Skocz do zawartości
Forum

iga1983

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez iga1983

  1. Chętnie przyłączę się do Twojej samotności. Ja też dostaję obłędu, masz rację "lalado" samotność to taka starszna chwila. Nie nawidzę być sama, nie wyobrażam sobie długiewgo weekendu, moze nawet lepeij że na 2 maja nie dostałąm urlopu, bo nie wiem jeszcze co ze sobą i z małą zrobić. Ja ostatecznie mogłabym przesać cały dzień, ale mała musi wyjść, rozerwać się wiadoma rzecz. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę sukcesów w dążeniu do celu. Szkoda że mój facet nie dostał takiego kopa, obrałam chyba złą taktykę i to mój błąd. Ale jak się kogoś kocha to popełnia się wiele błędów nawet nieświadomie.
  2. Nie umiem, nie potrafię. Płaczę nad naszym losem, bo czekanie w samotności to chyba najgorsza rzecz na świecie. Wiem jedno, jeśli odpuszczę, stracę go. On odbierze to za brak zainteresowania i że go nie kocham. Teraz gdy mówię ze go kocham zwyczajnie zaprzecza. Może specjalnie sobie wmawia by było mu łatwiej. Może się nad sobą użalam, ale pewna mądra osoba, znając sytuację z obserwcji, stwierdziła kilka dni temu, podobnie jak Wy " zawalcz jeśli uważasz że ma to jakiś sens, jeśli nie to odpuść, może sam się ocknie... jeśli nie to znaczy że mu nie zależy" i ze moze gdybym miała ze 3 lub 4 lata więcej to inaczej spojżała bym na to wszystko. Ja to wszystko wiem i sama sobie powtarzam ale nie potrafię powiedzieć jemu właśnie STOP. Gdybym to zrobiła, rozwiązała bym sobie i jemu wiele problemów i obowiązków. Chyba zwyczajnie boję się zostać zupełnie sama bez nadziei, teraz chociaż ona jedna mi pozostała.
  3. I powtórka z rozrywki. Kobieta czuje gdy jest źle i nie bez powodu miałam złe przeczucia. Wczoraj dojechał ale o 12 w nocy, nie pisałam ze oprócz pracy jego pasja są ryby, uwielbia tam jechać i w ciszy i spokoju rozważać wszystko sam. Ja nie cierpię tej ciszy. Przyjechał po długich rozmowach sms. Dziś rano szybko musiał jechać, nie ważne gdzie i po co, czuje ze nie mówi mi wszystkiego, jedzie byle nie siedzieć tu w bloku. Przyjechał na obiad jak zwykle w niedzielę, po czym cisza i zdenerwowanie. Widzę ze jest problem ale jak zawsze boję się pytać by nie wybuchł. Zabrał nas na lody a potem szybko chciał się pozbyć na plac zabaw. Usiadł na 5 minut, mała chciała zaangażować go do zabaway, kompletnie żadnej inicjatywy po czym wstaje i oznajmia że jedzie że sie źle czuje i nie wie czy przyjedzie. Jak zwykle słowa "nie wiem" które oznaczają po prostu "nie" ale nie chce mówić tak by znowu zasiać moja nadzieje. Znam już to nie od wczoraj Tak czuję sie samotna, cholernie samotna. Pytam w sms co się dzieje? Dlaczego ze mną nie rozmawia? Dlaczego mi nie ufa? Odpowiedź brzmi : "że czuje się oszukany, nie potrzebny, ma wszystkiego i wszystkich dość". A wogóle nie daje sobie pomóc. Gdy odjeżda, znowu nastaje u mnie smutek i żal. Tęsknota, tylko wciąż nie wiem czy mogę na nim polegać, bo przecież nic z siebie nie daje, nawet o mała specjalnie nie zabiega. W głowie mi się nie mieści jak można być takim egoistą. Pisze później ze musi pobyć sam, wszysko pzremyśleć. A gdzie w tym wszystki miejsce dla mnie i dziecka? Czy wogóle zastanawia się jak ja mogę się czuć? Myślałam o wyjeździe w weekend, ale dokucza mi brak kasy, zresztą u niego jest tak samo. Zawsze jeździmy na wakacje nad morze, co w tym roku będzie nie wiem. Nie wiem czy MY jeszcze będziemy trwać w tej rozłące. Czytam, rozmyślam, płączę i nie pojmuję dlaczego mój mąż, który ślubował mi miłość, przestał zabiegać o mnie. W dodatku wciąż słyszę jakieś uwagi: że niby to ja zabiegam, walczę?? Wciąż zaprzecza. Nie wiem, może staję się nudna w tych swoich wypowiedziach, ale tak naprawdę to jedyne moje źródło gdzie mogę się wypłakać, wygadać. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś odnajdę siłę do życia, nastanie nowy dzień, zapomnę o tym co było, zacznę oddychać nowym powietrzem, bo czuję że po mału zaczynam umierać, tracić siłę i energię i choć w tym roku będę miała 30 latek to zcuję jakby życie pzreszło obok mnie. Nprawdę gdyby nie to małe szczęście które jest u mojego boku, nie miałabym siły dalej żyć, tylko ona jakoś jeszcze zmusza mnie by myśleć że jutro będzie lepiej. \Dziękuję i przepraszam/
  4. Jak wielu tu "aaagaaataaa" jesteś barzdo mądrą osobą. Łzy lecą mi same jak czytam Twój i wiele innych postów. Wiem że nie powinnam zabiegać aż tak, wiem ze powinnam wyluzować, odpuścić faktycznie może na jakiś czas, bo wciąż słyszę "...nie wiem czy prztjadę..." dziś przecież sobota, była jak zwykle, widzę ze już po pracy, ale kręci się, krząta, udaje że jeszcze coś robi. Po prostu jakaś totalna olewka, chyba faktycznie jeśli dziś nie dojedzie do nas to pora by coś z tym zrobić. Ale on robi to celowo, dajac mi nadzieję po to bym też czekała i nigdzie nie jechała. Cały czas w niepewności. Już na chwilę było lepiej, teraz znowu zwątpienie chyba wiem dalczego. Zaraz na samym początku jak się to wszystko stało uparcie szukał domu w okolicy. Teraz po 3 miesiacach faktycznie jest oferta godna zawieszenia ok, nawet 2 jedna w okolicy 2 kawałek dalej. I co usłyszałam? "to sobie kup i sobie tam mieszkaj". Czyli postawił tylko na jedną szalę, tylko tam i niegdzie więcej. A wcześniej rozważał taką opcję. Wydaje mi się ze znowu poczuł się całkiem bezpiecznie, bo