Skocz do zawartości
Forum

kikunia55

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kikunia55

  1. "Przede wszystkim to cudze wątki moim zdaniem nie powinny służyć do ćwiczeń, czy psychoterapii internetowej." A jak leci się na spotkanie z przyjaciólką, aby omówić gorący temat, który w życiu uwiera, to nie jest to mini psychoterapia? Przecież kiedyś nie byla tak rozwinięta slużba psychologów i psychiatrów a jakoś dawaliśmy sobie radę. Za to pomoc przyjaciól w rozkminieniu problemów była nieoceniona. Nie od dziś wiadomo, że czasem ludzie nie mają odwagi najbliższym zgłosić co ich trapi, a np. przygodnie poznany w pociągu człowiek pozna aktualnie duszący osobnika problem. Czasem jest tak, że rozmówca jest mądry i coś istotnego wniesie, a czasem już sam fakt głośnego wypowiedzenia sprawy, ubrania jej w slowa niesie ulgę, bo sam opowiadający na skutek trudu sensownego wyluszczenia sprawy porządkuje sobie coś w glowie i sam sobie tym pomaga. Możemy zalożyć, że jesteśmy tymi nieznajomymi z pociągu i prowadzimy rozmowę na zgloszony temat. Jeśli ktoś odpowiada jak mu serce i rozum niesie z zachowaniem pewnej dozy taktu, to chyba jest to w porządku. I jest to też dla odpowiadającego pewna nauka od sensownego użycia klawiatury, poprzez umiejętność budowania zrozumialej i czytelnej odpowiedzi, czasem nauka wyciągnięcia z siebie zdania na jakiś temat, odwagi wygłoszenia tego zdania. Chyba, że ktoś rozumie slowo ćwiczenie, jako różne często krańcowo formy odpowiedzi. Dziś na taki temat odpowiem tak i sprawdzę reakcję a jutro w podobnej kwestii odwróce kota ogonem i zanotuję jak ludzie reagują -to zgadzam się, że jest to nie halo. Summa sumarum- rozmowy między dwojgiem ludzi mogą być dla obu stron rodzajem terapii i nie widzę w tym nic złego.
  2. Zeby sie tylko po czasie nie okazało, że jak się, że robi się test na coś tam, to jak sie wie, że będzie się badanym to, to sięga sie po coś jeszcze i wynik jest zafałszowany. Przepraszam ,że tak gdybam, ale wsród osób uzależnionych często są sprzedawane informacje co z czym i kiedy"inteligentnie" łączyć aby wynik był OK. To coś tak jakby ze środkami dopingującymi dla sportowców. Niby nigdy ich nie powinni zażywać, bo przecież są kontrolowani przed zawodami a i mogą być wyrywkowo sprawdzani kiedykolwiek, to jednak jak się okazuje nawet trenerzy czasem pod płaszczykiem witamin lub innych odżywek serwują w określonym czasie te specyfiki wiedząc, że stosownie podane powinny być nie do wykrycia.I jak czasem, któryś organizm nie przerobi czegoś o czasie, a wykryją to,to się robi z tego mniejsza lub większa afera. Dlatego terapeuta, jako ten co wie dużo więcej ,byłby bardzo na czasie.
  3. Ale Twój los w Twoich rękach. Wkręcasz się raczej indywidualnie, więc i indywidualnie musisz nad tym panować. Ja bylam w moim hardcorze otoczona rodziną, życzliwą rodziną, ale oni chyba by mnie wyśmiali jakbym wyłuszczyła swoje obawy. Tzn. moja mama nie, bo sama powiła swoje pierwsze dziecko jako martwe niemowlę i nawet nie umiala się dość cieszyć z mojej ciąży ( pewnie bała się, że historia się powtórzy)- przez to nie byla dla mnie partnerką do mego strachu, bo chyba intuicyjnie uważałam, że by go potęgowała. Moj mąż zawsze byl bojowy i chyba na mnie popatrzylby jak na idiotkę jakbym mu farmazony o nieudanym porodzie wkręcała. Do dziś niespecjalnie dzielę się wkrętami z małżonkiem, bo najczęściej nie rozumie i patrzy jak na stukniętą, czasem fuknie,:tak, jutro mozna umrzeć, zachorować i co jeszcze? To będzie jutro, a dziś trzeba żyć jakby się mialo żyć 100 lat! Lepiej umrzeć w ruchu i w dzialaniu niż położyć się do łożka i czekać na co, na chorobę, na śmierć? A czasem jak się wkręcam jakimś niepokojem o dzieci np.i mu to sprzedam, to jeszcze bardziej cierpię, bo chyba go nastraszę, on się nie przyzna, robi się nerwowy, wyciąga cale historie mlodzieńczych wyborów naszych dzieci z ogromną krytyką, że pewnie trzeba bylo inaczej, tylko on o tym wspominal, ale to zostalo zbagatelizowane. I od tego jego mielenia dawnych faktow, przeinaczania, jeszcze bardziej jestem nieszczęśliwa. Jakby na to nie patrzeć nie mam warunków na głośne wkręcanie się- czyli mogłabym za Tobą powiedziec, że "Najgorzej to czuć się samotnym mimo otaczających Cie ludzi .." Ale jestem już dość długo praktykująca wkręcanie się, tak że staram się stosować taktykę z mojego pierwszego postu do Ciebie, bo tylko ona przynosi rezultaty, po których ma się moc działania i apetyt na życie. Sprzedalam Ci swoje sposoby na hamowanie wkręcania się abyś na ich podstawie nieugięcie ćwiczyła swoje techniki mobilizujące, a nie obezwladniające. Jak się ma charakter, który mimowolnie chciałby dązyć do wkrętów, to niestety codzienne niemalże pilnowanie się w tym zakresie jest niezbędne.To coś jak higiena osobista, codziennie się myjesz, myjesz ząbki, to i codziennie nie dopuszczaj wkrętów do siebie. A pogodni, zdrowo myślący ludzie w otoczeniu, niezastąpieni- przy takich to i wkręty w wolnych chwilach jakieś mizerne są. Powodzenia Ci życzę i codziennej higieny, nie tylko tej w łazience!
