego postanowienia poprawy...
Owszem... staram się chodzić wyprostowany z klatką do przodu, pewnym krokiem i patrzeć ludziom w oczy, mówić niskim głosem - ale co z tego skoro to tylko powierzchowna maska??? Wszystko na nic.

Chciałbym kiedyś stanąć przy facecie, prawdziwym samcem alfa, dużym i męskim i rozmawiać z nim jak równy z równym, tak, żeby mi się nie trzęsły nogi i żebym wiedział, że mu dorównałem męskością. Chciałbym, żeby męskość biła ode mnie na kilometr jak od niektórych facetów. A mi nawet broda bardzo nie chce rosnąć.

PS: Nie jestem homoseksualistą. Moja seksualność jest w porządku jak najbardziej, nie różni się od rówieśników, faceci mi się nie podobają, chociaż miałem fantazje o seksie z facetem i to mnie troszkę niepokoi.

Proszę o rady czy powinienem udać się do psychologa, psychoterapeuty czy do kogokolwiek, bo już jestem bezradny i nie wiem jak to zrobić, wydaje mi się, że bez wzorca męskości nic nie wskóram, a nie wiem skąd takiego mentora wytrzasnąć. Na pewno nie pójdę się ukorzyć przed ojcem... Już mnie i tak często poniżał, dosyć.

Proszę o pomoc. Wręcz o nią skowyczę...

Odnośnik do komentarza
Gość Carlito993

Zastanawiam się czy jest tak na prawdę czy tylko stworzyłem sobie iluzoryczny obraz siebie oparty na fikcji, którą sam tworzę. Zachowuję się jak Bóg... próbuję wchodzić do głowy innych i patrzeć co oni tam na mój temat mają. Potem biorę sobie tą fikcję do siebie i taki swój obraz maluję w głowie. Zdaję sobie sprawę z tego, ale do czasu, aż wyjdę na miasto i znowu się to stanie: "nie podejdę do tej dziewczyny, bo weźmie mnie za dziwaka, że zagaduje do ludzi..."

Odnośnik do komentarza

To faktycznie z kasą słabo :) - ale też w sumie niekoniecznie.
To może być Twoja baza, żeby robić coś więcej.
Możesz zrobić np jakąś podyplomówkę?
a wiedza historyczna jest tak naprawdę potrzebna każdemu żeby lepiej zrozumieć świat i te powtarzające się schematy.
Bardzo ładnie piszesz, może mógłbyś być np dziennikarzem, prowadzić bloga, napisać książkę.

To ze kolega chwalił się hajsem to wiesz- rożnie bywa z tymi opowieściami, a nawet jeśli - to jak sam piszesz- za granice trochę zarobić to możesz pojechać również z dyplomem w kieszeni.A szkoda by było zmarnować zdolności do nauki i od razu po maturze wyjechać zarabiać.

Relacje z ojcem chyba są kluczowe z tego co piszesz jeśli chodzi o twoje poczucie wartości i męskości.
Nie wiem dokładniej jak jest ale może niekoniecznie szczera rozmowa poległaby na ukorzeniu, może on jednak by coś zrozumiał?

Masz w głowie stereotyp "samca alfa".
Wg mnie prawdziwa męskość to niekoniecznie tylko pewność siebie. Za tym musi się kryć coś więcej niż tylko przekonanie o własnej wspaniałości :-) A u ciebie najwyraźniej się kryje.
Twoja dziewczyna zerwała i to p0dkopało wszystko.
Nie wiem o co chodziło, bo" dziecinność"
to szerokie pojecie- może brak decyzyjności ?
A może po prostu się nie dobraliście.

Ja wiem ze to tak łatwo pisać żeby ktoś w siebie uwierzył- nie zastanawiał się tylko nad innymi.
Ale spójrz jak surowo siebie oceniasz- studia, sport, gitara - i mówisz ze jesteś leniem:)
I myślę ze to karate o którym pisze kikunia to bardzo dobry pomysł, tym bardziej ze lubisz sport.

Odnośnik do komentarza

Chlopcze, ciesz sie ze wygladasz mlodo, wiele dziewczat lubi takich chlopcow. A z tego co piszesz, i jak piszesz, wynika ze fajny z Ciebie chlopak. A historycy, to przewaznie ludzie, ktorzy dobrze rozumieja kazdy inny przedmiot. Umiesz techniki zapamietywania, a to baza do calej reszty dziedzin nauki.

