Skocz do zawartości
Forum

kikunia55

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kikunia55

  1. "jonka" pięknie Ci napisała. Wydrukuj grubą czcionka i powieś na ścianie, gdyby Ci myśli uciekały w zła stronę. Teraz rozstanie postrzegasz w kategorii nieszczęścia. A to nie jest ani szczęście ani nieszczęście. Coś trwało i się SKONCZYLO. Związek , teraz już były związek trzeba traktować jako etap rozwoju osobistego i wierzyć, że gdzieś na świecie jest połóweczka przeznaczona dla Ciebie właśnie. Związek, który był mówi Ci tylko, że potrafisz być dla kogoś partnerem, że umiesz iść na kompromisy i że umiesz pokochać drugą osobę. Niczego nie zrobilaś zle, nie byłaś głupia, naiwna- nie myśl tak, bo tylko sama siebie bez sensu obrażasz. Kochałaś całym sercem tak jak potrafilas kochać. Związek się skończył chociażby dlatego, ze odleglości niestety związkom nie slużą. Nie wszystkie związki są do grobowej deski. Ten byl trochę krótszy i przyniósł Ci wszystko co milość niesie ze sobą: uniesienia, ukojenia, ból i cierpienie. Jak sobie będziesz umiala wytłumaczyć, ze było to piękne, ale się s k o ń c z y l o i pewnie nikt temu nie jest specjalnie winien, to dostrzeżesz, ze był to dla Was obojga stopień Waszego osobistego rozwoju. Teraz jest czas dla kazdego z Was na szukanie dalszej drogi zycia, ale już osobno.Ta osobna droga życia nie musi byc w przyszłości pojedyńcza, może być podwójna, ale z innymi już ludżmi. Teraz trzeba w sobie zamknąć ten etap życia. Etap,który po czasie pewnie będziesz oceniała,że choć czasem trudny ,to byl piękny. Pamiętaj BYŁ. Zastosuj sie do porad "jonki" i po okresie "załoby" zyj pelną piersią.Trzymamy kciuki.
  2. Problem stary jak świat. Synowa i teściowie. U Ciebie sytuacja względnie prosta - Masz ich daleko od siebie. Zawsze jak mi doskwieralo coś w zachowaniu teściów , to sama siebie łagodziłam i tlumaczylam sobie, ze Ich syn, którego bardzo kocham, jest krwią z Ich krwi, cialem z Ich ciala i te cechy osobowości, które w nim mnie tak urzekly, kształtowały sie w Ich domu. Zawsze w sobie budowalam tak szacunek do Nich, jak mi brakowalo takiej zwyklej życzliwości dla Nich (piszę z dużej litery, bo już oboje nie żyją a byli przeciez protoplastami dla moich dzieci). Trochę słabo, ze jeszcze nie ma małżeństwa a juz są niesnastki. Nawet jak mają niedoskonałości ,które Cię denerwują ,to jednak z racji tego,że jestes o pokolenie młodsza nalezy im się szacunek i daleko posunięte dobre wychowanie względem ich osób. Mieszkasz daleko to chyba o to nietrudno. Natomiast pewien problem polega na tym, ze jeszcze w takiej sytuacji trzeba pracować nad sobą. Tzn. jak Cię coś uraża i boli to wcale z taka sprawą nie za bardzo trzeba leciec do narzeczonego, czy potem męza. To są jego rodzice i choć sie pojednawczo wyraża, ze przeciez bedziemy tam jeżdzić raz na ruski rok, to jednak kazde słowo złe o jego rodzicach w duszy go boli, bo... to są jego rodzice. Następna sprawa. Rodzisz dzieci i tu znów obowiązuje zasada,że nie wolno się niezbyt fajnie wyslawiać o tych drugich dziadkach mimo,ze....( nie dbają tak o twoje dzieci jak np. o dzieci siostry męża, że mogliby cześciej się dopytywać o swoje wnuki a twoje dzieci itp. itd). Nie warto tematu teściów za bardzo zgłębiać ze swoimi rodzicami, bo jest to tworzenie frontów rodzinnych, które mogą być zbyt bolesne dla Twojego przyszłego męża, a jak rozumiem Twoi mieszkają blisko Was ,to zbyt często to może odczuć. Ja, jak bylam w kropce, to próbowalam ruszyć temat z koleżankami. Temat rzeka, oczywiście dla nas wszystkich. Niemniej jak zaczynalam: a moi Teściowie, choc mieszkaja daleko... to sama sobie wytrącałam argumenty z ręki, bo jeszcze nie skończylam, a już z siebie sie w duchu śmialam, że mnie coś wkurza ,ale mam Ich na odleglość a większośc koleżanek ,jak coś je denerwuje, musi znosic to ciągle z racji bliskości terytorialnej. Można mieć do tesciów żal, że nie tak dysponują swoim majątkiem tzn. niby nic nie maja ,a jednak jak coś mają to dziwnym trafem nie trafia to do ich syna a twojego męża , a za to jak słuchy niosą, to pomagają innym swoim dzieciom. Choć takie zachowanie boli, to zawsze staralam sie nie rozstrząsac tego, bo widzialam, że jeszcze bardziej bolało to mojego męża. Czyli rozdrapywanie tego byloby szarpaniem uczuc i spokoju mego ślubnego, czyli po cọ? Ponadto próbowałam byc dumna, ze mimo braku ich pomocy dajemy sobie nieżle radę. Zycie samo potem przynosi male satysfakcje, które wcale nie sa już w tym momencie satysfakcjami. Moja Teściowa byla już starszą kobietą jak czasem dzwonilam i pytalam o jej zdrowie. Kazałam córci, licealistce składać życzenia babci i z nią troszkę serdecznie pogadać i uslyszalam od dziecka, ale o czym ja mam z babcią porozmawiać. I co satysfakcja? Nie. Panienka choćby z racji odległości miala o czym pogadać z moja mamą a byla z lekka zestresowana rozmową z druga babcią. Jednak się w sobie zebrala i jako stworzenie inteligentne poprowadzila rozmowe miło i sympatycznie.Wredną satysfakcję obrócilam w satysfakcję, że dobrze wychowalam córkę. A co mniej zabawne, pewne cechy charakteru, które czasem irytują bardzo, w którymś z tesciów lub np. w starszym rodzeństwie męża i nie ma ich u twojego męża aktualnie i nic nie zapowiada, ze mogą się ujawnić. To niektóre, niestety z wiekiem "rodzą sie" u twojego slubnego. Moze ja staram się być ugodowa, ale mimo, ze Ci dokuczyli to staraj się tego nie pamiętać i być uprzejmą. Lata życia niosą szacunek od teściów, ze jest się dobrą zoną dla ich syna, że wychowuje sie ich wnuki na porządnych ludzi, ze dba sie o swoją rodzinę. Jak się w miarę dobrze zarządza swoją malą rodziną to ta dokooptowana, większa rodzina jest zadowolona,że choć z tej strony brak problemów, bo życie zewsząd niesie jakieś niespodzianki. Powodzenia. To Ty i Twój przyszly mąż tworzycie teraz nową historię i fajnie będzie jeśli będzie ona ciekawa i przyjazna wszystkim, z których rodowej tradycji bezpośrednio lub pośrednio czerpiecie. Staraj się nie być małostkowa na ich temat. Ja bywalam mila dla rodziny męża, jak już ich mialam dość to się odsuwałam. Wszystko we mnie przysychalo i znów mialam silę by jakoś sie poruszać po gruncie zwanym rodziną męża. Powodzenia, dasz radę.
