Skocz do zawartości
Forum

kikunia55

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kikunia55

  1. Wszyscy jesteśmy ułomni i Twoi rodzice niestety też. Jeśli głęboko wierzysz, że Twoje słowa im mogą pomóc to chyba czas na wzmocnienie tego, co w Waszej rodzinie dobre i piękne. Może przy jakiejś kawie z mamą trzeba mówić, że fajnie, że jesteście taką fajną rodziną, że rodzice w trudzie wychowali Was na porządnych ludzi. Sypnij jakimiś przykładami z życia w stosunku do siebie lub Twojego rodzeństwa jak ojcu czy mamie udało się ciekawie wybrnąć z sytuacji a efekt dla wszystkich byl bardzo pozytywny. Powiedz, ze jesteś dumna, że masz takich fajnych rodzicow, że tylko oni oboje razem potrafili dokonac takiego cudu aby z takich niesfornych ludzików jak Ty czy Twoje rodzeństwo wybrać i uwypuklić wszystko co najlepsze i myślisz, że ludziom to się udaje tylko wtedy, gdy bardzo kochają swoje potomstwo ale i SIEBIE bardzo kochają i poważają, mimo może codziennych niesnasek lub niedomówień. I pewnie jak Was już w domu nie ma ,to dla nich chyba najważniejsze aby tę miłość , ktora ich zlączyła i dala nawet fizycznie takie wspaniale efekty jak Wy ,jakoś wzmacniać i wierzyć że mimo niedoskonalości partnera i tak on jest WYJĄTKOWY, bo jest mój i zjadłam z nim beczkę soli poprzez życie jakie wspólnie przeszliśmy. I może trzeba nie odgrzewać demonów przeszlości, bo skoro tata z Tobą jest, to tylko Ciebie mamo kocha, tyle, że może czasem nieudolnie.Zagadaj czasem do niego, usmiechnij się, zapytaj czy po cięzkiej Twojej pracy nie nalezy Ci sie od niego jakas miła randka, czy nie marzył o tym aby pójśc z Tobą do kina na jakąś lekka komedię o miłości. Może na gwiazdkę rodzicom sprawcie bilety do kina lub teatru.Może jak Was jest więcej, to kazdy z Was w innym terminie wyrzuci staruszków na inna rozrywkę zgodnie z ich zainteresowaniami. Nawet jak pójda i skrytykują,że coś było glupie, niepotrzebne tylko wyrzucenie pieniądzy w błoto i strata czasu, to jednak jest to wspólne szykowanie się na wyjście. My jak poszliśmy do teatru na zakupione przez dzieci bilety to czuliśmy się inaczej,. Zawsze to my rodzice fudowaliśmy dzieciom kino czy inna przyjemnosc a teraz one sie zatroszczyly o naszą rozrywkę. Uczucie było podwójnie ciekawe- spektakl był interesujący a i ta świadomość, że to młodsze pokolenie o nas zadbalo tak mnie w środku roztapiało. Gdy było zagrożenie,że mąż wyjedzie do pracy i pójdę na spektakl z koleżanką to gdy słyszałam jak bardzo byla córka zawiedziona, to dopiero do mnie dotarło, że dla niej to ważne abym ja i mąż razem zażyli tej przyjemności . Wydaje mi się, że rodzice to dorośli ludzie i sami albo między soba się dogadaja albo nie. Niemniej jak sobie wspomne swoich rodziców ,jak kiedyś do nich wparowałam i właśnie mama ciosała tacie kołki na głowie i pelna zlości mówi,że już z ojcem nie wytrzyma, bo on to czy tamto... Podeszłam do taty, poglaskałam go po głowce jak małe dziecko i zażartowalam: co nie podoba ci sie mój kochany tatuś, masz jakieś pretensje do mojego wspaniałego, kochanego tatusia. Oboje byli zaskoczeni, tata pierwszy się roześmiał z odwroconej sytuacji w rolach dziecko-rodzic a zaraz za nim mama i szczęsliwie nerwy jakoś się rozpierzchły. To może i w powazniejszych sytuacjach dzieci, więż rodzinna sa w stanie pomóc znaleść znów ludziom do siebie drogę.
  2. Może pomyśl tak. Fajnie ,zagadam do jakiejś na portalu randkowym i znajomość zaskoczy, powymieniamy się uwagami na temat życia, sposobu spędzania czasu, preferencji cech osobowościowych itp, itd.... Czy zeznania będą choć trochę prawdziwe, to nie wiadomo, bo chroni nas od świata ekran komputerka i klawiaturka. W naturalny sposób trzeba będzie kiedyś spotkać się w realu, odsłonić się, pokazać się jak się wygląda, jak się zachowuje, jak się mówi, jakie się ma obycie. To czy nie lepiej i prościej pomijać czas ściemniania ekranikiem i klawiaturką -tylko w realu chodzić w m-ca, gdzie jest szansa spotkać płeć przeciwną. Od razu jest wstępna weryfikacja zarówno jej jak i Twoja. Od razu więcej wiadomo, czy warto sobie taką panną głowe zawracac, czy lepiej czasu nie tracić. Ponadto słowa ridge wydają mi się wręcz prorocze "uważaj na te portale ,bo normalna dziewczyna raczej czeka na przeznaczenie i nie pokazuje się desperacko na portalach jak towar do wzięcia dla każdego". Oczywiście portale też sa dla ludzi, ale co real to real.
  3. Nie ujęlabym tego tak. Mama zawsze kocha swoje dzieci szczerze, tylko jakoś tak wychodzi ze nawet pozawerbalne porozumienie z nimi jest różne. Zawsze się zastanawiałam na czym to polega. Prawdą jest wg mnie, że na jakiejs wewnetrznej pewności siebie, że w tej chwili dobrze i słusznie robię. Potem jak dzieci rosną to też na ciągłym ich popieraniu i na prawdzie. Czyli zawsze popieram swoje dziecko, bo ono jest moje i powinno wiedzieć, że za nim pójdę gdziekolwiek trzeba, ale nie pochwalę rzeczy niedobrych, kłamliwych ,niesłusznych. Chyba też kontakt z dzieckiem jest lepszy jak zawsze gdzieś w tyle glowy wierzę, że mimo "obsuw" w tej chwili ono jest moje i mojego męża a my jesteśmy ciekawymi i dobrymi ludzmi, to z takich świetnych genów tylko rzetelny i dobry czlowiek wyrośnie. Mimo,że dziś mnie nie slucha, mimo ze w przedszkolu, szkole znów poszlo nie tak, to są to tylko przegrane male potyczki życiowe ale wojna o wspanialego czlowieka jakim jest i będzie moje dziecko będzie wygrana. Użyłam słowa wojna, bo w kontekscie już potem dorastania młodzieży niestety niejednego dnia to słowo bywa najbliższe prawdy. Czyli mimo chwilowych nerwow zawsze wierzę w szczęśliwe zkończenia, wręcz mam pewnośc, że takie będą. Ta wewnętrzna pewność daje nam codzienną moc i twardość zachowania, stabilność emocjonalną, konsekwencję i jakoś kontakt czy z malym czlowieczkiem, czy z dorastającym młodym osobnikiem zazwyczaj jest na plus. Tylko ładnie się pisze po czasie a na codzień to nieraz jak coś nie szło to nie wyglądalo, to tak pewnie. Niemniej wszystko co z dziećmi przechodzimy bardzo nas z nimi wiąże i stanowi sól tego naszego życia. Pozdrawiam i wlasnej codziennej pewności życzę i życzliwego spojrzenia na swojego buntownika.
