Skocz do zawartości
Forum

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla 'javiolla,3'.

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Forum
    • Forum Zdrowie
    • Forum Ginekologia
    • Forum Psychologia
    • Forum Żywienie i fitness
    • Forum Ciąża i dziecko
    • Forum Uroda
    • Forum Seks
    • Forum Gry i zabawy
    • Forum Humor
    • Forum Dom
    • Forum Ślub
    • Forum Hobby
    • Forum Kuchnia
    • Forum Interpretacja badania krwi
    • Forum Nerwica
    • Forum Alergia
    • Forum Konkursy
    • Forum Chirurgia plastyczna
    • Forum Kobiety
    • Forum Odchudzanie krok po kroku
    • Forum Porady prawne
    • Forum Zdrowe zęby
    • Forum Komunikaty
    • Forum Problemy skórne
    • Forum Aktualności
    • Forum Projekt Zdrowe kolano
    • Forum Kamica Nerkowa
    • Forum Żywienie w chorobie
  • Forum Zranione serce Forum Zranione serce
  • Forum męskie sprawy Forum męskie sprawy
  • Forum Muzykoterapia Psychoterapia Arteterapia Forum Muzykoterapia Psychoterapia Arteterapia
  • Forum Schizofrenia Forum Schizofrenia
  • Psychoterapia Psychoterapia
  • Tabletki antykoncepcyjne Tabletki antykoncepcyjne
  • Aktualności Aktualności
  • Małżeństwo Małżeństwo
  • Depresja lęk natręctwa fobie i inne Depresja lęk natręctwa fobie i inne
  • Samo Życie Samo Życie
  • Forum Psychologia bez spamu Forum Psychologia bez spamu
  • Zdrada Zdrada
  • Forum Astma Forum Astma
  • Serce Serce
  • Nietypowe problemy miłosne Nietypowe problemy miłosne
  • Drukarnia Drukarnia
  • Samotność Samotność
  • WIADOMOŚCI Z POLSKI WIADOMOŚCI Z POLSKI

