Skocz do zawartości
Forum

NyanHooman

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez NyanHooman

  1. Po napisaniu tego: Uwaga, post jest długi jak cholera. Jako że źle się czuję, a kiedy się źle czuję, nie mam siły. Na nic. Więc nie napiszę dużo. Może. Nie będzie też emocjonalnie bo po prostu tego w sobie nie mam. Może też być bez ładu i składu więc wybaczcie. Niestety w polskim wielu rzeczy o sobie się powiedzieć nie da, bez czasowników kończących się na -łem czy -łam, więc niech już dla tego posta będzie -łem, koniec końców, znaczenia to nie ma. Otóż, historia w skrócie: ADHD jako dziecko, nikt mnie nigdy nie lubił, brak kolegów i koleżanek, ojciec który zawsze dawał wszystkim znać jak bardzo ich nie cierpi, wszystkich wystraszył/wygonił. Lubił też zawsze dowcipy. Dokładniej tak z 10 które już znał, w kółko. I zwłaszcza żartowanie z innych. Codziennie, po kilka razy, można było od niego usłyszeć o ile w moim wieku był mądrzejszy, wspanialszy, o tym jak nieosiągalne są moje marzenia, generalnie nawet zanim zmienił się na gorsze, był kimś o kim trudno było myśleć cokolwiek innego jak "oby nie był w domu, oby nie był w domu". A zmienił się na gorsze. Cóż, może nie pije, nie bije, nawet nie pali, ale zawsze się kłócił, zawsze wszystkim mówił co robić i jak, dosłownie wszystko, ile wody w kranie odkręcić, którą ręką tależ trzymać. Zawsze się na wszystkich gapił, i czekał żeby coś powiedzieć. Generalnie jest jedyną osobą której naprawdę nie jestem w stanie wytrzymać, której nienawidzę, i sama jego obecność jest odrażająca. Tak czy siak, gimnazjum, patologiczne miejsce. Mnóstwo bójek, wszyscy się nad wszystkimi znęcali, sporo było bardzo nieprzyjemnych rzeczy, narkotyki, spychanie ludzi i nauczycieli ze schodów, pchanie się do autobusu aż ktoś nie dostał się pod i nie złamał kilku kończyn, od tamtego czasu było fajnie, wszyscy do stołówki, zamknięci, pilnowani, potem do szatni, zamkniętej z obu stron, przy wyjściu na dwa drzwi, miejsca dużo nie było, ogółem sama szatnia to były bardziej klatki w których ludzie się nie mieścili. Potem brama, pilnowana, aż autobus będzie odjeżdżał. Cóż, cudowne miejsce, nie ma co. W technikum dopiero było w miarę fajnie, trafiła mi się fajna klasa, niemal sami faceci ale cóż, pomimo że nie zapamiętałem ich imion, nie odzywałem się, robiłem swoje, oni ze mną rozmawiali. W drugiej klasie, w wieku by było około 16-17 lat, po raz pierwszy w życiu miałem z kim rozmawiać, ludzi z którymi można się było zadawać. Byli lekko przywariowani, ale ogółem, bardzo miłe miejsce. Cóż, to były miłe dwa lata, później dopadło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze fakt, że nigdy nie musiałem się uczyć. Po prostu nie umiałem się do tego przymusić. Po drugie, od kiedy byłem dzieckiem, nie odczuwałem zadowolenia z życia, nie wystarczająco żeby mi na nim zależało. Niby nikt w takim wieku nie wie co chcę robić, ale mi nie zależało na niczym. Moją odpowiedzią na pytanie "gdzie się widzisz za 5 lat?" było "bez roboty lub szkoły, martwy albo niedługo zamierzający się zabić". Cóż, powtarzałem klasę, moja nowa klasa nie była już tak miła, wręcz można by rzec że byli to ludzie tak nudni że nie poznałem imienia więcej jak jednego z nich przez ponad rok. Nie mieliśmy wspólnych tematów, do tego w żałosny sposób grupowali się w "grupy", do tego jeszcze z niemalże "przywódcami", a nawet robili sobie jaja z innych wbrew ich woli. Odrażająco wręcz nieprzeciętni. Generalnie nie zadawałem się z nimi, ignorowałem ich o ile nie miałem sprawy do nich, lub oni do mnie, generalnie sytuacja która mi pasowała, choć nie im. Programowanie to coś co zawsze lubiłem, i mieli mi za złe to, że o ile oni na przedmioty informatyczne(profil Technik Informatyk) musieli zakuwać, ja nie tylko nie musiałem, ale też momentami wiedziałem rzeczy