Skocz do zawartości
Forum

Carlo

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Carlo

  1. Carlo

    Jak się odkochać?

    Witaj, napisałeś niewiele na temat Waszego związku, jego przebiegu itd. Wiemy jednak, że byliście ze sobą dwa i pół roku, nawet zaręczyliście się… nie jest to ogromny staż, ale stanowczo zbyt długi, aby odejść sobie ot tak – „bo mi się odwidziało”. Moim zdaniem, musiał być zatem jakiś wyraźny powód rozstania – te tłumaczenia, że zacząłeś się w sobie zamykać czy skłócać ją z jej rodzicami wydają mi się mętne i nie bardzo do siebie pasują. Moim zdaniem, prawdziwego powodu rozstania nie było Ci dane poznać i zapewne już nie będzie. Ale to nie szkodzi, bo wcale nie musisz go znać. Choć może wydawać Ci się inaczej, w niczym by Ci nie pomógł. Pytanie brzmi: czy Twoja partnerka powiedziała Ci kiedyś, że nie czuje się dobrze w Waszym związku? Dała znać, że nie jest w porządku? Miałeś świadomość, że dzieje się źle i nie przeciwdziałałeś (lub działałeś niewystarczająco dobrze zdaniem narzeczonej)? Czy wiadomość o rozstaniu zaskoczyła Cię jak grom z jasnego nieba? Napisałeś, że Twoja wybranka przestała widzieć w Tobie faceta, a zaczęła postrzegać jako przyjaciela. Oznacza to jedno: przestała Cię pożądać. I w tym momencie przestałeś być dla niej interesujący jako kandydat na jej przyszłego męża i ojca jej dzieci. Dla każdego mężczyzny to ogromny cios, stać się bezpłciowym dla kobiety, z którą chce się wspólnie przejść przez całą resztę życia. Była narzeczona zdegradowała Cię do „przynieś-podaj-pozamiataj”. Wiele mówi fakt, że byliście w związku, a obecnie ona traktuje Cię tak, jakby nigdy przedtem nie łączyły Was głębokie uczucia. Ty przecież myślałeś o Was poważnie, skoro jej się oświadczyłeś. Trudno Ci się dziwić, że po tych wydarzeniach jesteś zdezorientowany i zachodzisz w głowę, o co w tym wszystkim chodzi. I lepiej tego nie dochodź. Miotasz się w uczuciach, a to nie sprzyja trzeźwemu patrzeniu na sprawę. Uwierz mi, nie wyświadczysz sobie przysługi, dociekając prawdy. Ta gonitwa tylko Cię wykończy. Nie jest warta świeczki. Ani mężczyzna, ani kobieta – nikt nie chciałby zostać potraktowany w ten sposób. To okrutne proponować komuś „przyjaźń” po 2,5 roku związku, widząc, że druga strona nadal kocha i nadal pragnie. Gdyby ta kobieta Ciebie szanowała (deklaruje Ci przyjaźń, a przyjaźń przecież wymaga wzajemnego szanowania się), nie fundowałaby Ci takiej emocjonalnej przejażdżki. Nie daj się nabrać – jeśli zdecydujesz się na proponowaną przyjaźń, będziesz jej przyjacielem, lecz nie licz na wzajemność. Przyjaciel nie bawi się naszymi uczuciami. Możemy się tylko snuć mniej lub bardziej prawdopodobne teorie, dlaczego ta dziewczyna zachowuje się w taki właśnie sposób. Może trzyma Cię na ławce rezerwowych, może chce Cię mieć jako chłopca na posyłki – w nadziei, że kiedyś możesz się jeszcze przydać, a może po prostu nie ma śmiałości Ci powiedzieć, że nie chce mieć z Tobą zbyt wiele wspólnego. Scenariuszy jest bardzo wiele. Łączy je jedno – żaden z nich nie jest ciekawy, więc jaki by nie był, nie warto ustawiać się w kolejce na ten film. Rozważ to wszystko i zastanów się, czy chcesz, aby Twoja była nadal zaprzątała Ci myśli. Jeśli tak, będziesz się w tym nadal nurzał i przeżywał wewnętrzne katusze. Jeśli nie, podejmij męską decyzję i pożegnaj się z niedoszłą żoną. Pożegnaj się tak wewnętrznie, bo nie ma powodu, aby żegnać się osobiście – ona to już zrobiła, zrywając z Tobą. Po podjęciu decyzji pozbądź się wszystkiego, co Ci o niej przypomina. Wyrzuć ją z głowy, nie pozwalaj, aby do niej wracała i Ci się naprzykrzała. Po co Ci to? Jeśli dobrze zrozumiałem, łączy Was miejsce pracy. To utrudnienie, więc tym bardziej powinno Ci zależeć na odzyskaniu siebie. Nie myśl o tym, czy na nią spojrzeć czy nie, ani co znaczy jej spojrzenie. Nic nie znaczy (tak samo, jak nic już nie znaczysz dla niej Ty). I odpowiednio do tego się staraj zachować. Może nie wyjdzie od razu, więc nie zniechęcaj się, lecz stopniowo dąż do celu. Odkochuj się, nie odkochując się – czyli nie rób tego na siłę. Nie myśl o tym, że musisz się odkochać. Myśl o tym, że chcesz odzyskać siebie. I na to połóż nacisk. A powstałą po swej byłej pustkę zapełnij dbaniem o siebie – o zdrowie, o wygląd i o kondycję fizyczną. Poszerz swoje zainteresowania, zacznij zdobywać nową wiedzę w jakiejś dziedzinie. Zajmij się czymś nowym, zajmij tym swoją głowę i bądź w tym stanowczy. Reszta przyjdzie sama. Nie próbuj być na siłę oschły. Im bardziej będziesz usiłował, tym bardziej będziesz o tym myślał. Rozgrzebywał stare czasy. Uświadom sobie, co się stało, podejmij decyzję, a potem zamknij ten rozdział bezpowrotnie. Pokładałeś nadzieję i ulokowałeś swoje uczucia w niewłaściwej osobie. Nie Twoja to wina, a błędy zdarzają się każdemu. A Ty masz przed sobą, jak domniemam, jeszcze cały kawał życia. Przyjdzie czas, przyjdzie miłość. Teraz na nią stanowczo za wcześnie. Nie jesteś na nią gotów, więc nie krzywdź fajnej, porządnej dziewczyny, traktując ją jako plaster na zranione serce. Nie zasłużyła na to, aby stać się „zapchajdziurą”. A jeśli ona zechce wrócić? Przygotuj się, że takie i podobne myśli. I już teraz odpowiedz sobie jasno na pytanie – chcesz ją z powrotem? Rozważ za i przeciw. „Za” – niewątpliwie miód na skołataną duszę odrzuconego chłopaka. „Przeciw” – czy to na pewno prawdziwy miód? A może tylko posłodzony, nic nie warty syrop, na który masz się tylko złapać niczym mucha na lep…? Czy Twoja była narzeczona jest w Twoich oczach dobrym materiałem na żonę? Możesz na niej polegać? Ile potrwa Wasz związek? Chcesz raz jeszcze usłyszeć z ust swojej ukochanej, że przestałeś być dla niej mężczyzną? Będziesz pewien jej uczuć, czy chcesz żyć w niepewności, co przyniesie dzień? I nie łudź się, że małżeństwo, wspólny dom czy nawet dziecko scementują Wasz związek na zawsze. Wręcz przeciwnie. Patrząc z tego punktu widzenia, lepiej, że rozstanie nastąpiło w momencie, zanim związałyby Was jakieś wspólne zobowiązania. Pozdrawiam, Carlo
  2. Carlo

    Konflikt rodzinny

    Cześć Marek, moim zdaniem, Twój konflikt rodzinny to sztuczny twór wykreowany przez żonę po to, aby Cię zaszczuć i odebrać możliwość obrony. Możemy tutaj pisać Ci różne rzeczy, starać się otworzyć Ci oczy, ale dopóki sam do tego nie dojdziesz, dopóty będziesz się motał, toczył walkę z samym sobą, a może i niekiedy przeklinał los. Małżonka zaingerowała Ci tak głęboko w psychikę, że z każdego Twojego zdania wieje obawą o przyszłość – Twoją i dziecka. Z jednej strony zależy Ci na przywróceniu dobrych stosunków z rodziną, z drugiej nadal kochasz żonę, która na to nie pozwoli. To trwało (co najmniej) 8 lat, więc w kilka dni nie uda Ci się stanąć emocjonalnie na nogi. Jesteś zastraszony, więc istnienie w Tobie obaw jest całkowicie naturalne – zaakceptuj fakt, że miały powód, aby się pojawić. Ale to Ty sam decydujesz, czy pozwolisz im się omotać. Zagnieździły się w Twojej głowie niczym zły lokator. Za długo nie pozwalaj im się jednak panoszyć, żeby nie narobiły w głowie bajzlu. To Tobie teraz niepotrzebne. Wybacz kolokwializm, lubię przedstawiać myśli obrazowo. Mimo całej miłości do osoby, która odbiera Ci życie, trafnie przypuszczasz, że zrobi wszystko, aby przedstawić Cię w złym świetle przed dzieckiem i utrudniać Ci kontakt z synem. Pomyśl: czym nazwiemy używanie własnego dziecka jako narzędzia do zwalczania partnera? Czy coś usprawiedliwia takie zachowanie? Nawet gdyby była zmuszona się przed Tobą bronić? A sam wiesz najlepiej, czy taka sytuacja ma miejsce. Myślę jednak, że Twój syn, mimo tego, co naopowiada mu mama, sam wiele czuje i odbiera wiele sygnałów, które wpływają na ocenę rzeczywistości. Dzieci to emocjonalne gąbki, chłoną bardzo wiele i wiedzą swoje – więcej, niż nam się wydaje. A ledwo się obejrzysz i chłopak wyrośnie na nastolatka, a takiego już trudniej wykiwać. Nie napiszę, że sytuacja jest optymistyczna, bo tak nie uważam, ale stwierdzenie, że żona ma syna w garści, postrzegam jako przesadzone. W obecnej sytuacji radziłbym Ci przede wszystkim zatroszczyć się o Twoje emocje. Zacznij patrzeć na to, co się wokoło dzieje, nie jak dotychczas przez pryzmat miłości, który zniekształca rzeczywistość, lecz trzeźwym okiem – a więc przez pryzmat zdrowej postawy wobec siebie, swojej rodziny, swoich potrzeb i pragnień. Otrząśnij się z tej złej bajki i przestań przyjmować tę trującą Cię papkę, którą raczy Cię żona. Zacznij stawać na nogi. Obserwując, czy żona Ci na to pozwoli, zobaczysz, czy zależy jej na Tobie, czy tylko na tym, abyś żył pod jej dyktando. Zdobędziesz jeszcze lepszy obraz sytuacji. Uporczywe myśli i obawy odbierają Ci chęć do zawalczenia o siebie, więc nie dawaj się nimi zawładnąć. Zadaj sobie pytanie: a co, jeśli uda mi się odzyskać siebie, syna i rodzinę? Gdy zbierzesz motywację, zacznij iść własną drogą, co wcale nie oznacza, że samotnie. Żona zapewne nie odpuści, każe Ci się tłumaczyć. Nie wchodzę w szczegóły, bo moje wskazówki byłyby w dużym stopniu powieleniem tego, co piszą Yonka1717 i Ka-wa. Gdy będziesz gotów i wyrwiesz się spod presji żony, zaryzykuj i otwórz się całkowicie przed rodziną. Jestem dobrej myśli, że Cię solidnie wspomogą i dodadzą siły. Przestaniesz być wreszcie sam jak obecnie. De facto, nie do końca jesteś sam, bo masz pomoc ze strony dobrze życzących Ci forumowiczów. Chodzi mi jednak o nieocenioną otuchę osób z Twojego najbliższego otoczenia. Miarą człowieczeństwa nie jest status materialny, więc nie traktuj brak własnego domu jako upokorzenie. W zaistniałej sytuacji to nawet lepiej, że nie ma Cię z czego oskubać. Wówczas mógłbyś czuć jeszcze większą gorycz i upokorzenie. Majątek złego bohatera bywa bardzo kuszący i trudno się oprzeć takiej pokusie. Wtedy mało kto patrzy, czy pochodzi z dobrej czy złej ręki. Trzymaj się, Bracie! Carlo
  3. Carlo

