Skocz do zawartości
Zamknięcie Forum WP abcZdrowie ×
Forum

Zdrada,odrzucenie,niemoc


Gość Hysteryia

Rekomendowane odpowiedzi

Toksyczne związki - nawet jeśli Twój takowych znamion nie miał, to schemat jest podobny - są bardzo uzależniające, są jak narkotyk. Twoja separacja - o ile do niej dojdzie, nawet poprzez czasowe rozstanie - jest jak odwyk, a na odwyku brakuje Ci tego, co Was od siebie uzależniło. Ponadto przez cały okres trwania związku Twoje życie było podporządkowane i zorganizowane wokół "szalejących" emocji Twojego partnera. Teraz brakuje Ci po prostu czynnika, który (paradoksalnie) nadaje Twojemu życiu kierunek.

Jak to w toksykach bywa: toksyczny, oparty na uzależnieniu związek często się rozpada. Mężczyzna, albo nie mogąc znieść ciągłej dominacji kobiety i z chęci odzyskania kontroli nad własnym życiem, albo po tym, jak ją skutecznie upokorzył, odczuwając do niej niechęć i brak szacunku ? odchodzi. Inicjatorką rozstania bywa też kobieta, która nie może już dłużej wytrzymać zadawanych przez mężczyznę cierpień, rozczarowana tym, że jej całkowite poświęcenie się związkowi zostało niedocenione i że jej wysiłki, by partner się zmienił, nie przyniosły żadnych efektów.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że po takiej nauczce kobieta, dotknięta syndromem ?kochania za bardzo? zdrowieje - nie ma mężczyzny, to nie ma uzależnienia. Niestety, tak nie jest. Po pierwsze, gdy toksyczny związek się rozpada, cierpienie kobiety trwa nadal. Teraz dopiero przeżywa prawdziwe katusze. Na przemian odczuwa złość, wręcz nienawiść do swojego ex oraz tęsknotę, połączoną z nadzieją, że znowu będą razem. Jej życie znów przepełnia mężczyzna, choć nieobecny ciałem, to obecny duchem. Nie jest w stanie normalnie funkcjonować, odczuwać żadnej przyjemności, robić żadnych planów - wciąż myśli o nim. Często jej obsesja prowadzi do prób nawiązywania kontaktu, różnych rodzajów agresji, śledzenia go, niekiedy do błagalnych próśb o powrót. Jeśli mężczyzna wciąż jest od kobiety uzależniony, bywa, że po jakimś czasie rozłąki ponownie do siebie wracają i na nowo rozpoczynają swój toksyczny ?taniec?.
Jest też inny scenariusz ? kobieta, by przerwać swoje cierpienie, tworzy nowy związek. Niestety, jeśli nie zrozumiała swojego syndromu, to najprawdopodobniej znów w nim będzie ?kochać za bardzo? i uzależniać się od mężczyzny. Jej głód miłości wciąż przecież nie został zaspokojony, a lęk przed samotnością stłamszony. Nałóg nie rozwija się, tylko narkotyk zmienił swoją fizyczną postać.
Kobieta, która uświadomiła sobie swoje uzależnienie od mężczyzny, zrobiła już pierwszy krok. Pojęła, dlaczego tak naprawdę jest nieszczęśliwa i że droga do wyzdrowienia jest tylko jedna ? mozolna praca nad sobą. Mozolna i bardzo trudna, ponieważ gdy na nią wstąpi, co i raz dopadają ją wątpliwości, czy jest ona słuszna.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteriya

Czytałam o tych psychofagach, ale nie wszystko pasuje. Co gorsza u mnie też można znaleźć już takie cechy. I znowu minął tydzień i nadal nie umiem się odciąć od tego wszystkiego. Jak już prawie definitywnie zerwalismy, to potem weeked spędziliśmy razem. I tak jest od jakiegoś czasu. Czym bardziej chcemy to skończyć tym bardziej tęsknimy i spotykamy się znowu, chociaż żeby się przytulić. I wtedy jesteśmy dla siebie mili. Jak się nie widzimy codziennie i możemy się stracić zachowujemy się normalnie. Ale na drugi, trzeci dzień znowu caly syf z głowy wychodzi i się kłócimy. I w ogóle zdałam sobie sprawę z wiely rzeczy. Np. Że skoro nie byłam nim, bo zerwalam rok temu to faktycznie nie była zdrada, jak on mi to wmówił. No bo zerwalam z nim. Więc jakim cudem on mnie zdradził w akcie zemsty i ja mu wybaczylam bo wzięłam wszystko na siebie? Że mi się należy? Czy ja naprawdę jestem niespełna rozumu? I jeszcze mi wczoraj napisał, że to ja zdradziłam pierwsza, więc pierwsza muszę pokazać, że jestem godna zaufania. Tylko, że ja już praktycznie nie żyje. Przez jego czepialstwo i zazdrosc sukcesywnie przestalam wychodzic i robic cokolwiek bo do wszystkiego mial zawsze pretensje. Teraz tylko siedzę w domu, nie mam znajomych więc nie wychodzę i jeżdżę na studia w weekendy. Nawet na warsztaty się boje iść bo mu odwali, że go zdradzam. Mam dosyć, cholera. I parę rzeczy, które zauważyłam i mnie zszokowaly:
- broni swoich kumpli przede mną jak może, zwłaszcza tych co zauwazyl, że się dogadujemy. Nie ma oporow stawiac mnie przed nimi w zlym swietle, sam zblizyl sie do moich kolezanek z ktorymi sie jakies 5 lat temu poklocilam. Prawdopodobnie odsunelam sie od nich jeszcze bardziej bo on robil wszystko, zeby w klotni ja - on one wybieraly jego zeby z nim porozmawiac, bo on taki biedny przeciez.
- denerwowalo go, ze jak wychodzimy jestem glosna, otwarta, w centrum uwagi, znam wielu ludzi, usmiecham się do obcych i sukcesywnie mnie za to ganil az przestalam wychodzic. Teraz on jest taki wsrod znajomych i nieznajomych. Ostatnio udalo mi sie raz wyjść z nim, i mial pretensje, ze nadal jak wyjde jestem w centrum uwagi bardziej niz on, nawet jak nie jestem glosna i nie odpierdalam nic.
- ciągle robi z siebie idealnego moralnie, komentuje zle rozwiazly seks, zwlaszcza kobiety uprawiajace seks, a to on mial wiecej partnerek seksualnyvh ode mnie i nie byl z nimi w zwiazku, ja bylam za kazdym raze w zwiazky jak uprawialam seks, nie wierzy mi tez ze mialam tak malo partnerow ciagle obrzucajac mnie tekstami, ze pewnie obciagam byle komu czy sie puszczam i zastanawiam sie, czy to juz nie jest jakas choroba skoro on z taka pewnoscia uwaza, ze ja ciagle uprawiam seks, a prawda jest taka, ze oprocz tego zerwania z mojej strony rok temu, to cale 5/6 lat uprawiam seks tylko z nim. Nie calowalam sie nawet z nikim ani nic. On twierdzi, ze przez to, ze jesten tak otwarta do ludzi to na bank ciagle kogos mam. On natomiast byl ciągle powsciagliwy w dotykaniu kogos, ale seks chetnie uprawial, wiec