ma obiady, ja zabiegam o niego, zupełnie jak kiedyś. A on zaczyna wygasać jak jak wulkan po erozji. Gaśnie i przyzwyczaja się do nowej sytuacji. To nic że mnie nie ma u jeogo boku. Mam wrażenie, ze im dłuzej to wszystko tak potrwa, zwyczajnie wygaśnie. Co do małej to bardzo mało czasu jej poświęca, zupełnie jak kiedyś. Nic się nie zmieniło. Tylko na samym poczatku zaczą ją odbierać częściej z przedszkola i zawoził mamie, niby że wszyscy tacy stęsknieni za nią, a teraz znowu wszystko wróciło do stanu pierwotnego. Małą zawsze była tylko ze mną i tylko na mnie może liczyć, bo przecież nikogo więcej nie ma wokół. A co to za tata któremu o co dziennych sprawach moze opowiedzieć tylko w weekend. Połowy nie p[amieta z całego tygodnia. Ktoś jak może spojży z boku to powie że to moja wina, bo się wyprowadziłam i ograniczyłam tacie kontakt z dzieckiem, ale przecież nikt mu go nie zabrania. A jest zupełnie tak jak kiedyś gdy mieszkałam tam, też go nigdy nie było, a jak był to w zakłądzie obok. Faktycznie głupio jest mi gdzieś iść czy jechać samej z małą, niby mam partnera a go nie mam. Dziwna sytuacja. Zauważyłam że jest taki jakiś dziwny jak zaczynam mówić o innym domu a nie o rozbudowie tego. Teraz jest sytuacja taka że nawet jeśli byśmy stawiali tę cholerną górę, to teraz jest wiosna i wszyscy maja pełne ręce roboty. Zanim dojdzie do zapisu, uzyskania pozwoleń, projekt i budowa a raczej jej finał, to upłynie najmniej rok. A to za długo jeśli mamy zyć w rozłace to to się nie uda. Gdyby choć zdecydował się byc tu z nami to zupełnie inna sytuacja. Nie wiem wątpię w to wszystko, dlatgo uważam ze jedynym wyjściem jest inny domek nawet obok ale tak by go kupić i wchodzić i mieszkać. Jeśli chodzi o organizacje i pomoc specjalisty, to mieszkam w mieście ale tu nie ma jeszcze stoważyszeń akurat pod kątem rodziny, raczej psycholodzy do któych czeka sie wieki. Przepadła nam wizyta, nie mam terminu kolejnej, włąściwie to nie wiem czy będę miała jeszcze zapał tam iść skoro nie wypaliło, dottąd chciałam, ale jak widzę jak mąż się zachowuje i gaśnie w walce o nas to wcale nie chcę tam iść. Co do mojego stanu, jestem silniejsza, zaczynam mniej mówic o tym co się stało, staram się też mniej myśleć, jest wiosna mamy więcej zajęć z małą, jest gdzie wyjść bo ciepło, ale mimo wszystko mój stan emocjonalny potzrebuje porządnej regeneracji. Mam nadzieję że długo to nie potrwa. Jeśli chodzi o kasę to jak zwykle on realizuje swoje plany, mło wiem teraz co się dzieje ale jak wołam to zawsze po kilka razy bo wciąż nie ma. Takze nie sądzę by to się zmieniło. Pewnie ze mam braki i sam powinien pomyśleć ze jest mi ciężko. Ale jak pamiętam to nigdy nie maiałm takiego wsparcia, nie sądzę by to się zmieniło. Z drugiej strony myślę ze jeśli nawet kupimy coś niedaleko to i tak wszystko będzie na mojej głowie, bo on i tak będzie robił i inwestował tam. SObota godz 17 jeszce tam ssiedzi, gdyby chciał to juz by był z nami. Przecież jest sam sobie szefem i mógłby tak sobie zaplanować czas ze miałby go hociaż w weekend dla nas. Sił mi już brak, ręce opadają a ja nic więcej zrobić nie mogę. "Podam głupi przykład, ale wiem ze gdybym tam wróciła to znowu siedziała bym z ukochana tesciowa i córeczką w domu, a on w pracy, a ta zajebista atmosfera by mnie niszczyła każdego dnia, ale on by miał nas, miałby ugotowane, posprzątane, jednym słowem sielanka- tylko dla kogo?" Coraz marniej widzę naszą przyszłość.
  5. Znowu wątpliwości. To chyba się nie uda. On wciąż tłumaczy się że jest zmęczony, wiem że jest. Ale jeśli się kogoś kocha to zmęczenie nie może być silniejsze w dodatku prawie każdego dnia. Wciąż słyszę nie mam siły, nie przyjadę. Przyjeżda wtedy gdy się najmniej spodziewam. Nie wiem w dodatku pewne sytuacje coraz bardziej mnie utwierdzają że pewne rzeczy czy też ludzkie cechy po prostu nie są do zmiany. Staję na rzęsach ale to chyba bez celu. Przynajmniej ja nie widzę tego z jego strony. Bardzo go kocham to jest we mnie najsilniejsze ale czy warto ponad wszystko się podkładać jeśli 2 osoba tego nie docenia. Może docenia nie wiem bo nie okazuje tego po sobie.
  6. Sytuacja między nami zaczyna się zmieniać. Oby nie zapeszyć, ale jest lepiej. Dziś mój mąz 1-szy raz od nie pamietam kiedy ale chyba od 1,5 roku był ze mną u rodziców. Niby niepozorna kawa, ale od tak dawna zwyczajnie bał się, nie wiem nie chciał po prostu jechać. Twierdził ze nikt go nie lubi, ale jest w błędzie bo naprawdę wszyscy są bardzo tolerancyjni jak na to co się stało i jak nadewszystko chciał zrezygnować z rodziny. Było sympatycznie, 2 godzinki byliśmy ale przypomniały mi się dawne czasy, gdy zawsze z nami jechał. Byłam też prawie całą sobotę na działce, bardziej z sentymentu, ale trochę przepieliłam swojae krzewy. Brakuje mi tego jak nie wiem co. Właśnie minęły 3 miesiące, przynajmniej między nami jest lepiej, jak narazie skończyły się te pretensje o wszystko i o nic, wyrzuty, przestał mnie prosić bym tam wróciła, chyba zaczyna rozumiec ze jednak nie o niego tu chodzi, tylko o matkę która całe życie każdemu we wszystkim mąci. Powiem tylko tyle, sama się sobie dziwię, ze po tym wszystkim jestem w stanie tak bardzo walczyć o tę miłość. Znajomi i bliscy również podziwiają fakt i ostatnie zdarzenia i to że mimo wszystko jak narazie jakoś przetrwaliśmy. Czy tak juz będzie zawsze??
