Mój mąż, był w długoletnim bezmałzenskim zwiazku, z którek posiada 2 dzieci. od zawsze ciezko bylo mi sie pogodzic z faktem ze byl ze swoja ex niemal 12 lat. jest ode mnie starszy 13 lat. rok temu zaczelo sie miedzy nami bardzo psuc. on wybuchal, ja chcialam odejsc on cierpial ja nie chcialam sie spotykac. bylo na prawde ciezko. okazalo sie ze jestem w ciazy. przeszlismy mase okropnych chwil, on popadl w depresje, ale udalo nam sie, zaczelismy sie zblizac oswiadczyl mi sie , narodziny dziecka. ale nie byl juz taki jak dawniej, bardziej oschly, zimny latwo wybuchał o najmniejsze rzeczy w moim kierunku, tłumaczac ze musi minac troche czasu az wybaczy mi wszystko, rozumialam. mialo byc lepiej po narodzinach, po slubie, po wyprowadzce, nie jest. niekiedy czuje strach by zapytac o cokolwiek bo nie wiem jak z jego punktu widzenia moze wygladac to pytanie, czy go nie rozzłosci. Najwiekszy problem tkwi w tym, ze strasznie go kocham, a majac male dziecko mieszkajac w jego miescie , to logczne ze jest jedyna osoba z ktora moge porozmawiac. wscieka sie ze pytam gdzie tak dlugo byl, czy nie lepiej wybrac sie gdzies cala twojka. to przeciez logiczne, ze tez potrzebuje rozrywki, a najlepiej wlasnie czuje sie wraz z nim. mam strasznie niska samo ocene a z kolei uwazam ze on moglby miec kazda, zazdros mnie pozera gnebi i miazdzy do rozmiarow robaka:( Mam sie stac calkowicie obojetna, dac mu te wolnosc ktorej rzekomo potrzebuje, a moze o to chodzi w zwiazku by umiec czerac wolnosc bedac z ukochana?