Skocz do zawartości
Forum

marta73

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Osiągnięcia marta73

0

Reputacja

  1. Z takim podejściem, że masz najgorzej ze wszystkich na świecie, to drogi Autorze daleko nie zajdziesz. Większość osób dożywa jednak takiego dnia, że pakuje walizki i wyprowadza się od rodziców. Ja rozumiem, że dla niektórych pretekstem do wyprowadzki jest miłość i świeżo zawarte małżeństwo. Ale te osoby często mentalnie ciągle jeszcze siedzą w mamusinej kuchni nad mamusinym obiadkiem, a potem się dziwią, że im się związek wali na głowę.
  2. No toż właśnie napisałam, że podstęp i manipulacja z mojej strony :-) Ktoś wchodzi, myśli, że jakiś dramat się wydarzył, a tu rozpostarte w drzwiach pajęcze sieci. Swoją drogą, ciekawa rzecz - wiele osób w formie bardziej zawoalowanej postępuje tak na co dzień: wszyscy, którzy np. nie dożyją do jutra, będą nieszczęśliwi, albo coś tam jeszcze sobie zrobią, jeśli druga osoba w te sieci nie wpadnie, spełniając ich żądania. A przymusu, żeby wypełniać przecież nie ma. Jak zacznę opisywać pół swojego CV to już nikt nie wypełni (na razie też nie widzę odważnych), bo się wystraszy. Póki co możemy sobie pogawędzić o podstępach, manipulacjach, wykorzystywaniu forum. Też zresztą widzę, że wiele osób je wykorzystuje - żeby użalać się nad sobą i szukać usprawiedliwienia dla własnych błędów, ale przecież nie po to, żeby uzyskać pomoc i wsparcie. Natura ludzka straszliwie jest pokrętna.
  3. aby osiągnąć cel nieosiągalny Pozwoliłam sobie w desperacji założyć ten wątek. Liczę na to, że uda mi się zwabić tu podstępem jakieś dobre dusze i wykorzystać je do własnych celów. Nieosiągalnych zresztą w „normalny” sposób. Ogólnie chodzi o to, że w paru kwestiach zawodowych walnęłam głową w mur i usłyszałam, że „się nie da” - chodzi w tym przypadku o pozyskanie wsparcia instytucjonalnego na przeprowadzenie pewnych badań. A ponieważ ja nie przyjmuję do wiadomości, że czegoś się nie da, jeśli się to da zrobić, więc korzystając z dosyć prymitywnego narzędzia bezkosztowo opracowałam ankietę dotyczącą jednego z interesujących mnie zagadnień. Mam wobec tego ogromną prośbę do osób, które zechciałyby ją wypełnić i/lub mogłyby rozpropagować wśród własnych znajomych: nie bądźcie zbyt asertywni i przeklikajcie ankietę, pozwalając wykorzystać się do moich celów ;-) To dla dobra nauki. I przy pełnej świadomości z mojej strony, że wyniki nie będą reprezentatywne na skalę ogólnopolską. Jakichś wstępnych, w miarę rzetelnych wyników jednak potrzebuję, żeby ruszyć cokolwiek z miejsca. Innymi słowy: wolę polec w boju niż poddać się bez walki. W ramach wyjaśnienia – ankieta dotyczy kompetencji kluczowych w życiu zawodowym. Jeśli ktoś zdecyduje się wziąć w niej udział to bardzo proszę o zwrócenie na to uwagi i oddzielanie tej sfery od życia osobistego. Na przykład w życiu osobistym ktoś codziennie komunikuje się w języku ojczystym, ale zawodowo siedzi w jakiejś kanciapie, gdzie całymi dniami nie ma się do kogo odezwać i na przykład lutuje kabelki. Dana osoba praktycznie wcale nie posługuje się językiem ojczystym do realizacji celów zawodowych, codziennie natomiast wykorzystuje kompetencje naukowo-techniczne. Jeśli ktoś nie ma zamiaru ankiety wypełniać lub traktuje to jako bzdury/stratę czasu to proszę z kolei o nie wchodzenie w nią i nie pozostawianie odpowiedzi jakichkolwiek żeby były. Jest ustawiony podgląd wyników, będzie można podejrzeć i pytania, i sumaryczne odpowiedzi, jak się trochę tego uzbiera. A oto link do ankiety: https://learningapps.org/display?v=ps52e2uua18
  4. A te problemy żołądkowe, to nie jest z nerwów i nadmiaru przejmowania się? Może dla wszelkiej pewności dobrze byłoby skonsultować się z najzwyklejszym lekarzem rodzinnym, a jak nic nie znajdzie (prawdopodobnie nic się nie dzieje, bo z opisu wygląda na nerwicę) to jakoś popracować nad wyciszaniem własnych emocji. Może jakieś bieganie, rower, basen, albo piłka? Tak ze 2-3 razy w tygodniu porządnie się wyszaleć i odstresować. A w ostateczności to ze sposobów domowych pozostają jeszcze herbatki ziołowe. Jak ja mam jakieś zmartwienie i spać nie mogę to zaparzam sobie wieczorem od razu 2-3 saszetki melisy w jednej szklance. Paskudztwo z tego zielska wychodzi, ale jedna w ogóle na mnie nie działa.