  7. Na kolejną czeka się miesiąc do półtory, chyba ze się jakieś miejsce zwolni. Sami mi muszą ustalić. Czekam. Ale przyszła w końcu wiosna i już zaczynamy obie z małą inaczej organizować sobie popołudnie, nie mamy za wiele kiedy posiedzieć w domku, nie nudzimy sie. Jedynie wieczory to ogromna pustka. Ale brakuje mi tej przestrzeni, wyjścia na ogród, moich roślinek. Do tej pory spędzałam bardzo aktywnie czas gdy tam mieszkałam, zawsze miałam zajęcie, aż nadto, a teraz taka ogromna pustka, nie mam czasem co ze sobą zrobić, biję się z myślami czy nie zacząć robić coś w ogrodzie bo oszaleję. Wtedy być może wypełniłabym tą pustkę, a z drugiej strony myślę sobie, to ja przecież stworzyłam ten ogród i szkoda by było żeby znowu wszystko zapuścić, zbyt wiele pracy w niego włożyłam. Nie wiem, waham się, zwłaszcza dlatego, ze jeszcze nie zapadły decyzje co do zapisu. Bo gdyby było już to ustalone to wtedy miałabym alternatywę.
  8. Z przykrością muszę Wam oznajmić iż nie byliśmy na spotkaniu z psychologiem gdyż w ostatniej pani wizytę odwołała z powodu nieobecności prowadzącego. No i cóż znowu nic nie wiemy. Będę musiała nas umówić na inną wizytę a to znowu niestety czas. Póki co nic się nie zmieniło, sytuacja jest taka jak była,tyle tylko ze wracam do domku i nudzę się cholernie. Co prawda wychodzę z małą na spacer, na plac zabaw, ale jednak brakuje mi tych moich zajęć w ogrodzie, to co lubiłam na co dzień. Popadam już w jakąś euforię, ale nawet gdybym chciała tam coś zacząć robić to się boję, dziwne mam uczucia gdy na podwórku jeśli jestem tam przez chwile mijamy się bez słowa z teściową. Masakra jest jakaś. Najlepiej by było zamknąć ten etap w życiu, ale to bardzo trudne. Nie chcę tego, ale taka osoba jak ona chyba nigdy nic nie zrozumie swojego podejścia i minęły już 3 miesiące i nadal głowę dumnie nosi do góry.
  9. A może ten czas gdy jesteśmy z dala od siebie, widujemy się jak narzeczeńśtwo, a jednak dogadujemy wszystko przez telefon, ale rozmawiamy częściej niz kiedyś. Wiele spraw załatwiam dla niego, on też jak nie moze przyjechać to dzwoni. Nie wiem może jestem naiwna, może nie potzrebnie chcę ratować to co jeszcze jest. ALe w głębi duszy myślę sobie, ze może w ten sposób, moze włąśnie tego brakowało w tym zwiazku, by kazde z nas działało na włąsny rachunek, by coś od siebie robić dla tej drugiej osoby. Wiem ze ja tu dominuje, ale jednak on też wykazuje inicjatywę. Moze jeszcze nie wszystko starcone. Tak wiem znowu żyje nadzieją.Ale za 2 dni terapia.
  10. Kochani jesteście wspaniali. W głębi duszy czuję i wiem ze macie rację, że pewnie wiele razu wspomnę Wasze słowa jak mi radziliście, odradzaliście. Ale chyba jak do każdej decyzji zwyczajnie trzeba dojżeć. Ja chyba jeszcze niestety nie dojżałąm. Wciąz łudzę sie ze jutro będzie lepiej, am dni ze sie uśmiecham, zwłąszcza jak jest takie piekne słoneczko, ale przychodzą chwile zwątpienia, zwłaszcza wieczorem gdy zsotaję sama a mała już śpi. Czasem idę spać z kurami zeby tego nie czuć. Moim życiem jest praca, kocham ją i nie wyobrazam sobie jej nie mieć, tam mnie ludzie doceniają, zostałąm asystentką prezesa firmy od stycznia, czuję że sie rozwijam. Kiedyś np czekałam na długi weekend, teraz boję sie tej majowej przerwy, zbyt długa. Wiem mam rodzinę, ale zwyczajnie nie chce mi się pojechać, bo od razu mama mnie namawia bym została żeby trochę się oderwać, ale ja jestem zagubiona, nie chcę, od razu mnie ciągnie by wracać do mojej kawalerki. Bo to teraz mój dom, przynajmniej odzyskałam tu spokój, ale zyskałam samotność. Jak to mówia "wszystkiego mieć nie można". Czy ja wiem czy mam ochotę na znajomych, na wyjścia, to chyba jeszcze nie ten etap. Przyznam szczerze ze nie pisałąm tu o tym, iż miesiąc temu moja szefowa, zorganizowałą wypad babski do klubu. Oczywiście byłam za, mąz zgodził się zsotać z małą, ale oczywiście wiedziałam co mnie zceka i nie myliłam się. Do tej pory nigdy nigdzie nie wychodziłam i nie szczególnie dążyłam do tego, moze dlatego że mój mąż to typ samotnika, unika toważystwa, zawsze taki był. Nie wiem tylko dlaczego kiedyś mi to nie przeszkadzało, teraz czaem by się chciało chć na chwilę oderwać od rzeczywistości, ale wpadliśmy już w wir przyzwyczajenia i ciężko cos zmienic. wracając do wypadu, to już po 2 godz. miałam sms-y jaka to fajoska impreza bez męża. Przyznam sie nez bicia, ze tak mnie to wyprowadziło z równowagi, że zalałam się na maxa, a moje towarzyszki wszystkie wiedziały co mnie czeka bo tak to pzreżywałąm. No i wróciłąm do domu, wszystko pamięta, ale nigdy nie byłam w takim stanie, nie lubie alkoholu. W każdym razie rano, a raczej już po powrocie miałam rozwód. Maz zabrał w tym czasie jak mnie nie było wszystkie swoje rzeczy i rano oznajmił ze to kponiec. Bo mi niby dupa ożyła i myślę o głupotach i szaleć mi się zachciało i takie tam. Jesteśmy 11 lat razem i nigdy, nigdzie nie byłam bez niego (dodam jeszcze że nie pamiętam kiedy gdzieś wyszliśmy, na piwo czy potańczyć, nie pamiętam) i wtym momencie właśnie mu to zarzuciłam. Momo wszystko był to wypad firmowy, same baby, które w dodatku się schlały. Ale co z tego, jeden wieczór odskocznie i 2 tygdnie walki z męzem. Ale przebrneliśmy to. I to chyba kolejny powód dla którego nie mam ochoty wyjść, bo jednak on na mnie liczy. Niby jesteśmy razem, ale wiem ze byle powód nas rozdziela. Tak jest między nami, nie ma silnej więzi która zwykle łączy związki. Za dwa dni terapia, mam nadzieje ze spojżę na wszystko z dystansem. Może i jemu i mnie psycholog doradzi coś mądrego.