  4. Pasz-czaku Nie sądzę zebym była wyznawczynią małżeństwa z rozsądku, ale używanie mózgu przy tak poważnym przedsięwżięciu jak małżeństwo, jest jak najbardziej na m-cu. Napisalam jak napisałam, bo najpierw cytaty z "Rozmów z Bogiem" i miłość na "najwyższym c" , trudna, o ile nie niemożliwa do wykreowania przez zwyklego śmiertelnika a potem D-R z wywodem, ze laski na poziomie w milośc nie wierzą i pragną tylko faceta z kasą. To taki jakiś dysonans odczułam i naprędce napisalam "mądrości", którymi zawsze z dorastającą córką się dzielilam. Najczęściej wtedy, gdy z zachwytem opowiadala, że jakaś jej znajoma tak bogato wyszla za mąż. Usiłowalam ją sprowadzić w tym momencie do parteru, aby nie wierzyla, że ktoś materialne bogactwa oddaje za darmo- czasem calym swoim życiem trzeba słono placić za to "dobro". Po wojnie śmiercią naturalną umarlo słowo "mezalians" i pewnie dobrze, bo w tym czasie ludzie byli po prostu szczęśliwi, że przeżyli i pragnęli tym bardziej żyć, mnożyć się, cieszyć się po prostu. Ale mogłoby istnieć jakieś takie słowo jak "mini-mezalians". Już w serialu "Dom" w pierwszych odcinkach ten mini-mezalians bardzo by się przydal. A w naszym życiu jest też on obecny na różnych poziomach: materialnym, kulturowym. Wyznawcy mezaliansu uważali, że zawierając malżeństwo nie powinno się opuszczać wlasnej sfery. Dziś mówi się jak to pięknie jak różne światy się ze sobą spotkają, wtedy jest ciekawie i interesująco. A tu chyba jak zawsze złoty środek się kłania. Możliwe jest, że wykształcony partner znajdzie sobie niewykształconego. Są młodzi i ten drugi i w małżeństwie, czy związku może sobie wykształcenie uzupełnić. Gorzej jak, go to wogóle nie interesuje. Po latach, gdy zauroczenie mija i różnice w wykształceniu i co najważniejsze w podejsciu do wykształcenia wobec potomków mogą razić i to bardzo. Interesująco jest jak ten co lubi szaleć na nartach, desce, pływać żaglowką wszczepia drugiej stronie bakcyla sportowego, odkrywa przed nim świat wyzwań sportowych. Również jest interesująco jak zwolennik premier teatralnych, koncertów muzycznych, ciekawej lektury książkowej przybliza do swojego świata drugiego partnera. Ludzie młodzi i zakochani szybciej się na pasje drugiej strony uwrażliwiaja, niekiedy jednak np. kulturalne horyzonty dla tej drugiej strony to pojęcie bardzo abstrakcyjne teraz i na zawsze i okazuje się, że to może bardzo boleć z czasem i prowadzić do wniosku, że nie mam z nim/nią o czym wogóle gadać. Status materialny jak jest względnie wyrównany, to jest chyba najbezpieczniejsze, Nie ma podejrzeń, że polecial ,poleciała na kasę. Ponadto jak razem się dorabiamy, to jakoś razem sobie to bardzo cenimy. Oczywiście w ramach " rokowania" znam stosunkowo młode malżeństwo , oboje wyksztalceni, piękni, ale ona uboga a on dość zasobny, zasobnością rodziców i teraz wlasnym, dobrze platnym zawodem. On pochodzi z domu ,w którym jakoś zgrabnie łączy się " być" z "mieć" i ona jest tam bardzo ciepło i mile przyjęta. Rodzina uważa, że jest mądra i rozsądna, świetnie wychowuje dziecko, robi doktorat i będzie godnie reprezentowala swojego męża. Mógłby być mini-mezalians, ale chyba jej urok osobisty i ten doktorat niedostatki materialne wyrównuje. Jakie cechy " rokują" "niosą potencjal" u dziewczyn, to już chyba mego męża trzeba by spytać i innych panów. Pewnie po pierwsze i najważniejsze on musi uważać, że ona go kocha bezgranicznie (wtedy będzie się w niego wpatrywala w sposób naturalny jak w obrazek, będzie on się jej wydawał szalenie mądry, będzie oddawala prym jego doświadczeniu),pewnie powinna być odważna, bo z taką to góry facet przeniesie, powinna mieć poczucie humoru (potrzebne na czas, gdy nie wszystko jest idealnie), powinna być ciepla i opiekuńcza, lojalna, mieć podobne zasady moralne co on. A tak wogóle, to mlodzi powinni często bywać w swoich domach i uważnie sluchać co partner opowiada o swojej rodzinie, szczególnie jakimi malżonkami są jego rodzice. Jakoś mamy tendencje do przenoszenia roli kobiety i mężczyzny z wzorców swoich rodziców na swoje podwórko. Pominęłam wszelkie uzależnienia- zawsze radzilabym wiać od osób uzależnionych i tyle. Nikt nam nie zagwarantuje,że nie będzie kłopotów i ktoś z pary w uzależnienie nie wpadnie w przyszłości, ale brać sobie kłopoty już na początku- po co? I tak oto prawie" sprzedałam" mądrości całego swojego życia. A bardziej poważnie- chyba jeszcze nikt się nie urodzil, kto mógłby opracować sensowny klucz na odpowiedni dobór partnerów, aby tworzyli harmonijny związek. Jest to mieszanka milości, cech charakteru, pożądania, temperamentu tego seksualnego ,też jak najbardziej.
  5. Magdek , bardzo Ciebie i Margolcię, przepraszam, jest trochę póżno i dwie pierwsze litery te same zawirowały mi umysł. Myślę, że z kontekstu wynika do której się zwróciłam. Jeszcze raz obie panie serdecznie przepraszam. Słowa powyższe oczywiście byly w wątku Magdek i do Niej są kierowane.
