Witam
Mam 21 lat i mam pewien problem. Od zawsze panicznie bałem się wymiotować, jak byłem mały jakoś widziałem jeden film gdy ktoś wymiotował i w szkole na lekcji w podstawówce o tym mówili, że to jest zaraźliwe i kojarzę to tylko z jakąś chorobą.Problem w tym, że boję się jeść często żeby mi nic nie było. Zaczynam o tym myśleć, czuje niektóre objawy które poprzedzały wymioty(kiedy byłem chory - to było straszne). Siedzę i to się pogłębia robi mi się nie dobrze, i boję się momentami wyjść do pracy (pracuje w obsłudze klienta). Jem zazwyczaj normalnie, staram się o tym nie myśleć ale jak już np. czuje, że mi się nie odbije to zaczynam panikować, że zaraz mi coś będzie i będę się męczyć. Zaczyna mi być źle, niedobrze, trzęsę się i takie tam. Szukam wtedy argumentów w głowie, że np kolega też to jadł ze mną i mu nic jest więc co powinno mi być, że może to moja podświadomość i staram się czymś zająć, czasem się udaję ale też nie. Mam strach pójścia spać przed 01:00 w nocy ponieważ myślę, że jak pójdę spać przez tą 01:00 to mogę się obudzić w nocy i będę 'umierać' w łazience (było tak 2x jak się zatrułem czymś lub miałem zły antybiotyk w przypadku choroby) Męczy mnie to niesamowicie, zazwyczaj jest dobrze do wieczora. Było dobrze parę dni i w te noc nie mogłem zasnąć przez pewne myśli (dziewczyna o czym zaraz napiszę) i gdy udało mi się zasnąć po 2, obudziłem się o 3:30 i już panika. Było mi źle, łazienka, na szczęście wyszedłem bez żadnej akcji, byłem mocno śpiący, wróciłem i zasnąłem lecz jestem mocno zmęczony a czeka mnie 12h pracy. Jeżeli chodzi o drugą część problemu. Od paru dni stale myślę co zrobić. Poznałem w miarę super dziewczynę, która trzyma mnie na 'dystans'. Kręcimy już z 2 miesiące, piszemy w pewnym stopniu jak para lecz bez jakiś tam wyznań o uczuciach, ale problem w tym, że Ona robi mi "okresy próbne". Mówi, że zanim będzie coś oficjalnie to muszę poczekać do pół roku,a od tego momentu rok czasu żeby było jakieś życie seksualnie między facetem a kobietą. Wydaje mi się to strasznie ciężkie. Dowiedziałem się od jednego ze znajomych, że zamierza mnie tak przytrzymać do grudnia. Jest tak pewnie przez złe wspomnienia, lecz każdy je ma tak myślę i ja swoich nie przekładam na nową osobę (nie każdy jest taki sam przecież) Zależy jej, to wiem ale w jej odczuciu nie ma co się 'śpieszyć' lecz wydaje mi się, że wyznaczanie mi jakichś 6 miesięcy do tego, żeby ona zachciała coś więcej i potem rok do kolejnego etapu jest trochę przesadą. Lecz problem zaczyna się tutaj, ponieważ też dostałem opcję polecenia za granicę gdzie zawsze wewnętrznie chciałem to spełnić. Nowe otocznie, ludzie, praca, zwyczaje, język. Ale ta dziewczyna jest raczej 'stacjonarna'. Nie chce opuszczać swojej małej miejscowości (Gdzie ja mieszkam w praktycznie 3-4 największym mieście w Polsce). Bo znajomi, rodzina itd. Też z drugiej strony to ja mam w moim mieście i nie mam problemów, żeby kiedyś coś zmienić w życiu. Tylko tej dziewczynie nie podoba się pomysł żebym leciał za granicę. Nie wiem co robić jaką decyzję podjąć. Czy czekać, czy lecieć, do tego te problemy z 'nerwicą' i sporo pracy już męczy totalnie. Proszę o jakieś porady od osoby trzeciej jak na to patrzy.Może pomoże mi to podjąć jakąś decyzje. Pozdrawiam