Skocz do zawartości
Forum

kikunia55

Użytkownik
  • Postów

    72
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez kikunia55

  1. Jak lubisz byc krojony na kawalki to usilnie utrzymuj z nią kontakt i jeszcze sluchaj zwierzeń z jej kontaktow z innymi facetami. Powiedziala Ci, ze jednak jestes dla niej za młody, to nie oczekuj, ze się przebudzi i znów Ciebie zobaczy, zauważy jako faceta. Będziesz juz tylko kolegą to nie koncentruj się na usilnym utrzymywaniu z nią kontaktów. Znajomosci bywają tez bardzo luzne i do takich powinienes tę zaliczyć. Ona i Ty to był fajny etap w życiu, ale byl. Jestes od niej o 7 lat młodszy, ona może juz szuka faceta na męza i ojca swoich dzieci z wyksztalceniem, zasobnym portfelem. A dla Ciebie to chyba jeszcze nie ten czas. Odpusc jej i sobie.
  2. "mi powiedział że do siebie nie pasujemy, a powodem było jak sie okazało nowa dziewczyna". I powiedzial Ci prawdę. Uznał, ze z nową dziewczyną pasują do siebie bardziej niż z Tobą. Nie oklamał Ciebie tylko niedopowiedzial wszystkiego, bo na tyle Cię lubił i szanował, ze nie chcial Cię ranić bardziej. To co powiedział tez skutkowalo rozstaniem. Na dowód prawdziwosci jego slów- z Tobą mu jazda konna nawet nie wydała się interesująca a z nową dziewczyną odkrywa i dziewczynę i konie. Czyli z Tobą juz mu było nie po drodze. A Ty się zastanów, dlaczego stalo się tak, ze od roku nie jestescie razem a Ty nie umiesz się pozbierac. Przeciez potrzebujesz faceta, ktory będzie się cieszyl Twoją obecnoscią- ten Cię nie potrzebuje- stwierdzil to juz rok temu. Potrzebujesz faceta, któremu będzie zależało na Tobie- temu juz nie zależalo. Potrzebujesz kogos, dla kogo będziesz ważna- dla niego od roku nie jestes. To dlaczego jeszcze to tak przeżywasz. Owszem, wtedy, gdy się rozstawalscie i on to wymyslil, moglas się na początku w swojej duszy nie zgadzać. Ale juz upłynęło duzo za duzo czasu abyś nie zauważyla zaistnialej sytuacji i jej niezaakceptowała. Związek trwał tylko 4 miesiące z żałoba po nim juz rok.To raczej nielogiczne. Pora usiąsc i pomysleć. Było i się skończyło. Było po coś, Czyli było po to abym się dowiedziala, ze jestem zdolna do miłosci, ze umiem się komus podobac a co ciekawe, bywają na tym świecie faceci, którzy i mnie się podobają. Z tym byłam w uczuciowym przedszkolu. Znajomosc się skończyla, czas ją odżałowac i patrzec co i kogo jeszcze życie może przyniesc. Na jednym facecie swiat się nie kończy. Z jakims następnym będziesz w szkole podstawowej. Jak dojdziesz do szkoly średniej to będziesz juz miała z jakimś następnym onym długofalowe plany. Przeciez to byl Twój pierwszy chłopak. W szkole się uczymy ale i w szkole uczuć tez pobieramy nauki. Trudno aby ten pierwszy związek byl juz tym docelowym. Masz głowe to użyj jej i odlącz się mentalnie od tamtego związku, poniewaz on dawno się skończyl. Jak się odłączysz to życie Twoje znow zacznie nabierać barw. Nie musisz miec zaraz nowego chlopaka. Ale masz obowiązek wobec siebie aby w 25 roku życia czuc wszystkie radosne smaki życia.I tego Ci życzę.
  3. A ile masz lat? może niedlugo wyfruniesz z domu i problem sam się rozwiąze?
  4. Jesli koniecznie potrzebne są pary, to moze lepiej postudiować niepłodnośc wsród par? Podobno czasami jest ona wynikiem wzajemnej alergii na siebie, ktora wlasnie tak się objawia. Założenie takiej tezy i znalezienie ku temu dowodów, to byłoby coś. A jeszcze dojscie do tego ,jak to zauważyć w momencie, gdy dopiero zaczynamy się spotykać- innowacja.
  5. Kochanek żonaty to, taki co ma żonę. A Ty szukasz kochanka mężatego, czyli potrzebujesz dwóch? Za jedne pieniądze? Jestes nie z Polski a tresc ogłoszenia sciągnęłas od koleżanki czy opiekuna? Tylko tytuł tak niezgrabnie Ci wyszedl.
  6. Jasne, zawsze młodego i napalonego faceta mozna wziąc na...nocleg. Po cos jestes jej na chwilę potrzebny, potem potraktuje Cie jak zawsze. Ale przeciez jakby Tobą tak nie pomiatała aby na chwilę byc miłą to nie wiedzialbys , ze kochasz, nieprawdaż?