  3. kikunia55

    rozpacz ojca

    Milo czytac, ze ojciec martwi się o syna. Przeżycia okropne i nikt już ich nie cofnie. Jednak dziwnie jestem spokojna,że chłopak wtóci do normy. Teraz cierpi, bo kochal i odcierpieć swoje musi. Swiadczy to tylko o głębokości jego uczuć do byłej żony. Oczywiście wszystkie metody ruszenia go z marazmu są właściwe- tzn. niektóre coś wniosą a inne przejdą niezauważone. Piszę, bardziej, zeby Ciebie uspokoić. Jak chłopak ma 25 lat to jest raczej mało prawdopodobne aby przeżyl życie w samoumartwianiu się. Kiedyś, jak w sobie odpłacze swoją miłość do żony to wymyśli, ze jak z jedną mu było dobrze, to może i inna jakaś po świecie chodzi, ktora jest mu przeznaczona. Hormony swoje robią w tym wieku. A nawet jak on będzie "slepawy" na kobiety, bo się nabawił urazu, to one mu spokoju nie dadzą. Jest tak mało chłopaków bez uzależnień, chodzących do pracy, ze niedługo się znajdzie taka, co sama na niego parol zagnie a on tylko podda sie tokowi spraw. Martw sie o syna , bo trochę jesteś mu w stanie pomóc, ale nie przesadzaj, bo to czas leczy rany a nie drugi człowiek, nawet jak jest terapeutą. Natomiast na kazde ewentualne próby obwiniania Was o rozpad małżeństwa reagowałabym spokojnie ,ale stanowczo. Mloda rodzina mieszkająca z rodzicami może czuć dyskomfort (rodzice zresztą też), ale jak ktoś słusznie zauważyl nie prowadzi to do zdrady. Wierzę, ze powoli jako rodzina z tej traumy bedziecie wychodzić i widać, ze bardzo się kochacie, to wszystko się unormuje.
  4. No tak uczucia dalej ogromne, emocje silne. A może dlatego sie denerwujesz, ze to trwa jak sądzisz, bo żona chodzi do pracy i tam przy biurku siedzi leszcz. Może w Waszych głowach nic się nie uspokoi jesli Ty bedziesz wiedział, ze ona widziała się z leszczem, bo po prostu poszła do pracy. Ona nawet jak w zaciszu domu docenia gwar dzieci i aktualnie uważającego męża, to wchodzi do pokoju w pracy i przypomina sobie wcześniejsze prywatne "rozmowy" z leszczem. To może troszkę jej przeszkadzać w zupełnym powrocie na łono rodziny, bo jednak jakaś nić porozumienia między nią a leszczem była. Ponieważ niehumanitarne byloby zgładzenie leszcza, to nie wiem jak tam Wasza kondycja finansowa i jak gotowość żony do pełnego powrotu do domu, ale może jednak powinna ona zrezygnować z pracy. Wiem w dzisiejszych czasach to b. ryzykowne, ale przeciez zona w pracy miala przeboje i to dlatego leszcz jej pomagal. Nie wiem jakie ma szanse zatrudnienia gdzies indziej, jak bardzo sobie zaszkodzi w karierze pracowniczej, ale jakby mimowolne i konieczne kontakty służbowe jej i leszcza nie przyniosą spokoju. Ty zawsze będziesz zdenerwowany, dziś bedziesz kochal i wierzyl, ze idzie ku lepszemu, jutro będziesz widzial w nich parę, bo, co oczywiste, znow się widzą przez pare godzin. Ona będzie się czuła dotknięta Twoimi podejrzeniami, bo tylko siedzi w pracy i nic nie wyczynia a Ciebie nosi. Bedziesz miał huśtawkę emocjonalną nastrojów to stwierdzi, że leszcz to taki spokojny i zrównoważony człowiek, a Ty to jakiś wariat jesteś. Nie wiem czy na skutek Twojej propozycji, wręcz żądania, czy na jakiejś wspólnej terapii małżeńskiej, ale chyba powinno paść stwierdzenie, że trudno leszcza ukatrupić czy też pozbawić go środków utrzymania, więc ona powinna zrezygnować z pracy. Na ewentualne obruszenie sie, jak to z pracy zrezygnować, trzeba umieć odpowiedzieć, że jednak jak w pracy nadmiernie zacieśnia sie stosunki, to niestety, bywa, ze potem może i boleśnie trzeba je rozlużniać. Przecież nawet nie pracują na różnych piętrach, w różnych dzialach, gdzie można niezręczną sytuację kamuflować, omijać się, niezauważać się, uznać za pomocą sztywności zachowań pewne sytuacje za niebyłe. Oni siedzą w jednym pokoju, to i oni nie umieją się dobrze odgrodzić od zaistniałej sytuacji. Sorry, za grzechy trzeba płacić. Ty za grzech zaniechania wobec żony płacisz strachem o uratę rodziny, a potem będziesz długo odbudowywał zaufanie do żony. Ona za próbe ucieczki od problemów w ramiona innego powinna zaplacić w tej akurat sytuacji utratą pracy. Wtedy wydaje mi się sytuacja bylaby czystsza. Byłoby jasne, że ona robi krok w celu zachowania całosci rodziny. Oczywiście, można byłoby rozwodzić się, ze jest delikatna, miała zawirowania emocjonalne. uczuciowe i dojdzie utrata pracy ,to biedna się zalamie i może popaść w depresję, a przeciez juz myślała w życiu o samobójstwie. To od tego ma być uważający mąż, co ma ją wspierać, powinna chodzić na terapię, najlepiej wspólną. Oczywiście wymądrzam się, ale skoro tak dużo piszesz to przez to, ze faceci przecież żadnym kumplom nie zdradzają swoich porażek, chyba że w uprawianym rekreacyjnie sporcie. Rozumiem, że masz potrzebę wylania swych myśli i od czasu do czasu posłuchania komentarza na ich temat. Ja, czyli jedna z komentujących uważam, że albo rybka,albo akwarium. Albo ktoś pracuje z leszczem w jednym pokoju i nie ma spokoju w rodzinie, albo ktoś opuszcza to pomieszczenie (chyba, ze ma możliwość w tym samym m-scu pracy, ale fizycznie gdzieś indziej) czyli najprawdopodobniej rozstaje się z pracą.