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


About Me


Płeć


Miasto

Znaleziono 15 wyników

  1. Witaj Javiolla. Pod koniec 2021 podjęłam terapię psychodynamiczna, uczęszczałam ponad rok, ale to głównie ja mówiłam, zero wskazówek, zero rad, psychoterapeutka namawiała mnie do korzystania 2 razy w tyg, a ja nie widziałam rezultatu i koszty były duże, więc zrezygnowałam. W połowie 2022 zgłosiłam się do psychiatry. Brałam escitalipram przez kilka mies, następnie zmienił na seronil, bralam prawie rok, a teraz jestem na rexetin. Na terapię psychodynamiczna uczęszczam od pół roku. Terapeutka widzi 3 wyjsca. I.rozstanie, ale ponieważ bardzo go kocham, to potwornie by bolało. II.Odegranie się, ale ja w 5% nie potrafiła bym zrobić jemu tego, co on mi, a po 2 on mógłby się odegrać za to jeszcze bardziej. III. PRZEBACZENIE. Dla swojego świętego spokoju. A to proces na lata, bo poczucie krzywdy mam głęboko zakorzenione. IV. Sprawianie sobie przyjemności, myślenie o sobie. To jeszcze dla mnie za trudne, ale myślę o tym... A jeśli chodzi o dzieci, to nie jest złym ojcem, dba, bawi się z nimi. Kochają go, ale nabierają dystansu, jak widzą, że ja cierpię. Na ten moment to dla mnie bardzo trudne. Na weekendach, urlopach jest dobrze, a kiedy jeździ...wszystko się zmienia. Jest opryskliwy, zbywa mnie, a mój strach narasta.
  2. Dziękuję ka-wa i Javiolla za zainteresowanie problemem, to dla mnie ważne. Zdaje sobie sprawę, że to uzależnienie, dlatego też szukałam pomocy u specjalisty, aby się od tego uwolnić i pracuje nad tym. Jeśli chodzi o dzieci, to bardzo mi na nich zależy i dlatego tak trudno podjąć decyzję. Ja miałam już wypełniony wniosek o rozwód... Rozmawiam z nimi o tym bardzo spokojnie, przygotowuje je na taką ewentualność, ale nie chce im tego fundować. Jeśli o nie chodzi, to z mężem staramy się przy nich nie kłócić i trzymać ta samą stronę, żeby nie czuły, że mogą wybierać, kto im więcej popuszcza... W pewnym momencie było tak, że zaczął podważać moje zdanie przy nich, żeby był góra w ich oczach, ale długo mu tlumaczylam, że my możemy się nie dogadywać, możemy sobie nie ufać, ale względem dzieci musimy trzymać jedną strone, nie możemy pokazać, że rywalizujemy o nie, bo teraz może będą to wykorzystywac i wybierać tego, kto jest dla nich lepszy, na więcej pozwala, ale za kilka lat to przeanalizują i zrozumieją. Ja bardzo interesuje się psychologia, dużo czytam, bo nie chce zrobić im krzywdy. I cieszę się, że przynajmniej w tej kwestii mąż się ze mną zgadza. Jeśli chodzi o rozstanie, to myślę o tym bardzo często, bo boje się przyszlosci, ale uważam, że na ten moment jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie na taki krok, po 2 pracuje tylko dorywczo, po 3 boje się, że wykorzystałby przeciwko mnie to, że jestem pod opieką psychiatry.
  3. Javiolla myślę, że to lęk przed śmiercią tylko on się przejawia zawsze w inny sposób. Możliwe, że nie chcę tracić świadomości podczas snu, bo boję się czy ją później odzyskam. Takie myśli pojawiały się u mnie już 3 lata temu, kiedy to wmówiłam sobie konkretną datę śmierci. Miałam spokój przez długi czas, ale w czerwcu straciłam najbliższą przyjaciółkę, którą potrącił samochód i od tamtej pory wyjątkowo często nachodzą mnie myśli dotyczące życia i śmierci, a od ciągłego rozmyślania znów pojawiają się te gwałtowne ataki lęku. Co do psychoterapii chciałabym kontynuować leczenie, kiedy tylko będzie można normalnie iść do psychiatry, bo terapia online za bardzo mi nie pomagała.
  4. Pewnie tak... Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie było tak złej atmosfery, moja mama rozmawiała z moim mężem o całej sytuacji. Chciała dobrze, ale powiedziała mu, że to on powinien odpuścić, bo ojciec ma już swoje lata i się nie zmieni, a on jest dużo młodszy i powinien schować dumę do kieszeni. Teraz widzę, że to mogło mojego męża jeszcze bardziej podburzyć przeciwko moim rodzicom... To nie jest takie proste... albo może i jest ale nie mam odwagi i jestem zbyt wygodna aby to przyznać? Teraz zauważyłam jak dużą "władzę" mają nade mną moi rodzice. Władzę w znacznej mierze spowodowaną tym, że mają pieniądze... W domu zawsze było tak, że co powie ojciec to jest święte i tak ma być. Tak mam wpajane od dziecka... Jeszcze przed ślubem, mimo że miałam już 26 lat rodzice kategorycznie ZABRONILI MI zamieszkać z narzeczonym, bo to "nie po katolicku" i "co znajomi powiedzą" ? Ojciec powiedział, że jeżeli się wyprowadzę, to więcej nie chce mnie widzieć i mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy finansowej z jego strony. A ja głupia się wystraszyłam... i zostałam w domu... Teraz widzę jakie durne to było. Masz rację, że wdzięczności i szacunku nie okazuje się przez posłuszeństwo i uległość. Ale mam żal do męża, że nie odnosi się kulturalnie do moich rodziców. Po prostu czasami jest mi wstyd przed nimi, bo widzę jak na niego patrzą, a chciałam żeby mieli o nim dobre zdanie. Ale na to chyba już nie ma szans z obu stron. Dobry z Ciebie psycholog Javiolla. Dzięki Twoim wypowiedziom spojrzałam na to wszystko z innej strony. Chyba nareszcie z tej strony, z której powinnam była patrzeć na to od początku, że to mój mąż w tym wszystkim jest tym pokrzywdzonym i osamotnionym. Muszę tylko stanowczo trzymać się tej wersji, a to nie zawsze jest to takie proste... Bo kiedy mąż nagle, z dnia na dzień przestaje się do mnie odzywać i tak przez 2-4 dni chodzi nadąsany, odpowiada zdawkowo, nie je obiadów, nie okazuje żadnej czułości i ucieka do kolegów... To jedyne o czym myślę to "co ja sobie zrobiłam wychodząc za niego za mąż???". Niestety takie sytuacje powtarzają się co najmniej 2-3 razy w miesiącu. Potem po kilku dniach "ciszy" zachowuje się jakby nic się nie stało. Zauważyłam już, że zazwyczaj te ciche dni są po jakieś awanturze z moim ojcem. Z tym że mnie nigdy przy tych awanturach nie ma, nawet nie wiem o co mogło pójść, bo mąż nic mi nie mówi.... A propo psychologa- zapisałam się na wizytę we wtorek. Mam małą nadzieję, że może pomoże mi to ułożyć sobie wszystko w głowie i zrozumieć, gdzie ja robię błąd, jak znaleźć równowagę w relacjach z rodzicami, bo chyba za bardzo siedzą mi na głowie.
  5. Gość

