Próbowałam chodzić do pedagoga szkolnego. Byłam raz, drugi, trzeci. Nic to nie dawało. Czułam się jeszcze gorzej.
Rodzina ma mnie za dziwaka. Nie idzie z nią porozmawiać. Mam siostrę w wieku 16 lat, która jest fanatyczką religijną i śmieje się wręcz z moich problemów.
Jeśli chodzi o potencjał, którego nie zauważam przez chorobę - czasem lubię siebie, odpowiada mi to jaka jestem. Ale przeważa nienawiść do samej siebie i bezsilność.
Moje kaleczenie się to nie tylko karanie siebie za jakieś porażki. Jest to pewien rodzaj ulgi, ale potem jest jeszcze gorzej, bo widzę rany, a potem blizny, które potwierdzają moją beznadziejność.
Jeśli chodzi o zranienie - miałam dziewczynę, z którą po prostu nie wyszło. Za duża odległość. Mija rok odkąd się rozstałyśmy, a ja nadal płaczę przez to po nocach. Zazwyczaj płaczę przez wszystko, co zrobiłam źle, wszystko co przeminęło, przez wszystkie osoby, które mnie opuściły.
Nie wiem jak się zgłosić do psychologa. Mam powiedzieć rodzinie ot tak, że tego potrzebuję? Zaczną mnie kontrolować. Zresztą wątpię, by to pomogło, mam uraz do pedagoga, bo mi nie pomógł, choć próbował.
Dziękuję, że jesteś, to może mi w jakimś stopniu pomóc.