  6. "Po prostu wiele rzeczy przypomina mi o byłym, wywołując tęsknotę. Czy to nie znaczy po prostu, że bardzo intensywnie przeżyłam to, co było między nami?" i ""on pisał do mnie co 2-3 miesiące, pytał o spotkanie, być może dzięki temu jakoś funkcjonowałam - wiedząc, że on wciąż daje mi szanse." Margolciu- Ty może szukaj prawdy w słowach panów, bo ja już nie wiem jak i Ci wytłumaczyć, że takimi tekstami to Ty podważasz całe ostatnie 5 czy ile, lat życia jak podjęłaś ryzykowne zachowanie i pojechałaś za drugim chłopakiem w Polskę. No co Ty piszesz? Jesteś z drugim i chyba Ci tam dobrze, skoro ileś tam jesteś, chłopak też tak to rozumie skoro się chce żenić a Ty wyskakujesz, a może ja jakoś funkcjonowałam dzięki tym SMSom? Po prostu go obrażasz, jego charakter, wasze wspólne budowanie więzi. Wszystko to było jakąś mordęgą dla Ciebie skoro funkcjonowalaś dzięki SMSom od drugiego? Nie podważam, że pierwszy też był fajny i wcześniej dużo Cię z nim lączyło, ale to Ty sama wybrałaś następnego. W porównaniu z pierwszym drugi był ciekawszy, bo za nim w świat ruszylaś. I co nudzi Ci się? Czy to stres i strach przed podjęciem decyzji na całe życie i próba ucieczki? Zamiast ucieczki- manewr ,pierwszy jeszcze o mnie pamięta i może na mnie czeka? Należy wierzyć, że bardzo intensywnie przeżylaś to co bylo miedzy Tobą a pierwszym, bo tak się należało, bo to był czas tego pierwszego, ale to Ty z niego zrezygnowalaś i takie słowa o pierwszym to jakaś ogromna nielojalność wobec drugiego.Teraz jest czas drugiego i to on powinien być bohaterem Twoich myśli, zapachów, skojarzeń muzycznych i czegoś tam jeszcze. Jeśli tak bardzo boisz się małżeństwa, że wiercisz się, kręcisz, to po prostu nazwij rzecz po imieniu - jeszcze do niego nie doroslaś i wlaściwie nie wiesz czego bardziej chcialabyś od faceta: stabilności, równowagi czy huśtawki emocjonalnej a zależy mi jeszcze na Tobie, a może już mi nie zależy? Teraz posunę sie o jeden krok za daleko ( tak sądzę). Jeśli pierwszy chłopak tak długo Cię ściga SMSami, to można to odczytać, jako wielkie uczucie z jego strony. Niemniej ( i tu jest ten krok za daleko) jeśli jest t a k wytrwały ,tak dlugo, to może jest to Twoja zasługa, ale w innym sensie. Podjął wyzwanie wobec Twojego drugiego chłopaka- odebraleś mi ją, ja ci udowodnię, że się dowiesz jak to smakuje- będe jak chytry lis przy kurniku czekał az ją upoluję, będe mamił słodkimi SMSami, kiedyś w Waszym związku będą kwasy, będą zawirowania i ja się wtedy wkradnę. To po pierwsze. A Tobie panienko, też dam po nosie, za Twoją zdradę, za moje upokorzenie. Odciągnę Cię od Twego aktualnego ukochanego ( niech cierpi jak ja), postaram się Ciebie rozkochać jak będę umiał najpiękniej, żebyś się czula jak w siódmym niebie i z hukiem spadniesz w dól. Ty szmato, która śmiałaś mnie porzucić i polecialaś jak jaka glupia za tym palantem, nie doceniłaś mnie ,to cierp! To po drugie i ostatnie. Tak prawdziwy facet wyrównuje rachunki! Jak nie wiedziałaś ,to już wiesz i z miną zadowolonego z siebie samca odwróci się na pięcie i pójdzie sobie w siną dal. Jak sądzisz czy ja mam wybujałą wyobrażnię, czy taki scenariusz jest możliwy?
  7. A może należy się przy Twojej chorobie nauczanie indywidualne- musisz to obgadać z rodzicami, lekarzem i wychowawcą, http://pedagogszkolny.pl/viewpage.php?page_id=16 W trybie nauczania indywidualnego to nauczyciele przychodzą do Ciebie i prościej można sterować terminami sprawdzianów i klasówek, przychodzący nauczyciel widzi bardziej czy jesteś osłabiony, czy możesz się uczyć. Jeśli zmieniłeś zawodówkę to chyba lubisz się uczyć, taki tryb bardzo by Ci ułatwil szkolną karierę. Zdrowia przede wszystkim życzę!!!
  8. Lubisz wchodzić w toksyczne związki? Ten związek może nawet trwać długo, bo wiadomo, że co zakazane to lepiej smakuje. Zwróc uwagę, że przez 4 m-ce Cię okłamywal to i teraz może stosować tę technikę. Unna dobrze prawi- jak sam nie zechce to się nie wyciągnie z nałogu. Jest mlody, to ma duże szanse, ale musi chcieć, dla siebie a nie dla Ciebie. Z terapeutą byloby łatwiej, bo tacy znają sztuczki, tych co zażywają a Ty zakochana, możesz być naiwna i dalej będzie następne 4 mies i następne 4 mies......
  9. A ja myślę, że facet powinien "rokować"," mieć potencjał". Rozumiem pod tym coś w stylu: młody, zdolny,odważny, pracowity, wyznający podobne co ja zasady moralne, no i oczywiscie powinien mnie kochać. Kobieta powinna się zakochać, ale żeby nie było że nie używa rozumu, powinna popatrzeć czy facet" rokuje". Ilu młodych jest już bogatych? Częstokroć ich bogactwo, to wyposażenie przez rodziców. Kazde wyposażenie przez rodzinę mile widziane, ale jak facet nie "rokuje" to i jego niebiedni rodzice nie pomogą. Jak wyposażą za bardzo to co i rusz Ci powiedzą, że przyszlaś na gotowe, nic tu nie jest twoje. Z facetem co "rokuje" można się spokojnie dorabiać.To co macie jest ważne, ale to co budujecie jest ważniejsze. A taka wspaniala milośc która jest pomimo,która nie zna warunków, granic , potrzeb to w wykonaniu ziemskim jest najbardziej zbliżona miłość rodzica do dziecka.
  10. On Cię właśnie obraził, on chciał Cię na zastępstwo, na drugą - to jest chyba obraza dla kobiety - jestem taką zapchajdziurą, elementem ubocznym, odpadkiem po który on z nudow się schyla
  11. Danka, nieodpowiednie wychowywanie żle rokuje- święta prawda. Cala trudność polega na tym, ze moje, rodzica cechy charakteru i cechy charakteru dziecka powinny się jakoś zazębiać. Mądry rodzic, to ten co trafia do swojego dziecka. Autorka postu napisała, że obie z mamą mają cięzkie charaktery. Czasem dzieci są porywcze, a i rodzice sa porywczy- konflikt gotowy. Czasem dzieci sa uparte, a nie ugodowe i ich rodzice tez (bo po któryms z nich pewnie dzieciak wziąl te niebieskie oczy i tę upartość) i konflikt znów się szykuje. Margolcia pewnie jest w sytuacji zyciowej, że aktualnie "walczy" ze swoją młodzieżą i wszędzie w szkole pokrzykują jakie są prawa młodzieży a jakoś ciszej o tych obowiązkach. Ty jeszcze jesteś na etapie- mam wizję jak się powinno dziecko wychowywać- i pewnie życie zweryfikuje te Twoje wizje. Tak odpisujemy jak doświadczenie nas uczy. Autorka postu już dawno się zgubiła w naszych wypowiedziach, ustaliła pewnie, że ci dorośli do niczego mądrego się jej nie nadają. Miejmy tylko nadzieję, że przeprosila mamę i jakoś mozolnie dalej będą sobie próbowały ukladać swoje stosunki. Może też jest w tym wątku taka prawidłowośc, że Ci ci są młodsi jeszcze ciągle żywo pamiętają jakieś niesprawiedliwości ze strony swoich rodziców i choć przyznają,że młoda autorka narozrabiała, to w pełni jej bunt rozumieją a uważają, że rodzice się słabo wykazują. Natomiast starsi z nas, ktorzy sami już rodziców potracili i za nimi tęsknia i juz jakby nie pamiętają żle ich surowości natomiast doskonale pamiętają jak ze swoimi pociechami probowali i po dobroci i zakazami i nakazami, wychodzili ze skóry a efekty i tak byly mizerne. Ci z nas, tak nie są jednoznacznie chętni do pokrzykiwania, że jak wredne dziecko to jeszcze wredniejszy rodzic, bo jak on śmie mieć takie dziecko, to przecież jego wina. Jego produkt jest niedoskonały, bo on sam jest jeszcze bardziej niedoskonały, to co się dziwić temu stanowi rzeczy. Nic w życiu nie jest tak jednoznaczne jak nam się czasem wydaje.
