Skocz do zawartości
Forum

pomocnica

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez pomocnica

  1. nie jestem zasady "inni maja gorzej" raczej zawsze do tej pory "co moge zrobic by miec lepiej, i oby nie było gorzej" stad moze niezgodnosc pogladów z Panią, choc niektore uwagi trafne, zdaje sobie sprawe... jak w sumie powinnam ja zyc, my jesli znow sprobujemy- co myslec i robic w sytuacjach sprzecznych, bo moj maz na prawde tak ma ze on nie ma argumentow, opini zdania i tylko jak juz chce to chce od tak. no bo sory jak u nas remont bałagan lezy (a 1.siedzimy na garnku u moich rodziców juz rok to tez chyba nie fer,2jak remont u jednych to bałagan równiez u rodziców),a on dostaje tel zeby przyjechac bratu trawnik skosic to dla mnie to nie jest normalne...i jedzie bo nie wie czemu miałby jechac, i caly tydz siedze sama i w sobote u nas balagan lezy, a on po pracy tam jedzie pomóc- dla to nie nieobciecie pepowiny... po tyg brat wyjezdza nad morze, na to ma czas, a od 15 lat jest na swoim to jeszcze sie nie zorganizował. a obok my... nikogo nie bylo do pomocy, maz tez byl w pracy a gipsowalam i szpachlowałam ja. to co mam sie na kazdym kroku zgadzac na jego wyjazdy pomocy rodzenstwu?
  2. Wazne sa dla mnie uwagi Pani Kawy...ale nie do konca zgadzam sie z nimi, uzalanie jak uzalanie...jestem zla na siebie ze nie dałam rady na poczatku przekonac meza do swoich racji, co mi z tego ze on powie teraz ze zrobil by jednak tak jak mówiłam, ze on nie widził tego co sie dział a ja to widziałam i o tym mowiłam, teraz tez chce zapukac o prace, tez mysle sobie i chce mezowi powiedziec, było jak było, były bledy ktore odcisnely sie na naszym zyciu, ale reset i planujemy działamy mamy przyszłosc. tylko na razie nie moge tak powiedziec powiedziałam ze chce sie o to starac i chciałabym...ale jak mysle ze zaczyna sie ukladac a maz znow cos po swojemu robi , niezrozumialego....juz upadam..
  3. cały czas tez sobie mówie ze jesli nic nie zaczne zmieniac to samo sie nie zmieni i kolejny miesiac upłynie. z drugiejs trony pomoc psychologa, owocujaca znalezieniem pracy- probami, praca...dopiero dalsze plany, bo to znow okres probny nie ta umowa...to wydaj mi sie takie odległe...i przychodzi mysl ze pełna sil po slubie mogłam to wszystko miec, i tu sciaga mnie w duł, na dodatek ze osoby ktore sie mieszały w nasze zycie maja to co ja chciałam- swiadczenia, dziecko. czy naprawde myslenie do przodu jest objawem choroby? w sumie uczucia które mi teraz towarzysza to zawód na tych na których sie opierałam, widze duzo fałszu w ludziach- tu mowi tak za plecami tak, lub nie wychylaja sie by sie nie nadstawic, ludzie sa mega skoncentrowani na swoim zyciu, korzysciach, robia tak by im było lzej. o rety... nie segregujac ludzi ale "zawodzowa smieje mi sie w twarz" pracujac za 3tys i wekendy spedzajac na imprezach a nie nad ksiazkami i bawiac dzieci od 20 roku zycia, majac mieszkania, pomoc... a kwestia remontu...nie cieszy...kiedys sama mysl 100% radosci dawała, teraz nie mam sily, urzeranie sie z fachowcami ktorzy na konie wezma wiecej kasy niz mieli a zrobia mnie niz mieli bo to sie nie da wg nich...wypłaty z kilku miesiecy, oszczednosci z kilku lat by kupic cos posredniej półki, a z drugiej strony ludzie tez maja meble kuchenne, firany 10 razy tansze i funkcjonuja... masakra... rano tez byłam z mezem na zakupach "takich z musu", nie sprawiły mi radosci chodz kupilam co chciałam, co sie spodobało, na szczescie mezowi tez. teraz czuje sie lepiej, ale nie przez te zakupy bo juz ich załuje po czesci tylko ogólnie z biegiem dnia jakos mi troche sil przybywa- czy cos w tym jest?
