Skocz do zawartości
Forum

iga1983

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez iga1983

  1. Dziękuję jak zawsze. Jesteś moja droga ogromnym wsparciem dla mnie. Wiem że masz rację, chciałabym mieć takie życie jak TY bo sądząc po wypowiedziach, masz wspaniałego męża i ogromną siłę do życia. Mąż na razie przyjeżdża, ale w niedzielę mam imprezę "chrzciny bratanicy", zobaczymy jaka będzie sytuacja, czy wogóle pojedzie.
  2. Wiem coś o tym. Mam obecnie podobna sytuacje i juz prawie 3 miesiace jak uciekłam od teściowej. Mieszkałam z meżem po ślubie w jego rodzinnym domu z jego matką. To co przeżyłam prez ponad 5 lat w tym domu z nia na czele, to jakiś koszmar. Zresztą mam swój post na forum http://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/524425,maz-boi-sie-odejsc-od-swojej-matki. Przeczytajcie a poznacie moja historię od podszewki. Moja droga wiem co przeżywasz, ale Ty masz już jasna sytuacje po takim czasie jesteś na tyle silna by się rozwieść. Ja jeszce tej siły nie mam bo ja w przeciwieństwie do Ciebie dopiero 3 miesiace przechodzę to wszystko, mąz raz o nas zabiega, a raz nie, ale tez chce mnie tam z powrotem ściągnąć. Wystąp o rozwód, alimenty na siebie i dziecko z pewnością wszystko Ci przysługuje a będzie Ci się lepiej żyć. Pozdrawiam
  3. No cóż, konsekwencja to nie wszystko. Wciąż zastanawiam się czy robię dobrze, jak powinnam postąpić, bo przecież ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień. I w tym przypadku też nie wierzę że przemiana mojej teściowej a i też męża będzie taka jak bym chciała. Tj. przynajmniej do zniesienia, by móc normalnie żyć, ona zawsze wtykała nos w nie swoje sprawy, więc pewnie teraz też tak będzie robić. A co do Ciebie koleżanko życzę Ci również odwagi i ogromnej siły, bo wiem że taka jest potrzebna gdy się podejmuje właśnie takie kroki jak ja. Wiem bo sama to przeżywam, wciąż brak gotówki i nie masz sie do kogo zwrócić, do męża nie chcę by nie powiedział ze sama tego chciałam, więc czekam na wypłatę jak na zmiłowanie. Zapłacę mieszkanie 1000 zł i reszta znowu na przetrwanie. Ale gdy mieszkałam z mężem i teściową też tak było, bo nikt mi do niczego nie dokładał, o tyle tylko że jak mi brakło to zawsze mogłam męża poprosić o wsparcie bo przecież utrzymywałam cały dom i sprawunki kupowałam dla wszystkich. Wiem też że jeśli by doszło do rozwodu, to on miałby przysądzone alimenty na dziecko i wtedy na pewno bym sobie poradziła i nie narzekała na brak gotówki. Ale jeszcze trzeba czasu by to się wszystko ustabilizowało. Nie wiem ile trzeba czekać, wiem że ktoś z góry czuwa nademną i na pewno nie pozwoli bym popełniła błędy. Ale jak się cos wyjaśni napiszę tu dla Was również, by było przekorą i radą na przyszłość.
  4. Witam po Świętach Wielkanocnych. Tak jak się spodziewałam, bałam się Świat i miałam słuszne przeczucia. Do samego końca małżonek zwodził mnie i córeczkę że jak się obrobi to przyjedzie, nawet w ciągu dnia w sobotę na chwilę wjechał. Po czym wieczorem poinformował że Świeta spędza sam w domu swoim domu. A ja skoro wybrałam taką drogę, to sobie mogę siedzieć sama. Znowu świat mi się zawalił, zresztą po raz kolejny. I tak było wciąż, gdy nastałą chwila spokoju, na nowo jakieś pretensje i wywody. Chciał tylko przyjechać i zabrać mała na 1 dzień Świat do swojej rodzinki, bo niby nikt się ze mna nie chce widzieć. Pytanie tylko dlaczego? A co ja komu zrobiłam, potrzebowałąm wsparcia, by ta sytuacja jakoś się w końcu wyprostowała, ale jego rodzeństwo postanowiło również sie na mnie niewać. Ja przecież też mam rodziców i rodzeństwo i też miałąm gdzie pojechać, ale liczyłąm ze te decyzje wspólnie podejmiemy, kiedy i do kogo pojedziemy. Po prostu w sobotę zawaliło mi się wszystko, przez pół nocy płakałam. Rano postanowiłąm podziekować meżowi sms-em za cudowne śniadanko i wspólne Święta, spakowałyśmy sie i wyjechałysmy. W złosci postanowiłam ze zabiorę małą na całę swieta i zostaniemy u rodziców, ale cały dzień sms-y z pretensjami i rózne takie. Poprosił bym wróciła wieczorem i oczywiscie myśli moje bładziły starsznie ale wróciłam, to było silniejsze. Przyjechał, ale mała zdazyła usnąć, wiec trzasnął drzwiami i wyszedł. Wróciąłm go z drogi telefonem, rozmawialiśmy długo, były oretensje, płakałam, ale jakoś przebrnęlismy kolejna trudna rozmowę. Wiem ze mnie kocha tylko próbuje mi udowodnić ze tak nie jest by było mu łątwiej. Nie rozu iem tego ale tak postepuje, nie okazuje za wiele uczuć, ze zalezy mu