  4. " Chodzi mi konkretnie o źródła powstawania takiego zjawiska i medoty leczenia." Metody leczenia? Ależ to nie jest choroba, to tylko cechy charakteru. Trochę tego przynośi się na świat, a sporo wynika z ewidentnych błędów wychowawczych Twoich opiekunów. Nikt po prostu nie uczył Cię empatii, nie bywalaś w sytuacjach, w ktorych moglaby się ona objawić, nie byłaś w tym momencie chwalona, aby wzmocnić uczucia "pro ludziom". Albo nie masz rodzeństwa, albo żyłaś z bratem lub siostrą równolegle, może z powodu np dużej rożnicy wieku . Ponieważ to "tylko" cechy charakteru, to przecież jesteś jeszcze młoda i możesz nad sobą pracować i wypracować korzystniejsze zachowania.. Jeśli zadajesz takie pytania, to nie sądzę aby tak sobie ten egocentryzm czy nadmiar poczucia własnej wartości zbytnio przeszkadzał. Przeszkadza jako odzew od innych ludzi- dają Ci do zrozumienia, że to im się nie podoba, że irytujesz innych, patrzą może czasem na Ciebie nieprzychylnie. Czyli z jednej strony trzeba się trochę ukrywać z tym co się myśli a z drugiej strony jakoś pewien rodzaj empatii, współczucia, "dobrego serduszka" wypracowywać. Pomysł z hospicjum, z wolontariatem wcale nie jest głupi. Idziemy tam gdzie wiadomo, że ludzie cierpią, że jest im trudno i z początku ,nawet na zimno, zastanawiamy się jak można im pomóc ,jak nie zupełnie, to choc na chwilę, czuć się w jakiś sposób przydatną. Po jakimś czasie powinnaś czuć pewną satysfakcję, że choć trochę bliżniemu ulżylaś. Jak będziesz w takiej roli trochę częsciej i dłużej, to przychodzą refleksje, czemu to innych spotykają nieszczęścia, jak ludzie sobie z nimi radzą, jakie cechy charakteru pomagają im z godnością przejść przez te trudy życia. Nie musisz tracić poczucia własnej wartości, ale nadmierne może się przy okazji trochę unormuje. Poznając historie innych ludzi, docenia się swój łaskawy los. Zastanawia się jak byłoby się silnym, gdyby to nas los w takim p-cie zycia umieścil. Wtedy może wyszłoby, że do życia nadmiar wlasnej pewności nie jest tak niezbędny, jak hart ducha, dużo siły woli aby zwalczyć to na co mamy wplyw i dużo pokory życiowej aby znieśc to na co wplywu niestety nie mamy. Racjonalnej pracy nad sobą życzę.
  5. Napisałm tak nawet jakby z podziwem,że masz trudne bardzo zycie, bo masz. Czlowiek podobno wie jak jest silny jak go los sprawdzi. Ja na szczęscie tak sie nie musialam sprawdzać, bo do tej pory los był dla mnie łaskawszy i az mi ciarki przeszły po plecach,że ludziom może być tak trudno na świecie. Z Twoich postow wynika, że nalezych do tych, których przeciwności nie oslabiaja , tylko hartują. Nikt nie jest wiecznie herosem i jak bedziesz miala szanse to zawsze trochę o siebie zadbaj, "rozpieśc" się, jesli nie ma nikogo, kto by to za Ciebie zrobił. Wygląda na to ,że Twój hart ducha jest wielki i trudności Cie nie łamią. Uwierz,że może po trudnej mlodości jaką los Ci przyniosł czeka Cię spokojna dorosłośc, czego serdecznie Ci życzę.
  6. "że nigdy nie będzie szczęśliwy, bo swoim powrotem do domu przekreślił wszystko co było dla niego ważne." tak sobie i Tobie opowiada, aby się wytłumaczyć i przed sobą i przed Tobą, że narobił balaganu w swojej rodzinie, Tobie pozawracal glowe a teraz bidulek " cierpi" że mu taka wspaniała osoba jak Ty, nie dała się wmanewrować na stale w rolę tej "trzeciej". Ma zwyklą szarą codziennośc ze swoją żonką, króra w wolnych chwilach może się na nim odgrywa za jego wiarolomstwo. Nie myśl już o tym, bo nic mądrego nie wymyślisz, Pewne rzeczy się staly i żadnego mądrego wytłumaczenia na to nie ma.
  7. Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że znajomośc z tamtym panem zdarzyla Ci się jak rozwodzilaś się ze swoim mężem, a ta decyzja rozwodowa się "wypracowała" po 7 latach Waszej znajomości, po nieudanej próbie unormowania tego malżeństwa. I w takim to okresie, spotkałaś mężczyznę, który twierdzil, że już nic go z żoną nie łączy, że się nie kochają, czyli rozumiałaś, że on wlaśnie po swoich przeżyciach i niedogodnościach też porządkuje swoje życie tym bardziej, że nawet wyprowadził się od swojej dotychczasowej rodziny. Na odleglośc, nie znając ludzi nie wyczulaś, że tamta para nawet w połowie nie jest jeszcze w drodze porządkowania swojego życia "wóz-przewóz" tak jak to już było u Was , bo sprawa rozwodowa w toku. Teraz masz bałagan emocjonalny, nie podoba Ci się to, że facet sam o sobie niewiele wiedział, bo przez romans z Tobą tworzyl niezdrowe zawirowania swoim dzieciom. Jego żona próbowała stosować na Tobie, na nim wymuszenia. gdy Ty z oddali powoli się dowiadywałaś, że oni sami nie wiedzą czy łączą ich uczucia, czy kredyty, czy mają swoje wewnętrzne zadry przedmałżeńskie, które może teraz sobie obijają. Nic już nie cofniesz. Jedynie wiesz, że Twoje postrzeganie świata- mówię, że mój związek się kończy, rozwodzę się, jestem wolna i mogę coś zaczynać, nie oznacza w ustach drugiej strony tego samego, nawet jak podobnie werbalnie to brzmi. Wiem, że masz swoje dziecko i nie dość, że facet zafundował Tobie huśtawkę emocjonalną, to masz do niego żal, że swoją nieumiejętnością odczytywania swoich uczuć wobec kobiet przyczynil się nawet do tego, że masz dyskomfort wobec jego dzieci. Stonuj, nic już nie poradzisz. Z czasem, po latach powiesz sobie i nam po co Ci się ten związek trafił. Spokoju,po burzach życzę.
  8. Jeśli Twoje stwierdzenie "robienie sobie krzywdy" tyczyłoby jakiegoś sposobu fizycznego naruszania swojego ciala, to może zerknij na moją odpowiedz 12 letniej dziewczynce w wątkuna nic nie mam ochoty, tnę się. Niezależnie, że jej sposób postrzegania świata i jej problemy wynikają z czego innego, to moje uważanie na temat "świętości" ciala jest takie samo.