Odnośnik do komentarza

Z doświadczenia własnego to nie wiem czy warto, bo nie byłam.
Duszpasterza bym odpuściła chyba ze znasz konkretnego i wiesz ze jest w porządku, nie fanatyk :)
Psychologa każdy przeważnie doradza- to niby oczywiste, ale też- jak we wszystkim- zależy na jakiego człowieka trafisz.

Wydaje mi się ze u ciebie to dwa programy się wgrały - ojciec i dziewczyna.
Masz wzór męskości taki a nie inny, ale myślę ze mylisz samca alfa z macho.
Co to w ogóle znaczy ten samiec alfa- przecież nie tylko władza ale i odpowiedzialność. Ojciec który nie umie się porozumieć z synem i myśli tylko o zarabianiu nie jest wg mnie samcem alfa.

Ty masz dużo zalet ale ich nie doceniasz, nawet o nich nie wiesz i boisz się ludzi wcale nie lepszych od ciebie.

Odnośnik do komentarza

~Sinn
Dodam jeszcze ze z tymi technikami zapamiętywania to działa w obie strony - znam chłopaka z dużymi zdolnościami matematycznymi a nie poszedł na politechnikę tylko właśnie na historię.

heheh :) cos w tym jest ze historyk to dobry matematyk, a matematyk to dobry historyk

Odnośnik do komentarza

Statystyki są bezlitosne i jednoznacznie potwierdzają, że schemat relacji z ludźmi wyniesiony z rodzinnego gniazda, rzutuje na Naszą przyszłość.
I paradoksalnie Ty Carlito w swoim pierwszym poście w wątku, tą regułę potwierdzasz

mam tragiczny kontakt z ojcem - zawsze tak było. Był od zarabiania hajsu i tym się szczycił, że powinienem być mu za to wdzięczny...
.
Nie każdy ojciec jest dobrym nauczycielem i wzorcem męskości godnym naśladowania. Ale to też nie do końca jest Jego wina, odnosząc się tutaj do początku mojej wypowiedzi.
Zaczynając od tego przypadku i na tym schemacie opierając wszystkie Twoje niepowodzenia w relacji z ludźmi, to mamy odpowiedź dlaczego tak się czujesz "tu i teraz".
Chciałbym kiedyś stanąć przy facecie, prawdziwym samcem alfa, dużym i męskim i rozmawiać z nim jak równy z równym, tak, żeby mi się nie trzęsły nogi i żebym wiedział, że mu dorównałem męskością.

Tak kiedyś będzie wyglądała Twoja rozmowa z kolegą, który dzisiaj robi "biznesy" na zachodzie. Z tą różnicą, że wtedy Wasze role mogą się odwrócić.
Podstawowy błąd u Ciebie to to, że z góry zakładasz jak zostaniesz odebrany przez otoczenie; patrzysz na siebie oczami innych.
Stare dobre powiedzenie mówi, że
krytyka mędrca znaczy więcej niż pochwała głupca.

I konfrontując to z Twoim zdaniem
Dzisiaj kolega, który zawsze był ode mnie gorszy w szkole itd. pochwalił się jakie pieniądze wielkie zarabia za granicą i zniżył mnie tym samym do poziomu gleby.

mamy zupełną sprzeczność względem owego powiedzenia, bo u Ciebie w wypowiedzi, to "krytyka głupca znaczy więcej...".

Spotkanie z psychologiem było by wskazane, bo samemu nie dźwigniesz tych przekoszonych naleciałości z dzieciństwa. Bo tutaj sporo blokad w Tobie jest jak system naczyń połączonych, gdzieś ma swoje początki.
Jakakolwiek terapia to praca klienta nad sobą samym, praca klienta pod okiem i przy wsparciu terapeuty.
Nie nastąpią żadne zmiany w Twym sposobie myślenia, w Twym funkcjonowaniu w relacjach z ludźmi/w związku, w Twym myśleniu o sobie samym, od samego spotykania się z najlepszym nawet terapeutą.
Rzecz w tym, że wszystko to co napisałeś, świadczy o jednym: wszelkie emocje związane z trudnymi doświadczeniami z dzieciństwa upchnąłeś w najodleglejsze zakamarki ciała. A one, jak to, one, dają o sobie znać niemal non stop.
(jak przewrotny tytuł książki Alice Miller "Mury milczenia, cena wyparcia urazów z dzieciństwa)
Po co terapia? By poradzić sobie z tymi trudnymi emocjami i przestać być ich niewolnikiem.
Jednak, na szczęście, terapia nie jest obowiązkowa; podjęcie jej, wbrew sobie, nie ma sensu.
Terapia to przyjemność inaczej, a raczej odroczona przyjemność. W jej trakcie na ogól przyjemnie nie jest, bo
dotyka się spraw trudnych, przeżywa odłożone, upchnięte w kąt, nieprzyjemne emocje.
Z terapią jest tak, jak z wizytą u dentysty - rzadko kto siada na fotelu z wielką ochotą, ale jak wspaniale jest, gdy ząb przestaje boleć.
Praca nad sobą nie jest straszna.
Praca nad sobą jest trudna, bo prowadzi do odkrycia i przeżycia, zepchniętych gdzieś w kąt, różnych swych uczuć.
Praca nad sobą nie należy do rozkosznych, ale przynosi znakomite efekty.
To właśnie ze względu na te efekty, moim zdaniem, należy podjąć się tej pracy.