    Konflikt rodzinny

    Cześć Marek, z Twojego opisu wyłania się bardzo jasny obraz sytuacji – żona zrobiła i nadal robi wszystko, aby skłócić Cię z rodziną i odseparować od niej. Wg moich obserwacji to dość częste zjawisko, gdy jedno z małżonków próbuje odciąć drugą połowę od jej dotychczasowego środowiska (rodziny, przyjaciół, znajomych), aby zyskać nad nim większą władzę. Gdy nikt z tych osób nie ma szans wtrącić się, nikt nie otworzy Ci oczu na panującą sytuację. W razie, gdybyś jakimś cudem sam wreszcie przejrzał na oczy, będziesz bał się odejść, bo nie będziesz miał dokąd, skoro ze wszystkimi małżonka Cię skonfliktowała… Odizolowanym, zastraszonym człowiekiem znacznie łatwiej rządzić. Staje się uległy w każdej kwestii. Znacznie łatwiej wywierać na nim presję i trzymać go na przysłowiowej krótkiej smyczy. Czytając Twoje wpisy, bardzo ciężko oprzeć się wrażeniu, że Twoja obecna sytuacja życiowa jest od samego początku skrupulatnie wyreżyserowana przez żonę. Wpadki i niedociągnięcia zdarzają się w każdej rodzinie. Można jednak je łagodzić i dążyć do pojednania, a można brać je jako pretekst do tworzenia sztucznych konfliktów. Przewinienia swoje i swojej rodziny można racjonalizować i umniejszać ich rangę, za to przypisywać ogromne znaczenie uchybieniom męża i jego rodziny. Twoja żona osiągnęła zamierzony cel, zniekształcając rzeczywistość. Zastrasza Cię i szantażuje emocjonalnie. Musiałeś ją bezgranicznie kochać, skoro pozwoliłeś jej na to wszystko, a na dodatek sam przyjąłeś jej narrację w stosunku do swojej rodziny. Zacząłeś grać w jej brudną grę, bez słowa akceptując narzucane Ci zasady. A zastanów się… czy Ty możesz liczyć na miłość ze strony swojej żony? Jest to taka sama miłość, jaką Ty ją darzysz? Przypuszczam, że rzuca Ci ochłapy uczuć, aby utrzymywać jakieś pozory – szczególnie wtedy, gdy robisz wszystko dokładnie po jej myśli. Wtedy jest zapewne przykładną małżonką, dogadza Ci w alkowie i nie tylko. W moich oczach nie ma to jednak nic wspólnego z miłością. Nic nie wychodzi od żony bezinteresownie. Widzę wyraźną zaborczość, egoizm i chęć całkowitego zdominowania. Nie liczą się Twoje potrzeby emocjonalne wobec Twojej rodziny, ani te potrzeby rodziny względem Ciebie. Nawet swojej wiary musiałeś się wyrzec, bo żona tak sobie życzy (oczywiście sypie z rękawa mnóstwem "powodów"). Wystarcza drobne nieposłuszeństwo z Twojej strony, aby małżonka zaczęła szantażować Cię emocjonalnie i podejmować temat rozwodu (wie, że się tego boisz). I przypominać Ci, „jaka zła jest Twoja rodzina”. To są kary za niesubordynację. Mają pokazywać Ci, że lepiej potulnie wykonywać polecenia żony. Tak bardzo Cię do wszystkiego przyzwyczaiła, że odbierasz ogół jej zachowań jako miłość. Nie dostrzegasz krzywdy, którą Ci bezustannie wyrządza. Wolisz okłamywać siebie samego, aby tylko pozostać w strefie komfortu, nic nie zmieniając. Płacisz za to wysoką cenę – cenę wewnętrznego cierpienia i zniszczenia relacji w Twojej rodzinie. Pomyśl, czy przesadzam, czy jednak jest w tym sporo racji. Nie pisałbyś na forum, gdyby obecna sytuacja Cię nie bolała. Próbujesz się jeszcze bronić. Choć żona Cię zmanipulowała i weszła Ci na psychikę, Twój organizm podpowiada Ci, że coś jest nie tak, jak powinno. Przed samym sobą niczym nie zasłonisz upokorzeń, których doznajesz od żony. Jednak najwyraźniej nie dostrzegasz właściwej przyczyny problemu, skoro wątkowi nadałeś tytuł „Konflikt rodzinny”, a nie np. „Manipulująca małżonka” czy choćby „Chora miłość”. Wbrew temu, co wmawia Ci żona, to nie Ty niszczysz ją psychicznie, lecz ona Ciebie. I choć wszyscy tu jasno opisujemy Ci sytuację, i tak nic nie da, dopóki sam nie przejrzysz na oczy i nie dostrzeżesz, jakie intencje ma w rzeczywistości Twoja żona. My możemy tylko wspomóc dobrym słowem i radą. Piszę „tylko”, bo wysiłek i praca jest teraz po Twojej stronie. Rozważ gruntownie całą swoją sytuację, jakbyś patrzył na nią z perspektywy osoby trzeciej – jakby to wszystko opowiadał Ci Twój kolega. Wyciągnij wnioski i podejmij konkretne decyzje. Zacznij stawać na nogach. Przestań grać w grę żony. Nie łudź się, że uda Ci się ją zmienić. Przestań wierzyć w jej słowa, bo przedstawia Ci fakty w krzywym zwierciadle. Zacznij wreszcie wierzyć sobie. Zadbaj o świetne relacje z dzieckiem – to nadzwyczaj ważne. I zacznij odbudowywać więzi rodzinne – jestem przekonany, że nie jest za późno. Szczere rozmowy bardzo wiele dają. Nie pozwól jednak, aby znowu zaczęła coś mieszać Twoja małżonka. Jej rola w tej kwestii powinna być zakończona (właściwie już dawno temu, ale lepiej późno niż wcale). Gdybyś ją znowu dopuścił, prędzej czy później wróci do siania fermentu. Postaraj się też utrzymać dobry kontakt z rodziną żony, na ile to możliwe. Przedstawi im swoją wersję wydarzeń, jednak nie zakłamie prawdy. Mówi się, że ciału bliższa koszula, więc może wbrew wszystkiemu będą trzymali jej stronę. Nawet wtedy wyjdziesz jednak z czystym sumieniem i będziesz mógł śmiało spojrzeć sobie w oczy. Życzę Ci, aby wszystko zakończyło się pomyślnie, ale nie wiem, czy w zaistniałej sytuacji uda się zachować to małżeństwo. Masz zatem wybór pomiędzy życiem z człowiekiem, którego kochasz, lecz który Cię zniszczy, a odbudowaniem siebie przy jednoczesnym ryzyku rozstania. Wiem, trudny wybór. Posłuchaj głosu przyjaznych ludzi, którzy dobrze Ci życzą. Trzymam za Ciebie kciuki. Daj znać, jak u Ciebie. Pozdrawiam! Carlo
  4. Carlo

    Ślub z Arabem.

