Skocz do zawartości
Forum

Zaufanie, zaborczość, strach. Czy mi się tylko wydaje?


Gość Paulina

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Paulina

Po raz kolejny próbuję ratować swój związek. Jesteśmy ze sobą 10 miesięcy i było do burzliwe 10 miesięcy. 

Zacznę może od końca. Aktualnie mieszkamy osobno, 50 km. Od siebie, widując się jeszcze 3 tygodnie temu "na odległość" to znaczy 2,3 metry. Teraz nie widując się wcale ponieważ mój brat ma koronawirusa (w ogóle się z nim nie widuję ale to według mojego partnera środki ostrożności, które chronią jego i jego rodzinę). Wcześniej też niby z powodów ostrożności nie widywaliśmy się blisko, chociaż 2 dni temu jak uznałam, że już powoli czas poruszyć temat, mój brat był jeszcze wtedy poza tematem, to okazało się, że on chce się spotkać, pogadać i ustalić czy to jest w ogóle możliwe. Okazało się, że pomimo tego, że pytałam o to czy koronawirus jest powodem naszej separacji i zapewniał mnie, że tylko on i nic więcej, teraz okazało się, że on nie jest pewny czy ja się zmienię, czy sobie to poukładamy, więc on nie chce znowu wracać do tego stanu sprzed, kiedy nie jest pewny tego co się wydarzy. A stan sprzed to stan, kiedy przez jakieś 8 miesięcy mieszkaliśmy razem, w jego domu. Znaliśmy się, byliśmy znajomymi i jakoś tak zbliżyliśmy się, że postanowiliśmy być ze sobą razem. Ja jestem osobą bardzo aktywną. Moja codzienność przed byciem w związku wyglądała tak, że codziennie robiłam 2-3 godzinny trening, czasami godzinny + ściankę wspinaczkową, chodziłam w weekendy po górach, spotykałam się ze znajomymi, zapraszałam ich do siebie, oni do mnie. Wiedziałam, że to się będzie musiało zmienić ale nie sądziłam, że nagle wszystko zacznie być problemem. To, że na treningu nie jestem 1 godzinę tylko 1,5 bo zagadałam się z koleżankami, zrezygnowałam ze ścianki ale staraliśmy się odwiedzać góry, później niestety mojemu partnerowi przydarzyła się zakrzepica i góry stały się tematem wielu kłótni. Dlaczego? Bo nie mogłam tam pojechać sama, bez powodu. Bo nie mogę tam pojechać z przyjaciółką, bo on jej nie lubi ale w sumie z nikim innym też nie mogę, więc to bez różnicy. Jak wspomniałam o tym po jego zabiegu, że jest mi przykro i smutno bo tęsknię za moją pasją, którą żeby była jasność mam pod nosem, godzinę drogi ode mnie to wyrzucał mi, że w takiej sytuacji ja myślę o górach a nie o nim. Jak kiedykolwiek o górach później wspomniałam to przeważnie pytał: tęsknisz? Ja odpowiadałam: jasne a on mi na to: tęsknisz za dawnym życiem, było Ci wtedy lepiej. Wiele razy wywiązywała się między nami taka rozmowa, która jak można się domyślić, doprowadzała do kłótni. Zrezygnowałam z połowy treningów w tygodniu, umawiałam się na konkretne dni z koleżankami i jak byłam umówiona i pomiędzy pracą a treningiem wpadłam do domu to zobaczyłam, że on odgrzewa pierogi dla nas i gdy powiedziałam mu, że przecież wie, że jadę na trening to wyrzucał mi od wtedy do zawsze w sumie, że on się wtedy postarał a ja poleciałam na trening. Zawsze te moje pasje były jakimś problemem. Kolejny problem we mnie, media społecznościowe. Lubię się chwalić, pokazywać ludziom, że zdobyłam jakiś szczyt, zrobiłam coś ładnego i dobrego czy jemy piękną kolację. To nie tak, że robię to w kółko, tylko wtedy jak mnie coś mocno zachwyci. Oczywiście zdarzało się, że zdjęcia czy posty komentowali czy pisali do mnie jacyś mężczyźni. Nigdy, ale to nigdy im nie odpisywałam, ignorowałam to, usuwałam. Ale problemem było to, że piszą, więc dostałam ultimatum zmienienia profilu na prywatny. Oczywiście po kłótni tak się stało. Gdy zaczął się okres koronawirusa sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta bo nie można jechać na trening, nie można wyjść na spacer i pobiegać (według niego do teraz!) nic. Kompletnie nic. Nie mogłam też za bardzo pojechać do rodziców ponieważ bratowa i brat pracują a ich córka spędza czas, właściwie codziennie z dziadkami. Więc przez kilka