choć trochę. Został z nami na 2 Świeto, nie pojechałm zobaczyc sie z bracmi, z którymi zresztą tez widuje się od Święta przez te sytuacje i ze mieszkałam z teściową nikt nie chciał mnie odwiedzać. No i podobno ukochana teściowa zgodziła sie niby na zapis i na meldunek, ale cos mi przebąkuje że jak postawimy górę, to będzie chciałą to swoje piętro znowu sobie zapisać. Nie rozumiem tej kobiety, pazerna całe zycie. No a u mnie w końcu odmiękło, boję sie tam wrócić, chocbym miała tu mieszkać nawet przez ten czas co bedziemy budować góre i wejść od razu na górę. Boję sie, bo co w sytuacji gdy mąż postanowi sie odegrac za to ze sie wyprowadziłam i wywarłam taka presję by był zapis zebym mogła wrócić. Do tego oczywiście dojdzie szlony kredyt, bo gotówką nie dysponujemy, wiadomo że musimy sobie na tyle zaufac, ze be,dziemy razem, ze bedziemy się bronić jak nigdy, by byc razem. Bo co jesli matce lub jemu lub mnie się odwidzi, bo mogą mnie nadal psychicznie wykańczać, tak było dotąd, wiec nie bardzo wierzę by sie cos zmieniło, co wtedy???? Zadaje sobie pytanie. No a do tego nie mówiłam tu na forum ale mój mąż jest alkoholikiem, też ztym walczyłąm długo, teraz sie leczy i po ostatnim roku leczenia zaczął znowu. Kolejny raz jest pod wpływem leku, no i ten lek ma ważność do września. Wiec kolejne pytanie, co we wrześniu będzie??? Najbliżsi, znajomi serdeczni mi przyjaciele którzy znają sytuację mojego małzeństwa i wspólnego życia z tesciową, odradzaja mi powrót tam. Wszystko tylko nie tam, bo jeśli sie cos nie ułoży będę juz bez wyjścia. Po prostu nie wiem czy ja pownnam dać u jeszcze jedną szansę??? Proszę o radę experta który na codzień ma doczynienia z takim modelem rodziny. Proszę bym tak jak ktoś tu słusznie zauważył, nie powiedziała za 10 lat że się tak barzdo pomyliłam. Proszę, jestem w kropce tym bardziej ze przez całe Świeta jego rodzinka nawet słowem się nie odezwała, a jeśli to dzwonili by maz z córka przyszedł. Ja nawet Życzeń nie otrzymałam. Co robić??????????
  5. Jeszcze takich Świąt nie miałam w życiu. Mój maż 2 tygodnie robił podchody każdą możliwą drogą, a wszystko po to bym wróciła na Święta. Ja nie wracam, ale już dziś boję się tych chwil, tego czasu który powinien być spokojny w cieple i gronie rodzinnym. Lepiej żeby tych Świąt nie było wogóle. Najchętniej została bym w pracy przez cały ten czas. Moje myśli już dziś są rozbiegane. Wczoraj mój maż znowu żeby się uwolnić i nie mieć obowiązku, znowu gada o rozstaniu, bo on tak nie chce żyć, i nie tu, jeśli razem to tylko tam. Już widzę jaki spokojny to dla mnie będzie czas. Pozdrawiam wszystkich i życzę Wesołych Świąt, tym którzy sa w podobnej sytuacji co ja również.
  6. Od ponad tygodnia zawoże męzowi obiadki. Od tego dnia poczuł się w obowiazku do nas pzryjezdać, ale nie trwało to zbyt długo. Cóz wymówka jest zawsze ze jest bardzo zmeczony i jeszcze pracuje. Najgorsze jest to, że zawoze obiady a on popełnia dokładnie ten sam bład, jeszcze ani razu nie zapytał czy mam kasę na te obiady czy na dodatkową droge by codzień jeździc specjalnie na te parę minut by mu zawieść. Tak było zawsze, nigdy nie pytał, radz sobie sama i znowu mnie to wku... ze jest bezinteresowny lub myśli ze kasy mam jak lodu. Jeśli mu powiem znowu stwierdzi ze mu wypominam i zebym nie przywoxiła skoro to problem. I tak było zawsze i nadal jest. To ze nie miał ciepłego obiadu to potrafił powiedzieć, ale już to czy mam za co kupić to nie wie. Dzis znowu mimo tego nie dojechał twierdzac ze długo pracuje, po czym otszymuje sms ze ostatni raz powtarza ze tak nie ma zamairu zyc i tu w mieście. Na moje pytanie a gdzie?? Odpowiada TU. Więc zapytałam tylko czy rozmawiał z ammą i czy wogóle ma zamiar. NIe bo czeka aż sama przemówi. No i znowu mamunia wszystkich podporzadkowuje sobie, najpierw do mnie potrafiła sie całymi tygodniami nie odzywać jak sie jej z czymś sprzeciwiłam, a teraz do niego się nie odzywa bo wie ze sie widujemy, ze jedzie do nas, ze ja tez do niego na chwilke wpadam. ALe do domu absolutnie nie wchodzę, to jej terytorium, no i Świeta przed nami, pewnie jej będzie bardzo miło, dotychczas zawsze to ja o wszystko dbałam. No i co dalej?? Nie chcę go stracić, ale obawiam się ze to jedyna droga by odzyskac spokój gdziekolwiek byle nie tam. Byle bym zamkneła ten rozdział i nie musiała juz robić czegokolwiek wbrew sobie. Mój maż myśli o tym ze zima długa, ze braknie opału, a ona nawet obiadu nie poda. To jest chore, ale niestety prawdziwe.
