Porozmawiałam z nim wczoraj raz jeszcze. To była nasza 6. rozmowa na ten temat. I w końcu się przyznał. Przyznał się do tego, że rozpoczynając ten związek nie miał dobrych intencji; że pasowało mu, że jestem w niego zapatrzona, zakochana, że zaangażowałam się na 100%, że leczył mną swoje deficyty i pustkę po poprzednim związku; że gdy zapewniał, że kocha, to wcale nie kochał; że nawet nie chciał mnie kochać, bo wierzył w tę swoją tragiczną miłość; w jedyną miłość, jakiej w życiu doświadczył. Powiedział też, że w końcu mnie pokochał, że przestał mieć wątpliwości i że może to nie jest takie szalone uczucie, jak to pierwsze, że nie można pokochać drugi raz tak samo mocno, jeśli człowiek się sparzył, ale że to uczucie do mnie jest dojrzałe, przemyślane. Tylko że jak ja mam mu uwierzyć? I czy chcę mu wierzyć? I po co mam mu wierzyć?? Uwierzyłabym, gdyby w tych wpisach, o których wspominałam, choć jeden był o mnie. I w zasadzie był: ,,czy anal jest serio fajny, bo nie wiem, czy namawiać?" albo właśnie: ,,mam wątpliwości, co do obecnego związku, tamta to była miłość życia". I w zasadzie wszystko, wszystkie wpisy o uczuciach, o kochaniu, dotyczyły jej, a mnie ani razu. Twierdzi, że zrozumiał, że mnie kocha rok temu na wspólnych wakacjach. I przez pół roku (bo w styczniu trafiłam na te wpisy) nie napisałby nic o tym? Poza tym wczoraj miała być szczera rozmowa, powiedział, że usunął wszystkie trzy konta, oczywiście na drugim miał być wpis o miłości do mnie, ale właśnie - konto zostało usunięte i nie da się go przywrócić, przypadek? XD Jak dzisiaj zapytałam, co to było za trzecie konto, bo wiedziałam o dwóch, to okazało się, że znów kłamał. Najpierw, że nie wie, czemu tak powiedział, że nie było trzeciego konta, a potem, że chciał się wybielić i powiedzieć, że gdzieś tam coś o mnie jednak napisał (choć wcale tego nie zrobił). I powiem Wam, ze nie wiem, co robić. Pozostając z nim w związku zniszczę swoje standardy, stracę do siebie szacunek. Z drugiej strony sobie jednak myślę, że przecież mam już 28 lat, że tak długo zajęło mi szukanie życiowego partnera, że zanim znów się zakocham, ustabilizuję, to już nie zdążę założyć rodziny, nie zdążę mieć dzieci. To jest pierwszy facet, z którym pozwoliłam sobie na pełne zaangażowanie. Dopiero w wieku 26 lat. Poza tym boję się, że trafię jeszcze gorzej albo na kolejną osobę z taką historią. Boję się też, że może mam wyidealizowany obraz miłości i że nie doświadczę takiej, jakiej pragnę. Jestem naprawdę zrozpaczona...
Dodam tylko, że podczas związku ze mną nigdy nie zszedł się z tamtą dziewczyną, źle to ujęłam, pisałam na szybko, w jego pobliżu, nie chciałam, by zobaczył.