których nie wiedzieli i nauczyciele, zwłaszcza nauczycielka od programowania była kimś kogo to ja bym więcej nauczył, jak ona mnie. Inna sprawa, że dużo nie wiedziała. Cóż, zaczęli sobie robić ze mnie żarty, zabierali mi czasem telefon, choć ja bez skrupułów zabierałem wtedy ich telefony i wyginałem aż oddali, filmowali mnie, i niestety lekka "cojakiśczasowa" przemoc wobec nich nic nie zdziaływała. Szkoła znowu zaczęła być dla mnie czymś czego nienawidziłem, ale i z drugiej strony, mój ojciec, mający pracę w której siedzi w domu niemal cały czas, sprawiał że i dom nie był miejscem przyjemnym. Każdego dnia po szkole pytał się mnie jak poszło, i przypominał o ile lepiej on sobie radził. Raz tym że miał lepsze oceny. Raz tym że miał gorsze a i tak zdawał. Raz tym że on wiedział a ja nie. Raz tym że on nie musiał wiedzieć bo ściągał. Żałosny człowiek. Cóż, zdałem powtarzaną klasę, a potem znowu mi się nie chciało, zamiast niezdać, przestałem chodzić do szkoły. Miałem dość. Nienawidziłem wszystkiego. Czasem chciało mi się płakać, nie widziałem w tym wszystkim sensu. Ostatniego dnia wakacji zabrałem papiery. Ogólnym zamiarem był freelancing, programowanie przez internet, jedyna rzecz którą umiałem. Na początku było fajnie - ćwiczyłem, oglądałem anime, czytałem, robiłem fajne rzeczy, programowałem, tyle ile zawsze chciałem, czasem po 14 godzin dziennie. Kilka razy tak się nakodziłem że rąk nie mogłem używać przez tydzień czy dwa, zawsze było coś nowego do nauczenia się, do zrobienia, czegokolwiek. W pewnym momencie, dołączyłem do internetowej społeczności związanej z anime, ale cóż, mając inne gusta(nie trawię niczego gdzie półobnażone dziewczyny machają biustem czekając aż główny bohater ocali je i będą mogły dołączyć do grupki kilku innych dziewczyn które się w nim zakochają, lubię poważne i dojrzałe historie, które wbrew pozorom wśród anime istnieją) oraz konfliktową naturę(w retrospekcji byłem okropną, okropną osobą, czego żałuję) po prostu się z nimi nie dogadywałem. Jako że wielu fanów anime lubi się wywyższać nad innych, zdobyłem grono kilku osób które mnie nienawidziły. Potem więcej. I więcej. Generalnie nic co bym nie powiedział, spotykane było ze skoncentrowaną nienawiścią ~100 osób(no ok, może najwyżej 10-20 naraz), nawet jeżeli było to "przepraszam". W pewnym momencie dołączyłem do dyskusji przeciwko mnie, w której nawet nie uczestniczyłem, ale nikogo to nie obchodziło. Nie wiem dlaczego po tamtym momencie jeszcze się tam udzielałem przez 2-3 tygodnie. Cóż, ewentualnie miałem dość. Doszedłem do jedynego wniosku do którego można dojść gdy nikt nigdy nie miał we mnie wiary, nikt mnie nie wspierał, nikt mnie nie lubił, a ludzie którzy, wydawało mi się, byli moimi przyjaciółmi, nie odezwali się nawet słowem. Ludzie są bezużyteczni. Bezwartościowy. Każdy kto troszczy się o kogoś innego tylko udaje, miłość, przyjaźń, to tylko społeczna maska aby uniknąć oceny i nienawiści. Przestałem się zadawać z ludźmi, nawet online. To by był niemal rok, bez kogokolwiek, poza moim bratem ciotecznym, jedyną osobą która była mi w miarę bliska w życiu. I rodziną, która jak zawsze, sprawiała że moje życie było do niczego, która.. eh, aż nie chcę o tym wszystkim mówić. Dołączyłem do społeczności związanej z robieniem gier, bardzo mili ludzie, udzielałem się, i tam, i w innej, często, dużo, bardzo dużo. Poznałem znajomego z australii w ten sposób, jak i kilka innych osób, w tym jednego wspaniałego znajomego z Norwegii, bardzo otwarty i emocjonalny człowiek, w przeciwieństwie do większości facetów. O ile nienawidzę stereotypów, jest gejem haha. Ma nawet chłopaka, co jest wspaniałe, zawsze bałem się że nienawidząc szkoły i społeczeństwa jak ja, podąży moim traktem, fakt że coś mu się w życiu układa jest po prostu dla mnie ogromną ulgą, bo się martwię o ludzi, za bardzo