  11. Może to dziwne, ale jednak zastanawiam się, ale nie nad powrotem i mieszkaniem z teściową, ale nad powrotem do góry jak zdecydujemy się już zrobić górę. Wiem że to trochę potrwa. Jeśli chodzi o obiadki, to faktycznie przez 1,5 miesiąca nie woziłam, ale nie potrafię tak. Czuję się w obowiązku, to mój mąż w dodatku nie jest mi obojętny. Mam rozkołatane myśli, ale tak mi serce podpowiada. Nie u7miem sama siebie ocenić czy robię źle czy dobrze. Może faktycznie gdybym zaczęła inaczej organizować czas wolny to zupełnie inaczej bym spojrzała na życie. Ale nie wiem narazie jak to zrobić. Wiadomo gdybym była sama to zupełnie inaczej, ale ja mam dziecko i nie wyjdę sobie tak po prostu wieczorem ze znajomymi.
  12. adzik11 Iga ja na twoim miejscu przestalabym wozic mu te obiadki. Ty masz na glowie dziecko ,prace i oczywiscie tone problemow czy ktos sie martwi o Ciebie? Pomysl troche o sobie bo ty naprawde sie wykonczysz nerwowo. No a z tym ogrodem to mnie rozwalilas jeszcze czego moze jeszcze bedziesz sprzatac tesciowej w domu co? OSZALALAS??????? Kiedy idziecie na ta terapie? Jeśli przestanę wozić obiadki zwyczajnie się pogniewa. Stwierdzi że mam go gdzieś. Tak jak było wcześniej CO do wizyty to już w środę, Co do ogrodu, wierz mi że on liczy że jednak ja to obiegnę i udowodni tym samym matce że mi zależy a jednak tylko o nią chodzi a nie o pracę, bo matka jego mi zarzuca że jestem nygus i uciekłam do miasta i że zwyczajnie nie chce mi się nic robić. Ja się pytam. A kto do tej pory wszystko robił??? Raczej nie ona. Zastanawiam się czy jej udowadniać i czy jest sens. No i tak jak pisałam wcześniej, jest sobaota a ja siedzę sama. Chyba powinna zacząć rozglądać się za towarzystwem, bo ta samotność mnie jeszcze ardziej dobija. Ja nie wiem jak ludzie mogą być latami sami? Nie wyobrażam sobie, bo przecież każda istota na świecie potrzebuje choćby przytulenia, odrobiny pieszczoty. I tak właśnie jest ze mną. A moze mąż zwyczajnie próbuje sił na zamiary, moze pomalutku zacznie się przyzwyczajać być sam, co ułątwi mu walkę o ten zapis, bo skoro mnie nie będzie to po co się starać. Zostanie po sataremu, a matka w końcu albo zapisze albo jak twierdzi w testamencie po jej śmierci dostanmie się każdemu co swoje. Dlaczego mam wątpliwości, właśnie dlatego, ze chyba każdy kochajacy człowiek stanie nawet na rzęsach by tę drugą osobę zobaczyć. A on mi mówi że to nic ze jest sobota, ona nie ma siły. To chyba tylko pretekst. Zaczynam wątpić czy mnie kocha, bo nigdy nie był wylewny, ale już dawno nie usłyszałąm "Kocham Cię" ani też że nie. On chyba sam bada swój stan seca, umysł, duszę i chyba to tylko kwestia czasu. Wystarczyłoby ze mu napiszę żeby przestał mi zawracać głowę i zeby nie kazał mi żyć nadzieją i jest koniec. On sie obraza i zacyna sie walak na słowa, tak jak już tu nieraz pisałam. ZNam go. Nie umiem mu tak powiedzieć bo wiem ze by to był koniec. Ja Was wszystkich przepraszam, być może zawracam Wam głowę i piszę o bzdurach, ale tak naprawdę mogę sie tu wygadać, jest mi lżej, nie mam nikogo takiego kto chciałby codzień słuchać moich rozsterek. Mam przyjaciół i znajomych, ale przecież nie można codzień kogoś obarczać swoimi problemami.
  13. Coraz częściej mam wrażenie że walczę z wiatrakami. Cóż to za małżeństwo na odległość. On jest zmęczony, późno kończy i zwyczajnie często nie chce mu sie jechać do nas. Jest sobota a ja znowu żyje nadzieją.Jestem samotna, cały tydzień czekam, widzieliśmy sie wczoraj, ale to jedna wizyta w tygodniu, po co, by znowu odbudować nadzieję? Chcę by przyjechał, ale to nie życie, to wieczna tęsknota. Tak się nie da, nie wiem co mam zrobić ze sobą? Moze zaczynam się użalać, ale jestem "rozwalona psychicznie". Małej staram sie poświecić więcej czasu, byłyśmy na placu zabaw, na długim spacerze, na zakupach, ale sobota jeszcze trwa, a ja nadal sama, jak "kołek" lub "słomiana wdowa". Jak widzę te małzeństwa z dzieciakami na spacerze to łzy zaczynaja mi same lecieć. Nie mówię o dniu powszednim, ale sobota popołudniem, niedziela, to chyba normalne. Ale nie u mnie.
