Skocz do zawartości
Forum

kikunia55

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kikunia55

  1. "A może nie zdam matury i się zabiję?" Taki dlugi list aby nam cokolwiek przybliżyć, probować wytłumaczyć, o co Ci chodzi w życiu a konkluzja po prostu na 5 z plusem. Masz pewnie z 19 lat a emocjonujesz się życiem, kwestią znajomych lub ich braku jakbyś miala 13-15 lat. Wnioski wyciągasz po prostu świetne, prawie ciągle jak ten z cytatu z góry- myślisz pójść na uczelnię, ale jak tam spotkasz swoich znajomych to tez się możesz pochlastać. Dziewczyno, wszyscy, którzy idą na uczelnie ( ci z większym wianuszkiem znajomych i ci z mniejszym lub i bez), martwią się jak im tam pójdzie zarówno z nauką, czy przebrną, jak i z nowymi znajomymi- większośc cieszy się jak na wydziale trafi się znajomy choćby z widzenia, bo jest na początek do kogo zagadać. Tobie pasuje rola tajemniczej nieznajomej, to o ile kwestia pieniędzy, jakieś akomodacji w innym mieście nie jest finansowym problemem (może stypendium socjalne. po pierwszym roku drugie stypendium za osiągnięcia w nauce) to jedz sobie do innego miasta i bądz piękną nieznajomą. Mialoby to nawet swoje dobre strony, bo musialabyś się nauczyć samodzielności i myśląc o tym czy mam co jutro do jedzenia (zakupy), czy mam co świeżego jutro do ubrania (pranie), kiedy mam oplacić stancję, akademik , zeby dalej gdzieś mieszkać - może takie codzienne, przyziemne sprawy umocowałyby Cię w rzeczywistości, bo rozważania Twoje na temat Twojego życia są delikatnie mówiąc cudaczne. Taki rodzaj ambicji jaki prezentujesz ,to jest chora ambicja. To jest taka ambicja, która nie pcha Cie do Twojego osobistego rozwoju, tylko Cię dołuje, rozprasza. Mialaś kiedyś sukcesy, potem sobie odpuścilaś i teraz się z tym nie umiesz pogodzić. Jesteś dorosła i pora brac za siebie odpowiedzialność. Zrobilaś tak, czy to było mądre czy nie, to już pora przestac to rozważać a zyć życiem na bieżąco- czyli szykowac się ostro do matury i podejmować decyzje, gdzie się będzie chciało studiować i co najważniejsze i CO się będzie chciało studiować. Czy na pewno mimo dyskusji: w rodzinnym mieście czy w odległym mieście, z możliwością spotkania znajomych czy incognito ,bierzesz pod uwagę co chcesz studiować i czy jest szansa po tym zalapać się na pracę. Czy to, co wybierasz choć trochę interesuje Ciebie i czy jest to praktycznie wykorzystywalne, czyli czy będziesz miala prace i czy będziesz mogła się z niej utrzymać.Teraz jest czas aby tym się martwić a nie tym, mialam dyplomy, teraz nie mam ,buuu..., co ja biedna mam zrobić? A Twoje dywagacje na temat rodziców i ich złego wplywu na Ciebie, złej motywacji z ich strony, to w Twoim wieku zaczynają być śmieszne. Każdy człowiek jak coś podumowuje, porównuje się ze swoim rówieśnikiem ma prawo zauważać kontekst swoich sukcesów i porażek w stosunku do ewentualnych porównań rówieśników. Te porównywania mają jednak służyć temu: czy jak na warunki jakie mi się trafily, czyli ,czy byłam biedna czy bogata, czy miałam wsparcie w domu, czy wręcz klody pod nogi mi rzucano- czy w tych warunkach optymalnie wszystko wykorzystałam. Po zadaniu takiego pytania i odpowiedzi- uważam, że tak- dalej pracujemy w takim tempie jak pracowaliśmy. Natomiast po zadaniu sobie tego pytania i niestety szczerej odpowiedzi, że jak na warunki i możliwości jakie miałam ,wszystkiego ostatnio nie wykorzystałam- to jak myślisz co należy zrobić? Usiąść i plakać, rozważać, jacy straszni są rodzice, rodzeństwo, brak lub nadmiar koleżanek, depresyjny charakter odziedziczony po rodzicach? Dziewczyno opanuj się, Ty już jesteś d o r o s ł a. Trzeba uczciwie stwierdzić, że chyba ostatnio nie wykorzystywałam wszystkich swoich możliwości i nie plakać nad rozlanym mlekiem, tylko po prostu zacząc pracować od teraz. I już nie ma co wracać do tego, bo czasu się nie cofnie, tylko dbać o to aby za rok czy 5 nie dojść do podobnego ,niesympatycznego dla Ciebie wniosku. Tylko tyle i aż tyle. Przeciez Twoje uciekanie od wspólnych znajomych, którzy może przez chwilę zazdrościli Ci sukcesów a w ogólnym rozrachunku uważasz,że jakoś Ciebie prześcignęli mówi tylko o tym, że stosujesz chorą ambicję a nie zwykłe rozwiązywanie bieżacych problemów. Ty chyba jak bylaś na szczycie, lapalaś te dyplomy i stypendia, to o tych, którzy nie mieli takich sukcesów jak Ty, żle myślalaś. Swoje poczucie szczęscia i wlasnej wartości wiązałaś tylko z tymi zewnętrznymi atrybutami, skoro wolisz się teraz po kątach chowac przed innymi. Ty chyba nie szanowalaś ludzi i teraz jak nie plawisz się w tak spektakularnych sukcesach uważasz, że inni Ciebie nie szanują i czujesz się nieszczęśliwa. Ludzie są rózni, zwykle szaraczki też po tym świecie chodzą. Te szaraczki jak mają dobrze ustawioną swoja psychikę to są na co dzień szczęsliwi, ciesżą się kazdym fajnym, pogodnym dniem a jak mają porażki, to wierza, że po burzy przyjdzie slońce i to ich trzyma w ich trudnych dla nich dniach. Twoje ambicje tak Cię rozbujaly, że osiągnięcie spokoju wydaje Ci się niemożliwe. Przeszłość byla i swietlana i straszna a przyszłość jawi Ci się jako wielka niewiadoma w której na pewno się nie znajdziesz i jedynym wyjsciem z sytuacji jest ,jakby co, to samobójstwo- gratulacje z powodu umiejętności radzenia sobie z życiem. Jesli nie jest to stres przedmaturalny, to pewnie po ,maturze trzeba się udać do psychologa, bo przyjaciół już nie masz, żeby ktoś delikatnie z asekuracją sprowadzil Cię na ziemię, bo inaczej trudno Ci będzie radzić sobie z przeciwnościami losu, jak sobie jakieś sensownej stabilności emocjonalnej nie wypracujesz . Powodzenia.
