Skocz do zawartości
Forum

Samotność od końca szkoły podstawowej


Gość Kaj098

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Mam 21 lat i borykam się z tak powszechnym problemem, jaką jest samotność.
W szkole podstawowej nie miałem problemów z relacjami z rówieśnikami. Spędzałem z nimi czas po szkole, tym bardziej że szkołe miałem raktycznie 1,5 km od swojego domu a 90% uczniów tej skoły to byli miejscowi.Po skończeniu podstawówki dostałem się do prywatnego gimnazjum oddalonego 30 km od domu. Codziennie tyle musiałem dojeżdżać do szkoły i z powrotem. Wiadomo nowi koledzy, koleżanki itd.
Jednak po zakończeniu lekcji nie spotykałem się z nikim ponieważ szedłem od razu na przystanek autobusowy. Nie było możliwości spędzenia z kimś czasu po szkole.
Z biegiem czasu traciłem kontakt; przestali za mną przepadać, nie rozmawialiśmy ze sobą specjalnie bo nie mieliśmy wspólnych tematów. Kontakty z dziewczynami też niestety były nikłe (od początku gimnazjum czyli od 7,5 roku żyje w przekonaniu ze mnie zadna dziewczyna nie zechce, bo nie mam predyspozycji do życia w związku, nie mam umiejętności bycia z drugą osobą).
Nie mogłem za bardzo rozwijać swoich zainteresowań, hobby ze względu na odległość od domu do szkoły i niekorzystny rozkład jazdy autobusów. Rodzice nie mogli za bardzo po mnie przyjeżdżać autem specjalnie po mnie, bo to byłoby zupełnie nieopłacalne pod względem finansowym tym bardziej że chodziłem do szkoły prywatnej. No i spędzałem weekendy sam w domu. Czasem wychodziłem grać w piłkę nożną ze znajomymi, grałem w drużynie piłkarskiej. No ale skoro była szkoła prywatna to nauka była na pierwszym miejscu i musiałem niestety zaniedbać nieco moje zainteresowania i się skupić na nauce. Z biegiem czasu zainteresowanie moim hobby malało, bo nie byłbym w stanie tego pogodzić z nauką. I tak i tak miałem przeciętne wyniki w nauce. Jak już napisałem, chodziłem do prywatnej szkoły więc pod względem majątkowym byłem i jestem stosunkowo bogaty. Niczego mi absolutnie nie brakowało, dostawałem to czego chciałem, czasem rodzice są dla mnie za dobrzy. Ale jak wiadomo pieniądze szczęścia nie dają. Nie czułem się szczęśliwy, z powodu braku umiejętności posiadania bliskich relacji. W liceum było bardzo podobnie. Nie miałem bliskiego kontaktu z nikim; byłem ''na doczepkę''. Nie miałem życia towarzyskiego. Byłem tylko albo i aż na 3 osiemnastkach. Każde Sylwestra spędzałem sam w domu oglądając filmy. Nie wzbudzałem zainteresowania u nikogo. Nikt nawet się mnie nie pytał o plany na Sylwestra czy coś w tym stylu.
Jeśli ktoś się do mnie odezwie to tylko wtedy, gdy coś ode mnie chce, a tak to w ogóle praktycznie. W klasie maturalnej, zaraz po powrocie ze szkoły siadałem do biurka i sie uczyłem. W weekendy grałem sobie samotnie w kosza. Samotnie też jeździłem na mecze mojej ulubionej drużyny koszykarskiej (w Ekstraklasie; kibicuję im do dziś; dla orientujących się to kibicuje Stelmetowi Zielona Góra). Pod względem charakteru zmieniałem się. Zaczynałem się wstydzić, podejść do kogoś i zagadać. Po maturze na wakacjach pracowałem (pracuje co wakacje nad morzem od końca podstawówki). Dostałem się na studia bez problemu. Miałem nadzieję ze sie coś w życiu zmieni. Poznam nowych ludzi, będę chodził na imprezy itd. Nie miałem z kim wynajmować mieszkania, do akademika nie chciałem z powodu niekorzystnych warunków do nauki. Więc pozostała mi stancja. Na I roku mieszkałem u miłej starszej pani. Ogółem I rok był bardzo dla mnie nudny. Po uczelni wracałem do stancji i siedziałem w pokoju. Przez 2 miesiące chodziłem na siłownie, zapisałem sie na kurs językowy na który chodze do dziś.
Nic nie robiłem poza uczelnia zyłem tylko wyładami i ćwiczeniami( nie biore pod uwage silowni i kursu jezykowego). Co 2 weekend wracałem do domu, a jak zostawałem w miescie to spedzałem ten czas samotnie. Chodzilem po miescie bez celu. Nie rozwijalem zainteresowan bo bałem sie ze tego nie pogodze ze studiami, ze przez to nie wyrzuca z uczelni. Nie wiedzialem co z soba robic. Nie bylem ani razu na imprezie, nie mam z nikim bliskiego kontaktu, nitk za mna nie przepada. Jestem samotny, wstydze sie. Jakoś I rok zleciał, zdałem wszystkie egzaminy. Obecnie na II roku mieszkam w zakupionej przez rodzicow kawalerce..... sam. Zacząłem chodzic na basen, biegac, bo chcę troche stracic na wadze. Ale robie to sam, na silownie nie chodze bo wychodzi to za drogo. Na impreze nie mam z kim isc a sam nie pojde bo predzej ze wstydu bym sie spalil a tak poza tym to nie wyobrazam sobie pojscia samemu do klubu sie siedzenia jak glupi sam przy barze i pil sobie alkohol. Czesto ta samotnosc i brak bliskiego kontaktu z kimkolwiek mnie dobijaja, zdarzaja mi sie mysli samobojcze, zastanawiam sie po co ja zyje, czy jestem w zyciu komukolwiek potrzebny. Nie wiem czy to zaburzenie osobowosci czy co innego ale wiem ze moja sytuacja nie jest normalna. Mam wrazenie ze nawet jak bym umarl to by na uczelni nikt tego nie zauwazyl , pomysleli by ze zrezygnowalem ze studiow. Tylko moja najblizsza rodzina to odczula a tak to nikt. W Poznaniu, dzie studiuje nie mam wiec zadnych znajomych, Smutno mi bardzo. Nie wiem jak bedzie wygladac moja przyszlosc pod wzgledem zycia towarzyskiego. Wiem wiem pewnie wiele osob powie ze mi sie nie chce, ze sie nie staram czy cos podobnego. Do psychologa nie pojde bo sie wstydze, zbieraloby mi sie na placz gdybym mial opowiadac o swoich problemach a poza tym troche dla mnie nie ma sensu placic i sie zwierzac osobie obcej; rodzicom o tym nie bede opowiadac bo jak niektorzy sie orientuja to rodzice zawsze patrza na problemy zupelnie inaczej niz rowiesnicy. Nie wiem czy jest jeszcze jakas nadzieja. Chciałbym miec dziewczyne (kiedys wmowilem sobie ze bede wiecznym kawalerem i teraz tego zaluje) ale taka dziewczyne na pokaz, na jakis czas. Jak juz to sie zakochac raz i do konca zycia byc z ta ukochana osoba. Ale teraz nie wiem cz przy takich problemach mam jakiekolwiek szanse na poznanie dziewczyny tym bardziej ze nie mam z nikim bliskiego kontaktu, nie jestem wart zainteresowania, nie nadaje sie do zwiazkow. Ktos powie ze milosc sama przyjdzie a inny powie ze trzeba sie starac o milosc, ze trzeba szczesciu pomoc. Juz nie wiem co mam myslec o sobie. Nie chce byc do konca zycia sam. Na sama mysl o tym ze najblizsze lata moga byc podobne do czasu terazniejszego to robi mi sir przykro.
Prosze o jakas pomoc, rade