  12. "Dzieci się wychowuje do 5-6 roku życia, a potem to się je tresuje jak te konie." Polskiego używam na "czuja" i nie wydaje mi się, że jestem w tym temacie orlem, ale chyba dzieci się jednak nie tresuje ,tylko zwierzęta. Przecież zawsze w jakiejs formie dziala system kar i nagród. Jak do malucha się uśmiechamy i głośno cieszymy się, że coś ślicznie zrobił, albo robimy grożną minę i ostrzejszym tonem mówimy, że tego nie wolno- to go nagradzamy lub karzemy swoim uśmiechem lub tęgą miną. Po prostu z wiekiem już nasze miny nie działają. I albo mieliśmy szczęście , że udało nam się wypracować pewien zakres negocjacyjny i te negocjacje względnie dzialają, albo zwiększa się z koniecznośc systemu kar, zakazów, nagród. Jakoś dziecku, nawet dorastającemu musimy dawać do zrozumienia, że w tym domu ramy glowne nakreślamy my, a szczególy są do negocjacji. Czy na pewno żadnych innych rad oprócz " nie kłam" nie było? Nie było n i e k r z y c z, n i e a w a n t u r u j się, bo tym się daleko nie zajedzie- spokojną rozmową większa szansa coś ugrać. Nie było z a s t a n ó w s i ę , czy j e s t e ś w p o r z ą d k u, że mimo pomocy korepetycyjnej uważasz, że to skandal coś od Ciebie wymagać z matmy, bo Ty niezdolną jesteś? Nie było d o c e ń , z a u w a ż d o b r ą w o l ę "ciemiężycieli", którzy jeśli się z obowiązkami swoimi uporasz, to nie bronią Ci kontaktów z chłopakiem, czy ukochanych trenigów na koniach? A co najważniejsze było p r z e p r o ś mamę, bo chyba przegięłaś. Mama się nie wypowiada, to dałabym jej święty spokój i tacie też. Można sądzić na podstawie innych praktycznych obserwacji, że tata zapracowany nie włącza się w szczegóły (bo do niego młoda nie ma uwag), a mama jest od tych szczegółów, czyli codziennej uwagi, czy się dobrze dziecko odżywia, czy nie jest chore, czy szkoły nie omija, czy odrabia lekcje, czy zachowuje proporcje stosowne w podziale czasu na obowiązki i rozrywkę. To takie szczegóły, pochłaniają one jednak cały jej czas, który jest w domu i niejedną ukradzioną pracodawcy chwilę, co tam w domu jak ja tu w pracy. Krytyka,że mama sobie nie radzi jest chyba tez za daleko posunięta. Proponuję popodglądać malżeństwa z 4 lub 5 dzieci. Jako rodzice starali się pewnie nakreślać podobne ramy a jednak bardzo często jakiś jeden, nie wpasował się w ich umiejętności. Może tylko w stosunku do niego zabrakło im cierpliwości, a może też i charakter tego dziecka byl mocno różny od innych dzieci i oni ze swoimi pomysłami jak dotrzeć do młodego człowieka nie trafili do niego a do innych udawało im się. Zawsze sobie żartuję, że jak panną bylam, to miałam ze 2-3 teorie jak powinno się dzieci chować, Jak moje własne przyszły na świat, to potraciłam wszystkie teorie tylko reagowalam ,jak życie niosło. W praktyce okazało się, że to co działa na jedno dziecko, jest zupełnie bezużyteczne w stosunku do drugiego. Jedyne, co wiem, to to ,ze rękę na pulsie trzeba trzymać zawsze, czyli zawsze jakąś metodą wiedzieć co u dziecka się dzieje. Jak moglam to podglądalam rodzinę ,sąsiadów i próbowalam lapać metody w których jest więż z dziecmi. Najczęściej dzialal rozum i intuicja. Nigdy nie podważalam zdania męża, choć czasem serce mamuni krwawiło.Wiele czasu sama poświęcalam dzieciom i ta myśl, że kiedyś mąż mi powie, to ja w większości dbałem o nasze finanse a ty nawet dzieci nie umialaś na ludzi wychować . Ta myśl chyba powodowala, że w chwilach porażki szybko się podnosilam i uznawalam, że to tylko sytuacja przegrana, a nie całość procesu wychowywania. Może to nieprawdziwe, ale mam uważanie, że nawet studenta się wychowuje i to nie tylko tego, który mieszka z nami, ale i tego, który uczy się daleko. Po prostu, jeśli dziecko ma jeszcze więż z domem i dzwoni i opowiada co u niego slychać, to pytaniami ,zalążkami wątpliwości nakierowuje się rozmowe tak, że on głośno myśląc rozwiązuje sobie swoje ważne sprawy. Oczywiście, nie każdy młody czlowiek chce być otwartym na rodziców, wtedy pozostaje wierzyć, że to co łyknąl jak byl mlodszy po będzie dobrze procentowało. A nawet to pozornie otwarte dziecko, też czasem po latach zaskoczy informacją, że czegoś bardzo ważnego dla siebie nie powiedzialo Ci. Dziecko to odrębna istota i trzeba jakoś do niego trafić. Latwiej przez to, że zna się od niemowalaka, trudniej, że się uważa, że to krew z mojej krwi, ciało z mego ciała, moja część mnie, to czemu ten kawałek mnie, nie robi tego czego ja oczekuję?
  13. Troszkę się tak zachowujesz jakby ten chlopak był jedynym wsród Twoich znajomych, który chciał od Ciebie coś więcej niż tylko rozmowy i przeżywasz i przeżywasz....,bo poczułas,że dla kogoś jestes obiektem seksualnym. Fajnie ,seksualnośc się liczy, ale w takim stylu? Masz być na zastępstwo? Masz być urozmaiceniem, zabiciem nudy? Halo, opanuj się! Tego kwiatu pół światu.
