Skocz do zawartości
Forum

Dyskomfort społ.uzależnienie marihuana komputer awersja do kobiet


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
Jestem Michał, mam 19/20 lat. Mam problemy z adaptacją społeczną, pragnę odzyskać zdolność do nawiązywania i utrzymywania kontaktów, komfort życia, spontaniczność oraz pewność siebie.
Wszystko zaczęło się na przełomie gimnazjum i liceum, gdy postanowiłem porzucić swoją dawną osobowość. Byłem ordynarny, wulgarny, nie chodziłem do szkoły, piłem alkohol, wdawałem się w awantury, spędzałem czas na osiedlu czy paliłem marihuane- wszystko to w wieku gimnazjalnym. Wcześniej byłem spokojnym, względnie ułożonym dzieckiem, miałem dużo znajomych i przyjaciół, dobrze się uczyłem, uprawiałem sport i byłem ambitny. Jak kameleon po przejściu do gimnazjum (w kiepskiej okolicy) zacząłem chłonąć wszystkie złe nawyki od rówieśników. Dopiero pod koniec szkoły uświadomiłem sobie, że zmierzam do nikąd i muszę z tym skończyć. Zerwałem znajomości, zmieniłem radykalnie styl bycia, a nawet zapuściłem włosy. Nie przyniosło to oczekiwanych efektów, a problemy wręcz się nawarstwiały. W liceum źle zacząłem i doprowadziło to do mojego wyciszenia, udawałem skrytą tajemniczą osobę aż w końcu rzeczywiście taki się stałem. Kontakty ograniczyłem praktycznie do 3 znajomych z klasy z którymi grałem też w zespole muzycznym i PRZYJACIELA który towarzyszy mi od podstawówki do teraz. Dopuszczałem do siebie jeszcze ich znajomych, ale innych mimowolnie odtrącałem- pomimo że postanowiłem nie być już dla nikogo niemiły w arogancki, zarozumiały sposób. Stawałem się dla siebie kimś obcym, w mgnieniu oka straciłem komfort życia. Przestałem kontrolować myśli i emocje, chociaż zawsze zachowywałem je dla siebie i byłem spokojny jak nigdy wcześniej. W skrócie- kryzys osobowości. Dalej nie chodziłem do szkoły, alkohol i osiedlowe przeżycia zastąpiłem komputerem od którego się mocno uzależniłem co było też przyczyną wagarowania. W 2 klasie licealnej zacząłem nadużywać marihuanę, z PRZYJACIELEM o którym wcześniej wspomniałem, ale czasami zapraszałem też inne osoby czy kolegów z zespołu, prócz tego dalsza stagnacja. Miałem swoją pierwszą poprawkę, ale zdałem. W klasie trzeciej w ciągu pierwszych 2 miesięcy byłem może 4-5 dni na zajęciach, po czym przez krótką konsultację z psychologiem załatwiłem sobie lekcje indywidualne. Temat matury olałem całkowicie, na zajęcia indywidualne często też nie chodziłem. Liczyły się dla mnie wtedy 2 rzeczy: gry (a właściwie gra-League of legends) i marihuana... no i muzyka ale to już drugoplanowo. Po liceum poszedłem na studia rolnicze na SGGW, jednak szybko z nich zrezygnowałem a znajomym kłamałem że dalej uczęszczam i dobrze sobie radzę. Faktycznie dalej grałem i paliłem z PRZYJACIELEM i jego bratem ciotecznym- moim znajomym z czasów gimnazjum. Podczas kryzysu licealnego do teraz niejednokrotnie uderzył we mnie bezsens takiego działania, jednak nie miałem w sobie siły by to przerwać, przyjaciel i jego brat też się uzależnili i pomimo świadomości że niszczy mi to głowę i rujnuje życie nie potrafiłem asertywnie odmówić. Na studiach i przy innych epizodach poznawałem nowych ludzi, przy czym nie miałem problemów z krótkotrwałym kontaktem, natomiast zawsze później ich odrzucałem (na przykład nie odbierałem telefonów) i nie miałem ochoty kontynuować znajomości. Konkluzją tych przejść było zdefiniowanie siebie jako mizantropa. Od zawsze kochałem naturę i nienawidziłem obecnej formy jaką przybrał świat w jakim przyszło mi żyć. Chciałbym tu opowiedzieć o mojej lisiej fascynacji, której bakcyla złapałem gdzieś w międzyczasie, jednak będę zwięzły. Po lekturze pochodzenia i behawioryzmu lisów urodził się pomysł by zrobić coś co udało się radzieckim naukowcom na syberii- oswoić lisa. Stwierdziłem że pójdę na kierunek Hodowla i Ochrona Zwierząt Towarzyszących i Dzikich na SGGW. W lutym 2015 zgłosiłem się by dopisać chemię i