może nawet. Tak czy siak, większość tych interakcji była w miarę nieosobista. Pierwszą osobą, o której naprawdę mogę powiedzieć że jej zaufałem, i zbliżyłem się emocjonalnie, była losowo spotkana w trakcie gry w Dota 2 dziewczyna, która swoją drogą była trans, co jest czymś z czym co rozumiem(już pewnie wiecie skąd moja niechęć do płci i w ógóle :p), i w każdym razie, była po prostu pierwszą miłą, uprzejmą, zabawną osobą, której czułem że mogłem zaufać. Cóż, było by pięknie, gdyby nie to że nie umiałem sobie poradzić z nienawiścią do siebie, do życia, oraz z faktem że w ciągu tych dwóch lat, rozwinęły się u mnie wszelkiego rodzaju fobie. Przed ludźmi. Przed opuszczaniem domu. Przed zmianą. Przed tym że rodzina mogła by mnie oceniać za wszystko. Ciężko ukryć, że z mojej strony, był to związek toksyczny, byłem okropny. Raz doszło do dramatu, co mnie okropnie zraniło. Drugi raz, kilka miesięcy później, przestała się ze mną zadawać, usunęła mnie ze wszystkiego. Bez mała, płakałem co dzień, po kilka razy, przed dobre dwa tygodnie. Nie zamierzam pisać, o tym jakie to było dramatyczne, ale cóż, była to najgorsza rzecz jaka kiedykolwiek wydarzyła się w moim życiu. I proszę, niech nikt nie piszę nic o niej, była to moja wina, i szczerzę, cieszę się, że ona to zrobiła, zamiast wręcz poświęcać się dla mnie. Ja dzięki temu też wiele się nauczyłem. Ale i tak, tęskniłem za nią. Raz do niej napisałem, mówiąc że przepraszam, że rozumiem, i w ogóle, cóż, zdałem sobie sprawę, że nie jestem kimś kogo ona kiedykolwiek chce widzieć, po krótkim i bezładnym poście na jej blogu o treści "i cant take this anymore". Wiem też że kilka miesięcy później się nie zabiła. Zapewne z mojej winy. Cóż, to wszystko było... bolesne. Bardzo. Bardzo. Bardzo bolesne. Pomijając trochę spraw i wydarzeń, był to czas w którym próbowałem się zniszczyć, wręcz, zamiast starać się podnieść, starałem się... sam nie wiem co. To nie było najmilsze, w każdym razie. I głupie, bardzo głupie. Przez pewien czas, inna znajoma, dla której miałem ogromny szacunek - w wieku 19 lat, uczyła się bez nawet wakacji, non stop, prowadziła badania, często podróżowała i przeprowadzała się ze swoim de-facto chłopakiem, a na utrzymanie zarabiała eskortowaniem starszych panów, bardzo dużo, i bez skrupułów. Wiem że dla wielu ludzi to coś co jest podłe i w ogóle, ale po kilku latach z dala od społeczeństwa, trudno jest nie zdać sobie sprawy, ile przesądów, stereotypów, poglądów i wszystkiego najzwyczajniej w świecie nie ma sensu. Dla mnie fakt, że była w stanie zrobić coś tak odważnego, i dosłownie wszystko co tylko chciała, był wspaniały. Dzięki niej zachowywałem zdrowie psychiczne, bo rozmawialiśmy o wszystkim, o polityce, nauce, technologii, filozofii, programowaniu, seksie, ludziach, społeczeństwie, ale niestety, jak można się było domyślić, kiedy skończyły się jej wakacje, ona po prostu nie miała już czasu, często nawet nie kilka minut dziennie. W pewnym momencie, kontakt po prostu się urwał, a ja, nie mogąc zapanować nad natrętnymi myślami, zacząłem dalej się pogrążać. W pewnym momencie, straciłem po prostu już i resztki czucia. Od dawna miałem problemy z odczuwaniem przyjemności, ale teraz wręcz dosłownie nic nie dawało mi przyjemności. Brakowało mi woli do życia. Płakałem często, często miałem i napady... czegokolwiek. Nie tak często, ale intensywniejsze i intensywniejsze. Najgorszy był ten, w którym negatywne emocje były na tyle ekstremalny że naprawdę uwierzyłem że życie to piekło, że ona, ani inni ludzie nigdy nie istnieli, że powód dla którego się nie zabiłem kiedy chciałem, to fakt że wszystko jest scenariuszem mego cierpienia. Cóż, postanowiłem że był to ostatni raz, i był, jako że po nim, straciłem wręcz resztki czucia. Powiem więcej wręcz, nie odczuwam już nawet nienawiści, której ataki czasem