Skocz do zawartości
Forum

TailsDoll

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Miasto
    Trójmiasto

Osiągnięcia TailsDoll

0

Reputacja

  1. Ja mam lepszy pomysł - urwać kontakt z matką. Człowiek spokojniejszy będzie. Dla swojego dobra, dla siebie. W pracy już to magiczne pytanie o rodzinę padło, ale załatwienie tego jak na mityngu wyczerpalo sprawę :) Zdecydowanie lepiej mi będzie bez toksykow w życiu. Obecnie u psychologa pracuje nad tym aby to przebrnąć. Czekam na termin terapii dda, a tymczasem wolę się na prawie jazdy skupić :)
  2. Witajcie! Może i odgrzewam temat, ale chciałbym, aby wszystko było w jednym miejscu. Ostatecznie diagnoza DDA, całkowity brak autyzmu. Jedno dobre, że autyzmu brak, skąd on się wziął? Podejrzewam, że to kwestia zaniedbań, a że matka "nieważne co się dzieje jest ok" to nakłamała u lekarza "nagle przestał mówić" i taka, a nie inna diagnoza. Swoją drogą nie jestem przekonany, ze osoba z autyzmem mogłaby pójść na kurs na prawo jazdy jakiejkolwiek kategorii. Obecnie czekam na termin terapii DDA, prawdopodobnie po nowym roku to ruszy (plus taki, że na spokojnie mogę tematem prawa jazdy się zająć) . Nieco też pomogły mityngi dla DDA, znalazłem parę odpowiedzi na swoje pytania (np gdy ktoś mnie pyta o matkę to "mamy inne spojrzenia na świat i stąd takie, a nie inne relacje") Męczy mnie to, że w takiej sprawie zostałem bezczelnie okłamany, tym bardziej, że gdy na to spojrzeć to własnie ten cały "wyimaginowany" autyzm (i do tego jeszcze brak szacunku do mnie, moich poglądów, rzeczy itp) był przyczyną wielu problemów np gnębienia w szkole - "bo pani powiedziała że on jest inny". To kłamstwo uważam za niewybaczalne. Odbieram to jako zemstę za to jak moją (TFU) matkę traktowała babcia (co lepsze - ta wie, ze ją okłamywała, ale nadal wmawia mi, że "ja mam autyzm"). Na dzień dzisiejszy raczej nie chcę mieć dzieci w przyszłości, może mi się z czasem odmieni. Myślę, że w temacie związków trzeba trzymać z daleka od rodzinki partnerkę (oj jeszcze żeby znaleźć taką)oraz potencjalne dzieci(z wyłączeniem jednej normalnej części rodziny, która dla mnie jest ostoją normalności).
  3. Powiem tak: można proces wytoczyć, ale na kolejne lata nie chcę ciągnąć tej sprawy. Mi zależy bardziej na spokoju psychicznym niż na tym, aby dalej to rozgrzebywać, więc rada z sądem najlepsza to nie była. Nie dość, że na lata, to nie mam 100% pewności, że wygrana, więc sprawę sądu odpuszczam. Niemniej jednak kiedy dojdzie do terapii to po tym jak wszystko dobiegnie końca skseruję dokumenty i będę trzymał w teczce na wypadek próby wytoczenia mi procesu o alimenty. Wiem jedno - gdy założę rodzinę to będzie trzeba ją trzymać od nich z daleka.