  7. Dziękuję Wam z całego serca. Wiem ze nie powinnam ważyć losów i warunkować zapisem. Jednak dom w całości miał być męża + jego warsztat wraz z podwórkiem, bo tak było ustalone zanim tam zamieszkałam. Jedna córka jest już odpisana na drugim końcu długiej działki, i tam się pobudowała. ostała tylko ta druga, która wiem że się domaga, a ja kiedyś powiedziałam że nie mam zamiaru jej spłacać, niech matka odpisze jej kolejna działkę i koniec. Wiem że z ta będą problemy i cały czas mężowi tłumaczę ze taka sytuacja będzie miała kiedyś miejsce i co wtedy? Wiem ze nie powinnam rozważać powrotu tam, ale nawet jeśli to tylko pod tym warunkiem, ze mnie zamelduje, a mężowi zapisze to co do niego miało i mu się należy, bo oboje przez te 5 lat kładliśmy tam kasę. A sobie zawsze może to swoje piętro przydzielić aż do śmierci, wiem ze jest taka możliwość. Wtedy gdyby była góra to wchodzimy tam i nie muszę z nią nic dzielić i się o nią ocierać nawet o nią. Nie wyobrażam sobie żeby znowu musieć jej słuchać jak jej coś nie pasuje lub gdy muszę wyjść na chwile żeby spojrzała na mała, a ona na złość odwet. NIE NIE NIE i jeszcze raz nie, tylko kto mu to wytłumaczy. Tak po cichu liczę że niebawem będzie okazja, bo zapisałam nas do psychologa z tym ze taka wizyta jest poprzedzona wizytą u psychiatry i dopiero psycholog, z tym ze tu u nas nie ma terapii rodzinnej więc nie wiem jak to będzie, jednak liczę że taka mądra osoba wyjaśni mu czego ja się boję i gdzie tkwi problem. Jak długo to jeszcze zniosę????? Nie wiem. Bo i on widzę ze jest wykończony tą sytuacja, nie wiedząc gdzie jego miejsce czy przy nas czy w tamtym domu.
  8. No właśnie nie jest ok. Nie zapominajmy ze na tym samym podwórzu ma swój warsztat pracy i jest tam codzień od switu do nocy, więc gdyby była jaks potzreba to by mu zakomunikowała. Ja mu absolutnie nie bronie kontaktów z matka, ale to wszystko działa tak, że on jak tam wraca, to zaczynają się smsy pólnocy z wyrzutami i znowu, ze tracęasę na wynajem a mogłabym postawić pietro. I tak wciąż. A ja na to, do póki sie nie ustosunkuje do nas tj. nie ustali kto ma tam rzadzic czyli dopóki nie zapisze nam ja nie będe nic budować ani planować, bo to nie moje i znowu wyjdę z niczym, jak teraz. Po czy odpisuje, ze marnie widzi to wszystko dalej. Ale z matką nie pogada konkretnie. No i nadal boi sie jej przeciwstawic.
  9. Czy to się uda? Czy nasz związek przetrwa?? Mój mąż jest z nami od kilku dni, a właściwie od kąd zaczęłam mu wozic obiad, zaraz po pracy zawożę obiad który jasna sprawa kupuję w barze z domowymi obiadami. Chodzi o to ze w domu mam obiad, ale zanim odgrzeję, czy ugotuję ziemniaki to i tak będzie wieczór. W kazdym razie, od kąd zaczęłam wozić obiad, on czuł się w obowiązku przyjechać do nas. Jednak na dłuższą metę to nadal nie jest rozwiązanie. Jak tylko tu jest w weekend, ciągnie go do domu jak niewiem co. Do południa był na wsi, przyjechał na obiad, wieczorem znowu pojechał pod byle pretekstem. Ok, niby bez złości, ale tak jakos to wszystko dziwnie, ja nawet gdy go proszę aby został, jest bardziej rozdrażniony. Niby przegląda te portale z domami, mieszkaniami, ale i tak wszelkie plany spadają na tamten dom. Nie wiem co robić? Jeśli zostaniemy w takim bezruchu nie mówiąc co będzie jutro to i tak zaczną sie pretensje jak dotychczas. Czy my przetrwamy, jak długo moze trwać taka sytuacja? Miną 2 miesiąc.
  10. Dziękuję Ci "franca" za ciepłe słowa, za dodanie otuchy. Nie jest to wszystko takie łatwe. Łatwo się tylko pisze. Ale naprawdę, wielu tu z Was potwierdziło tylko moje myśli i wiem że robię dobrze. Co będzie to tylko kwestia czasu. Przed nami Wielkanoc, kto wie czy każde z nas będzie osobno czy będziemy razem. Ja naprawdę będę się bronić by tam znowu zamieszkać, nie ważne czy na dole czy na pobudowanej górze osobno. NIE CHCĘ, nie potrafię. Z drugiej strony te wydane już pieniążki na wynajem też ich szkoda, ale naprawdę mam spokój od tej kobiety. Jeśli ktoś z Was ma podobną sytuacje, proszę nie zostawajcie z rodzicami tak długo, bo te nerwy które tracimy ta energia , naprawdę nie warto by były stracone na beznadziejnych teściów. Będę pisała co się dzieje, jak moja sytuacja się rozwinie.
  11. Co do tego narzeczonego, to wcale mu nie zazdroszczę, chciała bym a mnie trafiła sie taka niespodzianka w życiu, facet który w końcu zacznie o mnie zabiegać na dobre i na złe. Może wtedy byłoby mi łatwiej to wszystko jakoś ogarnąć.