  2. Każda istotna znajomość jest naszym wewnetrznym dorastaniem. Będąc w związku z chłopakiem nauczyłaś się czegoś o sobie i jest to wiedza na cale Twoje dalsze życie, Twój osobisty rozwój. Teraz przeżywasz okres "żałoby" po związku i jest to normalne. Normalne może być, że nie cieszy Cię coś ,co wprawiało Cię w dobry nastrój, że cięzko podjąć codzienne obowiązki, ale trzeba przełamywać codziennie w sobie tę taką jakby apatię życiową i zacząć sobie uzmysławiać, że był to bardzo ważny etap w Twoim życiu, ale BYL i życie plynie dalej i wiele jeszcze ciekawych znajomości czas przyniesie. Przecież " tego kwiatu pół swiatu". Po co się ciąć- to jest fizyczne nie szanowanie siebie. Jeśli Ty sama się nie szanujesz to dlaczego świat ma Cię szanować? Ceń swój umysł, ale też ceń swoje cialo i go nie okaleczaj. Nasz umysł jest potrzebny nam abyśmy kierowali mądrze swoim życiem, umieli uczyć sie, podziwiać piękno, kochać...Nasze ciało jest nam potrzebne abyśmy mogli zgrabnie chodzić, pięknie tańczyć, prać, gotować, pracować w ogrodzie, kolysać dzieci... Choć jesteśmy tak niedoskonali, bo ciągle o coś mamy do siebie pretensje to jednak powinniśmy pracować zarówno nad doskonaleniem umysłu jak i ciała. Okaleczanie się to jednak dzialalnośc temu przeciwna, nic dobrego nam nie niosąca. "Myślę, że gdybym zmieniła się chociaż w szczegółach dla niego dalej bylibyśmy ze sobą" Tak powinniśmy się zmieniać, doskonalić, ale nie dla niego tylko dla siebie. Jesteś wartościową osobą i przyciągniesz do siebie jeszcze niejednego wartościowego chłopaka. Idz z podniesiną do góry głową dalej przed siebie i nie oglądaj się już za facetem, ktory okazał sie Ciebie nie wart.
  3. Czy coś się zmieniło od roku, czy przyjmujesz z jakiegoś powodu regularnie leki? Może one mają taki objaw uboczny? Objawy trochę jak w schizofrenii. Nic Ci na odległość nie pomożemy, koniecznie musisz iść do lekarza.
  4. Z postu wynika, że trzymasz z Polakami. Mówią, że Cię lubią a jak przychodzi co do czego to Cię wystawiają. Po pierwsze koledzy chyba rzadko sobie mówią, że się lubią- najczęściej jak się z kimś towarzysko utrzymuje kontakt to się go przynajmniej trochę lubi, bo inaczej po co tracić swoj cenny czas. Czyli skoro Ty się z nimi spotykasz a oni z Tobą, to powinno być, że nawzajem się lubicie. Co to znaczy że potem Cię wystawiają? Zostawiają, czyli umówią na jakieś pogadanie, czy np. wypicie piwka a już np.na mecz polecą sami? Dlaczego uważasz, że sa toksyczni? Ty ich lubisz tak sobie a spotykasz się z nimi, bo innych nie masz, potem Cię czymś urażą i chętnie juz byś od nich odszedł. ale nie umiesz i jak który zadzwoni to znów biegniesz a potem może być sympatycznie lub nie i znów sobie w brodę plujesz, że po co poszedłeś- tak to odczuwasz? Jak się głębiej zastanowić to ludzie miewają kolegów, znajomych w różnych "branżach". Jest grupa, która lubi np. wspinać się na skałki i z nimi spędzam czas czynnie i szczególnie chłopcy się ze swoimi innymi fragmentami życia nie dzielą. Są tacy co uwielbiają gry komputerowe, na jakieś wielkie rozgrywki międzykontynentalne taszcza do swoich domów komputery i zasiadają do wielkiej grupowej zabawy z drużyną ze Stanów. Sa tacy co trochę sobie muzykują i lecą na jakiś ciekawy koncert lub w jakiejś salce mają próby swojego własnego zespołu. Są tacy, którzy bardzo lubią się zmęczyć na treningach np. karate. tenisa czy piłki nożnej, siatkowej czy koszykowej, Ten wspólnie spędzany czas na aktywności jakoś ludzi łączy i ci, którym wydaje się, że na podobnych falach nadają bywają ze sobą bardziej związani i czasem się jakby już nie "branżowo" też spotykają. Jak spędza się czas z rówieśnikami aktywnie, to głowa zajęta jest czynnością i starannoscią wykonania czegoś a kolega to "przyjaciel broni". Rodzi się wzajemna zyczliwość i zrozumienie wynikające z poczucia, że drugiego fascynuje coś takiego samego jak mnie. I można mieć znajomych z różnych "branż"- którzy z czasem się między sobą poznają lub i nigdy prawie nic o sobie nie wiedzą. Róznie życie się układa. Przepraszam jak za daleko pewnie dywaguję, ale czy Ty ze swoimi kumplami nie spotykasz się do "zlej" działalności? Nie obraż się- ale czy np. nie kradniecie, czy może wspólnie nie jaracie? Aktywność musi przynosić satysfakcję ,a nie poczucie winy lub co gorsze grożbę odpowiedzialności prawnej. Kolegów od "złej" aktywności nie ma co kolekcjonować, tylko urywać kontakty i to jak najszybciej. Pamiętaj, to Ty budujesz swoje życie :)
  5. Partner jakby bliżniaczo podobny, tylko partnerka chyba inna https://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1584128,mezczyzna-ktorego-nie-chca-znac-jego-wlasne-dzieci,2#post-1588183
  6. Pytanie, dlaczego mama mówi o samobójstwie. Czy jeśli Ty zgłaszasz, że tata i siostra tak uprzykrzają Ci życie, to wiesz, że i jej ,z ich powodu ,też jest bardzo ciężko i ona będzie po Twojej wyprowadzce bardzo samotna w domu? Czy też po prostu mamusia, chce Ciebie zmanipulować. Nie mieści jej się w głowie, że tuż po maturze jej córka bez slubu będzie mieszkała samodzielnie. Może uważać, że chlopak jest nieodpowiedni, może też myśleć, że za szybko się uwikłasz w pieluchy.To może też przekraczać jej normy moralne i nie umiejąc Ciebie zatrzymać, tak próbuje na Ciebie wpłynąć.