  5. Jak już zaczynamy się za te sny brać na poważnie, to moim zdaniem, sny pełnią jakąś funkcję biologiczną i mogą być przy tym odzwierciedleniem aktualnie przeżywanych radości i smutków. Czasem opisują aktualną sytuację językiem symbolicznym, który rozumiem w trakcie snu i w chwili budzenia się, a przestaję rozumieć, gdy do głosu dochodzi jakaś racjonalna część mnie. Natomiast w ich znaczenie "prorocze" raczej bym nie wierzyła. Co ciekawe - śnią również zwierzęta. Prawdopodobnie tak samo jak ludziom, "wyświetla" im się wtedy jakiś film. Wiele razy widziałam jak się zachowują moje koty w trakcie fazy REM: a to przebierają łapkami (pewnie we śnie biegną), a to popiskują żałośnie (to musi być jakiś koci koszmar), a to ruszają językiem jakby coś jadły lub piły. No więc najwyraźniej przeżywają we śnie sytuacje z ich kociego życia - zarówno te straszne jak i te przyjemne. Niestety nie udało mi się w żaden sposób dopytać i uzyskać informacji, czy im się te sny spełniają. Sny o jedzeniu i miękkim posłaniu to na pewno. Tyle tylko, że to moja ręka czuwa nad dystrybucją tego rodzaju dóbr pośród futrzastych członków rodziny i dostałyby swój przydział nawet gdyby o tym nie śniły :-)
  6. A mnie się wydaje, że tu wcale nie chodzi o "ciepłe kluchy" czy szukanie zołzy, tylko o jakieś wzorce, wyniesione prawdopodobnie z domu, zgodnie z którymi na miłość trzeba sobie zasłużyć i zapracować, trzeba się postarać. I jeśli w domu przez całe dzieciństwo otrzymuje się taki przekaz, że nie ma nic za darmo, że trzeba o miłość walczyć i ją codziennie zdobywać, to potem rzeczywiście robi się problem. Bo większość zdrowych związków opiera się na wzajemnym szacunku, kompromisach, braniu pod uwagę zdania drugiej osoby. Prawdopodobnie Tomkowi coś nie gra i nie pasuje, kiedy dziewczyna zachowuje się taki sposób, bo nie zgadza mu się to w głowie ze wzorcem relacji damsko-męskich wyniesionym z domu. No i robi się emocjonalny bałagan. Cały czas doradzam podjęcie terapii. Wygląda na to, że ten problem, pod okiem doświadczonego terapeuty, jest całkowicie do ogarnięcia, nawet jeśli na obecną chwilę wygląda to na jakiś dramat.