  4. ka-wa Witaj! A już zakończyliście remont?Mieszkasz gdzie chciałaś,to powinnaś się cieszyć,ale Ciebie widzę nic nie cieszy,nawet spokojny mąż:D Myślę ,że może leki nie będą Ci potrzebne, ale psychoterapia to by Ci się przydała. no tak kazdy mi teraz powie ze mam czego chciałam i nic mnie nie cieszy...i tak i nie...remont trwa właściwie od miesiąca spauzował, remontujemy sie u mnie, ale tylko dlatego ze siostrzyczka mojego meza raptem ułozyła sobie zycie, dziwnym odwrotem sprawy została w domu rodzinnym a mojego meza który zawsze miał tam podobno mieszkac lekko mówiąc wyrzuciła, zaznaczając na kazdym kroku ze jesli przyjdziemy to jej nic nie bedzie obchodzic-całe obowiazki prace to nasza sprawa bedzie bo jej to nie obchodzi i do niczego nie dotknie palcem. zreszta co tu mówic- mieszkamy u mnie a ona do niedawna dzwoniła ze trawe skosic zakupy im zrobic i wiele innych rzeczy. wiec ciesze sie i doceniam ze tam nie mieszkam. prostuje jedna rzecz- w sumie teraz rzadko sie zdaza ze wybucham, bo niestety na poczatku małzenstwa tak było - reakcja na niezrozumiałe dla mnie działania meza- np zostawił wybór mieszkania dla spełnienia oczekiwan swojej siostry, rodziny, zostawiał remont dla pomocy jego rodzenstwu w ich gospodarstwie domowym itp głównie. a mielismy konkretne plany po szybkim slubie-zamieszkac, praca, potomek który teraz juz miałby byc na swiecie. ja jakos sie rozwaliłam.... u nas jest tak ze np maz przychodzi do mnie z czyms, ja pytam czemu co jak uwaza (maz nigdy nie ma zadnych argumentów, tylko tak bo tak, nie bo nie, lub w najlepszym wypadku przyzna mi ze np mam racje ale on chciałby jedank bo chciałby), nie zgadzam sie np mowiac argumenty dlaczego tak uwazam no i on robi swoje a ja wsciekła siedze sama w domu. jako ze czuje sie jak czyje, wiem o tym to tez za bardzo nie wiem na co teraz w zyciu postawic, ktora droge wybrac czy ciaza, czy jednak za wszelka cene czekac kiedy wyjde zapokac do pracodawcow, kiedy ktos mnie zechce, zatrudni, kiedy dostane umowe...no i pytałam sie mezowi wielokrotnie jakie on ma plany co bysmy chcieli bo to co chcielismy po slubie, minal czas nie spelniło sie z "ograniczenia otoczenia". on nie wie poraz kolejny. wiec tu mi tez nie pomaga, nam. no i od jakiegos czasu obserwuje ze niestety rano mam najgorzej, lacznie z tym ze nie chce sie z łózka wstac, wieczorem silniej pojawia mi sie chec wyjscia po prace, mowie sobie jutro, ale niestety znow od rana spadek, a wieczorami, popołudniu wiekszosc firm, biur zamknieta... a teraz rozmawiajac z mezem raczej nie ma juz tej wybuchowosci od jakiegos czasu tylko takie wygasniecie, bezsens, stanie w miejscu, na koncu. podejrzewam ze mój maz wiecej rozmów to raczej nie chce;p dziekuje Pani Kamilo i Pani Kawo. dodam tylko ze ja wyraznie mówi mezowi co mi nie pasuje w zwiazku, co chce zmienic, czego nie bede tolerowac. czasem slysze nawet potwierdzenie z jego strony ze tez tak uwaza ale robi inaczej... i musiałabym sie chyba nie przejmowac tymi sytuacjami ale nie potrafie. tez widze ze za duzo rozmyslam, mysle ze tez temu ze mam za duzo czasu bez pracy. psychoterapia czyli psychoterapeuta to nie to samo co psychiatra? jak zarejestruje sie do psychiatry to "zrobi mi psychoterapie"? sama juz raczej sobie nie pomoge? nie wiem czy wyznaczenie sobie czasu na prace, jakos zaplanowanie dnia na prace, relak, sport, muzyka...nie wiem jak...
  5. Witam! W sumie nie wiem od czego zaczac...zawsze byłam osoba wrazliwa, martwiłam sie o wszystkich i wszystko chyba, poczówałam sie do pomocy i obowiązków. od roku jestem mezatką. wydawało mi sie zawsze ze zyłam dla innych i teraz bede zyła dla siebie. w sumie maz czesto wskazywał mi ile dla innych moich ludzi robie...i w pewnym sensie ograniczał w tym...chocby slownymi uwagami. w momencie slubu zawiodłam sie bardzo...mój maz tez byl w sumie dobra dusza kazdy tylko odzywał sie jak cos potrzebował. zawiodłam sie na nim, on pozwolił by sprway wewnetrz zatrzymały nasze małzenstwo w prózni, nasze plany marzenia. niestety pozwoliłam bo tak to na mnie wpłyneło , na zastuj mój osobisty, zawodowy, macierzynski, kazdy. ten rok był głownie spedzony czesto na sporach, ja niestety jako ze mój maz jest małomówny, reagowałam agresja, nerwowoscia, obelgami. cały czas prosze sama sie bie bym umiała spokojn iej poprostu wskazac mu za i przeciw- po prostu bez emocji.,..ale niestety n tezmówi jedno i obiecuje , robi drugie. juz kiedys zastanawiałam sie czy udac sie do specjalisty, raz było gorzej raz leiej, ale teraz jakos tak dłuzej gorzej, mega zaluje straconego czasu, siedze czasto , chodze z kata w kat, jakos to mija cos robie, czuje ze mam wyraz zrzedy, a to mnie nerki bola, to głowa za szumiana, to piwo wieczorem jak sama czasne, to objadam sie czekolada, chipsami z nudów bo cos sie nalezy. codziennie bezsens jakos, zamykam oczy widze siebie w dobej pracy- sens- kasa- wydawanie-zycie- zadbanie o siebie bo jest po co i jest za co. teraz wszystko mnie nie cieszy....ale juz dluzszy czas nie postarałam sie o prace.... w tym czasi e chciałam juz miec dziecko, ale wczesniej znalezc prace, nie było jednego [praca nie ma drugiego ciaza- niezamkniete kolo niepowodzen... i caly czas zadaje sobie pytanie czy zdobede siły na ta prace, czy sie uda w koncu i moze samo za tym pociagnie i uda sie bedzie lepiej zyc i realizowac plany, dalej te o dziecku... czy jednak powinnam udac sie na leczenie do specjalisty , tylko leki a plany o ciazy- czy to nie bedzie tak ze moze nie uda mi sie samej do pracy ale leki podniosa mnie ale bede musiała zaczekac na zakonczenie leczenia z ciaza,,,,a mi juz tak sie nie chce z niczym czekac i zyc dla innych... nie wiem jak sobie pomoc
  6. ~do pomocnica Dziewczyno zamnij się sobą i mężem bo za chwilę Twoje małżeństwo legnie w gruzach.Nie zajmuj się rodziną męża i niczego nie oczekuj, licz na siebie.Radzę z mężem wspólnie robić remont, żeby czuł że pomagasz i Cię to cieszy bo za chwilę i jemu wszystkiego się odechce.A następny krok który może zrobić najlepszy nawet mąż to znaleźć pocieszycielkę , która go pochwali, doceni.A później to zostanie tylko płacz i pytanie dlaczego?Przecież biegać czy cokolwiek robić innego możesz kiedy mąż jest w pracy, kiedy wraca bądźcie razem cieszcie się sobą dopiero zaczynacie swoje życie.Ale praca jakakolwiek nawet dorywcza szukaj i myśl o niej bo jest ona też lekarstwem na życie. czyli jaka twoja rada- biegac sama wczesniej jak maz w pracy? czy wogóle zrezygnowac? a moze teraz przyjaciólka powinna sie dostosowac do mojego meza?
