Skocz do zawartości
Forum

Glyn

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Glyn

  1. Glyn

    Poznałam rozwodnika

    ~Sandraaaaa Pytałam go kilkakrotnie, czy ją kocha, odparł, że nie, bo gdyby kochał, to by się nie rozwodził, ale podkreślił, ze chodzi mu jedynie o to, by nie zachować się jak egoista i bezduszny człowiek, a pokazać, ze jako mężczyzna ma klasę i nie mysli tylko o swoim tyłku, skoro już się rozwiódł. Sandra, ten człowiek musiałby zdobyć się na przewartościowanie całego swojego życia, nie pomijając dzieciństwa. Jego argumentacja wyraźnie wskazuje na zaburzenia postrzegania rzeczywistości jaka go dotyczy. Jego poczucie bezpieczeństwa jak i sensu istnieniu bazuje widocznie na nieustannym zaprzeczaniu faktom. Podejrzewam, że jego była żona jest sama nie dlatego, że 'nikt' z nią nie może wytrzymać, a dlatego, że ona zna reguły rządzące jej byłym mężem i nie ma zamiaru tracić nad nim kontroli. Najprawdopodobniej oboje są toksycznie od siebie uzależnieni i żadne nie ma w sobie woli, by to uzależnienie uleczyć. Im bardziej będziesz się starała uprzytomnić jemu na czym polega problem z byłą żoną i im częściej zaczniesz źle się o niej wyrażać, tym silniejszy opór napotykać będziesz z jego strony. Z biegiem czasu może zacząć w nim kiełkować zniecierpliwienie objawiające się zarzutami pod Twoim adresem i w rezultacie z atrakcyjnej przyjaciółki zaczniesz się stawać podejrzanym wrogiem w jego oczach. Ten człowiek żyje niczym przypadkowo zatrzaśnięty w niewidzialnej klatce fałszywych przekonań oraz wydłubanych z krzywego zwierciadła definicji. W jego mniemaniu pojęcie 'faceta z klasą' ma się nijak do archetypowej męskości. Nie łudź się Sandra, że ten mężczyzna kiedykolwiek dobrowolnie odpępowi się od byłej żony. Siła tego typu irracjonalnych - dla postronnych osób więzi, jest tym większa, im bardziej komuś z zewnątrz zależy, by je przerwać.
  2. beata1981 Kręgosłup - część lędźwiowa. Prawa noga a dokładniej staw skokowy. Dziękuję za odpowiedź :). Z mojego punktu widzenia, to kluczem do Twoich fizycznych dolegliwości są - ogólnikowo mówiąc - 'problemy' z mężczyznami. Śmierć taty wywołać w Tobie mogła dotkliwe poczucie osamotnienia i lęk przed brakiem (prawdziwie) męskiego wsparcia. Stawiam tezę, iż tylko tata (jako mężczyzna Twojego życia) dawał Ci solidne poczucie bezpieczeństwa. Nie ma znaczenia czy to w sferze emocjonalnej czy materialnej. Bez niego zaczęłaś wątpić w czystość intencji świata mężczyzn i w pewien sposób zaczęłaś się go obawiać. Część lędźwiowa to prawie podstawa kręgosłupa, inaczej mówiąc podstawa 'kolumny' jaka trzyma nasz szkielet w pionie. Odszedł tata, a wraz z nim zaczęły kruszeć fundamenty Twojego poczucia bezpieczeństwa. Pomyśl o tym, a wówczas szybciej się pozbierasz. Podobnie ma się sprawa z nogą. By śmiało kroczyć przez życie, potrzebne są sprawne obydwie kończyny. Na jednej ewentualnie można poskakać sobie w miejscu i daleko raczej człowiek bez drugiej nie dojdzie ;). Z tego co piszesz wynika, że lewa noga jest w porządku. Doceniasz własną kobiecość, masz dobre relacje z mamą. Świat kobiet jest dla Ciebie bezpieczny i zrozumiały. Poturbowana prawa sugeruje jednak, że brak Ci decyzyjności, odwagi do wychodzenia na przeciw własnym potrzebom. Kulejesz dosłownie (i w przenośni także) licząc na wsparcie kogoś silniejszego, czyli -> jakiegoś mężczyzny. Nie chcesz jednak lub nie umiesz otwarcie tego żądać. Krótko mówiąc, podświadomie czynisz z siebie 'inwalidkę', by tuszować nieuświadomiony lub wręcz przeciwnie - świadomie zagłuszany lęk przed życiem. Coś w rodzaju: 'chciałabym, a boje się'. Pogadaj ze sobą szczerze, a sprawy partnerskie szybciej wrócą na właściwe tory :). Na koniec od razu wyjdę na przeciw ewentualnym komentarzom, ze przecież śmierć rodziców dla większości z nas stanowi traumatyczne doświadczenie. Tak, oczywiście, lecz u każdego konsekwencje straty inaczej się objawiają.
  3. Skoro ma tamtejsze obywatelstwo to tym lepiej dla Was. Przed kanadyjskim sądem należy udowodnić ciotki niepoczytalność. Potrzebujecie prawnika, a nie forumowicza ;)). Ps. Radziłabym iść do kanadyjskiej ambasady, przedstawić sprawę i wypytać dokładnie jakie formalności należy spełnić.
  4. Ten człowiek najprawdopodobniej pochodzi z 'zimnego chowu'. Popatrz na jego relacje w domu rodzinnym. Mniemaniem o własnej doskonałości coś w sobie skrzętnie ukrywa, wypiera, niweluje i nie chce się przed sobą samym przyznać, a co dopiero przed Tobą. Najwyraźniej projektuje na Ciebie własną małość, własne kompleksy i lęki. W jego rodzinnym domu - strzelam, że pod płaszczykiem 'normalności' - ukrywać się może chłód, obojętność emocjonalna, zawyżone oczekiwania, skupienie wyłącznie na materialnej sferze życia itp. Jeśli mam rację, to przypuszczam iż sama w żaden sposób sobie z nim nie poradzisz. Skoro do tej pory przed Tobą się nie otworzył i nie wyjawił prawdziwych przyczyn swojego postępowania, to dobrowolnie raczej nie zrobi już tego nigdy. Porozmawiaj z teściami czy z każdym z nich z osobna. Jeśli zbagatelizują Twoje problemy, to idź do poradni małżeńskiej, dopytaj jak jego do poradni 'zwabić', a jeśli cały Twój trud pójdzie na marne, to rozważ wizytę u adwokata.. Ten człowiek sam z siebie się nie zmieni :(.