  7. Pomysl, ze Ty wcale nie zakochales się w niej, tylko w swoim wyobrazeniu o niej. Poniewaz nie widziales jej realnie to mogłes sobie na jej temat bajdurzyc co tylko wyobraznia Ci podpowiedziala i ona umiejętnie podsycila. Człowiek jak się nadmiernie zakocha to są tacy co i realu umieją innych wodzić za nos.Wtedy jednak winny jest rowniez ow zakochany, bo nic a nic nie chce wysciubic nosa poza swoje rozowe okulary i kazdą przeciwnosc tłumaczy sobie na korzysc osoby, którą jest zauroczony. Ty, jednak tak naprawdę nie masz obiektu swoich westchnien. Ten ktos, kto Ci odpowiadal na maile to 35 letnia kobieta, która się nudziła i ktora może ma zwichrowaną psychikę ,bo czego mogla szukac u tak młodziutkiego męzczyzny?. Teraz ,na szczęscie dla Ciebie ,zainteresowała się jakimś innym męzczyzną. Stwarza to Tobie szansę na wyperswadowanie sobie tej niewłasciwej znajomości, odcięcie się od niej. Im szybciej tym lepiej. A tak głebiej pomysl, dlaczego Ty nie szukasz znajomosci w realu? Boisz się, ze nie jestes dosc przystojny, interesujący, odważny? Może czas to zmienic, czas uwierzyc w siebie? Kazda dziewczyna w realu jest lepszą znajomością niz taka znajomośc wirtualna. Zawsze masz więcej zmysłow i intuicji aby oceniac sytuację, dziewczynę, jej stosunek do Ciebie, do świata
  8. Tez tak mialam, ciągnęłam wilgoc z powietrza. Jechałam do pracy, stalam pod wieczór na przystanku, nie marzłam a na nocnym dyzurze w pracy siedziałam wykrzywiona, bo było mi żle, naciągnęłam wilgocią. Nie lubiłam grili, bo wszyscy się bawili a mnie wchodziło w nogi i kręgosłup (ręce na szczęscie nie). Okolo 40-tki nie moglam isc na basen o ile zaraz po nim nie weszlam do sauny (najlepiej suchej). Woda w plywaniu tez mnie "nawilgaca" i musze po nim zaraz rozgrzac stawy w saunie. Do pracy zaczęlam ubierac się nazdwyczaj dobrze, na grile nie chodzilam a jesli juz byłam to po poludniu a koniecznie pod wieczór siedziałam albo w dresie albo owinięta kocem albo jedno i drugie. Lubilam wygrzewac się na slońcu. Teraz bardzo choruję na stawy, mam liczne zwyrodnienia. Od 45 roku regularnie jezdze na wszelkie zabiegi rehabilitacyjne do sanatoriow i biegam na rehabilitacje na miejscu. Nigdy nie biorę krioterapii, szczególnie miejscowej. Po takich zabiegach uważam, ze ktos mi chce do końca zrujnowac chory staw. Moze i u Ciebie jest tendencja do chorób reumatycznych. Poczytaj o pokarmach rozgrzewających i wychładzających wg chińskich poglądow. Może cos z tego kręgu kulturowego wypróbuj w odżywianiu. Ewidentnie jest Ci w srodku siebie samej zimno.Może zastosujesz się do wytycznych chińskich lekarzy. Jakby było Ci zdecydowanie lepiej po takich zmianach dietetycznych to daj mi znac.
  9. Powinnas tak kiedys np w wakacje pobyc w towarzystwie tzw glupiutkich dziewczyn to znaczy takich, ktore fascynują sie tylko ubiorem czy fryzurą, które szybko oceniają czy z tych dwojga ludzi będzie para, które szybko rzucają podejrzenia, ze Ci to ze sobą sypiają, albo ten facet zdradza swoją babę, które duzo plotkują i nie mają zbyt glębokich zainteresowań. Obcując z takimi, człowiek pozornie patrząc na nie z góry ,dowiaduje, się ze i one swoj rozum, swoją mądrośc mają. A przy nich otwiera się inne spojrzenie na swiat inna mądrośc w Tobie samej.Może taka bardziej prymitywna, ale bardziej rozumiejąca mechanizmy związku kobieta-męzczyzna. A pisząc o zwariowanych wakacjach tez chodzilo mi abys moze poddała się przygodzie a nie korzystala ze spokojnych ofert biura podrózy.
  10. Ale jak wyjdziesz na to symboliczne piwo to rozejrzysz sie wokól i zobaczysz, ze tez są inne dziewczyny. A ze swoją panną spotkaj sie tylko i wylącznie po to aby obwiescic, ze wobec mdlej Waszej znajomosci trzeba ją po prostu zakończyć, inaczej będziesz uważał, ze grzeszysz obserwując ladną dziewczynę na przystanku autobusowym. Dla Twojego jakiegos wewnętrznego spokoju potrzeba Ci glosno powiedziec "do widzenia" i pójsc spokojnie do innego życia. Nie analizuj przy niej dlaczego, bo to juz dawno w sobie przerobiles a ona jesli zapyta to tylko z perfidii.
  11. No dobrze, wszystko wygląda poprawnie. A czy jak ten ktos Ci się podoba, to niewerbalnie dajesz mu znać. Zatrzymujesz na nim dłużej swoje spojrzenie? W dyskusji ogólnokoleżeńskiej zawsze wzrokiem sprawdzasz, czy Twoja reakcja na problem kwestię wydaje się byc podobna do jego? Rozmawiasz w jednej grupie znajomych, on w drugiej, stojącej obok ,rzucasz mu ukratkowe spojrzenia, podtrzymując miedzy wami zainteresowanie? Gdy jestescie razem to Ty bardziej wyglaszasz swoje poglądy czy to Ty starasz się poznac jego poglądy? A próbujesz w niektórych się zgadzac, popierac a w niektórych wrecz byc zdania przeciwnego. Swoimi uwagami dawac intelektualne zadanie do obronienia jego pozycji w danej kwestii. Nie popuszczac kulturalnie. OK kazdy ma prawo do swoich poglądow, tylko ze swadą się pokłocić? A jak mówi o swoich zainteresowaniach, to umiesz powiedziec, ze jest Ci to nieznane i co mógłby Ci o tym poopowiadac tak aby np zachęcić Cie do poznania tej dziedziny. Jestes otwarta na inne sposoby spedzania czasu niz to co do tej pory robilas? Przepraszam, ze nie znając Cie, tylko tak troszkę z Twojego własnego opisu ale wydaje mi się, ze jestes za poprawna, za uprzejma, za grzeczna, nie narzucająca się, nie zmuszająca drugiej strony do wysiłku, do pomyslenia jak Cię sobą zainteresowac. Facet nie ma wyzwania. Od początku stwierdzacie, ze wasze sposoby na spędzanie czasu nie wspólgrają, są tak rózne, ze nie ma co się naginać. Jednoczesnie go za malo kokietujesz, spojrzeniem nie obiecujesz, nie zachęcasz, niewerbalnie nie dajesz do zrozumienia, ze moze dla znawcy, który znajdzie do Ciebie klucz będziesz wulkanem seksu. Może na stronach młodych ludzi w czasie zbliżających sie wakacji znajdz ogłoszenia tych, którzy chcą np samochodem gdzies jechac i potrzebują czwartego/ czwartej do dzielenia kosztów wyprawy. Czasem ktos wypada z umówionej zalogi na jacht i potrzebują jego zmiennika, nawet takiego, który nie umie ustawiac szotów ale moze jakos jedzenie przygotuje, ale jest potrzebny do dzielenia kosztow wynajmu jachtu. Zrób cos szalonego, otwórz sie na swiat, bo jakbys weszła w utarte drogi, w utarte sciezki i jest Ci zbyt wygodnie, nie zmieniasz swojego postępowania, swojego sposobu bycia. A w kwestiach damsko męskich z tego tytulu nie mialas sukcesów czyli cos w sobie trzeba zmienic. Nie wbrew sobie, tylko inaczej, na co wczesniej nie wpadlas.
