Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Mój problem.


Rekomendowane odpowiedzi

Zacznę od tego, że jestem niestety osobą bardzo wrażliwą, bardzo się wszystkim przejmuje, mam niską samoocenę. Ale do pewnego czasu jakoś sobie z tym radziłem. Lepiej lub gorzej. Akurat w sierpniu zeszłego roku było to 'gorzej'. I wtedy poznałem chłopaka. Przez internet. Sam do mnie napisał. Ja sobie założyłem, że nie będę się angażował za bardzo w żadne znajomości, nawet takie, bo wiem jacy są ludzie, a ja właśnie często ufam ludziom, staram się pomagać, jak tylko mogę, a wiele osób potem to niestety wykorzystuje. Ale chłopak tamten był bardzo miły i sympatyczny, wydawał się mnie tak dobrze rozumieć. Dużo rozmawialiśmy. Po miesiącu on wyznał mi miłość. Ja wiem, że niektórym może się to wydać głupie, ale go przyjąłem. Był dla mnie taki dobry. Zostaliśmy parą. Przy nim, moje życie nabrało kolorów, uwierzyłem w siebie, przestałem przejmować się problemami. On cały czas zapewniał, że mnie kocha, że jestem wyjątkowy, że nikogo takiego wcześniej nie poznał. Ja mu wierzyłem i choć na początku byłem niepewny to starałem się, żeby nam wyszło. Rozmawialiśmy codziennie, snuliśmy wspólne plany na przyszłość. Aż z dnia na dzień powiedział mi, w dość nie miły sposób, że to pomiędzy nami raczej nie ma sensu. Zaprzeczył wtedy wszystkim swoim poprzednim obietnicom. Nie obeszło go nawet to, że bardzo się przejąłem. Stwierdził tylko, że to moja wina. Potem stało się tak, że zostaliśmy przyjaciółmi. Ja o to poprosiłem, bo nie chciałem go stracić. I wyglądało to tak, że raz bywał dla mnie nie miły, złośliwy, obwiniał mnie o wszystko, ignorował mnie i moje samopoczucie. Ale było też tak, że był dla mnie dobry, sympatyczny, miły. Bywały okresy, że bardzo dużo znów rozmawialiśmy, mówiliśmy sobie komplementy, on mówił, że mnie kocha, że na mnie tylko może liczyć, że mnie nie zostawi. Dodam jeszcze, że gdy był dla mnie nie miły, to starałem się go pocieszać, poprawiać mu humor. Robiłem to z dobrej woli. Szczerze mówiąc, to mój nastrój uzależniał się od jego nastroju. Jeśli był dla mnie zły, to zaraz byłem smutny i przygnębiony. Obwiniałem się, że robię coś źle. A gdy miał dobry humor, to i ja miałem dobry. Parę razy przez się od niego zdystansować, skoro traktuje mnie tak źle. To wtedy za każdym razem albo pisał, że mnie potrzebuje (a ja oczywiście leciałem z pomocą) albo odzywał się interesując mną i moim samopoczuciem. Niedawno, powiedział mi, że się kimś zauroczył. Ale mieliśmy niby pozostać przyjaciółmi. Ja jednak odniosłem wrażenie, że powiedział mi o tym specjalnie, bo potem zaczął się tym chwalić, a mnie jawnie po prostu olewać bez słowa. Teraz traktuje mnie jak obcego. Nie odzywa się już drugi tydzień. I ta sytuacja doprowadziło do tego, że ja stałem się smutny i przygnębiony. Nie mogę w nocy spać. Często chce mi się płakać. No zaangażowałem się bardzo. Czuję się w pewien sposób wykorzystany. Ja zawsze znajdowałem dla niego czas, pocieszałem, poprawiałem humor, byłem kiedy mnie potrzebował, wspierałem jak tylko mogłem. A on mnie tak po prostu olał. Bardzo się zaangażowałem. Jak sobie pomóc, ulżyć?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...