Nie wiem jak da się w ogóle polubić samotność (zaś tym, co radzą "polub samotność" i są w związkach polecam rozstanie, skoro to takie fajne).
Jest nieco lepiej - rzuciłem ostatecznie robienie komputerów - szkoda na to moich nerwów itp. Nagle odezwa "dlaczego już nie chcesz tego robić". Nie chce i koniec - tak długo jak ludzie nie będą mnie szanować i widzieć kogoś wiecej niż tylko "tego jełopa od naprawiania" to nie tykam niczego do naprawiania.
Są dni, kiedy właśnie nie jest fajnie być samemu, to uczucie kiedy każdego dnia wraca się do domu i wie, że i tak nikt nie czeka, nikt nie tęskni.
Niby się nieco polepszyło, ale i tak jest mizernie. No i jak mnie nikt nie kocha tak nie kocha (tak tak, te złote rady "pokochaj siebie" - praktykowałem to jak wspominałem i jak widać efektów brak).
O świętach nie wspomnę, ale żeby się nie zadręczać to chyba nawet zrezygnuję z tej świątecznej otoczki na zasadzie "nie obchodzę świąt i tyle, dla mnie to wolne jak każde inne"
Oby się ten humor jakoś wyprostował, bo ciężko to idzie jak na razie.