  7. widze ze nie czytasz uwaznie- nie moge kiedy maz jest w pracy bo wspiera mnie kolezanka która ma zycie rodzinne i dopiero wieczorkiem jest wolna. a jak ja czekałam miesiace z obiadkiem zeby zawsze byc jak maz wroci to było dobrze...jak dla kogo... w ssumie to chyba widze kwestia uznania i pogladu- dobra zona= przy mezu, straszna= realizujaca równiez swoja osobe... i kiedy mam sie starac by odbic sie od przytłoczenia to właśnie jestem oceniana - zła zona... a uwazam ze mam powody do zalu, ale chce je przezwyciezyc
  8. ~Amie Stań okoniem. Nie daj się przekonać bo to głupi pomysł. Sama widzisz że mieszkając tam bedziesz miała ciężko. W ogóle nie rozumiem rodzeństwa Twojego męża, jak to on ma tam zostać? Przecież nie mogą mu tego kazać zrobić. Mogą co najwyżej poprosić. Po za tym jest jego siostra... takie tez było moje zdanie, spostrzerzenie, czas pokazał, ze to ja stracilam czas, nerwy, a ci ludzie nawet słowa, a czesc zajmuje sie zmyslaniem historii na mój temat a osoby które sie tym zajmują to depresanci, nie ze ja ich tak oceniam tylko maja to na papierze i lata leczenia i niby zdrowi choc próbują chyba sprowadzic mnie do ich stanu bo moga tylko siedziec w domu, tracic pieniadze męza i nawet dzieci nie maja, a praca zawodowa to za duzy wyczyn bo jak pogodzic z obowiazkami domowymi dla dwojki ludzi- ich załozenie.
  9. hmm... w sumie boje sie jeszcze jednej rzeczy- siostrunia zawsze zaznaczała ze ona mieszkac bedzie ale robota to jej nie potrzebna, teraz mieszka, nikt inny nie przyjdzie. nam nie kazano sie urzadzac bo rodzina bedzie załatwiac te sprawy domu, przepisu, przeciagli nas, było spotkanie wiadomo kto został i cisza. a ja boje sie ze ona sobie teraz pomieszka a za pare lat zostawi ojca bo przeciez ona nie ma obowiazku opieki, i znów inni beda musieli jezdzic myslec. jak tylko miałabym sile to mam ochote powiedziec ze drugi raz niech na nas nie licza ze kiedy potrzeba wyjdzie to znów beda myslec ze my przyjdziemy bo ja na 100% nigdy nie pójde tam mieszkac! bo w sumie ich nie rozumiem ich...
  10. zgadza sie, po slubie nie zaczelismy remontu u tescia. co to w narzeczenstwie jak mieszkał u ojca, remontowali ale zawsze tylko jedna strone- ta którą siostra jak juz zdecydowała ze zostaje (chodz 9 m-cy temu dlatego nie chciała bysmy sie gdziekolwiek urzadzali bo ona pojdzie i my bedziemy mieli przyjsc mieszkac i opiekowac sie ojcem). nam została dopiero po 5 m-cach zaproponowana druga polowa bez podłóg, cała do kapitalnego remontu. ja po prostu uwazam/uwazałam ze powinnismy zyc swoim zyciem, bo w niczym ni9e liczylismy na nikogo, sami slub, sami remonty teraz. nawet nikt nie zadzwoni i nie interesuje sie- co jedyne to potrafia powiedziec tyle przepłaciliscie, to zle zrobiliscie itd jak juz wpadna przejazdem. dodatkowo chorzy ludzie-laski siedza w domach bo praca 8 godz to dla nich za duzo (bez dzieci), tam nie ma jakiejkolwiek szczerosci rozmawia z jednym a z drugim tylek rypie. w czasie kiedy miałam pogrzeb bliskiej osoby a maz stwierdził ze musimy jechac w odwiedziny bo polowa rodziny bedzie, byłam smutna bo osoba która zmarła - spedzałam z nia znaczna czesc dnia, dla nich sie to nie liczyła- niewiadomo kto zmyslił ze zazdroszcze ciazy bratowym, szwagierką i ze pewnie nie moge miec dzieci. a do tej pory nawet nie pozwolilismy sobie na rodzine bo chcielismy wspolnie remont zrobic, ja o prace na max sie postarac, i dziecko- my wychowywac, zarabiac a nie u rodziców na utrzymaniu. w sumie to wrecz boje sie ciazy w tej chorej rodzinie. teraz mysle ze najbardziej mam mezowi za złe ze nie rozmawiał- ok mieszkanie sie odwlekła sprawa, ale zebysmy to zostawili i skupili sie na naszych planach- w momencie kiedy u niego nie