  12. Skup się na swoich pracowych i szkolnych obowiązkach i przestan jak ten psiak żebrac o chwilę uwagi, zainteresowania i czasu. Zastanów się co jeszcze mógłbys w życiu robic, co przynosi Ci zadowolenie, rozpręzenie. Może trochę ruchu? Może basen, siłownia, rower, biegi? Ruch nas odstresowuje.A Ty jestes taki mocno zakręcony, bo w koncu zrozumiałes, ze panna trzyma Cię jako opcję rezerwową, ze nie jestes dla niej wazny i nie umiesz sobie z tą swiadomością zupełnie poradzić. Porzuc panne, która Cie tak naprawdę nie potrzebuje a zajmij się sobą, swoim dobrym samopoczuciem i postaraj się zdystansować od sprawy. A sport bardzo Ci w tym pomoże. A może umów się z jakimś kolegą singlem i wypijcie sobie piwko i obgadajcie swiat.
  13. Piszesz bardzo ogólnikowo. Przeanalizuj kazdą swoją pracę jaką wykonywałas i wszelkie zastrzeżeniajakie miał pracodawca wobec Ciebie. Stwierdzenie, ze jestes nieudacznikiem nic Ci ( a i nam tez) nie wnosi. Cos robilas żle lub zbyt wolno, może na czas nie przygotowywalas wymaganych dokumentów, może nie znałas podstawowych programów komputerowych, może slabo szła Ci korespondencja, może nie byłas uprzejma dla klientów firmy, może nie ogarniałas bukowania biletów i hoteli dla swoich szefów, może nie robiłas na czas zamówień materiałow biurowych. Może... Jak się chce miec stała pracę to trzeba byc swiadomym swoich zalet, ale też umiec ocenic w czym się nie sprawdziłam , I tez umiec ocenic, czy to w czy się nie sprawdzałam da się jakos wyprowadzić na prostą, podszkolić się, wytrenować, czy tez uznac, ze to nie jest dla mnie możliwe do wykonywania.
  14. kikunia55

    Mam problem

    Wpisz w google -asertywnosc ćwiczenia- będą informacje w pdf, beda filmiki na YT- postudiuj sobie.
  15. Napisałas tutaj, czyli zachowałas się niekonwencjonalnie dla siebie- nie jestes zazwyczaj zwolenniczką szukania rady u obcych ludzi o nieznanych Ci poglądach i doswiadczeniach. Napisałas i ludzie się odezwali,. Musisz się zastanowić, czy mimo tego, ze próbowali Cie pocieszyć na bazie swiatopoglądu katolickiego, probą zwrocenia uwagi, ze mimo nieszczęscia jakie Cie spotkało życ musisz dalej, masz rodzinę (TY i mąż) i masz obowiązek starac trzymac się ją w całosci, Próbowali Ci powiedziec, zgodnie z rozwojem takiej młodej rodziny z czasem może się zdarzyć, ze prowolacie na świat brata lub siostrę Waszego pierwszego dziecka i dalej jako rodzice macie zdolnosc kochania tego następnego dziecka i nie będzie to żadną zdradą wobec dziecka, które odeszło, tylko kontynuacją rozwoju Waszej rodziny. Probowali Ci powiedziec, ze etapu żaloby, załosci nie przyspieszysz, ale mozesz ją choc troszkę złagodzić, gdy zrozumiesz, ze wypadki się niestety zdarzają i trzeba umiec mentalnie to przeskoczyć ( gdybym wiedział, ze upadnę to bym się położył). Zwrócili Ci uwagę, ze nie wszystko da się w sobie tłumić i potrzeba wygadania się jest naturalna i powinnas zwrócic się do przyjaciól, może rodziny lub terapeuty, gdzie powinnas mówic o tym co Was spotkało. Wszystko prawie negujesz, mówisz, ze nigdy nie okazywałas łez i słabosci innym, bo Cię to upokarza. Wolisz popłakac w domu. A te łzy choc na moment Cie oczyszczają? Pomagają złagodzić emocje? Mysle, ze tak. Co Ty sama zawsze myslałas o innych, gdy widziałas ich łzy? Służyly one do tego aby poplakac, cos wymusić na kimś i dalej z uśmiechem zwycięstwa, ze dostałam co chciałam isc dalej? Sluzyly one do tego aby inni się nad tą osobą litowali a Ty uważałas, ze to żałosne. Kazdy jest kowalem swojego losu i powinien sobie ze sobą sam dawac radę? Powinny służyc do wspólczucia bliskich a wg Ciebie obnażały głupotę osoby płaczącej, która nie chce się wziąć do rozwiązania błahego problemu i tymi łzami angazuje otoczenie tylko tak własciwie do obgadania i wysmiania zainteresowanego. Zastanów się czy niekonwencjonalne Twoje zachowanie- opis sytuacji tutaj ,tylko Cię zdenerwowały, zirytowały, czy może jednak ktos napisal Ci cos, co choc troche może skierowało Twoje mysli inaczej niz wczoraj czy przedwczoraj. Tak, o ile nie umiesz czy nie chcesz rozmawiac o tym co się stało z najblizszymi- może jednak zdecydujesz się na terapeutę, mimo, ze płacz przed obcym to nie Twój styl. To tez byłoby niekonwencjonalne dla Ciebie zachowanie. Przeciez Twoj płacz to nie powód do wyśmiania, to tylko sytuacja w której blizni nie wie jak ma pomóc innemu, bardzo cierpiącemu i moze miec nadzieję, ze będąc kolo niego, wysłuchając go, moze da mu jakąs ulgę. Dlatego wydaje mi się, ze moze jakbys razem z męzem udala się jednak do kogos mądrego i pozwoliła sobie na parę sesji to dopiero po nich z cała pewnoscią powiedziałabys, ze to jednak nie jest Ci w stanie wogóle pomóc.A może bys powiedziała, ze ogólnie nikt za Was nie przerobi tej sytuacji, ale jednak w tych wizytach uplynąl czas, który jakos cierpienie wycisza? Nie spróbujesz, nie będziesz wiedziala. Tak jak napisałas tu i wiesz, czy to tylko rozdrapywanie ran i słowa innych, które Cie tylko irytują, czy moze jednak jakies kwestie, które moze jednak trzeba w sobie rozważyc. Zyczę Ci abys w tak trudnej Waszej sytuacji dalej stosowała sama wobec siebie niekonwencjonalne zachowania. Jedne Cie wkurzą ale może inne jakos inaczej pomogą Ci podejsc do zaistnialej sytuacji.