Każdy z nas (przepraszam za generalizację) przeżył/przeżywa różne trudne sytuacje, często, by przetrwać je bagatelizujemy to, co z nami się dzieje. Często też, zwłaszcza w dzieciństwie słyszeliśmy o tym, że nic się nie stało, że nie wolno płakać, krzyczeć, złościć się. Jednym słowem większość z nas ma wdrukowany przekaz, że uczucia są "be" a ich okazywanie (zwłaszcza tych nieprzyjemnych) źle świadczy o człowieku. System zaprzeczeń został uruchomiony, a dalsze sytuacje tylko ten system wspierają. Pomocnym w odwróceniu tych sytuacji, "zrobieniu porządków" z uczuciami upchniętymi w odległe zakamarki, jest przeżycie tych sytuacji na nowo, w bezpiecznych (psychicznie) warunkach. Dzięki temu można zminimalizować późniejsze skutki ukrywania uczuć, ich zaprzeczania. To przekłada się też na obecne zachowanie, czyli na bycie świadomym przeżywanych obecnie uczuć (najczęściej z gatunku tych nieprzyjemnych) i odreagowaniu, czyli pozbyciu się ich oraz załatwianiu spraw na bieżąco. "Na bieżąco", czyli np. gdy ktoś mnie złości, mówię mu jak jego zachowanie na mnie wpływa, a nie po jakimś czasie wywalam wszystkie brudy i zamieniam się w wulkan ziejący ogniem.

Odnośnik do komentarza
Gość Carlito993

Dziękuję Bags za Twoją pomocną i wyczerpującą odpowiedź. Dedukuję, że się zajmujesz zawodowo tymi sprawami. Śmieszy mnie trochę to, że ja wiem (albo się mylę - może coś jest jeszcze głębiej) co spowodowało mój stan nieporadności. W dzieciństwie miałem szerokie, ale ograniczone grono znajomych. Zawsze bałem się wchodzić w nowe środowiska i rezygnowałem z ryzyka - wolałem być w strefie komfortu.
* Ostatnio miałem przykład tego co mnie najbardziej drażni. Byłem na weselu. Moja dziewczyna namawiała mnie, żebym wziął udział w oczepinach. Ja może nawet chciałem się pobawić, ale bałem się tego, że nie skumam o co chodzi w zabawie i będę stał jak kołek albo się wywrócę czy coś. Mnóstwo monologów wewnętrznych. Zawsze patrzę na siebie oczami innych i to jest fakt np. jak dzisiaj zagadałem z dziewczynami - dawnymi znajomymi z liceum i potem odszedłem to słyszałem jakieś chichoty i nie wiedzieć czemu odebrałem to, że mnie wyśmiewały chociaż wiem, że raczej nie. Podświadomie jednak czułem się nieswojo. Wojciech Eichelberger mówił w wykładzie, że te monologi trzeba wyłączyć i żyć rzeczywistością, bo można wpaść w chorobę psychiczną.