wydaje mi sie, se on sie proboje na sile wybielic i nie akceptuje tego, ze jest perwersyjny. Ja też jestem, ale to w sobie akceptuje i to nie znaczy, ze Muszę się puszczac bo wole uprawiać seks z kims, kogo znam i z kim jestem i czuje się dobrze, a nie z byle kim na impezie jak on. I co jeszcze to to, że wydaje mu sie, ze jak bedzie sie negatywnie wypowiadal na jakis temat to to zalatwi cala sprawę i to oznacza, ze jest moralny, poniewaz kiedy ja się przychylnie wypowiadam np. Ze moim zdaniem jak ludzie sa singlami to niech uprawiaja ten seks, przeciez nikogo nie krzywdza, to on uwaza, ze to swiadczy o tym, ze musialam miec wielu partnerow, tylko, ze to ze o czyms sie orzychylnie wypowiadam nie znaczy, że muszę to robić. I tak samo jak to, ze on sie negatywnie wypowiada nie oznacza, ze tego nie robi bo wlasnie robił co jest smieszne z jego strony, bo uwaza, ze taki seks jest zly, a sam mial wiele sytuacji, gdzie go uprawiał jak byl wolny. I jeszcze ta zdrada to dla mnie teraz cos niebywalego. Mam wrazenie, ze on czekal tylko na usprawiedliwienie zeby mnie zdradzic. No bo zemsta zemsta alr on od razu calowal sie z 4 roznymi laskami i uprawial seks z jedna na przestrzeni roku od mojego zerwania z nim . I niby mi wybaczyl i wszedl w ten zwiazek z pelna swiadomoscia ponownie tegi oc zrobilam jak z nim zerwalam, a potem cos takiego odwalil. Jestem uzaleniona i nie szanuje siebie ze sie na wszystko zgadzam...
I generalnie zauwazylam, ze cechy ktorych we mnie nie lubi i mu przeszkadzaja, po jakims czasie sam zaczyna robic pod pretekstem, ze musi mi pokazac jak ja się zachowuje. A mnie sie wydaje, ze on chce byc taki jak ja ale tego nie akceptuje i dlaczego mnie niszczy na kazdym kroku i kaze sie zmieniać non stop, a potem sam taki jest.
Dzisiaj sie do niego nie odzywam i postaran się to ciagnac jak najdłużej, ale mi trudno. Trudno sie z nim nie spotkac, nie przytulac, nie czuc milosci, ciepla, czy nawet nie uprawiac seksu, który jest też idealny. A najgorsze jest to, że jakbym z nim miala zerwac, to zostanie mi samotność, której sie boję, bo w trakcie związku odwrocilam sir od wszystkich ludzi, ktorych znalam. Ignorowalam, unikalam, nie raz nie odpusywalam np kolegom zeby on nie byl zazdrosny. No i jestem. Sama. Trudno mi sie zabrac nawet za moje obowiązki. Mam wrazenie, ze on skupil się przez calt zwiazek glownie na mnie na moivh wadach przez co zwiekszyl sie moj egocentryzm i na pierwszy plan wyszły te wady. Czuje sie jak śmieć teraz, który nic nie potrafi. Tym bardziej, ze od dlugiego czasu on mnie komentuje, ze nie mysle, jestem glupia, itd. Mma dość ale nir mam jak uciec.... a terapia dopiero pod koniec.grudnia, chyba pisalam. Nie wiem co zrobic. Już nawet sie zastanawialam czy nie pobiec do psychiatry po cos zeby mnie otepilo i pozwolilo miesiac chociaz przestac czuc gwaltowne emocje wzgledem niego. Albo zaczac pic. Nie wiem. Chociaz na miesiąc zebym sie umiala odseparowac i odzyskac siebie.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteriya

Nie wiem jak to znieść. Nie wiem jak się odciąć. Czuję jakby się w mojej głowie zaczęła rozwijać jakąś choroba psychiczna od tego wszystiego. Zerwałam z nim znowu. Znowu mnie obraził i jeszcze napisał, że mam się nie odzywać więcej bo mnie wlasna matka nie pozna, że jestem tępa, że nie dam rady w zadnej pracy, chyba, ze bede obciagac, że on lubi mieć dwie trzg partnerki seksualne na raz. Nie wien już NIC. Nie wiem czy wierzyć w to co pisze czy znowu powie, ze napisal jakos zeby mnie wkurwic. Chcialabym miec pewnosc, ze się juz do niego nigdy nie odezwę, ale nie mam. Jestem słaba i na dodatek nie mam wsparcia w nikim.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteryia

Dziękuję za filmik. Obejrzałam jeszcze parę jej autorstwa. Trochę się uspokoiłam, tylko sęk w tym, żoja sytuacja nie jest taka jasna jak jej. U niej ewidentnie widać, że partner miał na nią zlew i być może jej nie kochał. U nas to jest tak, że my się kochamy obydwoje i świata poza sobą nie widzimy i jakby razem tworzymy ten toksyczny związek. On nie raz się starał czy coś dla mnie zrobił. I właśnie też to, że nie jest takim dupkiem do szpiku kości mnie trzyma przy nim. Te jego momenty normalności i to, że widać, że jest świadomy tego w czym się znalezlismy. W końcu poszedl do psychologa, mówi, że też coraz więcej czyta o toksycznych związkach i że ma świadomość, że tak się wpakowalismy w twn schemat. I to jest tak, że on czasem to rozumie, a czasem wraca spowrotem na te tory toksycznego związku. I to mnie bardzo stopuje. Bo jakby po prostu raz po raz mnie uwodzil milymi slowkami, to to by nie wystarczylo juz dawno. Ale to nie są tylko mile, puste slowka. Są momenty, ze my się dogadujemy jakby nam sie inne osobowosci wlaczaly, te zdrowe, w sensie... że widzimy schematy z domu, widzimy co robimy, chcemy sie zmienic bo obydwoje czujemy, że jesteśmy sobie przeznaczeni, i znowu nam coś wraca. I tak ciągle. Dzisiaj znowu mu próbowałam cos wyjaśnić i powiedzialam, że nie jesteśmy razem, że możemy sie znać, rozmawiać skoro się tak kochamy, ale musimy się naprawic zeby kiedykolwiek stworzyc cos normalnego i nauczyc kochać. Chcialabym być tą silną osobą, która będzie umiała naprawic siebie, żeby on zobaczyl tez, że można, na moim przykladzie wlasnie. Ale nie wiem. Przez to, że naprawdę, ale to naprawdę nie mam wsparcia w nikim jest mi ciężko. Julia z filmiku ma rodzinę, która ją umie odciagnac od tego, dac zajecie, wesprzec, być. Moja rodzina to zgraja egocentrykow z problemami. Kazdy jest zraniony na potęgę i jak sie zwracam o pomoc, to slysze, że oni maja gorsze problemy i zaczynaja mowic o sobie. I niestety coś z tego zagoscilo troche w moim charakterze,za co siebie nie lubię, ale pracuje nad sobą.
Ogólnie podsumowujac moje otoczenie najblizsze, to nie ma zadnej osoby, która bym lubiła z własnego wyboru. Nie lubie tych ludzi. I nie mowie, ze sa potworami. Są zranieni, przez to są tacy. Tylko.ciagle się od malego czuje, ze musze kogoś non stop ratowac, to rodzicow, rodzenstwo, siostrzencow wszystkich. A ja nie będę ich wybawicielem przeciez. Mam swoje życie, którego oni nie szanują bo zawsze byłam kochanym, perfekcyjntm dzieckiem, które dawalo im usmiech i nie sprawialo większych problemów. Albo kiedy czegoś ode mnie chcą to nie pytają tylko oznajmiaja, ze powinnam coś zrobic. Np. Mój brat mi oznajmia, ze powinnam mu pomoc przy dziecku i totalnie olewa to, ze mam problemy natury psychicznej i emocjonalnej. Że dla niego to nic takiego mam nie przesadzać i już głupie komentarze, że nie pracuje bo mi sie nie chce itd. Jak mnie to irytuje. Dopiero od psychologa slysze, że mimo tego wszystkiego czego doswiadczylam z natury psychicznej czt hormonalnej bo one sie ponoc glownie przyczynily do zaburzenia mojej osobowosci, czy rodzinnej i w okresie dojrzewania, że to duzo, ze nadal walcze i daze do celow, ktorw sobie postawilam, nawet jesli malymi krokami. Nie mam sił. I jesli to nie problem, to będę dodawac tu co co jakis czas przebieg wydarzeń, może mi to pomoże wytrzymac w postanowieniu nie zracania do niego i by zająć się sobą.

