Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Zaburzenia psychiczne


Gość Potrzebujępomocy21

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Potrzebujępomocy21

Witam Was wszystkich.
Mam 21 lat i zmagam się z czymś, co jest dla mnie kompletnie nie logiczne.
Na początku chcę napisać, że ogólnie z natury jestem raczej wycofaną osobą, bardzo zdystansowaną, która nie dzieli się swoimi uczuciami z nikim, nawet z najbliższymi. Staram się radzić ze wszystkim sama, jednak czasami to bardzo przytłacza, nawet wtedy gdy chce sobie wmówić, że tak nie jest. Jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi, to nie mam z tym problemu, bo włącza mi się wówczas osobowość "wesołka", to znaczy, że jestem uśmiechnięta, zabawna tudzież dużo żartuje. Ale wcale nie lubię poznawać nowych ludzi, bo nie lubię ludzi lecz z drugiej strony fajnie byłoby otaczać się pozytywnymi osobami, które wywołują uśmiech na twarzy. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego "zjawiska". Jestem wielką chodzącą sprzecznością.
Raczej unikam tłocznych miejsc i większych zbiorowisk. Po prostu jest mi wtedy duszno i chyba nawet odczuwam lęk. No właśnie. Lęk. Bo to chyba główny temat tego wyznania. Otóż chodzi o to, że wszystkiego się boję i to dosłownie sytuacji, które są raczej standardowe i można powiedzieć, że ułatwiają życie. Boje się iść do pracy, boję się iść na studia, boję się zrobić prawo jazdy, boję się wyjechać za granicę, a własnie to mi się marzy, boje się zrobić coś w końcu ze swoim życiem. I ten strach jest tak wszechobecny, że przed wszystkim mnie hamuje, co już zaczyna być naprawdę irytujące. Jeszcze jakiś czas temu miałam pracę, ale byłam zmuszona się zwolnic i teraz nie potrafię zebrać się do tego, by znaleźć inną. Powód? Wiążę się to z poznawaniem nowego miejsca, nowych ludzi, nowych umiejętności. Dla innych brzmi może fajnie, dla mnie? Nie zupełnie. Oznacza to wyjście poza moją strefę komfortu, która jest bardzo mała, w której znajduję się naprawdę niewiele rzeczy. Jedyne miejsce, w którym czuje się bezpiecznie to mój pokój albo nawet i ogólnie dom. I chociaż mam już go czasami dość, to i tak nic nie potrafię zrobić, ponieważ coś w środku mnie powstrzymuje. Wiem doskonale, że znalezienie pracy, pójście na studia czy zrobienie prawo jazdy, tylko ułatwi moje życie, jestem tego świadoma, ale i tak nie potrafię. Dochodzą do tego potworne huśtawki nastrojów. Potrafię w jednym momencie być super zmotywowana i pełna optymizmu, żeby zaraz potem popaść w kompletną ruinę, smutek i zrezygnować ze wszystkiego. Zdarza mi się płakać w nocy. Napady przychodzą niespodziewanie, czasami nawet wtedy, kiedy cały dzień się uśmiecham i żartuje. Czuje że dziczeje, że nie potrafię już z nikim rozmawiać, szybko się irytuje i denerwuje, nawet najmniejsza rzecz potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Staje się czasem bardzo nieznośna. No i nie mam nikogo. Mam bliskich znajomych, ale nigdy nie byłam z nimi szczera, bo doskonale wiem jakby zareagowali. Stwierdzili by że wszystko sobie wymyśliłam, że to tylko wyimaginowane problemy, które sama sobie stwarzam i jakbym się wzięła do porządnej roboty to samo by zniknęło. Teraz mają swoje rzeczy do roboty i mają mnie kompletnie gdzieś. Są zajęci pracą, studiami, organizowaniem wesel czy nawet samym małżeństwem, więc chyba nie ma sensu im zawracać głowy. Moja rodzina? Cóż, od zawsze byliśmy raczej nie zbyt normalni i śmiem twierdzić że nawet lekko patologiczni. Nie przypominamy rodziny, przypominamy lokatorów. Mój tata nigdy się mną nie interesował i do tej pory nic się nie zmieniło. Ma mnie kompletnie w dupie, nie mam w nim żadnego wsparcia i nigdy we mnie nie wierzył. Moja mama jest w porządku ale mnie nie słyszy. Czasem pół żartem pół serio napomnę jej , że mam depresję, ale ona ma to kompletnie gdzieś. Moi bracia to już w ogóle obcy ludzie. Nie znam ich, ani oni nie znają mnie. Nic ich nie obchodzi, podejrzewam, że gdybym zniknęła, nawet by nie zauważyli. Więc tak, nie mam nikogo bliskiego, kto by się o mnie zatroszczył, kto by się mną zaopiekował, kto by po prostu szczerze ze mną pogadał. Nie umiem też szukać nowych znajomych i wynika to chyba z faktu problemów z zaufaniem i zaangażowaniem.
Moje myśli czasem prowadzą mnie na granicę wytrzymałości, a wyobrażenia o przyszłości, tej bliskiej czy nawet tej dalszej sprawiają że chce mi się płakać. Mam wrażenie, że nic w życiu mi się nie uda. Że będę po prostu nieudacznikiem. Nie mam żadnego pomysłu na siebie i dochodzi do tego ten strach, który jest wszędzie. Już sama nie wiem co robić. Może Wy macie jakieś pomysły.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...