  12. Wczoraj znowu przyjechał i już zupełnie inaczej mówił. Jak jest ze mną, to mnie kocha i chce bliskości, widzi swoje błędy i mamy, jednak nie może pogodzić się z faktem ze każe mu z tego wszystkiego zrezygnować i związać się kredytem na 30 lat, żeby do końca życia musiał być ograniczony. Jednak ja za wszelka cenę nie chcę musieć tam wracać. Tłumaczę mu, że nawet postawienie góry to i tak mieszkanie z nią. A ona na pytanie czy zrobi zapis, odpowiada że wszystko jest w testamencie, i co ja będę robić, wkładać kasę jak dotąd i w razie kolejnej kłótni znowu wyjdę z niczym i będę spłacać kredyt na jej dom, tak jak teraz za remont kredyt został mnie, i wychodząc nikt mnie nie pyta czy ja mam z czego spłacać, po prostu płacę i powiedziałam ze to ostatni kredyt na coś co nie jest moje. Ona się cieszy ze ma zrobiony remoncik, który miałyśmy spłacać obie a spłacam sama. Ja jednak upieram się przy swoim, ze wszędzie byle by nie z nią. Nie mam już siły walczyć, nie chce mi się, mam dosyć tej sytuacji i sama juz nie wiem co by było leprze, ale wiem że na pewno nie powrót do niej, bez znaczenia czy my będziemy mieć górę i osobne wejście, ona zawsze będzie tuż obok i będzie się wpei... jak dotychczas.
  13. O mój Boże, ja widzę , że wy wszyscy myślicie dokładnie tak samo jak ja "Kredyt mieszkaniowy byłby najrozsądniejszym wyjściem i zapewnieniem przyszłości, zawsze można było by je wynająć a w przyszłości umożliwić dziecku lepszy start i tym bardziej, że w razie czego lepiej spłacać ratę swego, niż opłacać wynajem czyjegoś", to samo mu powtarzam, a w razie gdyby nas nie było stać na spłacanie rat, zawsze można sprzedać mieszkanie i jest już jakaś nasza wartość na koncie i wtedy jeśli mamunia szanowna się zdecyduje i zrobi zapis, za te kilka lat możemy tam wrócić gdy ona już nie będzie miała energii by nam się wpieprzać albo już jej nie będzie. Żeby tylko mógł to przeczytać i spróbować mnie zrozumieć. Ale przyznam, że nigdy nie prosiłam na portalach społecznościowych o pomoc i to w tak osobistej kwestii. Nie pisałam, i gdybym mu powiedziała o tym to pewnie nie chciał by mnie już wogóle znać. Czyli nie myliłam się, mam jednak swój rozum i racjonalnie podchodzę do sprawy, szkoda tylko że o nim nie mogę tego powiedzieć. Czy jeszcze kiedyś zrozumie swój błąd?? Czy jeśli opamięta się będę chciała z nim jeszcze być?? Nie wiem, KOCHAM go jak wariat ale on temu zaprzecza chyba po to żeby było mu łatwiej. Po tym co mi tu piszecie moi drodzy, chyba nie powinnam mieć wyrzutów do siebie, chcę wszystko ratować, walczę, tylko jak długo można walczyć? Ile jeszcze łez muszę wylać i czy przez taką walkę i beznadziejną sytuacje nie pozostawię sobie i małej urazu na całe życie. Oboje mamy zaledwie po 30 lat więc jeszcze szmat czasu przed nami by zbudować zwoje szczęście. Nigdy nie przypuszczałam ze spotka to właśnie mnie, ze będę musiała podejmować tak trudne decyzje, jest to najgorszy czas w moim życiu i pewnie na zawsze zostanie w pamięci.
  14. Wszyscy na około mówią, że największym błędem by było tam wrócić, ze jeśli coś nas łączy, to powinniśmy zbudować własny świat, nie ważne jakim kosztem, byle być razem. Wiem ze jest kryzys i kredyt np na 30 lat to tez nie najlepsza opcja, ale póki co jesteśmy młodzi i jak na razie stać nas na taki kredyt. Czy według was powinnam dać mu szansę, zresztą i tak kolejną i wrócić?? proszę pomóżcie mi.
  15. Ja to wiem. Moje uczucia się nie liczą. Wygląda na to że wolałby abym była smutna i nie czerpała z życia żadnej przyjemności byle zatrzymać dom i być tam. Wiem, ale on tego nie może zrozumieć. Jak do niego dotrzeć.
  16. To jest straszne, ale mój mąż zażądał rozwodu. Twierdzi ze skoro nie chcę tam wrócić myśleć o postawieniu góry, tylko trwonię pieniążki na wynajem, to lepiej się rozwieść. Nie wiem co mam myśleć. Z jednej strony jest mi szkoda tak zamknąć moje życie i małżeństwo ale ja przecież chcę dobrze, tylko ze mąż nie może tego zrozumieć. Mówi że to mój dom, nasz dom i żebym robiła jak w swoim. Znowu mnie obwinia, że nie ma obiadu, ze mi tu dobrze i mam spokój, a on został sam, pracuje do późna i nawet nie ma ugotowane, a ja mam to wszystko gdzieś i myślę tylko o sobie. Powiedziałam tylko, że matka go straszy ze mu nie zapisze a mówi ze jest nasze. Wiec mówię niech zdecyduje komu zapisać i to zrobi i niech mnie normalnie zamelduje, wtedy się zastanowię. Ale to i tak zbyt mały argument dla mojego męża bo po tych słowach przestał się wogóle odzywać. Moi drodzy, czy ja wogóle powinnam brać pod uwagę powrót tam?? Jestem zrospaczona, kolejna noc z głowy, mam mętlik, nie wiem co robić. Tak córeczka jest dla mnie wsparciem, ale jednak wiem że coś tracę i jeśli za chwilę nie podejmiemy stosownych kroków to się rozejdziemy, stracę to co jeszcze kocham.