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Po pierwsze Twoje życie jest jak najbardziej normalne, nie jesteś dziwakiem, odludkiem ani wstydnisiem.
Uwierz troche już żyje i jakbyś miał te przypadłości, to inaczej bys siebie opisał.
Twój problem teraz to samotność i jest to problem ogromu ludzi.
Skoro są strony internetowe poświęcone samotnym, to znaczy że to problem globalny.
Do życia w parze nikt nikogo nie przystosuje, zwyczajnie gdy się ktoś pojawia, zaczynacie się siebie uczyć na wzajem i funcjonować we dwoje.
Ten akademik pewnie załatwiłby problemy z byciem samotnym, albo chociaż wynajęcie mieszkania z kimś na spółkę. To że rodzice kupili mieszkanie super, ale w Twoim przypadku kiedy szukasz kontaktu z ludźmi to nie koniecznie tak super, super.
Zastanów się nad " przygarnięciem" kogoś do tej kawalerki, tak aby na spółkę" wynajmować" - ta osoba ńie musi wiedzieć, że Twoi rodzice są właściecielami.
Inna opcja to to mieszkanie wynająć, a samemu pójść do wynajmowanego mieszkania, ale takiego z kilkoma pokojami, aby było Was więcej osób. Albo chociaż nie kombinując nic z tą kawalerką, dorzucić te kilka stów ( skoro ich stać) i wyszukać właśnie pokój pod wynajem, ale nie z babcią, tylko z młodymi ludźmi, jak Ci towarzystwo podpasuje, to wtedy poprosić rodziców o wynajęcie kawalerki.
A o tym że czujesz się samotny musisz im powiedzieć, to nie jest przypadłość nastolatków, dziestolatków, to dotyka wielu ludzi w różnym wieku i dobrze aby rodzice wiedzieli jak się czujesz.
Jesteś młodziutkim chłopakiem, masz zainteresowania, pasje, coś robisz ze swoim życiem, tak samo musisz zadbać o relacje z innymi. Jedni mają dużo znajomych i powierzchownych relacji, a inni mają ich niewiele, ale bardziej wartościowe, zanosisz się na tą drugą opcję, zwyczajnie się nie spinaj i nie rób z siebie na siłę dziwaka, bo nim ńie jesteś.
No i o czywiście im więcej kursów, kółek zainteresowań itp tym więcej szans na znajomości.