wiadomo o co chodziło, on nie miała zadnych planów, chodził do pracy bo miał, wracał i ubolewał ze tego nie zrobił u swojego ojca, ze siostra tego potrzebuje, a ktokolwiek z rodziny tamtego i kiedy on mógłby jechac tam . np siostra u ojca siedziała, w ciazy przed slubem, ojciec dziecka nocował, obiadki, teraz grile, ale zimą mąż w weekendy jezdził opał do kotłowni bo ojciec tam palił i zeby miał pod reką... a- kawa- wiem ze sie usprawiedliwiam tez ale tez mam problem z tym ze jak tu pomysl na działalnosc zobowiazania formalne by otrzymac kase jak ja nie mam sily na prace w firmie. nigdy nie bylam osoba pewna siebie, ostatnio wypełniajac zwykle dokumenty w urzedzie zastanawiałam sie, wypadłam z tego. hmm ale w sumie chciałam napisac o tym ze oprócz tego ze nie mogłam spac w nocy do 3...dzis czuje sie chyba troche lepiej, po ostatnich dwóch dniach gdy wstawałam i miałam dosc dnia bo jak tu sie przemeczyc cały dzien. dzis w sumie mysle wybrac sprzety do domu i płytki do łazienki obliczyc. wiem ze jak wczoraj wracałam po treningu z kolezanka tez troche pozytywniej myslała, troche nabieram sił. ale o poranku one zawsze znikałay ostatnio. tez mam wyrzuty sumienia bo mąż sam robił remont dalej, a ja zawsze chciałam robic go razem a teraz jak sie to dzieje to mam zal do niego o pozostawienie naszego zycia, jestem wsciekła, moze choc dzisiaj mu pomoge. ale w sumie jak sie spytałam jak remon to powiedział ze jak bym byla w domu to bym widziała, a ja tez nie moge w innym czasie biegac z kolezanka bo ona ma dom, dzieci, obowiazki
  11. no i jestem taka ze czasem mu dopieke ze ksiezniczke dla której byl na posylki- siostre- została w domu, ze to nie jego dom rodzinny by wstawac o 12, itd. to oczywiscie moja mamusia bo niekiedy slyszy powie mi ze tak nie powinnam i ze jaki mó mąż dobry bo nic mi nie powie. nie wybaczyłam mu braku decyzji o zamieszkaniu, troche tez bylo tak ze ja zamiast myslec o pracy, tu na ta godzine do męza, tu rodzica pomóc bo wspolnota a i tez czekac kiedy jego zacna rodzinka sie zdecyduje co z mieszkaniem- nie moge wybaczyc tego ze skoro oni u siebie nie wiedzieli to czemu nie pozwolili u mnie sie urzadzac. nasz remont moze trwac okolo miesiąca wiec ja juz na wigilie 2013 mogłam byc na swoim. skora nie przeszło mi jak jednak podjelismy decyzje o tym ze u mnie sie urzadzamy, jak nie przechodzi jak działamy to lepiej nie bedzie
  12. ~unna W mojej ocenie /laika/ to depresja. Nie wiem, czy sama sobie poradzisz, radzę wizytę u specjalisty. Nie ulega wątpliwości, że coś musisz zmienić w swoim życiu. Praca byłaby ratunkiem, może jednak się zmobilizujesz i poszukasz jej? Na pewno nie dziecko, nie teraz, gdy sama sobie nie dajesz rady ze swoją psychiką. Może ten wyjazd do miasta, jest dobrym pomysłem? dzięki za odzew, tez mi sie wydaje ze jak mój mąż moze byc tak wielkiej nadzieji nie interesuje go jak ja sie czuje teraz a napewno nic z tym nie robi i twierdzi po 9 miesiacach ze chcielismy rodzine to teraz bedziemy ja miec z jednej strony nie wazne jak jest teraz. zaczełam troche biegac bo kiedys lubiałam ale oczywiscie mu nie pasuje bo wraca a zony nie ma, nie pracuje i jeszcze jak on wroci to ja z kolezanka. a wsparcie ma calej reszty z boku- utrzymujesz zone a ona z kolezankami wyjscia. wiec z boku to kazdy mi sie czepia bo przeciez on na poczatku potrzebował czasu by jego rodzina sobie ulozyła a nami pomiatali, teraz sie stara remontuje duzo pracuje by od najnizszej sie odbic....ale dla mnie tego nie musi. ja wczesniej tez mówiłam ze on do pracy ja do pracy i poki dziecka nie ma to razem nadgodziny czy jakby pasowało by troche dopracowac ale on teraz tak ale sam a mi wcale nie pomaga zostawiajac jak niepelnosprawną!