    ~holdodn, poślubiając Araba, musisz mieć świadomość, że wiążesz się z członkiem zupełnie obcego nam kręgu kulturowego. Wkraczasz w świat, w którym obowiązują zupełnie inne obyczaje i w którym kobiety mają zupełnie inne prawa. Islam to nie tylko religia, to ideologia, której są poddane praktycznie wszystkie obszary życia człowieka. Obowiązuje w niej szariat – prawo regulujące nie tylko kwestie religijne, ale także świeckie – chociażby handlowe, etyczne i codziennego życia (takie jak sposób przyrządzania potraw czy sposób ubierania się). Szariat nie toleruje odstępstw od reguł – są one surowo karane. Miej więc świadomość, że będziesz musiała się im poddać. Dla muzułmanów wyznawcy innych religii są uznawani za niewiernych – tych należy nawracać, a jeśli nawrócenie nie jest możliwe, dyskryminować. W krajach islamskich nie ma mowy o równouprawnieniu kobiety i mężczyzny. Wymaga się od kobiet bezwzględnego posłuszeństwa wobec mężczyzn. Zapewne Twój chłopak nie opowiedział Ci o tym wszystkim, a nawet wszystkiemu zaprzeczy – jego system wartości i prawo, którym się kieruje, pozwala mu na to. Jeśli jednak zależy Ci na swojej przyszłości, informacje na ten temat powinnaś czerpać z niezależnych źródeł, nie zaś od osoby, której zależy na poślubieniu Cię. Musisz wiedzieć, że z islamu nie ma powrotu. Apostazja jest w islamie traktowana jako najcięższy grzech, za który bywa nakładana kara śmierci. Rozumiem, że jesteś zafascynowana egzotyką swojego wybranka i jego świata. Myślę, że powinnaś bardzo dogłębnie przemyśleć tę decyzję, bo może mieć daleko idące, nieodwracalne skutki. Pomijając fakt, że o ślubie rozmawiacie po zaledwie czterech miesiącach znajomości, zwróć uwagę na to, w jaki sposób Twój partner stawia sprawę. Nie napisałaś, że zapytał Cię, czy chcesz za niego wyjść. On Ci oznajmił, że chce ślubu z Tobą. On Ci oznajmił, że chce ślubu muzułmańskiego. A gdzie Twoje zdanie? Liczy się w ogóle? Partner opowiada Ci o swoim świecie, bo chce, abyś już teraz się do niego przyzwyczajała (jednocześnie zachłystując się tą egzotyką). Zapewne opowiada jednak tylko o zaletach, celowo pomijając ciemne strony islamu. Wykorzystuje, że jesteś zaślepiona zauroczeniem, a co będzie po ślubie? Już teraz zaczyna wmuszać Ci swoją religię i swój system przekonań. Skoro coś wzbudziło Twoje obawy na tyle, że włączył się rozsądek i szukasz rady na forum, poszukaj w internecie więcej informacji na interesujący Cię temat. Wiele Polek mieszkających w krajach Europy Zachodniej związało się z muzułmanami. Poczytaj ich relacje – jak ten krok wpłynął na ich życie. Myślę, że to może być dla Ciebie bardzo opiniotwórczą lekturą. Niestety, te historie nie występują sporadycznie. Skonsultuj się z osobami, na których zdaniu możesz polegać. I uważaj na siebie. Bądź ostrożna i nie podejmuj pochopnych decyzji, idąc za tzw. „głosem serca”. Pozdrawiam!
  5. Ka-wa, zgadzam się z Twoimi wypowiedziami, także z wypowiedziami Yonki (przeczytałem cały wątek, zanim zabrałem głos). Myślę, że na chwilę obecną sęk w tym, aby Autor zrozumiał charakter i skalę problemu. Problemem nie są przecież chwile wybuchów żony, między którymi panuje sielanka i wspaniałe życie. Problem jest permanentny, lecz ujawnia się tylko w momentach agresji. To pojawianie się i rzekome rozwiązywanie sytuacji kryzysowych dezorientuje i może prowadzić do wyciągania przez Autora fałszywych wniosków. Budzić w nim wrażenie incydentalnosci problemu. Tymczasem trafił na osobę przemocową, która w bezwzględny sposób realizuje swoje cele (nawet kosztem własnych dzieci), a po środki przemocy fizycznej sięga wtedy, gdy przestaje działać stosowana wobec niego bezustannie presja emocjonalna.
  6. Carlo

    Mój facet i ona

    Ottak, z perspektywy mężczyzny mogę Cię zapewnić, że jeśli szukasz stabilnego życia u boku dojrzałego mężczyzny, tego możesz sobie niestety darować. Piszesz, że Twoje obawy to tylko podejrzenia, poszlaki, nie dowody. Możesz jeszcze długo utrzymywać sie w tym przekonaniu, aby na koniec przeżyć wielkie rozczarowanie. Czy ON jest tego wart? W mojej ocenie ten człowiek już wystarczająco wiele razy okazał Ci, że nie możesz na nim polegać. I nadal nie gra fair. Po co męczyć się, tkwiąc w ciągłej niepewności, sprawdzać non-stop portale społecznościowe i zadawać sobie pytanie, czy jest Ci wierny? Przecież w pobliżu Ciebie może być mężczyzna, który nieba Ci nachyli, i nie będziesz musiała mu tłumaczyć, że znajomość z ludźmi pokroju tej pani są dla Ciebie uwłaczające. Szukasz przygody i emocjonalnych rozterek? Jeśli tak, trafiłaś na właściwego człowieka. Jeżeli jednak podchodzisz poważnie do życia, daj mu drugą szansę - życiu, rzecz jasna, nie zaś temu typowi. On ewidentnie nadużywa Twojego zaufania i nie jest tego wart - nie traktuje Ciebie tak, jak powinien. Serdecznie radzę, szkoda życia.
  7. Na wstępie witam wszystkich i pozdrawiam – przede wszystkim stałe forumowiczki i forumowiczów, którzy mnie pamiętają. Krucho u mnie z czasem, ale postaram się zaglądać. Przepraszam za off-topa. Do rzeczy! Załamany, współczuję Ci zaistniałej sytuacji. W powyższych wypowiedziach padło już wiele bardzo cennych rad (zbieranie dowodów, założenie niebieskiej karty, zachowanie zimnej krwi i nie odpowiadanie przemocą fizyczną na jej ataki itd.), pod którymi się podpisuję i nie chciałbym ich powielać. Skoncentruję się na tym, co – moim zdaniem – jest istotne oprócz aspektów poruszonych w powyższych postach. Z Twojego opisu sytuacji wynika, że jesteś wzorowym mężem. Uczciwie pracujesz, nie masz nałogów, rozsądnie obchodzisz się z pieniędzmi, a na dodatek bierzesz czynny udział w wychowywaniu dzieci i pomagasz (niepracującej) żonie w obowiązkach domowych. Jesteś wykształcony i odpowiedzialnie podchodzisz do życia, szanujesz swoją rodzinę. Niejedna kobieta chciałaby mieć u swojego boku takiego mężczyznę. Piszesz, że żona często awanturuje się, posuwając się nawet do rękoczynów z udziałem ostrych przedmiotów. Wiesz, co wydało mi się kluczowe w tym całym nieszczęściu? Jej napady furii w sytuacjach kryzysowych i Twoje ryzyko utraty zdrowia (życia?) to jedno. I choć nie należy tego bagatelizować (mam wrażenie, że żona ma bardzo niski próg wyzwalania agresji), warto spojrzeć, co stoi u podstawy tych zachowań. I tu żona daje Ci wyraźny sygnał: ~Złamany Mąż Nie kontroluje się w tych napadach, sama to przyznała kilka razy. Chciałbym żeby poszła do specjalisty ale ona nie chce. Twierdzi ze ja mam problem nie ona. […] Ona już nawet nie zamierza przepraszać za swoje zachowanie, twierdzi ze to ja ją sprowokowałem, wiedziałem, że ona tak zareaguje, a mimo wszystko nie zamknąłem się. Nie czuje żadnej skruchy. Wygląda na to, że siedzisz na przysłowiowej bombie. Każda sytuacja, która nie spodoba się Twojej żonie, może wywołać w niej agresję, w której przekracza wszelkie normy społeczne, nie wykazuje elementarnej troski o bezpieczeństwo Twoje ani dzieci (w wyniku jej zachowań ponoszą uszczerbek przynajmniej na zdrowiu emocjonalnym, wynoszą z domu złe normy zachowań). Przede wszystkim podejście żony do Twojej osoby – co istotne – nie tylko w trakcie awantur, pokazuje, że nie ma do Ciebie za grosz szacunku. Zrzuca na Ciebie winę za swoje zachowanie. Nawiasem mówiąc, idę o zakład, że w razie postępowania sądowego zastawiałaby się działaniem w afekcie i… znając realia, mogłaby niestety sprawę wygrać. To nie są jednak „tylko” wybryki w napadzie złości. Zauważ, co się wówczas dzieje. Żona wiecznie poirytowana Tobą usiłuje Cię poniżyć, upokorzyć, zniszczyć Twoje poczucie własnej wartości. Osobiste ataki pod adresem Twoim i Twojej rodziny, osób, które nie wyrządziły jej żadnej krzywdy, a nawet nie są obecne, więc nie mogą się obronić… Gdyby jeszcze naprawdę miała co atakować… ale względy finansowe (?!) – cóż może być niższego, bardziej prymitywnego od lżenia bliskich Ci osób z tego powodu? Ale jak rozumiem, wypominanie Ci kwestii finansowych nie przeszkadza jej w siedzeniu na Twoim utrzymaniu? Myślę, że te kłótnie są papierkiem lakmusowym Waszego związku – wychodzi w nich na jaw wszystko, co na co dzień ukryte, ale tkwi w żonie i leży jej na sercu. (Swoją drogą, ciekawe, czemu wzdycha tak za Twoim kolegą i generalnie za innymi mężczyznami… Jeśli jesteś taki nędzny, a oni tacy wspaniali, co ją trzyma przy Tobie?) Jednak kiedyś emocje opadają, ale nawet wówczas żona nie poczuwa się do winy. Czuje się usprawiedliwiona. Oczekuje wręcz przeprosin od Ciebie. O ile przy najlepszych chęciach można jeszcze dopatrywać się czynników łagodzących w napadach gniewu (impulsywny charakter w połączeniu z brakiem złych intencji), to utrzymywanie takiej postawy w czasie między awanturami bardzo wiele mówi. Żona najwyraźniej usiłuje podporządkować Cię całkowicie sobie i wymusić na Tobie posłuszeństwo. To niepokojące. Na co dzień wszystko zdaje się być w porządku, ale… gdy tylko zrobisz coś wbrew jej oczekiwaniom, dochodzi do awantury z rękoczynami włącznie. Najwyraźniej jest jakaś dysfunkcja w relacjach społecznych żony, skoro nie utrzymuje kontaktów z rodziną, nie ma znajomych. Ciebie chce odseparować od Twoich, aby uzyskać pełną kontrolę nad Tobą. Może właśnie dlatego atakuje Twoją rodzinę, aby przekonać Cię do swoich absurdalnych opinii – wbić klin między Ciebie i Twoich krewnych. Przecież liczy się tylko ona (!). I żeby czasem ktoś przychylny nie zaczął otwierać Ci oczu na jej zachowanie. Odizolowując Cię od innych, pozbawia Cię ewentualnego wsparcia z ich strony. A grożąc Ci, próbuje wypracować w Tobie poczucie strachu, które da jej przewagę i pomoże uczynić Cię uległym. Nie daj się wpędzić w poczucie winy. To tylko kolejna sztuczka psychologiczna. Nawet gdyby to była prawda, że Ty prowokujesz kłótnie (choć dla mnie wszystko wskazuje na to, że tak nie jest), to osoba prowokowana musi panować nad swoimi emocjami i nie wolno jej reagować przemocą fizyczną. Powinna wówczas podjąć inne kroki. Wg mnie żona ma jeden cel – wykorzystuje pełen wachlarz środków, aby Cię zdominować – poddaje Cię przemocy i fizycznej, i psychicznej. Wywiera na Tobie presję emocjonalną. Tyle że to bardzo trudno udowodnić. Nie ulega wątpliwości, że musisz się temu przeciwstawić dla dobra swojego i swoich dzieci. Nie licz, że sytuacja sama z siebie wróci do normy. To nierealne. Raczej zacznie przebierać na sile. Poszukaj pomocy na Niebieskiej Linii, nie kieruj się fałszywym wstydem – jest złym doradcą. Jak radzili przedmówcy, zbieraj jak najwięcej dowodów, w razie przemocy fizycznej nie wahaj się zgłosić sprawy na policję, zrób też obdukcję lekarską. Bardzo ważne – nie zdradzaj się przed żoną ze swoimi zamiarami. Nie zdziwiłbym się, gdyby upozorowała jakiś akt przemocy z Twojej strony i sama założyła Ci Niebieską Kartę. Wówczas byłbyś już z góry w niekorzystnej sytuacji. Przypuszczam, że swój kolejny akt przemocy i tak będzie uzasadniała funkcjonariuszom policji koniecznością samoobrony w obliczu np. (rzekomej) próby gwałtu. Innymi słowy – musisz być przygotowany na wszystko, aby trudno jej było Cię zaskoczyć. Daj znać, jak sprawy potoczyły się dalej. Życzę Ci pozytywnego rozwoju sytuacji. Trzymaj się!
  8. Carlo