  5. beata1981 zaraz potem kręgosłup mi nawalił, groziła mi operacja, 2 lata dochodziłam do siebie, a dwa lata później czyli 2 lata temu pośliznęłam się na lodzie - 4 kości złamane, poważna operacja, kilka miesięcy bez ruchu i pełno metalu w nodze by chodzić, noga jest sztywna i rehabilitacja trwa do dziś. Która część kręgosłupa? Szyjna, piersiowa czy lędźwiowa? A noga prawa czy lewa? Jeśli można spytać oczywiście :).
  6. beata1981 Niestety znam taką historię jaką Pani opisała tylko zakończenie inne. Mąż policjant na emeryturze, Nie rozumiem powodu straszenia innych cudzymi historiami. Po nóż może sięgnąć zarówno pracownik ubojni, kelner, polityk czy sprzedawca biletów do kina + inni dowolnej profesji. Po policjancie spodziewałabym się bardziej pistoletu ;)). js_11 To o czym pisze Glyn to pewne uniwersalne mechanizmy. Oczywiście masz rację js_11. Zdecydowana większość ludzi po 'uniwersaliach' toczy własne życie. Dopiero fakt uświadomienia sobie wyżłobionych cudzymi doświadczeniami kolein, pozwala na wyjście z błota oraz zmianę życiowego ich kierunku. ~atkaka A ja znam kobietę która w wieku lat piędziesięciu kilku odeszła od męża. Jak najbardziej jest to jedno z możliwych rozwiązań. Sęk w tym, że jedna pani ma prawo poczuć się doskonale w nowo skrojonej na miarę sukience. Druga pani, w sukience tej pierwszej, już nie koniecznie swój komfort odnajdzie. Zauważcie, że Autorka posta pragnie pozostać w domu jaki tworzyła i pielęgnowała własnymi rękami. Ona nie chce uciekać w świat. Ona pragnie jedynie przestać obawiać się bezpodstawnej agresji męża. Gaz obezwładniający czy tez łzawiący to dobry pomysł, lecz co się stanie gdy on też go kupi?? Tymczasowy wyjazd do córek również jest niezłym pomysłem, bo pozwoli ~W.S. odsapnąć od zalęknienia. Poza tym w większym mieście może udać się fizycznie do jakiejś poradni po rzeczowo konkretne wskazówki czym i w jaki sposób powinna i może w swojej sytuacji się kierować.
  7. ~W.S. Myślę, że warto tu nadmienić, iż mój mąż wykonywał zawód policjanta, obecnie jest na emeryturze. Dopóki pracował, nie pozwalał sobie aż na tak wiele w stosunku do mnie, był świadomy, że mogę to poruszyć w jego kręgach zawodowych. Żałuję, że tego nie zrobiłam. Teraz na emeryturze czuje się jakby wyzwolony. Jego poczynania nie mają hamulców, granic. Bezkarnie uderza w moje najczulsze punkty, upokarza, wyniszcza psychicznie. Prawdę mówiąc boję się tego człowieka, mam podstawy. Chciałabym uwolnić się od tyrana, ale jestem słaba psychicznie, mało konsekwentna,wciąż wracam do punktu wyjścia. Znam prywatnie przypadek małżeństwa, że tak powiem mundurowych na emeryturze oraz z opowieści przeróżnych (nie powiązanych ze sobą) osób o życiu na emeryturze po odejściu ze służbowych struktur. Ci ludzie przez lata pracy wyrobili w sobie najczęściej poczucie władzy, nawyk komenderowania innymi, skłonność do poczucia wyższości nad tzw. cywilami, itp. odruchy. Stawiam tezę, iż Twój mąż po odejściu na emeryturę pogłębił swoje niskie poczucie własnej wartości (bo gdyby miał je wysokie, to nie posuwałby się do gnębienia słabszej osoby, czyli żony). Kiedy zdjął mundur, stał się zwykłym cywilem. Takim 'zwykłym' kimś, komu w czasach gdy pracował, mógł zawsze 'pogrozić' palcem ;), ponieważ mundur wzbudzał respekt. Jeśli zajmował wyższe stanowisko w służbowej hierarchii i dowodził jakąś grupą ludzi, to teraz gdy jest 'tylko' emerytem i nie ma kim komenderować - manierę tę, czy raczej nawyk służbowy przeniósł na domowe pielesze. Wyraźnie brakuje mu zawodowego środowiska. Dobrze byłoby dla Was obojga, jak i dla każdego z osobna gdyby mąż miał jakąś pasję, jakieś hobby, w którym mógłby eksploatować swoje nadmiary energii. Pomyśl czy jest coś, czym mąż się kiedyś pasjonował, a brakowało mu czasu. Ryby, łowiectwo, sport, majsterkowanie, cokolwiek co mogłoby pochłaniać jego uwagę i podnosiłoby jego poczucie własnej wartości. Wówczas z dużym prawdopodobieństwem nie starczałoby mu ani czasu ani chęci do dręczenia żony. Ty także zyskałabyś więcej czasu na zadbanie o swoją sytuację. Dlaczego piszę o sprawach męża, nie Twoim odejściu? Dlatego, że pragniesz pozostać w domu, o który dbałaś. Stąd moje podpowiedzi a propos osoby męża. Ten człowiek tyranizuje Ciebie wyraźnie z braku innych zajęć, z poczucia bezsensu na emeryturze + nieuświadomionych frustracji. Twoja wrażliwość i lękliwe podporządkowanie stały się wodą na jego młyn. Musisz 'urosnąć' wewnętrznie, sprytnie zdobyć się na stawienie mu czoła, a wtedy postawa jego ulegnie zmianie. Co do córek - ważna sprawa. Ich bezradność względem Twojego położenia nie najlepiej rokuje dla ich zdrowia jak i osobistego szczęścia w rodzinach jakie założyły. Mając we wzorcu ojca tyrana, z dużym prawdopodobieństwem trafiły na mężów opornych na partnerstwo w związku. Bo gdyby miały wsparcie we własnych mężach, to nie przymykałyby oczu na udrękę matki i nie sprzedawałyby tej udręki za marne dotacje od ojca. Po prostu razem - córki z zięciami - by coś uradzili i murem stanęli za mamą/teściową, a 'nerwowego' tatusia/teścia postawiliby do pionu żeby dał Ci spokój i żył jak człowiek. Dobrze ~W.S., że szukasz pomocy u obcych, tzn. na przykład na tym forum, czy u psychologa. Źle, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że Twoje córki mogą iść w matki ślady. Dawniej kobiety od dzieciństwa przyuczane były do cierpienia w dorosłym życiu. Obecnie kobiety mają głos i mają prawo wyrażać głośny sprzeciw wobec przemocy domowej. Dobrze, że korzystałaś z porad 'niebieskiej linii'. Rób to dalej. Nie wmawiaj sobie samej słabości charakteru ani braku konsekwencji. Nie musisz od razu stawiać milowych kroków w odzyskaniu godności własnej i spokoju na co dzień. Wystarczy byś nie zaniedbywała malutkich choćby kroczków, a prędzej czy później osiągniesz swój cel. Odejdziesz od niego z podniesioną głową, lub sama przejmiesz stery Waszego małżeństwa, a on będzie Ci salutował. Po prostu uwierz w to i skupiaj się na możliwościach ratowania własnego poczucia bezpieczeństwa, a nie na lęku przed mężem.