  7. Słyszałam, ze kiedyś dziewczyna do swojego męża, który tez był sprawny, ale wszedł właśnie na na etap sprowadzania róznych gadek do tematu seksu ,odważyła się zażartować: A co? Ty już na etapie, że niewiele możesz lub przeczuwasz, iż niewiele będziesz mógł i robi się z ciebie erotoman-gawędziasz, ze tak wszystko do seksu sprowadzasz? A w młodości o kumplach, którzy tylko o seksie nawijali, to żartowałeś, że nie ta krowa, która dużo ryczy tylko ta, która dużo mleka daje, pamiętasz? Podobno pomogło natychmiast. Obmacywania przy ludziach są krępujące i jest powód żeby zwrócić uwagę, że to nie wypada. Skubania we własnych 4 ścianach może już dla Ciebie są dręczace, ale może on ciągle się Tobą bardzo cieszy a był jednak bardzo wyposzczony? A może kiedy indziej zapytaj jak mu sie tak łatwo łaczy adorację Pana Boga z nieustanna adoracją wszystkich kobiet, że nawet w internecie zamieszcza komentarze o ich pięknie. Czy nie myśli, że Pan Bog mógłby to uznac za wyuzdanie, rozpasanie seksualne a nie tylko za podziwianie tego co stworzył. Przeciez nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu tudzież w innych rzeczach jest prze kościól potępiane. Ponadto wiesz, że panowie są wzrokowcami i sobie czasem coś poogądają, ale Ty zaczynasz uważać,że on traktuje kobiety czysto przedmiotowo i Ciebie to już zaczyna niepokoić. Jakoś martwisz sie o wlasną z nim relację- czy tez traktujesz mnie przedmiotowo?
  8. FITOLIZYNA to jest ziołowa pasta w tubce dostępna w aptekach.To nie jest specyfik od Bonifratrów. Masaże jeśli się zdecydujesz, powinny mamę pobudzić do życia i rozlużnić. Choć lepiej masowac za dnia jesli jest możliwośc, bo przez pewną chwilę po masażu jest sie pobudzonym.
  9. kikunia55

    Obsesja seksualna

    https://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1661613,nie-potrafie-zbudowac-relacji-z-mezczyzna https://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/1609497,boje-sie-tzw-prawdziwych-mezczyzn Czy obydwa powyższe wątki Ty napisałaś?
  10. Ja bym nie pytała czy sil Ci starczy, bo to akurat trzeba przyjąć za pewnik. Natomiast jak sensownie reorganizować sobie życie, jak przebudowywać, aby w jak najkrótszym czasie byly widoczne korzystne dla Ciebie efekty, które pięknie Cię bedą motywować do dalszej pracy. Powodzenia, trzymam kciuki.
  11. Albo jest już póżno i moje komórki słabo pracują, albo napisalas dużo. ale trochę ciężko to zrozumieć. Byłas z chłopakiem parą i co jakiś czas pytałaś, czy na pewno chce być z Tobą czy nie chce Cię porzucić. Sorry, jakby wcześniej nie chciał ,to takie pytanie daja mu do myślenia ,że coś niepewna jesteś jego, nie wiesz czego chcesz i jesteś z gatunku tych co fundują huśtawkę emocjonalną.Czyli sama takimi pytaniami niepewnośc mu w duszy sialaś. Ponadto jak zrozumiałam ,jednego dnia stwierdzilaś, że bije Ci zegar biologiczny i prawie mu się oświadczyłaś a drugiego byłaś nie w humorze i pisemnie stwierdzilaś, że chyba powinniście się rozstać. Jak on się z tym zgodził, to przemyślalaś, że jak masz stracić chłopaka to trzeba to jakoś odkręcić. Tylko, że czekanie z miesiąc czy dwa a z on zatęskni za Tobą to może jednak za dlugo i co robić. Co prawda w związki małżeńskie niekoniecznie dojrzali ludzie emocjonalnie wchodzą, ale Ty jesteś mistrzynią kręcenia jak Ci wiatr zawieje. Choć też jestem kobietą, to jednak ledwo za Toba nadążam. Może jednak będziecie udaną parą, troche taką w stylu włoskim, co to nie wiadomo, czy się kochaja, czy sie kłocą. Rady zadnej Ci nie dam, bo mam wrażenie,że co minuta, to nowa koncepcja w Twojej głowie się rodzi a wygra ta, która zdazy o czasie wyplynąc. Powodzenia.
  12. Widocznie kolega chciałby slyszeć, że ta ,aktualna kobieta jest wspaniała, chodzi z nim do łożka, tylko się tak droczy i opowiada o narzeczonym w Anglii. A tak wogóle to on jest dla niej najważniejszy.Jak sobie jeszcze nie raz bedzie popijał z ukochaną to może ukochana wpadnie w totalny alkoholizm i ten daleki narzeczony jej nie będzie chciał i ostanie się ona Twojemu przyjacielowi, jako dar od losu. Prawda jednak jest taka, że dwoje dorosłych ludzi sobie niszczy życie wódką i pochrzanionymi relacjami. Ich małpy i ich cyrk, a Ty się powoli z tego ukladu przyjacielskiego wyloguj, bo wpływu żadnego nie masz a dorobisz się nerwicy o napitego faceta. On nic nie chce zmieniać, wysiłek mu nie jest potrzebny, jemu z wódką dobrze, emocje z kochanką są jedyną siłą napędową jego życia, Jak jeszcze trochę popije, to zniszczenia w mózgu spowodują u niego brak uczuć wyższych. I to się powoli zaczyna. Martwiący się kumpel niech postoi na mrozie, bo mnie uraził -złośliwość, połączona z brakiem wyobrażni i tyle. Jak masz porzadny charakter i mialbyś mieć wyrzuty sumienia, że kolegę zostawiasz bez pomocy to potarguj się z życiem i weż się np. za wolontariat lub inna działalnośc charytatywną. Wytlumacz sobie, że potrzebującemu trzeba pomóc, ale nie masz możliwości i talentu pomóc swojemu kumplowi, to niesiesz pomoc tam gdzie umiesz i potrafisz i wydaje Ci się, że Twoj naklad pracy coś znaczy.