Odnośnik do komentarza

Obejrzałaś Julkę, ale nie wyciągnęłaś wniosków z Jej wypowiedzi i porad.
Generalną zasadą -nomen omen jedną z wielu - polityki rabunkowej osób z zaburzeniem osobowości na ofierze - czytaj Tobie - jest:
- deprecjonowanie waszych pasji, zainteresowań, dokonań, na początku w żartach, które z czasem stają się natarczywe
- próba zrzucenia win wynikających z jego strony na was - odwrócenie 'kota ogonem'
- dotkliwe, notoryczne uwagi na temat waszego wyglądu, stylu ubierania się, tzw. 'małe szpilki'
- nieumiejętność rozmowy, trzaskanie drzwami, a tym bardziej brak poczucia winy z jego strony
- ignorowanie, próby sił przy znajomych
- wieczne fochy i obrażanie się, nawet przy spokojnej rozmowie, którą on prowadzi do karczemnej awantury
- kompletny brak szacunku pod przykrywką 'nie umiem wyrażać uczuć'
- próby odciągnięcia od najbliższych
- granie na waszych emocjach, czasie i pieniądzach
- pozowanie na kochającego, dobrego partnera, który rzuca wszystko dla was, dopóki grozicie mu odejściem
- wszelkie pozostałe próby przemocy psychicznej, prowadzące do znacznego obniżenia pewności siebie, rezygnowania ze swoich zainteresowań, przyjaciół, prowadzące do przejęcia całkowitej kontroli nad waszymi emocjami
czego efektem u ofiar jest z reguły stan następujący:
- jesteście wykończone, śpiące, niekochane, nieakceptowane
- zaczynacie zwracać uwagę na bzdury i drobnostki w swoim wyglądzie, co często prowadzi do niskiej samooceny
- odcinacie się od ludzi wokół, gdyż zazwyczaj jemu osoby z waszego towarzystwa 'nie pasują'
- rezygnujecie z siebie kompletnie.
itd....

