Skocz do zawartości
Forum

skazana na staropańeństwo?


Gość ilianka29

Rekomendowane odpowiedzi

Gość ilianka29

Witam

mam 29 lat i mam wrażenie że sama sobie szkodzę i tracę to co dobrego podsuwa mi los.

Ok mam pracę którą lubię, jakieś tam pieniądze na życie, dobrze sobie sama radzę, wynajmuję tanio kawalerkę w mieście, ale co z tego wszystkiego jak jestem sama i zaczynam być bardzo samotna.

Do tej pory byłam zawsze towarzyską i wesołą osobą. Nadal jestem towarzyska, ale zaczyna brakować mi ludzi wokół siebie i to wszystko z mojej winy i zaczynam robić się zgorzkniała. Mam wrażenie ze sama kopię pod sobą dołki.

Wiem że ma to podłoże od mojej rodziny bo nigdy nie miałam bliskości i wsparcia psychicznego od rodziców, każdy w mojej rodzinnie tylko porównuje do innych i wytyka to co zrobiło się źle, bez pochwalenia za to co dobre. Bardzo brakuje mi pochwał i uznania od innych ludzi. W moim życiu nauczyłam się sama walczyć o siebie. Pochodzę z wioski, poszłam na studia do dużego miasta, poradziłam tam sobie, znalazłam pracę i sama pracuję na siebie i walczę o to żeby mieć jakiś poziom życia pracę i pieniądze na własne utrzymanie, ale przez to straciłam już trochę czasu na to żeby stworzyć własną rodzinę. Wiem że jeszcze nie jestem taka stara i podobam się mężczyznom, ale nie umiem pogodzić się ze stratą kogoś kogo pokochałam.

Do końca studiów (24 lata) nigdy nie miałam żadnego chłopaka . Byłam tzw. grzeczna dziewczynką która pilnie się uczyła i marzyła o księciu na białym koniu. Która poszła do miasta na studia i wierzyła ze będzie miała super pracę i spotka bogatego i dobrego męża i będzie lepsza od innych. Potem zycie pokazało ze o pracę nie jest tak łatwo i trzeba dać najpierw od siebie zeby coś mieć. Ale jakoś sobie poradziłam.

Całe studia nie umiałam przed nikim się otworzyć i nikomu nie pozwoliłam zbliżyć sie do siebie. Przez internet zbliżyłam się do kolegi z liceum, traktowałam go jak wirtualnego przyjaciela a on się we mnie zakochał. Zdobywał mnie a ja bardzo bałam się związku z nim, bałam sie zmiany i bliskości kogoś. Ale w końcu na koniec studiów "zgodziłam się" z nim być, ale go nie kochałam. Widziałam ze koleżanki rówieśniczki mają po kilka lat chłopaków, wychodzą za mąż a ja nie chciałam być sama i zgodziłam się z nim być, ale już wtedy trochę podkopałam pod sobą dołek bo on mieszkał za granicą na stałe.był tam na studiach i tam pracował. Cały związek był na odległość. Ja wierzyłam w to ze kiedyś będzie idealnie,ze zamieszkamy razem (chociaz nei chciałąm jechac na stałę za granicę) , ze jakoś się ułoży. Młodzieńcza wiara w coś bez konktretnych wspolnych planów. On dbał o mnie, zaprzyjaźniłam się z nim, zapewniał troche wyższy status społeczny niż miałam, pomógł mi dużo i byłam mu wdzięczna za wiele rzeczy jakie dla mnie zrobił. Zrobił ze mnie kobietę, która jest bardziej pewna siebie i potrafi o siebie zadbać. Nauczył mnie zycia. Przywiązałam do niego i nauczyłam życ z nim na odległość. Każde z nas miało swoje życie, swoje sprawy, czasem się spotkaliśmy, pojechaliśmy gdzieś razem i było wygodnie. Ale lata leciały... Tak zyłam z nim 4 lata... i o rok za długo..

Bo rok przed rozstaniem poznałam fajnego chłopaka, przypadkiem. Od razu przypadliśmy sobie do gustu, romantyczne spotkania i cudownie spędzony czas. Oboje chcieliśmy tego samego, dobrze się rozumieliśmy, ale ja nie umiałam podjąc decyji... Długo się wahałam, nie umiałam powiedzieć chłopakowi ze chcę odejść bo za dużo mu zawdzięczałam, mimo ze nie byłam z nim do końca szczęsliwa (był ciągle ponury, skupiał się tylko na karierze) A ja bałam się zmiany, tego ze z tym drugim to tylko zauroczenie, które minie i ze bede załować, ze moj chlopak jednak dbał o mnie i zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa finansowe, a ten drugi nie miał az tyle i wiele takich innych porównań... W końcu ten drugi już nie wytrzymał, myślał ze go nie chcę i na pocieszenie znalazł sobie inną dziewczynę.. Spotykał się nadal ze mną, w nadziei ze odejdę od chłopaka, ale jak ja wiedziałąm ze kogos ma to bardziej się tego bałam i próbowałam ratowac moj związek (przez co zepsuł się jeszcze bardzije) bo myslalam ze tamten mnie nie kocha i tak coraz bardziej oddalimy się od siebie... Teraz on jest z tamtą 2 lata, ja zostałam zupełnie sama i nie umiem się pogodzić z tym ze pozwoliłam mu odejść do innej.