  17. Moja droga, masz absolutną rację. Tyle tylko, że ja narazie nie potrafię powiedzieć spadaj. To wszystko jest zbyt świeże, ale jesli mój drogi małżonek się nie opamięta, nie podejmie stosownych decyzji, to ja po prostu z tesknoty i nudów, zacznę sobie inaczej organizować wolny czas. A wtedy zacznę się przyzwyczajać do sytuacji, bo po woli tak już jest, no i może w końcu podziękuję za wieczne czekanie w samotności. Tak osiągnęłam wiele w domu w którym mieszkałąm, zrobiłam bardzo dużo i szkoda mi tej pracy, bo odbywało się to kosztem córeczkki. Zamiast jej poświęcić czas po powrocie z pracy i przedszkola, ja miałąm obowiązki, zazwyczaj szłam do ogrodu zamaist z mała na spacer lub na roweer. Dlatego chcę to zmienić, bo wiele razy słyszałąm zarzuty od córeczki, ze nie mam za wiele czasu dla niej. No i sama widzisz, ze nawet wtakiej sytuacji, gdy robiłam coś dla domu, ukochana babcia jak wróciła do domu od 2 wnóczek i córeczki, której cały dzień obiegała domek, zamaist wykazać odrobinę zainteresowania, to najzwyczajniej uwaliła się przed telewizorem na kocopołach, a tu wszystko samo się robiło i jeszcze słyszałam wciąż, A co tu takiego wielkiego do roboty jest? Przeciez też cały dzień w pracy byłam, wracałąm z małą do domu ok 16.40, zanim obiad zjedliśmy, który zresztą gotowałam zawsze ok 22 zeby było na następny dzień, to była juz prawie 18. Potem chwilę na dwór, do ogrodu, cos w domu zrobić, jasna sprawa, no i 19 godz, zazwyczaj juz do mycia, kolacja i mała na bajeczki, w lecie ok 20. Jednak tego czasu po południem było niewiele, ale wiem że wszystko należało do mnie i mimo braku czasu, było zrobione. Ale wciąż słyszałm że jestem beznadziejna, ze nic mi się nie chce i takie tam. Nie tego się nie da opisa, to jest masakra jakaś, przeżyłam wiele, ale az głupio opisywać te beznadziejne sytuacje. A to dlatego ze nie mam tam zrozumienia, tylko znajomi i moja rodzina uważają ze zrobiłam najleoiej na swiecie, ze w końcu zaczniemy spotykać się jak rodzina. Bo 5 lat to za długo, by sie nie widywać, lub tylko sporadycznie od wielkiego święta. Kocham mojego męża, ale im dłuzej tym barzdiej dochodzę do wniosku, ze on kocha aczej tylko swoją, bo tylko z ich zdaniem się liczy. I wydaje mi się ze skoro do tej pory nigdy nie stał po mojej stronie, to w tak ekstremalnej sytuacji powinien walczyć o mnie kazdego dnia byśmy byli razem. Ja to wiem, ale musi się jeszcze sporo łez wylać zeby się te decyzje uprawomocniły. Bym mogła podnieść głowę do góry i nie ogladać się za siebie. Ale czy dam radę??? Na początek umówiłam się do świetnego fryzjera na sobotę, poprawię sobie wizerunek i zacznę poświecać więcej uwagi sobie, bo do tej pory dbałąm o wygląd bo moja praca też tego wymaga, jednak zawsze fryzjer i moje potzreby to 2 plan. ALe zamierzam zmienic wiele. Tylko potzrebuję wiele energii i wsparcia.
  18. Właśnie o to chodzi, ze babcia tak mojej córeczce tłumaczyła wiele razy, ze mama nie dobra itd. Na co moja córcia zaraz reagowąła tak, ze przychodziła mnie poinformować o tym co babcia mówi. Wile razy uczestniczyła w kłótni i nawet zamykała drzwi aby babcia na mnie nie wyzywała. Wiedziała ze babcia robi źle krzycząc na mnie. Wieleokrotnie były sytuacje, gdy ja nie pozwalałam na coś, babcia jako ta wspaniała podważała mój autorytet i pozwalała i miała gdzieś co ja na to. Bo chciała i tu również grać 1 skrzypce. Jednak tak mała osóbka a tak mądra, tłumaczyła mi ze dorośli jak się kłócą, to powinni się pogodzić. Wielokrotnie moja mała gwiazdeczka, przychodziła na kolanko żeby mnie przytulić, gdy płakałam i było mi smutno i choć wiele razy w sytuacji gdy na coś nie pozwalam jest zła na mnie i się boczy, to właśnie wtedy gdy widzi że jest mi źle sama jest dla mnie wsparciem, mówiąc że zawsze będzie ze mną. Żebym się nie smuciła. Nie chcę tego dla niej dlatego poczyniłam taki krok. Czekam by mój mąż zrozumiał, ale nie mam pewności tak jak toś tu słusznie zauważył, że kiedyś ten sznur pęknie i tyle z tego, z tej mojej walki. Dziękuję za słowa otuchy, chciałam to usłyszeć od zupełnie kogoś obcego. Chciałam potwierdzenia, że robię dobrze. Wiem że tak jest ale jednak boję się że zostanę sama.