tygodni byłam bez nich. Kontynuowały się kłótnie, na przykład o dom. Według mojego partnera to przede wszystkim kobieta powinna zajmować się domem. Pomimo tego, że obaj pracujemy, pomimo tego, że on nawet częściej jest w domu bo ma własną firmę. Ja nie powinnam jechać na trening bo nie jest posprzątane czy nie ma obiadu. I awantura jeśli pojadę. Bardzo dużym problemem okazało się dla mnie to, że płaciłam za wszystkie zakupy sama a on mówił mi, że mam jeszcze płacić połowę za media w domu. Czyli dodatkowo jeszcze ok. 500 zł. Ja nie zarabiam dużo, po zapłaceniu zakupów i jeszcze połowy reszty kończyłam każdy miesiąc z coraz większym debetem. Czułam się z tym niepewnie ale kończyło się na "sama tego chciałam, pomocy w domu, równości". Kiedy zaczął się u nas problem z koronawirusem zapisałam się do pomocy ludziom, którzy muszą pozostać w domach. Wspomniałam mu o tym ale chyba uznał, że to nic takiego. Kiedy zwróciła się do mnie rodzina o pomoc z wyprowadzaniem psów, zgodziłam się od razu, z radością poszłam mu powiedzieć, że coś takiego się wydarzyło a on powiedział, że nie ma mowy. Że nie będę chodziła po obcych, chorych ludziach, Pomimo tego, że oczywiście zachowałabym wszelkie środki ostrożności, on postanowił, że nie ma mowy. Gdzieś tam we mnie się wszystko przelało i powiedziałam, że idę się pakować. Oczywiście, pierwsze 5 minut spędziłam na płaczu pod szafą ale on w tym momencie zadzwonił to mojej mamy, mówiąc mi, że jestem nienormalna że chcę robić takie rzeczy, że on mnie nie będzie zatrzymywał... Wtedy już zirytowałam się najmocniej, ponieważ zawsze go prosiłam o to żeby nie kontaktował się z moimi rodzicami w naszych sprawach, ponieważ oni mają bardzo dużo zmartwień na sobie. Spakowałam z połowę swoich rzeczy i odjechałam. Niestety żałując już w drodze. Następnego dnia, o 8 rano stałam już pod płotem błagając o wybaczenie i o to żebyśmy na spokojnie o tym porozmawiali. Nie wpuścił mnie, groził policją. Walczyłam przez następny tydzień o jakiś sygnał, odzyskaliśmy stopniowo przez tą walkę jakiś kontakt ale od tamtej pory nie zbliżyłam się do niego bliżej niż na 2 metry. Wysyłałam mu jedynie swoje zdjęcia żeby mógł mnie "całą zobaczyć" i tak funkcjonujemy 1,5 miesiąca. Ale to niestety nie wszystko, w ostatnich dniach okazało się właśnie, że okłamał mnie z tym powodem "nie dopuszczania mnie do siebie" a później gdy wyszłam sobie zrobić marszobieg dookoła domu oskarżył mnie, że na pewno z kimś spacerowałam. Jak rozmawiałam ze znajomym ze starych lat na messengerze i poprosił mnie o oddanie części zakwasu żeby mogli sobie zrobić z tego chleb z żoną to się zgodziłam ale nic swojemu Partnerowi o tym nie powiedziałam, więc znowu zrobił mi o to awanturę. Że nie umiem odmówić, że chcę się z kimś tam spotkać a nawet mu o tym nie powiedziałam. A dla mnie to było tak bardzo mało ważne, że nie przyszło mi do głowy żeby o tym mówić. Nie chciałam się z tą osobą widzieć osobiście. Co się znowu wydarzyło wczoraj? On ma dostęp do moich mediów. W sensie do mojego messengera bo jak zepsuł mi się telefon to korzystałam z jego. Zawsze mówiłam, że nie mam nic do ukrycia i spoko, ale on mi zawsze mówił, że nic nie czyta. Niestety czasem w rozmowie wychodzą rzeczy o których przecież mu nie mówiłam, jak pyta, mówi że nie czyta ale awantury z tego powodu, że coś napisałam są, No i tak wczoraj wiadomości czytały się przede mną jak pisałam z moją przyjaciółką. Więc ona zadzwoniła, że może poruszy jakoś "górski temat", żeby go sprawdzić i zobaczymy co powie. Jako, że byłam zajęta wtedy, powiedziałam a rób co chcesz no i coś tam napisała, że jedziemy na wschód bla bla. No i mój Partner przestał się do mnie odzywać bo najpierw go okłamuję z górami a później jak mu wyjaśniłam - robię z niego debila i ośmieszam i robię jakieś próby. Serio, żałuję tego ale po prostu tak mnie wkurzyło to, że robi co innego niż mówi. I tak powiedział, że to koniec. Że da znać kiedy mam odebrać resztę rzeczy.