  4. @ka-wa Rodzinka to jest problemem, prawda, ale z tego tytułu iż z tego co zauważyłem nie szanuje się mnie, ma się moje zdanie głęboko gdzieś, zawsze gdy poruszam istotne dla mnie tematy to są ignorowane np chciałem porozmawiać o swoich myślach samobójczych sprzed lat to usłyszałem u jednej z ciotek: "e tam, to twoja matka powinna mieć". To odpowiedni moment by im wykrzyczeć co mi na sercu leży, jak się odwrócą - trudno, ja płakać nie będę, może to mi przywróci jakikolwiek spokój, ew. co do prywatnej terapii DDA może koszta da się na rodzinę przerzucić przez sąd? (np naruszenie dobra osobistego jakim jest nietykalność cielesna przez ojca (bicie) , prawa do nauki/cokolwiek). Ma to sens? (Taką sugestię od znajomej otrzymałem) Ogółem po rozmowie ze wspomnianą znajomą dochodzę do wniosku, że nieważne ile osiągnę i co zrobię to i tak jestem postrzegany jako "kaleczne, zastraszone dziecko" co mi się bardzo nie podoba. Przy okazji dorzucam kolejny wątek sprawy - przy ostatniej wizycie u babci schodziłem na dół z wujkiem i tak trafiliśmy na sąsiada babci i po chwili on do mnie "no czysty ojciec, uśmiech wszystko zdradza" - chyba tylko anielska cierpliwość mnie powstrzymała przed komentarzem, bo NIENAWIDZĘ TEGO!! NIENAWIDZĘ JAK KTOŚ MNIE DO OJCA PORÓWNUJE! Uważam, że jest to osąd niesprawiedliwy w stosunku do mnie. Zastanawiam się, czy w wypadku, kiedy mówimy o tym, że mieszkam teraz w niewielkim mieście, gdzie "każdy każdego zna" nie jest tak, że "ojciec coś odwalił grubego i z automatu ludzie na mnie patrzą przez pryzmat niego".
  5. @ka-wa Osobiście to ja w ogóle w ten autyzm nie wierzę - jak wspomniałem obstawiam bardziej mutyzm spowodowany tym czym miałem w domu. Sama pani psycholog zresztą wskazała, iż "nie mam autyzmu, gdyż nie mam problemów z komunikacją i utrzymaniem kontaktu wzrokowego". Dodatkowo wspomniała, iż w trakcie badań miałem przeprowadzony test psychologiczny na autyzm/aspergera. Myślę, że tu mogę pani psycholog zaufać o wiele bardziej niż rodzince, gdzie każdy mówi co innego. Zapytam jeszcze o ten mutyzm przy najbliższej wizycie Terapia - DDA/DDD to od dłuższego czasu chodziło mi po głowie choćby przez ojca alkoholika. Natomiast co do relacji z "matką" - wiem, żyjemy w Polsce, gdzie "rodziców trzeba kochać i uwielbiać nawet jak nam w twarz plują". Jedno, że do mojej "matki....nic nie czuję. Nie kocham jej. Drugie - Źle się czuję np jak z nią rozmawiam. Cała rodzinka to moim zdaniem jeden wielki patologiczny system, ale cóż - jako dorosłe osoby mogli coś zrobić ze swoim życiem, a nie powielać schematy, prawda? :) Z ich problemami nie zamierzam się mierzyć, tylko ze swoimi. Poczekam na wyniki EEG, pójdę z nimi do pani psycholog i wtedy dalsze działania (choć terapię DDA mam na uwadze cały czas)
  6. Witajcie! Długo się nie odzywałem, dużo się wydarzyło. Szybko opiszę co było dotychczas: Nie miałem z matką kontaktu (wyrzuciła mnie z domu), zaś ojciec (alkoholik) nie żyje. Po latach babci wpadł do głowy pomysł (oczywiście bez zapytania czy ja tego chcę) by mnie z matką pogodzić, "bo to twoja mama, nieważne jaka ale mama". Niechętnie tam pojechałem (stwierdzam, iż pokierowała mnie chęć świętego spokoju), oczywiście matka jak to ona - nie przyznaje się do tego, że mnie wyrzuciła, ona była tą wspaniałą, bo "ona tylko 600zł za mieszkanie ode mnie chciała" (600zł to