miałem, ani smutku, ani desperacji, choć to akurat z braku nadziei że cokolwiek kiedykolwiek będzie lepiej. Tak czy siak, w porównaniu do kilku miesięcy temu, gdzie płacząc błagałem ludzi aby jakoś mi pomogli, teraz podhodzę do wszystkiego niemal jakby nie były to moje problemy. Cóż, nie będę ukrywać że w rzeczy samej, mam problemy jeżeli chodzi o "trzymanie się" rzeczywistkości, i stają się one coraz gorsze. Cóż, gdyby nie to, nie pisał bym tu, niby. Cóż, kilka rzeczy w ostatnim paragrafie pominąłem, a warto je dodać. Zwłaszcza Mari, moją najlepszą przyjaciółkę, którą poznałem na reddicie, z którą przez kilka miesięcy mieliśmy dość intymne relacje, co było cudowne, ale skończyło się, z powodu jej problemów, moich problemów, i w ogóle. Mi to nie przeszkadza. Dla mnie miłość nie jest ani rzeczą ekskluzywną, ani wartą dzielenie na kategorie, ważne jest dla mnie że nadal jest moją przyjaciółką, i ogółem, po prostu jest dla mnie bardzo ważną osobą. Ale niestety, jej matka jest osobą która dwa razy żeniła się dla pieniędzy, zrobiła dzieci aby cyckać te dwie bogatsze rodziny, co, jak domyślacie się, conajmniej sugeruje jakim typem osoby może być. Nie najlepszym. Poza tym, znajoma wróciła do Wenezueli, po studiach we Francji, a jak być może wiecie, w Wenezueli aktualnie od kilku miesięcy brakuje jedzenia i innych podstawowych dóbr, wszędzie są protesty, a prezydent, którego stan psychiczny podpowiada fakt że w miesiąc po wyborach, powtórzył imie swego poprzednika, który zginął w wątpliwych okolicznościach ponad 7000 razy, ogłosił że doprowadzi i do wojny, byle swój urząd utrzymać. W podsumowaniu, rzeczy które niezbyt stanowi psychicznemu sprzyjają. Tak czy siak, wszystko jest coraz gorsze, i prawda jest taka, że po ostatnim razie gdy ok ~7 miesięcy temu(chcę się zabić gdy myślę że to aż tyle, film mi się ~4.5 miesięcy temu wręcz urwał) poszedłem do darmowej poradni psychicznej, płacząc po drodze, nie wychodzę z domu. A nie poszedłem z powrotem, bo kobieta z którą dane mi było porozmawiać, stwierdziła że na pewno depresji nie mam, że jestem zarozumiałą osobą, uzależnioną od internetu, i dystansującą się od rodziny z powodu wywyższania się nad nich, po prostu nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Tak czy siak, co do wspomnianych 4.5 miesięcy, od jakiś ~3, po prostu już nie radzę sobie z niczym, z podtrzymywaniem swojego stanu psychicznego, z podstawowym funkcjonowaniem, z myśleniem, wszystko się po prostu prześlizguje przez moje palce. Ostatnia porzyteczna rzecz jaką zrobiłem, była ok. ~1.5 miesięcy temu, od którego to czasu, po prostu straciłem resztki resztek woli do czegokolwiek. Nie chce mi się jeść, pić, odpoczywać, oglądać, masturbować, grać w gry, programować, rysować, ćwiczyć, nawet, szczerze powiedziawszy, już nawet rozmawiać z ludźmi mi się często nie chce, dosłownie nic. Nie odczuwam już właściwie niemal najsłabszych nawet uczuć, czy to pozytywnych, czy negatywnych, właściwie tylko 100% nieustanny streso-ból, który jest na tyle intensywny, że odczuwam fizyczny ciężar w klatce piersiowej, 24/7. Jedyną rzeczą którą w miarę lubie to sen, ponieważ, w takiej czy innej formie, jest to brak przytomności. A cóż, mam ze snem problemy. Swoją drogą, z czym nie mam. Apetyt, sen, myślenie, funkcjonowanie, koordynacja, rozmawianie z ludźmi, dosłownie, dosłownie, dosłownie wszystko. Tak na prawdę, jedyne czego w życiu chcę, to przyjaciele(a najlepiej przyjaciółki, wiem że to nie fair, ale po prostu mam pewną niechęć do mężczyzn. Nie fizyczną, po prostu... daję im mniejszy kredyt zaufania, zawsze), którym mogę powiedzieć wszystko, których mogę przytulić, którzy by mi pomogli, którym ja bym pomógł, oraz możliwość funkcjonowania w miarę normalny sposób, bo bez mała, to po prostu już dla mnie nie jest możliwe