  13. Mojej mamie tez robiono analize złogów z nerki, ale jej dieta jakos nie pomagała, ustalono, że ma taki organizm, który wadliwie coś sobie odklada. Nerki a potem nerkę trzeba było ciągle plukać czyli pić dużo płynów. Nie należało pić wody dostępnej w handlu, bo mogłaby być wysoko zmineralizowana i jeszcze więcej złogów mogłoby sie odłożyć. Mama pijała wodę Jana dostępną w aptece. Ponadto kupowała całe pęki pietruchy z natką i taki wywar z tego wygotowywała i to piła. Seler sobie gotowała i pila tę wodę spod niego. Piła dużo ziól: pokrzywę, krwawnik i bardzo dużo skrzypu. Preparaty Bonifratów z nawłoci. Mama ciągle kontrolowała, czy nie ma zastoju płynu, czyli czy wypuszcza z siebie tyle, co wpuszcza. Jeśli uznawała,że ma zastoje w moczu, natychmiast pila lek oparty na ziołach, taką pastę Fitolizyna. Okropny to ma raczej smak, ale zawsze przy bólu, lub zastoju płynu trochę pomagało. Oczywiście powinna tę pastę używać bardziej cały czas, ale cale życie chorowała na nerki i czasem sobie robiła od niej odpoczynek a potem życie i tak jej przypominało o Fitolozynce. Jesli miała zastój wody w organiżmie natychmiast pila tez dużo ziól i robila sobie gorącą kąpiel. Ponadto regularnie masowałam jej 2 razy w tygodniu stopy. Też twierdziła, że po tym masażu świetnie siusia. Nazywa sie to akupresura lub masaż reflekologiczny stopy i w tym urwanym linku już podałam namiary internetowe, choć ja sama uczyłam sie z ksiązek- nie było internetu. Też tyle samo razy robilam jej masaż kręgosłupa. Nigdy nie dotykałam kosteczek, kręgów tylko masowałam mięsnie wokól kręgosłupa i całe plecy- uważając, że nie mogę jej zrobić krzywdy jak samego kręgosłupa nie dotykam. Mama zawsze mówiła, że masaże jej służą. Nie bała się, że ma jakieś gdzies zastoje krwi i skrzep się urwie a ona dostanie udaru lub zawału. Wierzyła, że masaże jej bardzo pomagają. Myślę,że chodziło tez o to ,że czuła, że ktoś sie nia opiekuje, działała potęga dotyku, głaskania, przekazywania energii drugiemu człowiekowi. Jak mama dostawała ataku, to cały organizm miala podrażniony: wątrobę, żoladek, trzustkę. W tym czasie niewiele jadla, trzeba jej było gotowac kleiki. Po takich atakach organizm nie mógł dojśc do siebie. Ja jeszcze wtedy byłam za młoda i nie znałam masaży, dopiero na swoich dzieciach się nauczyłam i zaczęłam je stosowac na swoich rodzicach potem. Jak organizm mamy nie mógl dojść do siebie, to ona robiała sie bardzo nerwowa i trwało to m-c, dwa albo i dłużej. Była wtedy bardzo trudna.Wtedy pila na noc melisę, czasem zażywała hydroksyzinę. Zeby organy w brzuchu wróciły do formy to pila np. na dzień kocankę. Po operacjach trzeba było mamie podawać sok z buraków w sokowirówce wyciśniety. Buraki po wyciśnięciu musza odstać z godzinę, bo sa jakieś bardzo cięzkie. Najczęściej mieszalo się je z sokiem z jabłek i mama powolutku wypijala. To co powyżej to byla pierwsza częsć postu o mojej mamie, która mi się uciekła i powtórzylam jak pamiętam.
  14. Przepraszam za pogrubienie, które niczemu nie służy i niestety opublikowało mi się tylko kawałeczek informacji o mojej mamie. O osobie ,która chorowała zawsze na nerki, wiecznie rodzila kamienie, przebyła niezliczona ilość operacji, które usuwaly z moczowodu lub nerki kamienie i w końcu celem ratowania usunięto jej nerkę, bo tez już gniła. Tak że wiele lat żyła tylko z jedną nerką, chyba ponad 30 lat. Jak nie stracę cierpliwości to znów napiszę jak mama sobie radziła ze zdrowiem swoich nerek
  15. Chyba wogóle wierzyla w krwiotwórczą moc buraka i chyba lubila buraki. Często robiła sobie zakwas buraczany i go piła. albo barszczyk z gotowanych buraków uzupełniala tym zakwasem. Oczywiście okresowo za radami sióstr pila te preparaty TP1 i TP2 dr Podbielskiego. Moja mama za bardzo nie wierzyla w lekarzy i lekarzom, choć niejednokrotnie uratowali je życie. Umarła na raka piersi z bardzo bolesnymi przerzutami do kości w wieku 89 lat. Nie chciała niestety poddać się żadnej operacji.Uznała, że to już jej czas. tutaj mapki stóp i dłoni z obrazem odwzorowań http://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_mapy_dloni_i_stop.html http://www.fazi.nstrefa.pl/refleksologia.html Na tym filmie(z przerwami-taka jakość filmu) pan nie zaczyna jednak od nerek, a we wszystkich dawniejszych ksiązkach zwracano uwagę, że to jest rodzaj odtruwania organizmu poprzez nerki i pierwsze i najważniejsze trzeba te nerki uruchomić, aby jakieś ewentualne złogi mialy jak organizm opuścić. Ponadto pan męczy jedna stopę w jakimś obszarze i zaraz przechodzi na ten sam obszar do drugiej stopy. Ja obsprawiałam najpierw jedną stopę a potem drugą, ale może powinno się robić jak on zaleca. Tutaj coś o masażu klasycznym kręgosłupa.