  14. Witam ponownie. Nie wnikam kim jest "franca" czy szczęśliwą mężatką czy nastolatką, uważam ze mówi do rzeczy. Jednak nadal twierdzę, ze jeżeli ktos podobnej choć odrobinę sytuacji w życiu nie przezyje to z pewnością nei ma pojecia o czym mówie lub mówią inni w będący w podobnej sytuacji. Powiem tylko tyle i nie będę sprawy rozwijać bo nie ten temat jest najważniejszy, w kazdym razie słodkiego zycia w dzieciństwie nie miałam, bo ojciec zachorował na jakaś dziwna chorobę dwubiegunową, która latem objawiała sie pzrypływem szalonej energii która sprawiała iż czuł sie jak anstolatek, a w zimie wyciszała do tego stopnia iż praktycznie nie było o czym z nim gadać. Ten stan rzeczy zaczął sie dy miałam ok 12-13 lat nie pamiętam dokładnie, jednak dał nam wszystkim w domu popalić na maksa, i te nawroty sa do dzis, takze wiem na czym polega znęcanie się psychiczne itp. Moja mama też przeszła wiele i nie chcę miec tak samo jak ona. Nie będę się rozwijać, bo sielanki nie miałam, mój mąz zna sytuację od podszewki i zawsze zarzekał sie ze nigdy taki nie będzie i nie dopuści do takiej sytuacji. Teściowa równiez zna i wiele razy wykorzystuje sytuację by się odegrac na mnie mówiac iż jestem kropla w kroplę tak samo poje... jak ojciec, z czym absolutnie otoczenie się nie zgodzi. Takze ona również nie nawidzi go za to ze jest taki beztroski w wielu sytuacjach. Ale niestety nikt nie ma i raczej miał nie będzie wpływu na takie zachowanie taty. Dlatego jak mówi słynne powiedzenie "umiesz liczyć? licz sam na siebie" dlatego nikomu nie mam zamiaru się narzucać i podobnie jak jeden z braci wolała bym się całkowicie usunąć i byc obok na swoim. Ale to chyba nie mozliwe z tym partnerem. Jednak kocham go, chciałabym ratować, ale nie pozwole kolejny raz wejść sobie na głowę, bo juz raz pozwoliłam. Złość która we mnie sie narodziła powstała w tamtym domu, uważam ze przez nią, bo włąsnie ona ma spojżenie na ludzi starsznie nie tolerancyjne. Ona zawsze jest wspaniała, a wszyscy wokół beznadziejni. To dlaczego jej rodzina jej nie lubi, z żadnym sąsiadem od lat nie gada, dlaczego?? Przezemnie??? Mnie tam jeszcze nie było, ja dopiero zrozumiałam że ona po prostu jest taka osoba której sie nie dla lubić. Jak to mówia "kto z kim przystaje, taki sam się staje" a ja nie mam zamairu taka być. Idzie wiosna trzeba by było wejść do ogrodu, nie wiem jak to zrobic i czy wogóle zaczynac temat, nie wiem, bo moze ona będzie miała cos przeciw, widzę ze małzonek oczekuje ze przyjade, zacznę znowu coś robić, a ja zwyczjnie przechodzę obojętnie, bo nie umiem tak. On z kolei ostatnio całkowicie ucieka w pracę, gdyby chociaz zaczął zabiegać o nas więcej niż kiedyś, starał sie próbował nas przyciągnąć, to tez inaczej moze bym miała ochotę, a tak po prostu jak tam jadę to chwile jestem z nim przy pracy zawoze obiad no i co wracam do domu, bo mój dom narazie jest tu. Faktycznie przez chwilę poczułam tu ze jednak to ja mogę być winna i moze lepiej by było spakować sie i zwyczajnie wrócić, ale wiem ze będzie jeszcze gorzej bo już wiele razy tak było gdy wracałam. Najpier wie nie odzywała tygodniami, olewała mnie a potem jak przemówiła to z byle powodu znowu awantura i ja do gleby dobita i tak tez było tym razem. W ani jednym miejscu nie skłamałam, a jesli ktos tak uważa to ja nie będe go na siłe utwierdzać, bo takich kroków w życiu nie czyni sie tylko z widzi misię. Tym bardziej że to wszystko sporo mnie kosztuje i nerw i pieniędzy, których nie mam. Liczę każdą złotówkę, by porobić opłaty, zapłącić kredyt za remont w tamtym domu (czy powinnam?? tego tez nie wybierałam, po prostu muszę bo jest na mnie) i jeszcze wiele zobowiazań oraz by jeszcze zostało na skromne zycie. Jeśli nadal ktoś uważa, że podejmując taka decyzje chcę tu uznać poparcie dla włąsnego widzi misię to jest w ogromnym błędzie.
  15. Z ta różnicą tylko ze ja również otrzymam to co mam otrzymać ale nie w tym momencie, bo u mnie jest inny kłopot. I z pewnością nie dlatego ze teściowa dba o interesy swojego syna. Ja bynajmniej nie mam teraz zamiaru za tym biegać, bo są ważniejsze sprawy. Ale ktoś kto nie miał takiej sytuacji pewnie nie jest w stanie zrozumieć. Podam tylko przykład, iż przez 5,5 roku wnosiłam jak do swojego, robiłam jak w swoim, nie upominałam się o nic i to teraz ja zostałam na lodzie, nie oni, bo to co zrobiłam zostało tam. A nie mam takiej gotówki która pozwoli mi w tym momencie poświecić się całkowicie 2 zapisom. Tu chodzi głównie o czas i o pieniądze. Dlaczego maskujesz swój nik? Kim jesteś by mnie oceniać w ten właśnie sposób, wydaje mi się jednak że nie rozumiesz ogromu tych spraw i nieporozumień jakie u mnie zaistniały. Wierz mi ze wyciszyłam się bardzo nie mieszkając tam 3 miesiace, mam inny spokój w sobie, ja bałam sie wracać do domu z pracy, aby znowu na mnie nie nakrzyczała jak zwykle, bałam sie wykonać tel do mamy, bo również jej to nie odpowiadało, byłam wciąż napiętnowana. Takze nie wiesz co przechodzą ludzie w takich sytuacjach. Dlatego teraz mam nerwy zszargane. I nie mówię teraz o chorobie, bo tu jest zupełnie inny wątek.
  16. ~do Igi • 12.04.2013, 00:45 "Wybacz Iga ale po sposobie w jakim piszesz o rodzinie męża ,widać że zwyczajnie ïch nie szanujesz.Człowiek który rzada szacunku od innych powinien bezwzględnie szanować innych.Wywyższając się i kpiąć na pewno nie zdołasz zaskarbić serc tamtej rodziny.Po drugie nie możesz rządać od teściowej zapisu na Was oboje.Jestem ciekawa czy Twoi rodzice zapisaliby dom swojej synowej?Wydaje mi się że powinnaś zastanowić się nad sobą i swoim postępowaniem...bo przez upartość mozesz stracić wszystko.Naprawdę dobrze Ci życz..." Wybacz ale chyba nie zapoznałes/łaś sie z postem od początku, bo o wszystkich sytuacjach opisałam od podstaw. Ja absolutnie nigdy nie robiłam prestensji siostrom męża, ale wuidzę ze one ewidentnie nakręcaja matke, no bo co przecież im się anleży. A widzisz i tu się mylisz bo właśnie ja idac do męża na zaręczynach miałam od teściowej zapewnienei ze on wszytsko odziedziczy i że ja mam zamieszkać z nimi, bo on tam ma swoja firmę. Ja z kolei mogłam zostać w domu z rodzicami, ale skoro była taka sytuacja, to został brat z żoną, i ona od razu została zameldowana i dom jest na nich. Także ja potrzebuje tylko zapewnienia ze nie starcę na tym jeśli wezmę z mężem potęzny kredyt na wiele lat, bo co wtedy jeśli ona mnie wykopie lub mąż zacznie pić i znowu będę bez wyjścia. Czy mozesz mi powiedzieć co wtedy? Ja w żaden sposób nie pokłóciłam sie z szwagierkami, a one postanowiły mnie ukarać za fakt iz wyprowadziłam sie od ich matki, choć kiedyś były w podobnej sytuacji i ja mimo zakazów już wtedy ze strony teściowej, nadal utzrymywałam z nimi kontakt. Takze to one przestały sie mna interesować, wręcz robia wszystko by nasze małzeństwo sie rozpadło. Wież mi ze nie chcę nic od tej kobiety, nie zależy mi, ale to mój mąz chce tam zostac twierdząc ze gzdie indziej będzie mu źle. Takze przedewszystkim jemu i jego matce powinno zalezeć teraz by ta sytuacja była bezpiecznadla nas wszystkich. Przecież można uwzglednić zapis typu: w przypadku gdyby były jakieś problemy, rozstajemy sie, każduy7 idzie w swoją stronę a mąż będzie po prostu zobowiazany nas spłacić, ja wtedy nie mam nic do ich majątku. Teiowej nie nawidzę za to ze tak postepuje, ze jest taka przykra dla mnie, ze taka była zawsze, ponoc gdzieś obcym to mówiła jaka jestem wspaniała, mnie nigdy czegoś podobnego nie powiedziała, słyszałam tylko wieczne pretensje. Pomocy z jej strony żadnej, a dziecko też miałam malutkie, i jednak to ja sama zawsze musiałam wszystko ogarnąć, bo mąż zawsze pracował do późna. Ciekawa jestem jak ty ~do Igi • 12.04.2013, 00:45 bys postapił/ła.