  13. i właśnie na kazdym kroku sie mecze....i juz pytam co zrobic. schodze na dół, ojciec mówi mi ze jedzie po ryby. i teraz tak- mojego meza nie ma cały dzien ojciec był w pracy, potem swoje załatwienia, odpoczynek mama zajmowała sie domem, swoimi rzeczami ja ... zrobiłam zakupy dla wszystkich, ziemniaki i surówke i cały dzien byłam u siebie, nic nie robiła, spałam tez i teraz przywiozą ryby- wypadałoby pomóc skrobac czego nie robie nie lubieale cały dzien nic nie robiłam i jeszcze nie pomoge a jestem jeszcze na wspólnocie. gdybym była na osobnym to bym nie wziela tych ryb bo bym ich nie robiła. wczesniej jak miałam czas wolny zajmowalam sie remontem a teraz mam skrzywiona mine na sama mysl ustalen wyborów i działania w tym kierunku wiec specjalnie nic nie robie a w oczach rodzicow na pewno tak jest
  14. i czegos nie rozumiem w wiekszosci spraw kazdy mi mówi tak masz racje ale inni maja gorzej powinnas miec wiecej siły itp. to co po to sie uczyłam zeby nie móc pracowac bo straciłam siły na pustych ludzi a i tez czas bo musiałam tam(dom tescia) jezdzic pomagac. myslaałam ze to chwilowe, ten miesiąc jeszcze i moj mąż zrozumie, zaczniemy sie urzadzac i poszukam pracy bo do niedawna jeszcze miesiac temu szukała. ale mój mąż potrzebował 9 miesiecy. to mowie to jest dobry maz który mysli jak on ma dorobic a nie widzi potencjału we mnie. co on mysli ze nawet jesli dziecko to ja bede całymi dniami a on za najnizsza krajowa plus dorabianie do 12 godzin? to nie jest zycie dla mnie. nie przejmuj sie i za kazdym razem kiedy on bedzie miał wyzsze potrzeby kogokolwiek to ja bede musiała zbierac siły i to ja mam problem?a zwłaszcza ze bylismy jedni jedyni dla siebie i 8lat razem po to by teraz sie nie rozumiec mijac a on zachowuje sie niekiedy egoistycznie jak jego rodzina- oni najwazniejsi. a z boku jak to ladnie wyglada- zaradny, troszczy sie ale chyba o siebie bo co ja bym chciała nie liczyło sie i nie słuchał. no o co chodzi masz racje ale musisz wiecej pozwalac. czy to mi sie wydaje takie trudne bo nie mam juz siły czy to poprostu przerosło by nie jednego
  15. uff...po 8 latach znajomości , po zakonczeniu przeze mnie studiów wzieliśmy ślub- oboje tego chcielismy, duzo rozmawialismy. w sumie chcielismy stworzyc gniazdo przysłowiowe, pracowac i założyc rodzine tak po ok. roku. maz to typowy domator. po slubie przyszedl czas wyboru mieszkania- kazde z nas chciało i mogło u siebie. u mnie tak jak go zapewniałam- osobne pietro z osobnymi licznikami tylko ogrzewanie wspolne. u męza dziwna sytuacja bo jak wczesniej tam bywwalismy pomagalismy, spedzalismy czas ze starsza ale niezamezna siostra tak po slubie uslyszelismy tylko ze mozemy pomieszkiwac u moich rodziców ale remontowac i pomagac w domu męża. ze my nie mozemy od razu sobie pojsc do mnie zaczac zyc na swoim tylko mamy czekac bo jak siostra meza pójdzie z domu to my bedziemy musieli do ojca meza, a jak zostanie to wtedy sie dowiemy jak moglibysmy podzielic sie mieszkaniem. nikt nie interesował sie czemu mąż nie mieszka u siebie ze mna. on pracował w momencie slubu. ja skonczyłam prace pół roku przed, a po tej nie jasnej sytuacji nie miałam sił by owocnie szukac zatrudnienia stałego po studiach. byłam w domu pomagałam rodzicą(o czym mąż tez wiedział ze troche mam tego dosyc nie majac własnego zycie), kiedy maz wracal zawsze tez byłam w domu z obiadkiem, do dyspozycji no bo bylismy u mnie na wspolnocie to chciałam mu to umilic. maz nie rozmawiał ze mną o mojej aktywnosci zawodowej, o naszym zyciu, on tylko czekał kiedy sie u niego wyjasni. po 5 miesiacach od slubu odbyło sie spotkanie rodzinne meza gdyz ostatnia która została była w 5 m-cu ciązy i co z mieszkaniem. cały czas siostra ze ona tam nie zostanie ale na spotkaniu ze zostaje. mężowi została zaproponowana znacznie gorsza bo do remontu czasc mieszkania wraz z opieka nad tata. nie wiem nad czym on sie jeszcze zastanawiał bo siostra która wiadomo bylo ze tam zostanie jawnie wskazywala mu ze tylko do roboty bedziemy potrzebni, ja za nia sprzatałam w weekend a ona nawet dziekuje, wróciła na noc i piwkowała z goscmi a my jak kopciuch siedzielismy sami w tym czasie. maz stwierdził ze zycia z nia obok nie bedzie a tam wspólne liczniki opał, tylko mieszkania osobne miały byc wydzielone. w koncu oznajmił decyzje ze my zostajemy u moich rodziców i sie tam urzadzamy. mnie te niezrozumiałe sytuacje kosztowały bardzo duzo nerwów. dla niego liczyly sie rodzinne sprawy a nie ukladanie naszej przyszłosci i realizacja planów. teraz mu sie pytam czego własciwie o9n chce czy w koncu wie. tak on chce zrobic remont i dziecko. tak teraz bo jego szanowna rodzinka juz to wszystko ma to on z boczku bedzie gnał za nimi. bierze nadgodziny, dodatkową prace- mama do mnie mówi ze czego sie czepiam. jak dla mnie to to nie jest nasze radzenie sobie! a czy pomyslał o mnie a m,ówiłam mu ze mój dzien niestety wyglada tak- po co ja mam wstawac rano, ja remontem juz zygam- bo myslałam o nim od roku wczesniej usilnie ale mój mąż nie umiał wybierac bo przejechał sie na swojej rodzinie a on teraz jedzie na 12 godz do pracy i mi kaze w piecu napalic i rozrysowac płytki- ja je rysowalam duzo wczesniej. nie cieszy mnie to urzadzanie albo siedze sama całymi dniami a sb-niedziele pomagam mu w remontówce,cała brudna. i przyjezdzaja moje kolezanki a ja jak tu wyjsc. i tak patrzec z boku to jaki cudowny mąż a mnie powoli wkurza jego obecnosc, mam ochote jak wroci sobie wyjsc a nie czekac kolejne miesiace z obiadkiem i co mi ciekawego powie. w sumie mówiłam mu ze juz mnie nie cieszy