  16. Ok. Kazdy w sobie szuka sily jak uwaza, ze umie najlepiej . Ty wygląda na to że jestes zwolenniczką samobiczowania. Tutaj jestes anonimowa a w gabinecie terapeuty jestes z kims umiejącym słuchac jeden na jeden, z kims obowiązanym do tajemnicy zawodowej. I takiej pomocy nie możesz przyjąć? Nie możesz, czy nie chcesz z założenia. Stwierdzilas, ze zawinilas, to powinnas bardziej jeszcze smażyc sie w piekle, samobiczowac, powinnas cierpiec dlugo i okropnie, bo Twoja wina wg Ciebie była przeogromna i Ci się nalezy, tak uznałas. I przynosi to jakies ukojenie, uspokojenie,jakies zrozumienie tego co się stało, jakis sens zaistnialej sytuacji? Wyglada na to, ze nie bardzo. może jednak trzeba się przelamac i przyjąc pomoc dobrego terapeuty, ktory pomoże Wam przejsc ten trudny okres.
  17. Jak miałam małego 4-5-7 letniego synka to on był zawsze zainteresowany tewizją, duzo bardziej niz jego starsza siostra. Ja czasem dla swojego spokoju świętego nie zwracałam uwagi na czas jaki przed tym telewizorem spedził. Dziecko było zajęte był swięty spokój mogłam cos porobic w domu. Az pięknego dnia zauważyłam, ze na proste polececnia wynies talerz, sprzatnij zabawki, wyłacz telewizor reaguje albo agresją, albo złoscią. Zwykłe codzienne życie raptem irytowało, drażniło, było nieznosne. Swiadomie ograniczylam czas przed telewizorem, wszystko wróciło do normy, dziecko mi znormalniało. Gdy nie trzymałam ręki na pulsie, bo intensywnie zawodowo pracowałam, bo miałam swoje zmartwienia sytuacja się powtarzała. Po mojemu ,po rozstaniu ze swoją przyjaciólką poszłas w taki otępiacz mózgu jak nonstop siedzenie w bajkowych filmach w szczególnosci. Zastosowałas sobie odtrudkę na zle samopoczucie po odejsciu kolezanki i nie poszłas w realu na inne układy mniej lub bardziej przyjazne z innymi ludzmi. Ty wycofałas się z realu, nie znasz go i dlatego on Ci się nie podoba. Nie dałas sobie przestrzeni na dorastanie, zapewniając pustkę emocjonalną tymi filmikami wielogodzinnymi. Jestes młoda i wszystko możesz nadgonić. Ale musisz wrócic do realu, niezaleznie jaki duży rachunek na początek będziesz płacić za naukę życia tu i teraz. Twoje życie, Twoje wybory.Ale życia jeszcze przed Tobą wiele, to walcz o siebie. Nie jestes malutkim dzieckiem, które jest sterowane przez mamusię. Sama musisz zrozumiec na zimno co przybliza Cie ku życiu normalnemu. I zastosować samodyscyplinę. A uzalanie sie nad sobą, ze chce pod kocyk, chce aby filmiki mi pod nosem leciały z bajkami to chyba sama słyszysz, ze to takie słabe jest jak te bunty mojego małego synka, złosc i agresja, ze cos od niego ktos wogóle chce.
  18. kikunia55

    Nie wiem co dalej

    tez tak mam jest w innej sytuacji niz autor związku. Macie oboje z powodów zawodowych mało czasu dla siebie. A Autor widuje swoją dziewczynę i wieczorami i nocami. Autor juz się posunął do wspólnego mieszkania i nie wiadomo, czy ona się zrobiła apatyczna, bo jest własciwie tylko opcją bezpiecznego seksu, związek nie posuwa się dalej i jest rozczarowana, czy faktycznie jest w jakiejs depresji. A moze kiedys była bardziej ruchliwa, nie dlatego, ze kocha sport, atrakcje, tylko, zeby zrobic Ci przyjemnosc, zeby Cię zdobyc, natomiast jej prawdziwa natura jest bardzo bierna. Tylko prawdziwą rozmową moze dojdziecie do jakiejs konkluzji. Jesli ma depresję, to jestes jej obowiązany pomóc w zakresie trafienia do specjalisty. Jesli to jakby bierny protest, chcesz bezpiecznego seksu, to masz. Sam nie chcesz mi ofiarowac pierscionka, nazwiska i to i ja daję Ci tylko nocami siebie. A moze jednak jest taka bierna, bo to jest jej natura i z taką osobą pewnie nie przekolebiesz sie przez całe życie. Jak kawa mówi ,to Wasze życie i trzeba je sobie ustawiac zgodnie z Waszymi potrzebami nie krzywdząc drugiej strony. Jesli się tak nie da to pewnie trzeba się rozstac.
  19. Oczywiscie w ten jeden raz w tygodniu gdy się spotykacie. SMSowe zerwania są raczej głupie. Kiedyś ktoś był dla Ciebie tak wazny, ze biegałes na randki a teraz nie umiałbys prosto w oczy powiedziec z jakich powodów oceniasz, ze Wasz związek się wypalił. Nie musisz mówić, ze ona jest winna, bo tylko praca i praca. Ty tez czujesz się winny, ze nie robisz juz na niej takiego wrazenia, ze nie czuje potrzeby na czeste SMSy, rozmowy i te cotygodniowe spotkania w których niósłbys jej radosc swoją osobą. Nie jest pewnie temu winna , ale tak własnie jest, to po co to ciągnąc dalej. Dasz jej w ten sposób do zrozumienia, ze skoro czujesz, ze tak duzo się juz wypaliło między Wami to ona tez pewnie jest zgodna, ze czas się rozstac. Jesli wtedy raptem okazałaby jednorazowy przypływ uczuć, to zawsze mozesz powiedziec, ze musisz to sobie przemyslec i proponujesz np miesięczny urlop. To zazwyczaj i tak prowadzi do rozstania, jak związek się sypie. Spotykac się tylko po to aby komus wyrzucic cały arsenal jego win tez nie jest OK, bo zawsze sobie mozna pomyslec, jesli bylo Ci tak żle to po co tkwiłes jeszcze w tym związku. Rozstac, się trzeba, ale tak bardziej dyplomatycznie, nie obciązając słownie tej drugiej strony. Juz sam fakt rozstania, o ile się tego nie spodziewala będzie dosc duzym dla niej wyzwaniem aby się z tym uporac. Jednoczesnie jesli Ty czujesz, ze to juz nie to o co Ci chodzi w związku, to masz obowiązek wobec siebie ten związek zakończyć.