    Trudne Dziecko

    Javiolla Przyczyn może być wiele. Począwszy od wychowania a skończywszy na chorobie. Ma dopiero 12 lat. Zważywszy, że psychicznie chłopcy rozwijają się wolniej od dziewczynek i są na tym etapie 3-4 lata do tyłu, to można śmiało powiedzieć, że emocjonalnie ma dopiero 8-9 lat. To by tłumaczyło jego zachowanie. Jeśli nie to, pozostaje kwestia wychowania. Moze obraca się w środowisku głupkowatych zachowań. Tym samym ma już taką mentalność. W tej sytuacji należy zmienić jego środowisko. Ustawić jego tok myślenia na normalny tor. Moze być też przyczyna nieingerencji rodziców. Czyli brak wychowania. Na wszystko mu się pozwala, chłopak nie ponosi konsekwencji swoich działań, nie tłumaczy mu się na przykładach co dobre a co nie. Może być tak jak piszą wyżej, że jest zwyczajnie zazdrosny i szuka aprobaty. A jak się zachowuje w szkole? Są z nim jakieś problemy? Na podwórku wśród kolegów też się tak zachowuje? Na początku nie zwróciłem uwagi ale to może być środowisko. Kilka razy widziałem jego w raz z kalsą i w sumie to może być to bo nie odstają jakoś poziomem od niego. Dzięki za pomoc
  6. ~natalan Javiolla Niby nic nie mówił, niby nie wyzywał, nie poniżał, ale wykluczał, ignorował, pomijał i buntował innych przeciwko mnie. A Ty wypowiedziałaś wtedy umowę na tej zasadzie ? Zgodził się? Czy pracowałaś tam jeszcze w takiej toksycznej atmosferze jakiś czas? Jeśli tak to jak to wytrzymałaś i kiedy finalnie odeszłaś? Włożyłam wypowiedzenie z zachowaniem okresu wypowiedzenia. W międzyczasie wykorzystałam urlop (udzielił mi go), bo bałam się, że nie wypłaci ekwiwalentu, ale i tak musiałam coś odsiedzieć. Jednak powiem Ci szczerze, że nawet mi nie było ciężko tam siedzieć - o dziwo. Poczułam ulgę. Zlewałam robotę bo co mi mogli zrobić, zwolnić mnie ;) ? Wiedziałam, że przychodzę tylko dla listy obecności więc się nie przykładałam i wszystko traktowałam lajtowo. Zaskoczyło mnie, ze nawet niektóre osoby zaczęły się do mnie odzywać, dopytywać, interesować się.... a przedtem izolowały się ode mnie i patrzały z ukradka. Nie wiem jaki był cel... czy chciały poplotkować, czy im się mnie zrobiło żal czy co? Możesz w ostateczności iść na zwolnienie lekarskie, jeśli lekarz znajdzie podstawy. W innej firmie gdzie nas prześladował syn szefowej, wykorzystałam resztę urlopu, potem poszłam na zwolnienie lekarskie. Tam byłam już tak wykończona, że miałam nerwice. Leczyłam się z niej dobre pół roku, zanim zaczęłam małymi krokami wychodzić na prostą. Zresztą... jeśli masz mdłości przed wyjściem do pracy, źle śpisz, masz lęki związane z pracą to tez się jej nabawiłaś. Ja jednak męczyłam się ponad 3 lata zanim nie przegięła się pałka ;) Zdecydowanie za długo siedziałam w tym bagnie.
  7. Javiolla Ad 1. zacieranie rąk to -moim zdaniem- nerwica natręctw, a bujanie się to wygląda jak choroba sieroca. To już w zasadzie wystarczy, aby mieć pewność, ze potrzebne jest leczenie. Chociaż jeśli twierdzisz, że umiesz nad tym zapanować to rób to. Ad 2. samookaleczenia, nieistotne jakim narzędziem. To jest tez powiązane z natręctwem. Patrz wyżej. Myślę, że faktycznie to może być nerwica. Nie napisałam o tym w głównym wątku bo już wydawał mi się za długi. Występują też inne objawy np. w moich zachowaniach, nawykach często występuje schemat związany z liczbami 3,4,6,13 (chodzenie po pokoju stawiając 12 kroków w każdym okrążeniu, zamykanie drzwi i sprawdzanie ich 3 razy, zapalanie światła 3 razy itd.), czasem również natrętne myśli, ale to rzadko (myśli, żeby np. powiedzieć coś komuś niemiłego). W dodatku mimo wieku 19 lat nadal boję się ciemności, mam wtedy wrażenie, że ktoś jest obok mnie, albo gdy zamykam drzwi, że coś szarpnie z drugiej strony za klamkę, albo wejdzie mi do pokoju. Gdy wychodzę z psem czasem mam wrażenie, że ktoś zacznie mnie gonić albo już goni i wtedy szybko wracam do domu. Z samookaleczaniem się problem ciągnie się już kilka lat i rodzicie nie rozumieją problemu, tego że ciężko zastosować mi się do ich rady,,po prostu przestań". Jest to powodem wielu kłótni, a blizny dokuczają w lecie, kiedy ludzie dziwnie się na mnie patrzą gdy noszę bluzkę z długim rękawem przy 30 stopniach. :c
  8. Gość

    Szef robi wszystko żebym odeszła

    Dziękuję za opinię. Javiolla czuje się gnębiona .. strasznie ciężko mi się tam pracuje. Może nie jestem obrażana wprost ale zrobił ze mnie kozła ofiarnego. Dostałam znaki od pewnych osób że to widzą. Czytałam definicję. Może u mnie to nie trwa zbyt długo ale jest to bardzo uporczywe.. Nie wiem co szef mówi o mnie do innych ale domyślam się że coś negatywnego i nieprawdziwego. Była sytuacja że szef przy 3 innych pracownikach mnie wysmial. Poczułam się wtedy upokorzona. Wyszłam wtedy z pokoju. Javiolla, Chciałabym złożyć wypowiedzenie i odejść z dnia na dzień ale wątpię czy się zgodzi. Może będzie chciał żebym była przez te 2 tyg okresu wyp. zeby mnie gnębić? Do końca umowy zostało dużo, bo pół roku.
  9. Javiolla Nie wierzyłeś jej? Mówiła "zrób coś ze sobą"... próbowałeś robić? Cały czas. Chodzi o to że co prawda przesiedziałem w domu kilka lat. Przestawałem żyć życiem którym żyłem a którym nie chciałem żyć. A żyłem takim życiem z powodu gniewu na nią. Gniew malał. Zaczynałem nawet sam z siebie chcieć usiąść z nią podczas obiadu (taki banał dla większości ludzi) i o czymś rozmawiać. To ona po tygodniu oznajmiła ze spokojem, że ubezwłasnowolni mnie przez sąd i ma zamiar wysłać do psychiatryka. Tak jak jakiegoś dresa patologicznego który chleje, okrada, wyzywa matkę. W momencie w którym podjąłem decyzję, że będę chodził do pracy do ojca bo ojciec nawiał mnie latami i nawet już byłem kilka razy i było dobrze, czułem, że mogę pracować. I teraz ona uważa, że to dzięki temu, że taki szantaż zastosowała ja chodzę do pracy bo tak to bym nie chodził nigdy. Bo taką ostatnio rozmowę z nią przeprowadziłem jedyną od 3 miesięcy. I nawet to mi odebrała i przypisała sobie że to jej zasługa a ja teraz przez czuję się jak mumia w tej pracy i ściska mnie w klatce piersiowej jak jestem w pracy czyli dostaje z powrotem nerwicy.
  10. Gość