  8. Z każdej sytuacji jest wyjście. Trzeba tylko wykrzesać z siebie odwagę, by z niego skorzystać. Mam dwa pytania: czy macie dzieci? Jeśli tak, to czy one wiedzą o Twoim małżeńskim dramacie i udają, że niczego nie widzą, czy też raczej Ty przed nimi ukrywasz prawdę?? Kolejne: czy korzystałaś z 'niebieskiej linii' dla ofiar przemocy? http://www.niebieskalinia.pl/pomoc
  9. ~srz a skąd my mamy to wiedziec, skoro cie nie znamy? :P Ciebie też nie "znamy", ponieważ nie jesteś zarejestrowana/ny.
  10. Kamil96 moje pytanie brzmi jak mógłbym się sprawdzić w tej dziedzinie? Poznaj bardzo dobrze siebie samego.
  11. js_11 Chodzi mi o kwestie techniczne - włączam jakiś wątek i uruchamia się filmik, sam z siebie z poradą eksperta na jakiś temat. Jest to strasznie irytujące. Zaloguję się i piszę tekst po czym pójdę np do ubikacji i kończę pisać, chcę wysłać i mimo, że jestem zalogowany pojawia się pole "autor" i nie da się wysłać wiadomości bez ponownego wylogowania się i zalogowania. Takie rzeczy na pewno odstraszają ludzi od forum a użytkownikom utrudniają korzystanie z niego. Ja ma tak samo od początku mojego pobytu na tym forum. Nie mogę się nadziwić, że w miejscu jakie odwiedzają dziesiątki ludzi z emocjonalno psychicznymi problemami, funduje się im hałasujące, ogłupiająco-irytujące filmiki z 'doradcami' wyraźnie wymagającymi 'doradców' ale dla siebie, (moim zdaniem) często niestety. Nie wspomnę już o męczących reklamach z marynarką w roli głównej czy 3 kawach, itp. @A z tym wylogowywaniem podczas pisania dłuższych postów, na innych forach podobnie to wygląda.
  12. ~Tymon45 Co do mojej matki, to jest osobą bardzo ojcu podporządkowaną. Ojciec był alkoholikiem, nie jeden raz uderzył ją, dla nas w dzieciństwie po pijanemu także dobry nie był- baliśmy się go bardzo. Mama to bardzo dobra kobieta, ciepła, poczciwa i ponad wszystko kochająca swoją rodzinę ~Tymon45 Może i ja jestem jak moja matka, która przez lata cierpiała z ojcem, ~Tymon45 Nie rozumiem tego mechanizmu, ale coś jest na rzeczy, bo sam to u siebie już w małżeństwie zauważyłem Widzisz Tymonie45, oto właśnie wyjaśniłeś sobie zagadkę "mechanizmu" zarządzającego osobami podobnymi Tobie: po prostu masz wryty od dzieciństwa wzorzec cierpienia w związku i nie rozumiesz, że można w rodzinie funkcjonować inaczej. Stawiam tezę, iż na podstawie obserwacji małżeństwa własnych rodziców, obiecałeś sobie nigdy nie skrzywdzić (potencjalnej) w przyszłości żony. Prawdopodobnie z tego powodu lub też z natury ogólnie jesteś człowiekiem ustępliwym (dla tzw. świętego spokoju) oraz podporządkowanym (także dla świętego spokoju) i dlatego przez lata znosiłeś podłe traktowanie Ciebie przez poślubioną kobietę. Po prostu Twój zakodowany wzorzec z domu - kochająca i cierpiąca matka + brutalny ojciec -> domagał się spełnienia w dorosłym życiu. Skoro sobie wyznaczyłeś rolę cierpiętnika (na podobieństwo mamy), to ktoś inny siłą rzeczy musiał przejąć rolę kata (na podobieństwo taty). I tak oto podświadomie i na własne życzenie powielasz życiowy scenariusz własnych rodziców, tyle że z zamianą ról kobiety i mężczyzny. Jak powiedział inżynier Mamoń ;) :"Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem." Analogicznie przenosząc cytat na życie ludzkie, można by powiedzieć, że ludzie najczęściej wybierają takie scenariusze drogi życiowej, jakie już znają.. :(
  13. ~Tymon45 Syn mimo wszystko ma dziewczynę, do domu ją przyprowadza. fajna jest, sympatyczna, ale moja była patrzy nania podejrzliwie, choć nie ubliża jej. Do czasu, do czasu.. ;) Niech no syn z dziewczyną postanowią gdzieś razem wyjechać czy zamieszkać razem, mamusię żółć zaleje, a syna zacznie ustawiać przeciwko dziewczynie. ~Tymon45 Teraz ona bardzo dba o siebie, jest elegancka, choć ma kompleksy Wygląda na to, że miałam rację pisząc wcześniej o przypuszczeniu szczątkowego u niej poczucia własnej wartości i że musi je sobie podbudowywać poniżaniem innych ludzi. ~Tymon45 Znajomy powiedział mi kiedyś, ze mężczyźni bardziej kochają niedobre kobiety i chyba coś w tym jest, bo inny kolega także ma żonę, która jest dla niego okropna, bije go, wyklina, awanturuje się, a on by ją od 20 lat na rękach nosił. Alibi dla tak zwanych solidarnych w bezradności życiowej. Moja znajoma powiedziała mi kiedyś, że psychicznie niedojrzali mężczyźni pakują się w związki z sobowtórami swoich matek. ~Tymon45 Nie wiem, co w tym jest, że takie kobiety przyciągają mężczyzn, powodują, że mężczyźni dla nich się bardziej starają, więcej serca chcą im okazać. Nie rozumiem tego mechanizmu, ale coś jest na rzeczy, bo sam to u siebie już w małżeństwie zauważyłem Przyjrzyj się zatem relacjom z własną rodzicielką. Zrozumiesz mechanizm. Może z czasem jak przestaniesz się samooszukiwać.