  17. Nie mam już siły. Jestem cholernie samotna, te samotne wieczory gdy nie przyjezda bo do późna pracuje, fakt iż nie mam się do kogo przytulić wykańczją mnie. Wiem że pracuje długo, w dodatku pracownik nawala i jest sam, ale wydaje mi się ze odrobinę czasu dla swoich kobiet powinien mieć, w tym tygodniu widzimy się tylko gdy zawożę mu obiad, na który zresztą liczy codzień. Mamunia mu nie gotuje, a mnie ta sytuacja wykańcza. Nie chodzi o obiad tylko o fakt że go nie ma. Nie daję rady, zawsze byłam sama i sama musiałąm sobie radzić, ale traz to już przesada, zupełnie jak "kołek" tylko malutka jest i jescze to mnie jakoś trzyma.
  18. Może. Wizyta już za kilka dni. Oby mi i nam jakoś pomogła.
  19. Własnie dziś zareagowałam wbrew temu co mówisz. Nerwy mną ruszyły gdy oznajmił mi o warunkach matki. Zareagowałam atakiem, oskarzaniem jej i sióstr o złe nawyki, o to ze nie pomagaja w żaden sposób byśmy byli razem. Płakałam gdy mu to mówiłąm, ale byłam tez wściekłą, widział to, że jest mi przykro ze kolejny raz próbuje mnie zmanipulować i coś na mnie wymóc głupia baba. Nie umiem mówic o niej dobrze, bo wyrządziął mi tyle krzywdy. Wspomniałąm w złości rónież, ze gdybym była taka jak ona, powinnam wejść do domu i zabrać wszystko co moje, a przecież wiele sprzętó tam zostało, meble, kuchnia- to co mam ją wykręcic, wiele by tu wymieniać, bo rónież jakieś roboty w kuchni, dużo, przecież nie byłam w tym jednym dniu w stanie zabrać wszystkiego, a teraz nie zależy mi na tym by tam wejść i zabierać po kolei. Gdybym była jak ona, powinnam tak zrobić, a jednak nie robię, wiele rzeczy tu kupiłam sobie od nowa. Wiem ze gdybym wykrzyczała mu że nie mam ochoty wcale iść jej na ustępstwa i mam gdzieś jej zapis, to by nas starciło całkowicie. Wiem o tym, jednak mam odrobinę andziei na zmiany, ale to chyba tylko moje złudzenie. Tak córeczkę mam wspaniała, ale te sytuacje mnie tak wykańczają że jak dawniej byłam tak aktywna osobą, tak teraz wchodzę do domu i jestem bez zsił. Opadam, brakuje mi energii, psychicznie jestem tak wykończona jakbym pzreżyła ze 100 lat, nie umiem sobie z tym poradzić. Wciaz w stresie, w nerwach, a jiestety to odbija sie na moim małym skarbie. Wiem ze powinnam jej wyłacznie poświecać czas, ale ja zwyczajnie nie mam siły jak wracam z pracy. Mam bardzo aktywna pracę, lubię ją barzdo, tam zapominam prawie o wszystkim, ale jak wracam do domu to niestety gdzieś te problemy wracają razem ze mną. Jestem wykończona.
  20. Mam totalnego doła. Co dzień widzę się z mężem, widzę jak stara się by w końcu wszystko było nasze, bym wróciła i byśmy mogli być razem i budować. Jednak to nie takie proste, mamunia owszem zdecydowała ze zapisze to co ma zamiar tj. raczej wszystko, jednak postawiła synusiowi a razcej mnie warunek. Ok zapisze ale jeśli ja w tym momencie wystaram się o zapis u mnie, by rodzice juz w tej chwili zapisali mi grunt. A to nie takie proste i tak naprawde nie zmieni sytuacji jaką mamy. Tu jest sporo załątwiania, podział na mnie i brata, zreszta to grnt orny bez przekształcenia na zabudowę, nie wiem czy da sie go w tym momencie podzielić na 2 części, zresztą, nie mam kasy na to by nagle biec i załatwiać te sprawy. Ten grunt najlepiej będzie sprzedać i moze jesli trafi sie dobry klient, to jakiś grosz będzie i wtedy mogli by nas podzielić. Ale to bez celu by teraz dzielić i i tak będzie ziemia leżała. Przecież chodzi o to byśmy mieli na siebie jego dom i mogli wystąpić o kredyt na rozbudowę owego domu, aby jak najszybciej zacząć budowę i ją oczywiście skończyć. Czy ja wymagam az tak wiele, przecież to jasne ze skoro przez tyle lat stawiałą mi warunki i wciąz czegoś wymagała, i wszystko co robiłam było zeł, to chyba jasne ze sie boję zwiazać kredytem na coś co nie jest moje i gdyby nam się nie ułożyło przecież nie zabiorę niczego pod pachę. Dlatego powiedzcie mi czy ja nie mam racji?? Mi tak naprawdę nie zależy by tam z nią mieszkać, chcę byc z mężem, niech będzie ta pier... góra, byle nie z nią, ale tak naprawdę to nie potrzebna mi jej łaska i jeśli mi teraz nie zapiszą to i tak wciąz będę słyszeć "ze mi nic nie dali rodzice" znam ją i wiem że tak będzie. Ale skoro mąż chce tam zostać mimo wszystko i chce tą górę budować, to niech tak będzie, tylko dlaczego znowu ja muszę coś wnieść czy spełnić jej żądanie? Mam już dosyć tego, chciała bym powiedzieć: " mam gdzieś Twój zapis, nie potrzebuję łąski i jakichś durnych warunków" przecież mozna gdzie indziej się osiedlić ale jednak robie to dla męża. Ku... czemu mnie to spotyka, od 3 miesięcy , a może i wcześniej bo przecie ta sytuacja trochę już trwa, wciąz muszę wybierać i dokonywać wyborów. Choćby ten z wyprowadzką, to najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Kocham go ale mam dosyć tej ciagłej walki. Matka powiedziała mu ze skoro ja chcę sobie wszystkich podporządkować, to mi mają rodzice zrobić zapis gruntu. Przecież to jej powinno zależeć żna starość miał kto się nią opiekować, żeby syn z nia został i co? Co ja mam zrobić????????? Chce mi się ryczeć, mam doła, najlepiej zapadła bym się pod ziemię żeby już nie musieć walczyć i dokonywać wyborów. Ja chcę tylko normalnie żyć i skoro mam być odpowiedzialna za kredyt nie mały zresztą, to chyba mam prawo wiedzieć czy i co mi się należy. Błagam pomóżcie mi wyjść z tego doła. Matka jego wywiera na nim rónież presję i wiem że i tak nie dojdzie do finału owy zapis, bo ja nie mam nic póki co do zaoferowania.