    Ratowanie związku

    Paweł, nie będę się zbytnio rozpisywał, bo onkaY udzieliła Ci już naprawdę wiele cennych, życiowych rad. Podpisuję się praktycznie pod wszystkim, co napisała – masz więc zgodne ze sobą opinie dwojga osób obiektywnie oceniających Twoją sytuację. Twoje kolejne wpisy potwierdzają przypuszczenie, że córka jest pod ogromnym wpływem swojej matki. W tej rodzinie nie zaznasz ani ciepła, ani spokoju. Dlatego również i ja gorąco namawiam Cię, abyś postawił na stabilność i nie dał się porwać emocjom. Bardzo łatwo jest stracić dach nad głową i pracę. Znacznie trudniej je odzyskać. A Twoja narzeczona pokazała Ci już dobitnie, na ile wiarygodne są jej obietnice. Na Twoim miejscu bardzo sceptycznie podchodziłbym do jej deklaracji. Obie panie traktują Cię nad wyraz bezwzględnie. Nasuwa mi się pytanie, czy im się kiedykolwiek czymś naraziłeś. Tak czy inaczej, trudno tu mówić o jakichkolwiek uczuciach ze strony Twojej partnerki, a już żądanie pieniędzy za nocleg to zwyczajna bezczelność. Niedoszła teściowa wie, co robi, domagając się gotówki na rękę. Zapewne nie ma zarejestrowanej działalności na wynajem pokoju i boi się, że mogłoby to wyjść na jaw, a wówczas miałaby poważny problem z urzędem skarbowym. Nawet jeśli nie pozostaniesz przy swoim, aby mieć dowód wpłaty na piśmie, mógłbyś obnażyć jej działanie, nagrywając (chociażby telefonem) rozmowy, w których domaga się od Ciebie zapłaty. Nie namawiam Cię do tego, ale chcę, abyś wiedział, że nie jesteś w tej sytuacji bezradny. Nie musisz nawet podawać, że żądając pieniędzy za widzenia, utrudnia Ci prawnie przyznane kontakty z dzieckiem. Wystarczy, że nie zapłaci podatku od wynajmu. Swoją drogą, 25 zł na rękę za samą możliwość przenocowania (brak śniadania w cenie) to niezły zarobek. Ciekawe też, że narzeczona tak bardzo nakłania Cię do przyjazdów na dłuższy okres, choć tak poza tym raczej nie zależy jej na utrzymywaniu z Tobą dobrych kontaktów. Postawiła Ci przecież twarde ultimatum. Rozumiem, że wykupując nocleg u „mamusi”, możesz widywać dziecko tak często, jak tylko chcesz (lub jak pozwolą Ci warunki finansowe). Ale biznes – nie ma co!
  9. Carlo