  7. Niech mi ktoś wytłumaczy, co Autorka miała na myśli? Czy ten pan jest aktualnie w związku małżeńskim, czy też jest rozwiedziony i nie powiedział o przeszłości? Bo jeśli jest żonaty (a tak zrozumiałam), to przynajmniej ja nie znam formy terapii, która mogłaby go "odżenić", ani też nie widzę, do jakiego wspólnego porozumienia można by tu z nim dojść. Mają wszyscy razem (on, żona, dziecko i kochanka) w szczęsnym stadle spędzać ze sobą święta i weekendy? Jeśli wszyscy zainteresowani się zgadzają to OK, mnie nic do tego. Ja nie bardzo wiem, o czym tu jeszcze można z nim rozmawiać i czego oczekiwać po takim człowieku. Oszukał dwie kobiety (jeśli dobrze rozumiem jest w tym układzie jeszcze żona) i to jest fakt. Pozostaje tylko ten fakt zaakceptować, niezależnie od tego jak jest bolesny.
  8. Skoro pracujesz i zarabiasz, to najlepszym wyjściem będzie wyprowadzka i lekkie odseparowanie się od matki. Niezależnie od tego, ile z tą wyprowadzką będzie zachodu i jak bardzo Cię to trzepnie po portfelu. Kochać matkę - owszem, ale najlepiej z bezpiecznej odległości. Matki nie zmienisz - taka już jest. Zmienić możesz tylko wzajemne relacje, biorąc życie we własne ręce i wyznaczając granice wtrącania się w Twoje sprawy. Stajemy się ludźmi dorosłymi bo takie są prawa przyrody, a nie po to żeby zrobić rodzicom na złość. Jeśli jakiś rodzic tego nie rozumie to jest to jego problem. A skoro jeszcze padła mowa o szacunku: szacunek to relacja obustronna. Również, a może przede wszystkim, rodzice powinni szanować dorosłe dziecko, jego pragnienia i życiowe wybory. Dopiero wtedy mogą żądać szacunku dla siebie, przy czym szacunek to nie jest niewolnicze posłuszeństwo. Szacunek to grzeczne i często dyplomatyczne traktowanie drugiej osoby, w szczególności w sytuacji konfliktu. Dam Ci przykład z własnego życia. Jeśli ja, będąc osobą dorosłą (45 lat, od ponad 20 lat nie mieszkam z rodzicami) podejmuję własne decyzje osobiste i zawodowe w oparciu o analizę sytuacji pod kątem tego, co mi służy, a co nie, co mnie uszczęśliwi i usatysfakcjonuje na dłużej, a matka, dowiadując się o moich decyzjach, zaczyna krzyczeć na mnie jak na małe dziecko, zakazywać (np. prowadzenia własnej firmy w sytuacji w której w tej chwili klientela jest i płaci), to ona mnie traktuje bez szacunku, nie ja ją. Bo ja jestem dorosła i mam prawo kierować się własnym doświadczeniem i rozeznaniem w danej sytuacji. A że ona chce widzieć we mnie małe i nieporadne dziecko? No to ona chce widzieć we mnie małe i nieporadne dziecko, którym nie jestem, nie będę i nie mam obowiązku się stawać na jej życzenie. Byłoby jakąś paranoją (a nie okazywaniem szacunku), gdyby osoba w moim wieku radziła się matki w sprawach, które tejże matki nie dotyczą i na których matka kompletnie się nie zna. Ale matce się wydaje, że to ona wie najlepiej i nie potrafi przyjąć faktów do wiadomości. I tak to jest z kontrolującymi rodzicami - na głowie staną, żeby zaprzeczyć temu, że dorosłe dziecko jest po prostu dorosłe. Trzeba bez poczucia winy oraz z wiarą w siebie robić po swojemu, niezależnie od tego, czy się komuś podoba, czy nie.
