Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Borderline a sens terapii


Gość Borderka

Rekomendowane odpowiedzi

Od 2,5 roku jestem w terapi i jednego terapeuty. Wcześniej byłam u innego terapeuty przez rok. Szczerze? Nie widze efektów. I w sumie po latach tułaczki po lekarzach (terapeutach) nie wiem jaki sens tego wszystkiego. Nawet nie wiem w jakim kierunku ma to zmierzać i co się ma zadziać. Bo 1. terapeuta nie zmieni mojego zycia czarodziejska różdżką 2. nie bedzie mi dawał rad 3. nie bedzie oceniał 4. nie bedzie sterował moim życiem. W takim razie co będzie?? W takim razie jaki jest efekt końcowy i do czego to zmierza? Hmm pewnie wiele osób odpowie do szcześcia - troche banalnie i prosto, bo ja bym chciała wiedzieć co mnie czeka. Na razie na terapie wydałam w swoim życiu tyle pieniedzy, że samochód by z tego był, a moje prawodpodobnie borderline jest takie jakie było....Tego sie nie leczy więc co się z tym robi?? Co ma się zadziać fantastycznego w trakcie terapii, że mi się coś odmieni?? Szczególnie interesują mnie opinie osób w trakcie terapi i po terapi (tych pewnie tu mało)?? Frustrują mnie te pytania i męczą...

Odnośnik do komentarza
Gość kasieńka_x

Ktoś zaczął bardzo interesujący temat, mnie też nurtuje te pytanie co daje terapia. Zawsze jak czytam tu na forum posty ludzi którzy mają myśli samobójcze, brak poczucia własnej wartości, są niesmiałe proponuje im się terapię. Super. Chodzę na terapię od ponad roku i zamiast czuć się lepiej to ja coraz bardziej myślę o tym że to życie nie ma sensu, że terapeutka nie jest czarodziejką i nie ma różdzki, nie zmieni mnie i ludzi wokół mnie. Przez terapię dowiedziałam się że to co się dzieje w moim życiu jest spowodowane moim złym postepowaniem i to mi miało pomóc żebym teraz poczuła się silniejsza, bo już wiem jaka jestem beznadziejna? Moje życie przed terapią było do bani ale chyba teraz kiedy wiem że to przez moje zaburzenia( osobowość bordeline i unikająca) wolałabym wrócić do życia sprzed terapii tylko już teraz nie potrafię nie mysleć o tym jaka jestem beznadziejna. Czy to jest sens terapii?

Odnośnik do komentarza

Ja myślę, że Wy obie nie rozumiecie terapii. Przecież to logiczne, że terapeuta nie jest wróżka i nie powie jak mamy postępować. U mnie też stwierdzono osobowość borderline ale po 2 latach terapii wydaje mi się, że ja już nie mam takiej osobowości choć szkielet borderline pozostaje u nas na zawsze. Terapia uczy nas jak mamy żyć ale to my musimy nad sobą pracować. Psycholog nic za nas nie zrobi, może jedynie naprowadzić na odpowiednią drogę. Jeżeli będziemy tylko chodzić na terapię i nie wyciągać wniosków, to raczej nic to nam nie da. Poza tym jeżeli ma się osobowość tego typu, to trzeba pisać się raczej na dłuższą niż 2 lata terapię. Ja nie zamierzam jej kończyć min przez kolejne 2 lata choć czuję się dobrze.

Odnośnik do komentarza

nie chcę bezpodstawnie oskarżać lekarzy. Ale moim zdaniem to jest wymyślanie chorób. Czemu jak ktoś ma trudny okres w życiu, albo inni ludzie na niego wyjątkowo wpłynęli, i jest teraz nerwowy, czemu zamiast to zaakceptować, to szukają w tym choroby?
Okej, to w takim razie mogę równie dobrze powiedzieć, że mam chorobę na złamane serce.
I myślę, że tak jak z moją 'chorobą' tak i z 'borderline' nie da się tego 'wyleczyć'. Tu trzeba czasu i zrozumienia dla samego siebie. Po co wymyślać choroby, naprawdę nie wiem. A jak ktoś mnie pobije i będę przygnębiona, to powiedzą może że mam depresję. Dajcie spokój to należy nazywać smutkiem, naturalnym efektem przykrych zdarzeń.

Odnośnik do komentarza

~roshen
Po co wymyślać choroby, naprawdę nie wiem. A jak ktoś mnie pobije i będę przygnębiona, to powiedzą może że mam depresję. Dajcie spokój to należy nazywać smutkiem, naturalnym efektem przykrych zdarzeń.

Choroba jest wtedy, gdy już nie możesz normalnie funkcjonować (nie jesteś w stanie wykonywać codziennych czynności, podjąć pracy; wymagasz opieki lub nadzoru ze strony innej osoby). Dopóki zwykłaś chlipać w poduszkę i chodzić z posępną miną, jest ok. Gdy mięśnie odmawiają ci współpracy i nie jesteś w stanie podnieść się z wyra, zaczynasz załatwiać się pod siebie i - w chwilach mini przypływu sił - planujesz jak się zabić, a... wszystko to trwa tygodniami, to jest depresja. Łapiesz różnicę?

Odnośnik do komentarza

wiesz mottone, masz rację i w pełni się z Tobą zgadzam, gdyż sama miałam (mam) depresję.
Jednak , chodziło mi raczej o to, że borderline to takie zaburzenie, że bardzo łatwo je pomylić ze zwykłą emocjonalnością albo temperamentem. Mi ktoś chciał wmówić, że mam borderline, podczas gdy wszyscy inni moi znajomi tak nie twierdzili. A wyszło na to,  że ten który mi to wmawiał był tym który mnie niszczył emocjonalnie wcześniej, a później udawał wielce zdziwienie, że nie radzę sobie ze sobą.