    Lęk

    ps. Javiolla, widzę, że masz dobrą intuicję. A...jeszcze dodam, że w szkole (jak byłam ja uczniem) też bywało róznice. W podstawówce miałam jakąś tam koleżankę, miałam chłopaka, przyjaciółkę, ale później przyjaciółka znalazła sobie inne towarzystwo. Ja, zostawszy sama, szukałam kogoś w zamian. Na moim osiedlu na moje nieszczęście spotkałam pewną dziewczynę, która dziś jest kosmetyczką i ogłasza się na wielkich plakatach ze swoim uśmiechem .... Miałam przez nią same problemy. Kłamała, manipulowała, wyciągała ode mnie ubrania. Ona była ciut starsza i miała swoje też koleżanki. Pewnego razu mama pożegnała się z nią, bo dziewczyna zostawała u mnie na noc i rządziła sie jak u siebie. Byłam kiedyś u niej w domu. Nie za dobre wyniosłam stamtąd wrażenie. Nie wiem co tam dziewczyna naopowiadała tym swoim koleżankom, które ja de facto znałam z widzenia jedynie, ale gdy poszłam do gimnazjum zaczęło się prześladowanie. Teraz sądzę, że laska mogła odgryzać się na mnie, że moja mama ją przegoniła. Nie wiem ile to trwało, ale na pewno kilka miesięcy. Wyśmiewanie i dogadywanie przy mojej kolezance jak tylko spotkały nas. To samo przy przechodzeniu przez korytarz. Nie pamiętam czy komuś mówiłam. Któregoś razu, stały za mną na apelu szkolnym. Nie wytrzymałam, popłakałam sie i poszłam do nauczycielki muzyki. Wtedy się to skończyło. Sądzę, że po prostu nakarmiły się, widząc, że płaczę. Do tego mieliśmy beznadziejną wychowawczynię. Nie powinna wogóle pracować w szkole. Pomijając to, że w ciągu 3 lat przeprowadziła może z 2 lekcje ze swojego przedmiotu to też miałam z nią problem. Owszem, czepiała się i dogadywała uczniom, którzy latali palić co przerwa, ale mnie czepiała się z innego powodu. Kiedyś z lekcji na lekcję zadała chyba z pół książki pracy domowej. Gdzieś wpisałam jakąś głupote, którą ona...przeczytala przy całej klasie i dostałam 1. Byłam wtedy bardzo dobrą uczennicą, więc był to dla mnie cios. Jeśli jesteś młodą osobą, pamiętaj, nie przejmuj się ocenami. Jeśli coś umiesz- nikt Ci tego nie zabierze. Ja wtedy się przejęłam i będąc już przy biurku odpaliłam, (?) że to wszytsko przez to, że za dużo było zadane. Dostałam drugą 1. Płakałam cały dzień. Teraz wiem, że "nauczycielka" geografii za wszelką cenę chciała pokazać kto tu rządzi. Gdyby była mądrzejsza, inaczej by zareagowała, wiedząc przecież że dobrze się uczę i zależy mi na ocenach. Innym razem oddała moją klasówkę komuś innemu, aby mi przekazał a klasówkę trzeba było poprawić. Ja nie dostałam jej. Więc...przy oddawaniu kolejnych sprawdzianów byłam wzywana jako jedyna do podpisywania się przy odbiorze. Psycholog stwierdziła, że był to jakby "mobbing". Do tego mam, miałam chorego brata, leczącego się psychiatrycznie. Zdarzało się, że nie spałam całą noc, bo albo przez niego i nie szłam do szkoły albo...stresowalam się klasówką. Faceta już wtedy nie miałam. Miałam jedynie koleżankę, ale nie nawet jakąś bardzo dobrą.Dużo uczyłam sie, chyba lubiłam sie uczyć, chciałam miec lepszą przyszłość. Wymyśliałam, że chcę iść na farmację/stomę/lek. W L.O. w 3 kl dostałam nerwicy natręctw. Matura nie poszła mi tak, jak zakładałam. Poszłam na studia na umed. Specjalność studiów to był przypadek, ale w trakcie trwania studiów nie moglam pogodzic się z niedostaniem się na medycynę (dziś już wiem, że to nie dla mnie). Nie zmieniłam też kierunku. Tak na prawdę, dzięki temu , że mieliśmy fajną opiekunkę roku i ...że w ostatnich momentach brałam sie do nauki, oraz...nie byłam odrzucana przez grupę zdałam wogóle te studia. Czuję sie mgr tylko formalnie. Nie byłam w żadnym poważnym związku od czasów szkolnych. Po studiach brakowało mi kontaktu z koleżankami. Jak szłam na korepetycje to trochę rekompensowało mi to brak kontaktu z ludźmi. Chyba wtedy jeszcze częściej się śmiałam. Czasami jak dzieciaki coś palnęły to miałam ubaw przez tydzień. Tak to wygląda.....