  9. A z tą zagranicą to fajne jakieś miejsce? I na jak długo? Jak fajne to może jednak pojechać? Skoro dziewczyna wyznacza "okresy próbne", to możesz sobie taki okres przesiedzieć gdzieś daleko i przemyśleć z pewnego dystansu tę znajomość. Bo skoro ona na dzień dzisiejszy z niczym pewnym się nie zadeklarowała, to nie ma co się na nią oglądać. Nie wiesz, czy w ogóle coś z tego wyjdzie, a nawet jeśli wyjdzie - czy ten związek Cię uszczęśliwi. Natomiast taki wyjazd może paradoksalnie pomóc każdemu z was ułożyć sobie pewne sprawy w głowie i dojść do ładu z własnymi emocjami - trochę dojrzeć, wydorośleć, bo jesteście jeszcze bardzo młodzi. Nie wiem jak długo masz być za granicą, ale żyjemy w takim świecie, że jest telefon, jest internet. Jeśli dziewczynie zależy to się będzie z Tobą kontaktować. Jeśli obojgu wam zależy - to albo Ty pewnego dnia wrócisz, albo ona zmieni zdanie i pojedzie do Ciebie. Nie buduj swojego życia na tym, czego się spodziewasz od drugiej osoby, zwłaszcza, jeśli się do niczego nie zobowiązała i trzyma Cię na dystans. A z pewnością nie poświęcaj na rzecz mglistej i niepewnej przyszłości czegoś co masz w garści tu i teraz.
  10. A ja bym tam radziła nie główkować, nie kombinować, nie tworzyć sobie problemów, tylko żyć szczęśliwie i z otwartym sercem czekać na to, co przyniesie przyszłość. Co ma wisieć nie utonie - jak ma z tej znajomości coś być to będzie wcześniej czy później. Wszystko, co spotyka człowieka w relacjach z innymi ludźmi, zarówno nowe związki jak i rozstania są normalną częścią życia. Każdy z nas ma prawo się zaangażować w relację, która mu odpowiada jak i wycofać się z relacji, która odpowiadać przestała. Gdzie tu porażka, jeśli rozstają się ludzie, którzy poznali się i stwierdzili, że do siebie nie pasują? Porażką i tragedią byłoby, gdyby z tą wiedzą (że nie pasują do siebie) pobrali się i mieli dzieci. Związki młodych ludzi są po to, żeby się bliżej poznać i nabrać doświadczenia w relacjach z osobami płci przeciwnej (przy czym słowo "doświadczenie" rozumiem bardzo szeroko i nie ograniczam go do spraw seksu - trzeba mieć doświadczenie w prowadzeniu np. interesującej rozmowy). Nic zatem dziwnego, że wiele z tych związków po prostu się rozpada.
  11. TailsDoll, człowiek jest wartościowy sam w sobie i godzien miłości, niezależnie od tego, czy go w danej chwili kochają inni czy nie kochają. Ty stan chwilowy bierzesz za stan permanentny i napędzasz samospełniające się proroctwo. Napisałeś gdzieś powyżej: rada "pokochaj siebie" moim zdaniem nie ma prawa działać jeżeli nie ma ku temu działaniu fundamentów jakimi są ci, którzy nas kochają. A ja Ci mówię, że nieprawda - jest na odwrót. Trzeba najpierw pokochać siebie, bo tyle jest miłości na świecie ile sami z siebie wydobędziemy i rozdamy innym. Ale oczywiście za chwilę zaczniesz się spierać, polemizować i twierdzić, że Ty masz najgorzej i że nikt na świecie nie był w Twojej sytuacji, nie wie co przeżywasz i jak bardzo cierpisz, no i właśnie dlatego się nie da, bo się nie da. Guzik prawda - masa ludzi przeszła przez to samo piekło, wyszła z tego posiniaczona. Niektórzy rozmasowali sobie potłuczone tyłki, ogarnęli się jakoś i żyją szczęśliwie. I ku zawstydzeniu Twemu napiszę jeszcze, że ja wcale nie z teorii, tylko z praktyki i własnego doświadczenia mówię. Też w życiu nie miałam lekko, a co mój ojciec po pijanemu wyprawiał, a matka na trzeźwo - to opowiadać nie będę. Kto się w takiej rodzinie wychowywał - wie w czym rzecz. Kto nie wie - nie zrozumie. Czyli mówiąc krótko: można jak się chce. Trzeba tylko znaleźć własny sposób na dogadanie się ze swoimi uczuciami. A nie dogadasz się, jak będziesz szedł w zaparte, że się nie dogadasz. Z drugiej strony - niektórzy wolą być całe życie "niedogadani" ze sobą niż szczęśliwi. To też jakiś wybór.