  9. Może te gwałtowne starcia w domu, ktory nie daje Ci oparcia, powodują, że świat wydaje Ci się bezsensowny.Dom nie ustawił w Tobie wiary w pewien porządek świata. Przykro mi. Sorki, nie zrozumiałam ,że nie jest to "zachwyt" nad śmiercią i podpuszczanie się z kolegą, bo przywolałaś film i odczytalam zbyt wprost fabule filmu. "Domowo" na przeciwności losu, na złe myśli, na bezsens świata pomaga twórczośc i ruch. Twórczośc uprawiasz a ruch? Ruch to sport, kopanie ogródka, cięzka fizyczna praca. Z tym, że chyba w mlodym wieku to ten sport najlepszy, bo tam jest element zwycięstwa nad sobą, element satysfakcji. Ogródek zazwyczaj kopiemy, bo mama każe. Trochę się rozładujemy, bo to ruch a satysfakcja? No może mamie milo i też jest satysfakcja. Dobrze, że masz kolegę do wyższych rozmów, ale nie przezyj rozczarowania. Czasem takie smętne i wysokie tony nijak się nie przekladają na prawdziwe życie. Chodzi mi o to, że nie raz ktoś interesujaco gada, ale tylko umie gadac, nie sprawdza się w realu i to nie raz w żadnej dziedzinie. To tylko taka dygresja- nie musi oczywiście tak być. Jeśli stan beznadziei będzie się utrzymywał, nie będziesz panowała nad tym, będzie Ci rozwalal życie, to spróbuj po pomoc do psychologa się udać.
  10. "Dla mnie te wydarzenia toczyły się równoległe, niezależnie. " Wiesz, że nie mówisz prawdy. Ty jesteś jedna i nic w Tobie jednej nie moglo być niezależne i równolegle. To Ty podejmowalaś decyzje o rozstaniu z mężem i to Ty pozwalalaś sobie na romans z innym mężczyzną. Mówisz powyższe zdanie, bo boisz się sama przed sobą przyznać, że być może średniofajny związek małżeński Ci się rozpadł -pozwolilaś na to, bo nie próbowalaś go dopilnować, nie próbowalaś o niego zawalczyć, o jego jakość- spisalaś go na straty, bo już wcześniej Cię uwieral ,a świat bez tego Twojego malżeństwa wydał Ci się bardziej interesujący. Mimo.że o facecie i jego związku mówisz "bagno", to jednak analizujesz jak tamta kobieta krzyknęła" co moje, to wara". Ty oddałaś wlakowerem swój związek. Czas pokaże, może słusznie zrobilaś. Teraz jest czas na porządkowanie swoich emocji, na lizanie ran.
  11. "Jestem osobą silną i odważną" - polemizowałabym. Jakoś nie bardzo chcesz żyć a to wlaśnie do życia potrzeba i sily i odwagi. " nie boję się śmierci"- ładne stwierdzenie, tylko czy prawdziwe? Chorujesz na jakąś śmiertelną chorobę i umiesz powiedzieć "nie boję się śmierci"? Idziesz na wojnę, gdzie jest wysokie prawdopodobieństwo, że możesz stracić życie i " nie boję się śmierci"? Nie .siedzisz sobie w zaciszu domowym i klepiesz z kolegą w klawiaturkę o wzniosłych tematach życia i śmierci i jesteś w ciepełku odważna. Możesz być jeszcze odważniejsza jak na tym filmie- wrażliwy człowiek poddał się presji ludzi z sieci, którzy zwyczajnie jego kosztem przeżyli trochę interesujących ich emocji. On stracil życie, ale dla nich to jak w grach komputerowych- strata jednego życia. no cóz, zaraz będzie nowe życie, pewnie znów w sieci ułowimy jakiegoś wrażliwca. Można tylko zapytać, czy ty jesteś oną z tego filmu, czy onym? Chodzi o to że może podpuścisz D i będzie interesująco, wrażliwiec ze sobą skończy. Czy może będziesz wrażliwcem Ty i dasz się podprowadzić D z nadzieją, że o Tobie może też ktoś film nakręci? Swoją bujną wyobrażnię przelej na wiersze, opowiadania, jakieś malarstwo może. Pomyśl, że wielu ludzi przeżywa męki egzystencjalne, ale nie każdy umie je ubrać w słowa, obraz. Może to będzie ciekawsze niż zabawa w podpuszczanie w sieci. Jak Cię tak bardzo zagadnienie śmierci interesuje to wyjdz z domowego ciepełka i idz np. do hospicjum. Zmierz się ze śmiercią. To nie jet takie bardzo straszne, bo to nie Twoja śmierć, to śmierć obcych ludzi. Pójdz na oddział, najlepiej dziecięcy, pogadaj z takim malym dzieckiem, poczytaj mu ksiązkę, popraw mu poduszkę,zmień pieluchę, zawolaj siostrę jak będzie miał kryzys, jak będzie po lekach wymiotowal, zwijal się z bólu. A potem wpadnij jeszcze raz i jeszcze raz do tego hospicjum i spróbuj temu dziecku towarzyszyć w ostatniej jego chwili. Wyjdz z tego pokoju gdzie gościla śmierć i nie zacznij się zastanawiać, czemu takie niewinne dziecko ona dotknęła. Powiedz wtedy jestem odważna i silna, wcale nie boję się śmierci.Ani cudzej ani swojej. .
  12. Wygląda na to że wątek " sam nie wiem, pomocy", to Twój wątek- nie podobala Ci się tam odpowiedz, że założyleś następny bliżniaczo podobny?
  13. " brak odpowiedzi na wiele pytań. Przede wszystkim na to podstawowe co było prawdą a co kłamstwem,fikcją." Przecież tego nie dowiesz się nigdy. Każdego dnia tego związku i każdego dnia "po" tym związku gdyby Ciebie pytano o Twoje uczucia, o Twoją prawdę ,to Twoje odpowiedzi w zależności od rozwoju tej historii byłyby trochę inne. A Ty byłaś sama ze swoimi uczuciami. On był zarówno ze swoimi uczuciami (lub złudą uczuć) jak i z praniem mózgu ze strony żony ,opiniami ciotki i wujka, z chwiejnością swojego charakteru więc jego prawdy i fikcje bylyby na pewno bardziej urozmaicone niż Twoje a przecież i Twoje byłyby bardzo różnorodne w zależności od dnia historii. "Ale do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie zrozumieć pewnych zachowań i powoduje to we mnie pewne rozchwianie emocjonalne." Nie musisz wcale rozumieć pewnych zachowań, one się po prostu zdarzyły i tyle. Boli, bo zdarzyły się Tobie. Przecież na zimno rzecz ujmując wiesz, że singelka nie ma co szukać w cudzym małżeństwie (obojętnie jak szczęśliwym czy nieszczęśliwym). Wiesz o tym teraz i wiedzialaś o tym wcześniej. A jednak proba związku z żonatym facetem Ci się zdarzyla:"nie jestem w stanie zrozumieć pewnych zachowań ". Tego swojego zachowania nie rozumiesz, a ono się zdarzyło. Tak też musisz nie rozumiejąc przyjąc , że ze strony tego pana też duzo zachowań się zdarzyło. Nie masz co rozumieć ,zdarzyło się, tak trzeba stwierdzić, zdarzyło się. A nic dobrego z tego dla Was, a Ciebie w szczególności ,nie wyszło. Teraz liżesz emocjonalne rany. Miejmy nadzieję, że jesteś rozsądna, masz pomoc przyjaciólki i powolutku wrócisz do siebie, bogatsza niestety o te niebudujące wspomnienia związku, który pewnie byłoby lepiej gdyby Ci się nie przydarzył. Ale podobno każdy związek jest po coś. Może po to ,abyś bardziej w kontaktach z mężczyznami uważala na siebie i umiala odróznić ich chęć blyśnięcia przed inna kobietą niż zona, podleczenie własnego ego, od prawdziwych uczuć.
