Skocz do zawartości
Forum

ka-wa

Użytkownik
  • Postów

    810
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    36

Odpowiedzi opublikowane przez ka-wa

  1. To nie jest takie proste, ona po prostu ma ogromny problem ze sobą, nie panuje nad swoim zachowaniem i to nie zależy od jej chcenia, tu żadna rozmowa i stawanie na rzęsach przez partnera nic nie da, tym bardziej jak to jest poważne zaburzenie uwarunkowane genetycznie. 

    Niby widzi problem, skoro potrafi na trzeźwo się hamować, to tym bardziej powinna pójść do psychiatry, zdiagnozować problem i pójść na terapię, bo sama sobie nie poradzi, choć deklarowała nad sobą  pracować. 

     

  2. Nie szukaj przyczyny bo jej nie znajdziesz. Niczym nie da wytłumaczyć takiego zachowania. 

    Na pewno ma zaburzenia osobowości. 

    Alkohol powoduje, że puszczają hamulce, które zaciąga jak jest trzeźwa, choć też nie do końca. 

    Już widzę, jak ona zrezygnuje z alko czy pójdzie na terapię. Po co ma to robić jak ją i tak akceptujesz. 

    Ciekawa jestem czy jej chociaż zaproponujesz terapię czy całkowite odstawienie alko. 

     

     

  3. Nie, Twoja uczuciowość nie ma związku, nie szukaj przyczyny w sobie, to jest taki pretekst, bo nic innego widać nie może Ci zarzucić. Wpędza Cię w poczucie winy. 

    Po ślubie może dojść przemoc fizyczna. 

    Tkwisz w toksycznej relacji i też przydałaby by Ci się terapia, żeby się z niej uwolnić. 

     

    "Objawy okresowych zaburzeń eksplozywnych (IED", czytaj o tym zaburzeniu, nie ma raczej szans na zmianę, podchodzi pod zaburzenie psychiczne. 

    Powinna najpierw pójść do psychiatry po diagnozę. 

    • Dziękuje 1
  4. Tak, po ślubie na pewno będzie gorzej. 

    To, że tak komentowała Twój wyjazd z kumplami, to zazdrość, nie zaangażowanie. 

    Stosuje wobec Ciebie przemoc psychiczną, widać, że ma zaburzenie osobowości, tak się wyżywa, do tego ma przyzwolenie, ma tzw. chłopca do bicia, bo to tolerujesz i przy niej tkwisz aż 3 lata. 

    Doradź jej, żeby poszła na psychoterpię, jak nie to się rozchodzicie. 

    Nie wiem na ile terapia by pomogła, bo jeśli sama nie będzie walczyła o lepszą siebie, to nie za wiele pomoże. To jednak siedzi w genach. 

    Druga sprawa to jesteś za słaby i za miękki do takiej partnerki, dlatego powinieneś odejść, bo się psychicznie przy niej wykończysz. 

    • Dziękuje 1
  5. Nie, nie powinnaś mieć poczucia winy, mamy nie zmienisz, ale skracaj wizyty, sugeruj za każdym razem , żeby o swoich bolączkach opowiadała koleżance. 

    Jak nie ma koleżanki, z mężem nie potrafi się dogadać, to tak ma, na własne życzenie. Za mamę życia nie przeżyjesz, ani ona za Ciebie, ale wzajemnie powinniście się szanować, czego nie widać ze strony mamy, wręcz Tobą manipuluje. 

    Babcię mama może wziąć do siebie, zatrudnić pomoc, też czasem coś możesz pomóc przy babci ale z własnej inicjatywy, a nie pod presją mamy. Mama też może będzie mogła załatwić sobie opiekę nad babcią i przejść na świadczenie pielęgnacyjne dla osoby opiekującej się niepełnosprawnym członkiem rodziny. 

     

     

  6. Z tym, że ta Twoja miłość jest toksyczna. 

    "... toksyczna miłość to zjawisko, które może zniszczyć zdrowie zarówno emocjonalne, jak i fizyczne. Toksyczna miłość jest formą związku, w którym przeważają szkodliwe emocje, destrukcyjne postawy i brak konstruktywnego wsparcia emocjonalnego." 

  7. A czy jej odezwanie się rozwiąże problem? Nie. 

    Dobrze, jakby się nie odezwała, to przynajmniej byś się uwolnił z tej toksycznej relacji, bo sam nie masz zamiaru zrezygnować, nie wiem na co liczysz, choć wiem, że toksyczna relacja uzależnia, dlatego chcesz trzymać się brzytwy. 

  8. To jest toksyczna miłość, nie ma przyszłości wasz związek, głównie niszczy was to zioło, bo ono będzie zawsze generowało kłótnie, fochy, zrzucanie winy, chwiejność emocjonalna, brak porozumienia. 

    Nie możesz mieć do niej zaufania i planować przyszłości, więc jak Ty sobie wyobrażasz was razem. 

    Tobie też przydałaby się terapia, żeby wyzwolić się z tej chorej miłości. 