W dzieciństwie słyszałem od rówieśników czasem, że jestem brzydki, mam odstające uszy czy coś w tym stylu. Czasem ktoś powiedział, że jestem leszczem i nie chce się ze mną kolegować. Jednak ostatnimi czasy zdałem sobie sprawę, że jednak mogę się podobać. Dziewczyna mówiła mi, że jestem przystojny itp. i dziwi się bardzo, że nie miałem nigdy wcześniej dziewczyny. Gdyby ona do mnie nie lgnęła to do tej pory bym nikogo nie miał. Ona mi pokazała, że powinienem się zmienić i to dzięki niej podjąłem walkę o siebie. Na razie jednak tylko teorię przerabiam. Mieliśmy różne koncepcje związków. W "Żelaznym Janie" Bly napisał, że chłopak, który nie miał wzorców męskości i nie nasycił się męskim pierwiastkiem bo z mężczyznami nie przebywał, może szukać w dziewczynie tego pierwiastka, jednak taka droga prowadzi donikąd. Wytykała mi brak decyzyjności, to że jej nie prowadzę, brak pewności siebie. Ja jestem osobą, która jest zamknięta, siedzi w domu i trochę aspołeczna, ale łaknąca towarzystwa jednak bojąca się go poznać. Ona była bardzo pewną siebie ekstrawertyczką, śmiałą, nie przejmującą się opinią innych dziewczyną. Znała swoją wartość, zawsze miała najlepsze oceny w klasie, pracowała od 16 roku życia, można powiedzieć miała większe jaja ode mnie. Była dla mnie wzorem, ciągnęła mnie ku górze - przy niej się zmieniałem, stałem się bardziej kontaktowy, zacząłem rozmawiać z ludźmi - imponowała mi, chciałem być jak ona, mieć szerokie grono znajomych, dobrze odnajdywać się w społeczeństwie, nie bać się ludzi i podejmować ciągle nowe wyzwania. Odcięła mnie od siebie, zabrała mi wzór. Wiem, że to żałosne i śmieszne, ale ona mnie tej męskości trochę poduczyła. Czuję, że za kilka miesięcy będę tym jakim chciała żebym był. Wiem, że już się zmieniłem, mniej się boję ludzi, ale nie wiem czy to szczera przemiana czy po prostu przybrana maska. Fakt, nie dogadywaliśmy się. Ja na siłę chciałem pokazać jaki to jestem "wyjściowy", ciągle ją gdzieś zabierałem, bawiliśmy się - myślałem, ze tego oczekuje, a potem przy rozstaniu powiedziała mi, że ma poprawkę we wrześniu PRZEZE MNIE. W sumie już o niej coraz mniej myślę, choć brakuje mi jej strasznie. Tydzień temu dzwoniłem i mnie okrzyczała za to, że nie szanuję tego, że ona potrzebuje ode mnie odpocząć i się odciąć. Powiedziała, że zainteresowała się jednym kolesiem i się z nim chce powoli zacząć spotykać, ale nie wchodzić w związek, tylko wszystko powolutku... Spoko, trudno.

PS: Czy da się jakoś naprostować relacje ojciec-syn, tak aby tym ojcem był ktoś inny? Czy w ogóle możliwe, że zmienię się z kobiety w męskim ciele w prawdziwego faceta?

Odnośnik do komentarza

Przeciwieństwa się przyciągają.
Ale sam widzisz ze wchodzenie trochę w nie swoje buty prowadzi nieraz do nikąd.
Ona może wcale nie oczekiwała tej zabawy, raczej decyzyjności, tak jak myślałam. W związku raczej zawsze jedno bardziej "rządzi" , ale to drugie też powinno mieć swoje zdanie.
Brakuje Ci jej jako takiego pomocnika wprowadzającego w świat- bo jakby rodzice nie spełnili tj roli. Ale jednak najlepiej oprzeć się na sobie.
Bags- świetne powiedzenie o nie przejmowaniu się zdaniem głupca- może nawet nie tyle głupca co kogoś kto nas nie rozumie i w sumie nie musi .

Odnośnik do komentarza

A po co postrzegasz siebie jako kobietę w męskim ciele?

Jesteś po prostu chłopakiem o dość nieśmiałym sposobie bycia i już. Jak ojciec ceni pieniądze, to pewnie zauwazy Cię w kategoriach- oho-syn mi dorósł, jak zaczniesz jakoś sensownie zarabiać, czyli jak radzą ,po studiach do pracy -odkladaj pieniądze i na jakąś sensowna podyplomówkę np. na SGH w W-wie.

Pieniądze kolegi niech Cie nie stresują, bo nie wiadomo jakie one są naprawdę i co on musi robić ,żeby je uzyskać- opowiadać ludzie często dużo opowiadają, ale niestety nie zawsze prawdę. Jak w szkole Ty byłeś madrzejszy, jego może dołowaly Twoje dobre oceny to mial frajdę w opowieściach a Twoja reakcja byla bezcenna, spuścileś głowę i on odebrał to jako zadoścuczynienie tych wszystkich klasówek, gdzie Twoja była na 5 a jego ledwie na 3. Jakbys szczerze sie ucieszył, że mu sie dobrze powodzi i potem lekko zażartował, że jak na razie robisz to co lubisz i też Cię to cieszy, to może on uwage pokryłby uśmiechem, ale może w duszy by sobie pomyslał: hajc mam, ale robolem jestem. Wszystko jak sądze zależy od naszych reakcji. Może on wcale nie chcial Cię zdolować, tylko zobaczył dawno niewidzianego kolegę i chciał pogadac co u niego slychać, przecież jak żyje tam ,to tu mu sie z czasem kontakty urywają. A Ty zareagowałeś jak zaprogramowany przez swego tatę- mężczyzna tyle znaczy ile zarabia.