  14. "Myśle że każdy w szkole myśli o mnie źle" - a ja myślę, że w zdecydowanej większości ludzie mają nas w nosie- czyli ani myślą o nas dobrze ani żle, po prostu myślą o sobie. "Zapominam co miałam zrobić pomału bym musiała wszystko zapisywać. "- to czemu nie zapisujesz- jak kiedyś byłaś bardziej skupiona to i lepiej pamiętałaś, jak teraz bywasz bardziej rozkojarzona , skupiona nie na nauce, tylko na sobie,to i pewne rzeczy Ci umykają. "nie tnełam się i byłam ciągle szczęśliwa ale to powróciło ale jeszcze gorzej. Bo wcześniej potrafiłam siebie opanować gdy ktoś mnie bardzo rozzłościł a teraz wpadam w furię nie panuje nad sobą" A wyobraż sobie, że mama czy tata idą do pracy i tam klient, szef czy ktokolwiek inny wyprowadzi ich z równowagi. Kiedyś byli odporniejsi, bo sytuacja na rynku pracy była np. stabilniejsza a teraz są z byle czego nerwoi (tak jak Ty opisujesz to o sobie). Nie umieją sobie poradzić z myślami o tym ktosiu i o tej całej sytuacji i chyba powinni skoczyć do toalety i pociąć się. Jako ze są starsi i mają więcej siły i może wytrzymałości na ból, to powinni się pociąc lepiej, silniej, mocniej i powinni np zahaczyć o żyły i padliby utopieni w swojej krwi i już nie przyszliby z pracy do swego dziecka. Ładne rozwiązanie? Mam nadzieję, że trochę Cię to poraziło. Ciężko mi opisac co dzieje we mnie jak czytam,że młodzież się tnie. Kiedyś mama urodzila male śliczne dzieciatko( wczesnij musiała w ciązy bardzo na siebie uważać, aby dzidzia te 9 miesięcy w brzuszku się ładnie rozwijała- znosić różne ograniczenia dla dobra dziecka). Chuchała i dmuchala na to swoje dziecko, martwila sie kazdym glupim kaszelkiem czy katarkiem. Jak jakaś krosteczka, to skąd sie wzięla, jak zlikwidować? Latała po lekarzach jak wydawało jej sie,że może żle widzi ( może okularki?), biegała z nim na jakąś gimnastykę korekcyjną, bo coś kregoslup może prawidlowo tego dziecka nie nosił. Martwila się czy szczęsliwe, czy już umie czytać pisać. Nie dospała, niedojadla żeby tylko dziecko bylo spokojne, żeby się harmonijnie rozwijalo. A teraz to dziecko przeżywa burzliwie w sobie wiek dorastania i się tnie. To tak jakbyś wniwecz puszczała te wszystkie lata opieki nad Toba Twoich rodziców. Tobie się swiat nie podoba, nie radzisz sobie, to aby z wysokich obrotów nerwowości trochę ciśnienia spuścić to: ja sie tnę. Przepraszam, ale to budzi moj organiczny sprzeciw. Tak silny sprzeciw, że zamiast pomyśleć czy i jak Ci można pomóc, to gdybyś była moim dzieckiem i byla blisko mnie to bym chyba Ci fizycznie wprala i to ostro. Szkoła to Twój pierwszy i najważniejszy obowiązek. Ale jak Ci coś w szkole nie idzie, to się denerwujesz i ciśniesz na sile z nerwami z tylu głowy gdzieś, a co będzie jak i tym razem nie podolam? Nic tylko"Mam myśli samobójcze". A chodzisz na jakieś zajęcia dodatkowe, uprawiasz jakiś sport? Wykonujesz coś innego, niż tylko =o Boże czy ja dam radę?=. i =jak inni oceniają, że ja taka guła jestem?= Jeśli nie masz odskoczni w postaci innych interesujących Cię zajęć, dających Ci satysfakcję i odpoczynek Twojej zmartwionej głowie, że nie idzie w szkole jakbyś chciala- to kazda trudnośc w szkole to będzie w Twojej głowie taka porażka, że nic tylko się ciąć. Ustawilaś się właśnie na zbieranie niby ze świata zewnętrznego faktów, które Cię dołują. Nic nie umiem, kiedyś byłam zdolna, teraz jestem tępa, wszyscy się na ,mnie gapią i są nieżyczliwie nastawieni, w domu to nawet nic uporządkować nie umiem. Beznadzieja- to się potnijmy. Nie mam dużo koleżanek, ale jak coś od rzeczy gadalam, to wysłały mnie do psychologa szkolnego (czyli ktoś próbuje być zyczliwy). Chce iśc do psychologa. Jak sama nie chcesz się odstresowywać czymś pozaszkolnym, aby szczęśliwie łączyć szkole i inne zainteresowania. Jak nie chcesz poprzez ruch w sporcie, w tańcu, rozładowywać codziennych napięć to idz do psychologa. Może w rozmowach z nim nauczysz się szacunku do swojego ciala i już nigdy nie wymyślisz, że można go ciąć ,nawet jak w życiu nam nie idzie. Kiedyś jak wiara nie byla odgórnie nakazywana, tylko na lekcje religii ganialo się poza szkolą do salek katechetycznych ( bo niejednemu rodzicowi naucznie religii przyjmowane przez jego dziecko mogło zaszkodzić w karierze)- kiedyś w zamierzchłych czasach, umiano dzieciom tlumaczyć, że kośćiól to świątynia Boga, a cialo Twoje to świątynia Twojej duszy. Ponadto też umiano tłumaczyć, że jest ono taką swiętością, że nie można się na nie targać. Jest to grzech i przeciwko Bogu i przeciwko życiu. Opisałam Ci szybko jak prosilaś, ale Ty czytaj to wolno i może parę razy. Zastanów się jak postępować aby z szacunkiem traktować to, w co los Cie wyposażyl. Zarówno ciało Twoje może nie być tak doskonale jakbyś może chciala, możg czasem tez może platać Ci figle i nie być tak lotny jakbyś tego pragnęła. Nie mniej naucz się je szanować, takie jakie jest, dbać o nie a i inni będą Cię wtedy bardziej szanowali, nie będziesz miała wrażenia, że patrzą na Ciebie nieżyczliwie. Jak Ty będziesz patrzyla na siebie z życzliwością do siebie samej to i inni dostrzegą Twoją wyjątkowośc. Ponieważ każdy człowiek jest może niedoskonaly, ale na swój sposob WYJĄTKOWY. Dostrzeż to ,że masz wszystko co jest człowiekowi do życia potrzebne i umiejętnie z tego korzystaj , znajdz radość życia również dlatego,że wogóle na tym pięknym świecie się znalazłaś.
  15. A ile masz lat? Dlaczego świat Twoj emocjonalny kręci się tylko wokól tej jednej koleżanki? Dlaczego jak dołączają inne osoby to traktujesz (traktujecie) to jako zdradę emocjonalną? A masz jakieś ciekawe zainteresowania, chodzisz na jakieś zajęcia pozalekcyjne(pozauczelniane), uprawiasz jakiś sport? Czy Twoja najbliższa koleżanka K jest jakimś Twoim guru? Czy życie to może być tylko z nią, bo bez niej, to już potop? Jak sobie na te i podobne pytania odpowiesz szczerze, to może będziesz wiedziala jak postępować na przyszłość.