  11. Javiolla majka123456 chce po prostu zdechnąć i się więcej nie obudzić . już więcej te . tego nie wytrzymam.... jestem na skraju wytrzymałości psychicznej . osoba co chce popełnić samobójstwo nie jest egoista myśli o swoich bliskich jego cierpienie jest tak nie znośne ze już nie da się tego wytrzymać i chce umrzeć .... . szuka światełka w tunelu jak nie widzi nadal rozwiązania zaczyna już planować wcześniej wybrane samobójstwo . najlepiej jak by było skuteczne . nie chce wylądować w psychiatryku. z jednej strony chce żyć z drugiej strony nie widzi innego rozwiązania na swoje cierpienie ... Majeczko> powinnaś poszukać pomocy specjalisty. Chcesz żyć... to działaj na wszystkie możliwe sposoby. Wiem co czujesz. Sama kiedyś planowałam śmierć, napisałam list pożegnany i już... już miałam to zrobić. Jedna iskierka, której podświadomie szukałam... wyratowała mnie. Podniosłam się i resztkami sił, rycząc jak dzika... szłam zapisać się do psychiatry. Ludzie patrzeli się na mnie, a wlokłam się chodnikiem i wyłam na głos. Było mi tak ciężko na duszy, że nawet poród to pikuś. Śmierć nie jest rozwiązaniem - naprawdę wiem co pisze - to ucieczka przed cierpieniem, a każda ucieczka to tchórzostwo. Rozwiązanie to coś pozytywnego, to sens. tego jest za duzo i nie da sie juz tego naparawic i zyc normalnie . w pracy jestem mobingowana i nie moge znalezc innej pracy, nie jestem nawet w tej pracy doceniana ide bo ide. chyba to juz wypalenie zawodowe , nie mam zadnego wsparcia jestem z tym wszystkim sama . mieszkam z rodzicami bo nie stac mnie na wynajem, matka alkoholiczka , nie mam przyjciól, ani chlopaka ,jestem uposledzona troche nie umie tego zakceptować, chodziłąm do psychologa mowilam ze jestem mobingowana to psycholog jeszcze zaczał bronic ich ze kazdy ma prawo byc jaki jest a ja chce ich ustawiac po swojemu . zero zrozumienia i wsparcia . byłam moze na 3 wizytach i na tym sie skonczyło . zraziłam sie do psychologów. jestem przegrywem zyciowym . z ojcu moge sie jedynie wyzalic ale co on mi pomorze co on moze . matka jak slyszy ze mu sie zale to slysze tylko w kuchni jak gada pierdoli i pierdoli . jak placze to nasladuje moj placz . potrafi tez mnie uderzyc w twarz jak placze lub sciskac rece. widze przeszkadzam jej i ja draznie . jest przemoc psychiczna. nic mnie tu nie trzyma nic . nie widze zadnego rozwiazania ...
  12. Pewnie tak... Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie było tak złej atmosfery, moja mama rozmawiała z moim mężem o całej sytuacji. Chciała dobrze, ale powiedziała mu, że to on powinien odpuścić, bo ojciec ma już swoje lata i się nie zmieni, a on jest dużo młodszy i powinien schować dumę do kieszeni. Teraz widzę, że to mogło mojego męża jeszcze bardziej podburzyć przeciwko moim rodzicom... To nie jest takie proste... albo może i jest ale nie mam odwagi i jestem zbyt wygodna aby to przyznać? Teraz zauważyłam jak dużą "władzę" mają nade mną moi rodzice. Władzę w znacznej mierze spowodowaną tym, że mają pieniądze... W domu zawsze było tak, że co powie ojciec to jest święte i tak ma być. Tak mam wpajane od dziecka... Jeszcze przed ślubem, mimo że miałam już 26 lat rodzice kategorycznie ZABRONILI MI zamieszkać z narzeczonym, bo to "nie po katolicku" i "co znajomi powiedzą" ? Ojciec powiedział, że jeżeli się wyprowadzę, to więcej nie chce mnie widzieć i mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy finansowej z jego strony. A ja głupia się wystraszyłam... i zostałam w domu... Teraz widzę jakie durne to było. Masz rację, że wdzięczności i szacunku nie okazuje się przez posłuszeństwo i uległość. Ale mam żal do męża, że nie odnosi się kulturalnie do moich rodziców. Po prostu czasami jest mi wstyd przed nimi, bo widzę jak na niego patrzą, a chciałam żeby mieli o nim dobre zdanie. Ale na to chyba już nie ma szans z obu stron. Dobry z Ciebie psycholog Javiolla. Dzięki Twoim wypowiedziom spojrzałam na to wszystko z innej strony. Chyba nareszcie z tej strony, z której powinnam była patrzeć na to od początku, że to mój mąż w tym wszystkim jest tym pokrzywdzonym i osamotnionym. Muszę tylko stanowczo trzymać się tej wersji, a to nie zawsze jest to takie proste... Bo kiedy mąż nagle, z dnia na dzień przestaje się do mnie odzywać i tak przez 2-4 dni chodzi nadąsany, odpowiada zdawkowo, nie je obiadów, nie okazuje żadnej czułości i ucieka do kolegów... To jedyne o czym myślę to "co ja sobie zrobiłam wychodząc za niego za mąż???". Niestety takie sytuacje powtarzają się co najmniej 2-3 razy w miesiącu. Potem po kilku dniach "ciszy" zachowuje się jakby nic się nie stało. Zauważyłam już, że zazwyczaj te ciche dni są po jakieś awanturze z moim ojcem. Z tym że mnie nigdy przy tych awanturach nie ma, nawet nie wiem o co mogło pójść, bo mąż nic mi nie mówi.... A propo psychologa- zapisałam się na wizytę we wtorek. Mam małą nadzieję, że może pomoże mi to ułożyć sobie wszystko w głowie i zrozumieć, gdzie ja robię błąd, jak znaleźć równowagę w relacjach z rodzicami, bo chyba za bardzo siedzą mi na głowie.
  13. Gość