Bagsa zalecenia przemyśl, on mial trudną drogę swojego rozwoju i wiele sobie postudiował, jego mądrość nie tylko jest "domowa", czasem podparta ciekawymi lekturami.
Z dziewczyną nie wyszło, ale jak mówisz dorastaleś przy niej. W następnym związku będziesz już dojrzalszy i pewniejszy. Rzuciła,że przez Ciebie ma wrzesień, bo sie zapędziła w Waszych wyjściach- gdyby o czasie rzekła, nie teraz trochę stop, bo zawalę ważne kolokwium, czy egzamin, to przecież byś się nie upierał- nie dopilnowała swoich spraw i nic sie nie stalo ,poprawi we wrześniu.

Głowa do góry- wszystko bedzie dobrze, tylko pracuj nad sobą i nie przejmuj sie tak strasznie jak Cię inni postrzegają. Człowiek powinien być uważny na drugiego człowieka w sensie na przyjaciela ,rodzica i inne ważne osoby z otoczenia, ale nie przejmować sie wszystkimi bliższymi i dalszymi znajomymi. Wszystkim nigdy nie dogodzisz. Ponadto uwazny na bliskich to znaczy uważnie ich słuchający i słyszący co mówią, o co prosza , na czym im zależy- reagujący na nich. My tez chcielibyśmy być ważni dla naszych ważnych bliskich osób- to działa w obie strony. Natomiast przypodobać sie całemu światu się nie da i juz.

Jak będziesz lojalny i ważny dla swoich najbliższych, będziesz umial się cieszyc ze swoich osiagnięć, docenisz co Ci wyszło, w co włożyles duzo pracy, to z czasem nabierzesz poczucia własnej wartości, tak sadzę.

Odnośnik do komentarza

~Carlito993
Dziękuję Bags za Twoją pomocną i wyczerpującą odpowiedź. Dedukuję, że się zajmujesz zawodowo tymi sprawami.

Bardziej amatorsko i hobbystycznie zgłębiam tajniki psychologii, aczkolwiek mając do niej zawodowe wprowadzenie. Najprościej mówiąc z domieszką własnej autopsji, to z tej książkowej wykładni psychologicznych prawd objawionych skłaniam się bardziej ku tej bardziej brutalnej, bo życiowej sferze.
~Carlito993
Śmieszy mnie trochę to, że ja wiem (albo się mylę - może coś jest jeszcze głębiej) co spowodowało mój stan nieporadności. W dzieciństwie miałem szerokie, ale ograniczone grono znajomych. Zawsze bałem się wchodzić w nowe środowiska i rezygnowałem z ryzyka - wolałem być w strefie komfortu.

A przewrotnie zaczynając od końca... to zdefiniuj sam dla siebie to Twoje pojecie strefy komfortu. Bo może się okazać, że idąc po nitce do kłębka, dotrzesz do podłoża mającego swoje początki od sławetnej kołyski.
Poszukaj sobie na yt "czym jest i jak działa ego" w 2 odc.
~Carlito993
W dzieciństwie słyszałem od rówieśników czasem, że jestem brzydki, mam odstające uszy czy coś w tym stylu. Czasem ktoś powiedział, że jestem leszczem i nie chce się ze mną kolegować. Jednak ostatnimi czasy zdałem sobie sprawę, że jednak mogę się podobać. Dziewczyna mówiła mi, że jestem przystojny itp. i dziwi się bardzo, że nie miałem nigdy wcześniej dziewczyny. Gdyby ona do mnie nie lgnęła to do tej pory bym nikogo nie miał. Ona mi pokazała, że powinienem się zmienić i to dzięki niej podjąłem walkę o siebie. Na razie jednak tylko teorię przerabiam. Mieliśmy różne koncepcje związków.


~Carlito993
W "Żelaznym Janie" Bly napisał, że chłopak, który nie miał wzorców męskości i nie nasycił się męskim pierwiastkiem bo z mężczyznami nie przebywał, może szukać w dziewczynie tego pierwiastka, jednak taka droga prowadzi donikąd.