chciała, ale za prąd który niby przez miesiąc zużyłem), że ją wyzywałem i "sam z własnej woli się wyprowadziłem", a wyłączanie prądu w pokoju sobie sam wymyśliłem (tak samo jak to, jaką mi aferę zrobiła, kiedy "siostra" nie dostała renty po ojcu, a ja otrzymałem z racji podzielenia na dwie części większą kwotę). Przypadkiem trafiłem na artykuł o czymś takim jak "gaslighting" i nie mam wątpliwości, ze moja "matka" to stosuje chętnie do dziś w stosunku do mnie intonując za każdym spotkaniem "jak ja sobie uroiłem, że się z nią tyle lat nie widziałem". Ostatecznie ten kontakt jest słaby i z tym się czuję gorzej, niż jak go nie było wcale. Po drodze jeszcze wpadły mi dokumenty, których nie dostałem przy wyrzuceniu mnie z domu o rzekomym autyźmie u mnie. Piszę "rzekomym" gdyż z tego powodu, że rodzina od strony ojca twierdziła "ty nie miałeś autyzmu" i do tego prababcia od strony ojca twierdziła, że "matka to jedyne co robiła to sadzała Ciebie przed telewizor i miała gdzieś" wybrałem się w celu zbadania tego przez psychiatrę, a po tym trafiłem do psychologa, który wykonał szereg testów, przy czym całą swoją historię przedstawiłem. Otrzymałem finalnie wyniki badań, przy czym pani psycholog wskazała, abym się podjął terapii DDA (o tym za chwilę) i wykonał powtórne badanie EEG oraz dodatkowo podkreśliła, iż "nie mam autyzmu, a to, że nie mówiłem będąc dzieckiem wynika z zaniedbań ze strony rodziców"(później doczytałem w internecie, że z powodu zaniedbań jest możliwy mutyzm, co wpisuje się niemalże idealnie). Podejrzewam, że po badaniach EEG będzie można w pełni powiedzieć, że nie mam autyzmu, a moim głównym problemem jest wg diagnozy DDA oraz zaburzenia lękowe. Myślę, że panie, które mnie diagnozowały w PZP to pierwsze osoby, które nie patrzyły na to wszystko "bo rodzina tak gada" tylko tak jak to jest. Oczywiście na wyniki badań kolejno: -babcia - "nie, ty miałeś autyzm, ja widziałam dokumenty, że ty to miałeś, ale gdzieś zaginęły, a rodzice o Ciebie dbali" (ktoś w to wierzy? Ja nie wierzę) -matka - "ja Ciebie wyleczyłam z autyzmu", a na to, że czytałem w internecie różne artykuły (+zapytałem psychiatrę o to) stwierdziła "to nieprawda, da się wyleczyć autyzm". (już czuję jak czytający to specjaliści pokładają się ze śmiechu :D I takie słowa mówiła osoba po pedagogice) W zasadzie odnowienie tego kontaktu ukazało mi, w jakim ja toksycznym środowisku się wychowałem (i jakim cudem jest to, że mimo tego w wielu kwestiach radzę sobie dobrze), więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na terapię DDA chcę iść, ale te terminy (najszybciej na NFZ za pół roku). Mogę iść prywatnie, ale to czekam na informacje odnośnie dalszej umowy - rozstrzygnie to się niebawem (z tego co wiem od przełożonych to są zadowoleni i o przedłużenie mam się nie martwić). W sumie to chciałem zapytać - co o tym myślicie wszystkim?
  7. Witajcie! Koniec końców jeszcze raz dałem szansę swojej branży i zobaczymy, zapowiada się póki co ok w nowej pracy. Natomiast co do ludzi i związków - uznałem, że trzeba zrewidować moje znajomości. Na koniec tego tygodnia dowiem się komu na mnie zalezy, kto tęskni itp. Nie spodziewam się rewelacji po tym co zrobiłem, nie jest to może nic szałowego (odcięcie się od wszelkich komunikatorów, social media, a jako kontakt tylko telefon i ew. mail). Wtedy będą decyzje co dalej.