  14. ~Tymon45 Wiem, ze to może dziwne, żeby facet tak chciał kogoś ratować, Nie widzę w tym nic dziwnego "żeby facet itd.". Natomiast dziwi mnie co innego - chcesz ratować topielicę nie umiejąc pływać. Posłużę się dalej metaforą - kuzyna byłeś w stanie wyciągnąć na suchy brzeg, ponieważ nie bałeś się go, a i nie wykluczone, że chciał być na ten brzeg wyciągnięty. Jeśli chodzi o 'topielicę' stawiam tezę, że prędzej Ciebie utopi niż się przyzna, że na prawdę potrzebuje pomocy i leczenia. Pomyśl o tym. Żaden człowiek nie ma najmniejszych szans na wyleczenie, dopóki nie stanie przed lustrem i nie przyzna się przed sobą, że jest chory. Z Twoich opisów jasno wynika, że ta kobieta jest wielkim, chodzącym zaprzeczeniem prawdy na swój temat.
  15. ~Tymon45 Synowie problemu nie widza oczywiście. Nie widzą, bo w nim siedzą po uszy.
  16. ~Tymon45 Ona codziennie pije alkohol! Nie pije tak, że się upija, bo ma bardzo odpowiedzialną pracę na stanowisku. Wraca do domu i po prostu otwiera barek, wypija albo kilka kieliszków jakiegoś lepszego alkoholu, albo czasem... całą butelkę wina w jeden wieczór, ale nie jest pijana po tym. jej matka ostatnio powiedziała jej przy mnie, że to już jest alkoholizm, Teściowa ma rację. Szkoda tych Twoich synów. Przy tak zaborczej i szpiegującej matce żaden z nich nie ma szans na stworzenie w przyszłości szczęśliwego związku z kobietą, bo każdy związek rozwali im matka swoim władczym wścibstwem.
  17. ~Tymon45 Jej jest potrzebna po prostu pomoc, bo inaczej zniszczy wszystkich wokół siebie, zniszczy więzy rodzinne. Z pewnością przydałaby się jej świadomość, że sieje postrach i zniesmaczenie w otoczeniu. Nie sądzę jednak, że pomoc w Twoim wykonaniu jest możliwa, przynajmniej nie w sposób jaki sobie zakładasz; porozmawiam z nią, pogłaszczę po główce, ona wszystko zrozumie, obieca poprawę i będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie. Pobożnożyczeniowe bzdury. Z tego co piszesz, ta kobieta ma 'wyrobione' poglądy na temat każdej innej osoby, zatem nonsensownym jest oczekiwanie, by dobrowolnie je zmieniała. Jak chcesz jej pomóc, skoro nie ufasz?? Przecież ukrywasz przed nią fakt leczenia się z nerwicy. Aby stawić czoła tak perfidnej jednostce jaką jest Twoja była żona, należy mieć nerwy ze stali, odwagę odsłonięcia swoich słabych punktów plus umiejętność ich obronienia. Każdy ma jakąś piętę achillesową, lecz nie każdego byle kto może w nią trafić. Tak więc jeśli Twoim słabym punktem jest przebyta psychoterapia, a nie masz odwagi, by się do tego przyznać, to lepiej nie wystawiaj swojej kruchej, ledwo podleczonej psychiki na bezwzględność byłej żony. Dla niej przewiduję jedyny klasyczny sposób na gruntowną zmianę w postawie życiowej -> całkowity upadek na dno, bo tylko upadek daję szansę na odbicie się w górę. Jedynie emocjonalna ruina, osamotnienie i odtrącenie przez wszystkich bliskich oraz znajomych ma szansę dokonać ozdrowieńczego wstrząsu w jej barbarzyńskim jestestwie. Albo wyciągnie wnioski z własnego postępowania i z pokorą pójdzie po rozum do głowy, po czym zacznie z mozołem odbudowywać zerwane więzi międzyludzkie, albo na dnie osamotniona powinna zostać. Trzeciego wyjścia nie widzę. Moim zdaniem Tymon45, Twoje chęci 'ratowania' tej kobiety stanowić mogą jedynie odwlekanie w czasie tego, co nieuniknione. Po prostu nie dasz rady niczego jej wytłumaczyć, ponieważ ona nie jest gotowa, by kogokolwiek słuchać. Twoje wszelkie wysiłki spełzną na niczym, co najwyżej ponownie nabawisz się z bezsilności nerwicy. Chcesz dla niej dobrze, masz szczere intencje, tyle że ona nie jest w stanie ich przyjąć. Ma nazbyt wybujałe wyobrażenia na swój własny temat. Jakakolwiek próba ich podważenia, skończy się w jeden jedyny, przewidywalny sposób -> rozczarowującą porażką bliskiej osoby. ~Tymon45 Słyszałem kiedyś, że podobnie zachowują się ludzie, których nazywa się wampirami energetycznymi i zastanawiam się, czy to nie ten typ, bo ona własnie jest pełna życia po awanturach, podczas, gdy inni tracą humor, siły i ochotę po tych jej "akcjach". Jeżeli tacy ludzie faktycznie istnieją, to zastanawiam się, czy tutaj nie mam do czynienia z jednym z tych przypadków. Wampirami energetycznymi częściej bywają osoby miłe w obejściu, za to mocno absorbujące swoim towarzystwem. Natomiast Twoja była żona najwyraźniej cierpi na szczątkowe poczucie własnej wartości, które za wszelką cenę i kosztem poniewierania innych próbuje sobie podreperowywać. Tymon45, Ty się zastanów nad najprawdziwszymi przyczynami dla jakich myślisz o powrocie do byłej żony. Może póki co powinieneś ponownie pójść na psychoterapię, tyle że nie z powodu nerwicy, a po to, by zrozumieć przyczyny dla jakich tak usilnie pchasz się do 'jaskini lwa.' Może jesteś nieuświadomionym masochistą. Może powinieneś wreszcie odkryć to w sobie, a wówczas wszelkie wątpliwości jak i sens tegoż wątku stracą rację bytu.