urzadzanie, ze nie wyobrazam sobie siedziec w domu i gotowac mu obiady, teraz ze zygam remontem jak w koncu sie zaczął po 9m-cach od slubu.a zapewnial mnie ze od razu wybierzemy. jestem klebkiem nerwów, lub becze i leze. pracy nie mam i nie mam sily chodzic pytac o nia a on teraz rodzinnke chce teraz chce sie realizowac. i on teraz dziala dla dobra naszego zwiazku czyli zostawił mnie samą, i zamiast o mojej pracy tez pomyslec(jak on chciał zmienic byłam przy nim, myslałam kiedy i na co), jak dodac mi sił bym wyszla szukac to nie nie ma go bo on dorabia. mysle czy nie byłabym szczesliwasza -wyjechac do duzego miasta, zarabiac na siebie, miec swoj czas wolny. bo dziecko teraz-sama nie wiem jakbym to zniosła a jesli radosc by sie nie pojawiła tak jak w sprawie urzadzania to dziecko krzywdzic...powiedziałam o tym mezowi ze nie umiem mu powiedziec czy bede chciała rodzine, czy bede tu mieszkac bo moze tez tak byc ze wróci a mnie nie zastanie, wyjade bo mam dosc. nie liczyłam sie ja, my tylko jego rodzinka która nie dała nam sie od razu urzadzac tylko wtracała sie wykorzystywała a on nic nie reagował- jedyne co umiał powiedzie c to ze znowu sie czepiam. teraz przyznaje mi racje ale co z tego. a nawet gdyby nam sie udało to wiem ze zawsze mu to wypomnę. zastanawiam sie tylko czy przerwac to ladowanie kasy w remont czy jak chce to niech robi, moze bedzie dobrze. uprzedzic uprzedziłam go ze mam dosc, mam ogromny zal ale on nie- teraz mozemy to bedziemy zyc. a ja sie mecze kazdego dnia. w sumie nie wiem co zrobic ze soba z zyciem
  16. dla wyjasnienia- caly nasz wklad- wesele, remont- jest tylko naszym, nie patrzylismy by nam rodzice dołożyli. i w sumie tescu nie miał zamiaru, a moi pytali.z mieszkaniem tez moi chca pomóc ale powiedzielismy nie, zrobimy na ile starczy tyle zrobimy. wiec ja na nikogo nie patrzyłam juz od początku bo dlugo z mezem odkladalismy wiec dlatego mega nie fer bylo dla mnie wtracanie sie rodziny męża ze ja mam czekac az ich siostrzyczka sie zdecyduje gdzie bedzie mieszkac bo jak pójdzie to my do tescia bedziemy miec wracac. a ze została, traktowała nas w goscinie jak ludzi do roboty o czym zreszta tez powiedziała ze jej sie nalezy mieszkac z tata ale robic to ona nie moze, jej to nie potrzebne...to chyba chodziło jej o całość. mnie nie obchodza teraz tym bardziej ich sprawy.
  17. Witam! Urządzamy sie u mnie. W domu rodzinnym męża zachowali sie tak ze bywamy tam sporadycznie. mąż przyznał że dokonał złego wyboru usilnie chcąc pozostac u siebie i ze to jednak u mnie bedzie lepiej bo u niego zachowanie siostry od wtedy cały czas jest nie doprzyjęcia i nie byłoby tam życia. zgodnie z wczesniejszymi ustaleniami(takimi jak przedstawili moi rodzice po naszym ślubie) remontujemy osobne piętro. i..? ja uwazam ze to nie byla nasza decyzja z wyborem mieszkania, tylko zostalismy u mnie bo u męża nie dało by sie życ! Zygam remontami, mam tego dosyc bo ja juz rok wczesniej tym zyłam, a cala ta sytuacja zabiła moje plany marzenia. nie ciesze sie niczym, na kazdym kroku napotykam kolosalne kwoty od fachowców remontujących i zawsze cos jeszcze nie do konca zrobią dobrze. wydaje kase by tworzyc i na razie tylko złość na brak zamierzonego efektu, moj mąż to tam by nawet w jednym pomieszczeniu różne kształty i kolory gniazdek poprzykręcał. ostatnio przy kuchni na wymiar i pod zabudowe stwierdził ze zmywarka może wystawac z szeregu szafek za które płaci kilka tysięcy. krew by mnie zalała! i to chyba nie jest przesada z mojej strony!?? przed slubem marzeniem bylo własne mieszkanie u mnie, zamykałam oczy i - PIEKNIE- teraz na kazdym kroku problemy, spory, jakbym marnowała kase. nie wiem czy czekac za ostatecznym wygladem, moze wtedy bedzie ok, bo na razie to instalacje itd, remoty wiec ostatecznego wygladu nie ma. na dodatek nie znalezłam pracy, byłam na kilku rozmowach, szukałam, juz nie mam sił checi by dalej sie starac. mam ogromny zal do męża ze po slubie bylo troche na zasadzie- posprzataj i wykonaj swoje obowiazki w czwartek bo w piatek jedziemy do mnie na sprzatanie, ogród, pomoc bo tata nie moze a siostra niech sie bawi. nie dbal o nasze dobro, rozwoj. w sumie nigdy od niego tez nie usłyszałam ze skonczyłam szkole mogłabym tu tam zapukac ale ze trzeba za siostrzyczke zrobic to tak. wiec jego siostrzyczka siedziała w butiku, po pracy u faceta a na utrzymaniu tatusia. moj mąż do pracy, po pracy obiad z zoną u moich rodziców, najlepiej zebym ja zawsze w domu była. a w weekend pomagac tatusiowi bo tatus synka potrzebuje. sprzatałam za siostrzyczke, nawet dziekuje nie powiedziała. jak sprzataczke i opiekunke traktowała. oczywiscie w domu rodzinnym zostala i jedyne co miala do powiedzenia to ze gdyby miała sie podzielic to własciwie ja mam sie opiekowac tata bo ona po dziecku przecież bedzie chciała do pracy wrócić. to ja bede musiała dom rodzinny prowadzic i opieke tesciowi zapewnic. chyba pomylily jej sie role... a ja jjuz nie mam sily ale co najgorsze radości, staram sobie mówic ze teraz w koncu mozemy ale brak sil, zadowolenia...sie wypaliłam
  18. miewam dni ze nie moge sie pogodzic z utrata czasu i mozliwosci. niestety zastanawiam sie tez czy wybacze mezowi bo dla wiadomej w jego rodzinie zostawił nasz zycie, zgadzał sie ze mną w ocenie niezrozumiałych i egoistycznych decyzji swojej siostry ale nie potrafił działac... jest mi z tym zle i miewam dni dolku ze moje zycie przegrała. po co ja mam teraz gonic za tym wszystkim i ciezko charac mi mi nikt nie pomoze a ktos w tak łatwy i hamski sposób podeptał moje zycie a mąż patrzył na to.