  20. Wiesz, moja śp. Mamusia nosila swoje dziecko w calkiem udanej ciązy. I pewnego dnia odwiedził ich kolega mojego tez śp Taty. Po tej wizycie postanowili go odprowadzic i wracali do domu trojlebusem. A trolejbusy mają takie wysokie stopnie i Mama jak postawiła nogę wchodząc do pojazdu to poczula ból i wszystko jakos się w niej zmieniło. Nie pamietam juz czy zaraz, czy poprzez wizyte u lekarza skierowano ją do szpitala. W tamtych czasach nie było takich udogodnien jak USG. Pacjentkę połozono w łożku i bardzo spokojnie czekano na rozwój sytuacji. Zadna sytuacja się rozwijała, bo dziecku owinęła się pępowina wokół szyi i ono było martwe. Mama lezała na wielosobowej sali gdzie inne panie szły do porodu ale ciekawie na nią popatrywały, chodziły wokól jej łożka i mówiły" o, teraz się modli, o teraz placze, o to ta co ma martwe dziecko w sobie".Nie wiem czy w tamtych czasach to na jednych salach nie lezały i te co będa rodzic i te co urodziły i im przywożono dzidziusie na wózkach do karmienia. Kiedys po porodzie odbierano mamie dziecko i ona go tylko na trzy cztery karmiła jak przyjezdzał wózek pelen piszczących, głodnych i skrzeczących noworodków. Kazdej mamie dali na pól godziny czy chwilę dłużej jej malucha, ona jak umiała tak karmiła i jej zawiniątko za jakis czas znów zabierano i tym wózkiem wywożono. Tyle ze na ginekologii i polożnictwie osobno panie lezały do porodu a osobno lezały panie w pierwszej dobie po urodzeniu dziecka, w drugiej dobie po urodzeniu dziecka itd. Natomiast nie jestem pewna czy za czasów jak moje pokolenie na swiat przychodziło to nie lezały panie, które mają urodzic z tymi, które juz urodziły, bo wg mnie Mama wspominała, ze jej dziecko juz nie żyło uduszone pępowiną a nikt nie wymyslil wtedy gdy to się stało wywoływac szybko porodu, może tylko byłoby przyduszone, ale do odratowania. a ona oglądała inne szczęsliwe matki karmiące swoje dziecko i potem z nudow ją obgadujące szeptem tak dramatycznym, ze trudno, zeby nie usłyszała. Po jakims czasie organizm zdecydował sie usunąc martwa ciąze i Mama urodziła swoje martwe dziecko. Ja znam swoją siostrę tylko z odwiedzin na cmentarzu, gdzie lezą dwie rodzinne dziewczynki, bo Mamy siostra mająca liczne potomstwo rowniez w podobnym czasie urodziła dziewczynkę, która żyla tylko parę godzin. Zawsze co roku bywalam na cmentarzu, do dzis chodzę na ten grobek. Ta co się urodziła żywa ma swoje imię, ta co umarła w łonie ma tylko nazwisko. Mysle, ze moja Mama nie mogła sobie darowac tego pomysłu, ze wsiadla tego dnia do trolejbusu, ze wogóle jakiegos kolegę przyjmowała. To był dziewiąty miesiąc ciązy, która przebiegała normalnie. Ona tez uważała, ze gdyby była rozsądniejsza to jej dziecko przeciez by żylo. Była chorowita i nie cierpiała z tamtych czasów pobytów w szpitalu, które okropnie żle znosiła psychicznie, Jak ja ,jej jedyna córka zaszłam w ciązę, to nie umiała się tą ciązą cieszyc, nie miała dla mnie zrozumienia jak rzygalam, patrzyła na mnie jakos tak dziwnie i dziwny stosunek do mnie miala. Dzis wiem, ze nie wierzyła, ze moja pierwsza ciąza może byc pomyslna (jej przeciez przez 9 miesięcy tez była taka) , ze rozwiązanie może byc bez komplikacji. Dopiero jak zaszlam w drugą ciąze to cieszyła się bardziej od początku ze mną ze znów będzie babcią. Pierwszy moj poród mojej córeczki odczarował trochę traumę nieudanego jej pierwszego porodu. Jak umierała to w ostatnią noc przed smiercią na zmianę wołała moje imię i imię Basi. A ja nigdy jej nie zapytałam jak planowała dac na imie swojej pierwszej córce. Po przeanalizowaniu ewentualnych Baś, których nie było specjalnie w naszej rodzinie wierze, ze ostania noc była nocą lączenia swiata żywych i świata zmarłych. Ona na zmianę wołała swoje dwie córki. Tą zyjącą, opiekującą się nią do ostnich dni jej życia i tą, która ją zapraszała do jej wszystkich bliskich zmarłych. Tak opisuję Ci dzieje swojej rodziny, bo wiem, ze kazda ciąza i kazde malutkie dziecko, kazde dziecko wogóle, które uległy wypadkowi są traumą na całe życie. Są nieustannym powodem do wyrzutow czynionych sobie dlaczego tak postąpiłam a to przyniosło taki nieodwracalny skutek. Moja Mama pewnie tez myslała, ze nie umiała uszanowac swojej ciązy , ze nie dosc o siebie i dziecko zadbala, ze poddała się jakims konwenansom odprowadzania goscia i jej piękne dziecko w niej umarło. Jednak miała głeboką wiarę, ze i to dziecko i Pan Bóg jej wybaczą, ze nie zrobiła tego umyslnie, że byl to wypadek !!!. I znalazła w sobie odwagę, wiarę w to, ze nie przytrafi jej się żaden wypadek z drugą ciązą i powołali mnie z Tatą na świat. Inna rzecz, że była trochę taką mamą pilnującą mnie jak oka w głowie (zdecydowanie nadmiernie), nie decydującą sie na pracę zawodową (co w tamtych czasach bywało częsciej niz teraz) pewnie, zeby dokładnie wiedziec, czy jej tam się gdzies w swiecie nie zaplątam i nie będzie jakiegos następnego wypadku. Zyczę Ci abys umiała sobie z całego serca odpuscic, bo wiesz i rozumiesz ze to był wypadek. Jak znajdziesz w sobie te niezbędne siły, aby uwierzyć, ze wszystko robilas zgodnie ze swoją wiedzą i wyobraznia ale niestety wypadki się zdarzają, nie zrobilas niczego celowo przeciwko swojemu Synkowi