Coś w tym jest na rzeczy...
Posłuchaj sobie "dzikie serce" John'a Eldredge.
~Carlito993
Wytykała mi brak decyzyjności, to że jej nie prowadzę, brak pewności siebie. Ja jestem osobą, która jest zamknięta, siedzi w domu i trochę aspołeczna, ale łaknąca towarzystwa jednak bojąca się go poznać. Ona była bardzo pewną siebie ekstrawertyczką, śmiałą, nie przejmującą się opinią innych dziewczyną. Znała swoją wartość, zawsze miała najlepsze oceny w klasie, pracowała od 16 roku życia, można powiedzieć miała większe jaja ode mnie. Była dla mnie wzorem, ciągnęła mnie ku górze - przy niej się zmieniałem, stałem się bardziej kontaktowy, zacząłem rozmawiać z ludźmi - imponowała mi, chciałem być jak ona, mieć szerokie grono znajomych, dobrze odnajdywać się w społeczeństwie, nie bać się ludzi i podejmować ciągle nowe wyzwania. Odcięła mnie od siebie, zabrała mi wzór. Wiem, że to żałosne i śmieszne, ale ona mnie tej męskości trochę poduczyła.

Brutalnie mówiąc nadała Ci kierunek i pokazała, na czym warto się skupić... na sobie, a nie na tym jak jesteśmy postrzegani.
~Carlito993
Czuję, że za kilka miesięcy będę tym jakim chciała żebym był. Wiem, że już się zmieniłem, mniej się boję ludzi, ale nie wiem czy to szczera przemiana czy po prostu przybrana maska.

Tu wracamy do punktu wyjścia, że dopóki nie naprawisz starych naleciałości "zamiecionych pod dywan" w zakamarkach, tak te rozterki będziesz mieć zawsze.
~Carlito993
Czy da się jakoś naprostować relacje ojciec-syn, tak aby tym ojcem był ktoś inny? Czy w ogóle możliwe, że zmienię się z kobiety w męskim ciele w prawdziwego faceta?

Jak to mówią "straconego czasu nie dośpisz, nie dodrzemiesz", ale przewrotnie odpowiadając Ci na to pytanie, to namiastkę tej właściwej "ojcowskiej ręki" znajdziesz w kimś (np. teść), kto Ciebie pociągnie ku górze tak jak Twoja była dziewczyna. Tylko nie możesz doprowadzić do sytuacji, że On prowadzi Cię za rączkę jak dziecko.
Odnośnik do komentarza

Miło mi ze w kilku kwestiach się ze mną zgadzasz kikuniu :)
Ja podobnie jak ty tez uważam ze całemu światu się nie przypodobasz. Tylko w tym właśnie rzecz ze ludzie delikatni wrażliwi niepewni siebie zawsze myślą o zdaniu innych.
Czasem za bardzo.
Ja bym się upierała ze "winny" jest tu ten wzorzec męskości u autora, trochę komiksowy, trochę jak z westernu.
Naprawdę nie każdy facet musi być macho, co więcej - nawet chwała Bogu że nim nie jest :-)

A tego zdania to nie rozumiem.
Czy da się jakoś naprostować relacje ojciec-syn, tak aby tym ojcem był ktoś inny?
Jak to aby- czy jakby - ktoś inny był ojcem.
Same relacje raczej nigdy się nie prostują.Może wspólna rozmowa przy dobrym terapeucie by pomogła żeby ojciec coś zrozumiał.

