Skocz do zawartości
Forum

Ogromny lęk przed zależnością


Gość icstont

Rekomendowane odpowiedzi

No właśnie, z czego to może wynikać?
Mam taki problem, że strasznie boję się zależności od kogokolwiek.
Przy czym nie mam na myśli zależności w tym sensie, że mogę od kogoś coś potrzebować, że mogę się przywiązać, bardziej chodzi tu o lęk przed tym, że dana osoba pomyśli sobie,że jest dla mnie kimś ważnym, że mi na niej zależy.
Uważam,że ten problem nie jest błahy, bo po prostu.... nie mam przyjaciół. Żadnych. O partnerze nawet nie wspominam.
Ludzie,którzy kiedyś byli stopniowo odsuwali się ode mnie, pewnie na skutek mojej "obojętności",a dzisiaj to już wgl z nikim nie rozmawiam, na uczelni stoję sama, jak najdalej od reszty grupy, mimo,że to już 3 rok studiów.
A teraz o co chodzi, więc..
Mam niskie poczucie własnej wartości, bardzo niskie i przez lata dziecięce i dojrzewanie ludzie skutecznie udowadniali mi,że nie jestem interesującym partnerem do towarzystwa.
W konsekwencji mam taki oto pogląd na relacje międzyludzkie: poznaję sobie jakąś tam osobę, nazwijmy ją Karolina. Karolina jest normalną, przeciętną osobą, ma swoje grono znajomych i poznaje sobie mnie. Ja jestem oczywiście jedną z wielu, kiedy znudzę się Karolince to sobie mnie oleje, odrzuci jak zepsutą zabawkę,a sama nic na tym nie straci bo przecież ma jeszcze dziesięciu innych znajomych. Ja jestem podwójnie stratna, bo pozbawiono mnie zaufania i jedynej osoby jaką miałam.
Ciśnienie mi skoczyło ze złości,kiedy to pisałam. Ale to prawda. Czuję się jak gówno, a dając innym władzę nad sobą i zależność od nich to już wgl. brzydzę się siebie. Ma wrażenie,że taka osoba sobie myśli: "ale jestem zajebista, starają się o mnie,a ja mam ich w dupie" i nie chcę dawać jej tej satysfakcji.
Ostatnio miałam taką sytuację. Poznałam na studiach jedną dziewczynę no i po pewnym czasie o coś się pokłóciłyśmy. Pamiętam,że ta laska stwierdziła,że z takimi psychicznymi nie będzie się zadawać i sobie z dumą odeszła, a ja z pewnego powodu potrzebowałam tej znajomości (miała dobre notatki,a poza tym na początku chciałam się później zemścić za to jak mnie potraktowała) i zaczęłam poniżać się przed nią jak jakiś pies i błagać,żeby mi wybaczyła ;/
Do dzisiaj sobie to wypominam chociaż wiem,że nie zależało i nie zależy mi na niej jako osobie, to jednak ona o tym nie wie. Pamiętam taką scenę po tej całej akcji.. wchodzimy do sali, wykładowca jeszcze nie przyszedł no i ludzie sobie rozmawiali ze sobą. Ja oczywiście siedzę sama, bo nie mam tam nikogo, siedzę zdołowana i mam okropny nastrój, a ta koleżanka rozbawiona przez znajomych, widać o wszystkim zapomniała. Znowu poczułam się jak śmieć.
Nie lubię być zależna, bo mam wrażenie,że dla tych ludzi jestem nikim, że mogą sobie mnie wymienić na "inny model", bo są lubiani, bo mają innych znajomych i bez jakiejkolwiek refleksji przejdą nad tym do porządku dziennego, zapomną o mnie, a ja nie chcę im dać tej satysfakcji..
Mój strach przed zależnością przejawia się np. przez to, że pomimo ogromnej potrzeby spędzenia z kimś czasu, nie napiszę do znajomych, bo jak odrzucą zaproszenie to będę miała wrażenie, że "trzymają mnie krótko", że mam czekać kiedy im łaskawie się zachce,a moje potrzeby się i tak nie liczą. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że istnieje duża szansa, że jednak po prostu zgodzą się spotkać ale ja tak strasznie boję się odmowy i tego urażenia dumy,że nie zaryzykuję.
Często w relacjach bywam agresywna (także fizycznie), albo krytykuję innych. Chcę im dać do zrozumienia, żeby sobie za dużo nie myśleli, że mogą mną rządzić i że w każdej chwili mogę skrzywdzić bez względu na to jak "bliscy" mi są.
Częściej to ludzie ode mnie odchodzą niż ja od nich i tu się pojawia moja kolejna cecha,a mianowicie-obojętność. Nigdy nie płakałam za żadną relacją, nigdy nie tęskniłam za tymi ludźmi,nie rusza mnie,że odchodzą, mam to gdzieś i cieszę się,że oni (prawdopodobnie) też zdają sobie z tego sprawę.
Powiem tak, nie zależy mi na konkretnych ludziach ale z trudem przyznaję, że zależy mi na ludziach tak ogólnie, że chciałabym normalnie z kimś porozmawiać, móc się do kogoś zwrócić bez żadnej nadinterpretacji zachowania, bez żadnej paranoi,że ta osoba zaraz mnie skrzywdzi ale to moje zachowanie uniemożliwia mi to.
Nie wiem skąd to się wzięło u mnie ale mam pewną tezę.
Otóż przez całe życie miałam wrażenie, że inne osoby dowartościowują się moim kosztem, że jestem jakby na dole tej hierarchii i ludzie czują się lepiej,że jest ktoś gorszy od nich. Takich sytuacji,które to potwierdzają miałam w życiu całe mnóstwo, nie wiem czy jest sens je przytaczać.
W każdym razie nie spotkałam się nigdy z takim problemem jaki ja mam, chciałabym wiedzieć co mogę z tym zrobić.
Dzięki wszystkim za rady!