    Ratowanie związku

    Paweł, sprawa jest dla mnie jasna. Twoja narzeczona rzekomo „nie lubi” Twojej mamy, ale za wszelką cenę chce Cię ściągnąć do swojej. I nie interesuje jej, czy Ty znajdziesz wspólny język z niedoszłą teściową. Ona, tj. teściowa in spe, najwyraźniej próbuje się z Tobą porozumieć na gruncie finansowym, co jest sprzeczne nie tylko z wszelkimi zasadami życia w rodzinie, lecz jest wręcz wbrew dobrym manierom. Od razu widać, o co w tym wszystkim chodzi. W tamtej rodzinie rządzi silną ręką matka. Celowo zabrała córkę ze szpitala, aby od samego początku pokazać swoją władzę i Ciebie sobie podporządkować. Jeśli więc zdecydowałbyś się zamieszkać z nimi, musiałbyś robić wszystko pod dyktando „mamusi”. Taka jest cena za ratowanie Waszego związku. Podzielasz los tysięcy ojców w Polsce, których partnerki zawłaszczyły sobie ich wspólne dzieci i wykorzystują jako narzędzie – w Twoim przypadku do wyciągania pieniędzy. Nie widzę tutaj żadnych pozytywnych uczuć ze strony Twojej (byłej?) narzeczonej. Jest marionetką w rękach swojej matki, która nie widzi, jak wielką krzywdę obie wyrządzają dziecku. Nie mówię już nawet o Twojej krzywdzie, bo ta jest im z założenia obojętna – a może nawet pożądana. W zaistniałej sytuacji pozostaje Ci tylko negocjować i ew. walczyć o większe prawa opieki nad dzieckiem (pod warunkiem, że miałbyś takie możliwości). Ciekawi mnie, jakimi pobudkami kieruje się matka Twojej partnerki i skąd wzięła się u niej ta ewidentna, ślepa niechęć do Ciebie.
  10. Dobrowianna, pamiętasz zapewne, co pisałem wcześniej. Twoje opisy zachowań chłopaka budziły moje wątpliwości. Tym razem jest inaczej. Mówi się, że strach ma wielkie oczy, i właśnie taki obraz rysuje się w Twoim obecnym poście. Kontakt mailowy z korektorką, emotikony w mailach… czy aby nie przesadzasz? Lojalnie powiedział Ci o wszystkim na początku związku – czego chcesz więcej? Żeby w ogóle zaniechał jakiegokolwiek kontaktu z przedstawicielkami płci przeciwnej? Przecież to nonsens. Daj partnerowi przynajmniej niewielki kredyt zaufania i sprawdzaj, jak chcesz, co jakiś czas. Bez zaufania nie ma miłości, bez niego nie utrzyma się żaden związek. Czemu w Twoim miałoby być inaczej? Jeśli chcesz tkwić w strefie komfortu emocjonalnego, musiałabyś w ogóle nie utrzymywać z nikim tak bliskiej relacji, jaką jest miłość dwojga ludzi. Obawiam się natomiast o Ciebie. Piszesz o niskim poczuciu własnej wartości, o depresji, lękach i utracie znajomych. To nie brzmi dobrze. Koniecznie popracuj nad podniesieniem swojej samooceny. Myślę, że właśnie na tym powinnaś skoncentrować się teraz, zamiast doszukiwać się zdrady, gdzie jej nie ma. Uważam, że warto byłoby skonsultować wymienione przez Ciebie dolegliwości z psychoterapeutą, który pomoże Ci poradzić sobie z fobią społeczną i poprawić komfort życia.
  11. Witaj Michał, dostałeś już wiele cennych rad, ale ja także postanowiłem dorzucić swoje przysłowiowe „trzy grosze”. Gdy problemy piętrzą Ci się na głowie i nie wiesz, jak sobie poradzić z tym mętlikiem, uporządkuj je. Zrób sobie listę zadań, które są drogą do rozwiązania problemów, ustal cele, priorytety i ramy czasowe. Najlepiej wszystko w punktach. Potem je po prostu „odhaczaj”. Będziesz miał czarno na białym, co jeszcze jest do zrobienia. Problemy zdrowotne. Jeśli wyniki okazały się niepokojące, nie zwlekaj z tym, udaj się jak najszybciej do lekarza i skonsultuj je z nim. Nie ma co czekać, im szybciej diagnoza, tym lepsze i krótsze leczenie. Tylko w ten sposób usuniesz stresor. Na zęby masz już termin – to dobrze, jeden problem z głowy. Problemy z dziewczyną. Niezdecydowana reakcja na oświadczyny, jej kłamstwo o przyczynie wyjazdu i jej zachowanie podczas rozmów – to wszystko niestety nie wróży zbyt dobrze. W najlepszym wypadku świadczy o tym, że jeszcze nie jest zdecydowana na trwały związek z Tobą i się waha. W najgorszym natomiast, że jest zdecydowana nie być z Tobą, lecz tylko – mówiąc kolokwialnie – ciągnąć z Ciebie kasę. Nikt z nas, forumowiczów, nie może Ci dać jednoznacznej odpowiedzi, bo ostatecznie tylko ona sama zna motywy swojego działania. Faktem jest jednak, że wnosisz spory finansowy wkład w jej życie. Nie mogę się nadziwić, że dziewczyna zarzuca Ci brak dojrzałości emocjonalnej, gdy łakniesz z nią kontaktu, a sama przy braku pieniędzy szarpie się (i przede wszystkim Ciebie) na samochód, żeby zaszpanować przed byłym. Wiesz, co to oznacza? Że jeszcze nie uwolniła się od niego emocjonalnie i że sama jeszcze nie jest dojrzała, skoro w głowie jej takie szczeniackie zagrywki. Przyznasz chyba sam, że takie zachowanie nie ma wiele wspólnego z dorosłością. A że wykorzystuje do tego celu Twoje pieniądze… i właśnie tu przechodzimy do następnej kwestii. Problemy z finansami. Nie dajesz rady związać końca z końcem, bo pompujesz kasę w dziwne zachcianki swojej dziewczyny, która na dodatek zaczęła Cię traktować co najmniej lekceważąco (oczywiście, że powinna znaleźć przynajmniej kwadrans dziennie na kontakty z Tobą). Nie jesteście (jeszcze) małżeństwem, więc nie jesteś zobligowany do utrzymywania jej. W sytuacji, kiedy Tobie wali się finansowo grunt pod nogami, nawet nie myśl o wysyłaniu jej jakiejkolwiek sumy. Niech się ogarnie emocjonalnie, niech wydorośleje (tak!), aby sama potrafiła zadbać o swoje finanse. Może wtedy przestanie mieć niedorzeczne pomysły na wydawanie Twoich pieniędzy. Ty zaś przeznacz czas, w którym nie masz żadnej fuchy, na poszukiwanie lepszej pracy. Może uda Ci się uzyskać stałą posadę. Problem ze szwagrem in spe. Tu sprawa jest prosta. Nie możesz utrzymywać go całe życie. Wyznacz mu w miarę rozsądny czas, w którym ma ogarnąć temat pracy, w przeciwnym razie wyślij go do domu w Polsce. Nie masz z czego dawać, a w przypadku tej rodziny nawet nie wiesz, czy jest sens. Na dobrą sprawę brat dziewczyny to obcy człowiek. Jeśli ona z Tobą zerwie, nikt Ci nie odda wydatków poniesionych na jego utrzymanie. Podsumowanie. Panna traktuje Cię lekceważąco, zachowuje się nieodpowiedzialnie i ma bezpodstawne żądania o kasę. Zastanów się, czy jest tego warta. Przestań być pobłażliwy dla niej. A przede wszystkim zakręć kurek z kasą. Priorytet 1: wątroba (lekarz, diagnoza, ew. leczenie). Priorytet 2: szukanie lepszej posady. Bratu lubej dajesz czas na podjęcie czynności zarobkowych. No i widzisz – masz już prawie szkic do swojej listy. Dostosuj ją jeszcze bardziej do swojej sytuacji i kolejno przetwarzaj wszystkie zadania. Trzymam kciuki, aby Ci się udało!
  12. @onkaY: Poddaje w wątpliwość to za dużo powiedziane. W zaistniałej sytuacji uważam, że taka okoliczność może mieć miejsce. Zważając chociażby na fakt, że narzeczona autora rozmawia z nieznanymi mu mężczyznami o ich dziecku, na dodatek wyjawiając im szczegóły (co jej się śniło itd.). Przecież to nie są ich wspólni znajomi, ani ludzie którzy znają to dziecko – snucie przy nich takich opowieści wydaje się co najmniej dziwne. Jeśli dodać do tego jej skrajnie lekceważące odzywki… Coś mi w tym po prostu nie gra. Oby ta myśl okazała się tylko dmuchaniem na zimne. A autorowi życzę, aby wszystko poszło po jego myśli. @Kikunia55: owszem, masz rację – jest jednak jeden warunek na podstawie którego prokurator może wytoczyć powództwo o zaprzeczenie ojcostwa – robi to tylko wtedy, gdy wymaga tego ochrona interesu społecznego lub dobro dziecka. I w tym problem, bo wystarczy, że cwana partnerka zezna, że nie ma środków finansowych na utrzymanie dziecka (w jej przypadku to wiarygodne, bo przecież nie pracuje). Wówczas prokurator powództwa nie wytoczy, bo naruszyłby prawo, godząc w dobro dziecka. Prokurator wszczyna postępowanie tylko wtedy, gdy uzna je za zasadne. Nie jest do tego zobligowany prawem – jak wspomniałem powyżej, czyni to tylko wtedy, gdy jest to korzystne dla dziecka lub dla interesu społecznego.
