Skocz do zawartości
Forum

Coraz większy brak chęci do życia.


Gość EclRor

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
nie wiem nawet za bardzo od czego zacząć, może od początku, czyli mojego niezbyt kolorowego dzieciństwa.
Ojciec pił odkąd tylko pamiętam, kiedyś się "zaszywał" z roku na rok i niby przez większość czasu był spokój, ale w końcu odkrył, że to ściema i w końcu pił bez opamiętania przy czym bywał agresywny. Matka również jest alkoholiczką, ale taką "wieczorową", która chyba jeszcze jakąs tam kontrolę nad swoim piciem ma. W domu zawsze były awantury z tego powodu, mój rok starszy brat często też próbował się w to wcinać i nieraz z pijanym ojcem do rekoczynow dochodziło. Może dodam, że było to w okresie gdy chodziliśmy do gimnazjum-liceum, bo ojciec umarł w 2010 roku, chyba nie muszę mówić dlaczego.
W 2008 roku urodził się nasz mały braciszek. Z początku ani ja, ani brat nie byliśmy zachwyceni. Ja 17, a brat 18 lat starszy, no i ta świadomość, że chłopak będzie miał jeszcze gorsze dzieciństwo od naszego, chociaż ciężko mi powiedzieć czy brak wiecznie pijanego ojca to w tym przypadku lepiej czy gorzej. Pozostaje jeszcze matka, która z miesiąca na miesiąc pije coraz więcej i ma coraz większe długi finansowe.
To tak w pigułce o sytuacji rodzinnej, bo można by się tu rozpisać jeszcze bardziej, ale może teraz przejdę do sedna.
Otóż mam prawie 25 lat i zerowe chęci do życia. Jestem nieśmiały, zakompleksiony, mam koszmarnie niską samoocenę, praktycznie nie mam żadnych znajomych poza może dwiema osobami, z których jedna jest dość irytującym natrętem, a druga to dziewczyna, w której się chyba zakochałem, ale raczej bez wzajemności. Cóż za niespodzianka. Tak na marginesie moje życie towarzyskie jest tak żenujące, że nawet nigdy nie miałem dziewczyny, ba, nawet się nigdy nie całowałem, ani nie trzymałem z dziewczyną za rękę, ale mniejsza o to.
Kiedyś zawsze lubiłem grać w gry komputerowe, grałem dużo, ale jakiś tam umiar miałem, aż nadeszły czasy stałego łączą, miałem wtedy 13 lat i uzależnilem się od internetu, co trwało gdzieś do 2012 roku. Nie byłem oczywiście diagnozowany przez żadnego specjalistę, ale tak na chłopski rozum, jak mając kilkanaście lat zarywa się noce żeby grać w gry, a potem wymyśla coraz to inne wymówki żeby nie iść do szkoły, to chyba można to nazwać uzależnieniem. W sumie byłem tak na tym skupiony, że nawet ciągłe awantury w domu na tle alkoholowym mi specjalnie nie przeszkadzały. Po prostu zobojetnialem. Nawet o śmierci ojca dowiedziałem sie podczas grania w grę, kiedy to brat wieczorem wparował do mojego pokoju i powiedział "ojciec nie zyje".
2 lata później zmarło moje ukochane zwierzę, a do zwierząt bardzo się przywiązuje. Przez jakiś miesiąc nie robiłem zupełnie nic poza lezeniem i rozpaczaniem. Szczerze mówiąc chyba gorzej zniosłem śmierć zwierzątka niż ojca, który w sumie nie był takim złym człowiekiem jak był trzeźwy... No właśnie, tylko jak często on był trzeźwy...
Te miesieczne rozpaczanie nad zwierzakiem miało jedną dobrą stronę, pozwoliło mi się uwolnić od internetowego świata i tych cholernych gierek. Po takim odwyku juz najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się w to dalej brnąć i uznałem, że to nie ma sensu. Miałem 21 lat, skończyłem tylko liceum (zaocznie, bo dziennie bym nie dał rady z moim uzależnieniem) i podjąłem pierwszą pracę. Za dobrze nie poszło, ale osoba nieśmiała raczej kiepsko nadaje się do telemarketingu. Później pracowałem to tu, to tam, nigdy nie za długo i miałem spore przerwy między jedną pracą, a drugą. Po prostu nie widziałem siebie w takich "zwykłych" pracach typu magazyny, kelnerowanie etc. Męczyło mnie to bardzo i wtedy zaczęły się wyrzuty sumienia jaki to ja głupi byłem, że zamiast coś w życiu robić żeby nie musieć pracować byle gdzie za psie pieniądze, to ja zmarnowalem ten czas na granie w gierki.
