Skocz do zawartości
Forum

Potrzebuję pomocy, nie mam z kim porozmawiać, wszystko się wali.


Gość Nortia

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem od czego zacząć, żeby nie pisać aż za dużo. Jak byłam dzieckiem ojciec pił, matka pracowała po 12 i w weekendy ile się dało żeby nas utrzymać przez co nigdy jej nie było. Jak poszliśmy do podstawówki zamieszkaliśmy z babcią, która zdecydowanie faworyzowała mojego brata. On zawsze był we wszystkim najlepszy. Myślę, że z początku nawet dobrze robiła mi ta rywalizacja, żeby pokazać, że nie jestem gorsza. Mimo wszystko brakowało mi kogokolwiek żeby stanął za mną. Pod koniec podstawówki zrobiłam się ekstremalnie emocjonalna, miałam nawet napady agresji. W następnych latach zamieszkaliśmy z powrotem z rodzicami, trochę się wyciszyłam, żeby w końcu całkowicie zamknąć się na emocje. W domu wciąż nie działo się najlepiej, ale w tamtym momencie czułam, że nie potrzebuje nikogo, że ze wszystkim sobie poradzę. W szkole nie miałam problemów, żeby się dogadać z innymi, ale nigdy się do nikogo nie zbliżałam za bardzo. Nigdy się z nikim nie przyjaźniłam, z nikim nie rozmawiałam o moim życiu. W końcu skończyłam szkołę, chociaż wcale nie chciałam. Strasznie się bałam tego co będzie, widziałam jak wygląda dorosłe życie w wydaniu moich rodziców. I jak zwykle odrzuciłam wszystkich znajomych, w końcu ich nie potrzebowałam, tak przynajmniej uważałam. W końcu poszłam do pracy, poznałam tam faceta, tak jak zawsze uciekałam od wszystkich, ale do niego ciągnęło mnie jak do nikogo wcześniej. Pierwsze miesiące były ciężkie kiedy musiałam zburzyć wszystkie postawione mury na raz i wszystkie emocje się wylały że mnie gromadą, tak że sama już nie wiedziałam co czuję, wiedziałam tylko, że muszę go utrzymać przy sobie za wszelką cenę. Był pierwszą osobą z którą szczerze rozmawiałam, wiedział o mnie wszystko. W końcu zmarł mój ojciec i o dziwo nie czułam smutku z tego powodu tylko czułam ulgę. Później płakałam nie z powodu jego śmierci tylko dlatego że nie jest mi przykro. W każdym razie myślałam, że teraz będzie już lepiej, wiedziałam, że z mamą damy sobie radę i miałam faceta, którego kochałam ponad wszystko nawet jeśli nie zawsze było kolorowo. Aż do momentu jak moja najkochańsza mamusia poznała nowego faceta. I wszystko byłoby w porządku, przecież ona także zasługuje na szczęście, gdyby nie fakt, że spędził on w więzieniu łącznie jakieś 20 lat za swoje wybryki. Od tego czasu zaczęłam popadać w obłęd, że muszę się wydostać z tego chorego domu i miałam nadzieję, że mój chłopak mi pomoże, że możemy coś razem wynająć. Niestety tak się nie potoczyło i musiałam zamieszkać z matką i jej facetem (może nie musiałam, ale w tamtym momencie miałam w głowie, że nie potrafię sobie poradzić z niczym sama, za bardzo bałam się zostać sama). Wynajęliśmy mieszkanie w trójkę. Któregoś razu facet matki pomagał sąsiadowi odpompować benzynę z samochodu bo mu się wylewała i się lekko nią przyćpał. Wpadł w straszną furię, było naprawdę ostro. Jak zaczął się czepiać mojego chłopaka, który akurat u mnie był, też wpadłam w furię. W każdym razie kilka następnych dni spędziłam u mojego chłopaka. Aż musiałam wrócić do siebie i zaczęłam popadać z dnia na dzień w coraz większą depresję(nawet nie wiem czy mogę to tak nazwać) Nie mogłam się pogodzić, że mój chłopak nie chce gdzieś zamieszkać ze mną, a nadal byłam przekonana, że sama sobie nie dam rady. Minęło kilka miesięcy od tamtej pory i nie działo się za dobrze między nim a mną w tym czasie. Aż w końcu kilka dni temu pokłóciliśmy się ostatecznie. Straciłam jedyna osobę, którą do siebie dopuściłam kiedykolwiek. Tak jak wcześniej ciągle spałam i zajadałam stres tak teraz nie mogę spać ani jeść. Ciągle płaczę, ale to już norma od kilku miesięcy. Dodatkowo doszło poczucie, że faktycznie jestem nic nie warta. Poczułam się jak śmieć wyrzucony do śmieci. Nie mam w tym momencie nikogo z kim mogłabym porozmawiać. I nie wiem co mam robić, gdzie się podziać, zawalam pracę, nie mam ochoty na nic. Jeżeli mam być szczera jedyne co mi teraz pomaga to zakopanie się w kocu, włączenie muzyki i kiwanie się do rytmu jak w jakiejś chorobie sierocej. Ciągle do niego pisze tak jakbyśmy normalnie rozmawiali, mimo że mnie poblokował. Jak muszę o czymś pogadać to pisze do niego mimo, że wiem, że nie odpisze. Pogrążam się coraz bardziej. 