  13. Develey, wszyscy Ci dobrze i szczerze doradzają, a Ty nadal nie wiesz, co robić. Piszesz, że przykręcenie kurka z kasą nic nie zmieni, bo na tajne schadzki z kolegami potrzebny jest czas, nie pieniądze. W tej kwestii się bardzo mylisz. Paliwo, bilety, kosmetyki (żeby się dla „kolegi” odstawić) i nowe ciuchy (przecież nie będzie przed nim cały czas w tych samym paradowała) – to wszystko chyba nie jest za darmo, prawda? Ubezpieczenie samochodu i obowiązkowe przeglądy kontrolne u diagnosty także kosztują. No ale jeśli Ty gnasz z jednego etatu na drugi, aby zapewnić Waszej rodzinie lepszy byt, a po pracy jeszcze dajesz się wkopać w prace domowe partnerce, która sama nic palcem nie tknie (jak piszesz, inaczej byście tkwili w brudzie), to nie dziwię się, że narzeczona doi Cię, jak tylko może – wybacz kolokwializm, ale trudno tu użyć bardziej wzniosłych słów. Pomijając moralność Twojej wybranki (narzeczony i córka w domu, a ona z „kolegami”), warto rozważyć, jak te jej spotkania wyglądają z punktu widzenia tych mężczyzn. Po co spotykają się z Twoją narteczoną i co sobie w trakcie tych spotkań myślą, o czym rozmawiają, jakie wspólne tematy mają itd. Wiesz, przyszła mi do głowy pewna myśl. Czy jesteś na 100% pewien, że jesteś biologicznym ojcem Waszej córki? W tym momencie, kiedy zacząłem sobie wszystko składać w całość, dotarło do mnie, że wcale nie musi tak być. I jeśli ta myśl okazałaby się słuszna, będziesz nadal oczywiście kochał to dziecko, ale przynajmniej będziesz znał prawdę. Masz do tego prawo. Nie zwolniłoby Cię to jednak z obowiązku łożenia na dziecko – musiałbyś zakwestionować swoje ojcostwo w ciągu pół roku od narodzin. Skoro partnerka ucieka przed Tobą, twierdząc, że nie ma z Tobą tematu do rozmowy, pokazuje Ci, że między Wami już pozamiatane. Daje Ci jasno do zrozumienia, że jesteś już tylko jej sponsorem. Napisałbym, że w kwestii zbierania dowodów, mógłbyś szybko fotografować ekran z jej rozmowami i nagrywać dyskretnie rozmowy, w których Cię okłamuje, ale w zaistniałej sytuacji… chyba pozostaje Ci już tylko droga do adwokata (o tym pisała szczegółowo onkaY, więc nie będę powielał tematu). Pisałeś, że problem polega na jej kłamstwach i kontaktowaniu się z obcymi mężczyznami, a teraz widać, że jest jednak znacznie większy. Możesz spróbować rzucić wszystko na jedną szalę, ale nie wiem, czy jakiekolwiek próby ratowania związku mają jeszcze jakikolwiek sens. Oceń sam. Jeśli partnerka traktuje dom wyłącznie jako hotel i bazę wypadową, a Ciebie jako maszynkę do robienia pieniędzy, to jaka relacja emocjonalna panuje między Wami? Z tego, co piszesz, jest ona jednostronna. Myślę, że potrzeba tu przysłowiowego uderzenia pięścią w stół i poważnej rozmowy. Albo Twoja partnerka ogarnie się, zacznie spełniać swoje obowiązki i przestanie uganiać się za obcymi, albo ustalacie drogą prawną wysokość alimentów i prawa opieki nad dzieckiem. Innej drogi tu nie widzę. Próby przekonywania narzeczonej do czegokolwiek, argumentowanie i przemawianie jej do rozsądku – wszystko to jest z góry skazane na niepowodzenie. Pozwoliłeś swojej ukochanej tańczyć sobie na głowie i tylko mocny wstrząs byłby w stanie coś zmienić w Waszej sytuacji. Pokaż się partnerce jako mężczyzna, który przejrzał na oczy i nie będzie więcej dawał nabijać się w butelkę. Okaż rozsądek, stanowczość i zdeterminowanie. Szczerze mówiąc, w opisanej sytuacji nie widzę wielkich szans na poprawę, ale to nie znaczy, że masz pozwalać na robienie Cię w balona przez całe życie.
  14. Develey, nie pisz, że jesteś na przegranej pozycji i że wyszedłeś na zazdrośnika. Wmawiasz to sobie ma podstawie fałszywych stwierdzeń, którymi karmi Ciebie partnerka. Prawda jest taka: jesteś odpowiedzialnym ojcem i narzeczonym, który martwi się o przyszłość swojego związku i ma słuszne obawy, widząc poczynania swojej ukochanej. Te bzdury o chorobliwej zazdrości włóż między bajki – im prędzej, tym lepiej – i jak najgłębiej. W słowach Twojej partnerki jest jednak zapewne ziarno prawdy: być może rzeczywiście potrzebuje ekscytacji związanej z utrzymywaniem wątpliwych kontaktów z obcymi mężczyznami. Tylko po co w takim razie wchodziła w związek narzeczeński z Tobą i po co decydowała się na dziecko?! Przypuszczalnie po to, aby mieć kogoś uległego, który będzie zarabiał na jej zachcianki i zapewni jej byt finansowy – i przy kim będzie mogła sobie skakać w bok. Ale tak nie można. Albo stabilizacja, albo ekscytacja obcymi facetami. Bredniami o rzekomej zazdrości narzeczona usiłuje zmanipulować Cię tak, abyś przyzwalał na jej wyskoki. Nie daj sobie tego wmówić, bo wówczas będziesz rzeczywiście na straconej pozycji. Nie chodzi o to, abyś pilnował swoją narzeczoną. Prędzej upilnujesz wór much aniżeli partnerkę, która ma zamiar Cię zdradzić. Chodzi o to, abyś w dyskretny sposób zebrał dowody jej niewierności (przypuszczam, że do tej pory doszło z jej strony przynajmniej do zdrady emocjonalnej). Masz obecnie dwie możliwości. Albo będziesz użalał się nad swoim losem i bezsilnie patrzył, jak narzeczona krok po kroku rujnuje Ci życie, albo złapiesz byka za rogi i zaczniesz walczyć o swoje. Stawką jest Twoje całe dalsz życie, wiec warto. Ale decyzja należy do Ciebie. Jeśli więc zdecydujesz się wziąć sprawy w swoje ręce, takie dowody, o których piszę powyżej, mogą Ci się jeszcze bardzo przydać. W moim przekonaniu trzeba mieć takie zabezpieczenie – jeśli chcesz mieć przyznaną prawnie opiekę nad dzieckiem. Dzięki niemu wykażesz, że partnerka nie jest odpowiedzialną matką. Licz się też na to, że w razie ewentualnej batalii o dziecko, partnerka wytoczy przeciwko Tobie najcięższe działa. Może posądzać Cię nawet o molestowanie seksualne córeczki. Wszystko zależy od tego, jak bardzo będzie chciała Ci zaszkodzić. Żalisz się, że partnerka szuka pracy tak, aby nie znaleźć. Ależ to oczywiste, że tak robi. Nie ma zamiaru skalać swoich rączek pracą. Od zarabiania pieniędzy ma w końcu Ciebie. A gdy Ty harujesz na jej zachcianki, ona ma wolny czas na kontakty z obcymi mężczyznami. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Praktyczne, nie? Na dodatek, żeby mieć jeszcze więcej czasu, wysyła dziecko do przedszkola (z Twoich zarobków, jak domniemam). Po co babrać się w wychowywanie dziecka, jak może wychowywać się samo?! Narzeczona wykorzystuje Cię, jak tylko potrafi, bo się dajesz – jesteś dla niej zbyt dobrotliwy i pobłażliwy. Przez ten cały czas wychowałeś sobie darmozjada. Zrób to, co Ci wszyscy radzą – przykręć kurek z kasą. Zaoszczędzone pieniądze jeszcze Ci się pewnie przydadzą na adwokata. Partnerka nie pracuje zawodowo – niech pracuje w domu. Niech daje coś z siebie. Tyle samo, ile Ty. Wszystko ma błyszczeć na pico bello, pyszny obiadek ugotowany, koszule pachnące, uprasowane. Jak zagonisz ją do takiej pracy, sam zobaczysz, jak szybko znajdzie sobie płatną posadę. Aby tylko nie wykonywać tych wszystkich prac domowych i – uwaga! – mieć znowu kontakt z obcymi mężczyznami. W końcu nie ma to jak gorący romansik w pracy! Twoja narzeczona ignoruje fakt, jak powinien wyglądać związek dwojga ludzi. A choć nie macie jeszcze uregulowanej sytuacji prawnej (i tym lepiej dla Ciebie, bo inaczej partnerka odeszłaby, zabierając Ci połowę Twojego majątku), nieformalnie tworzycie rodzinę. Twoja narzeczona powinna pójść po rozum do głowy i zacząć funkcjonować jako członek rodziny, zamiast obskakiwać obcych facetów. Nie dawaj więc już więcej wciskać sobie kitu, że jesteś chorobliwie zazdrosny – powtórzę jeszcze raz: to kompletna bzdura! Zadbaj o swoją rodzinę, zabierz ich gdzieś w niedzielę, okazuj uczucie i przywiązanie, ale jednocześnie wymagaj. Masz do tego pełne prawo. Walcz, chłopie, póki jeszcze jest o co.
  15. Nasuwa się pytanie: czy Twoja narzeczona wnosi coś do Waszego związku poza tym, że po prostu „jest” i „ładnie pachnie”? Problem w tym, że dałeś się zdominować i postawić w roli ofiary. Masz przekonanie, że znalazłeś się w patowej sytuacji. Przede wszystkim postaraj się zmienić to nastawienie. To bardzo istotne, bo – tkwiąc w fałszywym przekonaniu – wiele nie ugrasz. Dziecko nie jest jej – jest WASZE. Nie pozwalaj narzeczonej pogrywać córeczką i szantażować, że zabierze dziecko i wyjedzie. Partnerka trochę Cię sobie urobiła i żyje jak przysłowiowy pączek w maśle. Fakt, że zamiast zajmować się domem i dzieckiem, przeznacza swój czas na utrzymywanie kontaktu z mężczyzną, którego nawet nie znasz, nie świadczy o niej zbyt dobrze. Warto się zastanowić, czy w ogóle potrafi być dobrą żoną, skoro nie sprawdza się już na etapie narzeczeństwa. Siłą nie zmusisz jej jednak do bycia lojalną. Jeśli masz dostęp do jej rozmów z obcymi mężczyznami, zbieraj je na wszelki wypadek – ale rób to po cichu. Nie afiszuj się przed partnerką, nawet gdy znajdziesz w nich bulwersujące Ciebie treści. Ciekawe, czy ich znajomość ogranicza się do kontaktu przez Internet. Trzymaj rękę na pulsie. Postaraj się znaleźć jej jakieś zadania. Ale nie jakieś hobby, które byłoby tylko pretekstem do wybywania z domu i umożliwiało schadzki z tym czy innym gościem, lecz jakieś prace w domu. Jak rozumiem, narzeczona jest na Twoim utrzymaniu, masz więc prawo wymagać od niej jakiegoś wkładu. Stanowczo odradzam Ci próbować wzbudzić w niej poczucie zazdrości, bo w ten sposób dałbyś jej do ręki poważną broń. Będzie argumentowała, że ona może i miała kogoś na boku, ale Ty nie byłeś lepszy. Trudno będzie dojść kto, kiedy i po co. Zamiast tego bądź lojalnym partnerem, ale stawiaj wymagania i egzekwuj je.
  16. Carlo