Ja nie byłam w tym wszystkim święta, zdarzyło mi się zrobić awanturę o sprzątanie czy o to, że nie dostałam kwiatków czy o to, że strasznie chce mnie osaczyć i zamknąć przy sobie a on uważa inaczej. No i zdarzyło mi się go zostawić i pojechać do rodziców od czego zaczęło się wszystko to co najgorsze. 

Czy mam jeszcze o to walczyć? Czy to ja jestem w tym beznadziejna czy on? Czy da się to jakoś naprawić, wyjaśnić? Bo ja pomimo wszystko chcę go mieć przy sobie. Potrzebuję go. Proszę o pomoc i odpowiedź

Odnośnik do komentarza
13 minut temu, Gość Paulina napisał:

Następnego dnia, o 8 rano stałam już pod płotem błagając o wybaczenie i o to żebyśmy na spokojnie o tym porozmawiali.

Niby za co miałaś go przepraszać, jesteś zbyt emocjonalna, poza tym absolutnie do siebie nie pasujecie. 

 

18 minut temu, Gość Paulina napisał:

Czy mam jeszcze o to walczyć? Czy to ja jestem w tym beznadziejna czy on? Czy da się to jakoś naprawić, wyjaśnić? Bo ja pomimo wszystko chcę go mieć przy sobie. Potrzebuję go. Proszę o pomoc i odpowiedź

Niby jaką bronią chcesz walczyć i o  kogo, to nie jest partner dla Ciebie. Uzależniłaś się od niego, dlatego dobrze się stało. Absolutnie nie zbiegaj o niego, szanuj się dziewczyno, czas pozwoli, że pogodzisz się z faktami. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine

Witaj Paulina, ja uważam że to w ogóle nie ma sensu bo jesteście różni jak ogień i woda. Ty masz inne priorytety w swoim życiu, a on inne. Ty chcesz żyć zupełnie inaczej i on chce czegoś innego. Macie inne charaktery. Uważam ze ten związek to nieporozumienie. On nie rozumie i nie chce żyć ani pójść na kompromis co do twoich treningów które są ogromną częścią twojego życia, a ty się męczysz tymi ograniczeniami jakie on stawia. W zasadzie wasz związek to stałe kłótnie. A taki związek na odległość i widzenia co 3 tygodnie, mieszkanie 50 km od siebie to  zupełnie od czapy. To jest męczarnia a nie żaden związek. Pzdr.

Odnośnik do komentarza
Gość Paulina
44 minuty temu, Gość ka-wa napisał:

Niby za co miałaś go przepraszać, jesteś zbyt emocjonalna, poza tym absolutnie do siebie nie pasujecie. 

 

Niby jaką bronią chcesz walczyć i o  kogo, to nie jest partner dla Ciebie. Uzależniłaś się od niego, dlatego dobrze się stało. Absolutnie nie zbiegaj o niego, szanuj się dziewczyno, czas pozwoli, że pogodzisz się z faktami. 

Dziękuję za wiadomość. Pomimo tego, że zawsze dwie strony niby są winne to tylko ja szukam i przyznaję się do winy w sobie a on do swojej właściwie nigdy. 

Nie przesadziłam z tą "próbą"? To jest ta najświeższa rzecz, która mnie męczy. Nie jest to powód do kończenia związku, prawda? Można się o to pokłócić, nie zgadzać ale to chyba za wiele prawda?

Odnośnik do komentarza

Facet wciska Ci dziecko w brzuch, prowadzi jakieś gierki, żeby Ciebie "ubezwłasnowolnić", a Ty się podporządkowujesz. 

Można się pokłócić, u was to było pernamentne, bo do siebie nie pasujecie i to musisz na początek zrozumieć, to był toksyczny związek. 

To nie było zerwanie przez tę próbę, tylko on pewnie uznał, że nie dasz się do końca się wytresować i jest wam nie po drodze, to był pretekst do zerwania. 

Nie możesz być z kimś pomimo wszystko, bo psychika Ci siądzie. 

 

 

Odnośnik do komentarza
23 godziny temu, Gość Paulina napisał:

Po raz kolejny próbuję ratować swój związek. Jesteśmy ze sobą 10 miesięcy i było do burzliwe 10 miesięcy.

Już po tych słowach odważę się wypowiedzieć, nie czytając dalej. Intuicja mi podpowiada. Zaledwie 10 m-cy, TYLKO tyle, a już burzliwe. Po co więc jesteście ze sobą? Po co ludzie się ze sobą męczą dobrowolnie? Niech zgadnę... nie szanujesz siebie, masz niskie poczucie wartości, uważasz, że nic lepszego Cie w życiu nie spotka, jesteś typem bluszcza, nie masz własnego JA. 

23 godziny temu, Gość Paulina napisał:

Czy mam jeszcze o to walczyć?

Przeszłam od razu do zakończenia. Walka zawsze kojarzy się źle, z wyrzeczeniem, poświeceniem. Ma negatywny wydźwięk i dlatego nie walczyć. Nie jest to to samo co poddanie się. po prostu należy zmienić strategię. Jeśli to co napisałam wyżej jest prawdą, to należy zacząć o uwolnienia się z toksycznych relacji (podejrzewam, że takowe są), zadbanie o siebie, pokochanie siebie!

23 godziny temu, Gość Paulina napisał:

Czy da się to jakoś naprawić, wyjaśnić? Bo ja pomimo wszystko chcę go mieć przy sobie. Potrzebuję go.

Nie ma czego naprawiać, bo skoro związek trwał zaledwie 10 m-cy i to burzliwych to nigdy nie był poprawny, był popsuty od początku lub niedopasowany od początku. Moim zdaniem nie potrzebujesz go, rozpaczliwie potrzebujesz miłości do samej siebie.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...