  5. Hm...Zazwyczaj cichy dobiera się z gadalską a gaduła ma za sympatie dość spokojną i małomówną dziewczynę. Zawsze wydawało mi się to dobrym rozwiązaniem. Tutaj spotkało sie dwóch mruków jak rozumiem. Jednak może jest lekki podział między Wami, ty jesteś bardziej małomówna a on jest bardziej gburowaty. I tu jest jak rozumiem problem, jakbyś bardziej pytala czy twój chłopak jest bardziej małomówny czy gburowaty? No cóż to Ty z nim obcujesz i Ty musisz To ocenić. Jeśli ignoruje swoją rodzinę i udaje mu się nie reagować jak wprost się do niego zwracają, to już widzisz oczami wyobrażni jak te metody spokojnie wprowadzi do Waszego ewentualnego domu i jak nie chce z Tobą rozmawiać, to jest to wg. Ciebie zachowanie w tych samych kategoriach. Jesli złości go ,że liczysz się ze zdaniem swoich rodziców to tu znów się rozmijacie. Mimo,ze jesteś dorosła i może już pracujesz, to dom w którym wyrastałaś jest ważny. Dla mnie to b. fajna cecha, bo domniemuję, że jak kiedyś będziesz miala dzieci, to byś chciała mimo tego, ze już będą dorosle mieć z nimi fajny kontakt i aby zawsze jednak brały w jakiś sposób Twoje zdanie pod uwagę. Swiadczy to o dojrzałości rodziny, o jej zżyciu, o wzajemnej ważności dla siebie członków rodu. Wzajemne bywanie u siebie w domach z nocowaniem. Sprawa delikatna. Może on już wypracował w sobie taką niezależność od rodziców, że już mu nikt glowy nie suszy i nie miesci mu się w głowie, że Twoi wogóle mają jakieś zdanie na ten temat. Może jego rodzice uważają, ze kazda okazja do poznania ewentualnej ,przyszlej synowej to dobra okoliczność i Cie po prostu lubią. Może też byc tak, że uważają, ze chłopak przecież musi sie z kims "wyszumieć", to jak jesteś "pod ręką" to wygodnie dla ich syna. Natomiast rodzice Twoi, to rodzice dziewczyny. A jak świat światem rodzice czuli się w obowiązku "upilnowania" panienki. Na dzisiejsze czasy przeklada się to tak, że chłopak w nagrodę za to, ze w ogóle się pojawił nie musi być przez rodziców uznany za księcia z bajki. Dla nich to za malo. Muszą do niego przywyknąć, muszą mu uwierzyć, ze chyba ma poważne wobec Ciebie zamiary jeśli chce sobie u Was nocować, że jest Ciebie, ich oczka w głowie, wart. Dlatego mają do niego pewien dystans. Dziwne, że dorosly chłopak obrusza się .Powinien przyjąć taktykę przypodobania sie im. Powinien rozumieć powściagliwosc Twoich rodziców ,to nie podważanie jego ego tylko zdroworozsądkowe spojrzenie na niego, jako ewentualnego, przyszlego Twojego męża. I lepiej dla niego być z nimi we względnie dobrych ukladach, niż ich ignorować. Te dobre stosunki ,o które powinien zabiegać mają co najmniej dwa aspekty. Ty czujesz się spokojniejsza,ze on jednak liczy sie z Twoją rodziną, a rodzice doceniają, że on próbuje sie starać. Ty do niego dzwonisz a on grzecznie Ci dziękuje i ... Spróbuj nie zadzwonić, daj sobie na wstrzymanie. Sprawdż reakcję. To jednak chłopak powinien bardziej za panną biegać, a dziewczyna umiejetnie podsycać tę jego chęć biegania za nią. O iluś ważnych rzeczach nie powiedzialas, bo przerwał, zignorowal. Sama musisz ocenić, czy jakby tak obiektywnie na nie spojrzeć to było to takie sobie gadanie, szukanie dziury w calym, dziś coś ważnego ,jutro niegodnego dykusji. Jeśli rzeczywiście dla Ciebie były i są one ważne i zmilczalas, to zły znak dla Ciebie. Wielu rzeczy w związku nie osiagniesz, bo się będziesz zrażać, bo będziesz się bala jego gburowatej reakcji. Chciałam powiedzieć,że czas chodzenia ze sobą to czas "wychowywania siebie". Nie jest to jakieś pejoratywne określenie z podtekstem tresowania. To taki jakby rodzaj dopasowywania sie do siebie. Jeśli coś przeszkadza i jest niewygodne, to jednak trzeba to próbowac zmienić. Nigdy nie jest w związku idealnie, ale jak zaczyna się zbierać za dużo tych uwierających rzeczy to wtedy świat zaczyna się bardzo niepodobać. Ja zawsze mówiłam,ze usiluję sobie wychować, męża, dzieci i psa.Ale słabo mi to szło. Z calego towarzystwa to ja byłam przez nich najlepiej wychowana. Jak kto tylko do domu wchodził, to ja wiedzialam, wręcz rzucalam to co aktualnie robiłam, bo trzeba obiad podać, pocieszyć, odrobić lekcję, zażartować. Tylko często nie mialam poczucia, ze ktoś myśli co mnie jest na tą chwilę potrzebne, co mnie by ucieszyło. Dlatego jak babcie powiadaly, że chłopaka sobie trzeba wychowywać od początku, to chyba mialy rację. Jedno jest nietypowe i niepokojące. "To nie złość to smutek, wcale się na ciebie nie wściekam". Może to depresja a w tym temacie wolę sie nie wypowiadać. Wygląda, ze jesteście fajną parą tylko trochę trzeba się podocierać poprzez wspólne omawianie i egzekwowanie oczekiwanych zachowan .