  18. ~Tymon45 Wczoraj dostałem kolejny kubeł "zimnej wody" na głowę. Troszkę wypiła na rodzinnej imprezie- podkreślam- troszkę! Zepsuła całej rodzinie imprezę, az mnie wstyd było. Nie ma powodu by dorosły człowiek miał wstydzić się za drugą dorosłą osobę. Sama wywołała awanturę i sama powinna się za nią wstydzić, o ile rozumie co to słowo znaczy. Napisałeś, że syn w drugi dzień świąt skończył osiemnaście lat, zatem stał się pełnoletni. W takiej sytuacji najmądrzej byłoby z Twojej strony pomóc mu w realizacji talentów i wybraniu korzystnej dla jego przyszłości drogi kształcenia oraz jak najszybszego uniezależnienia się od porywczej mamusi (mam na myśli wyprowadzkę) . Nie trudno o domysły, że ta nieobliczalna kobieta z rozmysłem atakuje ludzi w swoim otoczeniu. Prawdopodobnie w jej przekonaniu wszyscy są czemuś winni, natomiast ona jedyna ma zawsze rację. Podtrzymuję moją opinię z poprzedniego wpisu. Tymonie45 - matka Twojego syna nałożyła aktualnie maskę w stosunku do Ciebie po to, by omamić i ponownie wciągnąć Ciebie w stare buty chłopca do bicia. Na przyjęciu jeszcze się powstrzymywała od atakowania Ciebie, choć wyraźnie zasygnalizowała co potrafi i do czego jest zdolna. Bez dwóch zdań, ta kobieta cierpi na daleko posunięte zaburzenia osobowości. Obawiam się jednak, że zasugerowanie jej wizyty u specjalisty + podjęcie terapii w kierunku panowania nad agresją, tę agresję właśnie może w niej jeszcze bardziej wzbudzić. Jeśli jesteś gotowy do zmarnowania własnego wysiłku jaki włożyłeś w leczenie się z nerwicy, to tkwij dalej w nieświadomości ćmy lecącej do płomienia i dalej wmawiaj sobie 'miłość' do osoby, która tej miłości ani nie uszanuje, ani nie doceni. Tym samym obstawiam nikłe szanse byś mógł z kimś takim kiedykolwiek dojść do satysfakcjonującego porozumienia. ~Tymon45 ja jej nie pozwolę! Jak raz podskoczy, to jej urządzę takie piekło, że więcej się nie odważy! Zamierzasz ją wychowywać?? Po co?? Masz obecnie 45 lat i powiedzmy kolejne 45 przed sobą. Czy jesteś pewien, że przyszłość pełna awantur i poniżania jest tym, czego z całego serca pragniesz?
  19. Trzeba było w tej restauracji wezwać kierownika i zażądać badań lekarskich kucharza lub innej osoby z obsługi, u której znaleźlibyście skaleczenie ;) . Szybciej zdobyłbyś pewność co do prawdopodobieństwa zarażenia się czymś od kogoś. A tak na poważnie mówiąc, to wirus zbyt szybko ginie, by przetrwać w martwym naskórku.. Co do infekcji gardła - może złapałeś wcześniej anginę, może masz popsute zęby, może jesz za dużo słodyczy i wyhodowałeś sobie grzybka candidę, może, może, itd. Przyczyn infekcji może być wiele, tak więc najlepiej jak pójdziesz do lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie do laryngologa.
  20. Niech ktoś z rodziny pojedzie do Kanady i doprowadzi ciocię do konsulatu lub choćby do jakiegoś notariusza, u którego podpisze stosowne upoważnienia odnośnie spadku. A jeśli jest rzeczywiście psychicznie chora i stale przebywa w Kanadzie, to w tamtejszym sądzie należy założyć proces o ubezwłasnowolnienie cioci, w wyniku czego będzie można legalnie wykiwać ją ze spadku.