    Niski wzrost 177cm

    ~BógJestZły Javiolla, Ty wiesz, że ja cię szanuje i często mówisz z sensem, ale tu się zupełnie z Tobą nie zgodzę. Tzn. oczywiście, że są takie związki, że kobieta jest z niższym facetem, ale to są ekstrema, bardzo rzadkie przypadki i wyjątki potwierdzające regułę, a regułą jest taka, że kobiety czują wręcz obrzydzenie, odrazę, a czasem nienawiść do niskich facetów. Po pierwsze dzieje się to instynktownie, atawistyczny mechanizm. Mniejszy samiec kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Słabość, uległość, brak poczucia bezpieczeństwa. Można to nadrobić, ale to jest orka na ugorze i trzeba flaki z siebie wypruwać. Nakłada się na to wspolczesna rzeczywistość blichtru i wręcz kampanie, że facet poniżej 180 to zero. Facet z niższym wzrostem niż 180 ma trudniej, żeby spodobać się kobietom niż kobieta ze 100 kg nadwagi, rozszczepieniem kręgosłupa, torbielą na czole, twarzą 1/10 i łysieniem plackowatym. Miałem przez 3 lata wykłady z feministką na uczelni to właściwie przez 3 lata wykładała nam co zajęcia, że facet poniżej 180 to zero i nic kompletnie nie sprawi, żeby to się zmieniło, a jak pójdzie do baru z wyższym kumplem to nieważne co się stanie. Każda kobieta zwróci uwagę tylko na jego kumpla. Wspolcześnie to już w ogóle facet o niskim wzroście nie ma szans, bo ma katastrofalny dowód słuszności społecznej. Oczywiście kobieta nie odróżnia czy masz 178 czy 180, ale jak ją okłamiesz a ona się dowie to nie masz życia, bo kobiety strasznie przejmują się tym dowodem słuszności i balyby się, że koleżanki je zrównają z ziemią jak się dowiedzą, że jej facetowi brakuje 2 cm do bycia pełnoprawnym mężczyzną. Robiliśmy kiedyś z kumplami eksperymenty na portalach randkowych. I jak wstawisz zdjęcie tego samego ryja atrakcyjnego faceta i napiszesz 180 wzrostu to będziesz miał branie. Jak dasz już 175-170 to będziesz siedział tam aż wykonujesz i żadnej dziewczyny nie znajdziesz. No i jest rzeczywiście instynkt eliminacji niskich facetów. Ileż razy ja słyszałem jak koleżanki ze szkoły, uczelni, czy mijane dziewczyny w swoich rozmowach zrownywaly z gnojem niskich facetów to ja nie zaliczę. Oczywiście większość kobiet będzie miła, ale jak niski się chamsko do nich odezwie to zostanie natychmiast zwyzywany od karakanów, śmieci, karłów i od najgorszych, jak wysoki zrobi to samo to dziewczyny zaczną go usprawiedliwiać, że się pogubił, coś się stało itd. Weźmy mój przykład, obiektywnie jestem przystojny z ryja, sylwetki i ubioru. To nie są przechwałki itd. ale tak mówiło wiele kobiet, dziewczyn i dostawałem nawet propozycje bycia fotomodelem. Jak koleżanki dodawały ze mną zdjęcia na fejsbuka itd to dostawałem następnego dnia kilka propozycji seksu i to nie od brztdkich kobiet, tylko ładnych dziewczyn. Tylko, że ja mam 175 wzrostu, więc suma sumarum i tak byłem skreslany ostatecznie zawsze dla jakiegoś typa 190, bo nie iskrzyło. Byłem coś na zasadzie maskotki. Niby słodki, piękny, inteligentny, ale nie ma chemii. A dlaczego? Ponieważ 190 wzrostu u brzydala i tak przebije wszystkie atrybuty u niskiego, no chyba że masz majątek w milionach, ale wtedy wiadomo po co ona z tobą jest.... Nie wiem gdzie szukasz dziewczyn, ale zmień to miejsce ;) chociaż szczerze to myślę, że sobie dopowiadasz, że problemem jest Twój wzrost. Wynika to pewnie z tego, że Ci nawet brzydsi ale wysocy nie mają aż takich kompleksów i są prawdopodobnie wyluzowani i pewni siebie. A Ty nie. Jeżeli spotkasz wartościową dziewczynę, której się szczerze spodobasz to nie będzie miało to znaczenia. I tak jak powiedziała Javiolla facet musi być po prostu wyższy od kobiety (ewentualnie w podobnym wzroście). Dawno temu spotkałam się z chłopakiem na 'randce w ciemno' i okazało się że gość ma z 170 cm wzrostu..byłam od niego trochę wyższa, ale to w jaki sposób się zachowywał totalnie mnie odrzuciło. Nie chodziło o jego wzrost, chodziło o to że był burakiem :P prawdopodobnie zachowywał się tak dziwnie, bo to JEMU przeszkadzało, że jest niższy. Poza tym to bzdura roku, że wysoki mężczyzna- dobre geny. Ludzie wysocy mają często problemy z kręgosłupem.
  14. Gość