Odnośnik do komentarza
Gość patrycja_31

Wiesz, miałam podobne odczucia do Ciebie co do terapii. Diagnozę osobowości borderline postawiono mi w 2003 roku- miałam wówczas 18 lat. Na terapię uczęszczałam przez 2 lata, które nie zmieniły zupełnie nic w moim życiu. Przeszłam przez 3 terapeutów, po czym uznałam terapię za bezzasadną. Po zerwaniu terapii po prostu zaczęłam pracować sama nad sobą, kontrolować i modyfikować niektóre reakcje i wzorce zachowań, które były wcześniej dla mnie zgubne. Początkowo było to trudne, bo wciąż ta moja osobowość dawała o sobie znać. Przełom nastąpił po kilku latach pracy nad sobą- wreszcie udało mi się stworzyć taki obraz własnych reakcji i zachowań, który nie zaburza ani mojego życia osobiście, ani życia innych w moim otoczeniu oraz jestem w stanie normalnie funkcjonować w związku (czego wcześniej nie potrafiłam, bo wykańczałam wszystkich swoimi zachowaniami, wybuchowością, zmianami nastroju i reakcjami). Teraz mam prawie 31 lat i moje życie i relacje wreszcie wyglądają normalnie. Pracuję, podjęłam studia, znalazłam partnera. Podczas uczęszczania na terapię czułam się jak jakiś królik doświadczalny, więcej towarzyszyło temu negatywnych niż pozytywnych odczuć, wtedy przez 2 lata wręcz mi się pogorszyło, a nie poprawiło, dlatego postanowiłam zerwać z tą terapią i zacząć pracować sama nad sobą. Praca to ciężka, ale po latach naprawdę widać efekty! Mam też wyrobione negatywne zdanie na temat terapeutów i tej całej otoczki towarzyszącej niby-leczeniu tych zaburzeń osobowości.

Odnośnik do komentarza
Gość patrycja_31

Jak można widzieć w ogóle cokolwiek pozytywnego w tym, że idę na kozetkę do terapeuty, że gadam, ale druga strona jest jakby biernym słuchaczem- bo ocenić nie może tego, co mówię, rad dawać nie może, nie może w żaden sposób mnie pokierować- więc to całkowicie pozbawione sensu działanie nastawione chyba głównie na zysk finansowy terapeuty i po prostu przereklamowane.

Odnośnik do komentarza

Oceniać Cię nie może , ale może tak zadawać pytania,że sama dorastasz do własnych ocen. Dawać rad nie może, ale może pytać- a co sądzisz, że sie stanie gdybyś np. postąpila tak i tak- czyli w jakis sposób może Cię nakierować. Swięte są słowa, że to Ty musisz nad soba pracować, ale rozmowy i wywnętrzania się mogą pozwolić Ci zrozumieć na co Trzeba postawić jak największy nacisk.

Kiedyś , w dawnych czasach człowiekowi za psychologa był jego przyjaciel. Na spotkaniu człowiek się wygadał, a już ubranie w słowa swojego problemu to jest polowa sukcesu- bo mówiąc, usiłując drugiej stronie przybliżyć problem, sami go juz trochę przerabiamy. Przyjaciel musi tylko życzliwie sluchać. Jak jest coś, co zupelnie nie zgadza się z jego poglądem, moralnościa, to jakoś zaprotestuje. Jak cenimy sobie przyjaciela jako człowieka, to jego protest czasem nawet niewerbalny, tylko jako grymas, uniesienie brwi, pytanie pełne wątpliwości, czasem jasne postawienie veto dla problemu- te jego wątpliwości, jego protest dają nam dużo do myslenia i czasem przewartościowania swoich poglądów na dany temat.

To tak w życiowych problemach. Bywaja jednak przypadki poważnych zaburzeń osobowości i do tego mądry psycholog jest jak najbardziej przydatny.

Odnośnik do komentarza

Nie nastąpią żadne zmiany w Twoim sposobie myślenia, w Twoim funkcjonowaniu w relacjach z ludźmi/w związku, w Twoim myśleniu o sobie samym, od samego spotykania się z najlepszym nawet terapeutą.
Więc po co terapia i jaki jest jej sens?
Odpowiedź jest banalnie prosta: by poradzić sobie z tymi trudnymi emocjami i przestać być ich niewolnikiem. Jednak na szczęście terapia nie jest obowiązkowa dla każdego, a podjęcie jej wbrew sobie, nie ma sensu.
Terapia to przyjemność inaczej, a raczej odroczona przyjemność. W jej trakcie na ogól przyjemnie nie jest, bo dotyka się spraw trudnych, przeżywa odłożone, upchnięte w kąt, nieprzyjemne emocje.
Z terapią jest tak, jak z wizytą u dentysty - rzadko kto siada na fotelu z wielką ochotą, ale jak wspaniale jest, gdy ząb przestaje boleć.
Praca nad sobą nie jest straszna.
Praca nad sobą jest trudna, bo prowadzi do odkrycia i przeżycia, zepchniętych gdzieś w kąt, różnych swych uczuć.
Praca nad sobą nie należy do rozkosznych, ale przynosi znakomite efekty.
To właśnie ze względu na te efekty, moim zdaniem, należy podjąć się tej pracy.
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,13002628,Osobowosc_borderline__Tak_daleko__tak_blisko.html

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...