  14. Słowa datoi możesz sobie wydrukować i nad łożkiem powiesić i od czasu do czasu akapit po akapicie czytać. Co tu ma siadać na psyche, Mówisz, że w dzisiejszych czasach to nie powinno być szowinistycznych odzywek, a jak mówią panowie do rozmowy a panie do gotowania, to Cię skręca i idziesz na przekór z panami, choć lubisz gotowanie. Ciągle właściwie podkreślasz, że ten męski świat Cię interesuje, o czym to panowie będą rozmawiać,. Przy garach w kuchni tez niejedna interesująca sprawa może być poruszana, ale Ciebie ciągnie o czym panowie mówią. Tata na Ciebie bardziej zwracał uwagę jak mecze z nim oglądalaś, czyli już wtedy jakbyś chciala poznać na czym te męskie emocje polegają. Dlaczego uważasz, że jak babski, to gorszy a jak męski to bardziej interesujący? Inny tak, ale gorszy, lepszy? Chyba dobrze czuję sie w roli kobiety, bo ciężko mi to pojąć. A na pana nauczyciela popatrz z pobłażaniem, jak ma 70 tkę to już mu tylko pozostało popatrzeć na ładne dziewczyny i pożartować. Ubierasz się na sportowo, trochę po męsku, masz ładną urodę, buntujesz się , oburzasz- może zawsze takie kobiety lubił, a teraz biedak tylko może sobie popatrzeć i pożartować. Jak byl młody to czynił, jak jest w latach ,to tylko patrzy. Inna dziewczyna (taka bardziej zadowolona z siebie) odebrałaby to jako hołd złożony jej urodzie.
  15. I albo zacznij szybko sledztwo na szeroką skalę, jak radzi kolega albo dorwij się jakoś do tej Shilli i zacznij ją podrywać, to dopiero będą emocje. Może być nieszczęśliwie, ale nudno na pewno nie będzie!
  16. Jeśli chlopak ma własne mieszkanie, to może i rodzice wiedzą, że z kimś się spotyka, a nie dostąpili zaszczytu poznania. Może dziewczyna jest zazdrosna o inne kobiety, bo nie chce aby inna sprzątnęła jej Ciebie sprzed nosa a gdzie znajdze drugiego takiego cierpliwego, którego można długo zwodzić? Można długo oblecieć na pocalunkach i uściskach i myśleć, że panna dobrze się prowadzi i innego też do siebie za łatwo nie dopuści. W zestawie Shilla, Ty i ona, to ona jest głoównodowodząca. Dla Shilli stara się być męskiego pokroju,papierosy, męskie perfumy i troszkę zdrowego potu, a Ty jak się utrzymasz to może pod Twoimi skrzydelkami, któraś z nich z Tobą będzie miała dziecko- jeszcze nie postanowiono, na którą padnie, jako na mamę. Jesteś potrzebny, to dziewczynom nie uciekaj, może teraz nie masz zadnej, ale jeszcze trochę a może poznasz blisko obydwie. Historia bardzo dziwna, ale widać i takie się zdarzają
  17. ula8585 sama piszesz, że bezstresowe wychowanie to bzdura, a i musztra,dystans do dobrego nie prowadzą. Czyli w każdym domu trzeba do kazdego dziecka ( bo co dziecko to inne sprawy) wypracować "złoty środek". Każdy z nas "mądrzy" się po swojemu, bo każdy z nas ma swoje doświadczenia życiowe i je podrzuca delikwentowi, ktory odważyl się zgłosić na forum swój problem. Dalej twierdzę, że nie ciągnie się tematu trudnego, czyli matmy z dzieckiem, bo to rzadko wychodzi, ale nie twierdzę, że nie potrzeba bliskości, którą jak słusznie piszesz buduje się poprzez coś wspólnego. Dlaczego wspólną płaszczyzną nie mogą być bezpieczniejsze rewiry, czyli codzienna potrzeba dbania o porządek, czy potrzeba przygotowania posilku, czy mily wyjazdowy odpoczynek. Wykonując coś wspólnie mamy szansę podpytywać nastolatka co u niego słychać, co było w szkole itp. Budujemy jakąś więż. Matma może być bardzo śliska- może mama tez byla słaba z matmy i niewiele może pomóc? Dlaczegoś wybrała korepetytorkę, niekoniecznie z powodu nadmiaru pieniedzy. Nikt z nas nie uważa, że darcie się i awantury to fajna sprawa, wręcz zwracamy uwagę, że jakoś pokojowo trzeba dochodzić do porozumienia. Każda awantura, to po poście autorki widać, że nerwy z jej strony, ale zapewniam, że też ogromne nerwy ze strony rodzica. Rodzic też siedzi w domu i myśli co ja robię nie tak ,że w najprostszych sprawach nie mogę się dogadać z córką, którą ogromnie kocham. Byl moment, że tylko mieszkalam swego czasu przez pare miesięcy z dużo starszym niż autorka postu synem, który darł ze mną koty i co jak się pojawil wogóle na horyzoncie i na jakiekolwiek zadane przeze mnie pytanie, albo się obrażał, albo mówil jaką ja to straszną atmosferę w domu wprowadzam. Nie wytrzymalam i huknęłam- no tak w domu jesteśmy w tej chwili az dwoje: ja i ty. Myślisz, że ile osób jest odpowiedzialnych za tę atmosferę w domu? Jakoś się przymknąl, uciszył i od tego czasu nie było różowo, ale jednak dużo, dużo lepiej. Cytuję Ciebie"Absolutnie nastolatek musi się nauczyć panować nad emocjami i rozwiązywać problemy żeby coś osiągnąć. Wydaje mi się ze autorka niema z tym problemu bo ma osiągnięcia i bardzo sprecyzowane zainteresowania co jest wyjątkowe w tym wieku. " Uważam, że ma zainteresowania sprecyzowane: konie i chłopak ( może to i wyjątkowe w tym wieku), a nad emocjami to dopiero chce się uczyć panować, bo ten list tutaj może być tego wyrazem. Może to tak wygląda, że młody czlowiek ma problemy, kłoci się z mamą a my próbujemy powiedzieć młodej damie, że za problemy miedzy nimi odpowiadają obie a nie tylko mama.Ona bardzo dobrze widzi blędy mamy a swoich jakoś nie dostrzega, więc jej obcy trochę wytknęli. To mama jest ta starsza i mimo bojowej atmosfery musi realizować zamierzone cele i jednak nie odpuszczać. Próbujemy powiedziec, że dużo rzeczy, które ona uważa za błędy są namiastką konsekwencji, którą rodzic powinien się w procesie wychowywania dziecka wykazać. Wtedy Ty uważasz, że mama dązy do dystansu i tresury a nie zrozumienia dziecka. Nie obrażaj sie na to forum, bo może właśnie Twój list jest plastrem miodu na duszę tej młodej osoby a nasze "wytykania" wiaderkiem zimnej wody. Zależy czego potrzebuje to sobie wybierze. Dośwspomniala o toksycznych rodzicach i o toksycznych dzieciach, może na wyrost, ale jest to pokłosie innych wątków, w których dużo mlodych osób opisuje straszne kontakty rodzice dzieci( mrożące wręcz krew w żylach) i odpowiada bardzo dużo ludzi, gdzie z ich odpowiedzi można wysnuć, że zwykłe zawirowania rodzinne są szybko podciągane pod strasznie " toksycznych rodziców".Aż nieraz serce boli jak zwykle zachowania rodziców martwiących się o dorosle już dzieci są szybko okrzykiwane mianem "toksyczności" i poradami, im szybciej radykalnie odetniesz kontakty tym lepiej. I przychodzi refleksja, że wychowasz sobie dzieci, które idąc swoją drogą zyciową czują jeszcze z domem rodzinnym jakąś więż ale inni skutecznie mu wytłumaczą-im szybciej zerwiesz to tym lepiej.Tak idoś się zapędzila i ironicznie zawnioskowała,że jest u autorki postu widok na "toksyczną" rodzinę- pewnie nie powinna, bo autorka jest jeszcze bardzo młodziutka i nie "zajarzy", nie bywając na tym forum o co wogóle może chodzić. A ula8585 nie reaguj tak emocjonalnie, wczoraj Dark_Rivers bardzo niegrzecznie Twoje odmienne zdanie w innym poście ugasił osobistą wycieczką i stąd taki apel z Twojej strony do admina. Gdzieś wspominalaś, że pelne serdeczności Twoje porady dla innych są dla Ciebie próbą odwagi w otwieraniu się na ludzi a tu taki występ z D-R, który nawet nie pomyśli, że ludzie wychowując np małe dzieci i oczekując np na męża, który może ma wyjazdową pracę ,nie szukają tanich rozrywek, tylko myślą jak sensownie by rozwiązali problem jakiegoś autora wątku i starają się to kulturalnie przedstawić. D-R jest słabo reformowalny, czasem coś napisze i admin szybko to wyrzuca, jak się nie doczytasz osobistej wycieczki to zdrowiej spisz, a jak sie doczytasz to to przeżywasz. Puść to mimo uszu i spokojnie czytaj co tu sobie wypisujemy, jak Ci przejdzie to do nas wrócisz, ale się nie obrażaj, to forum jak na internet i tak jest w miarę" fajne"( chyba).