A tak z innej beczki, na ile punktów z tej listy powiesz TAK:
1. Wszelkimi sposobami starasz się uświadomić partnerowi niewłaściwość jego zachowań, z których wynika Twoje rozgoryczenie, smutek i frustracja. Tłumaczysz, namawiasz do terapii, perswadujesz, piszesz, odwołujesz się do uczuć wyższych, posuwasz się do szantażu emocjonalnego, żeby tylko zostać przez niego usłyszaną i zrozumianą.
2. Mimo zapewnień, nie doczekujesz się żadnych zmian, jakie ustaliliście i jakich słusznie oczekiwałaś i wbrew logice to Ty podejmujesz starania, żeby "naprawić" siebie. 3. Wyświadczasz mu rozmaite "przysługi", żeby zasłużyć na jego uważność i żeby zobligować go do adekwatnych działań na rzecz Ciebie i waszego związku.
4.Tłumaczysz go przed otoczeniem i chronisz go przed konsekwencjami jego destrukcyjnych działań albo zaniedbań, karkołomnych posunięć finansowych, skutków jego uzależnienia itp.
5. W obawie przed jego złością (krytyką, nieprzychylnością, kolejnym ciągiem alkoholowym lub kolejnymi zdradami) znosisz z trwogą jego poirytowanie, albo wbrew sobie udajesz zachwyt, gdy przedstawi Ci kolejny pomysł na wasze życie, który z daleka pachnie problemami albo zwyczajnie Ci się nie podoba.
6. Ostatecznie poddajesz się w swoich próbach nawiązania komunikacji, gdy po raz kolejny wspólne ustalenia łamane są w krótkim czasie od ich podjęcia i mimo Twoich wysiłków, wszystkie problemy, które starasz się zażegnać nie znikają, a wręcz się nasilają.
7. Głupiejesz na skutek coraz bardziej irracjonalnej i coraz bardziej agresywnej argumentacji w dowolnym sporze.
8. Doznajesz frustracji kiedy pomimo kilku trafnych samokrytycznych spostrzeżeń partnera na temat błędów, jakie popełniał, i deklaracji zmian, błędy owe popełnia nadal i z jeszcze poważniejszymi konsekwencjami, za które nie chce wziąć odpowiedzialności i winą obarcza Ciebie.
9. Z niedowierzaniem słuchasz wygłaszanych przez niego przy znajomych lub rodzinie historii o jego rzekomych sukcesach w pracy lub wizjach fenomenalnych transakcji, a każda Twoja realistyczna uwaga!!! odnośnie nieprawdziwości bądź iluzoryczności owych osiągnięć traktowana jest jak napaść, upierdliwość i brak wiary w jego możliwości. W pewnym momencie przestajesz już oponować, bo nie dajesz już wiary własnemu osądowi sytuacji.
10. Jesteś zdezorientowana ciągłym wypieraniem jednych lub przekręcaniem innych faktów (od tych małej wagi po te kuriozalnie kluczowe) oraz tym, że sieć jego większych i mniejszych kłamstw zatacza coraz szersze kręgi.
11. Czujesz się zmuszana do akceptowania jego irracjonalnych pomysłów.
12.Jesteś wyczerpana przemiennością jego euforii i stanów depresyjnych, miłości i zaraz potem pogardliwego chłodu, wizjonerstwa i kolejnych rażących potknięć.
13. Narasta w Tobie poczucie, że jesteś całkowicie lekceważona na każdym polu, a Twoje uwagi na ten temat traktowane są przez partnera pogardliwie i protekcjonalnie.
14. Swoje porażki partner usprawiedliwia ingerencją osób trzecich albo fatalnymi zbiegami okoliczności. Swoje naganne, obraźliwe, agresywne, lekceważące zachowania wobec Ciebie usprawiedliwia tym, co robisz Ty ("Zobacz, do czego mnie doprowadzasz").
15. Zawsze znajduje "logiczne" wytłumaczenie dla swojego braku zaangażowania w waszą relację i żerowania na Twoim zaangażowaniu, wymuszonym jego agresywną biernością (nadmiar pracy, choroba, zły nastrój, Twoje rzekomo niewłaściwe zachowanie).
16. Niektóre jego zachowania zaczynają Cię przerażać.
17. Odczuwasz, że nie masz kontroli nad swoim życiem, sferą finansową, emocjonalną, a Twój umysł nie odpoczywa, bo trwa w oczekiwaniu na kolejne "atrakcje". 18. Przeżywasz stres widząc, że partner stosuje podwójną moralność (???) inne zasady głosi wobec otoczenia, inne stosuje w rzeczywistości oraz nakłania Cię do tego samego. Twój opór charakteryzuje jako brak elastyczności i wymierzoną przeciwko niemu zrzędliwość. Narasta rozdźwięk między tym, jak postrzegają go ludzie z zewnątrz, a tym, co widzisz Ty.
19. Czujesz się osamotniona i odizolowana od znajomych i rodziny na skutek jego ciągłego ich dyskredytowania i kpienia z Twoich relacji ze światem zewnętrznym.
20. Wyraźnie czujesz się wykorzystywana i zauważasz też interesowność cieplejszego stosunku partnera wobec Ciebie, gdy chce uzyskać od Ciebie pomoc i zaangażowanie w jakieś jego potrzeby.
????