     

  9. Ok, ale nie masz już czego rozkminiać, tylko zerwać definitywnie, bo tu nie chodzi o ciche dni, a problem jest głębszy. 

    Jak teraz się nie dogadujecie, to co tu mówić dalej. 

    A najważniejsza sprawa to taka, że dziewczyna jest uzależniona i żadne Twoje prośby czy jej zapewnienia na nic się zdają. 

    Jeśli nie akceptujesz palenia zioła, czemu się nie dziwię, nie wracaj do tej relacji, bo będziecie tak zrywać dziesiątki razy, bez sensu. 

    Dlatego w tej sutuacji, powinieneś być zadowolony, że się nie odzywa, bo to nie są ciche dni w związku, bo praktycznie już tego związku nie powinno być, masz okazję, żeby zakończyć tę relację. 

    Sama miłość nie wystarczy do bycia razem, więc się zastanów czy widzisz przyszłość z tą dziewczyną, bo chyba zbyt lekko podchodzisz do jej uzależnienia. 

    Żadna rozmowa nic nie zmieni między wami, jedynie tymczasowo, bo sam widzisz, że zioło zawsze będzie punktem zapalnym między wami. 

    Ludzie się nie zmieniają, więc nie myśl, że jesteś w stanie zmienić dziewczynę, zacznij zmiany od siebie i pomyśl czy jest wam po drodze. 

     

  10. Podaj przykład, bo często osoby nie radzące sobie ze stresem, jak sami cos zawalą, winy szukają w partnerze, więc następuje pat, bo obydwie strony czują się pokrzywdzone i jak w tym przypadku wzajemnie oczekują przerwania tej ciszy. 

    Przykłady pozwolą ocenić z boku wagę problemu, jak to jest z tą winą i czy jest o co kruszyć kopie, bo wasze oceny sytuacji są subiektywne. 

  11. W dniu 19.01.2024 o 16:40, Samotnawbezdzietnosci napisał(a):

    Bezdzietność to temat trudny, jeśli nie jest ona wynikiem własnego wyboru. Historie ludzi się bardziej komplikują. Ja jestem po czterech in vitro, przeszło 30 zarodkow obumarło, głównie na etapie kiedy do ich rozwoju dochodzi materiał genetyczny partnera, 9 transferów, jeden udany ale poronienie, od 5 tyg serce przestawało normalnie bić. Zastrzyków jakieś kilkaset, kilka milionów minut pełnych nadziei i tyleż samo jej pozbawionych. Ale sprawa wygląda tak. Ja jestem 20 lat młodsza od partnera, kocham go jak diabli, historia wielkiej miłości, nielogicznej, budzacej niechec otoczenia, ale nie dającej się zahamować. Prawdopodobnie moja rekompensata braku i odwiecznej tesknoty do posiadania ojca tez miala na to wplyw. Dziesiec lat razem.
    U mnie w badaniu wszystko dobrze, on słabe nasienie. Ale syna pelnoletniego ma, do końca nie wierzę że jego biologiczny, sam kiedys poruszyl temat watpliwosci, ale kocha jakby byl biologiczny. Dzieciak wyczekany, strasznie rozpuszczony, z gatunku ludzi,którzy nie piją wódki tylko doskonale whisky mimo że jeszcze sam nie zarabia. Mąż o bezpłodności własnej wiedział już za czasów starań o tamto dziecko, bardzo go zaskoczyła ciaza ówczesnej żony, między nimi wtedy też było słabo, wiedziała o tym że wchodzi w związek z inną kobietą (ktora zostawil bo byla bezplodna!).Teraz się okazuje ze w towarzystwie ja jestem postrzegana jako bezpłodna. Mam 36 lat, bardzo dobrze zarabiam, mamy rozdzielność majatkowa. Mąż nie zgadza się na dawstwo nasienia, bo nieswojego dziecka nie będzie wychowywał. Mam żal, ale moje obrzydzenie do tego stanowiska postrzegam jako wlasną hipokryzję,  bo ja też bym się nie zgodziła na dawstwo oocytu, bo dziecko chciałabym własne. Adopcja nie wchodzi w grę, boje się własnych emocji do cudzego dziecka, i bardzo bym chciała zostawić na świecie po śmierci własne geny. Mi się czas biologiczny kończy. A jednak jak myślę o szukaniu partnera to nie chce mi się znowu przechodzić przez te początki, nie mam pewności że go w ogóle znajdę i w dodatku mam świadomość że nasze malzenstwo z zewnątrz wygląda wzorcowo, wewnątrz też poza tym tematem nam dobrze. Nadajemy na tych samych falach temperamentu, humoru, ambicji i innych codziennych spraw. Mamy mnóstwo ludzi, którzy tylko czekają na spotkania u nas albo na wyjazdy z nami, cała rodzina z obu stron pozytywnie zaskoczyła się rozwojem tego związku. Moje najbliższe przyjaciółki to dziewczyny z jego rodziny, starsze ode mnie o conajmniej 10 lat. A jednak boli mnie jak rozmawia o synu z innymi znajomymi, jak ludzie toczą nieustanne rozmowy o dzieciach, jak ich dzieci determinują ich życia. Mogę wiele, ale święta to dla mnie czas skrajnej rozpaczy. Każdy okres to dla mnie przegrana w życiu. Czuję się pusta i gorsza od wszystkich, którzy mają potomstwo. I co mam zrobić? Odejść od męża i próbować żyć od nowa chociaż nie mam ochoty na innego faceta, czy pogodzić się ze zawsze będę gorsza i pusta i żyć powierzchownie, mając materialnie wszystko. Mam świadomość, że moja próba stworzenia nowego życia wiąże się ze zniszczeniem życia, które kocham, zycia mojego meza i moja pustka po nim, po jego usmiechu i po jego zatroskanej twarzy. Ale czy można kochać w głębi sercu obarczając? Czy związek podszyty niewypowiedzianym żalem w ogóle długoterminowo rokuje? Czy można ta chęć zakopać, zaszyć się poza ludźmi, odizolować od innych dzieci i matek? Mój brat ma dwoje, trzecie w drodze, przyjacielowi rodzi się pierwsze,siostra dwoje, w pracy non stop ktoś idzie na macierzyński, opiekę, urlopy na ferie zarezerwowane tylko dla tych którzy mają dzieci w wieku szkolnym, nieważne że chcemy jechać na narty z ekipą która takie dzieci ma. Dla mnie sytuacja dramat, taki dylemat w stylu wolisz mieć raka czy tętniaka, coś można wyciąć, coś może się rozlać i upośledzić i tylko nie wiadomo które zostawi mniejsze szkody, czy zostawi cokolwiek.