Odnośnik do komentarza

Z przygarnięciem do kawalerki nie ma opcji, bo ta kawalerka jest 1-pokojowa i ma 26 m2 wiec nie jestem w stanie sobie wyobrazic mieszkania w jednym pokoju na jednym łóżku z kims. Jeśli chodzi o wynajecie kawalerki i przeprowadzka do mieszkania wielopokojowego to tez nie wchodzi w gre. Nie miałbym za bardzo z kim wynajmowac a jak juz mialbym to nie byloby bliskiego kontaktu z nimi. Przy moim towarzystwie prawie wszyscy sie nudzą bo nie ma o czym ze mna rozmawiac. Moze rozmowa potrwa minute i potem cisza. O mojej samotności nie chce mowic rodzicom, maja wystarczajaco duzo spraw na glowie i tak jak pisalem beda patrzec na ten problem inaczej niz rowiesnicy; beda chcieli (szczeglnie ojciec) szukac znajomych na sile; to bez sensu. Mało tego, ojciec sie czesto mnie pyta o to czy mam dziewczyne. Nie ukrywam ze mnie to bardzo irytuje. Obawiam sie ze jak bede jeszcze przez pare lat sam to bedzie mi szukał dziewczyny, a to nie jest pewnie dobre dla mnie. Nikt sie mnie na uczelni nie pyta co robie po zajeciach, nawet jak bym z jakas ''paczka'' poszedl na sile na impreze to czulbym sie samotnym, bo tamci by ze soba rozmawiali a ze mna tylko sporadycznie. Czulbym sie troche podle.

Odnośnik do komentarza

Nie ma czegoś takiego jak nieumiejętność bycia z drugą osobą. Każdy to umie bo człowiek jest istotą stadną :) Na razie nie miałes okazji się o tym przekonać.
Myslałeś może nad tym by zapisać się do kół studenckich? np turystyczne, czy fotograficzne, albo jakiekolwiek inne? tam są ludzie, poznasz kogoś nowego, będziesz miał zajęcie i nie będziesz tak bardzo czuł się samotny.
Inny pomysł to wolonatriat - może tam byś się odnalazł?