  18. Masz po prostu słaby apetyt na życie i rozwijasz w sobie lękliwość. Nasz papież mówił: nie lekajcie się. Pomijając, ze kobiety ogólnie częściej od mężczyzn lubią szukać dziury w całym, czyli teraz jest dobrze i pięknie, ale przecież to niemożliwe , żeby zawsze było tak różowo. Jutro moze się zdarzyć choroba, wypadek, czyjaś śmierć. Sobie w wolnej chwili wizualizują i klopoty gotowe. Nie ma na codzienne głupie myśli rady, jak codzienna z nimi walka, którą czynisz: książka, sport, przebywanie z ludżmi o optymistycznym charakterze. Ja największy hardcor w życiu sobie wkręcalam jak byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem a trzeba bylo wtedy rodzić w szpitalu, przypisanym twojemu rejonowi. Od rana do wieczora miałam z tylu głowy wszystkie opowieści o nieudanych porodach, nieudolnej służbie zdrowia w nietypowych przypadkach, konsekwencjach z tego tytulu dla dziecka lub matki. Doszłam do tego, że jak kladłam się spać, to nie moglam usnąć, bo taki jakby ciężki kamień leżal mi na klatce piersiowej i jakby mnie dusił. Jak chodzłiam , to wisiał on jakby na niewidzialnym sznurku i bardzo mnie męczył. W końcu się s a m a na s i e b i e zbuntowałam i zaczęlam w myślach się "wychowywać". Kobieto, czynność rodzenia dzieci jest związana z istnieniem ludzkości nierozerwalnie. Babo jedna, przeciez dziewczyny rodziły jak nie było szpitali siłami natury i same sie po porodzie oporządziły. Nie wszystkie porody może były udane, ale ogromna większość tak, bo ludzkość istnieje. Urodzisz i nic się nie stanie. Dlaczego masz być tym procentem niudanym? Będzie jak będzie i nie masz na to wplywu i nie masz co się zadręczać. Przeciesz jesteś na tym świecie, spodziewasz się dzidziusia, czyli raczej Ci się udaje, ktoś nad Tobą czuwa to i z porodem jakoś dasz radę. Perswazję przeprowadzałam wielokrotnie i w końcu ten straszny kamień odpuścił. Oczywiście nie bez pewnych problemów, ale dziecko szczęśliwie urodziłam. Dlatego, to jednak my same jesteśmy do pewnego stopnia odpowiedzialne za swoje myśli i tę naturalnie nam przyrodzoną umiejętność wkręcania się ,musimy uczyć się hamować Rozwijanie jej ,nie niesie nam żadnych pożytków. Odwagi do życia życzę, wiary w to, że nie wszystkie nieszczęścia świata muszą dotknąć Ciebie lub Twoich najbliższych. Proste kobiety kiedyś, jak miały naprawdę zmartwienie ( a nie to spodziewane, wydumane) i trudno im było zasnąć, to zmieniały bok leżąc w łożku i mówiły "przyjdzie dzień, przyjdzie rada". Noc jest zazwyczaj trochę bardziej czarna, nawet w naszych myślach. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, a nawet jak się noga w życiu powinie to i wtedy będziemy dość silne, aby sobie dać radę i umieć żyć w zaistnialych sytuacjach. O smierci jak się jest młodym, może za dużo nie trzeba myśleć. Jest nam poprzez to, że przyszliśmy na ten świat przypisana i na pewno nas czeka. Ale zanim ona nastąpi to trzeba to życie ciekawie wypełnić swoimi pasjami, nauką, pracą, pomocą bliżniemu, kochać, rodzić, wychowywać. O śmierci trzeba wiedzieć, że ona jest i umieć pomagać odchodzić naszym bliskim: dziadkom, rodzicom, po prostu przy nich w tych trudnych chwilach być. Więcej o śmierci nie wiem, czy warto rozważać, ona nas znajdzie sama i już.
  19. Udaj się na zajęcia sportowe, które przyniosą Ci więcej pewności siebie. Trening czyni mistrza. Nieraz dość dorośli już ,bo 24 letni ludzie mieli problem po napisaniu pracy magisterskiej, co będzie z jej obroną? Wszystkie Twoje wątpliwości, nie stanę przed taką ważną grupą ludzi, sparaliżuje mnie, ,nie streszczę swojej pracy,nie zrozumiem pytania. Jakoś o względach estetycznych nie mówili, może dlatego, że do tak ważnego egzaminu przystępuje się najczęściej w marynarce lub żakiecie a np. spocone ręce po prostu ukrywali. Jedni są mniej odważni ,innych strach bardziej paraliżuje. Najlepsze okazały się przed obroną występy w swoim wlasnym domu. Najpierw na sucho 10-15 min głośno w swoim pokoju omawiali swoją pracę do ścian i mebli. Potem szli do mamy, taty lub brata i to samo wyglaszali przed nimi. Takie ćwiczenia odnosily skutek wielopłaszczyznowy. Nauczyli sie w 10 min wyluszczać, to co jest najistotniejsze w ich pracy, nauczyli się slyszeć swój glos i go jakoś modulować, pozwolili sobie na to, aby ktoś postronny to slyszal. A sport typu karate np. uczy odwagi do stanięcia z przeciwnikiem oko w oko.,pierwszy link tak zachęca rodziców do zapisywania na zajęcia ich dzieci: https://pl-pl.facebook.com/permalink.php?story_fbid=366982146755027&id=264390460347530 http://www.karatebielanski.com.pl/wko---bc/co-daje-karate. Uważam jak powyżej, że chłopcy uprawiający sporty, nie mają zagrożeń fobii społecznych, braku kolegów, braku pewności siebie. Gdyby rodzice wcześniej chłopców wysyłali na zajęcia sportowe, to oni latwiej radziliby sobie sami ze sobą w fazie dorastania.A im większa róznorodnośc próbowania dyscyplin sportowych to i większe korzyści, bo różne gałęzie sportu, różne cechy młodego człowieka budują.