  8. Witajcie! Ostatnie wydarzenia spowodowały niewątpliwie, że coś we mnie pękło, postawiło przed pewnymi pytaniami. Otóż: zwolniono mnie. "Starałeś się, ale to za mało" i to co mnie mentalnie rozbroiło "mimo wszystko jesteś naprawdę dobrym pracownikiem na rynku pracy". Taaaa.... gdyby tak było to by mnie nie zwolniono. Pomijając szczegóły bycia zwolnionym (też pech, gdyż pracowałem na stanowisku z pewnym osobnikiem, z którym w innej firmie pracowałem i pamiętam go jako osobę robiącą mnóstwo błędów już tam) miałem okazję pojechać do chrześnicy, a przy tym pogadać na miejscu z kilkoma osobami. Nasłuchałem się o kończącym się remoncie mieszkania, o awansach, o ślubach itp. Do czego zmierzam? Zdaje się klasyczny przypadek "innym wychodzi, a mi nie". Coś w tym jest: kiedy ja znów się męczę, inni awansują, biorą ślub, odnoszą liczne sukcesy. Mógłbym zatrzymać się tutaj i nic nie robić, tylko znów pójść do kolejnej firmy z branży elektronicznej i po jakimś czasie się wkurzać, bo "inni awansują". Uznałem, ze elektronika to nie dla mnie. To nie jest dobry zawód jak to inni mówią, stwierdziłem, że lepiej będzie teraz podłapać pracę, by mieć na życie, ale docelowo się przekwalifikować. Jeżeli mam być szczęśliwszy np jako magazynier czy kierowca autobusu to jestem za. Zresztą od dłuższego czasu bardziej mnie ciągnie do produkcji muzycznej niż do elektroniki w której ja swojej przyszłości nie widzę. Boli jednak stracenie kilku lat pracy w branży elektronicznej, z której koniec końców nic nie mam, ta strata czasu kiedy inni awansowali, zakładali rodziny. Nie ukrywam, z tym sobie nie potrafię poradzić - co robić? PS Co do związków - jak nie drzwiami to oknami. Czasem warto wyłożyć kasę na portal randkowy niż czekać na to "może". "Morze" to jak będę chciał obejrzeć to pojadę do Orłowa czy Jelitkowa.
  9. Innymi słowy to pozostaję przy wersji takiej jaka padła tj. ojciec nie żyje, z matką się nie układa
  10. @Carlo Widzę, że temat skręca nieco w kierunku "myśl pozytywnie, uśmiechaj się do ludzi". Tak, przerabiałem to i skutek był mizerny. Wybacz, ale prędzej uwierzę jak ktoś napisze "Brałem Prozac i dzięki temu mam dziewczynę, przyjaciół, a cały świat jest przede mną otwarty, wszyscy mnie uwielbiają" niż po raz enty wałkowane teksty o akceptacji. Od razu też odpieram zarzut "nie wychodzenia do ludzi" - jeżdżę na eventy, mam znajomych z którymi mogę pogadać. I nie - nie żalę się im "jak to mam źle" - jedno to, że w najlepszym przypadku usłyszę oklepane i wymęczone do granic możliwości rzeczy typu "masz czas na związki", "rodzina to nie wszystko", "ważny jesteś Ty, a nie twoja rodzina" i słynne "pokochaj siebie" (mimo braku podstaw ku temu), drugie to jest to o czym wcześniej wspominałem czyli "automatyczna zmiana podejścia do mojej osoby". Próbuję zaakceptować to, że tematu rodziny nie zmienię, idzie mi to różnie. Najgorzej jest zawsze w święta. I uprzedzę też przed wymienianiem zalet samotności szczególnie przez osoby w związkach: skoro samotność ma tyle zalet, to czemu jesteś w związku? Widzisz, nikt nie chce być sam :)