  21. ~Tymon45 O dziwo stwierdziłem, że zmieniła się! Tymon45, była żona się NIE zmieniła. Najprawdopodobniej znudzona jest życiem singielki z odzysku. Nie wyciągnęła żadnych konstruktywnych wniosków z przyczyn Waszego rozstania/rozwodu. Mogła założyć, że przez pewien czas będzie mocno nad sobą panować dopóki nie uda się jej ponownie przejąc kontroli nad Tobą Tymon45. Kłótnia z ojcem w Twojej obecności dobitnie wskazuje na jej bezmyślną impulsywność, porywczość i bezkompromisowość. Sam pisałeś, że nie okazuje Ci pożądania, ni czułości, natomiast w sprytny sposób osacza Cię na nowo, by zagwarantować sobie na przyszłość popychle do towarzystwa. Najwyraźniej przez te kilka lat od rozwodu nie mogła znaleźć podobnego Tobie kozła ofiarnego. Poza tym jako władcza i nadambitna osoba do tej pory nie mogła pogodzić się z faktem, iż to Ty z nią się rozwiodłeś, a nie ona z Tobą. Należy wziąć pod uwagę prawdziwe motywy jakie nią kierują; czy nie jest to chęć odwetu, 'pokazania' Ci, odegrania się, zmycia plamy na honorze itd. Wybryk przy świątecznym stole powinien dobitnie przekonać Ciebie, że ta kobieta udaje wewnętrzną przemianę. 'Dobre' rady teściów puściłabym mimo uszu z uwagi na wnioski płynące z jakości ich małżeństwa. Bo skoro wg nich, podłe traktowanie męża (teść) przez żonę (teściowa) jest normą, to niech sami się w tej 'normie' kiszą, lecz nie powinni innym ludziom jej narzucać. Wracając do byłej zony - jej przesadna dbałość o wygląd zewnętrzny sugeruje raczej lęk przed przemijaniem. Skłonność docierania 'po trupach' do celu odzwierciedla się doskonale w jej aktualnej postawie - 'usypia' czujność rzekomym zainteresowaniem. No chyba, że oboje 'stworzeni' jesteście jedynie do odgrywania uzależniających w związku ról kata i ofiary. Coś może być w tym na rzeczy, skoro wszystkie napotykane kobiety porównywałeś ze swoją oprawczynią, a te zbyt przyjaźnie nastawione do Ciebie - zwyczajnie odrzucałeś. Moim zdaniem była żona w najmniejszym stopniu nie tęskni za Tobą jako za mężczyzną swojego życia, a raczej za kimś, na kim ponownie bezkarnie będzie mogła odreagowywać własne humory. --------------------------------------- Przy okazji piosenka dla Ciebie.. [youtube] [/youtube]
  22. ~klotek Napisales o zonie glodnej . Gwoli wyjaśnienia - tak, celowo napisałam o 'głodnej żonie', ponieważ "fenomen"(!) ten dotyczy zdecydowanej większości dzieciatych mężatek. Ale, ale zostawiając uogólnienia nie zamierzam też wypytywać o szczegóły. Rzucę jedynie luźną refleksję, że Wasze życie intymne nie zamarło nagle chyba od wczoraj? Po Twoich opisach jestem w stanie zrozumieć aktualną niechęć do partnera. Stan zagrożenia nie sprzyja przecież otwarciu się na przyjemności. Co prawda realnie fizjologiczne potrzeby kobiet i mężczyzn nie różnią się zbytnio, natomiast cała emocjonalna oprawa jak i okoliczności, zasadniczo - już bardziej. Mąż im częściej na różne sposoby Tobie dokucza, tym mocniej działa na własną niekorzyść. Paradoks polega na tym, że on raczej nie zdaje sobie z tego sprawy. Obecnie ugrzęźliście w zabawie w znerwicowanego kotka i przerażoną myszkę. Popatrz z dystansem na własne myśli i idące za nimi reakcje. Piszesz, że obawiasz się o bezpieczeństwo dzieci, tymczasem z ulgą przyjmujesz interwencję córki pod drzwiami do łazienki. Czy taka postawa matki nie wydaje się irracjonalna? Podejrzewam, że nie dzieląc z mężem jednej sypialni, podzieliłaś Wasz dom na dwa obozy. W jednym jesteś Ty i dziewczynki, w drugim ten zły mężczyzna - mąż i ojciec. Pomyśl, gdy Twoje córki dorosną, jakie stworzą związki? Nie łudź się, że wybiorą dżentelmenów. A nawet gdyby trafiły na księciów, to z czasem zrobią z nich to samo co Ty z ich ojcem. Po urodzeniu Twoich wnuków zapomną, że są kobietami. Z czasem staną się wzorem mamusi wyczekującymi podskórnie awantur kwokami. Nie wierzysz mi? Popatrz na wzorce jakimi sama kierowałaś się dotychczas. Współczuję Ci śmierci w rodzinie, lecz powinnaś mieć na uwadze, że Ty, jak i ojciec Twoich dzieci tworzycie także rodzinę. To, w jaki sposób radzicie czy raczej nie radzicie sobie w obliczu trudnych emocjonalnie doświadczeń życiowych, jest wyłącznie efektem Waszych relacji do jakich doprowadziliście wspólnie. Czy kiedykolwiek wcześniej prosiłaś męża o wsparcie, przytulenie i otuchę? Czy kiedykolwiek szukałaś ukojenia w jego ramionach? Jeśli nigdy wcześniej nie dałaś mu odczuć jak bardzo jest Ci potrzebny, jak cenisz sobie jego zdanie i troskę, to nic dziwnego, że w chwili próby tj. żałoby okazał się cynicznym dupkiem. Zrób bilans w pamięci i znajdź chwile, kiedy to Ty byłaś mężowi potrzebna, kiedy pragnął od Ciebie czułości i wsparcia. Czy mu je dawałaś? Czy umiałaś? Wbrew pozorom, faceci bardzo potrzebują ciepła kobiety na zewnątrz i nie zawsze wyłącznie wtedy, gdy im wolno wejść do wewnątrz. Zdobądź się na obiektywny wgląd w Wasze małżeństwo. Następnie podsumuj z odwagą jaką prawdę o sobie, o Was tam zobaczyłaś.