w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. No, poza tym, chcę też robotę, i/lub szkołę, być w stanie programować i robić gry - nie wspomniałem, ale moja obsesja się źle skończyła, dokładniej atakami paniki, i dojściem do stanu w którym sama myśl o tym sprawiała że płakałem. Właściwie jak już mówię co chcę w życiu, to kilka innych rzeczy na których mi zależy to przeprowadzić się do innego kraju, podróżować, odwiedzić moich internetowych przyjaciół i przyjaciółki, pójść na jakieś imprezy czy spotkania, choćby i tylko po to żeby pójść, seks, najlepiej z przyjaciółmi, bo mi nie zależy ani na związku(przynajmniej nie nie-otwartym), ani na spaniu z kimś po to żeby spać. Eh, cóż, ten paragraf jest bez sensu. W sumie to, nie wiem po co to piszę wszystko, proszę bardzo zignorować, w sumei to przy takiej długości, dziwnym było by tego nie zrobić. O pomoc prosić nie zamierzam, choć jeżeli ktoś był by w stanie i chętny, zdecydowanie było by mi miło. Nie będę ukrywać że jestem osobą dziwną, bardzo, ale myślę że nie jestem okropną. Może nie było by to tak okropne. Cóż, jeżeli ktoś to czyta to dziękuję, chyba. I przepraszam za tak długi post oraz ze jego ton, bezład, i wszystko.
  2. Ile chcesz dopóki ci to w niczym w życiu nie przeszkadza. Generalnie jak nie masz partnerki/partnera, to się nie przejmuj. Codziennie to wcale nie za często, i dwa czy trzy razy dziennie to nie za dużo. Przesadą by było gdyby to były godziny dziennie. I płeć większego tu znaczenia nie ma akurat.
  3. He, he, he, he, przypomina mi się mój "romans" z gimnazjum, nic tylko się pod ziemię zakopać i udusić piachem xD (o sobię mówię, to było 100x gorsze niż twoje) W każdym razie, jak żadne z was nie zagada, to do niczego nie dojdzie, głupio jest czekać na drugą osobę, trzeba być odważnym/ną w życiu, w ten sposób się wszelkie możliwości chwyta. Może był by romans, może nie, ciężko stwierdzić. Tak czy siak, przez życie przewija się tyle ludzi że nie warto się tym martwić. Jak chcesz spróbować, śmiało, jak nie, to zapomnij, bo martwienie się w niczym nie pomaga.
  4. Dzieci po prostu nie mają takich hamulców jak dorośli, to są rzeczy których się uczy. Na ile niespodziewane, to zdecydowanie nie jest to żadne "chore" zachowanie, jak wszyscy inni w temacie, polecam porozmawiać, odpowiedzieć na pytania, i wytłumaczyć wszystko. I o ile to od pani zależy, ja proponuję nie straszyć tylko raczej po prostu wyjaśnić co i jak, oraz że to nie coś o czym się zazwyczaj mówi, zwłaszcza jeżeli poruszy ona kiedyś temat masturbacji.
  5. Jako ktoś kto się zna na komputerach - hasło zawsze jest takie samo, ważne że jest, bo to oznacza że dane są szyfrowane, i nawet znając hasło aż tak łatwo ci nie zajrzą. Tak czy siak, wyfiltrowanie tych danych to inny problem - niby nie ogromny, ale to dosłownie by trzeba było non-stop mieć włączone, a tak czy siak - natychmiastowo by tego nie zauważyli bo 24/7 przecież nie patrzą się na to. To jest coś co NIBY da się zrobić, ale nie ma się o to co martwić właściwie.
  6. Eh, ciężka sprawa, niestety ja się na tyle nie znam żeby pomóc. Ale pamiętaj że to zazwyczaj tak jest że związki zaczynają się "ogniście", a potem tego aż tyle nie ma, czasem to źle, jak jednej osobie przestaje aż tak zależeć, czasami to po prostu wynik stresu, czy braku "nowości". Przede wszystkim go nie stresuj, może porozmawiaj z nim o wszystkim, może po prostu jest przemęczony? Moim zdaniem tak czy siak trochę przesadza, ale naprawdę nie wiem... :/
  7. NyanHooman

    Seks z nimfomanką

    Cóż, może da się to wyleczyć, może nie. Poza tym nie mi oceniać czy to jest po prostu bardzo wysoki popęd czy też patologia. Poza leczeniem pozostają dwie opcje - ona może spać z innymi, ale to najprawdopodobniej nie jest dobrym pomysłem, drugą opcją jest po prostu masturbacja - jeżeli nie jesteś w stanie to nie jesteś w stanie.