  19. Czasem mam wątpliwości, że przez moje jak mówi teściowa i cała jego strona "widzi misie" stracę męża, rodzinę, bo przecież jak zostanę z córką to już nie kompletna rodzina. Szkoda mi tego co tam zrobiłam, bo włożyłam mnóstwo energii, żeby zaadoptować ogród od podstaw, zrobiliśmy naprawdę wiele, szkoda mi tego, ale nikt nie docenił moich osiągnięć. Teraz tylko mąż przyznał mi rację, ze mając małe dziecko poradziłam sobie sama i tyle zrobiłam. Sąsiedzi, znajomi, sami mówili że widać nową gospodynię i nadal tak jest. Rozmawiam z koleżankami przez tel i wiem ze same dobre słowa są o mnie, ze dobrze zrobiłam ze moja teściowa to kawał francy, ze i tak za długo wytrzymałam. Boję się że zostanę sama, że złupieje z samotności, wiem że mam córkę, ale jak każda kobieta, zreszta jestem jeszcze młoda, potrzebuję poprostu bliskości drugiej osoby. Brakuje mi tego każdego dnia. Wszystko wraca gdy mąż przyjedzie na chwile, spędza z nami weekendy, ale potem cały tydzień jestem sama, biję się z myślami. A on zwyczajnie nie chce ztamtąd odejść. Jego matka mam wrażenie że boi się zostać sama, bo niedawno zmarł jej przyjaciel i nie ma żadnego mężczyzny, a przecież to jej ukochany synuś. Oboje chcemy pójść do poradni rodzinnej na jakąś terapię, nie wiem tylko gdzie szukać takiej poradni, czy prywatnie czy na fundusz? Nie mam kasy by wydawać na terapię, bo już wystarczająco dużo mnie kosztuje utrzymanie w bloku na wynajmie. Mąż zapłacił tylko za przedszkole, do tej pory nie płacił za nic, to były moje obowiązki, a teraz jak wyszłam z domu to właściwie pieniądze które wkładałam w dom, zostały teściowej. Bo co zabiorę szafy w zabudowie czy łazienkę którą wyremontowałam albo farbę ze ścian?? A ja zaczynam od nowa. Chciała bym, kupić na kredyt mieszkanie ale do tego potrzebna jest zgoda małżonka. Nie chcę tracić pieniędzy na wynajem.
  20. No właśnie. Wiele razy mówiłam, ale słyszałąm, ze to ja jestem tą nie dobrą, nie zadowoloną. Teraz również tak jest, całą winą obarczona jestem ja. Czy jego rodzina powinna mnie tak oceniać? Chcę mu powiedzieć, ze musi npodjąć decyzję, ale to nie takie proste, on już w którymś momencie tak posatnowił, postawił się i skończyło się dobre tzn. ciepłe i miłe słowa, zaczął zupełnie na odwrót, myśląc ze w ten sposób mnie złąmie. Jednak ja wiem ze nie mogę tam wrócić. Jeśli mamy być razem, to zupełnie na innych zasadach no i tylko we trójkę. Wie o tym, dlatego też trudno mu podjąc decyzję wiedząc ze jak odejdzie z domu to starci wszystko co osiągnął, że matka jednak mu to zabierze. Wie ze ja tam nie chcę wracać. Postawiłam sprawę jasno. Jednak mam wątpliwości, zrobiła bym wiele ale nie wszystko dla tej głupiej baby, która rozpier... moje życie. Być może potzrebuję więcej czasu by taki kolejny i stanowczy krok postawić.
  21. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jego matka tak mnie zmanipulowała że bałam się odbierać telefon od własnej mamy. Bardzo żadko jeździłąm do mamy, do braci, zeby był spokój, pracowałam, zajmowałam sie córeczka od malutkiego, bez żadnego wsparcia, nawet w tych trudnych chwilach dla młodej mamy, gdyz moja mama mieszkała zbyt daleko by być co dzień, w dodatku jak miała przyjechać to ukochana teściowa zamykałą drzwi do pokojów na pietruchę, jakby ktoś miał coś jej zabrać. Nie u krywam ze od jakiegoś pół roku, jej pokój wciąż był zamknięty, nie wiem tylko przed kim? Miała zrobione wszystko, zawsze byłam z tym wszystkim sama, bo mąż wciąż pracował, i nie daj boze mu zawrócić głowę, bo on wciąż zmęczony. Ukochana mamunia wciąż go broniła. Ja tej presji nie wytrzymałam, Mój mąż to dobry chłopak, ale ona nim manipuluje, tak jak mną przez tyle lat, ma ogromny wpływ na dzieci, gdyż teść zmarł jak były jeszcze małe. Sama wychowywała, niestety widać tu brak ojca w wielu sytuacjach. I tu u mojego męża również. Wiem że go bronię, ale to dlatego że go kocham, nie miałam pojęcia ze będę musiała kiedyś stanąć przed takim wyborem. Nie chce od niej nic, chcę odzyskać swojego męża, ale ona mi to utrudnia. Wiem ze powinien iść za mną, tymbardziej, ze nigdy sie za mną nie opomniał, wiec najwyższa pora by to zrobił. No ale mama mu tłumaczy ze go zostawiłam, nie myśląc o konsekwencjach, że może nie chcieć iść za mną. Ale w głębi duszy liczyłam, że raz w życiu postawi sie za mną i podejmie męską decyzję. Po 2 miesiącach, pisze do mnie, ze to jest nasze, ze nie wyobraża sobie zeby mnie tu nie