    Mam dosyc

    kikunia55 Carlo prosił abys nie zakładała nowych wątków tylko nowe przemyślenia dopisywała do poprzedniego wątku, bo prościej będzie innym zrozumieć Twoj problem. Ja tez powiedziałabym abys koniecznie dopisywała nowe spostrzeżenia do starego wątku, to może przeczytasz, co wcześniej mądrze Ci odpisywano. Jeszcze raz przeczytasz i jeszcze raz przeczytasz. Grzecznie wtedy odpowiedziałas "dziękuję", bo może na tamten czas sam fakt, ze ktoś gdzies coś od Ciebie przeczytał- to Cię na moment uspokoiło. Niemniej jak przeczytasz te odpowiedzi za tydzień , dwa, znów kiedy będzie Ci cięzko- może wtedy do Ciebie dotrze, ze coś musisz sama z siebie robić, bo inaczej zmarnujesz swoje życie i życie dzieci. Kikunia55, dziękuję bardzo za poparcie. Również i ja uważam, że autorka nie czyni sobie przysługi, tworząc nowe wątki w tej samej sprawie. Czytając odpowiedzi wielokrotnie, mogłaby bardziej zmotywować się do działania. A myślę, że w tej sytuacji doraźne działanie jest konieczne, aby w życiu autorki zadziało się lepiej. Z syndromem Otella coś tu jest ewidentne na rzeczy. I oprócz tego obawiam się o tego szczeniaka. Obym się mylił, ale mam nieodparte wrażenie, że przytrafi mu się coś złego. W tej rodzinie chyba nie zazna szczęśliwego żywota. Czeka go raczej – nomen omen – pieskie życie.
  17. Emilka, przede wszystkim weź pod uwagę sposób, w jaki traktował Cię Twój były partner. Na początku był miły, aby Cię zdobyć, podbić Twoje serce. Z czasem w miarę zyskiwania pewności, że z nim będziesz, zaczął pokazywać swoją prawdziwą twarz. Jednocześnie opadało u niego pierwsze zauroczenie. Tyle na temat przyczyny jego zachowania. Taką ma osobowość. Istotne jest to, że się nie zmieni – najwyżej odkryje przed Tobą jeszcze ciemniejsze strony swojego usposobienia. Nie daj się omamić, że będzie inaczej. Aby Cię odzyskać, gość może Ci obiecywać gwiazdki z nieba. Jednak nie dotrzyma tej obietnicy. Prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw jego mroczna natura. Co do tego nie powinnaś mieć żadnych wątpliwości. Zachowanie Twojego byłego partnera wobec Ciebie oceniam jako żałosne. Poniżał Cię i obrażał. Jeśli dobrze zrozumiałem, żył z Twoich pieniędzy, a mimo to sknerzył Ci na obiad w pracy. To poniżej wszelkiej krytyki. Świadczy bardzo źle o nim i o jego stosunku do Ciebie. W tej fazie związku – tak w ogóle – nic mu do Twoich finansów i nie powinien wścibiać w nie swojego nosa. Nawet nie przepuścił Twoim rodzicom, którzy (jak domniemam) nie wyrządzili mu żadnej krzywdy. Pomijając jego skandaliczne traktowanie Ciebie, facet nie radzi sobie w życiu i najwyraźniej nie chce sobie poradzić. Woli migać się przed rzetelną pracą. To świadczy o tym, że nie jest odpowiedzialny, więc nie jest dobrym kandydatem na męża. Być może jego styl życia wzbudza w nim frustracje, przez co wyżywa się na Tobie. Ale czy chciałabyś z tych powodów być dręczona przez całe życie? Rozumiem, że tęsknisz i cierpisz, ale zrozum, że z tym człowiekiem nie miałabyś życia. Powiem więcej – z czasem byłoby zapewne coraz gorzej. Czy jest toksyczny? Oczywiście – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Uwierz mi – dobrze, że pokazał swoje oblicze jeszcze przed zawarciem związku małżeńskiego. Inaczej byłoby Ci jeszcze trudniej wyswobodzić się z tej relacji. Powinno Cię to cieszyć. Jesteś młodą kobietą, jeszcze poznasz kogoś, kto będzie Cię szanował i traktował przyzwoicie. A ten typek nie zasługuje na kogoś takiego jak Ty. Postaraj się nie myśleć o nim. Nie pozwól, aby zadręczały Cię myśli o nim. Nie pogrążaj się w smutku. Skup się na sobie. Wyjdź na zewnątrz, spędzaj czas ze znajomymi, znajdź sobie jakąś pasję. Czas leczy rany – na razie jesteś rozemocjonowana, ale gdy emocje opadną i zdasz sobie sprawę, że ten człowiek był całkowitą pomyłką, poczujesz się lepiej i znajdziesz wewnętrzną równowagę. Obecnie jesteś wewnętrznie rozdarta i dobrze byłoby, gdybyś teraz w szczególny sposób zadbała o siebie. Głowa do góry!
  18. Zacznij więc pracować nad sobą. Poczytaj poradniki książkowe, jak poprawić niską samoocenę, lub poszperaj w źródłach internetowych (np. tutaj, tutaj i tutaj). Jeśli to nie pomoże, rozważ skorzystanie z pomocy profesjonalnego terapeuty.
  19. Beata, masz ciężki orzech do zgryzienia. Moim zdaniem, powinnaś głęboko rozważyć, czy gra jest warta świeczki. Sądząc po jego dotychczasowych poczynaniach, Twój były partner łatwo nie odda Ci tych pieniędzy. Gdyby miał za grosz honoru, zrobiłby to już do tej pory. Choć… honorowy człowiek nie zrobiłby wielu innych rzeczy, których on się dopuścił. Możesz więc dochodzić długu tylko w sądzie – wnieść przeciwko byłemu partnerowi pozew z prośbą o wszczęcie postępowania z powództwa cywilnego. Wiąże się to z koniecznością wniesienia wadium i poniesienia wszystkich kosztów sądowych. Największym wydatkiem okazałoby się zapewne honorarium adwokata. Ale oprócz finansów jest jeszcze inna kwestia – znacznie ważniejsza. Czy przetrzymasz to wszystko emocjonalnie? Polskie sądy są przeciążone i sprawy wloką się długimi miesiącami. Jesteś na to przygotowana? A co w przypadku ewentualnej porażki? Musisz się z nią liczyć. Same przelewy i nagranie mogą nie zostać uznane za wystarczający dowód zaciągnięcia długu – byłoby nim oświadczenie potwierdzone notarialnie. Same zdjęcia siniaków to także mało – przydałaby się obdukcja lekarska, ewentualnie potwierdzenie policji, że zgłaszałaś przemoc domową i że interweniowali. Zresztą w sądzie nie liczą się nie tylko dowody, lecz także umiejętności prawnika i właściwy dobór taktyki procesowej. Trzeba mieć to wszystko na uwadze. Nawet jeśli wygrasz, czy będziesz mogła cieszyć się ze zwycięstwa? Podzielam zdanie poprzedników – lepiej odpuścić. Cieszyć się, że nie masz z tym człowiekiem nic wspólnego. A w razie kontaktu nie dawać się ponieść emocjom, aby nie popełnić błędów, które on później skrupulatnie wykorzysta. I wszystko rejestrować, aby zabezpieczyć się na wypadek ewentualnych zarzutów z jego strony. Jeśli rzeczywiście zdecyduje się drukować coś w gazecie lub opublikować w Internecie, podając Twoje dane osobowe, jest to ewidentne naruszenie Twojej prywatności i dobrego imienia. Wówczas nie wahałbym się zgłosić sprawę na policję. Ale nie sądzę, że Twój były partner posunie się aż tak daleko, bo sam by sobie w ten sposób zaszkodził. Traktuję to raczej jako groźby, którymi chciał Cię zmiękczyć i nastraszyć. Postaraj się definitywnie zamknąć ten rozdział, odzyskaj równowagę emocjonalną i zacznij budować od nowa swoje życie. Wiem, że – jak mówią – pieniądz piechotą nie chodzi, ale kwestia zdrowia jest w tej chwili najważniejsza. Trzymam kciuki i życzę powodzenia!
  20. Jesteś zdesperowana i tę desperację widać z daleka w Twoim zachowaniu. W ten sposób odpychasz od siebie potencjalnych kandydatów na partnera – nawet tych, którzy w innych okolicznościach chętnie nawiązaliby z Tobą bliską znajomość. Mężczyźni nie lubią desperatek. Popracuj nad sobą, swoją postawą i poczuciem własnej wartości. Myślę, że nie tylko tęsknota za bliską relacją, której jeszcze nie miałaś okazji doświadczyć, lecz przede wszystkim niska samoocena są przyczyną Twojego problemu.
  21. ~Pioproblem Chyba pora uświadomić sobie że ta druga osoba wcale Cie nie kocha a tylko straciłes 6 lat, docenic trzeba fakt ze lepiej teraz niz za kolejnych 5 kiedy wpedze sie w lata albo byłoby dziecko. BINGO! Piotrek, po co rozważać, dlaczego Twoja była partnerka zachowywała się w taki sposób? Co Ci to da, że będziesz wiedział? To jest ewidentne, że problem leży po stronie dziewczyny. Pisałem Ci o tym już wcześniej, potwierdzają to Twoje kolejne wypowiedzi i potwierdzą Ci Twoje koleżanki. Nurzając się w tym temacie, tylko pogrążasz się emocjonalnie i cierpisz, a z tej znajomości i tak już nie wyniknie dla Ciebie nic pozytywnego. Mówiąc obrazowo, a zarazem upraszczając, była partnerka trzyma(ła) Cię na dyszlu – nie pozwalała Ci się do siebie zbliżyć ani od siebie odejść. Zbliżałeś się do niej, a wtedy Cię odpychała, odchodziłeś, a wtedy szukała z Tobą kontaktu. Bawiła się z Tobą „w kotka i myszkę”. Pozostaje otwarta tylko jedna kwestia. Robiła to nieświadomie z powodu osobowości rozchwianej emocjonalnie, czy z pełnym wyrachowaniem, będąc socjopatką? Jestem skłonny założyć się, że ta gra na Twoich uczuciach sprawiała jej radość i satysfakcję. Ale to w zasadzie bez znaczenia. Istotne jest tylko to, że nie uda Ci się stworzyć z tą osobą szczęśliwego związku. Znalazła w Tobie dobrego partnera do swoich gierek, więc wykorzystywała to. I będzie nadal wykorzystywała, gdy za jakiś czas ponownie się odezwie, a Ty zgodzisz się podjąć na nowo znajomość. Wystarczy, że zacznie się pojawiać w zasięgu Twojego wzroku. Będzie czekała, aż złapiesz przynętę i się odezwiesz, albo nawet sam zaproponujesz wznowienie kontaktu. Wówczas wszystko zacznie się od nowa, a Ty będziesz nadal doszukiwał się przyczyn w swoim zachowaniu. Cała „zabawa” Twoim kosztem będzie trwała tak długo, aż Cię wykończy – chyba że wcześniej sam pójdziesz po rozum do głowy, przejrzysz na oczy i raz na zawsze zakończysz tę chorą, toksyczną relację. Stawiam na to, że ta dziewczyna pojawi się jeszcze w ten czy inny sposób w Twoim życiu. Obym się mylił. Chyba, że po ostatnich wydarzeniach między Wami doszła do wniosku, że już nie dasz się tak łatwo wykorzystywać – tylko wtedy odpuści. Pytasz: dlaczego tak się działo? Po prostu ta dziewczyna taka jest. Ludzie mają różne typy osobowości. Ona ma akurat taki. A dlaczego Ty? Odpowiem pytaniem – dlaczego miałbyś to nie być Ty? Akurat trafiło na Ciebie, być może nawet wyczuła, że z Tobą będzie łatwo. No i udało jej się. Ale to Ty sam decydujesz, jak długo chcesz w to nadal grać, karmić swój głód emocji za cenę bycia manipulowanym i późniejszego cierpienia. Wskazówki, jak sobie poradzić w tej sytuacji, zawarłem w poprzednim wpisie. Nie chcę się powtarzać. Mam nadzieję, że z nich skorzystasz i pomogą Ci wyjść na prostą.
