Skocz do zawartości
Forum

Jak sobie poradzić?


Rekomendowane odpowiedzi

Poprzedni rok był naprawdę trudny i od tego wszystko się zaczęło… dwu miesięczna walka o życie ukochanej osoby, widoki jakich chciałoby się zapomnieć i pomimo nadziei nie udało się… szok, niedowierzanie… potem narzeczony, z którym za pół roku miał być ślub zostawił mnie w tej sytuacji, nie interesował się, nie wspierał i odszedł w dniu pogrzebu, … potem pojawił się cudowny mężczyzna, trochę starszy, ale opiekuńczy, troskliwy tylko wszystko było dla mnie za szybko… cały czas razem, wspólne mieszkanie, plany o ślubie, dzieciach… za dużo zmian, wszystko zaczęło się sypać… ale zaangażowałam się, pomagałam jak zmienił pracę, wspierałam (chyba nawet za bardzo), ale nagle stałam się tą, której nie można zaufać, która zdradza (co było nieprawdą!) cudowne chwile były przeplatane przykrymi dla mnie oskarżeniami… nieprawdziwymi i niesprawiedliwymi… pojawił się we mnie ogromny strach, uczucie niepokoju, stany lękowe… nawet wtedy, kiedy było chwilami dobrze… pojawiły się wybuchy frustracji… ostatecznie odszedł, bo nie był w stanie mi zaufać… a ja nic złego nie zrobiłam… z silnej, niezależnej 35-letniej kobiety została osoba, która płacze codziennie od ponad miesiąca, która nie widzi sensu niczego, która zaniedbuje ukochaną pracę i przyjaciół, nie chce kontaktu z ludźmi i uważa się za nikogo… jak się pozbierać, jak sobie poradzić, jak wrócić na właściwe tory… Co się właściwie ze mną stało? Nigdy nie było tak źle...

Odnośnik do komentarza

W krótkim czasie duzo przezylas. Twoja psychika tego nie udzwigneła.
Wg mnie masz objawy depresji i powinnaś udać się do psychiatry.
Im szybciej wdrozy się leczenie, tym szybciej wyjdziesz z tego.
Ponieważ tabletki nie rozwiążą wszystkiego ,to potrzebna jest Ci psychoterapia, żeby przepracować wszystko to, co doprowadziło Cię do takiego stanu.
Myślę ,że dostaniesz skierowanie bez problemu i łącząc te dwie rzeczy, szybko staniesz znów na nogi i odzyskasz dawną siebie.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedź i radę, często osobom ‘z zewnątrz’ łatwiej jest zauważyć to, co się naprawdę dzieje. Staram się jakoś ogarnąć, postanowiłam każdego dnia robić coś dobrego dla siebie, to niewiarygodne, z jaką trudnością to przychodzi, kiedy myślisz, że nic nie ma sensu i nic nie jesteś wart. Najbardziej przykre dla mnie jest to, że te osoby, które powinny być przy mnie, po prostu w sytuacji kryzysowej odeszły. Narzeczony unika w życiu problemów a ja nagle stałam się problemem… a w ostatnim związku nie dość, że sama nie byłam jeszcze pogodzona ze śmiercią bliskiej osoby, skupiałam się bardziej na partnerze. Z jednaj strony dobrze, odciągnęłam tym samym myśli od tej traumy, ale z drugiej, znosiłam czyjeś fochy, fałszywe oskarżenia po to tylko, żeby ostatecznie usłyszeć „Nigdy Ci nie zaufam.” Tak po prostu, za nic. Rozumiem, że ludzi mogą przerastać pewne sytuacje, ale czasami trzeba odstawić siebie, na moment, dla ukochanej osoby… ja bym tak zrobiła… Każdy z nich już poszedł w życiu dalej, jeden już jest w nowym związku, tylko ja zostałam w poczuciu niesprawiedliwości i żalu, tkwiąca w przeszłości. Daję sobie jeszcze dwa tygodnie, jeśli sytuacja się nie poprawi, będę musiała podjąć inne kroki.

Odnośnik do komentarza

Właśnie szukam jakiegoś specjalisty, ale w Warszawie nie powinno być z tym problemu. Jest trochę lepiej ostatnio, ale wiem, że to może być chwilowe. Ludzie przechodzą różne traumy i najpierw działasz na autopilocie a po jakimś czasie smutna prawda Cię dopada. Śmierć osoby bliskiej wydaje się niemożliwa, nie myślimy o tym, że nagle kogoś nie będzie a tym bardziej na zawsze. Obrazów z OIOM'u nigdy nie zapomnę i nie zapomnę jak zmieniała się moja rozmowa z lekarzami, jak coraz bardziej sugerowali, że może się nie udać... i niestety w tych tragediach jesteśmy sami ze swoimi emocjami a życie toczy się dalej i nikt nie będzie z Tobą za długo płakał. Co do drugiej kwestii, nigdy nie pomyślałam, że wiążę się z niewłaściwymi mężczyznami, ale ostatni rok pokazał, że najwyraźniej tak jest. Chyba jestem zbyt spolegliwa, za bardzo wierzę, że wszyscy są tacy jak ja, że są wrażliwi, empatyczni etc. a niestety jak spada zimny prysznic wpadam w ataki frustracji co kończy się awanturami, bo jak spokojna Amelia może nagle robić awantury... robię je rzadko, ale chyba właśnie dlatego, że znoszę dużo, daję z siebie dużo a potem nie rozumiem dlaczego nie działa to w drugą stronę. Nie mam pretensji do swoich byłych partnerów o to, że odeszli, mieli prawo, ale to w jaki sposób to zrobili jest przykre... i tak, nie stawiam granic, myśląc, że ktoś to doceni... 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...