Odnośnik do komentarza
Gość NIkt szczególny

Zaczynając od końca to się zastanów co to oznacza, że "kilka dni temu się pokłóciliście ostatecznie". Bo kilka dni to nie jest długo, a ostateczny to chyba jest tylko Sąd. Większość relacji da się naprawić. Musiałaś go nieźle wkurzyć, że Cię wszędzie zablokował. Więc albo zrobiłaś coś na prawdę makabrycznego albo coś z nim jest nie tak, że tak się "ostatecznie" odciął. Jeżeli coś zrobiłaś makabrycznego, to napraw to. Od leżenia pod kocem się nie naprawi.  Jeżeli jest coś z nim nie tak, to nie wracaj do tej relacji. Skoro nie masz relacji z innymi ludźmi z przeszłości to masz dużo miejsca na nie obecnie. To pozytyw. W ogóle mniej myśl o przeszłości. Myśl o chwili obecnej. Emocje lęku i smutku tak wpływają, że umysł się gubi. Zacznij od czegoś prostego. Odpal sobie jakieś medytacje na youtube, poświęcisz góra 30 minut i zobaczysz czy chociaż na chwilę poczujesz ulgę. 

Odnośnik do komentarza

Bardzo Ci współczuję sytuacji rodzinnej i utożsamiam się z nią. Wprawdzie u mnie z babcią było nieco inaczej, bo nie zamieszkaliśmy u niej (na szczęście), ale była obecna w naszym życiu z powodu despotyzmu. Rozumiem Twoją potrzebę posiadania kogoś bliskiego i uczucie samotności.

Jednak musisz wiedzieć, że "Jeśli odczuwasz samotność po zerwaniu z kimś, nie traktuj tego jako coś negatywnego. Oznacza to, że rozwijasz się emocjonalnie i duchowo”.

Myślę, że powinnam jeszcze napisać swoje spostrzeżenie dotyczące tego jak się teraz czujesz. Z powodu sytuacji rodzinnej odizolowałaś się nie tylko od innych, ale tez od siebie. Prawdo podobnie nie lubiłaś siebie na tyle mocno, by dobrze czuć się we własnym towarzystwie, by lubić przebywać sama ze sobą. Toteż znalazłaś mężczyznę, który zastąpił Ci ojca, partnera, kochanka, przyjaciela i Ciebie samą. Sądzę, że będąc z nim oddałaś się w 100% temu związkowi nie dbając o swoje własne Ja, liczył się bardziej on niż Ty. Cóż...a może ten związek był czymś w stylu uzależnienia? Dlatego teraz czujesz się tak jak się czujesz. Uważam, że powinnaś zapisać się na terapię DDA, a może dodatkowo znaleźć klub dla rodzin alkoholików, który będzie Cię wzmacniał. Potrzebujesz specjalisty, który Ci pomoże wskazać drogę, wyjaśni jak należy pokochać samą siebie, nauczy żyć samodzielnie.

Wilczka kiedyś napisała:Chcemy żeby ludzie zapełniali pustkę, którą sami sobie stworzyliśmy zapominając o sobie. Zapominamy o sobie i nie szanujemy siebie zaniedbując swoje ciało i psychikę. Prawdziwie wartościowy związek może tworzyć, ten który do ładu doszedł z samym sobą. Kochając siebie jesteśmy w stanie dzielić się sobą z innymi nie obciążając ich. Biorąc odpowiedzialność za rzeczy, które nam się przydarzają zaczynamy żyć bardziej świadomie. Z czasem przychodzi tez wsparcie z zewnątrz, przyciągamy do siebie ludzi pozytywnych także będąc pozytywnymi. Każdy z nas ma prawo do błędów, każdy z nas ma tez prawo, a nawet obowiązek nie popełniać ich ponownie. Trzeba tylko poobserwować i wyciągać wnioski na bieżąco. Każdy z nas ma tez siłę, żeby temu sprostać. Wyjście z tzw. strefy komfortu wymaga odwagi i siły, to przywilej każdego człowieka. Trzeba tylko zrobić postanowienie i być konsekwentnym. Reszta zacznie się układać sama”.

 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...