  6. A nie możesz się obrazić na całe swoje życie, czyli na niego? Nie możesz się wkurzyć, że świnia, że rozkochał i porzucił, nie możesz uznać za największą obrazę świata, że tak wspaniałą osobę o takiej cudownej miłości i uczciwości do niego wymienił w 5 minut na inną? Nie możesz pomyśleć dlaczego w małej miejscowości tak poprowadził znajomość, że czujesz być może, że ktoś Cię obgaduje czy wyszydza za plecami? Zacznij się obrażać, czuć oszukaną, nieuczciwie podprowadzoną do okazywania mu najlepszej swojej strony, Po prostu się zbuntuj i to nie na los tylko na niego. Pomyśl, ze to przez niego teraz popadasz w stany niewiary w siebie, w swoją inteligencję, w swoją urodę, w swoją zdolność do tworzenia z innym mężczyzną fajnego związku. To wszystko przez niego. Skoro przez niego, to chyba jednak nie był to najwspanialszy facet na świecie. Jak nie był najlepszy (przynajmniej dla ciebie) to chyba dobrze, ze o czasie odszedł sobie w siną dal. W duszy powspółczuj tej następnej, bo pewnie też mu jest potrzebna tylko na trochę, bo pewnie z czasem gdyby miało przyjść sie żenić, to już byłaby jak dla niego za duża odpowiedzialność, a on przecież nie dojrzał jeszcze do dorosłych związków. Może kiedyś dojrzeje a może jeszcze długo sie tak będzie slizgał po związkach. Jak już znajomość będzie zbyt zażyła to on pewnie zrobi myk... Troszkę jej powspółczuj, ale nie za dużo, bo i Tobie się to zdarzyło i mimo wewnętrznego bólu przecież dasz sobie radę. Wydaje Ci się, ze jesteś nieszczęsliwa i tak jest i będzie. Będzie tak długo jak nie znajdziesz w sobie sily, żeby zamiast " nie rozumiem co się stało" wytłumaczyć sobie "jeśli miało się tak stać, to lepiej, że się teraz skończyło niżby miało pęknąc z mężem i malą gromadka dzieci" Myślę, że Habuba86 chciala Ci przybliżyć jaki może być ogrom cierpienia a jednak człowiek musi w sobie znalezć siły. Dziewczyny mówią, ze to musi boleć, ale jak długo to już zależy od osoby. Cierpiałas, cierpisz i chyba juz czas obrazic sie na niego, obrócic swoją psychikę od niego, przeciw niemu i wrócić do siebie normalnej, spokojnej, umiejacej się cieszyć życiem. Jesteś bogatsza o to co przeżylas, dowiedzialaś się, ze umiesz z kimś tworzyć związek, że umiesz komuś siebie ofiarować. Jak dojdziesz do siebie normalnej, spokojnej to pomyśl, że gdzieś na świecie chodzi ktoś, kto czeka na Ciebie mądrą i wrażliwą. Musisz wrócić do siebie normalnej i spokojnej a zwykłe życie z czasem przyniesie inne, równie ciekawe znajomości. Trzymamy tu na tym forum wszystkie kciuki za Twój powrót do normalności i spokojności.
  7. A nie możesz się obrazić na całe swoje życie, czyli na niego? Nie możesz się wkurzyć, że świnia, że rozkochał i porzucił, nie możesz uznać za największą obrazę świata, że tak wspaniałą osobę o takiej cudownej miłości i uczciwości do niego wymienił w 5 minut na inną? Nie możesz pomyśleć dlaczego w małej miejscowości tak poprowadził znajomość, że czujesz być może, że ktoś Cię obgaduje czy wyszydza za plecami? Zacznij się obrażać, czuć oszukaną, nieuczciwie podprowadzoną do okazywania mu najlepszej swojej strony, Po prostu się zbuntuj i to nie na los tylko na niego. Pomyśl, ze to przez niego teraz popadasz w stany niewiary w siebie, w swoją inteligencję, w swoją urodę, w swoją zdolność do tworzenia z innym mężczyzną fajnego związku. To wszystko przez niego. Skoro przez niego, to chyba jednak nie był to najwspanialszy facet na świecie. Jak nie był najlepszy (przynajmniej dla ciebie) to chyba dobrze, ze o czasie odszedł sobie w siną dal. W duszy powspółczuj tej następnej, bo pewnie też mu jest potrzebna tylko na trochę, bo pewnie z czasem gdyby miało przyjść sie żenić, to już byłaby jak dla niego za duża odpowiedzialność, a on przecież nie dojrzał jeszcze do dorosłych związków. Może kiedyś dojrzeje a może jeszcze długo sie tak będzie slizgał po związkach. Jak już znajomość będzie zbyt zażyła to on pewnie zrobi myk... Troszkę jej powspółczuj, ale nie za dużo, bo i Tobie się to zdarzyło i mimo wewnętrznego bólu przecież dasz sobie radę. Wydaje Ci się, ze jesteś nieszczęsliwa i tak jest i będzie. Będzie tak długo jak nie znajdziesz w sobie sily, żeby zamiast " nie rozumiem co się stało" wytłumaczyć sobie "jeśli miało się tak stać, to lepiej, że się teraz skończyło niżby miało pęknąc z mężem i malą gromadka dzieci" Myślę, że Habuba86 chciala Ci przybliżyć jaki może być ogrom cierpienia a jednak człowiek musi w sobie znalezć siły. Dziewczyny mówią, ze to musi boleć, ale jak długo to już zależy od osoby. Cierpiałas, cierpisz i chyba juz czas obrazic sie na niego, obrócic swoją psychikę od niego, przeciw niemu i wrócić do siebie normalnej, spokojnej, umiejacej się cieszyć życiem. Jesteś bogatsza o to co przeżylas, dowiedzialaś się, ze umiesz z kimś tworzyć związek, że umiesz komuś siebie ofiarować. Jak dojdziesz do siebie normalnej, spokojnej to pomyśl, że gdzieś na świecie chodzi ktoś, kto czeka na Ciebie mądrą i wrażliwą. Musisz wrócić do siebie normalnej i spokojnej a zwykłe życie z czasem przyniesie inne, równie ciekawe znajomości. Trzymamy tu na tym forum wszystkie kciuki za Twój powrót do normalności.
  8. Przepraszam, jakoś mi umknęło. Jest Pani na dobrej drodze w poszukiwaniu pracy jak Pani pisze a moja mózgownica to pominęła. Nie wiem jak to jest U Państwa, ale dla tych z kraju, którzy czytają posty i wydaje im sie bardzo jednoznaczne, że mąż nie wracal do domu to jednak pewnikiem zdradzal. Spieszę poinformować,że na Zachodzie i w USA np. bardzo duże firmy oczekując od pracowników całego ich życia na potrzeby firmy( a mąż pracował i po 20 godzin jak Pani pisze) mogą oferować prawie całodobowe wyżywienie i mają nawet takie pokoje odpoczynku, bo ktoś zajęty rozgryzaniem problemu siedzi wiele godzin, musi się przespać i wstać, aby znów pracować nad problemem. Oczywiście wszystkie pomieszczenia są monitorowane i nie jest to pokój schadzek, tylko możliwość kilkugodzinnego rozciągnięcia kręgosłupa w pozycji leżącej.
  9. Trzymam za Państwa kciuki.Uważam, ze jesteście bardzo wartościowymi ludzmi. Ludzmi, którzy się bardzo kochają i umieją dbać o siebie."Ludzie rzućcie te doktoraty" z wcześniejszych postów jest dla mnie dziwną radą. Przecież kryzys w małzenstwie i depresja wynikają z trudów wypracowania tych doktoratów. Tak jak inni się emocjonują gromadzeniem dóbr materialnych ,tak innych energię pochlania doktorat.Czasem trzeba być może odstąpić od pisania doktoratu, lub zawiesić czasowo na kołku tę czynność. Zawiesić, bo inne bieżace sprawy bardziej absorbują, lub zawiesić, bo brak wewnętrznej motywacji, wewnętrznego napędu. Zając się czymś innym i wtedy albo marzenie o doktoracie odpłynie bezboleśnie, naturalnie w siną dal, bo życie przyniesie inne ważne sprawy, albo wlaśnie po takim odsunięciu nieco, przyjdą pomysly i energia, jak to zakończyć. Pani mąż jest bardzo ambitny i w każdej dziedzinie daje z siebie 100 %. Nienawidzi pracy, bo żeby czuć się pracownikiem rzetelnym poświęca jej więcej uwagi i czasu niżby chciał, czuje, ze juz mu za mało "życia" zostaje na ten doktorat. Ten konflikt interesów spowodował depresję i dobrze, ze znalazła Pani sposób,aby mąż dotarł do psychologa. Może on będzie umiał mu wytłumaczyć, że trzeba umieć w tych tak ważnych dla niego sprawach dawać sobie luzu trochę. Zwykły człowiek nie umie ludziom b. ambitnym i rzetelnym wytłumaczyć: przystopuj trochę, nie przejmuj się drobnymi potknięciami, trochę odpuść. Oni potrzebują odpoczynku, ale nie dają sobie do niego prawa, ich głowa ciągle pracuje nad tematem, mają żal do siebie dlaczego to jeszcze nie ruszyło się dalej. Może osoba z zewnątrz będzie umiala Pani mężowi pomóc. Mam nadzieję ,ze i Pani osobiste sprawy (praca, doktorat) maja się lepiej, bo odpowiedziala Pani tylko o sytuacji Państwa małżenstwa i Pani męża. Pozdrawiam i życzę unormowania się ważnych dla Państwa spraw.