Odnośnik do komentarza
Gość Koleżankaa

Myślę, że Twoje wyznanie jest bardzo odważne. Czytałam uważnie, starając się zrozumieć. Wiesz, też bardzo się boję zależności, ale w trochę inny sposób niż Ty. Nie chcę się wywyższać, pisząc że jestem w związku. Jestem i moje lęki wcale nie zmalały, może nawet przeciwnie. Cały czas żyję lękami, ale w tej chwili nie umiem ich nazwać tak dobrze jak Ty.
Boję się, że po prostu potrzebowałam kogoś, kto się mną zaopiekuje, ale nie chcę oddać mu swojej wolności.
W każdym razie podczas czytania przede wszystkim myślałam o tym, że boisz się braku... no... miłości, a w miłości braku stałości. Przyjaźń to chyba też miłość. Boisz się straty i związanego z nią upokorzenia, że Tobie się nie udało.
Dobra, więc myślę, że wciąż gdzieś głęboko czujesz, że nie jesteś wartościowa albo wiesz, że jesteś, ale Twoja przeszłość sprawiła, że boisz się, że nikt tego nie doceni i nikt Cię nie weźmie całej, takiej, jak jesteś.
Jeśli wciąż masz poczucie bezwartościowości, choćby trochę ukryte, to może pomogłaby Ci praca nad zwiększaniem poczucia wartości własnej (to takie modne ostatnio, ale może słuszne), być może musiałabyś dotrzeć do głębokich przyczyn takiego stanu, może tkwią w dzieciństwie (znów kolejna modna rzecz).
A jeśli boisz się, że nikt Cię nie doceni, to ten strach przed odrzuceniem też musiał mieć jakąś przyczynę, też może w tym osławionym dzieciństwie.
Możesz próbować sama, możesz gadać z innymi, możesz zapisać się na terapię. Ja próbuję na razie sama i próbuję gadać, ale jestem tak leniwa, że nie umiem dotrzeć do żadnych mądrych sposobów na mój stan, a co dopiero wprowadzić je w życie... Potrzebuję terapii, może pomoże. Nie wiem, jak jest u Ciebie. Pozdrawiam ciepło.

Odnośnik do komentarza

Koleżankaa

Dzięki za odpowiedź :)

Masz pewnie trochę racji. Tyle,że u mnie to jest tak,że w momencie,kiedy np. mam jakieś swoje grono znajomych i poznam kogoś nowego,kto mnie odrzuci,oleje to się nie przejmuję, bo mam przecież innych przyjaciół. Problem w tym,że ja nie mam takiego grona (raz miałam ale się rozpadło), stale jestem sama i poznając nową osobę no to w razie odrzucenia z jej strony zostaję z niczym praktycznie, bo jeszcze moją godność ze sobą zabierze..... Zabrzmi to dziecinnie ale nie lubię po prostu przegrywać, a kontakty z ludźmi postrzegam trochę jako rywalizację (albo ja wygram albo oni).

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

icstont, z jednej strony potrzebujesz mieć kogoś, z kim mogłabyś porozmawiać czy gdzieś ot tak sobie wyjść, ale z drugiej strony boisz się takiej relacji, bo boisz się, że ktoś się Tobą znudzi, zostawi Cię, że zostaniesz sama, zraniona, "upokorzona", jak twierdzisz. Zatem asekuracyjnie wolisz nie mieć znajomych niż ryzykować odrzucenie i upokorzenie. Podejrzewam, że to zachowanie wynika z zaniżonej i niestabilnej samooceny. Twoje poczucie własnej wartości i tak prezentuje słabą kondycję, więc po co je niepotrzebnie nadwyrężać, ryzykują nieudane znajomości? Może się mylę, ale próbuję uchwycić pewne zależności. Poza tym niepotrzebnie postrzegasz relacje społeczne w kategoriach rywalizacji, przegranej i wygranej. Nie musisz wygrać każdego sporu - pozwól zostać innym przy swoim zdaniu. Ty masz własne i tego się trzymaj. Zachęcam Cię do przeczytania tekstu: Jak podnieść poczucie własnej wartości? Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Gość fvergfere

a może jesteś z tego typu ludzi, którzy potrzebują tylko partnera, a cała reszta sie nie liczy. u mnie w domu chyba większość tak żyje, rodzice sami ze sobą, brat też z żoną (aczkolwiek ona ma grono znaj0mych, z którymi się systematycznie spotyka). jakoś do rodziców od wielu lat nie przychodzi w odwiedziny nikt poza rodzina. są ludzmi, którzy na swoj sposob czuja sie lepsi od otoczenia i wszedzie wesza spiski. na mnie po wielu latach tez to przeszlo. mam swoje zainteresowania, swoj swiat i zdaje sobie sprawe, że malo kto z mego aktualnego otoczenia przystaje do niego. nie czuje sie gorsza, wrecz przeciwnie, zawsze czulam sie bardziej dojrzala, mecza mnie rowiesnicy ktorzy dalej preferuja szczeniackie rozrywki, typu chlanie, jaranie itp.
zdrowopojęta zależność od ukochanego mężczyzny tak, a reszta otoczenia na dalszym planie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...