Skocz do zawartości
Forum

syndrom choroby sierocej u dorosłej osoby


Gość lily86

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Jakiś czas temu pisałam na tym forum, kiedy potrzebowałam wsparcia po rozstaniu można powiedzieć z dwoma partnerami na raz.... Z jednym byłam 4 lata, ale na odległość, a rok przed końcem związku pojawił się ten drugi chłopak, który był na miejscu, bardzo dobrze spędzało mi się z nim czas, czułam się przy nim kochana i wyjątkowa, jednak na tamtą chwilę nie umiałam podjąć szybko decyzji i odejść od swojego partnera. Przeciągałam to w czasie, aż do momentu gdy ten drugi odszedł do innej dziewczyny...

Mój związek na odległość sama zakończyłam, bo cała ta sytuacja za bardzo zmęczyła mnie psychicznie. Nie czułam zeby mój chłopak mnie kochał i zeby zależało mu aby budować ze mną przyszłość. Dużo nas dzieliło poglądów, nie mieliśmy też wspólnych zaintersowań, on był egoistyczny i liczyło się tylko to co on chce i raczej była to przyjaźń i przywiązanie, a nie miłość. A do tego zakochałam się w tym drugim i chciałam go odzyskać, aby nie był z tamtą dziewczyną. Niestety bezskutecznie... Jest już z nią ponad 2 lata. Ja wbrew sobie musiałam przestać się do niego odzywać, bo wiedziałam ze to tylko bardziej doprowadza mnie do stanów depresyjnych... Kiedy go widziałam euforia, pozytywne emocje, miłość, zakochanie itp... kiedy odchodził, smutek przygnębienie brak chęci do życia...

Teraz minęło już tyle czasu, oni obaj maja partenrki, ja jestem sama zamknęłam się w sobie. Obwiniam się za to co się stało. Może na zewnątrz wygląda to całkiem nieźle. Zaradna, ambitna, staram się rozwijać i walczyć o to aby być szczęśliwa. Jestem dosyć świadomą osobą, zaczynam szukać warsztatów dot. samorozwoju, chcę nad sobą pracować i chcę sobie pomagać. Zawodowo sobie radzę, staram się uprawiać sport , dbać o siebie i spełniać swoje pasje, ale jednak wieczorem kiedy jestem sama (mieszkam sama w kawalerce w innym miescie niż rodzina) przychodzą stany w których czuję się przez nikogo niekochana. W domu w relacjach rodzinnych też nigdy nie było okazywania uczuć, wsparcia itp.tylko zimne rozmowy, wymagania od drugiej osoby itp. nie czuję bliskości od mamy od taty, jedynie trochę mogę się zwierzyć siostrze, ale na chłodno, bez okazywania uczuć, zeby broń Boże nikogo to nie zabiło! każdy w domu tego unika, boi się...

Przez to ja też nie umiem tworzyć relacji z ludźmi, pragnę aby mnie kochali, aby najpierw kochali mnie, a potem ja im dam to samo... Do tego przez chłopaka z którym byłam czuję porażkę, ze nie umiałam go przy sobie utrzymać i ze mnie przestał kochać (a kiedyś kochał, to ja jego nie umiałam kochać). A przez tego drugiego czuję ze straciłam miłość i ze tak mi brakuje chwil kiedy był przy mnie, kiedy się uśmiechałam, byłam sobą i byłam szczęsliwa. Wiem że to nie wróci ale tak bardzo brakuje mi blikości i miłości, ze czasem mam wrazenie ze zaczynam sie kiwać. Siadam wieczorem na łożku myślę o tym ze nie ma nikogo, telefon milczy, nikt się mną nie przejmuje. Rodzina zadzwoni raz na tydzień, pogadamy o pogodzie, albo o tym zebym znalała sobie chłopaka... mam jakiś tam znajomych, przyjaciółkę której mogę opowiedzieć sowje problemy, ale nie umiem się do niej przytulić itp.. Do tego samokaleczę się (obgryzam skórki przy paznokciach (do krwi) ) np kiedy bardzo się stresuje (typu rozmowa kwalifikacyjna, ostatnie warsztaty rozwojowe, gdziee w grupie musiałabym wyjśc się zaprezentować) Widzę, ze mam stłumione emocje, ze boję się wyrażać siebie, zbliżać do ludzi ze zyję we wnętrzu własnych myśli a nie umiem wyrazić siebie słowami. tylko szeptem, nie na głos. Tak jakby ktos w dzieciństwie stłumił moje bycie sobą i kazał siedzieć w kącie.

Pamiętam też z dzieciństwa ze czasem tato przychodził pijany z pracy. Moze tak z raz na tydzien czy na dwa. Cięzko powiedzieć. I najbardziej utkwiła mi w głowie taka sutuacja, kiedy bardzo na niego czekałam (bo z tatą zawsze fajnie się bawiło) a on przyszedł z pracy jakiś taki dziwny, odrzucił mnie wtedy (na tamta chwile nie byłam świadoma tego ze był pod wplywem) a po alkoholu niestety jest bardzo zaczepny i zadziorny i nieraz była awantura w domu.
Tato lubi pić, bo wtedy chyba wydaje mu się ze jest kimś innym lepszym i wie wszystko, ale nie pije codziennie, chyba nie jest typowym alkoholikiem, bo np. teraz na emeryturze moze nie pic w ogóle przez dłuższy czas i jest dobrze. Na trzeźwo go lubię, bo jest wesoły zabawny i zawsze pomocny, po alkoholu jest nieznośny.... Wiem ze ta sytuacja i inne, na pewno miały duży wpływ na to jak teraz się zachowuję. Najbardziej bolą te syndromy tego ze jestem taka niekochana, ze boję się ze już z nikim nie zbuduję mocnej relacji bo będę się blokować... Do tego wchodzi zniekształcenie poznawcze, że ciągle się porównuję do innych ze oni kogoś mają a ja jestem gorsza i nieudolna bo nikt ze mną nie chce być.... Widzę że jest to błędne koło...

Jak mogę z niego wyjść i sobie pomóc?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...