    Niski wzrost 177cm

    Javiolla, Ty wiesz, że ja cię szanuje i często mówisz z sensem, ale tu się zupełnie z Tobą nie zgodzę. Tzn. oczywiście, że są takie związki, że kobieta jest z niższym facetem, ale to są ekstrema, bardzo rzadkie przypadki i wyjątki potwierdzające regułę, a regułą jest taka, że kobiety czują wręcz obrzydzenie, odrazę, a czasem nienawiść do niskich facetów. Po pierwsze dzieje się to instynktownie, atawistyczny mechanizm. Mniejszy samiec kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Słabość, uległość, brak poczucia bezpieczeństwa. Można to nadrobić, ale to jest orka na ugorze i trzeba flaki z siebie wypruwać. Nakłada się na to wspolczesna rzeczywistość blichtru i wręcz kampanie, że facet poniżej 180 to zero. Facet z niższym wzrostem niż 180 ma trudniej, żeby spodobać się kobietom niż kobieta ze 100 kg nadwagi, rozszczepieniem kręgosłupa, torbielą na czole, twarzą 1/10 i łysieniem plackowatym. Miałem przez 3 lata wykłady z feministką na uczelni to właściwie przez 3 lata wykładała nam co zajęcia, że facet poniżej 180 to zero i nic kompletnie nie sprawi, żeby to się zmieniło, a jak pójdzie do baru z wyższym kumplem to nieważne co się stanie. Każda kobieta zwróci uwagę tylko na jego kumpla. Wspolcześnie to już w ogóle facet o niskim wzroście nie ma szans, bo ma katastrofalny dowód słuszności społecznej. Oczywiście kobieta nie odróżnia czy masz 178 czy 180, ale jak ją okłamiesz a ona się dowie to nie masz życia, bo kobiety strasznie przejmują się tym dowodem słuszności i balyby się, że koleżanki je zrównają z ziemią jak się dowiedzą, że jej facetowi brakuje 2 cm do bycia pełnoprawnym mężczyzną. Robiliśmy kiedyś z kumplami eksperymenty na portalach randkowych. I jak wstawisz zdjęcie tego samego ryja atrakcyjnego faceta i napiszesz 180 wzrostu to będziesz miał branie. Jak dasz już 175-170 to będziesz siedział tam aż wykonujesz i żadnej dziewczyny nie znajdziesz. No i jest rzeczywiście instynkt eliminacji niskich facetów. Ileż razy ja słyszałem jak koleżanki ze szkoły, uczelni, czy mijane dziewczyny w swoich rozmowach zrownywaly z gnojem niskich facetów to ja nie zaliczę. Oczywiście większość kobiet będzie miła, ale jak niski się chamsko do nich odezwie to zostanie natychmiast zwyzywany od karakanów, śmieci, karłów i od najgorszych, jak wysoki zrobi to samo to dziewczyny zaczną go usprawiedliwiać, że się pogubił, coś się stało itd. Weźmy mój przykład, obiektywnie jestem przystojny z ryja, sylwetki i ubioru. To nie są przechwałki itd. ale tak mówiło wiele kobiet, dziewczyn i dostawałem nawet propozycje bycia fotomodelem. Jak koleżanki dodawały ze mną zdjęcia na fejsbuka itd to dostawałem następnego dnia kilka propozycji seksu i to nie od brztdkich kobiet, tylko ładnych dziewczyn. Tylko, że ja mam 175 wzrostu, więc suma sumarum i tak byłem skreslany ostatecznie zawsze dla jakiegoś typa 190, bo nie iskrzyło. Byłem coś na zasadzie maskotki. Niby słodki, piękny, inteligentny, ale nie ma chemii. A dlaczego? Ponieważ 190 wzrostu u brzydala i tak przebije wszystkie atrybuty u niskiego, no chyba że masz majątek w milionach, ale wtedy wiadomo po co ona z tobą jest....
  15. Cóż mogę powiedzieć...dziś już nie za wiele, bo jestem bardzo zmęczona. Pogmatwane to moje życie i dużo we mnie nerwów, złości, żali itp. Ciężko mnie jest się samej odnaleźć. Pisałaś JaViolla o niekonsekwencji- chyba w innym poście- ale tak, też na taką rzecz zwróciła mi uwagę specjalistka. To prawda. To jest tak, że w jednym momencie myślę sobie, że chciałabym żyć za swoje a w drugim budzi się we mnie złość. Nie mam takiej stałości myślenia. Jak tak teraz na spokojnie to przeczytałam, to widzę, że ...no jest tez w tym trochę użalania się. Wiecie- mnie też jest trudno, bo ja jestem taką trochę perfekcjonistką i.... Wiecie, jak ogólnie czułam i czuję się nie najlepiej, nie żyję według jakiegoś planu dalszego, no to tak się wszystko chrzani. Jeszcze z 5 lat temu lepiej z tym było- pamiętam, że wtedy był robiony ten biały remont- a ja pracowałam, więc ogólnie jak byłam poza domem, no to mama tam trochę doglądała. Mnie jeszcze wtedy chciało się pomyśleć co i jak bym chciała. Jak musiałam wybrać płytki, to już późnym wieczorem z tatą pojechaliśmy do Castoramy - i...dobrze, że wiedziałam jakie chcę i kupiliśmy (ocztwiście, później nie obylo się bez oglądania ich ileś tam razy czy na pewno dobre ;)- dobre są. Ale udało się. Jeszcze sama wybierałam farby- tzn, kupowałam i..no czasu się nie cofnie, ale źle zrobiłam, że jakoś tak wyszło, że tego nie dokończyłam- tzn, mebli. A ..jeszcze wcześniej przecież i był hydraulik, gaz trzeba było doprowadzać- bo to pokój mojego