  16. Zaraz po porodzie jest częstokroć zamiast euforii, że śliczne dziecko się urodziło, to jest depresja poporodowa. Tobie ona została do tej pory, czy jakieś inne sprawy spowodowały, że życie nie ma barw a ciało jest cięzkie i nieobecne, odmawia posłuszeństwa?
  17. Czyli jak Margolcia oceniła- obsesja. Obsesja kobiety, która cwanie gra na 2 fronty. I małżeństwo z wódką. Piosenka Ryszarda Riedla "Whisky, moja żono, tyś najlepszą z dam". Może musisz przypomniec sobie film " Skazany na bluesa" o Riedlu. Ten film jakby przedstawia, że niektórych cięzko uratowac przed nimi samymi. Kolega się do Ciebie odzywa, bo wyczuwa, że jestes dobrym człowiekiem, martwisz się nim i chciałbyś jakoś pomóc. On wcale pomocy nie chce , bo musiałby się zmusić do jakiejś pracy nad sobą. On tylko odzywając sie do Ciebie sprawdza, czy Ty jeszcze jakoś na niego reagujesz. Do rodziców zapewne nie lubi sie odzywać, bo oni występują do niego z pretensjami, Ty jeszcze o niego martwisz, ale nic niestety z tego nie wynika. On nie chce próbować zerwać z nałogiem, to Ty musisz zacząc być asertywnym i zrywać z nim więzi, jesli się zamartwiasz i czujesz bezproduktywnosć tego odczucia. Mówią, ze alkoholik musi sięgnąc dna, żeby mieć szansę się od niego odbić. Widac jemu jeszcze daleko do dna. Pracę jeszcze ma, kochaną kobiete od czasu do czasu też, zdrowie jeszcze mu dokumentnie nie wysiadło, chyba czas przestac sie o niego martwić jeśli on lubi i lubił wódkę a jego miłosc też jest dla niego łaskawsza jak oboje zgodnie się popiją. On nie ma powodu do zrywania z nałogiem, który mu nie przeszkadza. Ludzkie drogi czasem sie rozchodzą. Powiedz mu,że jak będzie gotów zmieniać coś i sie leczyć, to zawsze może się do Ciebie zwrócić, ale siedzieć i patrzeć jak on sie stacza, to na Twoje nerwy za duzo. Za bardzo w imię przyjażni Tobie na nim jako człowieku zależy, abyś miał zachowywać stoicki spokój jak on sobie wybrał powolne wykańczanie się.
  18. Tym przydługim moim wpisem chciałam Ci powiedzieć, że szklanka może być od połowy pełna i do połowy pusta. To od Ciebie zależy co widzisz. Życie jest tylko jedno i w dodatku jest zależne od nas i od Boga, losu co tam uznasz. Niemniej w tym zakresie, w którym od nas zależy ,trzeba próbować iść do przodu, nie poddawać się. Pewnik jest jeden, skoro się urodziliśmy to i umrzemy. Co włożymy między te daty, to już nasza inwencja. Nie jesteś już dzieckiem, tylko młodym mężczyzną, pewnych rzeczy świadomy, do pewnych, bedziesz dorastał całe życie. To stwierdzenie, że uczymy się całe życie i głupi umieramy jest może truizmem, ale chyba też i prawdą. Zawsze uważałam, że lepiej umrzeć jako stary głupiec niż młody mądrala. Zacznij nad sobą pracować. Jeszcze dużo dobrego możesz w sobie wypracować a i nie wiesz ile ciekawych spraw niesie dla Ciebie życie. Poddawanie się jest niemądre. Zadbaj o siebie, to Twoja młodośc sama będzie Cię przez życie niosła. Powodzenia.
  19. Hola, hola - cóż za pesymistyczne podsumowanie swojego życia. A może tak: Przedstawię się, jestem chłopakiem niespełna 20-letnim. Zycie jak na moje 20 lat miałem bardzo ciekawe i jak sobie pomyslę o przyszłości to wydaje mi się ,że jeszcze wiele mi się w życiu może nietypowych rzeczy przydarzyć. Zacznijmy od początku. Czuwał nade mną Pan Bóg, Dobre Anioły, los- jak mama była ze mną w ciązy, to uległa samochodowemu wypadkowi i mnie dziecku jeszcze w brzuszku tak to zaszkodziło, że po porodzie myśleli, że nie przeżyję i chrzcili mnie od razu z wody a potem pierwszy rok życia spędzilem szpitalu. Byłem mizernym i chorowitym dzieckiem. Jak teraz o tym myślę, to zaczynam uważać,że Pan Bóg oszczędził mnie po coś, coś istotnego muszę na tym świecie zrobić. Ponieważ moi rodzice się rozeszli to mieszkalem przez jakiś czas z dziadkami. Mama biegala do pracy, żeby jakoś mnie i siebie utrzymać i jak dla mnie to zawsze za rzadko mnie odwiedzała. Pamiętam to dojmujące uczucie smutku jak się oddalała. Ale byłem dzieckiem i jak kazdemu dziecku uwagi mamy czy taty nigdy dość. Krzywdy u dziadziusiów nie miałem. Z czasem moi rodzice założyli nowe rodziny i zaczęły przychodzić na świat w tych rodzinach następne dzieci, czyli moje przyrodnie rodzeństwo. Tata po rozwodzie z mamą jakby "odpadł" z mojego życia, ale jak urodziło mu się jego pierwsze, nowe dziecko w nowej rodzinie, to starał się. Zaczął mnie brac na weekendy do swojego domu, chyba chciał abym pokochal swojego brata, abym się z nim zżył, abym trochę uczestniczył w jego nowym życiu, abym czuł się elementem jego nowego życia. Niestety, w czasie tych wizyt czasem go po parę godzin nie było, bo musiał lecieć do pracy a jego nowa kobieta nie była moją fanką. Dlatego aż tak dobrze się w tym domu nie czulem i z czasem te wizyty umarły śmiercią naturalną a i potem wyjechaliśmy przecież z kraju. Jak teraz to wspominam, to cieszę się, że tata nie chciał mnie tak skreślić, jestem jego synem i uważal, że powinienem być jakoś obecny w jego życiu i mieć