  23. ~klotek Mój mąż już chyba totalnie oszalał .Niewiem jak mu pomóc. Jeśli go jeszcze kochasz, to pomagając jemu, pomożesz przede wszystkim sobie. Zachowania męża jakie powyżej opisałaś sugerują nie tyle 'chorobę' umysłową, co raczej bezsilność i nieradzenie sobie z emocjami. Przypuszczam, że oddaliliście się od siebie w marazmie codzienności. Brakuje między Wami cierpliwego porozumienia, szczerego zainteresowania tym co komu w duszy gra, nie mówiąc już o deficytach fizycznej bliskości. W powszechnym przekonaniu króluje pogląd, ze faceci stale myślą o 'jednym'. No i nie powinno chyba dziwić, ze głodny myśli tylko o chlebie. A skoro zona nie odczuwa głodu, to zachodzi prawdopodobieństwo jedzenia przez nią chleba gdzie indziej. Metaforycznie rzecz ujmując warto mieć na uwadze pytanie: dlaczego żony nie chodzą 'głodne' ;)? Jak głosi trywialne przysłowie: 'Żona męża nie kocha, bo on pije. A mąż pije, bo żona go nie kocha'. ;) Kwadratura koła po prostu. Chciałabyś ~klotek zwyczajnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa w domu ze względu na dzieci. To najnormalniejsze pragnienie na świecie oczywiście. Postaraj się jednak popatrzeć obiektywnie na Wasz związek i przypomnij sobie jakie miałaś założenia przed ślubem, czego pragnęłaś, jak sobie wyobrażałaś wspólne życie z człowiekiem, na którego nie możesz teraz patrzeć. Bo często marzenia sobie, a życie sobie.. Twój mąż najwyraźniej popadł w głęboką desperację, z jakiej nie widzi innego wyjścia jak tylko poprzez szantaż emocjonalny. Ewidentnie ma kłopot z wyrażaniem własnych myśli i oczekiwań. Coś blokuje jego szczerość względem siebie, a i Ciebie, że nie potraficie w wyważony sposób rozmawiać o dręczących problemach. Zastanów się w skali od 1 do 10 jaki jest między Wami poziom zaufania. I dlaczego jest taki, a nie inny. Z pewnością mężowi zależy na małżeństwie i dzieciach, bo inaczej nie targałby się na własne życie, a raczej ciosy kierowałby w Twoją i dzieci stronę. Córka pyskuje ojcu, bo widać nie potrafił zaskarbić sobie jej szacunku, lecz niemniej ważna jest Twoja postawa ~klotek , gdyż dzieci w rodzinie obserwują oboje rodziców. Przypomnij sobie kiedy sama byłaś w wieku własnej córki i jak odbierałaś swoich rodziców. Pomyśl także o dzieciństwie męża, jego rodzinnym domu i w jaki sposób rozwiązywano tam konflikty. Przypuszczam, że mąż jest dość wrażliwym i skrytym człowiekiem, dlatego w stresie nie potrafi inaczej reagować niż reaguje. Czasem jest tak, że ludzie 'jadą' na przyzwyczajeniach, bazują na starych (nie zawsze dobrych) wzorcach i nie przychodzi im do głowy, że można inaczej.. Stawiam tezę, iż w Waszym małżeństwie brakuje autorskich, wyłącznie na bazie miłości i zrozumienia stworzonych oraz wypracowanych osobiście od początku ram Waszego związku. Moim zdaniem doraźna pomoc (bo o nią na początku postu pytałaś) powinna polegać na zdecydowanej zmianie postawy wobec męża. Unikaj sprzeczek, nie podnoś głosu, unikaj drwiny. Mów mu jak się czujesz w nerwowej atmosferze w domu, np. że jesteś przygnębiona, że jest ci smutno itd. Unikaj stawiania na tzw. swoim. Poszukaj w pamięci wspólnych wspomnień gdy było fajnie między Wami. Popatrz na niego oczami z przeszłości :). Jeśli nie przestałaś go kochać, to zwyczajnie wyznaj mu miłość. Przy okazji - kiedy ostatni raz w Waszym domu padło słowo: kocham? Czy dzieci je kiedykolwiek słyszały od rodziców? Poza tym spokojnie acz stanowczo powściągaj zapędy córki do pyskowania ojcu. Powinna poczuć, że w mamie ma oparcie, ale też, że ojcu należy się respekt. W wolnej chwili poszukaj (może przez internet?) w okolicy gabinetu psychologa koniecznie dla par lub mediatora rodzinnego. Z tego co pisałaś on sam nie pójdzie do specjalisty, a jak się domyślam, na dłuższą metę może być Ci niezwykle trudno przeprowadzić samodzielnie małżeńską terapię. W rodzinie też nie masz oparcia, a nawet przeciwnie :(. Dopóki nie wygasła miłość, zawsze jest szansa na dobrą wolę, by od nowa zbudować dobre relacje. W przeciwnym wypadku rozważ rady z wcześniejszych postów. To Twoje życie i decyzje. Wybierz dla siebie najlepsze.