  16. Jeśli jesteś melancholikiem i samotnikiem to pewnie będziesz taki odpowiedni tryb życia prowadził, nie będziesz się kumplował specjalnie z innymi, bo jest Ci ich hałas niepotrzebny. Trochę nietypowe dla tak młodego wieku, ale jeśli tak lubisz to chyba dla Ciebie dobrze, że masz szansę wprowadzać się w smutki i w smuteczki. Inni z czasem będą się od Ciebie może odsuwali, bo ludzie wolą optymistów, ludzi pokazujących na zewnątrz uśmiech. Ale to chyba nie będzie tragedia, bo jak rozumiem za bardzo ludzi nie lubisz, nie są Ci oni do niczego potrzebni. Zastanów się jaki sobie zawód wybrać, abyś w ramach obowiązków służbowych siedział np. tylko sam ze sobą i może z komputerem, abyś za bardzo nie musiał się z innymi kontaktować, bo z czasem może będzie Ci jeszcze trudniej innych znosić.Nigdy pewnie nie wyrobisz w sobie empatii wobec bliżnich czyli lekarzem czy księdzem nie powinieneś być. Może informatykiem? Ty, komputer i oprogramowanie, nad którym sobie lamiesz glowe a w tle muzyka nostalgiczna, którą lubisz. Tak za bardzo nie marz o dziewczynie, bo nawet jak na swoją melancholię jakąś poderwiesz, to raczej i tak dziewczyny chcą się bawić, słuchać muzyki, bywać w towarzystwie innych rówieśników. Ty tego nie potrzebujesz, to będą scysje między Wami i bedziesz sie tylko denerwowal. "niestety na co dzień muszę, co wynika z niskiej samooceny itp., męczyć się z uczuciem zniechęcenia, braku motywacji i chęci do życia. "- ludzi nie lubisz. A co oprócz smutku lubisz? Zazwyczaj niska samocena i uczucie zniechęcenia wynikają z braku czegoś interesującego ,czym w tym wieku ,można byłoby się zajmować. Jakiś sport, jakieś hobby, jakieś zainteresowania? Szukaj czegoś takiego, co Cię wciągnie, bo inaczej to na tej melancholii zycia nie zbudujesz, co najwyżej do jakiejś depresji dojdziesz. Można być poważnym, zadumanym karateką czy joginem, ale tylko melancholik to nic nie wniesie to do Twojego życia. 16 lat to wiek, gdy się szuka samego siebie. Można zrozumieć, że ma się usposobienie bardziej introwertyczne niż inni, ale usposobienie to nie są wybory życiowe. Zeby one były trafne, to trzeba się interesować różnymi dziedzinami życia, aby mieć z czego wybierać na przyszłośc. Czyli życzę Ci ,abyś mimo tej melancholii ,mial szeroko oczy otwarte i się wokól siebie rozglądał i próbowal różnych dostępnych Ci przeżyć zwiazanych ze sportem, lub Twoimi innymi zainteresowaniami aby Twoje wybory w przyszłości były słuszne.
  17. Na zadane pytanie nie odpowiem, bo nie wiem. Wiem,że nie możesz prowadzić swojej firmy, tylko musisz po studiach pójść do pracy, gdzie jakiś kierownik będzie Cię rozliczal z tego co będzie uważał, że do Ciebie powinno należeć :) Pewnie część rzeczy odbywa się też dlatego, że przesypiasz zwyczajową aktywność ludzką. Po nowym mieście można polatać aby poznać zabytki, parki, jakieś fajne sklepy, może kluby. Zanim się obudzisz i jesteś gotowa do wyjścia to już wszystko pozamykane- czyli nie ma powodu do wyjścia na miasto.A kluby pewnie Cie nie interesują. Trochę jesteś zbyt pasywna jeśli chodzi o znajomych. Swiadomie powinnaś dązyć do kontaktów z grupą rówieśniczą, jeśli wiesz, że tylko drugi człowiek Cię zmotywuje do wyściubienia nosa. Zarcie śmieciowe też może jakieś receptory nerwowe w Twoim organiżnie blokować i jak nie przestawisz się na lepsze jedzenie to możesz sobie z czasem zrobić krzywdę. Leki z jednej strony Ci pomagają i lepiej funkcjonujesz, ale trochę obciązają organizm a do tego śmieciowe jedzenie, lub jak poprzednio brak jedzenia. Twoje receptory chyba tego nie lubią, więc z szacunku do siebie i z dbalości o swoje zdrowie powinnaś sobie jednogarnkowe ciepłe jedzenia tak na parę dni gotować. I codziennie po trochu odgrzewać. Tak ogólnie to nie podziwiaj jak bardzo jesteś inna ,tylko choć trochę pracuj nad sobą. Tego Cię chyba próbowal nauczyć ow psycholog skoro wysylal Cię na bieganie? Niech ta nauka nie idzie w las tylko w nas.
  18. "nie moge sie pogodzic z tym ze maz nie dotrzymuje tego co zapewnial mnie jak bylismy nastolatkami" Może jako nastolatek mąz nie powiedział co mu się wyobraża,ale jako dorosly człowiek biorący sobie żonę pewnie uważal,że będzie to osoba, ktora będzie go kochała , dowartosciowywała, będzie go rozumiała jak będzie miał gorsze dni, interesowła sie jego pracą i rozumiala jego stres, bedzie ciepła , nie bedzie stroiła fochów, bardzo będzie kochała Wasze wspólne dzieci i jak tylko czas ,poza życiem zawodowym ,jej pozwoli to bedzie skupiała calą swoją uwagę na nich, aby harmonijnie się rozwijały, umiejętnie wprowadzała je w życie, egzekwując pogodnie obowiązki od dzieci, będzie je bezboleśnie wdrażała w życie, bedzie dbała o ich komfort fizyczny i psychiczny. Jednoczesnie jak mąż będzie miał ochotę, to bedzie wspaniałą kochanką w łożku i cudownym, ciepłym, pięknym stworzeniem, ktorego koledzy mu cały czas będą zazdrościć ilekroć Was razem zobaczą. Rozumiem, że spełniasz te wszystkie parametry od rana do wieczora( i nocą tez) i czujesz sie przez męża oszukana,że on swoich obietnic nie spełnia. Ogarnij się. Zacznij tak się zachowywać, żeby to mężowi zależało na Tobie, aby się niepokoił, że mu ładną laskę inni sprzątną. Nie jest tak czuły jakby Twoje serce pragnęło, to trudno, Zacznij patrzeć na siebie, rozwijać siebie, abyś w siebie uwierzyła a nie z pretensją lub skomlając popatruj na męża łaknąc odrobiny uwagi. Jeśli masz córkę, to nie wyrośnie ona na kobietę pewną swoich atutów jak jej mama nie wysyła w świat takich informacji o sobie. Jeśli masz syna to żle wybierze sobie żonę, jeśli jego matka jest chwiejna i sama nie wie czego chce, wsystkiego się boi. Jeśli nie umiesz się w sobie zebrać, to może z pomocą psychologa? Życie byłoby piękniejsze jakbyście sobie z mężem z dziubków spijali, ale jeśli tak nie jest, to trzeba tworzyć zgodny tandem pełen wspólnych interesów- wychowanie dzieci na porządne osoby. Może teraz pracuj nad sobą a namów go do wspólnych ,tylko we dwoje, wakacji i tam wróci czar waszej beztroskiej ,wcześniejszej miłości?
  19. kikunia55

    Jestem wredna???

