W październiku 2012 roku badania wykazały u mnie cukrzycę i chorobę tarczycy...
Pod koniec lutego 2013r trafiłam do szpitala w celu zbicia cukru i ustawienia odpowiedniej dawki insuliny...
Na miejscu badania tarczycy wykazały, że mam chorobę haschimoto...
Na oddział trafiłam zdrowa ale zaczęły się schodki.
Najpierw dostałam gorączki i silnych bóli. Sądząc że to grypa oczekiwałam na leczenie... w końcu po 4 dobach stosowania paracetamolu zastosowano Augmentin.
Leczenie było oporne więc miałam pretensję do lekarzy, że tak się ociągali z antybiotykoterapią, iż został zaatakowany cały organizm;/
Niestety bóle nie minęły a nawet się powiększyły, gdyż zaczęły mnie boleć stawy biodrowe i kolanowe...
Miałam problemy nawet z poruszaniem się (zawroty głowy, bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym i wielkie zmęczenie przy chodzeniu)
Bóle w stawach biodrowych wytłumaczono rwą kulszową(??!:/)
Do domu wróciłam pod koniec marca z bólami na środkach przeciwbólowych :(
Wszystko już odstawiałam z marnym skutkiem - nie mogłam pozbyć się bólów...
nie odstawiłam tylko jeszcze insuliny...
Czy to możliwe, aby bóle powodowała insulina?
Wczoraj próbowałam nie wziąć tramalu - efekt był taki, ze w nocy przeszłam załamanienerwowe od tego bólu i stwierdziłam, ze jak mam umierać z bólu i wyniszczenia organizmu przez środki przeciwbólowe, to wolę nie brać insuliny i niech się dzieje co chce:(
Rozpacz córki powstrzymała mnie - 25 kwietnia mam wizytę u diabetologa.
Liczę na to, że może jeszcze pomóc zmiana insuliny...
Czy moje domysły są prawidłowe?
jestem zdeterminowana
jeśli nie otrzymam pomocy od diabetologa odstawię wszystko co biorę a nie brałam przed pójściem do szpitala, a więc- insulina i prochy przeciwbólowe pozostają...
Z odstawieniem przeciwbólowych się wstrzymam do czasu ustąpienia bóli...
Jeśli mam umrzeć to wolę usnąć czy jak to tam będzie bez bólu:P
Bólów znieść nie potrafię.