  24. Smutna2 Jak byłam mała to wychowywałam się w domu dziecka.. Te instytucje zdaje się bazują na systemie kar i nagród.. :( Smutna2 Tak wiem kretynka z bidula.. Przeciwnie!!! Dzielna, mądra i chwilowo tylko zagubiona młoda kobieta. Smutna2 Adoptowano mnie jak miałam 5 lat.. Kocham rodziców i ciesze się, że ich mam.. Rodzice adopcyjni to Twój fundament i opoka Smutna2. Pięknie i z uczuciem o nich piszesz, a to znaczy, że ciepłe emocje nie są Ci całkowicie obce. To cenne. Ty z kolei stanowisz fundament dla rodzonych dzieci, pamiętaj o tym. Smutna2 To wszystko się zaczeło jak mialam 16 lat byłam na coś zdenerwowana i nie chcącą się uciełam to stwierdziłam ze jak małe ucięcie daje tyle ulgi to jak zaczne się karać za to co robię to da więcej ulgi i tak się zaczeło samokaleczanie sie moję.. W okresie dorastania większość ludzi doświadcza emocjonalnych burzy, wybuchowych reakcji w stresujących sytuacjach, chęci eksperymentowania w radzeniu sobie z nimi.. Im wrażliwsze osoby wewnętrznie, tym bardziej podatne bywają na drastyczne metody rozładowywania osobistego napięcia. Prawdopodobnie wczesne lata życia w domu dziecka zakłóciły w Tobie ufność do zwierzania się, tym samym zablokowały możliwość szukania pomocnych rozwiązań poza samą sobą. Na zewnątrz chciałaś lub musiałaś być zawsze silna, choć bezgłośnie w środku wszystko wołało o pomoc? Smutna2 Przestawałam po jakimś czasie, ale teraz już nie potrafię czuje, że to jest silniejsze to jest mi potrzebne.. Smutna2 - nic nie może być silniejsze od Ciebie, dopóki temu na to nie pozwolisz! Rozumiesz? Twoją potrzebą samookaleczania się rządzi podobny mechanizm, co uzależnienia od narkotyków, papierosów czy alkoholu. Każda z tych rzeczy pozornie na początku daje przyjemność czy wrażenie ukojenia. Z czasem dopiero przeradza się w koszmar uzależnienia i zaczyna przejmować kontrolę nad człowiekiem. Tniesz się by rozładować jakieś napięcie i poczuć ulgę. Po czym tniesz się znowu, by we własnym mniemaniu ukarać się za pocięcie wcześniejsze. Chcesz przestać, a im bardziej chcesz przestać, tym mocniej odczuwasz potrzebę tnięcia.. I tak w kółko.. Albo ostatni kieliszek, żeby nie myśleć, że to ostatni kieliszek? Ostatni skręt, by nie myśleć, że to ostatni? itp. To się nazywa galopująca kwadratura koła. Stanowczo musisz szukać dla siebie specjalistycznej pomocy! Najważniejszym warunkiem wyjścia z każdego uzależnienia jest uświadomienie go sobie. Przyznanie się przed sobą. Potrafiłaś to zrobić, zatem będziesz potrafiła też uzależnienie pokonać. Smutna2 A też chce sie ukarać za to ze zyje i wszystkim robię przykrość.. "Robisz przykrość" innym, ale też zdajesz sobie z tego sprawę, zatem wystarczy jak krok po kroczku zaczniesz zmieniać swoją postawę. Zobacz - to może być całkiem proste - przecież podjęcie wysiłku pracy nad sobą przynieść Ci może równowagę wewnętrzną, satysfakcję z życia rodzinnego, radość z odnalezienia sensu życia, może pragnienie podjęcia nauki w szkole wyższej, może potrzebę w przyszłości kupna lub budowy pięknego domu dla siebie i swoich dzieciaczków, cokolwiek sobie zaplanujesz! Pomyśl, ile fajnych rzeczy można w życiu robić gdy człowiek rozwija się i przestaje żyć w poczuciu winy. Rozważ, ile fajnych rzeczy można w życiu robić gdy człowiek wytrwale i konsekwentnie odbudowuje własne poczucie wartości. Smutna2 A nie lubię rozmawiać w 4 oczy dlatego, że boję się ze zostane wyśmiana w twarz i nie lubię jak ktoś sie na mnie patrzy bo w głębi duszy wiem ze ma ubaw ze mnie i z mojego wygladu.. To tylko brak wiary w siebie i niskie poczucie wartości. Czy jesteś jasnowidzem, który 'w głębi duszy wie' lepiej jakie ludzie mają w głowach myśli ;)? Popatrz na tego człowieka! Nie sądzę, by obchodziło go, co na temat jego wyglądu sądzą inni. (jeśli linki się nie otwierają z tej strony, to po prostu skopiuj i wklej) Smutna2 Moi rodzice nic nie wiedzą bo mam pracuje za granica a taty tez czesto nie ma.. To chyba niedobrze, że nie wiedzą. Kochasz ich i z pewnością dlatego przemilczasz swoje problemy, bo myśląc w ten błędny sposób nie chcesz sprawić im przykrości? Przypuszczam, że będą bardziej cierpieć, jeśli pewnego dnia okaże się, że mogli Ci pomóc, ale tego nie zrobili, ponieważ po prostu nie byli świadomi tragedii jaką przeżywasz. Smutna2 Chodziłam do lekarzy ale to zawsze kończyło się ucieczka.. Widocznie nie trafiłaś na odpowiedniego fachowca, albo zwyczajnie nie byłaś gotowa na wyzdrowienie. Skoro teraz się otworzyłaś, Twoja gotowość do uporania się z sobą wzrasta. Smutna2 Nie karmie synka bo mi sie odechciało i rzadko ich przytulam bo już w tym sensu nie widze.. Sens jest taki, że każdy ssak, z człowiekiem jako naczelnym z przodu pochodu - potrzebuje matczynego ciepła do czasu, aż stanie się samodzielny! Nie jest żadnym wytłumaczeniem fakt, że nie potrafisz niemowlętom dać tego, czego Tobie prawdopodobnie brakowało w ich wieku. Po to masz rozum oraz zdolność empatii, by wczuć się w bezbronne jestestwa córeczki i synka. Należy im dawać to, czego najbardziej w tej chwili na świecie potrzebują. Poczucia bezpieczeństwa w ramionach matki. Smutna2 Do niczego sie nie nadaje.. Jestem bezużyteczna.. A mąż mnie denerwuje też.. Wszystko mnie już denerwuje Nie jesteś bezużyteczna, bo masz dla kogo i po co żyć. "Do niczego się nie nadajesz", bo chwilowo jesteś poważnie chora i potrzebujesz pomocy w domowych obowiązkach. Mąż wydaje się ślepy nie widząc tego co się z Tobą dzieje. Ile on ma lat, że taki niedojrzały? Mimo wszystko powinnaś powiedzieć mu, że na co dzień coraz trudniej sobie radzisz.
  25. Dobrze, że wyrzuciłaś ciężar z siebie. Można powiedzieć, że łatwiej jest rozprawić się z problemem, który jest na wierzchu (np. napisany), niż głęboko tłamszony w środku. Co jest fajniejsze - dźwigać na plecach worek kamieni, czy patrzeć na worek kamieni stojący obok? Ps. Nikomu nie zawracasz głowy, bo nikt z żadnego przymusu nie przychodzi przecież na forum ;).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...