okazję poznać jego drugą żonę i nowe rodzeństwo. Mama z ojczymem tworzą rodzinę jak z kabaretu. Ponieważ jak mama wyszła drugi raz za mąż to, mieszkalem już zawsze z nią ,to ojczym jest jakby drugim moim ojcem, bo jest to facet z którym przebywam codziennie. Oni oboje to nie wiadomo czy się kochają, czy nienawidzą- jakby włoska rodzina. Zawsze o coś muszą się pokłócić. Jeśli tyle lat są razem, to myślę, że się kochają i to bardzo, ale sposób wyrażania tych uczuć jest strasznie męczący. Powiedziałbym nawet, że to delikatne określenie, bo niestety był czas gdy ojczym pil i wtedy było realne zagrożenie w domu, bo wyzywał mamę i brał się do bicia i z siostrami żyliśmy w okropnym strachu. Na szczęscie "polepszylo" mu się i taraz bardzo rzadko używa alkoholu, ale przetrwać spory rodziców to też nie lada sztuka- slyszeć a nie denerwować się. Ciekawe, czy jak ja już będę w związku to będę lepiej panował nad sobą czy też będe taki męczący. Mamie i ojczymowi jak wspomnialem przyszly na świat jeszcze 2 siostry. Byl czas, gdy wydawało mi się, że jak tyle dzieci moim rodzonym rodzicom się urodziło, to ja już dla nich nie jestem ważny, nic wart. Ale poczytałem i posłuchałem innych ludzi, których rodziny na szczęście dla nich nie były rozbite i doszedłem do wniosku, że taki to już los najstarszego dziecka. Najstarsze, najmądrzejsze być powinno, najrozsądniejsze i wtedy jest wrażenie , że są tylko obowiązki, ale brak uwagi ze strony rodziców, tylko wymagania. Trzeba spojrzeć filozoficznie i pomyśleć, że jedynacy to rozpaczają z powodu nadmiaru uwagi ( 2 dorosłe sztuki nad głową i uwagi: zrób, nie zrób, uśmiechnij się, czemu jesteś smutny)- nic nie mają swojej prywatności. Dorastając w rodzinie patchworkowej trzeba nauczyć się trochę po cichu zabiegać o swoje, trochę trzeba być w stosunku do sióstr odpowiedzialnym, opiekuńczym,trochę rycerskim, szarmanckim. Różnie mi to idzie, ale pewnie, że w domu dwie mlodsze baby, to jakoś tak bardzo dobrze rozumiem psychikę kobiet, dobrze się dogaduję z koleżankami, czasem nawet myślę, że mógłbym być kobietą. Może dlatego, że w domu u taty, czy u mamy wszędzie mlodsze rodzeństwo, to bardzo zależał,o mi na przyjaciolach w moim wieku. Nawet miałem takiego jednego, ale się sparzylem bardzo jak mi wyszło, że on utrzymuje ze mną kontakt tylko dla swojej wygody i już z nim się nie kumpluję. Jak się glębiej zastanowić to może on nie winien, tylko troszkę moja idealistyczna natura i chęć posiadania kogoś dla siebie na wylącznośc. On może umial polączyć przyjemne z pożytecznym. W sensie, że lubił mnie, lubił ze mną coś przegadać, spędzać czas, ale też miał z tego realne korzyści. Ja jak zaskoczylem, że te korzyści są dla niego istotne, to odebrałem to jako podważenie całej naszej znajomości. A jak tak głebiej się zastanowić to ludzie się ze sobą znajomością, przyjażnią, miłością łączą i jak to umiejętnie rozgrywają to nie analizują tylko jest im ze sobą dobrze. A jakby to rozkminiać na czynniki pierwsze, to są z tego i zmartwienia i korzyści. Zarówno te emocjonalne jak i te materialne. No cóz może tak mnie ta "przyjażn" tak mocno obeszła, bo ja bylem delikatnym chorowitym chłopakiem, to jak już testosteron buzował w kolegach, to oni wyczuwali moją delikatnośc i mi dokuczali .A teraz jestem na obczyżnie to jestem czasem dla innych gorszy, bo polaczek- i trochę trudno mi się czasem znalesc z świecie rówieśników, to jak już kogoś mam, to od razu idealistycznie oddaję mu całe swoje myśli, nie rozpatruję znajomości tak realnie do końca tylko zbyt idealistycznie i wtedy rysy w znajomości bardzo bolą. Musze bardziej nauczyć się być w kontaktach z drugim człowiekiem uczciwym, ale dawać sobie pewien zakres autonomii, żeby jak wyskoczą jakieś niespodzianki, nie odbierać tego tak boleśnie. A niespodzianki pewnie wyskoczą, bo wszyscy jesteśmy tylko ludzmi - ja wiem co mnie zabolało ze strony znajomego, ale czasem mogę nie wiedzieć, jakie moje zachowanie urazi kolegę, czy koleżankę. Muszę jeszcze popracować trochę nad otwartością do ludzi ( zauważylem, że takich ludzi bardziej się lubi a ja mam z tym kłopot), bo szczery to może jestem az za bardzo- czyli jak połączyć otartośc z pewną dozą asertywności. Dośc dużo pracy przede mną w tej kwestii. Ale człowiek ciągle coś w sobie powinien doskonalić, nieprawdaż? Moje nauki to trochę przykra sprawa. Jak nie bylem za bardzo akceptowany w szkole, to troszkę nie walczylem o oceny, a o to, czy następny dzień w szkole obejdzie się bez problemów z kolegami. Inni może skupiali się jak przeżyć, bo stopnie, bo w domu dywaniki za oceny, a mnie bardziej dołowały odzywki kolegów niż dywanik u rodziców i może dlatego nie przykladałem zdytniej wagi do nauki. Ponadto zmienilem w czasie kariery szkolnej system nauczania na system innego państwa i zrobil się większy galimatias, bo jeszcze zrozumienie dokladne języka. Jakbym tak mial powiedzieć, to ze ścislych zawsze byłem noga, ale przedmioty humanistyczne, to