  11. "Wiele dziewczyn widzi w niej raczej rywalkę i ucieszy się, że nikt nie będzie zaglądał jej do garnków." Jak powiem "nie utrzymuję kontaktu z matką" to się zaczyna "czemu się z nią nie pogodzisz", "pewnie jest jej przykro". Meh. Analizując sprawę to jeszcze ciężej będzie trafić na kogoś, kto zrozumie, że "kłamał bo się bał o tym mówić", więc przyjęcie podejścia "ojciec był chory, a z matką mi się nie układa" będzie chyba najsensowniejszym, choć z mojej perspektywy nie do końca, gdyż "nie układa się, to pewnie z jego powodu". Ot taki silny w naszym kraju stereotyp, ze "syn musi mieć najlepsze kontakty z matką, a jak tak nie jest to znaczy, że on przegiął" (dobrze by było wiedzieć jak to w innych krajach wygląda, choć nie przewiduję niczego nadzwyczajnego). Generalnie to mnie męczy, gdyż nie oszukując - kłuje serce coraz bardziej to, że nikt mnie nie kocha, zaś rada "pokochaj siebie" moim zdaniem nie ma prawa działać jeżeli nie ma ku temu działaniu fundamentów jakimi są ci, którzy nas kochają. U mnie komórka potrafi nieraz i 2 tygodnie nie dzwonić, a telefony z mojej strony to często po drugiej stronie poczta głosowa. Nie jest to też przyjemne uczucie kiedy słucha się "jak to fajnie z moją pojechałem do rodziców i było fajnie". I to jest też to - z jednej strony chciałbym z kimś być, chciałbym kochać i być kochanym, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę to wszystko, i wiedząc, że jeśli w ogóle kogoś znajdę to będzie niesamowicie ciężkie nasuwa się pytanie "czy to ma sens?". Czy ma sens potencjalnej partnerce zrozumieć to wszystko i przyjąć do wiadomości, że tak musi być, skoro na moje miejsce jest kilka innych mężczyzn, którzy mają fajne relacje z rodzicami i są przez nich sensownie ustawieni życiowo? Dylemat jest. Najbrutalniejszym rozwiązaniem mógłby być wyjazd z kraju, zmiana tożsamości, oraz wtedy "rodzice nie żyją". Wiem, są ludzie mający gorzej ode mnie, tyle że idąc takim tokiem rozumowania nie powinniśmy np remontować dróg, bo "gdzieś tam mają gorsze". Remontujemy, bo chcemy mieć lepiej względem sytuacji obecnej. I tu analogia, chciałbym mieć lepiej względem sytuacji obecnej, ale pewnych rzeczy nie jestem w stanie przeskoczyć.
  12. @ka-wa zgodziłbym sie, ale dziewczyny z podobnymi problemami szukają raczej kogoś, kto tych problemów nie ma - w końcu z mojej strony nie mają co liczyć na pomoc od strony moich rodziców, do tego podwyższona czujność, bo "skoro ojciec alkoholik to trzeba uważać". I jeszcze to "szukanie w teściowej przyjaciółki na zakupki itp". O ile w pracy to sobie raczej pozwolę na reakcję "rodzice nie żyją" gdyż jak pisałem - w poprzednim zakładzie powiedzenie "nie chcę o tym rozmawiać" wywołało bardzo nieprzyjemne dla mnie reakcje ludzi, tak jeżeli chodzi o związki....dalej nie wiem. Z jednej strony szczerość to podstawa związku, a z drugiej to wyjście z czymś takim to jest coś, co z tego co widzę bardzo mało kobiet potrafi przeskoczyć. Niby to proste, ale jak przychodzi co do czego to robi się pogmatwane. Swoją drogą - zauważyłem, że jeżeli ktoś wie o tym wszystkim chociaż niewiele to już zmienia podejście do mnie, traktuje mnie jak kogoś równego sobie, a jako ofiarę. Jak osobę, którą można się dowartościować.