    Chyba musisz z nią rzetelnie porozmawiać. Zwróc uwagę, że masz swoją osobistą rodzinę, męża i dzieci i choć oni są dość obrotni ( bo udało ci się jakiś czas z nią pomieszkać a oni przeżyli) to jednak cały czas tak być nie może.Określ, że zamieszkalaś z nią aby ją pouczyć ( nie wiem np. gotowania, prania czy sprzątania i uważasz, że szczęśliwie jej rączki są na tyle sprawne, że widzisz, że temu podoła). Gdyby miała gorsze dnie to zastanówmy się jak to rozwiązemy- czy jest już odpowiednio stara i w papierkach schorowana, że opiekunka z MOPSu, by jej się za dodatkową niewielką oplatą należala? Jeśli jeszcze nie dośc jest chora a opowiada o swojej depresji to jazda do lekarzy, niech sobie powyrabia papierki, że jest biedula. Jeśli uważacie, że z MOPSu panie pracują na pól gwizdka i często się zmieniają, to może w okolicy jest jakaś pani, ktora chcialaby sobie dorobić i czasem raz czy 2 razy w tygodniu do niej podejść i coś posprzątać lub przynieść zakupy. Może jest niedaleko bar mleczny, gdzie moglaby na cieple posilki chodzić. Jeśli zacznie lamentować, że obcych się boi, że ją okradną- to najpierw się naradzić jak i gdzie pochowa swoje precjoza i zacząć opowiadać, że jak będzie mila dla takiej opiekunki, to znajdzie w niej może i przyjaciela, bo rozumiem, że przyjaciól za dużo nie ma. W ostateczności trochę na otarcie łez, że od niej uciekasz powiedz, że może raz w tygodniu przychodzić do Ciebie na posilek i Ty jej podgotujesz, gotując swoim, coś na 2-3 dni. Niech przynosi pojemniczki, Ty ją za produkty użyte do tego jedzenia na wynos kasuj i zobaczysz czy tak da się funkcjonować. Lepiej żeby ona raz w tygodniu się organizowała na wyprawę do Ciebie, posiedziala trochę z Wami i podjęła trud powrotu do swojego domu niż Ty powinnaś dla niej trwale reorganizować sobie życie z możliwością rozbicia swojej rodziny. Jak jeszcze jesteś u niej ,to rozejrzyj się za jakim Uniwersytetem Trzeciego Wieku i zapisz ja na jakie zajęcia- to może tam zaspokoi swój glod towarzystwa innych ludzi.(bywają czasem takie zajęcia- zdrowie psychiczne, trenowanie pamięci)- akurat coś dla niej. Musisz jakoś się przeorganizować, bo nawet swoim rodzicom jak pomagamy, to staramy się też jakoś zachować całość swojej rodziny. Jeśli na odleglośc będziesz się interesowala jej losem, czasem gościla u siebie a jednak ( w co nie wierzę) sobie by coś zrobila, to jak pisze unna to jest jej wybór. Jak będzie mimo próby takiej organizacji jej życia dalej próbowala Cię szantażować, to trzeba jej zasugerować, że ponieważ jest samotną osobą i jak sama wyrażnie twierdzi, nie radzi już sobie sama,osoby dochodzące do jej pomocy jej nie satysfakcjonują, to może czas pomyśleć o sprzedaży mieszkania i pójscia do domu opieki. Teoretycznie tam wszystko będzie miala zapewnione. Powinna się przejąc i spróbować zorganizować jakoś, bo pewnie już się trochę nasłuchala jakie to cięzkie pieniądze trzeba placić a jakośc życia i opieki niestety nie zawsze jest tak zagwarantowana jak ma się na to nadzieję. Chyba, że Wy między sobą macie taki uklad, że teraz Ty wraz z rodziną Twoją się nią opiekujecie a ona w zamian po swojej śmierci zostawi np. Twojej córce swoje mieszkanie. Wtedy to jakby taki ślub między Wami i ona jeszcze długo będzie Was wiązala jak będzie chciala, szantażowała, co jej tam wyobrażnia podpowie.
  20. Dziecko w tym wieku powinno mieć zajęcia dodatkowe, aby chwycila bakcyla, czy sportowego, czy w tańcu, czy w jakiś ciekawych zajęciach plastycznych, czy w kólku informatycznym, czy na zbiórkach harcerskich. Preferuję w stosunku do siedzenia w szkole, wszystko co jest w ruchu, co sprawia radośc, wyzwala emocje i poczucie panowania nad swoim cialem. Będac tam gdzie się spełnia, nauczy się organizacji czasu, tego że szkole trzeba oddać co szkolne a wolny czas temu co się podoba, co budzi emocje. Na tych zajęcia mogą zdarzyć się nieglupie przyjaciólki, które ogarniają i szkolę i np. koszykówkę. Trener też trąbi, że nie będzie wyjazdu na zgrupowanie, jak nie będzie dobrego stanu stopni. Z czasem my, mamusie mamy coraz mniejszy wplyw na nasze dzieci dlatego ważne jest, wsród jakich ludzi nasze dzieci się obracają. Jak chcesz, żeby dzieciak poszedł do dobrego liceum to dlatego, że uważasz, że po tej szkole bedzie się mógł dostać tam gdzie pragnie. Niemniej w dobrym liceum też jest względnie dobra atmosfera, dzieciaki między sobą rozmawiają na jakie studia chcą pojść- czyli to rówieśnicy trochę za mamę czy tatę motywują, że trzeba się uczyć jeśli coś się chce więcej. A chce się, bo kolega czy koleżanką mówią, że chcą- oni sobie sprzedają te swoje ambicje i jest szansa, że nasz dzieciak też kupi te ambicje. Tak samo jest w zajęciach sportowych. To inni uczą dziecko, że trzeba pogodzić szkole i naukę, to nie mama czy tata wciąz nadają nad uchem, tylko rowieśnicy pokazują, że można. Ulubiony trener czy trenerka ( najczęściej jak zajęcia się podobają to i trener jest dla nich ważny) też przypominają, aby dbać o szkołę. Naprawdę uważam że coś dodatkowego, interesującego jest w stanie motywować do nauki i do pewnego zorganizowania. Z czasem wyplynie sprawa telefonu i mimo pogrywania z naszej strony, tak ale jak podciągniesz się z np matmy, pewnie dojdziemy do tego, że i telefon jest dziecku potrzebny. Oczywiście jeśli samo nie naciska, to nie ma co się jeszcze narzucać- ale to aż dziwne, że jeszcze sama na ten tel. nie naciska. Powodzenia w trudach wychowywania.
  21. A może w lekkiej atmosferze, jakby żartem informować, że bywają takie teorie "wywolywania wilka z lasu",samospełniające się sprawy? Nie można intensywnie myśleć o czymś, czego się boimy, bo to jest jakby samospełniające się. Ludzie boją sie np. choroby, utraty pracy i żeby to się nie spełnilo, to świadomie nie dopuszczają takich myśli do siebie. Jak Ty się martwisz, że nie odebralam telefonu jak byłam w pracy, to nie panikuj, że coś mi się stało , tylko, żeby napewno mi się nic nie stalo ,zacznij sobie tlumaczyć, że jestem na ważnym spotkaniu u szefa, że rozmawiam z klientem( zależy co Pani robi). Proszę powiedzieć, że jest to taki jakby obowiązek jego wobec siebie i mamy, aby po zaniepokojeniu, że nie podniosłam sluchawki szybko znaleść ze 3 powody dlaczego jej nie podniosłam i wierzyć w nie głęboko.Bo wiadomo, że jak się tak myśli to mamie nic złego się nie stanie. Jak mama wychodzi z domu, to przecież mama jest urodzona pod szczęśliwą gwiazdą i wiadomo, że mamie nic nie może się stać. Mogę Ci udowodnić, że jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą. Przecież tylko takim osobom rodzą sie takie wspaniale dzieci jak moj kochany, rozsądny i odpowiedzialny synek czyli Ty. Tylko takim osobom spod szczęśliwej gwiazdy rodzą sie takie fajne dzieci jak Twoi kochani bracia. O braci możesz się martwić, ale racjonalnie. Jak widzisz, że może się czymś skaleczyć to ostry nóż trzeba szybko schować do szuflady, jak mama zapomniala. I poprzypominać ileś sytuacji, gdy synek wobec młodszych braci wykazał się rozsądkiem. Czyli popieramy jego troskę, ale nie popieramy paniki. Może ta wiedza, że jakby co to jeszcze sa dziadkowie i ciocia, to dla niego za dużo. Może wtedy trzeba było mówić, że przecież to nie możliwe, żeby mamie się coś stało. W jego glowie i w jego życiu coś się stało, bo nie mieszka z Wami tata, który, może jako silny mężczyzna bronił u niego w głowie przed wszystkim co złe. Stało się coś czego on się nie spodziewał. Taty z Wami nie ma.Teraz może się stać wszystko zle, co tylko jego głowa mu podpowie. Może wiara w Waszą szczęśliwą gwiazdę, jakoś go uspokoi. Ciekawe co mu się sni? Może i tam jest klucz do tych strachów?