Od marca nie mam kontaktu z tym drugim chłopakiem i bardzo mi go brakuje. Byłam przy nim szczęsliwa i czułam ze z nim mogłabym wziąc slub (czego nigdy nie czułam z tym pierwszym), ze z nim stworzyłabym wesołą rodzinę, taką w ktorej jest wesoło, towarzysko i smieją się dzieci.

Tydzień temu moja mlodsza o 3 lata siostra wzięła ślub i tak mi smutno.. byłam świadkową i stojąc przy ołtarzu myślałam o nim, o tym ze tez chciałabvym wziac slub z miłości i tez mogłabym szykować sie do ślubu aby stanąć przed ołtrzem w białej sukni ze łazmi szcześcia patrząc na ukochaną osobę z ktora chce się spędzić zycie. Ale tak nie będzie, bo on nie skrzywdzi teraz tej dziewczyny, choc nie raz mówił mi ze nie jest z nią do konca szczęśliwy.
Poza tym ja zaczynam być zła na siebie i cały świat za to ze mi się nie udało. Zamykam się na ludzi, z nikim tak dobrze nie mija mi czas jak mijał mi z nim. Wszędzie mi źle. On tez nie raz mówił mi ze swoje szczęście ma obok, ale to było juz 2 lata temu... Ja nadal tym żyję i nie mogę zapomnieć. Chcę sie z nim spotrać i mam nadzieję ze to wwszystko wróci. Moze go wyidealizowałam, ale teraz nie podoba mi się żaden inny. Boję sie ze z ładnej wesołej i zaradnej dziewczyny zostanę starą panną. Tylko dlatego ze bałam się zmiany i nie umiałam podjąć decyzji.
Teraz boję się ze zostanę starą panną i moze to stradowawne okresielnie, ktore wymiera i dla niektórych jestem nowoczesną niezależna singielką, ale co za różnica? i tak jestem sama i to zadna przyjemność żyć w pojedynkę...

Pojechałam teraz sama na 3 dni nad morze, zeby zabić samotność, zeby nie być gorsza od innych, którzy mają z kim pojechać i zeby spełnić marzenie i miec chociaz jakies wakacje, ale czy bawiłam się tam dobrze chodząc sama po plazy.. trochę mi to pomogło przmyśleć parę rzeczy ale nie sprawiło ze czuję sie szczęśliwsza .... Co mam robić? jak sobie roadzić z samotnością i stratą? Jak uwierzyc w to ze ejscze mam szansę stworzyc jakis związek?

Odnośnik do komentarza

Witaj ilianka29!

Rozumiem, że teraz nie jesteś w żadnym związku - ani z pierwszym partnerem, z którym tworzyłaś związek na odległość, ani z tym drugim chłopakiem, który związał się z inną dziewczyną. To jednak nie oznacza, że zostaniesz starą panną. Możliwe, że wyidealizowałaś drugiego chłopaka, bo dawał Ci to, czego nie otrzymałaś od pierwszego chłopaka. Zdaję sobie sprawę, że jest Ci teraz smutno, czujesz się samotna, ale nie ma sensu desperacko rzucać się w ramiona pierwszego lepszego mężczyzny. Daj sobie czas, skup się na sobie, rozwijaj swoje pasje. Uczucie może Cię zaskoczyć niespodziewanie. Doceń siebie i naucz się być szczęśliwa sama ze sobą. Promieniując dobrą energią, przyciągniesz do siebie dobrych ludzi. ;) Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość ilianka29

Bardzo dziękuję za odpowiedź.

Momentami jest mi już lepiej i zaczynam akceptować swoją samotność i fakt że muszę jakoś żyć i odpowiedzieć za swoje decyzje lub ich brak i próbuję walczyć o siebie. Chodzę też do psychologa.

Każdy mówi to samo, zając się sobą i pasjami, jednak problem w tym, że jestem cały czas smutna i nic mnie nie cieszy. Nie cieszą mnie pasja jaką jest taniec, bo nie mam towarzysza. Nie cieszył mnie urlop, bo spędzałam go sama, nie cieszy mnie powrót do pracy, bo znowu dni wyglądają tak samo. Praca-dom-praca. Jedzenie-spanie-jedzenie, ekran komputera... Od lipca mieszkam sama w kawalerce. We wtorek wrociłam z urlopu, wracam z pracy do pustych ścian. Boję się że źle się to dla mnie skończy.. Bo nie mam motywacji wyjść z domu, aby uprawiać jakiś sport, czy wyjść do ludzi. Czasem wyjdę gdzieś ze znajomymi, ale porównuję się do nich że wszyscy wokół mają lepiej i ze oni widzą jak w moim życiu nic się nie zmienia i cały czas jestem sama. Czuje się zmęczona i zaczyna brakować mi energii, tej pozytywnej energii, którą zawsze miałam. Zaczynam myśleć ze nikomu nie jestem potrzebna na tym świecie. Ani mojemu byłemu, ani temu co odszedł do innej, ani rodzinie, bo oni i tak nie rozumieją mnie i moich potrzeb.

Przytłaczają mnie negatywne myśli, chciałabym je jakoś ograniczyć, stopować, ale to jest trudne...

Mimo wszystko dziękuję za dobre słowa!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...