Odnośnik do komentarza
Gość Carlito993

Nie znacie mojego ojca. On jest człowiekiem bardzo prostym z ledwie zawodowym wykształceniem. Do spółki z mamą chcieli zrobić ze mnie intelektualistę, jak mniemam przez swoje kompleksy na tym punkcie. Jakbym mu powiedział, że chcę z nim iść do terapeuty to on by stwierdził, że jestem głupi, że idź do roboty bo Ci się w głowie poprzewracało z lenistwa. Na dodatek raz powie: "Ucz się bo będziesz zapie**alał łopatą", a raz powie: "chłop to powinien mieć zawód wyuczony, a nie...". Wiem jak to zabrzmi z mojej strony, wyrodny syn, cham, ale mój ojciec czasami jest po prostu nie tyle prosty co prostacki. Ja to widzę i nawet nie wiem o czym miałbym rozmawiać z nim. Niestety... ale czasem patrzę na niego z pogardą. A! Dodam, że zaobserwowałem dłuuugo jego relacje z innymi. Dla wszystkich jest człowiekiem pomocnym, do rany przyłóż, a na mnie, brata i mamę czasem krzyczy, strzela fochy tj. jak coś zapytam i mu się nie spodoba to się potrafi nie odzywać, albo powiedzieć żebym się zamknął i robił co mam robić. Pamiętam jak raz kiedy się mocno kłóciliśmy z bratem nazwał nas skur**synami. Żal mi mojej mamy, bo ja mogę zrobić co chcę, wyjechać itd. a ona utknęła jako kura domowa, nie ma koleżanek tylko siostry i matkę. Nie wiem czy ona jest szczęśliwa... dzisiaj np. sytuacja:
- Marcin jesteś już, chcesz coś jeść?
- A co jest?
- Nie gotowałam dzisiaj, mogę Ci odgrzać bigos.
Wtedy wyciągnął sobie jakieś tam parówki czy coś i bez słów sobie je odgrzał. Matka pytała dalej:
- czy odgrzać Ci bigos?
Na pytanie odpowiedział:
- Idź rób swoje.
Matka z łzami w oczach się zdenerwowała i wyszła. Potem pod wieczór ojciec zaczął się już uśmiechać i obracać sytuacje w żart. I to się zdarza bardzo często. Moja dziewczyna ciągle mi wytykała, że robię te fochy. Teraz widzę dokładnie skąd to mam. Boję się, że jestem jak on.
Nie wiem, może ma kłopoty w pracy czy coś, nie wiem bo u mnie w domu o ŻADNYCH jego kłopotach nie było mowy. On nigdy nie przegrywał, zawsze wszystko robi najlepiej, czasem jak widzę, że coś źle zrobi to on się nie przyzna. On jest nieomylny.

Dziękuję za pozytywne słowa moi mili. Mam nadzieję, że utrzymamy dyskusję jeszcze, bo mi ona pomaga, a ja bym chciał coś dać od siebie. Może sam fakt, że taki przypadek jak mój jest dla was ciekawym doświadczeniem :)

Odnośnik do komentarza
Gość Carlito993

Wydaje mi się, że ojciec mojego ojca - mój dziadek był dla niego odległy tak samo jak ojciec jest dla mnie. Nie pamiętam dziadka tak dobrze, ale pamiętam, że na babcię krzyczał i ją wyzywał. Kiedyś spadła z łóżka jak była już dogorywająca i jak mama przyszła ją podnosić to on stwierdził, żeby dała sobie spokój. Dziadek był osobą posępną, bałem się go zawsze. Nigdy nie dał mi na przysłowiowego "loda".
Boję się, że to taki nieprzerywalny ciąg, że ja dla swojego ewentualnego syna będę podświadomie taki sam.
Poza tym poszukam chyba sobie kogoś, jakiegoś pana emeryta, z którym bym mógł coś porobić, połowić ryby czy pomajsterkować, żeby poopowiadał o życiu itd. w zamian za jakąś pomoc przy sprzątaniu czy zakupach. Nie wiem jak nawiążę kontakt z takim kimś i czy nie zostanę odebrany jak wyłudzacz pieniędzy. Cóż, coś wymyślę.
Babcia od strony mamy jest świetną osobą, dziadka nie poznałem, wychowała 5 dzieci wraz z "pomocą" nowego męża.

Odnośnik do komentarza

Nie taktuję tego co piszesz jako "ciekawy przypadek" tylko doskonale rozumiem o czym mówisz.
Mozna mieć wątpliwości czy takie pisanie coś w ogóle daje, ale tak jak napisała chyba Unna w innym wątku- nieraz samo wysłuchanie przez bezstronne osoby oraz sformułowanie problemu w jakiś sposób pomaga uporządkować myśli i pozbierać się, popatrzeć z dystansem?

Nie da rady chyba tak całkiem wyrzucić z siebie tego co tam jest- ale jak napisał Bags żaden terapeuta nie przepracuje sprawy za nas.
Ty i tak dużo robisz, wszystko rozkminiasz, poza tym nie stawiasz się w roli totalnej ofiary tylko szukasz zależności przyczynowo-skutkowych.
Nie znam cie ale moim zdaniem to niewiele masz do zmienienia poza stosunkiem do samego siebie.
Najwyraźniej potrzebujesz wzoru męskości innego niż twój ojciec.
Nawet twoja dziewczyna trochę kimś takim dla ciebie była -miała cechy dobrze zorganizowanej pewnej siebie osoby które przypisuje się mężczyznom.
Myślę ze jednak raczej nie masz co się martwic ze będziesz taki jak ojciec- za dużo masz samokrytycyzmu i autorefleksji.