  13. Witajcie! Spotkałem się z różnymi zdaniami na ten temat i wolałbym też zapytać tutaj. Swoją sytuację opisywałem nieraz więc w skrócie: ojciec nie żyje, był alkoholikiem, z matką nie utrzymuję żadnych kontaktów (wyrzuciła mnie, ogółem to jak mnie traktowała odbieram jako "zemstę na mnie za ojca"). Ostatnia sytuacja przy próbie wynajęcia pokoju skłoniła mnie do pewnych przemyśleń, a mianowicie: -idziemy na totalną szczerość? Szufladkowanie z miejsca następuje, albo oskarżenia "skoro go matka wyrzuciła to musiał coś jej zrobić" -mówimy "nie chce o tym rozmawiać" - powtórka z rozgrywki. W poprzedniej pracy miałem taki przypadek i te drwiące uśmieszki z pytaniem "co bili cię w domu?" do dziś mnie irytują, można powiedzieć, że to trzeci (obok pensji i zwolnień) powód, dla którego zmieniłem pracę. Zaś przy ostatnim przypadku związanym z przeprowadzką na próbę "nie chce o tym rozmawiać" to reakcja "pewnie pan coś nabroił". W konsekwencji rzuciło to wszystko tez nowe światło na związek w którym byłem rok temu. Bardziej niż pewny jestem tej opcji, że jej rodzice chcąc mnie poznać zapytali o rodziców i na hasło "nie chcę o tym rozmawiać" przyjęli podejście jakie wymieniłem powyżej. Jako iż z już byłą dziewczyną rozmawiałem o tym, co się u mnie działo to siłą rzeczy z rodzicami o tym rozmawiała, a że są to ludzie w podeszłym wieku, z zakorzenionymi stereotypami i do tego z opowieści jej koleżanki wnioskuję, ze "co rodzice powiedzą to święte" nietrudno się domyśleć czym ten związek się mógł skończyć. Dorzucając krzywdzący stereotyp "skoro ojciec pił to syn tez będzie" odpowiedź pokazuje się sama (sam z siebie to alkoholu w zasadzie nie spożywam). Rozmawiałem z ciocią na ten temat to dostałem prostą radę: "mów, że obaj nie żyją". W sumie jakby nie patrzeć to tzw "matka" dla mnie nie żyje, ale ujawnienie tej prawdy może być dla mnie tragiczne w skutkach, gdybym wcześniej potencjalnej partnerce powiedział, że obaj nie żyją. Możecie powiedzieć "dobra dziewczyna zrozumie"- ale ile można wyczekiwać na to, kiedy trafi się ktoś wyrozumiały w tej sprawie? Inni ludzie nie muszą kalkulować "czy ta osoba będzie wyrozumiała i zrozumie. Biorę też pod uwagę, że wbrew pozorom dla kobiet ważna jest rodzina partnera, jaka jest itp. I nie - nie namawiajcie mnie na pojednanie z "matką" - przez to, że nie powiedziała mi o rachunku miałem komornika na karku, a numer do mnie ma (jeszcze, bo coraz bardziej się przekonuję do jego zmiany). Która z wymienionych opcji będzie najlepsza? Może macie inne sugestie?