  8. To jest niemożliwe jeżeli nie wiedzą jak to robić, a tego zazwyczaj się nie wie jeżeli się nie zna bardzo dobrze na komputerach, do tego o ile przy WiFi bez hasła jest łatwo jak się wie co i jak, to z hasłem lub na kablu to już trzeba się naprawdę bardzo dużo męczyć, i w ogóle wiedzieć co i jak. Nie martw się i miłej zabawy ;) EDIT: Czy te smileye z mrugnięciem zawsze były takie... lekko odrażające? Swoją drogą, polecam forhertube.com, niby tylko strona zbierająca linki, nawet nie wiem jak, ale ma sporo bardzo fajnych filmików c:
  9. Po pierwsze, nie myśl o tym za dużo, nie zwracaj na to uwagi. Tego typu rzeczy robią się gorsze jak się nimi dręczysz. Może "terapia ekspozycyjna"(z braku polskiej nazwy którą znam) by pomogła? Poznaj jakiegoś faceta, jako znajomego czy przyjaciela, może w życiu, może online, z czy bez spotkania, i zobacz że oni też są normalnymi ludźmi? (no, ok, zazwyczaj są)
  10. Nie chcę się narzucać, ale w miarę możliwości preferuję nie dzielenie ludzi na mężczyzn/kobiety pod względem tego jakim typem człowieka są bo to w pewnym sensie jest momentami jak jakaś wojna płci - nieustanne pasywne-agresywne ataki z jednej strony na drugą. A tchórzem może być każdy, bo takie rzeczy po prostu są trudne i bolesne, poza pewnymi typami, nikt nie chce innych ranić, a zerwanie z kimś kto się potem przez to chce zabić nie jest łatwe. Nie mówię że to jest powód, ale za tchórzostwo nie można ludzi aż tak obwiniać, bo niektóre rzeczy naprawdę nie są łatwe. Zapomnij o chłopaku, i jak powiedziała pani Kamila, żyj dla siebie, bo tak się żyje życie, on wcale nie był taki wspaniały jeżeli tak wszystko wyszło. Znajdziesz lepszego, choćby i po kilku nieudanych próbach.
  11. Dbaj o siebie a nie o niego. Wcale to nie brzmi jakbyś nie dawała mu za dużo swobody. Stawiaj na i martw się o swoje. I tak, z każdym da się zerwać, i znaleźć kogoś lepszego później w życiu. W jakimkolwiek danym momencie, zawsze ma się więcej uczuć niż po fakcie, i jeżeli ktoś jest idealny, to zazwyczaj nie masz powodu nawet myśleć o opuszczeniu go. I dobra, po tym że płakał, nie brzmi wcale na kogoś okropnego, ale prawda jest taka że nawet jeżeli on się dobrze stara, to jak nic z tego nie wychodzi, i wcale cię w tym związku nie zadowala, to albo się zmieni, albo to nie za bardzo ma sens. Generalnie narzucanie na ludzi zmiany nie jest dobre, ale w tym wypadku zdecydowanie nie jest to z samolubnych powodów, brak dojrzałości jego zachowania jest zdecydowanie poważnym problemem w waszym związku, i to jego problem żeby to naprawić.
  12. Szkoła to nie całe życie. Możesz się tego wszystkiego nauczyć i w wieku 25 czy 35 lat czy ile ci potrzeba na to żeby się uporać z tym co cię na razie dręczy - depresją. Głęboka depresja dość dosłownie upośledza, więc nic dziwnego że w połączeniu z nerwicą i nierealnymi wymaganiami do siebie sobie nie radzisz, i prawda jest taka że tym się najpierw musisz zająć - nie będziesz się tak stresować jeżeli przestaniesz myśleć że to niewiarygodnie ważne. Od problemów czasem się trzeba zdystansować. Nie zdać rok to żadna tragedia, ale zdecydowanie nie staraj się o to, człowieku, ty musisz samego siebie najpierw pozbierać zanim zaczniesz cokolwiek z życiem robić. Pamiętaj że zawsze można wszystko naprawić. Niezależnie do jakiej szkoły pójdziesz, możesz to nadrobić później w życiu. Marzenia były by bez sensu gdyby były tak łatwe. I przede wszystkim, przestań siebie samego tyle wyzywać i się nad sobą pastwić. Jeżeli chcesz cokolwiek osiągnąć to nie robienie tego jest de facto czy tego chcesz czy nie, pierwszym krokiem. Bo to wszystko napędza.