  10. " Problem zaczyna się w momencie kiedy nastaje cisza w dyskusji. " Jakoś kiedyś uważalam, że zawsze trzeba o czymś mówić w towarzystwie i chyba byłam osobą towarzyską, czyli też umiałam w razie potrzeby o tej...d.Maryni się rozwodzić. Jak mnie w towarzystwie co kwartał lub pół roku sadzali obok milczącego na amen (tak podobno miał zawsze) dalszego członka rodu, to wpadałam w jednodniową depresję pt. tytułem, chłop mnie nie cierpi ,ale za co ?, Jestem głupsza niż but, bo żaden temat nie chwyta się itd itp... Potem się męczyłam, ale się już nie obawiałam, tak ten człowiek ma i nic nie zmienię. Aż raz zechciało mu się opowiadać ogólnie, przy stole, o relacji z synem, to się zdumiałam, ze ów człowiek ma umięjetność tak długiej i interesującej wypowiedzi. A jak trafiłam do niego, bo byl lekarzem, na dyżur i udzielił istotnych informacji, czemu chora nóżka zachowuje się tak a nie inaczej, a wypowiedz tez była długa i taka fachowa, to moje zaskoczenie i jakby podziw były proporcjonalnie wielkie do wcześniejszego zmartwienia dlaczego z tym panem nie da się zamienić kilku słow. Jak się zestarzałam, to doszłam do wniosku , ze nie ma obowiązku prowadzenia rozmowy jak natchnienia ku temu brak. Uprzejmie się uśmiechnę, zdawkowo coś odpowiem i spokojnie przysłuchuję sie innym. Co prawda brak bieżącego treningu powoduje, ze jak mi sie zechce dłuższy wywód zrobić to zapominam słów, peszę się i też specjalnie nie jestem z siebie zadowolona. Żadna zapadająca cisza mnie nie denerwuje, bo uznaję, że temat widać został wyczerpany lub jest na tyle nudny, ze nie kwalifikuje sie do dalszych dywagacji. I teraz spokojnie możemy sobie pomilczeć. Z wiekiem nie jest to żaden problem. Z wiekiem i chyba do śmierci problemem jest i będzie jak mówic do najbliższych, żeby słyszeli zarówno moją miłość i ciepłe zainteresowanie swoimi osobami. Jak mówić, kiedy chciałabym zganić, okazać dezaprobatę a żeby osoba słuchająca nie poczula się zdeprecjonowana doborem moich słow, tylko, żeby słyszala problem, który zgłaszam. Zeby zechciała usłyszeć, ze czasem coś radzę i może to ma sens, tylko trzeba sie nad tym zastanowić . Z wiekiem mam problem abym ja słuchając najbliższych jak do mnie przemawiają, nie miała w uszach i zaraz całym ciele, tej złości jaką czułam poprzednio przy tak zaczętej rozmowie a skończyła się ona awanturą i teraz juz nie słyszę argumentów, tylko wydaje mi się, ze własnie zaczynamy aferę. Czyli nie martw się swoim sposobem prowadzenia rozmów, bo myślę, że jakis jest to problem dla każdego człowieka i w kazdym wieku, tylko nie każdy o tym mówi. Oczywiście zawsze należy nad sobą w tej kwestii pracować, ale nie obniżać swojej wartości jesli coś poszło nie po Twojej myśli. Zastanowić się i na przyszłość jakby inaczej zagrać i obserwować co się dzieje po zastosowaniu zmiany opcji. Uznać, ze lepiej być czasem milczącym słuchaczem niż nudnym interlokutorem i sobie spokojnie obserwować towarzystwo. To tyle co się nawymądrzalam na temat komunikacji. Oczywiście sposób wolontariatu koleżanki wydał mi się bardzo ciekawą opcją zmuszającą tu i teraz do zmian swoich przyzwyczajeń. O tej swojej byłej dziewczynie już zapomnij. Bądż jej wdzięczny za to,że wogóle była w twoim życiu, jakoś je wzbogacila, nauczyła Cię czegoś o sobie samym,czego pewnie wcześniej nawet nie wiedziałeś, nauczyła Cię wiary, że umiesz tworzyć z kimś związek. Była stopniem w Twoim rozwoju osobistym. Miej nadzieję, że i Ty w jej życiu spełniłeś podobną rolę. Drogi się rozeszły i każde z Was jest mądrzejsze o to co było Wam dane przeżyć. Ale to już było, a teraz otwieraj szeroko oczy na to niesie Ci los i na te dziewczyny, co chciałyby Cię wypatrzeć. Pewien czas posuchy mimo uczucia zawieszenia i niepokoju, czy jeszcze kogoś fajnego znajdę jest zawsze potrzebny. Stara znajomość musi się "uleżeć", zeby być pełnym dobrej nadziei, że coś nowego, co ku mnie idzie, będzie jeszcze wspanialsze i bardziej fascynujące. Pamiętaj, nie można tylko bawić się w porównania. Nowa osoba, jeśli się zjawi, to jest to nowa osoba. Ani gorsza, ani lepsza od tamtej, tylko po prostu inna i cały urok powinien polegać na jej odkrywaniu. Trzymam kciuki
  11. "Moje zainteresowania są dość specyficzne, ponadto mam dość introwertyczne podejście do życia (i nie da się tego zwyczajnie zmienić)" Ale ty masz dopiero 25 lat i może całkiem swojej natury nie zmienisz, ale jak sie przyłożysz i zaczniesz nad sobą pracować to jest szansa, ze będziesz bardziej otwarty na ludzi. A wtedy zobaczysz, ze jest wokół Ciebie duzo sympatycznych osób. Dziś takie czasy, ze fajne chłopaki są w cenie i dziewczyny starają się sobie jakiegoś wypatrzeć. Daj się 'wypatrzeć' którejś. Jestem dziwnie spokojna, że sobie jeszcze ułożysz z kimś życie. Nic na siłę. Uczucie przyjdzie samo i to w takim natężeniu, ze tylko wystarczy się mu poddać. Myśleć o przyszłości a nie o przeszlości. Na przyszłość patrzyć z nadzieją, a nie obawą.W wieku 25 lat góry się przenosi.Trzymam kciuki, wszystko będzie dobrze!