  19. tak, jestesmy i zostajemy u moich rodziców. cieszę sie tylko ... jestem przekonana ze koło niej nie mogłabym mieszkac, i w tym wypadku musimy spróbowac u mnie...tylko ja juz nie mam tego zapału, tej radości a mój mąż przywodczy to nie jest...poki co przyznaje ze u moich rodziców bedziemy sie urzadzac, boli go zachowanie siostry bardzo bo gdyby było jak dawniej zostalibysmy u tescia na połowie. ale sam nie pojmuje tego czemu ona tak sie odsuneła po slubie, zachowała po pytaniu o możliwość zamieszkania, nie odzywa itd, kłamała! czuje ze potrzebny jest mi kop chyba-np znalezienie pracy, ale życie jest jakie jest. póki co to było najgorsze moje życiowe doswiadczenie negatywne, bo nie chodziło juz o moje zycie tylko, ale tez o wspólne małżeńskie co rzutowało na dalsze rodzinne i to zrobiła osoba która tez marzyła o rodzinie, zrobiła moim kosztem, a była tez osobą bliską, kazdy weekend wspólnie spedzalismy. ehh... wyżaliłam sie...;p
  20. Witam...po dłuższej przerwie. Niwstety nie znalazłam pracy, na codzien męcze sie we wspólnocie obowiązków, nie dusiłam mąża z podjęciem decyzji chodz nie udałoi mi sie obyc bez chwil wyrzutów. a co sie podziało przez te miesiące... ostatni dowiedzielismy sie o ciązy siostry męża, w 4 miesiącu...przez pare tyg słyszelismy ze ma z nami rozmawiac o podziale domu, dzien przed spotkaniem dotarły do nas wiadomości że ma pójść do ojca dziecka wiec spotkanie rodzenstwa męża. co tu zrobic z domem i tata który by został sam. Chyba nie tylko my wiedzielismy ze tak sie sprawy przedstawiają, bo wszyscy sie zrzekli a siostrzyczka wypowiedziała na koncu ze ona by została. wolą rodzenstwa było by dom dostała dwójka- siostra i mój mąż. przy czym jesli bysmy przyszli to my dom do remontu i opieke nad tata a siostra gotowe i sie odgrodzic... a opłaty na pół czy troje. hmm zdziwiło mnie ta zmiana decyzji i oczywiscie ona siedzi na gotowym na utrzymaniu tatusia a my mamay sie znów decydowac... wiec bylismy rozmawiac dwókrotnie i to my zaczynalismy a ona ogólnie ze ze nie wie dokładnie bo ma tyle rzeczy, ciążę zagrożoną, ślub na głowie...ale na dzien dobry ze to nie są połowy tylko mamy wiecej(bo o pokój taty), zarzartowałam ze moze zamienimy sie połowami w takim razie- nie bo ona urządzonej nie zostawi, ona moze doglądac taty póki bedzie z dzieckiem przez 3 lata ale później wraca do sklepu siedziec(sory, ale rzeczowo to ja mam 25 lat, tez planuje rodzine i tez wróce do pracy w biurze), mówie do niej ze jakbysmy mieszkali razem to czy wspólnie zajmiemy sie sprawami prawnymi- ona ze to taty sprawa, no i była by mała czesc ziemi w jej połowie do wykupienia, ma zrobiony dom to czy orientowali sie jak z tym odkupieniem, ona ze to tata miała załatwiac...wiec rozumiem ze tata odkupi. odechciało mi sie z tą dziewczyną gadać. minęły dwa miesiace gdzie jezdzimy w weekend w dowiedziny do nich, nikt nawet nie spytał czy sie zdecydowaliśmy, miedzy czasie przesłała brata na wyp[ytke. i bylismy ostatnioz zamiarem powiedzenia ze nie przyjdziemy teraz i jednak zostajemy dalej u mnie...ale tata był sam wiec nie chciaelismy go denerwować bo nie wiadomo jak by zareagował...ale tata jak zaczeklismy sie zbierac sam spytał wiec powiedzielismy...i cisza. ja nie rozumiem tej dziewczyny! podobno na dwoch rodzenstwo zrzekłoby sie ale na jedną co niektórzy nie...ale teraz to juz nie moja sprawa. miedzy czasie pisała ze ona teraz pracowac nie moze ... rozumiem ze do pomocy to tylko ja potrzebna. wiem ze zaprasza jednych drugich, my co najwyzej to sami herbate mozemy sobie zrobic wiec mąż już sam tez umiał w koncu podjąc decyzje. tylko w sumie ona nie przekonywała zebysmy zamieszkali na połowie chyba chce byc panią całośći, wydawała sie wręcz jak musicie to przyjdzcie, ale pół domy, robota i obowiązek opieki nad tata. porównanie tego co siostra i brat mieli by dostac, mój mąż gorzej znacznie, wybór pomiędzy mieszkaniem u mnie na osobnym a tam...tu mam mamę, zakupy na pieszo moge zrobic, lepsza lokalizacja. Wiec to chyba dobry wybór... ale już nie ma tej radości z mysli o urzadzaniu, zbyt wiele czasu upłyneło na niczym i kłótniach, i jakoś jak dla mnie wieksza presja teraz...