  12. Opcja dla odważnych i zdecydowanych: pójść na rozmowę z psychologiem i zapisać się na jakąś terapię. Opcja dla mniej odważnych i mniej zdecydowanych, ale za to dla bardzo wytrwałych: spróbować dokopać się do źródła problemu i poukładać na nowo samego siebie cegiełka po cegiełce. Tyle tylko, że opcja ta wcale nie jest tak łatwa jak się z pozoru wydaje. Na pewno jest trudniejsza od tej pierwszej.
  13. Tak trochę obok tematu, bo nie o tarocistach, ale o wróżeniu z kart. W dalszej rodzinie mam osobę może nie tyle spokrewnioną, co spowinowaconą ze mną. No i pani wróży z kart, do tego wróży z dużym sukcesem. A jak ona to robi? Ot po prostu, stawia herbatkę i ciasteczka na stole i zaczyna z zainteresowaniem: "A co tam kochaniutka sprowadza, problem jakiś, prawda?". Ba, gdyby nie problemy, to by jej klientela całkiem wymarła. No i pani w trakcie rozmowy wyciąga chyba wszystko na temat życia prywatnego, zawodowego i ogólnie problemu, który sprowadził w jej skromne progi. Po czym rozkłada te swoje karty i rozmowa leci w tym tonie: "No wiesz, kochaniutka, jak w najbliższym czasie się nie wzbogacisz to dalej będziesz klepać biedę". Albo: "Jak się nie rozwiedziesz, to dalej będziesz się musiała z nim użerać". No i głupie ludziska przychodzą (w większości kobiety) i płacą "bo się sprawdza". A pewnie, że się sprawdza, skoro to są wróżby w stylu "jak nie dziad to baba". Dla mnie jednocześnie śmieszne i straszne jest to, że większość z tych osób sama byłaby w stanie dojść do wniosków podsuniętych przez ową "wróżkę", gdyby przypatrzyli się zdroworozsądkowo własnej sytuacji. Tak więc sądzę, że wróżki, tarociści i inne tego typu osoby znają się na ludziach (nie wiem, czy aż na psychologii) na tyle, na ile pozwala im to wykorzystywać ich do własnych celów.
  14. Eeee, daj sobie z nim spokój. A niech mu tam będzie "że za dużo". Potraktuj to po prostu jako niezobowiązującą znajomość i tyle. Stało się, trudno. Nawet na kumpla się toto nie nadaje, bo prawdziwy kumpel to od razu powiedziałby wprost, co i jak. A porządni faceci też jeszcze nie wyginęli tylko trzeba dobrze przemyśleć gdzie kogoś sensownego można poznać. A choćby i hydraulika do domu pod byle pretekstem zamówić ;-)
  15. Aj, psychoanalityk się znalazł z tymi rodzicami ;-) Widziałam kiedyś na murze taki napis "Nie ufaj rodzicom, zrób się sam" i teraz mi się przypomniał. Moim zdaniem to nie jest kwestia rodziców, tylko problem Autorki, która nie wie, czy musi uzyskiwać zgodę rodziców na swoją niezależność. Mam dobrą wiadomość - nie musi. A rodzice, cóż? Nawet bez gruntownego wałkowania relacji w rodzinie, jak ktoś się nauczy zachowań asertywnych i kierowania się własnym rozumem, to żyje po swojemu, niezależnie od cech rodziców czy ich czepialstwa. Jakbym ja tak miała siedzieć i analizować niektóre zachowania moich rodziców, to bym miała dzisiaj na głowie zagwozdki z ostatnich 30 lat lub dłużej. Bo z zasady ja też miałam być tą, co to nie da rady i zginie jak się na moment puści maminej spódnicy. A tu kurde, żyję i mam się dobrze, pomimo, iż wysłuchuję takich bzdetów przez ponad 2/3 swojego życia i od co najmniej 20 lat puszczam pomimo uszu, bo wcześniej też się przejmowałam "co matka na to powie".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...