  12. To prawda, dzieci dorastają i i tak będą wyfruwać z domu. Tylko,ze mama jest tylko jedna (tata jakby nieobecny) a młodzież może wpaść w złe towarzystwo, zobaczyć nieodpowiednie zachowanie.... i taka mama się martwi, ze może mieć kłopot , z którym sobie nie poradzi. Woli już tak rozegrac sytuację, ze są fochy, ciężka atmosfera, ale na ten raz uchronila swoje "pisklaki". Porady Danuty718 są b.praktyczne. Przyzwyczajanie 'częściowe" do Waszego dorastania (jedziemy i wracamy razem, a na m-cu bawimy sie osobno, lub młodsi są z mamą a starsi z grupą rówieśniczą) mogą jej z czasem przypaść do gustu. Ponadto gdy sie na coś umówicie, to nie możecie nawalić. Nie powinniście minąć się z czasem na jaki jesteście umówieni,nie powinna wyczuc np. alkoholu,tzn, nie powinniscie zawiesc jej zaufania. Bedzie chciala wtedy wrócic do dawnych obyczjaów a Wam już bedzie sie wydawało to niemożliwe i awantury w domu gotowe. Bedzie miała poczucie porażki wychowawczej a przecież chodzi o przyjazne współistnienie calej rodzinki
  13. kikunia55

    Wykluczona

    Jak najszybciej zacznij biegać na jakieś interesujące Cię zajęcia: taniec, joga, plywanie, strzelectwo,kurs ratownictwa wodnego, kurs prawa jazdy. Cokolwiek, co sprawi Ci przyjemnośc. 1. Będziesz miala okazję wyjść z domu, bez analizy czy ja zaprosiłam, czy mnie zaproszono. 2. Z czasem na tych zajęciach w podobnej grupie wiekowej znajdą sie znajomi ,z którymi pogada się o wspólnej pasji i z którymi po zajęciach można jeszcze gdzieś wpaśc np. na Colę 3. A najważniejsze,ze rozwijając swoją pasję lub ucząc się nowych dla siebie do tej pory zadań fajnie spędzisz czas i nie będzie sposobności do rozważań czy ktoś mnie obgaduje, ponieważ będziesz musiala skupić się na wykonywaniu czegoś nowego. 4. Mając swoje konkretne zainteresowania, zabierające Twój czas, będziesz też bardziej "tajemniczą" osobą dla aktualnych koleżanek i kolegów np. w szkole. Trzymaj się. 18 lat to piękny czas na własny rozwój. Jak poprzez ciekawe pasje będziesz sama czula się pewniej, to będzie to z Ciebie emanowało i będzie pzryciągalo rówieśników do Ciebie.
  14. "Tylko nie potrafię się pogodzić z faktem że jest taki ktoś kto nie odpuszcza meci jej w głowie wysyła miluskie smsy od rana do późnego wieczora." Jak byłam młodziutką panienką, to sympatia- wtedy jeszcze kolega do mnie przyszedl a w tym czasie inny kolega zadzwonił i ja prowadziłam z nim rozmowę. Ten co przyszedl słyszal o czym mówię, nic zdrożnego przecież się nie dzialo. Jak rozmowę skończylam to siedzący obok dał mi do zrozumienia, ze mu się to nie podoba. Jakoś slabo to rozumialam. Jak zapytal, czy w odwrotnej sytuacji, ja jestem w gościach u niego i ja słucham jak on sobie trajluje z inna panienką po drugiej stronie, by mi odpowiadalo, to od razu zrozumialam. Jakoś, zeby więcej takich błędów nie robić zawsze się ustawiam "lustrzanie" i chyba czuję o co chodzi. Albo jej kulturalnie wytłumaczysz, że kolega BYL i sam fakt, ze BYL jest juz problemem Waszego związku, albo cięzko mówić o trwaniu Waszego związku. Chyba dziewczyny z forum, które mówią puścić wolno i czekać, powinna wrócić, mają rację, Jak nie wróci to widocznie tak mialo być. Sytuacja się wyklaruje, bo tak to można idiotycznie trwać w czymś co zabija wszystkie uczucia powolutku, ale zabija.Gorzej taka sytuacja z czasem może doprowadzić do nienawiści obopólnej. Jest matką twoich dzieci i nigdy byś nie chciał, żeby jeśli sie nawet miłość skończy to byla nienawiśc. Jesli jeszcze nie potrafisz zachować sie twardo, to choć na terapię idżcie razem, bedziesz mial okazję głośno opowiedzieć, co Cię oburza. W towarzystwie rozsądnych osób trzecich żona skromnie odpowie, ze jej do szczęścia brakuje i Waszej rodzinki i słodkich SMSow?
  15. Tak to prawda ,Twoje zycie i postąpisz jak Ci rozum i uczucia podpowiedzą. Chciałabym Ci powiedzieć, ze jezeli Ty nie umiesz spokojnie czekać i nie tworzyć w myślach z Tego związku tylko spokojnie patrzec co z ŧego wyniknie, to uciekaj jak najdalej.Uciekaj , bo huśtawka może trwać długo i Ty tracisz czas i się spalasz. Jeśli Ty w sobie ustawisz sie tak sprytnie jak on i będziesz brała życie garściami, nie traktując w sobie samej umówienia się z innym chlopakiem jako występku, zdrady i Bog wie czego, to taka znajomość może sobie istnieć i może kiedyś zawieją korzystne wiatry. Ja osobiście bym uciekala, bo wydawało by mi się, ze ja sie angażuję ( bo jednak mi zalezy) i spalam ,a on ma mnie w odwodzie, czyli może teraz i w przyszłości w d...Tak bym uważała do niedawna. Ale pewna bliska mi osoba jakoś sprytnie i umiejętnie umiała sobie przeczekac długi czas "nie wiadomo czego". I teraz z takim "opornym" jest w parze. Chłopak zachowuje sie teraz jak trzeba. Czyli wygrala wbrew logice wg. mnie. Jednego nie trzeba oczekiwać od facetów. Nie będa się stawiac na spotkania "porządkujące".Tłumaczę sobie to tym, że jeśli choć trochę Cię lubi, to przykro mu powiedzieć prosto w nos " z tej mąki nie będzie chleba".Taki delikatny uważa, ze wynika to z samego jego postępowania a on nie musi być raniącym czyjeś uczucia, jak można to załatwić bezsłownie. Gbur, który interesuje się tylko sobą, jeśli przeczuwa, że ktoś prosto w oczy ma mu rzec "dajmy sobie spokój" też woli tego uniknąć. Może wcześniej w życiu mu na kimś zależalo i miał porażki, to choć teraz Ty jesteś mu obojętna, to jednak znaczenie tych słów przypomni mu niemily wcześniejszy czas jego niepowodzeń. Czyli tez coś niewygodnego. Jakby na to nie patrzeć zawsze facet robi unik w "porządkowaniu" relacji. Sięgając dalej. Bywają takie typy, ze nawet w małżeństwie jak narozrabia, zachowa się tak, ze należaloby użyć słowa przepraszam, to siedzi cicho i obserwuje sytuacje i po prostu zaczyna byc bardzo miłym, fajnym, stara sie czynami ułagodzić, ale wydobyc z siebie magiczne słówko przepraszam jakoś nie wychodzi. To ostatnie to już taka lużna dygresja damsko-męska, która może u innych wygląda lepiej.