trochę moje niedopatrzenia, trochę moje koleje życiowe. Musze dobrze rozważyć, co sprawia mi radośc i jak sie ukierunkować w życiu. Zawsze lubiłem piękne przedmioty, może coś w kierunku mody, może przyjrzeć sie fotografii i fotografice, mam dobre oko do niuansów świetlnych, podziwiam piękno ciała kobiecego jak i męskiego. No tak musze jeszcze popracować nad tym ,jak zawodowo umieścić się na tym świecie- ukończyć co niezbędne jako papierki do dalszego kształcenia w tym co lubię. Młody jestem, to braki w tym co konieczne uzupełnię, bo przecież rozumu mi nie brakuję, jestem inteligentny i lotny, tylko dobrze sobie wybrać cel. A sprawy damsko- męskie. Sam nie wiem, ale chyba jestem bi. Mówię tak czysto teoretycznie, bo kiedyś dawno jak wspomnę imponował mi pewien kolega, ale nie tylko intelektualnie, też widziałem piękno jego ciała- miałem świadomość, że jakbym to ujawnil, to mogłoby się dla mnie żle skończyć. Z kolei w collegu pewna piękna Litwinka zakręcila mi w głowie, ale niestety nie mialem u niej szans- a szkoda, naprawdę, fajna laska byla. Czasem w duszy wydaje mi się, że mógłbym być kobietą, nawet, że w środku kobietą jestem. Bardzo mnie to niepokoi i jeszcze trochę muszę się w tym względzie poznać. Czytalem gdzieś, że częstokroć ludzie sztuki mają inna wrażliwośc i inne widzenie własnego świata dlatego też ich prace są takie interesujące dla zwykłego zjadacza chleba, bo ich odczucia są inne, nietypowe i potem oni umieją część tego przelać na płótno, ująć w wierszu, stworzyć coś ,co zaciekawi innych. Własciwie jak kazdy człowiek laknę bliskości, milości, ciepla zainteresowania, a że trochę jestem inny, to jestem zamknięty w sobie i nie dopuszczam ludzi do siebie. Czyli jednak muszę nauczyć się być bardziej między ludzmi i uwierzyć,że nie wszyscy chcą mnie zranić. Ponadto nie rozpoznałem chyba jeszcze siebie do końca z tą orientacją seksualną. Ojejku, ile jeszcze na najbliższy czas do zrobienia. Przecież nie można położyc się i czekać na śmierć jak tu tyle spraw nie rozwiklanych jeszcze na bieżąco związanych z moja osobą. A pamiętacie, cudem jako dziecko w łonie mamy uniknąłem śmierci, czyli przyszedłem na świat po coś, może żeby kogoś uratowac, żeby komuś przyniesc ulgę. Czyli muszę coś zdzialac dla świata, a ja tu mam u siebie jakiś balagan. Trzeba zakasać rękawy i brac sie do porzadkowania życia, marudzenie nic nie da. Taki ostanio ospaly jestem, bo cos i jesc mi sie nie chcialo i nawet wagę zrzucilem, czyli wyglądam jak wyrośnięty kurczak. Trzeba zacząc sie racjonalnie odżywiać, to i humor bedzie lepszy. Kondycja u mnie słaba, to jak już się odżywię to może żeby czasem galopadę głupich myśli uspokoić to trzeba by sie wybrac na boisko, czy na halę sportową. Ruch spowoduje, że oderwę się od przemyśliwań, nabiorę dystansu do tego co ważne, ale trudne do ułożenia i może wtedy będa do głowy wpadać ciekawe rozwiązania. Zawsze lubilem biegać, czulem taki jakby wiatr we włosach, wolnośc ,lekkośc - trzeba do tego wrócić, bo głupio mieć taką slabą kondycję. Dziękuję za wysluchanie, ale już lecę, bo wychodzi, że pracy przede mną jeszcze ogrom. Pozdrawiam.
  20. "Jeśli mama nie może przyjmować leków to tym bardziej ziół które mają niestandaryzowane ilości substancji aktywnych, leczniczych, czy jak by tego nie nazwał." Jest to zawsze obawa tych, ktorzy ziól nie cenią. A może mama być slaba po tak cięzkiej operacji i fizycznie i psychicznie nie dochodzić do siebie? Zioła zazwyczaj nie są tak silne jak leki, dzialaja wolniej i dłużej. Dziewczyna nie chce siedzieć z zalożonymi rękami. I w tej sytuacji chyba najważniejsze jest jaki sama chora ma stosunek do ziól. Jeśli nic nie ma do takiej kuracji to u Bonifratrów mogą dobrac zioła zgodnie z chorobą, jeśli nie wierzy się księżom, to tam również przyjmują cywilni lekarze. I tam jedzie się z kartami choroby, wynikami itd. Co nam da wypytywanie dokladnie co mamie dolega- ja i pewnie dużo z nas nie jesteśmy lekarzami a i żaden poważny lekarz nie wystawia dignozy przez internet.
  21. Trzeba znaleść jakiś sposob, że by uprzejmie zechcial pójść np. do AA, sam sobie nie poradzi, bo organizm za bardzo zasmakował w wódce i już nie wiadomo co jest skutkiem a co przyczyną. W sensie, że wóda jest tak smaczna, że na pytanie, czemu pijesz, to jest wymówka - kobieta mnie nie chce. Mimo, że może na początku z powodu onej kobiety sobie raz i drugi po nią siegnąl. To teraz już sam , nawet jak ona by go zechciala, to nie rozstalby się z akloholem. "Wodko, moja żono" chcialoby się rzec. Może jakoś na p-cie tej kobiety próbować dzialać- w stylu,że ani ta , ani żadna cię nie zechce, jak ty wyglądasz, ciągle chlejesz, śmierdzisz? Może, jęsli jest jego przyjaciólką, to ją do akcji wciągnąć i jej poslucha i będzie się leczyl, Tutaj potrzebna są mitingi, spotkania z fachowcami, bo chyba tylko życzliwy mu człowiek nie pomoże. I stąd pytanie- jak go zmotywować, by poszedł tam skąd może dostać jakąs realną pomoc.