to wtedy będziesz umiala isc znów przez życie. Sprawa jest trudna. I albo znajdziesz w sobie tyle wybaczenia, albo poprzez wiarę w Boga dojdziesz do tego, ze tak widocznie miało byc, albo może udaj się do psychologa abys miala z kim obgadac tę traumę. Skoro do nas napisałaś to wiadomo, ze jest Ci bardzo cięzko. Oprócz wyrzutów sumienia, które w sobie nosisz, masz pewnie ogromną potrzebę opowiedzenia o swoim nieszczęsciu, wykrzyczenia tego. A tylko poprzez przerobienie tego ,może się pogodzisz sama ze sobą i znajdziesz drogę do swojego męza. Wierzę, ze jestes do tego zdolna, bo nieraz nie znamy swoich własnych wewnetrznych sił, które w nas drzemią. Jestes na tym świecie jeszcze po cos. Może po to aby umiec byc swiadkiem Waszego wspólnego z męzem nieszczęścia, aby umiec znów dojsc do jego serca i aby z czasem byc zdolną do urodzenia rodzeństwa Twojemu synkowi. Pamiętaj ja mialam siostrę, choć nigdy jej nie poznałam osobiście.
  21. Przeciez to jest dziecinne podejscie. Brat nie chce się w nic mieszac ale wynik pozytywny tego mieszania się o ile taki byłby chętnie by przyjął. Po pierwsze jak nie pocztasz aktu notarialnego i nie dowiesz sie co tam jest napisane o jakosci domu oraz za jaką cenę poszła nieruchomosc to wogóle nie masz o czym myslec. Po drugie do pewnych czynnosci cywilno prawnych brat moze Cie notarialnie upowaznic, ze mozesz wystepowac w jego imieniu.Tylko taki akt trzeba dobrze spisac, zeby sie nie okazało, ze to i to możesz próbowac zrobic ale juz do tego niestety nie jestes upowazniona, bo nie zawarto jakiegos mądrze brzmiącego zdania prawniczego. A brat juz odstąpił od pomysłu sprzedazy dalszych nieruchomosci tzn ziemi, ktora jeszcze mu została? A co to znaczy, ze był dom po rodzicach i bloki? Chodzi o mieszkanie/mieszkania w blokach np popegeerowskich? Rozumiem, ze przed sądem lub notariuszem najpierw po śmierci mamy nie pokazywaliscie jej woli spisanej na owej kartce i jako dwoje rodzeństwa we wszystkim mieliscie udzału po 50 %. Jak brat nie chciał Cię widziec w swoim domu, bo miał to przedstawione przez mamę i nawet napisane na kartce papieru, ze dom bedzie jego to zaczal z tą piłą elektryczną biegac za Tobą i grozić podpaleniem. i wtedy doszło do ugody w której podzieliliscie się majątkiem niezaleznie- to i to jest Twoje a to i to jest moje? A za życia mamy tez mieszkałas w tym domu ze swoją rodziną?
  22. A chłopak Ci jest potrzebny do tego aby mu imponować? Powinien byc Ci potrzebny jako dobry kolega, kumpel, wręcz przyjaciel a jednoczesnie jako Twój facet. Czyli osoba bliska, której się nie wstydzisz, nie krępujesz. A teraz chyba sama zauważasz, ze juz w jakąs sztucznosc wpadasz starając się byc lepszą niz jestes, zamartwiając się czy propozycja wspólnego czasu przypadnie mu do gustu, czy dośc inteligentnie przeprowadzisz rozmowę, ba, głowiąc się za co on może mnie kochać Jak jestes kochana przez siostrę, brata, mamę, tatę, babcię, to chyba ich nie pytasz za co Cię kochają. Przyszłas na swiat w tej rodzinie i bliskosc relacji powstała w sposób naturalny. Z chłopakiem się spotykacie, bo cos mu przypadło w Tobie do gustu bardziej niz u innych dziewcząt a i on wydał Ci się ciekawszy niz wielu innuch. I tak długo jak będziecie o tym przekonani tak długo Wasza znajomośc będzie Was satysfakcjonowała. Skończy się z chwilą, gdy, któres z Was przestanie to drugie postrzegac w kategoriach wyjątkowości. Wiesz o tym i starając się temu zapobiec juz chciałabys stanąc na rzęsach aby byc tą naj...A tak się nie da. Albo Twoje walory bez sztucznego naginania sytuacji podpasowują Twojemu chlopakowi, albo nie i nic tu żadne akrobacje nie pomogą. A nie możesz odwrócic kota ogonem i powiedziec sobie a po co ja się zamartwiam o czym będziemy rozmawiac. On tez ma język w buzi i może poprowadzic rozmowę ,do której ja dołączę. A jak mu się nie spodoba moja propozycja spędzenia czasu to on tez ma twórczą wyobrażnie i następnym razem zaproponuje cos, co jemu się spodoba a ja sprawdze przy okazji czy i mnie pasuje. A po zadawac sobie pytanie a za co on mnie kocha, przeciez ja jestem beznadziejna. Nie lepiej pomysleć, ze on tez nie wie na czym stoi, to niech się pomartwi czy ja go kocham i za co? Ty szukasz w sobie jakby dziury w całym i zamiast cieszyć sie wspólnym spędzaniem czasu to jakby się zamartwiasz. A odwróc piłeczkę i pomysl, niezła ze mnie laska, on mi się podoba, ale niech nie będzie taki pewien siebie ,niech się stara i niech się martwi, czy ja jestem dośc zadowolona z naszej relacji. Po co Ty masz się martwić? Powiedz sobie, ze z nas dwojga zdrowiej, zeby on się martwił. A znając chlopaków az tak zamartwiał się nie będzie. Czyli oboje będziecie mieli otwarte umysły na radosne i wspólne spędzanie czasu. Sama sugerujesz ze u 15 latków , mimo ze podchodzą serio do swojej znajomosci wydaje się mało prawdopodobne aby to byla milosc po grób z zaobrączkowaniem, dziecmi, wnukami. Rozumiesz, ze ta Wasza wazna znajomosc jest na Wasz najdłuzszy możliwy czas w tak młodym wieku. To ciesz się tym wspólnym czasem a nie zamartwiaj czy jestes dosc piękna, dośc mądra,dośc interesująca, dośc inteligentna. Na teraz jestes. Skoro jestes ,to czuj się królową życia a nie Kopciuszkiem.
