Witam,
jestem pozornie szczęśliwą kobietą (dla innych) ja przychodząc do domu płaczę w poduszkę czasem juz nawet nie wiem czemu ot tak na zapas.. drobne rzeczy doprowadzają mnie do płaczu...
Nie radzę a bardziej nie chce dlaej studiować rodzice wrecz kaza mi i na siłę zmuszaja do studiowania... niedawno dostałam prace jako asystentka niby sie ciesze ale sam pryzmat tego ze musze wstac i tam isc stresowac sie ze czegoś nie umiem doprowadza mnie oczywiscie do łez boje sie wszystkiego co mogło by miec jakes konsekwencje... od roku myślę o samobójstwie kilka lat temu ciełam się... (wszyscy wiedzieli i również wszyscy olali) w tym miejscu pojawia się bitwa mysli z jednej strony pragnę odejść z tego świata a z drugiej chce rzyć i stworzyć rodzinę ale nie to mnie trzyma przy życiu... tylko mysl tego że jak sie zabije to skrzywdzę innych i żę po śmierci moze żyć gorzej... Che isc do specialisty ale nie mam pieniedzy ....pewnego dnia coś we mnie pęknie ten dzien wiem że nadchodzi...
przepraszam za niepoukładane mysli..