  14. Witam! Z mojej strony jeżeli dziewczyna ma dobre i kochajace serce, do tego nie jest cholerykiem i umie kochać - to do mnie to trafia. Kolor włosów to tu jest trzeciorzędową sprawą, od tego kto jaki jest dyskusja się zaczyna ;)
  15. Witajcie! Ostatnie wydarzenie skłoniło mnie do podjęcia drastycznych stosunkowo kroków ws. relacji z tzw "matką" i tzw "babcią". Przez ostatnie 3-4 lata były przetrzymywane listy adresowane do mnie. Wynikała z nich niedopłata, którą musiałem uiścić. O całej sprawie dowiedziałem się niedawno, kiedy dostałem zawiadomienie od komornika o wszczęciu egzekucji. Odsetki oczywiście naliczone dość spore i w połączeniu z kosztami to wyszło ok. 1400zł. Niezwłocznie telefon do wierzyciela, zapłacenie na dzień dobry pierwszej raty i cóż - byle to jak najszybciej spłacić, do lipca myślę, że się uwinę. Moja sytuacja rodzinna jest taka, że tzw "matka" kilka lat temu wyrzuciła mnie z domu. Wcześniej rozwiodła się z moim ojcem, który zmarł rok później. Cieszyła się, bo "wreszcie rozwiążą się problemy z pieniędzmi, bo renta po ojcu". Ojciec cóż - był alkoholikiem i z życia czynił piekło, a szczególnie mojej osobie, ba - analizując to wszystko stwierdzam, ze miałem najgorzej z całego mojego rodzeństwa. Po śmierci ojca w moim kierunku zaczęła się z kolei przemoc psychiczna ze strony tzw "matki" - krzyki, rzucanie we mnie rzeczami, wyłączanie prądu w pokoju no i faworyzowanie sióstr. Przykłady: kiedy ja chciałem zmienić szkołę, gdyż z powodu tego co się działo w domu padałem ofiarą gnębienia w szkole - jej reakcja "nie będziesz zmieniał szkoły", za to siostry mogły zmieniać jak tylko chciały. Inny przykład: kiedy pozbywała się mnie co na odchodne: 2 garnki i ręcznik. Jedna z sióstr przed wyjazdem do Niemiec to miała z kolei ufundowane prawo jazdy, a i druga z tego co mi wiadomo też będzie miała. Wydarzenie jakie miało miejsce bardzo dużo dało mi do myślenia w tym wszystkim m.in. szerzej spojrzałem na konsekwencje tego, co się działo przed wyrzuceniem mnie z domu. Nagle przestało mi przez głowę przechodzić "nikt mnie nie kocha/nie da się mnie kochać" - na jakiej podstawie tak uważałem? Tak, to jest to co wyniosłem z toksycznego domu, gdzie czułem się jako "ten najgorszy", a skoro mnie tak traktowano, a siostry lepiej to "jak można mnie pokochać". I parę słów o tzw babci: skłóca całą rodzinę (najmłodsza siostra dzwoniła do mnie dziś, zaczęła się ze mną kontaktować krótko po swojej 18-stce, co każe mi się zastanawiać, czy jej tzw. "matka" nie zabraniała), każdemu gada co innego na każdego temat. No i potrafiła demotywować tzn mówię, że będę robić prawo jazdy, jej reakcja: "samochód i prawo jazdy kosztuje, a ty nie dasz rady tego ogarnąć, nie nadajesz się do tego" - o nie! To ja najlepiej wiem do czego się nadaję i to ja najlepiej znam swoją wartość, i nikt nie ma prawa mi mówić kim jestem (potrafiła mi w twarz powiedzieć, że "jestem naiwny" - do ostatnich wydarzeń może trochę, gdyż naiwnie gdzieś tam wierzyłem, że może do nich dojdzie). Zresztą pisałem w kilku innych moich wątkach jak to u mnie wyglądało. Podejrzewam, że tzw babcia nie chciała przekazywać mi informacji o korespondencji ze zwyczajnej złośliwości, "niech ma, oby miał jak najgorzej" analogicznie jak tzw "matka" która wiedziała o wszystkim. Skąd ta pewność? "Babcia" i jej skłonności do rozgadywania wszystkiego co u mnie. Z "matką" i "babcią" w konsekwencji nie utrzymuję kontaktu do dziś. Przyznaję - moim