  22. Rozumiem Twoje rozważania, lecz mam wrażenie, że podchodzisz bardzo stereotypowo do swojego problemu. Nie wiem – być może masz ku temu powody (mogą nimi być np. Twoje doświadczenia). Ludzie mają bardzo różne charaktery. Jedni myślą szablonami, o których piszesz. Inni wręcz wystrzegają się takiego sposobu myślenia. Postaraj się więc nie uogólniać, bo wyrządzasz sobie krzywdę. Pamiętaj także, że oprócz słów jest jeszcze komunikacja niewerbalna. Twoja mowa ciała powie dziewczynie, z którą będziesz się spotykał, więcej, niż wyrazisz słowami. Oczywiście, dziewczyny są różne. Mniej i bardziej empatyczne. Jednak nie chodzi o to, aby znaleźć sobie byle kogo, lecz tę jedyną, która zaakceptuje Ciebie tak jak Ty ją. Koniec końców, to swoją postawą i zachowaniami pokażesz dziewczynie, jakie masz wartości i czy jesteś odpowiednim partnerem z jej punktu widzenia. Masz rację, nie jest to fajne słyszeć, jak inni prowadzą udane życie rodzinne, gdy samemu się go bardzo pragnie – i to bezskutecznie. Nie jest miło wychodzić w pojedynkę z kina, gdy wokoło same pary trzymające się za rękę. Ale na to nie ma rady. Niektórzy mają łatwiejszy start, inni trudniejszy. Tak jest we wszystkich dziedzinach życia. W tym przypadku masz trudniej od innych, ale to nie znaczy, że nigdy nie zaznasz rodzinnego szczęścia. Twoja droga do niego jest po prostu trudniejsza, z przeszkodami i zakrętami – ale nie niemożliwa do pokonania. Tym bardziej będziesz się cieszył i odczuwał jeszcze głębszą radość z założenia rodziny, gdy już tego dokonasz. Szczerze mówiąc, tak nie do końca przemawia do mnie argument z remontowaniem dróg. Fakt, że inni mają tak samo jak Ty lub gorzej, NIE ma Cię przekonać do tego, że taki stan rzeczy jest OK i nie trzeba go zmieniać. Wręcz przeciwnie. On ma za zadanie pokazać Ci, że nie jesteś na straconej pozycji – gdzieś tam 100 kilometrów za peletonem szczęśliwych rodzin, lecz właśnie zmotywować Cię do działania. Zakładasz dychotomicznie, że dziewczyny mają wybór między mężczyznami, którzy mają fajne relacje z rodzicami, i tymi, którzy ich nie mają. Tworząc taką teorię, wpędzasz się w niepotrzebne dylematy, i ostatecznie wyrządzasz sobie krzywdę. Są mężczyźni, którym fajnie układa się z rodzicami, ale czy to oznacza, że automatycznie są idealnymi kandydatami na męża? I… czy tylko ten „parametr” (czyli udane bądź nieudane relacje z rodziną) biorą pod uwagę dziewczyny, szukające partnera? Wręcz przeciwnie. A z przytoczonego toku myślenia właśnie to by wynikało. I właśnie na tym polega wielka pułapka dychotomicznego myślenia. Wiem, że łatwo jest poczynić takie założenia, jeszcze łatwiej w nich tkwić, ale nie prowadzą do niczego dobrego. Chłostasz się emocjonalnie za coś, co ani nie jest Twoją winą, ani nie masz na to wpływu. Jak pisałem w jednym z wątków na tym forum, nie należy postrzegać związku jako lekarstwo na wszystko – w myśl zasady: gdy znajdę partnerkę, wszystko się ułoży. Takie myślenie jest z góry skazane na porażkę. Udany związek jest „tylko” dopełnieniem szczęśliwego życia. Dlatego przed wejściem w związek trzeba dojść do ładu ze sobą, zaakceptować siebie. A wtedy będzie nawet łatwiej znaleźć właściwą osobę, bo – chcąc, nie chcąc – okazujemy na zewnątrz to, co w nas siedzi: harmonię i pewność siebie ALBO niepokój i wewnętrzną rozterkę. Dziewczyny poszukują silnych emocjonalnie mężczyzn, więc dążąc do założenia rodziny, warto zadbać o dobre samopoczucie i samoakceptację. Swoją drogą, myślę, że w krajach Europy Zachodniej utarł się inny model rodziny – więzi między poszczególnymi jej członkami są tam luźniejsze niż u nas. Ale nie namawiam Cię do wyjazdu. To tylko taka uwaga na marginesie.
  23. Twoja koleżanka/dziewczyna (nie wiem, jaki w końcu jest obecny status Waszej relacji) nigdy się NIE zmieni. Nawet jeśli jakimś cudem się jeszcze zejdziecie, będzie nadal wyczyniała to samo co do tej pory. Podobne gierki będzie Ci serwowała w małżeństwie. Będzie miała romansy na boku, będzie bez powodu zazdrosna o każdą Twoją koleżankę, będzie robiła afery o nic, będzie odchodziła na zawsze i wracała po tygodniu czy miesiącu, będzie pogrywała Waszymi dziećmi itd. itd. itd. Nie pomoże tu żadne ultimatum, żadne stawianie granic. Mało już próbowałeś? Zapomnij, daj sobie spokój. Ewentualnie stała terapia u dobrego specjalisty, ale i to nie daje żadnej gwarancji. Jeśli takie życie Ci odpowiada i uważasz, że dasz radę sprostać psychicznie i emocjonalnie takim patologicznym zachowaniom z jej strony, skontaktuj się z nią i oznajmij jej, że godzisz się na wszystko. Będzie miała Cię w garści – a tego pragnie. Koniec końców, ani trochę nie interesuje jej, co przeżywasz, gdy ona robi swoje. Ma w poważaniu, co przeżywasz i jak się czujesz. Myślisz, że Cię kocha, tak? Idź więc do niej. Odczujesz chwilową ulgę w swoim uzależnieniu względem tego człowieka, bo zaspokoisz „głód”, jednak na dłuższą metę unieszczęśliwisz się. Ta dziewczyna ma poważne zaburzenia osobowości – jest rozchwiana emocjonalnie. Życie u jej boku oznacza nieustanne podporządkowanie się jej toksycznym reakcjom, nastrojom i manipulacjom. Już teraz wiesz, że nie jest dla Ciebie właściwą partnerką – dostrzegasz, że Tobą pogrywa, jednak uzależniłeś się od niej na tyle, że ciężko Ci się od niej uwolnić. Dlatego poszukujesz rozwiązania, jak poradzić sobie z przypadłością swojej wybranki – zamiast martwić się o swoją przyszłość. Na niestabilność emocjonalną nie ma lekarstwa – nie ma pigułek, maści, syropów, aerozolów, zastrzyków ani czopków. NIE MA. Jeśli nie chcesz za kilka lub kilkanaście lat skończyć jako emocjonalny wrak i – waląc głową w mur – zadawać sobie pytanie: „co ja najlepszego zrobiłem?!?!”, masz tylko jedno rozwiązanie. Uciekaj jak najdalej od tego człowieka. Zerwij całkowicie kontakt i zrób wszystko, aby uniemożliwić jej nawiązywanie kontaktu z Tobą. Przestań o niej myśleć – ani pozytywnie, ani negatywnie. Wyrzuć wszystkie pamiątki. Niech ten człowiek przestanie dla Ciebie istnieć. Niech stanie się złym snem, koszmarem nocnym – niczym więcej. To jedyny sposób, abyś uwolnił się od tej toksycznej osoby, pokonał swoje uzależnienie i stanął na nogi. Powtórzę: JEDYNY. Myślę, że niezłym pomysłem byłaby konsultacja u terapeuty. Kiedy już pozbierasz się emocjonalnie, będziesz mógł myśleć o nowym związku ze zdrową emocjonalnie dziewczyną, która będzie Ciebie traktowała przyzwoicie. Teraz jeszcze na to stanowczo za wcześnie. Wiem, że jest Ci trudno i przeżywasz istne męki, ale w zaistniałej sytuacji serce jest marnym doradcą. Dopuść do głosu rozum i zastanów się, jaka czekałaby Cię przyszłość u boku tej kobiety. Rozważ dogłębnie tę kwestię, bo na szali leży Twoje życie. Albo teraz silny, lecz stosunkowo krótki ból, za to duża szansa na szczęśliwą przyszłość u boku normalnej dziewczyny, albo teraz krótka ulga, lecz cierpienie i udręka przez całą resztę życia – o ile sama Cię kiedyś nie zostawi. Wybór należy do Ciebie. Życzę Ci owocnych przemyśleń i podjęcia trafnej decyzji!
  24. ~Dobrowianna Wytlumaczyl się tak, że obczaja głównie ubiory i style, stąd wie co mu się u kobiet podoba (…) A to „dobre”! Będzie się stroił jak kobieta? Chyba był w dużym stresie, żeby wymyślić taki nonsens. Wiesz, w innym wątku pisze dziewczyna, której narzeczony (teraz już były) chadzał do sąsiadki, bo lubi jej dziecko. Zakończenia historii możesz się domyślić lub przeczytać. U Ciebie tłumaczenie się partnera jest równie absurdalne. Ponawiam więc swoją radę. Obserwuj go, zachowując dyskrecję. Nie denerwuj się. Gdy zaobserwujesz coś niepokojącego, po prostu odejdź. Dałaś swojemu partnerowi już wystarczająco do zrozumienia, jakie masz oczekiwania w kwestii jego zachowań wobec innych kobiet. Jeśli nie potrafi się powstrzymać, nie zmienisz go. Najwyżej zacznie się jeszcze lepiej maskować, aby uśpić Twoją czujność (ewentualnie w połączeniu z zarzutami, że przesadzasz lub/i go inwigilujesz). Szydło wyjdzie z worka dopiero wtedy, gdy partner będzie pewny, że go nie zostawisz (chociażby po ślubie lub gdy będziecie mieli wspólne zobowiązania). Tego Ci oczywiście nie życzę, dlatego przestrzegam – bądź bardzo czujna i ostrożna. Póki nie zaobserwujesz zdecydowanej i długofalowej zmiany jego postawy, nie podejmuj decyzji o zacieśnieniu Waszej relacji. Obawiam się jednak, że prędzej czy później znowu przyłapiesz go na czymś i staniesz przed wyborem, czy chcesz wiązać się na stałe z mężczyzną o takim usposobieniu.
  25. Agnieszka, dziękujemy za dopowiedzenie dalszego ciągu Twojej historii! Śmiech – w porządku. Ale łzy? Niech będą to łzy radości, że PRZED ślubem okazało się, z kim masz do czynienia i że ten tok wydarzeń uchronił Cię przed zawarciem związku małżeńskiego z tym partnerem – choć obecnie wydaje Ci się tragiczny, bo zniszczył wszystko, co budowaliście latami, i odebrał Ci wszystkie nadzieje związane z tym człowiekiem. Wyobraź sobie jednak, że bylibyście małżeństwem z kilkuletnim stażem i mieli być może dziecko, a Twój partner właśnie wtedy zacząłby romans z tą czy inną kobietą? Mówisz, że to niemożliwe? Zapewniam Cię, że i owszem – nawet niepotrzebne byłyby Wam trudniejsze chwile czy małżeński kryzys. Twój były jest pozbawiony podstawowych zasad moralnych. Inaczej nie zachowywałby się w opisany przez Ciebie sposób. Jego zachowanie już obszernie analizowaliśmy w naszych odpowiedziach, więc nie chcę się rozpisywać w tym temacie. Ciesz się, że teraz kto inny ma to „szczęście” bycia z nim. Ty masz za sobą bolesne doświadczenie, ale za to masz problem z głowy. Nadal cierpisz, bo Twój były nie omieszkał zaafiszować Ci się, że wyjeżdża na urlop z kochanką, w dodatku w Wasze ulubione strony. To kolejna bezczelność z jego strony – widział, że dotychczas akceptowałaś takie zachowania, więc poczyna sobie śmiało dalej. I będzie poczynał, póki nie położysz temu kresu. Dlatego radzę Ci szczerze, abyś na dobre odseparowała się od tego człowieka. Wiem, że nie jest to łatwe, ale to jedyny sposób, abyś mogła złapać emocjonalną równowagę i powstać z powrotem na nogi. Inaczej on będzie nadal na wesoło robił swoje, a Ty będziesz przeżywała sercowe katusze. Z jakiej racji? Wiem, że łączy Was firma. Nie wiem, jakich dokonaliście ustaleń na czas jego urlopu, ale uważam, że jego nieobecność to doskonały moment dla Ciebie na wycofanie się. Postaw go przed faktami dokonanymi. W Waszej relacji nie ma już miejsca nawet na jakieś koleżeństwo, nie wspominając o przyjaźni. A po co Ci partner biznesowy, który prywatnie roluje Cię na prawo i na lewo? Po co Ci ten kontakt i regularne konfrontowanie się z bolesną przeszłością? Dlatego doradzam Ci, abyś definitywnie zerwała z nim kontakt w myśl powiedzenia „co z oczu, to z serca”. Ta znajomość nie przyniesie Ci już nic dobrego, złego natomiast może przynieść jeszcze wiele. Nie wiem, jak wygląda Wasza sytuacja mieszkaniowa. Czy mimo wszystko nadal mieszkacie razem, a on do tamtej „na dochodne” – jest u niej na zlecenie czy działalność łóżkowa na pełen etat? Tak czy inaczej, dobrze byłoby, gdybyś odcięła się od niego i na prywatnym, i na biznesowym gruncie. Ich związek, jak sądzę, nie przetrwa próby czasu, a wówczas prawdopodobnie Twój były przyjdzie do Ciebie. Czy wróci na kolanach i z przeprosinami na ustach, tego nie wiem. Wiem natomiast, że przyjmując go z powrotem, popełniłabyś największy błąd swojego życia. Pod żadnym pozorem tego nie rób. Ten człowiek nie jest materiałem na męża – osobiście nie chciałbym się z nim nawet przyjaźnić. Zobacz sama. Broni kobiety, która bez skrupułów zdeptała butami Wasz związek (przecież mieliście brać ślub – nie przeszkadzało jej to jakoś zbytnio, a może nawet ją to nakręciło?). Twierdzi, że Twoje uwagi pod jej adresem są chamskie. Ale Tobie sugeruje, abyś poszła z kimś do łóżka, to wtedy będziesz wg niego szczęśliwa. (!) To dopiero jest chamskie i niskie. Po co Ci takie poniżenia? Zobaczysz, jak będzie się zachowywał, gdy kogoś poznasz. Będziesz miała powtórkę z rozrywki. Już raz to przerabiałaś, prawda? („później on sie przeprowadził do innego miasta, tam mieszkal kilka miesięcy po czym gdy dowiedział się, że kogoś poznałam wrócił tu i od tamtej pory, czyli od 6 lat byliśmy nierozłączni”) Jeśli nie chcesz, aby mieszał Ci w związkach, masz kolejny powód, aby definitywnie się odciąć. Życz im szczęścia – jeszcze będzie im bardzo potrzebne – i zacznij życie od nowa. Z dala od tego chorego związku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...