  22. Słabo rozumiem- o narzeczonym, ktory zginął pisalaś, że uważal, że kobietę należy zdobywać każdego dnia. Potem, piszesz, że długo Ci zeszło zanim doszlaś po śmierci narzeczonego do siebie. Poznalaś kogoś przez internet i "Zawsze ja walczyłam o kogoś , a chciałabym żeby ktoś zawalczył o mnie i zaakceptował mnie taką jaką jestem z całym tym moim bajzlem. " To jak to z Tobą jest ,Ty zdobywasz, czy Ciebie zdobywają. Mówisz, że spotkania były rzadkie a na ostatnim akurat bylaś :"Rozdrażniona , wszystko było mi obojętne z niczego nie byłam zadowolona i byłam myślami zupełnie gdzie indziej..." Więż internetowa podtrzymywana rozmowami telefonicznymi i rzadkimi spotkaniami z kobietą, ktora jakby ciągle jest w żalobie po 6 letnim związku z narzeczonym, który zginął i ciągle podkreśla, że jeszcze na nowy związek to za bardzo gotowa nie jest, nie musiala być jeszcze głęboka. Przyjechał, Ty byłaś nieuważna, rozkojarzona i chłopak stwierdził, że trzeba sobie odpuścić. Lekarze znależli w Tobie śmiertelną chorobę i go powiadomilaś. Zaskoczyło go to i stwierdził, że będzie się o Ciebie modlił. Nie było tak, że byłaś z nim w związku, wykryto u Ciebie chorobę a chlopak się rakiem wycofal. On najpierw się wycofał a potem nastąpila ta pechowa diagnoza.To chyba nie jest tak bardzo niewporządku. Mogą Cie boleć formy porozumiewania, czy raczej ich brak. Czyli nie dzwoni a mailuje. czy SMSuje. Może ma taki "delikatny" charakter, że jak ma słyszeć w rozmowie Twoj zawiedziony ton, to boi się za choć nie chce z Tobą być, to za bardzo będzie przeżywał Twoje zawiedzione oczekiwania. Już nie przeżywaj czy jest elegancki i mówi "Do widzenia"przez tel czy SMSem czy mailem. Najważniejsze, że to powiedział czyli Ciebie nie oszukiwał, mimo tej odleglości. Nawet jak masz pretensje, że mało elegancko to chyba lepiej, bo szybciej go sobie z głowy wybijesz. Ty miałaś takiego, który był idealem, ten mu do pięt nie dorastał to i dobrze, że sobie poszedł. Teraz masz ważniejszą sprawę na głowie. Swoje zdrowie. Zajmij się nim, bo to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
  23. kikunia55

    Ból po rozstaniu

    Ludzie się spotykają i są ze sobą. Nie jest nigdy powiedziane czy to jest spotkanie na całe życie, czy tylko na trochę. "powiedzialam dość bo w koncu poczułam ze ta relacja mnie wykańcza od srodka. "-sama sobie dałaś odpowiedz. Oczywiście,prawie 5 lat to szmat czasu i jest ileś wypracowanych przyzwyczajeń , ileś sytuacji w których zawsze się było razem, że teraz na pewno cierpisz. Niemniej w calym długim poście wykazujesz, że to nie powinno trwać dalej, czyli tego powinnaś się trzymać. Żeby może nie patrzeć na ten związek w kategorii straty( czyli on do Ciebie podejdzie i znów Cię wmanewruje) musisz w sobie jakby przepracować ten związek. Nie zmarnowałaś tych 5 lat. Coś pięknego przeżyłaś ( bo byłaś zakochana, szczęśliwa, że możesz komuś z siebie coś dać), ale też z czasem coś w Tobie się wypalilo, bo nie czulaś z drugiej strony takiego żaru, jaki sama ofiarowałaś. Jeśli się wypaliło, to nie ma co do tego wracać, tym bardziej, że nie macie dzieci i nic nie musisz robić ze względu na dobro dziecka, bo może ono będzie za bardzo cierpiało jak Wy nie będziecie się umieli ze sobą dogadać. Twój partner był od Ciebie starszy, po rozwodzie czyli po nieudanym związku. Rozwodnicy dzielą się na tych, którzy następnych związków prawdopodobnie szczęśliwych nie stworzą, bo sami są problemem w związku. I na tych, którzy po przeżyciu poprzedniej porażki coś zrozumieli i w następnym związku jak coś jest nie tak, to szybko reagują, szybko dopasowują swoje postępowanie do aktualnego minikryzysu aby się nie rozwinął w kryzys, który mógłby całości związku zagrozić.Oni po prostu wyciągnęli lekcję z poprzedniego związku. O tym partnerze piszesz, że on ciągle prosił abyś mu dała szansę, czyli najpierw "narozrabiał" a potem się kajał. A chyba chodzilo o to aby " nie broił", nieprawdaż? " czy on mnie sobie owinal wokol palca"- jeśli ciągle "broił" i potem przepraszal a Ty tkwilaś w tym związku, to tak to możesz odbierać. O każdym związku można powiedzieć, że ktoś sobie kogoś wokół palca owinął, ale jeśli zawsze wydaje się ze postępowanie danej osoby wynika z tego, że liczy się z drugą stroną, że pragnie wyjść na przeciw jego oczekiwaniom, to jest to związek dojrzały i tylko ktoś złośliwy z zewnątrz oceniający tak powie. Jeśli my sami tak zaczynamy postrzegać związek to znaczy, ze więcej dajemy niż bierzemy i zaczyna nam to doskwierać. Tak długo się nie da ciągnąć, bo następuje wypalenie, wewnętrzne poczucie krzywdy i chyba zdrowiej się rozstać niż tkwić w czymś, co przynosi ból i upokorzenie, poczucie niedowartościowania, niedocenienia. Oceń, co było dla Ciebie w tym związku dobre. Ale nie po to aby z żalu znów do faceta lecieć, ale po to aby wierzyć, że 5 lat to dużo i były to lata ważne dla Ciebie, coś z siebie próbowałaś komuś dać i ktoś ,kto wtedy pewnie się wobec Ciebie starał, też chciał jak umiał ,ubogacić Ci życie. Było dobrze a czasami pewnie i nawet pięknie. Niemniej Wasze charaktery okazały się bardzo różne, ktoś okazał się być bystrzejszy i żerować na Twoim miękkim i dobrym sercu. Ktoś, kto był starszy od Ciebie i powinien być z racji wieku i doświadczenia od Ciebie dojrzalszy i powinien on uczyć Cię dojrzalej, głębokiej miłości. Pewnie po prostu nie jest do takiej zdolny. Trudno. To nawet jakby nie jego wina, tyle, że zrozumiałaś, że razem Wam już nie po drodze i tego się trzymaj . Każde z Was ma jeszcze dużo życia przed sobą i masz prawo oczekiwać takiego partnera, przy którym z czasem nie będzie tylu negatywnych odczuć, takiego Twojego cierpienia. Zycz mu (czy słownie, czy gdzieś głęboko w sobie), aby na swojej drodze spotkał osobę, której jego cechy charakteru będa odpowiadały i stworzy może z nią udany tandem. Ty już wiesz, że to na dłużej nie możesz być Ty. Nie analizuj, nie rozważaj, po prostu zamknij ten rozdzial życia. Nie odbieraj tego jako porazki. Pomyśl, że to byla nauka życia dla Ciebie. Może dzięki tej znajomości przy innych mężczyznach szybko rozpoznasz co jest niewłaściwe, może też zaczniesz w relacjach damsko-męskich bardziej stawiać na swoje zadowolenie, może nabędziesz trochę zdrowego egoizmu, bo będziesz wiedziała, że tylko wtedy bliżni zbyt szybko Ci nie wejdzie na glowę. Każdy związek jest po coś. Podjęłaś słuszną decyzję w której teraz wytrwaj i nie katuj się myślami co byłoby gdyby... Nic by nie bylo, bo już się skończyło, już był czas po temu. Teraz trzeba iśc do przodu i patrzeć przed siebie. Zmęcz się. Po poludniu na basen lub jogę lub jakiś fitnes. Zaopiekuj się sobą.Jakiś nowy ciuszek, jakś zmieniona fryzurka.Przypomnij sobie o dawnych znajomych, których może troszkę zapomniałaś, bo zajmowałaś się facetem. Powodzenia.