  23. kikunia55

    Mam problem

    I przy natępnym wejsciu bez pukania do Twojego pokoju zażartować, ze prosisz o równouprawnienie. Albo niech babcia w chodzi bez uprzedzenia do Was obu ( może ona uważa, ze to jej dom i wszystko sobie może), albo niech i do Ciebie puka tak jak puka do Twojej siostry i za tą ostanią opcją byłabys głosowała jakby Cię kto o zdanie pytał.
  24. Przyjmij kondolencje z powodu śmierci Waszego synka. Nie ma chyba słow pocieszenia na sytuację w której się znależliście. Zniknęło światło Waszych oczu, umarły wszystkie nadzieje, ktore wiązemy z nowym życiem. Jesli jestescie osobami wierzącymi, to może jakąs cząstkę ukojenia przyniesie Wam modlitwa, danie na mszę za duszę Waszego Ukochanego Dziecka. Byłam ostanio na pogrzebie osoby wiekowej, Ciepłą i serdeczną mszę prowadził młody ksiądz, az potem pytalismy najbliższych czy to ksiądz zaprzyjazniony z rodziną. Mówił, ze rozumie, iz najbliżsi płaczą, on sam pochował miesiąc temu swojego tatę ale starał się na tym pogrzebie mimo smutku, ze juz nie będzie mogł obcować ze swoim tatą na codzien ,zachowac pewien rodzaj radości, ze wypelniły się losy jego taty i poszedł on w miejsce wieczne, gdzie nie będzie czuł bólu , odszedł i czeka go, tak jak pokazał nam Jezus Chrystus zmartwychwstanie i wieczne życie bez trosk i problemów. Ten ksiądz to mówil bardziej podniośle, bardziej mądrze, jednak tak jakby chciał powiedziec, ze powinniśmy jednak się radowac. To juz był drugi pogrzeb w którym uczstniczyłam z dedykacją "radujmy się". Pierwszy taki przeżylam gdy koleżanka chowała swoją 13 letnią córkę. Księza tam podkreslali, ze szybko do siebie Pan powołuje istoty wyjątkowe, ludzi, którzy na tej ziemi wykonali juz największą swoją powinnośc i teraz te osoby sa dla rodu ,z którego się wywodzą taką forpocztą. Ona, ta ich córeczka ,będzie jakby dbała o interesy swojej najbliższej rodziny, tam wyżej u Pana Boga. Może i Wy powinniscie na to spojrzec bardziej filozoficznie. Może Dzieciątko Wasze nie było jednak tak zdrowe jak się wydawało ze jest. Jesli miałoby bardzo męczyć sie na tym świecie, cierpiec, to może dla niego lepiej, ze jest juz u Pana. A pojawiło się na tym świecie, aby i Tobie i męzowi powiedziec, ze jestescie wspaniałymi rodzicami z otwartym ,pięknym sercem ,zdolnym do przyjęcia, ukochania i wychowania tylu jeszcze dzieci ile Wam jest przypisane w Waszym wspólnym życiu. Dziecka, które z Wami było nigdy nie zapomnicie. Było chwilę, wręcz mgnienie oka a jednak przysporzyło Wam i ogromnej radości od chwili pewnie gdy dowiedzieliscie się, ze jestes w ciązy, poprzez moment szczęsliwego porodu i ten krótki czas kiedy mogliscie je chować az do smutku i rozpaczy gdy tak szybko odeszło. W tak krótkim czasie przeżyliście kondensację życia, Stąd i Wasze uczucia są w tej chwili w ogromnym zagęszczeniu. I trwać to moze jeszcze dośc dlugi czas. Szacuje się, ze przeciętna żałoba po odejsciu ukochanej osoby trwa okolo roku. Od niemoznosci uwierzenia w to co się stało, odrzucanie faktów zaistniałych, poprzez bunt dlaczego nas to spotkało w najmniej oczekiwanym momencie ,po powolne przyjmowanie do wiadomosci, ze to coś ,w co nie można uwierzyć, jest faktem ,az do niechętnej akceptacji, ze tak widocznie musiało być. Jest to proces trudny i bolesny. Najbardziej niepokojące jest to iz piszesz, ze siebie obwiniasz o wszystko. Tak jak wydaje mi się ze elementów żałoby nie można przeskoczyć, przyspieszyć, bo jest to tez nasze osobiste dojrzewanie do śmierci, mam na mysli tez naszą własną śmierć i wszystkich bez wyjątku naszych najbliższych. Tak jednak uważam, ze element obwiniania się powinnas natychmiast odrzucić. Nawet jak sobie próbujesz może wyrzucac, ze czegos nie zauważyłas może godzinę wczesniej to pomysl, ze tu znów przeżywasz kondensację uczuć. Jak jest na tym świecie nasze dziecko, to troszczymy się o nie najlepiej jak umiemy, jak podpowiada nam nasza intuicja i wiedza a.... i tak najczęsciej okazuje się, ze nie wszystko idzie po naszej mysli. A my przy żyjącym szczęsliwie dziecku kazdą porazkę musimy zniesc z ciągłą nadzieją, ze w następnej trudnej sytuacji i tak postąpimy najmądrzej jak potrafimy, zauważymy zagrożenia, zapobiegniemy im... Teraz Wasze dziecko nie żyje, to wyolbrzymiasz w sobie winy, których nie było. Obciąza to bardzo Ciebie, bo nie masz dnia następnego ,w którym szczęsliwie się przekonujesz, ze choć był jakikolwiek kryzys życiowy, to dzień następny przyniósł szczesliwe rozwiązanie, przyniósl niewaznosc wczorajszego problemu, bo dzisiejszy czy jutrzejszy problem znów będzie ważniejszy jak sobie z nim dac radę tu i teraz. Dziecko Wasze odeszło i nie masz tego dnia następnego i z tej rozpaczy i Twojej i Twojego okrutnie cierpiącego męza wymyslasz sobie winy, których