    Myślę, że dałabyś radę przekonać partnera, ma syna, który pewnie nie jego biologicznym i nie ma z tym problemu, to nie powinien mieć w tym przypadku.

    Jesli Cię kocha, to powinien sprostać Twojemu pragnieniu posiadania dziecka, nawet nie musi mu dawać nazwiska. 

    Dziecko nadaje sens życia, myślę,że nie chodzi tak o pozostawienie kogoś po sobie, jak pragnienie macierzyństwa i związanej z tym miłości do dziecka. 

    Partner wychodzi na egoistę, nie ma prawa pozbawiać Cię macierzyństwa, więc jak Ci bardzo zależy, to zdecyduj sama. 

    Oswoi się z czasem z tą myślą, pewnie nawet pokocha to dziecko, jeśli pojawi się na świecie. 

    Czyli też myśl o sobie, jak partner umrze zostaniesz sama, nie będziesz miała kogo kochać. 

    Co innego jak ktoś świadomie nie chce mieć dziecka, ale Ty wręcz odwrotnie, więc walcz o swoje. 

     

     

  12. Nie przejdzie, bo w ogóle nie powinno być takiej sytuacji. 

    Wróć tam, gdzie miałeś usuwany, widzenie za mgłą może mieć inną przyczynę, w każdym razie, tak czy tak, musisz skonsultować się z okulistą. 

    A ten opiłek miałeś na źrenicy? 

  13. 18 minut temu, jula47 napisał(a):

    Niestety moja mama lubi wszystko o wszystkim wiedzieć, więc podejrzewam że będzie dopytywać o mieszkanie. Dodatkowo, moje koleżanki które zna są albo w technikach, albo mają własne rodziny. Boję się z nią konfrontacji ale też nie chce myśleć, co będzie, gdy kłamstwo wyjdzie na jaw. Mama pewnie w takim wypadku pytałaby gdzie mieszkam i mogłaby mnie chcieć mnie odwiedzić ://

    Kłamstwo ma krótkie nóżki, musiałabyś dalej kłamać, ale jak będziesz się bała podejmować decyzje, bo będziesz obawiala się reakcji mamy, to związek prędzej czy później Ci się rozleci. 

    A ta ew. wyprowadzka to byłaby do mieszkania chłopaka czy jego rodziców, bo jeśli to drugie, to bym nie polecała. 

  14. Godzinę temu, Javiolla napisał(a):

    Teoretycznie tak, choć przyznam, że nie znam ani nie słyszałam w swoim otoczeniu o takim przypadku. Chyba, że te dobre relacje matki z córką to uzależnienie emocjonalne, z którego sobie córka nie zdaje sprawy. Wtenczas moze tak być, że niby jest z córką relacja ok, ale z zięciem już nie. Z pewnością to ulega zmianie w momencie gdy córka zaczyna sobie zdawać sprawę z uwiązania do matki. Inna sytuacja nie przychodzi mi do głowy. 

    Na to mają też wpływ relacje córki z mężem, więc nie ma takiego przełożenia, bo jak masz dobre relacje z córką, jak jej by się działa krzywda w małżeństwie, to nie wiem czy byś z zięciem miała dobre stosunki. Nie wspomnę już i wtrącaniu się teściowych do związków dzieci. 

    Dlatego nie ma żadnej reguły. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...