  20. Ciekawe co robisz ze swoją osobą oprócz niecierpliwej i bardzo głębokiej wiary, że wpadnę do psychiatry, przepisze leki i ja już będę leczona i nastanie blogi spokój. Jakoś nie bierzesz pod uwagę, że leki czasem dzialają otumaniająco i też cięzko funkcjonować, że może z czasem pozornie pomagają ale uwolnić się od nich trudno i z człowieka robi się lekoman. Na pewno sama psychoterapia Ci nie pomaga- piszesz, że krótko chodzisz to może jeszcze nie odczuwasz pozytywnych skutków? Wiesz ,lekarz każdej specjalności najchętniej przepisze tabletkę. ale sami lekarze tak chętnie siebie tabletkami nie faszerują. A co z melisa i innymi lekami ziołowymi tonizującymi psychike, które są dostępne w aptece bez recepty? A uprawiasz jakiś ruch? Zapisz się na fajne zajęcia sportowe basen, lekkoatletyka, karate, wyciszająca i budująca joga? Zdrówka zyczę, a nie wiary w magiczną moc tabletek, już niejeden sobie nimi zdrówko zrujnowal.
  21. No cóz, mama też człowiek. Płacić za korepetytorkę i samej jeszcze zasiadać do zadań, to może jednak nadmiar obowiązków. Ponadto, jak młody człowiek jest na "nie" w stosunku do rodzica, to nie może on siadać z dzieckiem do trudnego przedmiotu, bo nic do głowy nie wchodzi a są tylko nerwy, kłotnie i poczucie porażki z dwóch stron.Pani korepetytorka w sposób umiarkowany Cię chwali, bo nie chce podcinać galęzi na której siedzi, czyli tracić zródła zarobków. Sorry, pani korepetytorka jest do luftu, bo albo nie umie tłumaczyć, albo, aby i z Tobą być w dobrych stosunkach za bardzo Ci pobłaża. Ona ma obowiązek na paru przykładach Ci jakąś działkę materiału wytłumaczyć i zadać Ci taką porcję do samodzielnego odrobienia, sprawdzić to i wtedy nabrać przekonania, że coś rozumiesz ,że byle stresik kartkówkowy, czy klasówkowy nie wybije Cię z rytmu i się " nie pomylisz". Cwiczenie czyni mistrza a młodzież chodząc na korki chętnie "bywa z wizytą", tzn posłucha występów nauczyciela, pokiwa głowką, że rozumie, ale jak przyjdzie co do czego, to dalej sobie nie radzi. Ja na m-cu Twojej mamy zmieniłabym nauczyciela. Nauczyciel korepetytor powinien być "żyłus"-może to okazjonalna studentka lub zaprzyjażniona sąsiadka, ale Ty nie czynisz postępów, a matma o ile wejdziesz na ścieżkę licealna jeszcze chwile Ci potrzebna będzie i nie dziwię się, że to jest dla Twojej mamy bardzo ważne. Dla Ciebie też powinno być bardzo ważne. Jestem w stanie zrozumieć, że nie jesteś orłem z matmy i masz żal do mamy, że chce Cię z osiągnięć w tym przedmiocie wyliczać, ale też prawdą jest, że nie zostawiła Cię z problemem samą tylko zatrudniła korepetytorkę, czyli jako rodzic chce być w porządku, to i Ty powinnaś być w porządku. W szkole, żeby uczeń czynił postępy to jest skala ocen. Nie sądzę, że chcialabyś siadać do nauki tylko na zasadzie nauczycielskich sugestii- a teraz drogie dzieci nauczcie sie na poniedzialek tego tematu. Ilu z Was na skutek tej zachęty nauczyłoby się. Jest klasówka, jest odpytywanie i chcesz, nie chcesz podręcznik czy zeszyt do ręki bierzesz. W domu mama mówi, ucz się dziecko, nie oklamuj mnie i bądz w porządku w stosunku do nas. Pięknie byłoby, abyś rozumiala, że uczysz się dla siebie a nie dla rodziców a rzetelność w porozumiewaniu się z rodzicami daje rodzicom złudzenie, że w porządku chowają swoje dziecko i ono dorasta do poziomu swoich rodziców. Niestety, jak sama przyznajesz tak nie jest, zdarza Ci się kłamać ( szybciej i bezboleśnie sprawę zalatwisz, tak pewnie myślisz) i miewasz problemy nawet z religią, czyli ogromnie trudnym przedmiotem. To jak mama ma młodej osobie, która jeszcze nie rozumie swojego dobra ,wytłumaczyć, że pewne normy muszą być zachowane. Ma używać rękoczynów, nudnie ciągle i wciąż powtarzać a to jednym uchem wpada a drugim wypada? Zna Ciebie i Twoje czule tematy, to za ich pomocą ustawia karty przetargowe. Ktoś nazwał to szantażem, może sam był subtelnym dzieckiem, do którego dobre słowo przemawialo i ma złudzenie ,że do wszystkich tak się da. Rodzice częściej cierpią, że słabo im się dzieci wychowały wtedy, gdy byli za bardzo pobłażliwi, niż wtedy, gdy o czasie twardo reagowali. Ty przeżywasz jak przegadujesz się z mamą. I co myślisz, że ona się rozplywa w myślach jak znów będzie próbowala coś Ci wytłumaczyć i wyegzekwować cokolwiek od Ciebie a Ty jej pyszczysz. Ona nawet jak jest oazą spokoju, to w sobie przeżywa, że nic nie idzie prosto, tylko za pomocą awantur. Teraz na skutek Twoich nerwów opisałaś pewnie w bardzo różowych kolorach swoją mamę do swojego chłopaka.Jak te kolory były różowe tak i Twoja mama sobie różowo myśli, że sobie słodką córeczkę urodziła, wychowała a tu wydaje się, że jednak można byłoby ją nazwać żmijką. Siedzi sobie i myśli, że jeszcze niejednego chłopaka będziesz miala, za nim za mąż wyjdziesz, a już ten pierwszy jest tak dla Ciebie ważny, że w taki rózowych barwach ją przedstawiasz, czyli jej lata miłości i pracy w niwecz idą przy zderzeniu z pierwszą Twoją sympatią. Sama musisz przemyśleć jak postępować, dorastasz i będzie obowiązywała sztuka negocjacji, pokojowego rozwiązywania problemów. Jak na razie nie wygląda, żebyś miała rodziców demonów. Pozwalają Ci na swoje, chyba kosztowne nawet, pasje (od tylu lat konie), możesz ,o ile jesteś ze swoimi obowiązkami w porządku, spotykać się z chłopakiem( niektórzy mogliby wyśmiać- już Ci chłopcy w głowie?), jak poważny przedmiot Ci nie idzie, to zatrudniają korepetytorkę- czyli Twoi rodzice chyba nie są nie w porządku. Ty sama oceń czy Ty jesteś w stosunku do nich w porządku?