  21. [quote="franca"]Przykre, ze te siostry i teściowa cały czas tak niesprawiedliwie Cię traktują, i ciągle do Ciebie pretensje maja. Tym bardziej nic nie wskazuje na to, zeby ich podejście do Ciebie miało sie zmienić. Już chyba zawsze będę miałą o to do nich żal, za to że sa tak niesprawiediwe, ja niedobra, ona wspaniała. Jasne że to matka, ale ja obiegałąm wszystko, o wszystko dbałam jak o swoje, w domu zrobione, w ogrodzie, zimą w piecu napalone, nikt mnie nie wyręczał. Ja dopiero teraz się nudzę jak wracam do bloków, bo zawsze jak wracałam z pracy gdy tam mieszkałąm, miałam pełne ręce roboty, a teraz bezczynność, nawet gotować nie muszę bo nie mam komu. Mężusiowi prosto z pracy zabieram obiad z miasta żeby było szybciej. No ale cóż to jest matka i zawsze będzie nią. Nie zabraniam jej szanować, ale nie pojmuję dlaczego od 3 miesięcy żadna siostra się nie zainteresowała i nie pofatygowała do rozmowy. Jest wspaniale jak się stoi obok i nie wie o problemach w domu a w dodatku ona przedsatwia swoją wersję. Ale cóż, zcy jest sens nad tym się zastanawiać. Nie wiem. Mam dosyć tej sytuacji, nawet jak tam zamieszkam będę jeszcze bardziej samotna niż jestem, bo one odwróciły się odemnie. Nie zależy mi na wielbieniu siebie, ale to bardzo trudne gdy ma się z dala swoją stronę rodziny, nikt nie chce nawet pzryjechać i teraz jak bym miła tam wrócić jeszce one by się przestały spotykać, to jakiś chory ukłąd. Nie wiem co będzie bo jak narazie zapis stoi w martwym punkcie i chyba wolę by do niego nie doszło, bym udowoniła mężowi ze jego wspaniałą mamusia nie jest az tak wspaniała jaką cały czas gra. Chciałąbym by zrozumiał że my nie mamy czego tam szukać. Ale czy zrozumie, czy dojdzie do takich wniosków, nie wiem.
  22. No cóz jak dla mnie kompromis to kompromis, choć wiem ze ja zawsze gram 1 skrzypce i ustępuję. Szkoda mi starcic małzeństwa, choć wiele łez wylałąm i być moze jeszcze wyleję, kocham męża. Jednak mój maż nie jest osobą jakaś uczona, nigdy nie przykładał wagi do madrosci, do powiedzeń, do terminów urodzin czy rocznic. O tym trzeba było mu przypominać, ale wydaje mi sie ze w kazdym związku można pewne nawyki wypracować, ale jeżeli matka zawsze sprowadzałą go na ziemie i skutecznie przypominałą np w dniu matki ze matkę ma sie jedną, to niestety, nawet jesli ja skąłdałam jej zyczenia, to ona na dzień dziecka nie i mężowi również skutecznie przypominała ze ona jest tu najważniejsza. Więc ja w pewnym momencie równiez przestałam dbać o to by dać jej upominek na imieniny lub na dzień Matki, czy jakies podobne okolicznosci. I tu jest dowód na to ze gdybyśmy byli sami, to takie nawyki możemy sobie wpoić, nauczyć się swoich oczekiwań względem siebie, ale niestety będąc z nia, wciąż byliśmy napiętnowani, wciąż gumowe ucho za ściana, ani pokłócić się ani dobrze pokochać. Oczywiście ze wszystko idzie nie po jej myśli. Za chwilę minie 3 miesiace jak tam nie mieszkam i już wiele razy było tak ze mężulek jest z nami, a ona szybko i skutecznie przeciągałą go na swoją stronę, wiec nadal nie mam pewności czy i tym razem tak nie będzie. Dzis nawet siostra go wyś miała ze kredyt planujemy wziąść. Ale to że spłącam ja sama kredyt za remont to oczywiście nie raczyła dostrzec, no bo co mamunia jest świeta i nie pamieta jaka do niej była, ważne że teraz jej dzieciom dupki uciera. Od dawna tak było ze matka jednak bardziej lgnie do swoich córek i ich dzieci, ale ja mam róniez mamę i nie zauważyłąm aby to wąłsnie mnie obdarowywałą najwiekszą pokorą. Ma w tej chwili 3 wnuczki od 2 synów i widzę ze każdej poświeca i daje tyle samo miłości. Synowe tez bardzo kocha i choć wiele razy wspominałą ze coś jej się nie podoba, to nigdy nie wtrąciłą się do zadnego zwiazku. Takze szanuje mame za to właśnie, ale ja na każdym kroku słyszałam ze to włąśnie moja mama jest buntownikiem w tym naszym kieracie. A doskonale wiem ze to nie prawda, bo ona wolałą nawet nie odwiedzać nas tu gdyż nie chciała się naarżać wspaniałej teściowej któa nigdy nie widziałą i nadal nie widzi swojej winy. Dla niej wszyscy wokół sa beznadziejni, tylko ona jest super. Mija mi trochę złość na tę kobietę i pewnie za jeszcze dłuższy zcas nie będę sie gniewać, ale nie wrócę do relacji jakie były. Moi drodzy ja bałąm się zadzwonić do mamy czy brata, bo zaraz był modpowiedni komentarz. Bałam się kogoś zaprosić bez upzredzenia bo zaraz było ze swoja rodzinę to zapraszam ale od niej to już nie. Wciaz pretensje o co kolwiek, takze nie chciaąłbym mieć więcej doczynienia z tą kobietą, jeśli już to tylko okazjonalnie.