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteriya

Wiesz co, Bags, masz rację. Pominęłam to i to dlatego, żeby uwierzyć w jego chęć zmiany. A co gorsza większość się z tej listy zgadza, ostatnio najbardziej poczucie oglupienia. Np. Wymaga ode mnie zmian na lepsze, a kiedy przychodzę do niegi z nastawieniem pełnym nadzieji i sił do zmian, on nagle zaczyna być ironiczny, żartobliwy w stosunku do mnie i przesmiewczo komentuje moje próby zmian tak długo, aż się załamie i znowu parę dni płaczę i nie mam sił wstać z łóżka. Kiedy on po 3 latach od mojego namawiania poszedł do psychologa, ucieszyłam się i powiedziałam, że się cieszę z tego, nawet jak tylko wpadnie mi coś do głowy na co ma zwrócić uwagę bo on może tego w sobie nie widzieć, to mu podpowiadam, żeby przemyślał to i obgadal z psychologiem itd. Cieszyłam się. Jak spowrotem się zaczął spotykać ze znajomymi też się cieszyłam, że w końcu gdzieś wyjdzie i się rozerwie. A jak ja proponuję zmianę, albo coś robię? Komentuje mnie, wyśmiewa, ostatnio jak znowu sie zebralam na rzeczowe wytlumaczenie mu pewnych spraw i bo dużo o tym czytalam i analizowalam, to mi wytknal, ze odkad zdalam mature i dostalam sie na studia jestem egoistyczna i wydaje mi sie, ze wszystkie rozumy zjadlam. A jak bylan przed matura to mi nie raz dowalil, ze i tak nie zdam bo nic nie potrafie. Jak dojdę do jakichś wniosków później niż on sobie twgo życzył to tez komentuje, ze za pozno i teraz już to nie jest ważne, albo komentuje ze kłamie ciagle, nawet ze zasnelam na poltorej godzint, a potem ironicznir jak sie tlumacze, ze no aha przeciez ty nigdy nie klamiesz, co nie? Albo jak znalazłam sposob ktory mu pomaga sie poczuc lepiej czyli warsztaty czy wyklady darmowe to teze glupio komentuje jak sie o cos spytalam, ze np on nie wie, spytaj jego moze ci warsztaty zrobi. A po tych zartacg komentuje, ze j wyluzuj to byky zarciki przecież. O co ci chodzi. Albo dzisiaj zapytalam o to jakie ma kontakty z moja byla przyjaciolka i sie wku**il i zamiast odpisać konkretnie na moich 5 pytań, gdzie wczesniej podkreslilam, ze pytam, bo chcę rozwiac watpliwosci w mojej glowue po prostu i o nic ho NI oskarzam to przebrnal przez pare odrebnych tematów, odwrocil kota ogonem i napisal ze za duzo chce wiedziec i jak nie przestane pytac to on skonczy rozmowę. Naprawdę jestem glupia przeciez jakby nic nie było to by się nie zdenerwował tylko prosto odpowiedzial, że nie, nic go nie laczy itd.

Odnośnik do komentarza

Po jaką cholerę rozkładasz na czynniki pierwsze każdy aspekt jego zachowania, tego co powiedział i co zrobił?
Tracisz bez sensu czas, energię i najlepszy okres swojego życia, w którym tego popaprańca już dawno nie powinno być w Twoim życiu. Jasno i dosadnie powiedzieli Ci to już wszyscy tutaj i w całej rozciągłości podpisuję się pod wypowiedzią Pani psycholog z Twojego wątku.
Na jego zmianę nie masz totalnie żadnego wpływu, a jeśli już to tylko na zmianę samej siebie.
On stosuje na Tobie przemoc psychiczną potocznie zwaną szantażem emocjonalnym. Co więcej, to Jego zachowanie przejawia cechy socjopaty, bordera i psychopaty, gdzie pod to ostatnie sformułowanie pasuje bardziej dosadne określenie psychofaga (psyche - dusza; fag - pożeracz).
Wiesz co to jest projekcja? To nic innego niż obarczanie wszelkiego rodzaju przewinieniami drugą stronę relacji, by się ze wszystkiego wybielić odwracając kota ogonem. I tacy ludzie jak On są w tym fachu wręcz profesjonalistami.
Inwestujesz w coś, co nie przynosi żadnych pozytywnych efektów, a Wasza długoletnia relacja jest fikcją i farsą do kwadratu.
Odwieczne powiedzenie mówi, że z toksycznego związku się nie wychodzi, a ucieka jak najszybciej. I to ucieka nogami do przodu, czego nadrzędną zasadą jest zasada zero kontaktu pod każdą postacią!