  24. Zazwyczaj yonka brzmi jak dla mnie zbyt radykalnie, ale tutaj wyjątkowo się z nią zgadzam. Dodam, że zbyt nudno może być synowi, to powinien uprawiać jakis sport. Sport to m-ce na rywalizację, na zwycięstwo chociażby nad samym sobą. Pokonałem swoją słabośc, to jeszcze coś potrafię. Sport uczy koncentracji, czyli w szybszym tempie mozna obleciec odrabianie lekcji i pomoc w domu lub zajęcia sportowe. Ja preferuję karate dla chłopaków, ale chyba dziedzina nie tak ważna, jak ważne aby chłopak wyszalał się na macie, boisku, plywalni- życie mu się będzie bardziej podobało. W szkole jak się nie uczy, to się przyzwyczaja być w ogonie klasowym, brak emocji związanych z sukcesem, tylko bycie takim miernotą. Dodam, że różnie bywa z tym wspólnym uczeniem się. Ja miałam pracę zmianową, więc nie kazdego dnia mogłam przysiąść do nauki. Na wysokości liceum ( bo mnie to spotkało, w liceum mego syna) okazywalo się, że chyba w niektórych przedmiotach i mnie wyparowała już wiedza. Czyli próby wspólnej nauki nie były spektakularne, sukcesy były słabe. Usiadłam i się zastanowiłam czy w dzisiejszych czasach chłopak może nie mieć matury i da sobie radę. Ustalilam, ze to niemożliwe. Wspólna nauka nasza zaczynała rodzić między nami konflikty, że patrzyliśmy w sposób trwały na siebie z obrzydzeniem, niechęcia. Stwierdzilam, że w domu pieniądze są, a brak matury może być większym nieszczęściem niż głupio wydane pieniądze ( głupio, bo do pewnej wiedzy powinien dojść sam a nie za pomocą korków).Wysłałam z najważniejszych, kulejących przedmiotów na korki. Miałam świadomośc, ża placę za jego lenistwo i brak wyrobionych należytych przyzwyczajeń. Jakoś w gimnzjum wiedział, że trzeba dostać sie do dobrego licem i się uczył. Potem osiadł na laurach i życie towarzysko szkolne się podobalo ale sama nauka już mniej. Przeszedł w końcu w nienajgorszym stylu przez ogólniak i dostał się na studia. Na Polibudzie znów problem, ze na I szym roku duży odsiew z powodu matmy i geometrii wykreślnej. Matma ,bolączka całej uczelni, więc w tym czasie światły rektor zarządził na sam początek na wszystkich kierunkach kolokwia sprawdzające poziom wiedzy ze sredniej szkoły. Najsłabsi na rodzaj wyrównawczych zajęć oplaconych przez polibudę przez pierwszy semestr. My ze swej strony powiedzieliśmy, że nie chcemy żadnych dziekanek i jeśli będzie potrzebna pomoc z geometrii wykreślnej to pomożemy. Okazało się ,że z jakiegoś innego przedmiotu ze dwa razy odplatnie do starszych kolegów zawitał i o dziwo, uczelnia szła jak powinna iść. Teraz jest dorosły i samodzielny. Czyli mimo mojej uwagi względem szkoly, próby osobistej pomocy na wysokości liceum przeszłam na korki. Rodzaj porażki, jednak per saldo oplacalnej. Twój jest młodszy i jest szansa, że osobiście, przy ciąglej swojej pracy coś uzyskasz, ale jest to trudne i żmudne. Ponadto rodzic tez się zżyma, że swoje nauki już dawno pokończył i było mniej emocji niż uczenie się z dzieciakiem i ciągłe porażki. Jeślibyś kiedykolwiek zdecydowala się na jakieś korki (myśle, że w średniej szkole, bo teraz to może jeszcze sama dasz radę) to są dwie teorie. Biorę za psie pieniądze starszą o rok czy dwa koleżankę czy kolegę syna. lub jakiegoś studenta i niech się razem uczą. To może przejść z przedmiotami, które zaliczyć trzeba, ale nie będa one najprawdopodobniej potrzebne niezbędnie w przyszłości. Jednak taka np. matma to już powinien być nauczyciel, który dobrze zna program, zna wymagania szkól na wysokości danej klasy i umie tłumaczyć i jest konsekwentny. Ponieważ nauczyciele też potrafią brać dodatkowe pieniądze za swój stracony czas, ale jakoś efekty ich pracy są mierne. Porządny nauczyciel, nawet jak dostanie "tłuka" za ucznia i wie , że niewiele z takiego wydobędzie, to gdzieś po miesiącu mówi, że percepcja ucznia w tym przedmiocie jest bardzo słaba i on wie, że przy wspólnej ich pracy będzie uczeń tylko zaliczał, ale sukcesów w postaci wyższych ocen trudno się spodziewać. I to jest nasza sprawa czy chcemy wydawać na niego dalsze pieniądze (zazwyczaj zauważalne, bo dobry nauczyciel się ceni) czy sobie i dziecku odpuszczamy.Ale też od korepetytorów dowiedzialam się, że jak mój syn chce, to ma bardzo wysoki poziom koncentracji, świetną pamięć i bardzo dobrze przyswaja materiał. Twierdził, że tej koncentracji nauczył się właśnie na karate. Czyli niestety moje podejrzenie ze placę za jego lenistwo stało się prawie udokumentowanym faktem. Walczyć musisz, bo dzieci nie wierzą że wiedza i przechodzenie bezproblemowe do dalszych klas, że to jakaś szansa na przepustkę do pewnej stabilizacji póżniej.Samo nasze gadanie jakoś nie uruchamia ich wyobrażni, bo sa u nas w domu i nasz chleb jedzą
×
×
  • Dodaj nową pozycję...