było, zebym wróciła, a jeśli zdecydujemy się odejść to razem. Ale ja nie wierzę ze on odejdzie. Tak naprawdę wyprowadzałam się 2 razy, ten był 3. Tyle tylko że do tej pory zawsze szłam do mamy, no a mój mąż mnie prosił o powrót, obiecywał ze wszystko się zmieni. Tak jednak niebyło. On nie może pojąć ze ja uciekłam od jego matki. To jest jakaś psychopatka. Teraz nawet siostry mojego męża się do mnie nie odzywają. Nie rozumiem dlaczego, obie kiedyś uciekły od niej w podobnje sytuacji, szuklająć swojego miejsca na ziemi. Teraz gdy minęły lata, zapomina się o takich sprawach. Ja je pamiętam, bo bardzo długo chodziliśmy i ja te sytuacje przeżyłąm w tej rodzinie, nie spodziewałam się jednak ze mnie też to spotka. Osoby bezstronne, które widzą co się dzieje, znają mnie i teściową, uważają ze zrobiłąm najlepiej jak mogłam. A mój mąż powinien to uszanować, nie zmuszać mnie bym próbowała jeszcze z nią mieszkać. On chce budować 2 piętro, wtedy bylibyśmy na swoim. Ale wydaje mi się że to nic nie zmieni. Ja próbowałąm ponad 5 lat i za każdym razem było gorzej. Czy ja naprawdę powinnam odpuscić?? Może jeśli do niego dotrze, że ja naprawdę nie wyobrażam sobie tam wrócić i wspólnie z nią mieszkać i wszystko dzielić jak dotąd, to w końcu będzie z nami. Ale jak tak sobie myślę o tym wszystkim co juz przez te 2 miesiące przesząłm, to wydaje mi sie że go starcę, ze pzrez nasz upór starcimy siebie. Doradźcie najlepiej jak można. Ja zwariuję, nie mam żadnej pewności ze jutro znowu się zobaczymy, to jest starszne. Weekend razem, a potem nagle cały tydzień osobno. Jak długo mozna tak żyć??? Jestem załąmana. Moja córcia budzi się w nocy z płączem za nim. Co ja mam jej mówić? Jak wytłumaczyć bezboleśnie tę chorą sytuację?
  22. Dziewczyny widzę ze nie tylko ja mam taki problem. Jestem w związku od 11 lat, od 5 po ślubie. Mamy córeczkę 5 letnia- własnie dziś ma urodzinki i jestesmy same. Tuz po ślubie bez wahania przeprowadziłam się do męża, bo on miał działalność u siebie w domu. Zresztą już wcześniej były takie ustalenia. Choć mama uprzedzała mnie, to ja jeszcze byłam głupia, miałam 24 lata i nie myślałąm o tym że teściowa zniszczy nasze życie. Jak tylko przeprowadziłam się, to się zaczęło. Wcześniej dość często bywałam u swojego męża przed ślubem, zawsze byłam uważana, dobrze traktowana itd. Az nagle jakiś odwrót. Tyle tylko ze znosiłam wszystko jakoś tłumacząc sobie, dziś jest źle, jutro będzie lepiej. Niestety teściowa dosłowienie zaczęłą się wpier... we wszystko, że źle dziecko chowam, że coś nie zrobione i nie akceptowała mojej rodziny. Wiele razy dochodziło do kłótni, ale mój męzulek nigdy się za mną nie opomniał czasem nawet dodał oliwy do ognia. Nie miałam wyjścia, córcia mała, co dalej, ale jeszcze wtedy nie myślałąm tymi kategoriami. Dopiero gdy mała poszłą do przedszkola 2,5 roku, zrozumiałam ze jestem samodzielna i nie pozwolę by teściowa zawsze mi sie wpieprzała. Po 1,5 zmieniłam pracę na jeszce lepszą, to ją szlag trafił, bo ja się pięłam do góry i była jeszcze gorsza. Dodam tylko ze w domu zrobione było wszystko, ogród, w domu , pzry dziecku, zawsze ugotowane. Jednym słowem bez pomocy jakiejkolwiek ale dawałąm radę. Ona z kolei zajmowałą sie dziećmi córki i jej domem, gdy wracałą to juz tylko telewizor i żadnego obowiazku, nawet zeby sie małą zająć, gdy ja kosiłam trawę czy paliłam w piecu. Wszystko było zrobione. Nie dokładała do niczego. Zawsze musiałam liczyc na siebie. Mój maz był typem człowieka który chowany był jakby pod kloszem tj. nie wiedział co potzreba, ile to kosztuje itd. Mała ma 5 lat a on jeszce nigdy jej nie kąpał ani nie karmił. Mamusia wyręczała go we wszystkim, a mi zarzucała ze on tak cieżko pracuje a ja jeszce czegoś od niego wymagam. Po prostu zawsze ja obrywałąm za wszystko. Nawet pokochać ani pokłócić się nei mogliśmy, bo ona za ścianą i otwarte drzwi. Był zcas że naprawdę sex to ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę. Pretensje męza ze kogos mam lub go nie kocham. A tu wpływ miała sytuacja w domu. Jak impreza, czy świeta to zawsze u nas, i kto robił przygotowania. JA. Zakupy JA. Nikt nie pytał czy mam pieniązki. A na gościnie była tylko jedna strona. Rodzina męża. miałam tego dosyc z każdą chwilą, bo moja strona nawet nie miała ochoty przyjechać, bo za kazdym razem miałam zadyme ze za mały prezent dany, jakieś spojżenia. Wolałąm czasem pojechać do mamy czy braci, ale i tak mimo tego