biologię na maturze. Czasu było niewiele, zacząłem się uczyć dopiero w marcu. Ostatecznie biologii nie tknąłem chociaż zdałem podstawę na 35% bez żadnych wiadomości z poprzednich szkół (tak winduję sobie tym ego, muszę :<), a chemie na 92%. Taki wynik wystarczył by się dostać ale... postanowiłem nie iść. Krytycznie patrząc na sytuację, pomysł był oderwany od rzeczywistości i niepraktyczny- czekałaby mnie tylko przeciętna praca niezwiązana ze zwierzętami i kolejne zmarnowane lata. Po pozytywnym zastrzyku energii jaki dał mi wynik stwierdziłem, że skoro tak łatwo to przyszło pójdę za rok na weterynarię- co bardzo ważne przy tej decyzji w innym mieście- potrzebuję nowego środowiska przede wszystkim dlatego że sytuacja w domu jest jałowa, dalej paliłem i grałem. Tak zbliżając się do stanu aktualnego, pracowałem, poznawałem nowych ludzi na krótko i tak samo ich zostawiałem. Od ponad miesiąca z przyjacielem nie palimy, uczę się, a uzależnienie od komputera próbuję redukować sportem. Spotykam się tylko z nim i jedną osobą z licealnego zespołu muzycznego. Spotkania bez używek są dla mnie niezręczne, nudne i nieproduktywne, nikt z nas nie potrafi przełamać własnej strefy komfortu, rozmowy są nudne, czuję się niepewnie, moja ciało jest całe spięte, dłonie się pocą i czuje się niekomfortowo. Boję się że ewentualne nowe znajomości przybrałyby taką formę. Czuję się skrajnie flegmatyczny, chociaż gdy jestem sam cieszy mnie wiele rzeczy. Potrafię na przykład zapamiętać żart, ale boje się go opowiedzieć, kolejny przykłąd mógłby być z piosenką, potrafię zagrać na gitarze i zaśpiewać, ale tylko gdy jestem sam to zrobię. Gdy poznaję nowe osoby potrafię nawiązać luźną, przyjemną konwersację, ale szybko się wypalam. Ostatecznie jestem poważny do znudzenia; kiedyś za czasów gimnazjalnych potrafiłem być duszą towarzystwa i bardzo mi tego brakuje. Od czasów gimnazjalnych też nie miałem dziewczyny, większość znajomości to sami mężczyźni i stałem się jeszcze bardziej nieśmiały w stosunku do kobiet, gdzie kiedyś potrafiłem podejść do nieznajomej która mi się spodobała, powiedzieć komplement, znaleźć szybki temat poboczny i zaprosić na piwo... Bardzo mi teraz brakuje takiej drugiej połówki chociażby dla motywacji i utrzymania wstrzemięźliwości, ale boję się kobiet... Piszę ten temat, ponieważ zaczynam mocno odczuwać samotność od kąd przestałem palić, bez używek relacje ze znajomymi nie są satysfakcjonujące tylko męczące. Zasadziłem w swojej głowie dżunglę z której hipotetycznym wyjściem byłyby studia w innym mieście, jednak mam przeświadczenie że jeśli czegoś nie zmienie to przeniose to ze sobą. Jestem zdeterminowany by działać ale nie wiem jak. Boje się że gdy ktoś zaproponuje mi używkę na przykład w nadchodzącego sylwestra to nie będę w stanie odmówić... Kolejną rzeczą która mi się przypomniała jest wycofywanie się w dyskusjach, poczucie braku sensu w rozmowach i przekonywaniu do swojej racji, gdy kiedyś twardo stawiałem na swoim, teraz mruknę i przytaknę ironicznie i na tym się skończy. Myślę że takie ustępowanie przestrzeni mogło wpłynąć na utratę pewności siebie w bardzo znaczącym stopniu, a wykształciłem to w domu rodzinnym, gdzie po prostu to działało. Innych niż rodzinę chciałbym móc próbować przekonać do siebie i odnaleźć w tym sens na nowo.<br /> Chcę:
- pozostać czysty
- ograniczyć granie na komputerze
- nauczyć się na nowo rozmawiać z ludźmi (też kobietami :P) i odczuwać przy tym komfort
- być pewnym siebie i spontaniczny

Przepraszam za brak ładu (szczególnie pod koniec), zwięzłości i rozmiar tematu, jednak gdy emocje zaczynają grać rolę inaczej nie potrafię. Z początku nie myślałem że tak to będzie wyglądać, ale cieszę się że wyrzuciłem to wszystko z siebie i mam nadzieję że doczekam się też odpowiedzi i wskazówki co zrobić dalej z tym fantem...
Z góry serdecznie pozdrawiam i bacznie wyczekuję odzewu :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...