  22. Jesli to był nowotwór, to możesz poprosić o pomoc hospicjum domowe. Przychodzi raz na 2 tygodnie pani doktór onkolog lub innej specjalizacji, ale pracująca z onkologicznymi pacjentami i ze 2 razy w tygodniu pielęgniarka. Jeśli stan jest cięzki i potrzeba podawać kroplówkę to nawet przychodzi pielęgniarka codziennie. Pilęgniarka jak poprosisz, a stan bylby cięzki, pomoże umyć cialo, czy glowę, nauczy zmieniać pampersy jak już będzie taka konieczność. Do hospicjum domowego jest potrzebne skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu i skserowane, oraz do wglądu oryginały papiery np.z badań śródoperacyjnych lub pooperacyjnych gdzie jest czarno na białym, że jest to był nowotwór. Nowotwór widziany golym okiem, bez pobrania z niego wymazu i laboratyjnego stwierdzenia, że jest to nowotwór nie jest dla nomenklatury lecznictwa nowotworem. Nie wiem w jakim mieście mieszkasz. W Łodzi, Warszawie, Krakowie przyjmują cywilni lekarze jak i księża z Zakonu Bonifratrów, którzy leczą ziołami. Można tam zawieść chorą a można z jej wynikami pojechać. Jak kiedyś czekałam na przyjęcie to siedział obok mnie starszy pan i opwiadał jaki byl do niczego, słabowity po przebytej operacji, wszyscy członkowie rodziny, którzy go odwiedzali po kątach szeptali, ze już mu niewiele zostalo. On udal się do któregoś z tych księży, którzy wtenczas przyjmowali w Warszawie i tak mu pięknie dobrał mieszankę ziołową, że wszyscy wokól się cieszą, że chlop żyje i bardzo mu się poprawiło. I teraz on jest gorącym propagatorem takiego sposobu życia z uwzględnieniem ziół. Moje wszystkie ciotki leczyły się u Bonifratrów a zyły po 90 i 98 lat. Tylko Twoja mama musi uwierzyć w ziola, niektórzy odrzucają taki sposób leczenia z założenia i nie chcą pić ziól. Ponadto moje długowieczne ciocie wierzyły w mikroelementy weterynarza dr Podbielskiego TP1 i TP2 i co jakiś czas je przyjmowały: http://www.hipokratesa.pl/preparaty-podbielskiego-tp-1-tp-2-wzmacniaja-obronne.html http://www.archiwum.podbielski.pl/html/poz_27.html http://www.archiwum.podbielski.pl/html/poz_48.html Kiedyś znalazlam w sieci radiowy wywiad z samym dr Tadeuszem Podbielskim, w ktorym dokladnie podpowiadał, jak postępować jak dawki zalecane tego preparatu nie są przez wycieńczony organizm tolerowane. Jak się wycofywać i o ile mniej podawać, by znow dochodzić do wlaściwej dawki. Zapamiętałam tylko, że jeśli ktoś był bardzo chory, to trzeba było skrócić fazę podawania TP1 i szybko przejść do TP2 Wywiad byl dlugi, ale teraz nie umiem go znaleść w internecie. Zdrowia mamie życzę. Niech ją odwiedzaja ludzie, których lubila, kochała, którzy są jej życzliwi. Tobie wytrwałości przy kochanej mamie- jesteś bardzo dzielna.
  23. Tak mam też i kazdą swoją odpowiedz zanim opublikuję najpierw sobie kopiuję. Jesli system każe mi sie ponownie logować, to to wykonuję i wklejam w znów puste m-ce swoją odpowiedz.
  24. kikunia55

    Depresja?

    Jak wiesz, że terapia Ci pomaga to czemu ją zarzucilaś? Co mogą zrobić dla Ciebie ludzie przez internret? Chodzilaś gdzies, gdzie znali Twoje przemyślenia, bóle - dlaczego przestalaś, znudziło Ci się, czy uznalaś, że jesteś juz mocna i silna? Nawet jesli wydawało Ci się,że jest lepiej a jednak bez pomocy terapii nie dajesz sobie rady, to chyba logicznym jest, że trzeba tam wrócić.
  25. Jak przykro czytać taki list. Pozornie z zewnątrz wszystko w porządku, rodzinka pewnie niebiedna ( mieszkają gora-dól czyli domek) córeczka, która powinna przystąpić do matury z poślizgiem. I ten poślizg, pewnie to sprawa nie do opanowania zarówno przez dorosłych jak i młoda osobę. Zewnętrzny strach o możliwośc zatrudnienia, znalezienie zawodu i dziewczyna, która ma poslizg. Nie umieja rodzice Twoi poradzić sobie z Twoją zeszłoroczną porażką, nerwy ich zjadają przed nowym przystępowanie do matury, wszędzie wietrzą ewentualna porazkę i w ten sposób zamiast dodać Ci pewności siebie podważają celowośc wszystkich Twoich zachowań. Jesteś też zestresowan tą maturą i popelniasz głupie błędy, mówisz nieprawdę, wtedy oni w myślach rozkręcają straszny scenariusz o Twoim charakterze i Twoich przyszłych losach życiowych. Czyli prawie z niczego horror. Ponieważ nie ma możliwości jakoś przemówić do rozsądku Twoim rodzicom, to może Ty jakoś sie uspokoisz jak Ci powiem,że fajni to oni teraz nie są, ale nie zamartwiaj się tym jak będzie z pieniędzmi i z wszystkim. Po Twojej maturze sie uspokoją .Oczywiście wskazane byloby abyś ja zdała. Gdybyś się nie dosc się nia miała przejmowac rodzice przypominają Ci, że jesteś juz dorosla i będziesz im placila za utrzymanie. Uwagi są całkiem słuszne, szkoda tylko,że padają na 5 min przed maturą i odbierasz to jako jakąś karę. To przecież normalne, że młodzież nam dorasta i albo się uczy albo idzie do pracy, albo jedno i drugie. Chodząc do pracy jakąś porcję pieniędzy oddaje sie rodzicom za swoje utrzymanie i chyba jest to zdrowe. Zdrowe rączki i głowka wypracowują cos i częsć z tego oddają na utrzymanie rodzicom. Może przez ten rok nie musialas pracować ani chodzić do szkoly (bo ją skończylaś w zeszlym roku) i u nich jest kulminacja napięcia, że pozwolili Ci na taki luz a Ty może nie dośc przysiadlaś fałdów- może to kłamstwo, gdzie nocowałaś i brak pomocy przy świętach spowodowal, że oni się gryzą, że ich decyzja była zbyt lużna dla Ciebie a efekt może w egzaminach maturalnych będzie slaby. Puszczaj mimo uszu ich wystapienia, naprawdę ostro pracuj przed maturą i wierz, że tym razem pójdzie dobrze( bo przecież pracowalas cały rok a nie tylko ostani krótki czas- nieprawdaz?). Powodzenia życzę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...