ze bardzo żadko jeździłam, miałam zadymę. Tego roku na B. Narodzenie przegiecie. Nie będę opisywać, bo to nie ma sensu. W kazdym razie wiele razy prosiłam męża aby porozmawiał z mamą lub jakoś zareagował, ze jej zachowanie jest beznadziejne, że w niczym mi nie pomaga tylko wiezcnie wymaga. Na Święta wszyscy znaleźli od niej upominek pod choinkę tylko nie ja. Dodam ze kolejna Wigilja u nas i przygotowałam ją sama dla rodziny męza. Po prostu piorun we mnie strzelił. W styczniu powiedziałam mezowi ze ja nie chcę mieszkać z jego matką, tak się nie da, nic ją nie obchodzi, do niczego się nie dokłada, potrafi zajzeć do lodówki i skomentować ze nic ciekawego nie ma. Że brakło kawy. A przecież miała pieniązki. Te sytuacje sie mnożą. Nastepnego dnia gdy weszłam z pracy, od progu drzwi uslyszałąm kolejna zjeb.... Znowu mącę, znowu mi cos nie pasuje, żądzę oj wiele się działo. Postanowiłam ze to koniec. Moja mama nigdy nie powyzywała meza, krótko mówiac nie zjeba.. go, na mnie tez nie krzyczała wiec dalczego ja miałam to znosic. 5, 5 roku. Znalazłąm mieszkanie, zabrałam rzeczy i małą i wyprowadziałm sie. Mój mąż w pierwszej chwili nie mógł znieść mysli ze go zostawiłam. A ja nie odeszłam od niego, tylko od jego mamy. Wiele razy poruszałam ten temat, aby choć raz się za mną wstawił, pomógł, ale zawsze było tak samo tesciowa z ryjem na mnie. Dodam jeszcze ze finansowo mąz realizował swoje plany zawodowe, takze tez wsparcia nie miałam, no ale liczyłam się z tym ze kiedys jego firma przyniesie zyski i wtedy będzie lepiej. Nie zarabiałam najgorzej, ale nie mogłam znieść sytuacji ze mamunia jest na moim garnuszku, a ona do skarpety i potem wspaniała mamunia jak synusiowi odpaliła parę stówek. No i docinki ze ona może, a moja mama to nic. DOdam ze 5,5 roku nawet mnie nie zameldowała, wszystko robiłam jak w swoim, i póki co nie miała zamiaru zrobić zapisu synowi, zebym poczuła się jak u siebie, tylko wiecznie słyszałam od niej ze nie jestem u siebie, ze się rzadzę. Mój mąz dojezdał do nas do miasta 6km tak naprawde na noc po całym dniu pracy. Pierwsze 2 tygodnie były trudne, ale chciał byc z nami. Rozmawialismy o czymś swoim, moze by cos kupić, wziąść kredyt na dom lub mieszkanie. ALe po prawie 2 miesiącach stwierzdził, ze wynajem to marnotrawienie kasy a on kredytu nie weźmie, bo on chce budować to co zaczął, a dom moze za 2 lata. A do tego czasu co?? Stwierdził ze zostaje ze swoja budowa firmy w domu i z mamusią. Po prostu masakra jakaś. Wolał byc tatą w weekendy, zostawił nas, ta sytuacja go przerosła. Twierdził ze bloki go duszą. Ja w sumie lubiałam robić na wsi, w ogrodzie i wogóle, ale z perspektywy czasu uznałam ze chyba mieszkanie będzie najtańsze i najwygodniejsze, zwłaszcza ze dom niby miał być jego. Wiec moglibyśmy mieszkać w miescie, dojezdał by do pracy, i spałcali sobie kredyt, a za parę lat córka miała by mieszkanie, a matka jeśli zapisała by mu w końcu ten dom lub moze gdyby już jej nie było, to wrócilibyśmy na wies na stałe. Tymbardziej ze mnie byłoby o wiele łatwiej skoro jego i tak całymi dniami nie było, poświecał sie pracy, nie miał za wiele czasu dla nas. Ale nie zrezygnował ze wszystkiego, zostawił nas, wolał się realizować niz spróbować znaleść rozwiązanie i byc z nami. Bardzo go kocham, walczyłam, rozmawialiśmy praktycznie tylko przez sms-y, nie jak normalni ludzie. Ale on wciąż obarczał mnie cała winą, nie widział problemu, twierdził ze wyolbrzymiam, ze matka to nie powód. Zrobił mnie najgorsza suka. Miałam wrazenie ze to co do mnie pisał to jakby zupełnie inny człowiek, nie ten którego kocham. Właśnie dlatego ze go bardzo kocham cierpie okropnie. A on widzę ze nie jest pewien swojej decyzji, ale twardo utrzymuje, ze on innego rozwiazania nie widzi. Nie muszę juz nic robić, mogę sobie tu mieszkać, a on poradzi sobie tam sam, moze nawet gotować jeśli będzie trzeba. Po prostu robił mi na złość, tak by mi było przykro, a przecież zawsze miał wszystko na czas. Co ja mam robić?? Walczyć czy odpuścić. Mam mętlik w głowie. Problem w tym, że ilekroć do nas przyjedzie, już są rozmowy, że z nami zostaje, że wspólnie szukamy rozwiązania, po czym jedzie do mamy i ona znowu mu miesza. Nawet zagroziła że jeśli zdecydujemy się na mieszkanie, to nie zapisze mu domu. A przecież tyle tam zrobił. Błagam pomóżcie, doradźcie, jak wpłynąć na ukochanego, zeby był z nami.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...