  13. Cóż, to już i do kobiet też się aplikuje - ludzie którzy są pewni siebie, godni szacunku, i radzą sobie w życiu dobrze, generalnie są bardziej atrakcyjni, i to się do facetów nie ogranicza. Problem jest taki że wielu facetów myśli że aby się podobać kobietom muszą być "samcem alfa", co w ich upośledzonych móżdżkach się przyrównuje do nie dawania kobiecie wyboru, dominacji, zarówno nad nią jak i rówieśnikami, a prawda jest taka że bardziej odrażających świń jak to już nie ma, to są raczej typy ludzi których się na policje na wszelki wypadek zgłasza.
  14. Codzienna masturbacja to akurat nic dziwnego, problemem jest tylko to że coś z nim nie tak jeżeli o ciebie chodzi. Jeżeli cię przytulił, to nie brzmi na to że cię nie kocha ani nic. Ja się mogę założyć że problemem jest stres. Może boi się że cię nie zaspokoi, może intymność go przeraża, może po prostu ta cała zaistniała sytuacja go wykańcza. Załamywanie się i wypominanie nic nie da, tak samo z proszeniem o to. Powinnaś spokojnie i na szczero z nim porozmawiać, bez dramatu. To nie jest nic upokarzającego ani dla ciebie ani dla niego, ani faceci ani kobiety nie są maszynkami do seksu, i czasami nawet wydawało by się śmieszne problemy mogą mieć ogromny wpływ. A co jak co to masturbacji mu nie wypominaj, to coś co każdy człowiek robi, a jak nie robi to powinien. Skup się na głównym problemie.
  15. Po pierwsze, stres, nawet niewielki, choćby i martwienie się o to czy będzie dobrze, może w znaczącym stopniu utrudnić odczuwanie przyjemności. Po drugie, gra wstępna, żeby się rozgrzać i podeniecić, bynajmniej jest to coś czego wszyscy(no, ok, prawie) niezależnie od płci potrzebują w mniejszych lub większych ilościach. Po trzecie, spróbujcie innych pozycji, a dla dziewczyn - 80% kobiet nie jest w stanie osiągnąć orgazmu poprzez samą penetrację, ponieważ to łechtaczka jest głównym źródłem przyjemności seksualnej. Najprostrzą radą jest masturbacja i potem albo dodać do seksu albo pokazać chłopakowi co i jak.
  16. Ja dodać tylko chcę że o ile związków na podstawie tylko seksu budować nie warto, nie znaczy to też że trzeba je budować bez seksu żeby wypaliły. Fakt że kobiety się po takich rzeczach czują gorzej jak faceci jest tylko i wyłącznie efektem stereotypów, społeczeństwa, i tego co sądzą inni ludzie. Nieważne jak ktoś jest odporny, opinie innych zawsze ranią, nawet jeżeli nie są powiedziane wprost. Nawet świadomość że gdzieś indziej są ludzie którzy cię za spanie z kilkoma nazwą "dziwką" ranią szacunek do siebie, i sprawiają że się obwiniasz. I dlatego nie jest to coś co się innym mówi. W polsce poglądy dotyczące seksu są nadal w miarę niedojrzałe i często dziecinne, jako osoba często się udzielająca na anglojęzycznych stronach - zdziwilibyście się ile jest dziewczyn dla których pierwszy raz to nic specjalnego, facetów którzy płaczą po przespaniu się z kimś z kim wychodzi że nie chcieli, dziewczyn z popędem królika, facetów bez, ludzi którzy chcą seksu bez zobowiązań a jednocześnie i związków(bo jedno drugiego nie wyklucza), i wszelkiego rodzaju innych ludzi którzy traktują seks jako po prostu jedną z rzeczy w życiu, ani nie najważniejszą, ani nie jedyną, ani nie specjalną, i z tym żyją szczęśliwie. Bo tak ma być. Moment w którym cokolwiek dotyczącego jakiejś rzeczy jest problemem w jeden lub inny sposób jest momentem w którym nad swoim traktowaniem tego trzeba się zastanowić. Różnice między ludźmi nie wynikają z samej płci, bo te różnice są minimalne, większość po prostu pochodzi z wychowania i otoczenia, i jeżeli się traktuje innych jak ludzi a nie jak facetów/kobiety i na siłę się sobie wmawia że drugiego się zrozumieć nie da, da się zrozumieć każdego, i ja rozumiem wszystkich. Cóż. W każdym razie, przesadzam, niektórzy tutaj mają rację - na siłę niemal wyrażam swoją opinię, i nie wiem po co. Nie chcę nikogo urazić, po prostu uważam że bombardowanie ludzi rzeczami typu "co mają myśleć", zwłaszcza jeżeli te rzeczy powodują uczucia winy, wstydu, nieadekwatności, czy pokazują "standardy" do których nikt nie jest w stanie doskoczyć nikomu na dobre nie robi, niezależnie skąd te poglądy się wywodzą.