Odnośnik do komentarza

Z kołami studenckimi próbowałem, bez skutku i nie zapisalem sie tylko po to zeby poznac nowych ludzi (to przy okazji) ale po to zeby zdobywac wiedze, ktorej nie zdobede na uczelni na normalnych wykladach. Teraz szukam praktyk, bo zajęcia na uczelni kolidują mi ze spotkaniami kola naukowego. Co do posiadania zajęcia to bym miał, ale i tak byłbym samotnym bo nie nawiązałbym kontaktu z innymi; jak już to tylko powierzchownie. W rodzinie miałem wujka (brat mojej babci), który zmarł w wieku 62 lat. Całe życie był kawalerem. Mam pewne obawy że mogę odziedziczyć jego geny i żyć tak jak on. Dlaczego on nie założył rodziny? Nie umiał być z drugą osobą? Co zdecydowało że był całe 62 sam, bez żony (o dzieciach nie wspomne) ??? Boje sie, że skończę podobnie. Na samą myśl o tym, powoli trace sens życia, moje zainteresowania nie cieszą mnie tak , jak kiedyś.

Odnośnik do komentarza

Kawalerstwo nie jest dziedziczne... to zalezy od nas a nie od genów. Nie wiesz jak było u wujka, może kogoś kochał ale bez wzajemności, może ktoś był ale nie był dostępny. ludziom różnie się układa w zyciu. Sama mam ciocię, ma 56 lat i jest sama, miała kiedyś chłopaka jeszcze na studiach, nie wyszło im i nigdy z nikim innym się już nie związała...

Odnośnik do komentarza

I co? Twoja ciocia jest szczęśliwa? Dlaczego się z nikim nie związała? Mi osobiście ciężko wyobrazić siebie samotnego (tak jak teraz) w wieku 56 lat; to by była jakaś trauma, prędzej bym chyba skończył ze sobą.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Nie musisz ekipy sam dobierać możesz dołączyć do innych wynajmujących i kompletnie obcych ludzi.
Np na gratce masz ogłoszenie wynajem pokoju ul.Bukowska i ten pokój jest z własną łazienką, ale wspólną kuchnią dla 7 pokoi, czy to nie brzmi zachęcająco?
Jak chcesz z ludźmi utrzymywać kontakt wystarczy że będziesz się nimi interesował. Mamy taką przypadłość, że lubimy mówić o sobie, a tym bardziej gdy ktoś słucha. Zostań dobrym słuchaczem, zadawaj otwarte pytania aby mówiący mógł rozwijać monolog, a będzie uważał Cie za super kumpla do rozmowy.
Czy Twoje nudne rozmowy nie wyglądał tak, że to ktoś sie Ciebie o coś pytał Ty odpowiadałeś i na tym koniec?
Tutaj ja dałam Ci propozycji kilka, dała Ci je Elllena i dlaczego wszystko zanegowałeś? Gdybyś coś musiał wybrać, to co byś zrobił?
Jeżeli do wszystkiego tak podchodzisz, że racjonalnie znajdujesz odpowiedź migającą, to nie dziw się że kontakty sie urywają.

To troche wygląda jak zmyślona historyjka w której Zuza chce sie spotkać.
Zuza: wyszłabym gdzieś sie napić czegoś.
Ja: może wybrałybyśmy się w tą sobotę na piwo?
Zuza: Nie mogę, bo w sobotę mam mycie okien.
Ja: w takim razie może w tą niedziele lub przyszły piątek?
Zuza: w niedziele mam imieniny babci, a w przyszły piątek jadę do mamy.
Ja: to zaproponuj może sama jakiś termin, ja sie dostosuje.
Zuza: wiesz ja nie lubię piwa.
Ja: to hak Ci w smak, herbaty proponować nie będę.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...