nie było. To rozpacz, to niezgoda na zaistniała sytuację podsuwają Ci te ,w sumie niedorzeczne mysli. Z tym ,w ramach całej swojej osłabionej aktualnie mocy powinnaś walczyć. To, ze Wasze dzieciątko odeszło jest niczyją winą, ani Twoją ani Twojego męza. Tylko w taki sposób patrząc na sprawę ( bo taka jest przecież prawda) macie szansę godnie oboje przejśc żałobę, po tej głębokiej stracie, której doświadczyliście. I w taki sposob, bez obwiniania sie samej (samemu) tudziez bez obwiniania się nawzajem- nawet nie wypowiedzianego głosno, tylko gdzies zawieszonego w przestrzeni ,macie szansę na powolną akceptację zaistniałej sytuacji. A równiez z czasem na powołanie nowego życia. I to nowe dziecko nigdy nie będzie "zamiast ". To, które odeszło otrzymało taką porcję miłosci od Was jaką zdołaliscie mu dac w tak krótkim czasie, w którym gosciło na tej ziemi. To dziecko, które kiedys przyjdzie ,będzie przez Was równiez bardzo kochane i hołubione, bo rodzice mają ten naturalny dar przyjmowania wszystkich swoich dzieci, szanowania ich i kochania i przygotowywania do życia najlepiej jak potrafią. A co do ubranek. Rożnie mozna na to spojrzeć. Jesli ich nie wyrzucasz, to jakby pragniesz byc fragmentarycznie ze swoim Synkiem, Wspominac, ze jak mu się ulał pokarm to własnie w tą biała bluzeczkę go przebrałas, a jak się jednak posiusiał, mimo założonej pieluszki, to własnie w tamte śpioszki był przebierany. A tego sweterka to jeszcze nie nosił, bo jeszcze nie zdązył do niego urosnąc. Gdyby żył, to najprawdopodobniej wszystkie niesprane ubranka przechowałabys w sekretnym miejscu z myslą, ze może jeszcze następnego dziecka nie planujemy, ale gdyby cos było na rzeczy ,to wiem skąd wyciągnąc dziecięcą wyprawkę. Jesli przechowasz je dla ewentualnego Waszego następnego dzidziusia, to wiesz przeciez, ze starszy braciszek, gdyby żył ,nie miałby nic przeciw temu. Normalna sytuacja rodzinna. Oczywiście w kwestii ubranek powinnas postąpić tak jak uważasz, ze przyniesie to Tobie najbardziej prawdopodobne ukojenie. Wierzę, ze oboje z męzem przetrwacie ten trudny dla Was obojga czas z czasem rozumiejąc, ze może razniej cierpiec razem niz w psychicznej rozłące. Zazwyczaj stosujemy taką rozłake trochę chroniąc siebie a trochę partnera. Nasz gniew jest tak ogromny, ze boimy się, ze niesprawiedliwie wykrzyczymy drugiej stronie absurdalne moze oskarzenia . Umiesz siebie niesprawiedliwie oskarżac, za chwilę możesz niesprawiedliwie oskarzyć o cos męza. Zeby nie miec zbytniego luzu w popuszczaniu swoich pretensji do świata separujemy się od partnera. Jednak wyzbycie się zdolnosci do obwiniania siebie i obwiniania partnera wydaje mi się byc najlepszą drogą do przejscia tej trudnej żałoby, bo przyspieszyć sie jej chyba nie da. Zawsze pamiec Dziecka, które odeszło będzie w Was, tyle , ze moze z czasem będziecie odczytywać to jako Wasz zaszczyt, ze choć przez chwilę mogliście z Nim obcować. Rozumiem, ze los Was bardzo doswiadczył, ale tez wierzę, ze znajdziecie w sobie siłe do dalszego , trudnego przez to co się stało życia. I życie to przyniesie Wam z czasem ukojenie. I będziecie gotowi do trudów rodzicielstwa z następnym Waszym dzieckiem, braciszkiem lub siostrzyczką tego Dziecka, które mieliscie możnośc poznać na tak krótką chwilkę.Badzcie dzielni.
  25. kikunia55

    Dzieci

    "Kiedyś to lali dzieci za każde drobne przewinienie. Nie mówiąc o stawianiu na gorszej pozycji" A wiesz to z opisów literackich, czy tak bywało drzewiej w rodzinie ,z ktorej się wywodzisz? A ja bym powiedziała, ze i owszem kiedys to i klapsem spokój zaprowadzano. Ale tez kiedys dzieci były wdrażane do zycia rodzinnego , do obowiązków i zawsze rodzice mieli przeczucie, co się dzieje w ich duszy. I o czasie próbowali pomóc swoim latoroślom. A teraz wystarczy byc na tym portalu aby wiedziec, ze niedotykane dzieci (pewnie nie dosc przytulane, ale i nie karcone tym klapsem) siedza ze swoimi komórkami i komputerami w beznadziei , tną się i piszą, ze mają depresję a częstoroc piszą, ze chcialyby popelnić samobójstwo. "Widać jaka światowa nawet wiekową kobietą jesteś". Zeby umiec sobie względnie dobrze ukladac stosunki z tesciową, nie mieć podejrzeń, ze inni w rodzinie męza mogliby choć nieswiadomie pokrzywdzić moją córcię a cieszyc się, ze w rodzinie są kuzyneczki mojej córci, bo dla niej to jest bogactwo, wywodzic się z licznego rodu, nie trzeba byc osobą swiatową. Jest to pewna umiejętnośc obcowania z innymi, umiejętnosc wpasowania się do klanu męża. A tak z racji wieku to myslę, ze więcej świata widziałam niż Ty ,młoda Autorko i wszędzie, nie tylko w Polsce w układach rodzinnych liczy się pewna życzliwość i tolerancja wobec drugiego człowieka.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...