Moje poczucie własnej wartości chyba osiągnęło minimum z tego powodu. Mam 25 lat i w sumie nic nie potrafię, mam beznadziejną rodzinę, z którą już od ponad pół roku utrzymuje jedynie minimalny kontakt głównie ze względu na młodszego braciszka. Niby zacząłem w tym roku zaoczne studia i udało mi się w końcu znaleźć w miarę satysfakcjonującą pracę, w której robię w dużej mierze to, co lubię i jest powiązana z kierunkiem studiów, ale jestem na siebie cholernie wściekły, że to dzieje się dopiero teraz, a nie gdy miałem 19-20 lat.
Czuje się fatalnie ze świadomością, że moi rówieśnicy juz w dużej mierze mają poukładane życia, a ja dopiero zaczynam się usamodzielniać i coś robić.
Jeszcze żeby było śmieszniej, musiałem przeprowadzić się na totalną wiochę, bo tu jest miejsce pracy, o którym wcześniej wspominałem i samo życie tu mi absolutnie nie przeszkadza, ale fakt, że szanse znalezienia drugiej połówki w tym miejscu są...zerowe juz tak, chociaż znając siebie i tak bym nie podjął żadnych działań (tak, znowu ta cholerna nieśmiałość), ale fajnie zawsze było mieć ten cień nadziei, a teraz nawet już tego nie ma. Jestem skazany na samotność, co w sumie nie jest dla mnie niczym nowym, bo będąc etatowym graczem komputerowym tez stopniowo tracilem wszystkich znajomych, aż zostałem sam, ale teraz jest znacznie gorzej, wtedy mnie to nie obchodziło. Przez ostatnie pół roku, kiedy to zdecydowałem się na spontaniczny wyjazd z domu rodzinnego do miejsca, w którym obecnie się znajduje poznałem wielu fajnych ludzi (w sezonie letnim sporo się tu dzieje) i niestety nieszczęśliwie zakochałem w dziewczynie, z którą miałem świetny kontakt, ale wiem, że dla niej jestem tylko kolegą. Zresztą ona mieszka jakieś 60 km ode mnie, a tu wpada tylko raz na jakiś czas do rodziny, no ale mimo wszystko nie mogę przestać o niej myśleć.
Po sezonie letnim każdy poszedł w swoją stronę i ja z początku też stąd wyjechałem, bo niby pracy już nie było, a więc wynająłem mieszkanie w mieście, w którym zacząłem studia, no ale ciężko było znaleźć pracę, a jeszcze ciężej pogodzić się z tym, że po wspaniałej pracy jaką wykonywałem w lato trzeba wracać do przeciętności, której nienawidzę. Przez prawie 2 miesiące nie mogłem się pozbierać, dopadaly mnie ni stąd ni z owąd nagłe ataki płaczu i wszystkie złe wspomnienia chodziły mi po głowie, coraz bardziej zacząłem sobie uświadamiać jakim jestem nieudacznikiem. Z czasem pojawiły się myśli samobójcze i nawet napisałem czterostronowy list pożegnalny oraz przestudiowałem najróżniejsze metody skończenia ze sobą. Raz nawet wybrałem się w okolice torów z zamiarem rzucenia się pod pociąg, ale było koło 1 w nocy i nic nie przejeżdżało, chociaż nie wiem czy tamtej nocy by mi starczyło odwagi, by to zrobić.
Straciłem jakiekolwiek chęci do życia i nawet nie mogłem się skupić na rzeczach, które wcześniej sprawiały mi radość. Sprzedałem swoje ukochane zwierzęta, bo nie miałem siły się nimi zajmować oraz kończyły mi się pieniądze, a wtedy myśli samobójcze były bardzo silne, wiec uznałem, że i tak powinienem im znaleźć nowy dom. Parę dni później dostałem informacje z miejsca, w którym pracowałem w lato, że mogę tam wrócić do pracy na stałe, tak też więc zrobiłem, ale niestety ta praca juz tez mnie tak nie cieszy. Na zimę zostało tylko paru pracowników, którzy wszyscy są typowymi prostymi ludźmi ze wsi dużo starszymi ode mnie, a ja jestem "ten przyjezdny" i raczej wielkich przyjaźni z tego nie będzie, chociaż nic oczywiście do nich nie mam, ale tak jak wspominałem, jestem skazany na samotność, co może dawnemu mnie by nie przeszkadzało, ale po zasmakowaniu życia w te lato jest to naprawdę ciężkie. O ile w pracy jakoś się trzymam i raczej dobrze maskuje swoje problemy, to w domu żyć mi się odechciewa. Nie ma po co, nie ma dla kogo.
Nieco chaotycznie to wszystko napisałem, ale nie będę nic zmieniać, bo jeszcze się rozmyślę i tego nie wrzucę. Nie wiem w sumie po co to robie, bo znając siebie i tak nie skorzystam z żadnych rad, ale jakoś poczułem potrzebę popisania sobie o swoim żenującym życiu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...