  16. "Od wyrażania opinii do samobójstwa droga jest bardzo daleka." Taką mamy nadzieję, że ta droga jest tak daleka, daleka...że po prostu w naturalny sposób Ci się rozmyje. "Dopuszczam myśl, że pogodzenie z samotnością jest możliwe, ale i tak nie wiem jak się to osiąga i po co żyć z taką sytuacją." A zawsze żartobliwie mówili, że nie o to chodzi, zeby dogonić króliczka, ale żeby gonić króliczka. "ale i tak nie wiem jak się to osiąga i po co żyć z taką sytuacją." Może właśnie po to trzeba żyć, aby się z czasem dowiedzieć. Pozdrawiam cieplutko.
  17. "Szukałem po wielu specjalistach, ale wszyscy mówią jednoznacznie, że nie da się pogodzić z samotnością i wszyscy rozkładają ręce na mój problem." Jakby tu powiedziec, coby nikogo nie urazić. Może prymitywnie myślę, ale uważam, że" kozetkowi specjaliści" to nie są ludzie, którzy mówią jednoznacznie. Oni są tak sprytni, ze niczego nie mówią jednoznacznie, oni co najwyżej prowokują do głośnego wypowiadania zdań przez delikwenta, oni wątpliwością lub akceptacją wyrażoną w sposób pośredni powodują "dorastanie" delikwenta do problemów mu najbardziej przeszkadzających. Ponadto czy aby na pewno "rozkładają ręce"? Jakoś trudno uwierzyć, ze człowiek, który zawodowo umie się ustosunkować do trudnych problemów, jednoznaczne nie widzi ratunku. Przecież niosąc Ci ratunek stopniowo, długo i namiętnie pomaga tez swojej kondycji finansowej. Czy aby na pewno to Ty szybko nie oceniałeś, ze pozycja "kozetkowca" jest Ci niewygodna? Może sposób prowadzenia, przez takiego specjalistę z jakiś przyczyn Ci nie odpowiadał i szybciutko uciekałeś. " ale wolę nie żyć niż już zawsze być samotny." Chcę wierzyć, ze to twoja rozpacz, niepogodzenie sie z istniejącą sytuacją wypowiada te słowa. Tak chcę wierzyć, bo gdzieś z tyłu głowy przebiega myśl, ze jest to rodzaj szantażu emocjonalnego. "ale wszyscy mówią jednoznacznie, że nie da się pogodzić z samotnością". Jednoznacznie? A co mówią o radzeniu sobie z samotnością może najłagodniejszą, ale związaną z rozłąką z powodu wykonywanego np, zawodu ( wielomiesięczne a czasem wieloletnie rozłąki). A co mówią gdy przychodzi samotnośc, bo najukochańszą, najbliższą osobę zabierze okrutna choroba, czy nieszczęśliwy wypadek? A co mówią o samotności, gdy był sobie związek, rozpadł się i dla jednej osoby jest to już sprawa niebyła, a dla drugiej osoby jest to ciągle powód do tęsknoty za czymś czego już nie ma? A jak komentują sprawę samotności kochających się ludzi, którzy w wojnę stracili się z oczu i nie wiedzieli, czy najbliższy zginął czy gdzieś się zapodział na końcu świata? A jak się zapodzial, to czy ma szansę wrócić? Ciężko uwierzyć, ze ludziom, zawodowo parającym się pomocą w rozwikłaniu estremalnych przeżyć emocjonalnych jednostki przychodzi do głowy, że" jednoznacznie, że nie da się pogodzić z samotnością". Szukaj dalej swojego "Anglika". Pozdrawiam.
  18. "chciałbym spotkać się z tym gościem i jeszcze raz go uświadomić ze jest guwnem i zawsze nim będzie. Chciałbym mu uświadomić ze spowodował ze mam potworny problem który jest te jego problemem i w jego interesie jest teraz to wszystko odkręcić. " Jest takie ludowe powiedzenie "gówna nie ruszaj,bo śmierdzi". Chciałbyś spotkać faceta i mu wytłumaczyć, ze w Twoich oczach on jest lub był dla niej strasznie ważny? Chciałbyś dobrowolnie dać mu władzę do jeszcze większego kręcenia w Twojej rodzinie? Odpuść, jego osoba była w Waszym związku potrzebna tylko do tego, aby pojąć, ze nawet usprawiedliwiony brak czasu dla rodziny skutkuje trudnymi meandrami małżeńskimi.Kropka. "To teraz podstawowe pytanie jaki mam być. Mam być obojętny, oschly , pokazywać jej ze mnie zraniła, mam być nieczuly od czasu do czasu przypomnieć jej delikatnie o całej sytuacji czy mam być miły czuły bliski skacząc kolo niej jak piesek lub zdystansowany tajemniczy pomagający jej ale bez przesady." Hola,hola. Jak ktoś napisał, bądż sobą. Jesli zalezy Ci na małżeństwie to bądz uwazający na potrzeby dzieci ,zony, ale chyba w granicach rozsądku. Gdyby mi ktoś zaczął nadmiernie nadskakiwać wbrew logice to bym się zastanowiła, czy aby chodzi o mnie: kobietę, kochankę czy o coś innego np. czy facet kochając bardzo dzieci szalenie chce mnie zachować jako mamuśkę dla szkrabów.Powód szczytny, tylko mamuśką jestem cały czas i jak piszesz wzorową, a rysa w związku się pojawiła na trasie męsko-damskiej. Słabo się znam na układach : my dwoje i trzeci w tle, ale na logikę to ona narozrabiała. W rozmowach, bo takie o ile są możliwe, to są potrzebne zawsze, można być liberalnym i starać się zrozumieć dlaczego doszło do kryzysu(czyli również: mea culpa). Niemniej chyba jakoś kulturalnie można dać do zrozumienia, ze choć cię pragnę i pożądam to i ja bym chcial wierzyć,ze jestem dla Ciebie najważniejszy. Staraj się kochanie o mnie, bo mi na odcisk nadepnęłaś mocno i szukaj do mnie drogi. Ja uchylam drzwi dla ciebie, ale ty pracuj też nad tym by one stały dla ciebie otworem. Rozumiem,ze chodzicie na terapię na razie osobno, potem rozumiem, ze będą elementy wspólne i pewnie mądrzejsi ludzie podpowiedzą jak przepracować wasze problemy. Sądząc po emocjach Tobą targających jest gorąco, a to rokuje,ze szansa na dobry związek dalej jest.Jak uporządkujecie swoje sprawy to uczcie sie jak nie dawać wejść w związek też innym osobom typu teściowa. To jej mamuśka i niestety trochę odważniej granice ingerencji powinna stawiac zona, bo jej to bedzie bardziej wybaczone. Gdyby do Was miał się za bardzo wtrącać ktoś z Twojej rodzinki, to wiadomo, ze tu Ty musisz go przystopować. Zyczę mimo ogromnych emocji wytrwałosci obojgu Wam w naprawieniu tego co sie Wam chciało zepsuć, a co na czas zaważyliście ,że jest bardzo ważne i wymagające Waszej uwagi, ostrożności i precyzji.Trzymam kciuki.