  22. Ten się jeszcze nie zaćpal, tylko się odwrocil na pięcie, to chyba jak się spodziewasz wspólnego Waszego dziecka, to chyba trzeba, kolegę do porządku przyprowadzić, przynajmniej formalnie- uznanie ojcostwa,alimenty itp.
  23. Podobno jak się bardzo chce to można samemu wyjść z nałogu. Jak nie bardzo wychodzi samemu to są jeszcze spotkania AA. Tylko pytanie jest jedno czy Ty tego CHCESZ? Twoje życie i Twoja przyjemnosc picia. Sam na to zarabiasz to i kto zabroni Ci pić? Jakieś takie gadanie o degradacji osobowości, o niepanowaniu nad nałogiem w przyszłości, o grożbie utraty pracy ,chyba nie są Ci potrzebne, bo duży jesteś i to przecież wiesz. Praca fajna i ją lubisz. Picie lubisz też. Jeśli piszesz tutaj to może jednak Cię to trochę martwi. Może sobie trzeba glośno zadać pytanie co jeszcze lubisz lub możesz lubić? Może jak się tego uczepisz, zaczniesz jakieś pasje w sobie rozwijać, to jakoś to picie przy udziale Twojej silnej woli odczepisz. A może musisz siegnąć dna, aby kiedyś próbowac sie podnosić? Dziewczyny w pracy. Sugerują, że może coś mogloby by być . Duży jesteś to wiesz, że znajomości pracowe jak się nie ułożą to dosc komplikują życie, to po co Ci to? Latwiej wpaść na dyskotekę, do klubu i jakąś laskę wyrwać, mniej komplikacji z takiej znajomości.Wiem starzejesz się i wyprawa do klubu męczy a w pracy same w łapki laski sie pchają. Chyba, że któraś z pracy naprawdę bardzo Ci sie podoba, ale jakby tak było to nie pytalbyś nas, bo i po co, prawda? " Myśl tamta powraca o niej, niszczy mi wszystko"- nie żartuj, zrywaliście ze sobą 2 razy i dawno to już było, to wiadomo że tego nie ma i nie ma o czym myśleć. Sorry, rozumiem, że o tym myślisz, bo to było coś ważnego, poważnego i istotnego w Twoim życiu. I z tego powodu rozumiem, że myśli do tego uciekają. To był związek ważny pewnie dla Was obojga, ale BYŁ, slużyl do tego abyście emocjonalnie dorośli, nauczyli się swoich oczekiwań od plci przeciwnej, tego co Wam się w zabawie kobieta -mężczyzna podoba, a co jest trudne. To Wasze spotkanie miało slużyć temu Waszemu osobistemu rozwojowi. Było i minęlo. I teraz mądrzejsi o tamte doświadczenia możecie wchodzić w inne związki. Sorry, ona może wchodzić, Ty chyba nie bardzo. Nabawileś się po drodze nałogu. Jeśli będziesz w parze, to będzie to Wasz nałog, czyli Ty będziesz pil a jakaś ONA będzie wspóluzależniona. Czyli na dzień dobry widać klęskę. To tak na logikę ,zaliczaj sobie chwilowo panienki, ale może jak nie zrobisz ze sobą porządku to nie komplikuj sobie i jakiejś JEJ życia. Oddaj długi, bo przecież dobrze zarabiasz. Czyli jak piszesz, że dasz komuś slowo. to go zawsze dotrzymujesz. Zastanów się, czego chcesz od życia. Może trzeba SOBIE dać słowo, że wezmę się za siebie i z tego wyjdę (mówię o wodeczce). Twoje życie, Twój cyrk. Tak sobie napisałeś, tak sobie odpisalam.
  24. "Niecały rok temu jednak napisał pożegnalnego smsa i słowa dotrzymał, zamilkł, co doprowadziło do namnożenia uporczywych myśli o nim, czułam się tragicznie. " To chyba kolega ma rację, były grzecznie powiedział do widzenia i się w końcu zmył. Po co jemu burzyć spokój ducha, o który musiał długo ze soba walczyć? Jak się ma 40-60 lat to fajnie spotkać byłego i przyjemnie się zdziwić, że jak zawsze się podobał to i teraz nic mu nie brakuje.A teraz to trochę brzmi tak, jakby zabaweczka mi uciekła i się popłaczę. Jestem z aktualnym a o bylym mówię w ten sposób:" Mam głowę pełną wspomnień, on jest we mnie tak obecny i tak żywy, że czasem mam wrażenie, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Jakby był we mnie zaprogramowany - przypomina mi go muzyka, pogoda, zapachy. " Kontakt z rzeczywistością jednak zaburzony. Od paru lat jestem w związku z kimś innym, s a m a tak wybrałam a teraz to pięknie i łzawo umiem o byłym opowiadać, a co do aktualnego to nie mam zdania, czy nadaje się do dalszego życia. Chyba normalne, że chłopcy mówią, że krzywdzisz innych. Przecież mówiący te słowa może być w udanym związku i jak poczyta, że inny też myśli, że jest w udanym związku, a jego panna o byłym takie słodkie wspomnienia hoduje i rozpala w sobie: "on pisał do mnie co 2-3 miesiące, pytał o spotkanie, być może dzięki temu jakoś funkcjonowałam - wiedząc, że on wciąż daje mi szanse." To chyba taki czytajacy chlopak albo uznaje, że jednak ona krzywdzi aktualnego, albo pomyśli, że kobiety jednak mają siano w głowie i jak tu prześwietlić najbliższą mu damę. Rozumiem, że ma się cieple wspomnienia o byłych naszych partnerach, bo to nasza młodość, bo to nauka uczuć i relacji męsko-damskich, ale taka poezja o bylym to już zdrada emocjonalna wobec aktualnego, ktory sie stara i z którym jestem tu i teraz.
  25. kikunia55

    Załamuję się

    Może Autorce chodzi o kokietowanie - nie pomyślałeś?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...