Odnośnik do komentarza
Gość poprostuanka

Na Twoim miejscu rozważyłabym udanie się do psychoterapeuty. Żebyś zmienił coś w swoim życiu musisz zacząć właśnie od wprowadzania zmian. Ktoś kto się na tym zna pomoże Ci rozwinąć pewność siebie,a na pewno wskaże gdzie tak naprawdę leży problem. Ja swego czasu chodziałam do pani psycholog z Opola-Ireny Maślankowskiej-pomogła mi pokonać nieśmiałość.

Odnośnik do komentarza

~Sinn

Nie da rady chyba tak całkiem wyrzucić z siebie tego co tam jest- ale jak napisał Bags żaden terapeuta nie przepracuje sprawy za nas.

Dokładnie, bo tak na chłopski rozum takie przepracowanie takich traum z okresu dzieciństwa, jest jak rozmontowanie siebie do ostatniej śrubki i poskładanie od nowa. I tak jak to pierwsze (rozmontowanie) - sięgnięcie do korzeni problemu - jest proste do zrobienia, tak z tym drugim (złożeniem się w całość) jest to mozolna praca nad sobą. Mozolna i bardzo trudna, ponieważ gdy się na nią wstąpi, co i raz dopadają ją wątpliwości, czy jest ona słuszna.
A wtedy wsparcie psychologa jest bardzo wskazane.

Carlito993 bądź pierwszorzędnym oryginałem siebie, niż nieudaną kopią kogoś. Bez względu na to, czy na ślepo idziesz w ślady ojca.
Bo z mojego doświadczenia w tej psychologicznej materii, to On powiela schemat swojego ojca a Twojego dziadka.
I co z tego, że wespół z matką chcą zrobić z Ciebie intelektualistę, kiedy Ty przekraczając Jego intelektualną poprzeczkę, jesteś sprowadzany do parteru czyli Jego poziomu.
I tak jak mamy wpływ na zmianę kogoś, tak możemy tego dokonać, pod warunkiem, że tym kimś jesteśmy MY sami.
Tak więc pomocy u specjalisty szukaj Ty sam, nie ciągnij ojca ze sobą.

Odnośnik do komentarza
Gość Carlito993

Utwór Maleńczuka w samo sedno... Masz żyć tak, tak i tak. Osiągnąć to, to i to. A po wywiadówce zawsze lanie i ten stres... "I czego mi o złych ocenach nie powiedziałeś?" ... -mamo, bo mi dawałaś chore kary... hallo!!!

Odnośnik do komentarza

Ktoś ma więcej forsy?
Zawsze tak będzie. Zawsze ktoś będzie bogatszy, będzie miał lepszy samochód czy jacht.
To zwykła, bezsensowna zazdrość.
Nie porównuj się do innych, patrz na siebie i ciesz się swoimi osiągnięciami.
Nie patrz na siebie cudzymi oczami, to twoje życie, wszystko robisz dla siebie i to ty masz być zadowolony.

Kiedyś do znajomych przyjechał kuzyn z Kanady. Chwalił się zarobkami, jak u nich wspaniale się żyje. Tyle, że on tam był drwalem, a jego brat był wtedy dyrektorem w dużej firmie.
Porównując ich zarobki, drwal faktycznie więcej zarabiał.
Jednak porównując zarobki drwala z innymi , tam w Kanadzie, był skromnie zarabiającym facetem.
Ten dyrektor u nas, miał dobre zarobki i szacunek otoczenia, miał liczącą się pozycję.
Wszystko jest rzeczą względną.

Ktoś jest wysoki - znowu w tobie budzi się zazdrość.
No i co z tego? Popatrz na największych aktorów, tych z USA - z reguły to są niscy ludzie, a ci ze starszego pokolenia, to wręcz liliputy. A są sławni i podziwiani na całym świecie.
A nasi politycy? Też knypcie, czego o tobie powiedzieć nie można.
175 to średni wzrost, nie niski.
Gdybyś chciał być koszykarzem, czy siatkarzem, to faktycznie byłby to problem.
Ale takich planów chyba nie masz.
Czyli cały problem siedzi w twojej głowie. Znowu porównujesz się do innych.

Dziewczyna - spodobałeś się jej, jak byłeś sobą. Potem zacząłeś grać kogoś innego, co dziewczynę zniechęciło.
Nie doceniasz siebie i nad tym należy popracować. Musisz poprawić własną samoocenę, cieszyć się że nie jesteś cudzą kopią, tylko całkiem fajnym młodym człowiekiem.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...