  19. Sorki, miało być: My w Twoich oczach jesteśmy...
  20. Słaba jestem w terminach naukowych to wyświetliłam sobie pierwszy lepszy artykuł o socjopatach."Pomimo zewnętrznej powłoki szczerości i wiarygodności, zachowanie socjopaty jest podstępne i kłamliwe. Jest on skłonny do manipulacji i nie potrafi osądzić moralności danej sytuacji, jednak nie dlatego, że nie posiada kompasu moralnego, a dlatego, że ten, który ma, jest rozregulowany." Wygląda na to, ze już jesteśmy na etapie "dokładania" sobie. Ci, którzy odpowiedzieli na Twój post, bo po ludzku przykro im było słyszeć, ze ktoś ma b. poważne problemy i czuje, ze nikt na świecie nie ma czasu, ochoty ,możliwości aby zastanowić się jak można pomóc ,pocieszyć, pokazać, ze jest mu ogromnie przykro iż jemu jest żle na świecie. I Ty ,który sugerujesz, że jesteśmy socjopatami. Chyba już nic nie możemy zrobić dla Ciebie. Może żeby rozladować trochę sytuację przytoczę taką dygresję: Pewna młoda,ambitna osóbka w mojej rodzince poszła swego czasu na któryś stopień egzaminu z j. angielskiego. Egzamin był wieloetapowy i sumarycznie go zaliczyla, ale z dość mierną oceną. Przyszla do domu zdołowana, zaryczana i ogólnie nieszczęśliwa. Próbowałam tłumaczyć, że dobrze ,iż zdała, a ewentualne niedociągnięcia poprawi w przyszłości swoją pracą i uporem, bo przecież młodziutka jest. Tłumaczyłam, że skoro zdała to w ogólnym rozrachunku ma sukces, bo spokojnie może dzięki temu iść na drugi etap nauczania i za rok czy 2 podchodzić do wyższej kategorii egzaminów, bo te, zdane teraz, bedą ją do tego uprawniać. A ona w swoim nieszczęściu tylko krzyczała :a ty nic nie rozumiesz i sobie ryczala. Fakt, słaba jestem z angielskiego, ale pomóc jakoś chcialam. Moje dobre chęci spełzły na niczym. Za dni parę osóbka trafiła do swego nauczyciela (native speakera) i w zupełnie odmienionym humorze przyszła do domku. Wyszło, ze ów mądry nauczyciel umiał ją pocieszyć. Zadowoliło mnie to bardzo, ale też ciekawa byłam jakimi to argumentami pan osiągnął cel. Od słowa do słowa i wyciągnęlam "złote" słowa nauczyciela. Piszę złote, bo zmiana podejścia do problemu była diametralna. Otóż pan nauczyciel miał dokładnie takie same słowa pocieszenia jak ja. Ale pan nauczyciel był rodowitym Anglikiem a ja "tylko" bliską krewną z prawie żadną znajomością języka. Mam nieodparte wrażenie, że choć bardzo cierpisz i wołasz o pomoc, to nie my jesteśmy tymi których słowa są godne Twojej uwagi, zastanowienia i wiary, że życie samo przyniesie Ci rozwiązania, które w Twojej sytuacji będa korzystne i przyniosą Ci ukojenie. O tym musi zapewnić Cię ktoś inny, ktoś ,kogo Ty cenisz i poważasz. My w Twoich jesteśmy tylko anonimowym tlumem, ktory nie czuje i nie rozumie Ciebie. Znajdz swojego Anglika a on spowoduje, ze spokojniej poczekasz na to przynieść jeszcze ma ci los. Pozdrawiam serdecznie.
  21. "z powodu samotności zrezygnowałem z pasji, a rodzina nie umie mi pomóc, więc się od nich odciąłem, bo nie będę im przecież cały czas narzekał. Nie będę też udawał szczęśliwego." 1. Zawsze mi się wydawało, że pasja to taka druga natura człowieka. Czy jak ktoś lubił np. podróżować to jeśli przyjdzie mu to robić w pojedynkę to nie niesie to już żadnej radości? Jeśli ktoś lubił słuchać muzyki, to już ona solo nie cieszy? Rozumiem, że pasje dzielone z kimś mogą smakować podwójnie dobrze, ale żeby od razu z nich rezygnować? To tak trochę jakby odcinac się od siebie. Pasje w miarę wolnego czasu chyba należy pogłębiać lub szukać nowych. 2, Od rodziny się odcinać, bo nie umieją pomóc? Odcinać się od swoich korzeni? Dlaczego? Przecież potrzebujesz miłości, a oni Cię kochają, nawet jeśli ułomnie, to jesteś dla nich ważny. Ciągłość swojego istnienia znajdujemy również w babciach, dziadkach, rodzicach, swoim rodzeństwie i ich dzieciach. Jeśli twarde sprawy biznesu, którym się zajmujesz są nudną egzystencją, to czemu nie obejrzysz się wokół, nie zajrzysz np. do hospicjum dziecięcego. Podobno te naznaczone smiercią dzieci są mądrzejsze niż niejeden z nas. Obcując z nimi niejeden przestawia wydawałoby sie ugruntowane swoje wartości. Może nie trzeba szukać dzieci chorych, może wystarczy mieć sposobność obcowania po prostu z dzieckiem (znajomych rodziny?).Dziecko to taki mały kosmos. Jeśli nie myślisz muszę zapewnić dziecku przyszłość, przekazać mu np.biznes to wtedy ma sie szansę dostrzec ten "kosmos". Obcowanie z dzieckiem nawet jak nie jest twoim własnym potomkiem to b. ciekawe przeżycia. Nie wiem jaki masz stosunek do wiary. Ludzie głęboko wierzący mają mają w sobie pokorę, która daje im siłę przeżyć we względnym spokoju ducha swoją codzienną egzystencje i umiejętność dostrzeżenia sytuacji, która nawet wcześniej wyobrażona nie ukoi Cię a w stosownym czasie da odpowiedz i zrozumienie dlaczego moje życie układa się tak nietypowo i aktualnie krzywdząco dla mnie. Życzę Ci abyś umiał znajdować w życiu miłość we wszystkich jej aspektach, abyś znajdował wszystkie kolory życia, abyś miał cel w życiu, który Cię porwie, abyś umiał znalezć spokój tam gdzie życie najbardziej Cię uwiera. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...