Po wszystkim, co odkryłam do tej pory już nawet nie wiem, czy kiedykolwiek byłam przez niego kochana czy tylko brałam udział w jakimś psychologicznym eksperymencie mającym na celu wykazanie, jak wiele jestem w stanie znieść dla iluzji swojej miłości i jak długo można mnie było okłamywać.

Nic dodać, nic ująć, charakterystyka Ciebie na cito w jednym zdaniu.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteriya

Bags, masz rację z tym rozkładaniem na czynniki pierwsze. Czuję jakby on się stał moim hobby. Tak się w niego pochłonęłam, że jestem już w stanie przewidzieć jego reakcje, czy mniej więcej jak się zachowuje jak wychodzi. Jak mu tak zaczęłam pisać to wpadł w kolejną paranoję, już pomijając tą, że go ciągle zdradzam, i zaczął wymyślać, że muszę mieć kontakt z jakimś jego znajomym, skoro tyle wiem... A on jest po prostu przewidywalny od jakiegoś czasu. I zastanawia mnie, że mimo tego, ja nadal potrafię reagować na jego zachowanie. Chyba, że to już wyuczony odruch. Właściwie tak się czuję. Jakbym reagowała, a właściwie organizm reagował bez mojej kontroli. Np. Na odrzucenie z jego strony.
Generalnie to znowu wczoraj próbowałam coś wskorac i zostalam wygnana. Pozniej jak zadzwonilam znowu to nagle, ze mogę przyjść, ale jak zrobię cokolwiek, że się wku..., to mnie wypie.... za drzwi. I już miałam przelecieć, bo w końcu mi pozwolił się z nim zobaczyć, ale stanęłam jak wryta, rozlaczylam się i zdalam sobie sprawe, ze naprawde nie pozwole komus mnie tak traktować. Że po co mam przychodzic, skoro to nie jest mile zaproszenie z jego strony tylko jakies pelne pychy, ze no ewentualnie mogę go zobaczyc. I odwrocilam sie na piecie i wrocilam do domu. Zablokowalam facebook, zablokowalam jego polaczrnia i smsy i zamierzam się odciac. Znowu. Nie odzywac. Skoro nie szanuje mojego czasu i tego, że za nim ciagle biegam, a jeszcze to wykozystuje i robi zobie z tego zarty, to kończę. Nie będę dłużej wariowac bo dostane na głowę. Już dostalam w jakimś stopniu.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteriya

Nie odzywam się do niego trzeci dzień. Szukam motywacji do życia i zapelnienia pustki. Mówię sobie, że powinnam zyc dla siebie, nie dla niego. On o dziwo tez się nie odzywa. Nie przyszedł mimo, że mamy od siebie, ja wiem, 500 m. Trudno. Dam radę. Muszę pokochać SIEBIE. Pokieco jest na plus, ale jestem przygotowana na ewentualny kryzys w postaci... tabletek uspokajajacych i melisy.

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteryia

Po 6 latach powiedział mi, że nic.nie potrafię i jedyne co mam do zaoferowania to fajna dupa i seks. Ja nie chcę żyć. Naprawdę się czuję nikim, a nie mam nikogo kto by mi pomógł wstać z łóżka. Nie mam sił na nic. Naprawdę chcę umrzeć. Co jeśli naprawdę jestem nikim i jestem nic nie warta i on ma rację?

Odnośnik do komentarza
Gość Hysteryia

Cholera to jest straszne, że najblizsza mi osoba, na którą zmarnowalam tyle czasu mnie tak nienawidzi i tak mną pomiata. Ja nie dam rady nie wiem co mam zrobic. Boje sie ze sie w koncu zabije nieważne czy bede z nim czy bez niego.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...