brata był. Jedyne co, to sama sobie później kupiłam taką kuchnię gazową nablatową- polecam Gorenje jak coś ? Nie była najtańsza, ale warta swojej ceny. Nie wiem czemu tego nie zrobiłam kiedyś- mama na pewno by się dołożyła, bo wtedy to ja kasy nie miałam za bardzo. No..jak tak teraz myślę, to miałam takie wątpliwości- a po co wydawać, jak tu mi się tak źle mieszka..... Ale na moich błędach, jak ktoś to czyta, to...nie róbcie tak. O ile można finansowo, trzeba od razu (w miarę od razu) kończyć co się zaczyna. Strasznie żałośnie to brzmi- że...no nie zrobiłam tego do tej pory. Hmmm...później byłam troche w innym mieście, i ogólnie cały czas myślałam o tym, żeby gdzieś się wyprowadzić. Nie miałam w głowie kuchni. Może nie chciało mi się myśleć, jak mają wyglądać te meble, stąd odkładałam to...?? Nie wiem..jakoś tak. Kiedy zaczęłam sobie sama gotować, zmywać to...serio- okazało się, że jest ch*lernie ciężko w takich warunkach. Zainstalowana kuchnia na blacie, stół i 1 szafka...Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale...no, chyba wcześniej nie rozumiałam tego. Jak już porządnie dało mi to w kość....zauważyłam, że....nie ma co tego odkładać, że to jest rzecz pierwszej potrzeby. Ale..z roku na rok, no, nie byłam szczęśliwsza, przez to i bardziej zmęczona. Nawet nie chciało mi się myśleć co gdzie ma być. Raz umówiłam się ze stolarzem i...czułam się jak głupia. Mimo iż go nie wzięłam, bo....no, to było z 3 lata temu (może 2??). Zapytałam ile mniej więcej może to kosztować. On zapytał, ile chciałabym wydać, na co ja ze znakiem zapytania powiedziałam 10 tys? (same meble). Okazało się, że w tej kwocie, nie zrobię nawet zwykłych szafek, bo 10 tys to kosztowały 4 szafki w kawalerce, którą ten pan ostatnio robił (moja kuchnia ma ok 20 m2 i zabudowa miałaby być na 3 ścianach). Nie chciałam marnować jego czasu, więc, no.. Później już z nikim się nie zgadałam. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Mam wrażenie, że moja cała energia szła na moją pracę, ogarnięcie domu, pranie, prasowanie, zakupy i gotowanie. Więc...zaniedbywałam też siebie. Tzn, nie to, że chodziłam brudna, ale...nie chciało mi się już jakoś zadbać o manicure (serio- nie chciało mi się, czułam, że muszę to robić z wysiłkiem...), o makijażu nawet niewielkim nie wspomnę. Poszłam niekiedy do fryzjera...i, z raz w roku do kosmetyczki i to wszystko. Praktycznie też w moim planie tygodniowym jakoś nie było żadnych rozrywek, wyjść itp. Czułam, że nic ponadto co robię nie dam rady zrobić. Takie monotonne życie. Nie miałam takiego powera, bo, jak człowiek jakoś nie cieszy się to i nie ma tyle siły. No, tak cały czas ciężko mi było i nadal jest, aby nakierować to swoje życie. Teraz chciałam znaleźć sobie pracę. Myslałam, żeby zacząć coś innego- z duzą oczywiście niepewnością. Znalazłam oferty, gdzie nie ma wielkich wymagań. No..i nic. Poprawiłam graficznie swoje CV, pisałam niekiedy listy motywacyjne. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Po prostu czuję się niespełniona zawodowo, ale też prawda jest taka, ze nie wiem do końca, czy to na co sie uparłam, to jest to, ale...no nie umiem być szczęśliwa. Nic mi się przez to nie chce. Czasem (jak czuję się gorzej) to też myslę, że żałuję, że wogóle żyję...bo od wielu już lat, to zycie jest dla mnie męczarnią. Odbiegając już od tych remontów- ale wiecie- jak człowiek ma w głowie, w życiu, tak i w otoczeniu...no to, teraz to się składa do kupy. Zawsze gdzieś też towarzyszy mi lęk o finanse, bo ...no nie czuję się na siłach, że ja na pewno zarobię. Kurcze, miałam napisać jedno zdanie i widzicie jak wyszło. Jak chcę coś zmienić to prawie każda droga którą obiorę to...czai się na niej lęk. Moje życie określiłabym jako: lęk, niepewność, ambicje, niemożność godzenia się z porażką, poczucie winy, może trochę też samotność,..a, no i szybkie denerwowanie się. Kiedyś jedna psychiatra powiedziała, że ja sama siebie nie rozumiem- i miała rację także. To jest tak, że chcesz coś zmienić, ale boisz się człowieku, że jak zostaniesz w danym miejscu, albo blisko niego- to..nie masz do siebie zaufania, że zmienisz to. Z jednej strony chcesz, z drugiej jakby nie do końca. Więc mam takie myśli, że...gdybym uciekła daleko,to musiałoby byc tak i tak, z racji...chociażby fizycznej odległości. Ale ta fizyczna odległość to z kolei inne wątpliwości. Tak jakby na nic się zdaje moje myślenie. Jak zbliża się jakiś deadline to we mnie rośnie ten stres i lęk, że nie mogę już go opanować. Wybucham wtedy, płaczę, krzyczę, kłócę się. Jak się uspokoję to żałuję, że tak się stało i ...tak w kółko.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...