  23. Ja wiem, ze Wy wszyscy macie rację, ze teściowa nigdy się nie zmieni, poznałam ja na tyle dobrze że sama w jej przemianę nie wierzę i mężowi również to powtarzam, jednak nie chcę go też stawiać pod takim murem żeby całkowicie podporządkował się moim decyzjom, bo zawsze się mówi o kompromisie, i choć bardzo sie do tej pory upierałam to wiem ze gdzies miedzy nami nmusi być porozumienie i właśnie na terapeutę liczę, by ten obraz tylko potwierdził mojemu mężowi. Choć po dzisiejszej rozmowie wydaje mi się ze w końcu zaczyna mu coś świtać, bo najpierw było że matka sobie nie poradzi, potem że dom starci i wszystko co mu się należy, potem ze ja nie dobra i go buntuję czyli wszystko to co mu mamunia wszczepiała przez tyle lat i teraz gdy mnie nie ma również temat drąży. Teraz jest inny powód, mamunia i siostry próbują mu wmówić ze to ja jestem głupia i chcę ich omamić, ze dązę do zapisu po to by ich wszystkich wycyckać. A ja mam to gdzieś bo mieszkanie 32 m kupię nawet za 100 tys, a tam przynajmniej ze 150 tys trzeba i jeszcze muszę się z babsztylem mijać i nie daj Bóg znowu żreć. No i mąz mówi ze pewnie się boja bo skoro stać mnie było na taki krok by się wyprowadzić, to kto wie jak będzie gdy będę należeć do wszystkiego.Takze wiem ze ona niczym dobrym nie pachnie i pewnie już nigdy nie będzie, w tym kierunku raczej będzie jeszcze gorzej. No i mój mąz widzi w końcu ze prubuja go odwlec od decyzji, stwierdził ze jak sie wkórzy to postawi nowy dom obok na gruncie tyle tylko ze zupełnie w oddali od ulicy w głab podwórza bo to wąskie działki. No i będzie dziwna lokalizacja. Tylko to i tak nic nie zmieni i podejzewam ze jeszcze sporo się wydarzy zanim dojdzie do jakiegokolwiek zapisu. Takze zanim pójdziemy na terapię a to już w następnym tygodniu, i tak nie zapadna decyzje a raczej rozpętają burzę bo on już zaczyna drążyć matce, ze skoro tak bardzo chciała by tu został to niech zdecyduje jak ico dalej. Jedno jest pewne, te relacje które kiedyś były mimo ze była do mnie okropna, i relacje z siostrami nigdy się nie odbudują, bo nadal ida za mamusią wspaniałe córeczki, które też musiały kiedyś wyjść z domku bo z nia nie wytrzymały i poszły za mężami którzy również mieszkać nie chcieli. Tyle tylko ze teraz upłynęło wiele lat i juz zapomiały jak to jest, a to pzrecież ich matka, a dla mnie obca osoba. Dodam też, ze poszedł z nami mężuś na rodzinną imprezę i naprawdę wszyscy byli bardzo mili, mimo iż każdy doskonale wiedział jaka jest sytuacja, jednak nikt nie zrobił mu wyrzutów i pretensji. Było całkiem miło i nawet bracia mile szwagra pzrywitali bez upzredzeń, choc wiem jakie zdanie sobie juz wyrobił, po tym jak przestał o nas walczyć. Oby ta sytuacja znowu go nie przerosął, a mamunia by nie nakładła mu za dużo zbnowu do głowy. Teraz widujemy się codzień, on zawsze pracował do późna i raczej tego nie zmienię, ale pzryjezda do nas.
  24. Witam ponownie moi drodzy. Chciałam zauważyć, ze przepychanki w niczym nie pomogą, doceniam rady kazdego z Was, długo zastanawiałam sie czy założyc taki wątek, teraz wiem ze pomógł mi przetrwać naprawdę trudne chwile i z niecierpliwością czekałam na każdy nowy wpis. Cenię każdego z Was, ale z pewnością przepychanki w niczym nie pomogą. W kazdym razie niby teściowa sie zdecydowała zrobić zapis tyle tylko, że zarządała od męża by mi rodzice również zrobili zapis działki która mam dostac (od razu dodam ze jest to nieciekawy rejon na budowę, bo również rozważaliśmy by tam postawić dom- ale to inne województwo, wiązało by się ze zmianą pracy bo do aktualnej za daleko- a tam panuje bezrobocie, także ten rejon odpada). No i co przecież to jej teraz powinno zależeć byśmy jednak tam zostali, a ona mi warunki stawia, przecież ja wcale nie mam ochoty tam wracać, tylko dlatego że mąż którego bardzo kocham chce tam dalej tkwić i on w końcu zaczął walkę o nas i z matką o zapis, wiec jednak mu zależy.
  25. Właściwie to nie wiem jak się lek zwie, ale tak jest to wszywa. Ma ja poraz drugi i nie mam pewności czy po jej zakończeniu przestanie pić, zaszyje się ponownie i czy wogóle wyciągnie wnioski. Nie wiem, nie ufam mu na tyle bym była pewna jakie życie nas czeka. Jedno wiem napewno kocham go i córeczka równiez, on też widać że daje z siebie o wiele wiecej niż dotychczas, bo bardzo mało się widzimy a jeśli to dopiero wieczorem. Mąż prowadzi działalność od kilku lat, nie jest świeżynką, ale rozbudowuje udoskonala, a to niestety jeszcze sporo pochłonie, ale jak dotąd zarobił na to. Tyle tylko że zbyt był pochłoniety rozbudową by nas w tym wszystkim zauważyć, teraz musiało się aż tyle wydażyć by zaczął dostrzegać to czego wcześniej nie widział a byłyśmy na wyciągnięcie ręki. Ale po tych wydarzeniach wiem też, że nie poszedł by chyba za mną w ogień, przystaje przy swoim rozumiem, wiele lat ciężko pracował by ten dom starcić, ale mimo wszystko przecież moze starcić też nas, i co założy sobie drugą rodzinę? To wszystko jest cholernie trudne. Mąż chodził do AA ale niestety praca jaką wykonuje i fakt że w miejscu zamieszkania nie pozwoliła mu uczęsczać tak często do grupy i w którymś momencie odpuścił, ale był bardzo zadowolony, szkoda ze nie został. Ale cóż ja za niego nie pójdę, ja mam również ciężkie przeżycia z dzieciństwa i wiele przeszłam, dlatego nie pozwolę by taka super teściowa jeszce mi podcinała skrzydła i mnie poniżała bo cięzko pracowałam na swoją pozycję, skończyłam studia, mam pracę, dobrą bracę, powinna to docenić, ale żadne jej dziecko nie skończyło nawet matury i może dlatego tak mi dokucza. Choć pozycje jej córek nie są najgorsze ale zawsze mnie porównuje. Mam mętlik w głowie, ale jeszcze decyzje mogą się odwrócić, bo mamunia coś z tym zapisem kombinuje. Dopóki nie zrobi tego z klasą i w końcu zrobi podział jak się należy, to pewnie będę oczekiwać na dalsze kroki. EEEH boję się tak naprawdę podjąć jaką kolwiek decyzję. Wiem że moja rodzina w tym momencie widząc że to ja najbardziej walczę, ma już swoje zdanie i pewnie się nie mylą, i jeśli faktycznie nam się nieułoży to ja już nie będę miała wyjścia. Boję się i czekam co będzie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...