  17. Nie obwiniaj się. Z jednej strony, poddanie się tego typu myślom było błędem, bardzo poważnym, z drugiej, gdybyś mogła inaczej, zrobiłabyś. Natrętne myśli trzeba kontrolować, nie możesz dawać im za wygraną. W życiu nie ma jednej wybranej osoby, można kochać wielu ludzi, więc nawet jeżeli z nim już nie masz szansy, znajdziesz innego, i będziesz go kochać równie bardzo, a może i bardziej. Z tą różnicą że będziesz do tego lepiej przygotowana i będziesz wiedziała żeby takich błędów jak teraz nie popełnić. Moją poradą jest dać temu trochę czasu, ochłonąć, poczekać aż będziesz na ten temat spokojniejsza, spróbować jeszcze raz, a jak nie da rady - po prostu odpuść i zapomnij, to nie koniec życia. Jeżeli nie jesteś w stanie sobie z problemami poradzić, spotkaj się z profesjonalistą, kimś kto będzie umiał ci pomóc. I pamiętaj że tego typu myśli karmią się samymi sobą. Skończ z nimi i one skończą z sobą.
  18. Ja się z ka-wą zgadzam - niestety są ludzie o pomylonych poglądach na innych, a zbyt często są one wobec płci przeciwnej, w wypadku wielu facetów istnieje przekonanie że kobiety mają im "służyć", że oni zawsze i niezależnie od czegokolwiek "ciężej pracują", że "samce alfa" pociągają kobiety, itp. Nie chcę od razu przeskakiwać do konkluzji, ale jeżeli on jest tym typem faceta, nic z tym nie zrobisz, bo ludzie z, za przeproszeniem, głową we własnym odbycie, po prostu nie zauważają swoich problemów lub ich to nie obchodzi. Mówisz że on cię bardzo kocha, ale pamiętaj że ludzki umysł się bardzo często myli, może to tobie po prostu się tak wydaje, lub może on po prostu nie chce cię stracić z innego powodu jak miłość i udaje. Musisz z nim na szczero porozmawiać, i albo zmieni swoje zachowanie, albo powinnaś go rzucić. Ty też masz swoje potrzeby względem związku, ludzi, i ogółem, jeżeli on tylko sprawia że się źle czujesz to po prostu nie jest facetem dla ciebie. A z takim podejściem to i zapewne dla nikogo innego. Takich ludzi się unika jak ognia.
  19. Całe życie to podejmowanie ryzyka. Pierwszych czy nawet drugich lub trzecich związków które naprawdę wypalają jest mało.
  20. Eh, o ile jakiś inny powód mógł by być, to brzmi tak że po prostu do siebie nie pasujecie, zwłaszcza on do ciebie, z tym jak cię traktuje. Związków w życiu się ma wiele, i nie należy się desperacko trzymać tych których nie warto. Fakt że tylko ty walczysz o ten związek znaczy że tylko tobie na tym zależy, jeżeli on cię wręcz ignoruje, to po prostu go rzuć.
  21. Po pierwsze, każdy porno ogląda, miejsce jest i na seks i na masturbację, i w tym nic złego nie ma. Inną sprawą co prawda jest to że to przed tobą ukrywa, ale może po prostu to ty mu nie dajesz takiej swobody? Z drugiej strony bez większej ilości informacji - po prostu nie wiem. Chodzi tu o to że przesadzasz podświadomie jeżeli chodzi o znaczenie tego. Nie panikuj, bo to nie oznacza to że go nie pociągasz, i nie jest to też obrzydliwe.
  22. W seksie chodzi o zaufanie, szacunek, i chęć, jak są już wszystkie trzy, nie ma na co czekać.
  23. Tego typu preparaty nie działają, powiększenie penisa nie jest możliwe.
  24. Jeżeli kogoś to interesuje to "samce alfa" nie istnieją. To była teoria i została już dawno temu rozwiana. Wśród ludzi "samce alfa" to zwykłe świnie i bynajmniej nikt z nimi nie śpi, a przynajmniej nikt kto jest czegokolwiek warty.
  25. Nie musisz się niczego trzymać jak nie chcesz, ale jakoś zacząć musisz. I bynajmniej nie zaczyna się od celów, na nich się kończy. A pamiętanie i wypominanie sobie porażek to twój wybór, nawet jeżeli nie stuprocentowo chciany. Kiedy twoje życie zmieni się na lepsze, zapomnisz o tym wszystkim. Tak to jest że złe rzeczy się pamięta kiedy ma się źle.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...