błędem było nie przekierowanie korespondencji na mój adres. Mój błąd. Przekierowałem przez formularz online, teraz tylko pojechać na pocztę i potwierdzić (potrzebny dowód osobisty). Od siostry dowiedziałem się też, że i w jej wypadku "babcia" próbuje podkopać jej samoocenę. Generalnie to bardzo mi się nie podoba, przeczuwam, że koniec końców ona się zbuntuje i również będzie chciała od nich się odciąć. Przejdźmy jednak do mnie: cała ta sytuacja sprawiła, że póki co do lipca minimum dam sobie spokój ze związkami, nie chcę żadnej dziewczyny wpuszczać w moje kompletnie nieuporządkowane życie. Już w lipcu, kiedy spłacę komornika to będzie lepiej wyglądało, ale to nie wszystko. Mógłbym pójść na policję i złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ze strony "babci" i "matki"(tajemnica korespondencji) i w sądzie pewnie bym wygrał, i musiałyby mi płacić zadośćuczynienie. Niemniej jednak cechuje mnie pewna przyzwoitość i wiem, że zwłaszcza dla "babci" dodatkowe koszta byłyby kolejnym obciążeniem finansowym, kiedy z tego co wiem ma problemy zdrowotne, dlatego też tego nie zrobię. Niemniej jednak nie mogę tego tak zostawić. Pierwsza rzecz, która będzie do zrobienie do końca roku to pójście do notariusza i zrzeczenie się dziedziczenia za życia. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że ściągnięcie tzw "matki" nie będzie łatwe. Fakt - będę próbował do poprawy relacji z siostrą i dzięki temu będę miał wgląd na to co się dzieje by w odpowiednim momencie odrzucić spadek, ale dla świętego spokoju bym wolał zapłacić (z tego co wiem ok 200zł) i mieć spokój. Kolejną rzeczą do zrobienia jest przekierowanie poczty - to jest prawie zrobione, ale jeszcze trzeba potwierdzić na poczcie. Oprócz tego chcę zrobić dwie rzeczy - zmienić numer (na szczęście operator mi to umożliwia w trakcie trwania umowy) oraz.... napisać list z uzasadnieniem dlaczego nie chcę kontaktu. Uznałem, że dobrą rzeczą będzie pisanie o swoich odczuciach, aniżeli atakowanie "ad personam". Z mojego punktu widzenia to może być też istotne, jak wpadnie "matce" pomysł, by pozwać mnie o alimenty. Obecnie o dziwo czuję się nieco lżej. Owszem - wkurza mnie to, że wyszła sprawa z komornikiem, i do tego jeszcze z brakiem wpływu na to z mojej strony (gdybym wiedział o tym, to tej egzekucji by nie było, bo miałbym to dawno temu spłacone), ale też doprowadziło to do sytuacji, w której zauważyłem, że wiele kwestii to są sprawy z domu. Z tym sobie poradzę, bo jak najbardziej mogę, mimo wszystko z czasem ułożę sobie życie i z kimś się zwiążę ;) Natomiast co do tego, że "jak się mama poczuje" to takim osobom chcę postawić pytanie: "czy "mama" zastanawiała się jak ja się czułem kiedy np usłyszałem "zabieraj pieniądze i w******j?". Zdaję sobie sprawę, że w Polsce pokutuje pogląd "rodzic może skakać dziecku po głowie, a dla niego ma być świętością, bo 4 przykazanie itp". Przede wszystkim najważniejsze jest to by nie krzywdzić i nie byc krzywdzonym, i ja nie zamierzam tak żyć. Ogółem to też chcę zapytać - jakie jeszcze kroki mogę podjąć celem odcięcia się? Póki co nie mają mojego adresu, nr telefonu zmienię, pocztę przekieruję. Zaginięcia nie zgłoszą, bo jest to bezpodstawne. Po tym wydarzeniach w moim sercu "babcia" i "matka" umarły. Rozwiązało to też problem "co powiedzieć dziewczynie jak zapyta o moją sytuację" - wyjaśnić dokładniej mogę później. Z góry dzięki za odpowiedź.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...