  21. Kawa czy Twoje uspakajanie mnie, odpuszczenie wynika z tego że masz na uwadze moje zdrowie, nerwy itd głównie?
  22. nie zgadzam sie z Tobą Kawa:( i nie takie jest moje wyobrazenie o małżeństwie, o życiu dwojga ludzi, którzy właśnie na początku patrzyli, liczyli sie z życiem teścia, siostry bo żadne z nas nie chciało na niej wywierać decyzji. teraz ja nie chce juz patrzec na wszystkich i zastanawiac sie czemu ten czy tamten tak czynia. podobno męż też jest podobnego zdania bo sam mówi że na dłuższą metę chce osobną kuchnie, mieszkanie. to juz nie studenci na pokoju. jesli mąż powtórzy swoją decyzje to oznajmimy i zaakceptują lub sie obrażą i może w koncu powiedza cos szczerze;p naprawde analizując cały mój post od początku to co sie działo, co zmieniło moje nastawienie, uważasz że powinnam czekać tylko za czym? a jak inni uważają? jestem osobą dość upartą ... być może...;p
  23. uff.. ciężki ten kawałek chleba małżeńskiego... mam prośbę co mogłabym zrobić tak na codzień by pomóc sobie z tym moim nastrojem, bo znów jest ciut lepiej ale jeszcze jeszcze dużo do stabilizacji? no i co tam u nas- wiec po oststnich wydarzeniach z pierwszej połowy grudnia żeby organizowac spotkanie...znów prawie miesiąc ciszy. Jako że bracia powiedzieli "po świetach" to spytałam męża kiedy? mówił wtedy ze też długo czekac nie bedzie i że w styczniu będziemy decydowac. wiec strategia męża-cisza- czekam 1,2,3 dzien i musze spytac co dalej czy po prostu mu sie dobrze żyje i możemy takie zycie brac jakie jest na wspólnocie ale w takim wypadku jakie sytuacje je zmienia? czy sam zamierza coś planowac z naszym życiem? i sory ale małżeństwo to dwoje ludzi i nie uwazam by bylo dziwne to ze chce wiedziec jak długo i za czym czekamy! a rodzina męza tylko odwleka naszą decyzje a mąż rzuca jakies terminy mijające iii....???? mąż pow że poprostu miała nadzieje ze w tym czasie naprwde sie rodzenstwo spotka i pogada o sprawach domu ale znów nie i nie wie czemu. i ze jak na dłuzsze pomieszkiwanie to też chce byc osobno i mamy sie niby zacząć urządzac u mnie ale to było powiedziane tak na koniec bez wielkich planów bo spieszył sie do pracy. i dla mnie to mało, bo nie chce na przymus czy jak ale tez uwazam ze to najlepsze co mozemy zrobic. tylko własnie to jest ciezkie ze on nie nawiazuje ze mną rozmowy tylko zawsze ja. po tym wszystkim boje sie. mysle ze jesli bedziemy jeszcze o tym rozmawiac to ja czulabym sie bezpieczniej gdybysmy zaczeli sobie juz ogladac i wybierac sprzety meble, zobaczymy jak to kosztami wyglada zebysmy zaraz nie rzuvili sie z motyka na słonce, no i po kolejne zobaczyc czy bedzie to nas cieszyc czy jednak nie da rady... i powiedziec rodzica i tesciowi. taty z jednej strony mozemy powiedziec ze na poczatek zeby tez tak od razu nie zamykac sobie tam drogi. a czy wy widzicie jeszcze jakies kroki fakty o których zapomniałam, zapomnielismy?
  24. Może nie być gotowy- ok, ale z czego brak jego gotowości wynika? Niegotowość materialna?- wiec powinni wspólnie znależć rozwiązanie, dać sobie czas bo jak nie beda sie starac by zarobic kase to nigdy nie bedą gotowi. niegotowość związana z wiekiem...hmm...można znależć optymalne rozwiązanie dla dwojga. niegotowość emocjonalna... a może nigdy nie bedzie gotowy i preferuje inny styl życia- to niech dziewczyna też ma prawo wyboru czy chce byc z takim człowiekiem i kiedy miec dziecko bo tak czy tak z obowiązkami albo zostanie osamotniona albo facetowi przyjdzie w zwiazku z ciążą "instynkt macierzynski";p
  25. hmmm...co mogłabym zrobić by znów zebrac siły na dalsze działanie w sprawie naszego mieszkania, zeby znów mi sie chciało? jakieś ćwiczenia relaksacyjne? cisza? ciemność? ja chce spróbować...zwłaszcza teraz kiedy może bedzie jakiś finał i próba I STOP życia na CZEKANIU:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...