Skocz do zawartości
Forum

Neve

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Wrocław

Osiągnięcia Neve

0

Reputacja

  1. Witam. Mam 22 lata i 10 lat temu pojawił się u mnie pierwszy epizod nerwicy. Mianowicie, poraziła mnie myśl, że mogę być lesbijką, tak po prostu. Minutę wcześniej biegałam po dworze, szczęśliwe dwunastoletnie dziecko. Ta myśl znikła tak szybko jak przyszła i kompletnie o niej zapomniałam. Dwa lata później zjawiła się znowu i tak już została. Myślałam, że jestem jedyną osobą na świecie, która doświadcza takiego lęku, że to na pewno nie depresja albo nerwica, bo przecież ludzie z depresją/nerwicą na pewno nie czują tak jak ja. Bałam się powiedzieć rodzicom, w sumie nie wiedziałam jak to powiedzieć. Do psychologa nie chciałam iść, bo bałam się, że powiem mi 'jesteś lesbijką, teraz pomogę ci się z tym pogodzić i to zaakceptować'. W wieku 15 lat poznałam chłopaka, byłam młoda i głupia. Byliśmy razem 3,5 roku. Chłopak okazał się kimś zupełnie innym niż próbował mi wmówić. Między nami zaczęło się psuć, a potem pojawił się irracjonalny lęk, że mogę go nie kochać. Biłam się z myślami, że to nie może być prawda, że on się az tak nie mógł zmienić. W międzyczasie podkochałam się w koledze z równoległej klasy (była to pierwsza klasa liceum) i nawet tego nie zauważyłam. Przegapiłam koniec swojego związku i nowe uczucie, chociaż wcale nie żałuję, że ten związek się rozpadł. Chodzi o to, że irracjonalny lęk zaślepił mnie do tego stopnia, że nie widziałam tego, co się dzieje na prawdę i co nie wpędza mnie w panikę. Zerwałam z nim i moje życie zmieniło się o 180 stopni, chociaż z tamtym chłopakiem nic nie wyszło. Rok później wyjechałam do Niemiec. Mam tam rodzinę, więc było super. Za rodzicami nie tęskniłam w ogóle. Chociaż bardzo ich kocham, nie rozumiałam, dlaczego są smutni, ponieważ wyjeżdżam. Ja byłam przeszczęśliwa. Miałam wtedy 18 lat. Jeszcze będąc w Polsce poznałam przez internet chłopaka. Niemca. Uwielbiamy ten sam zespół, więc szybko znaleźliśmy wspólny język. Wyjeżdżałam z nadzieją, że go w końcu spotkam, ponieważ mieszka w Niemczech, oczywiście. Przez pare miesięcy było super. Mój były dawał mi wiele radości tym, że jest moim byłym, strach, że będę lesbijką ukrył się w zakamarkach mojego umysłu. Super. W końcu i tam dopadł mnie lęk, że będę les. Musiałam komuś o tym powiedzieć, po prostu musiałam. Inaczej bym zwariowała. Powiedziałam kuzynce, ponieważ ona cierpi na agorafobię, o czym wiedziałam już wcześniej, więc było mi nieco łatwiej. Ale w końcu obie zaczęłyśmy się za bardzo nakręcać. Kiedy ja czułam się dobrze, a ona źle, to psuła mi humor i na odwrót. Z chłopakiem wszystko było świetnie, chociaż bałam się związku. Bałam się dopuścić do głosu uczucia. Spotkaliśmy się, byłam w takim lęku, że muszę wyjść z domu i że nie będę blisko rodziny, że mogłam poczuć jak bardzo mi na nim zależy. Płakałam jak bóbr dwa dnim zanim wrócił do domu. Tak, w między czasie i mnie dopadła agorafobia, ale sama jakoś zanikła. Weszłam w nowy związek, pełna strachu oczywiście, czy to miłość, czy nie. Od rozstania z moim byłym lęk był we mnie przez cały ten czas. Po prostu ukryty w zakamarkach świadomości, czy też podświadomości. Było świetnie, do czasu. Zaczęłam się bać, że tęsknię za rodzicami. Budziłam się z koszmarów sennych, walcząc sama ze sobą, żeby nie spakować walizki i jechać do domu. Mój chłopak dowiedział się o moich problemach parę dni po tym, jak zaczęliśmy być razem. Wspierał mnie. Wizyty w domu były torturą. Lęk, panika, koszmar. A przecież nawet za nimi nie tęskniłam, jak wyjeżdżałam prawie rok wcześniej. W końcu pojawił się i lęk, że nie kocham mojego chłopaka, że czuję coś do tamtego, z którym nic nie wyszło po rozstaniu z moim byłym. Lęki przeplatały się ze sobą jak w kalejdoskopie. Nie potrafiłam zasnąć bez kropli uspokajających przy łóżku, a jeśli kuzynka wyniosła je do salonu, wpadałam w panikę i musiałam je znaleźć, natychmiast. Nie wytrzymałam. Musiałam wrócić do Polski. Moje ubezpieczenie nie obejmowało w Niemczech wizyt u psychologa, a na prywatne nie było mnie stać. Wróciłam, po paru wizytach u psychologa dostałam propozycję, żeby dołączyć do grupy otwartej w dziennym oddziale leczenia nerwic. Terapia trwała 3 miesiące. Dużo mi pomogła. Już się nie boję, że będę lesbijką, wychodzę sama z domu. Ale lęk o tęsknocie za rodzicami został. I lęk, że mogę nie kochać mojego chłopaka. Teraz, dwa lata po terapii, znowu czuję się źle. Lęk, że mogę go nie kochać zwiększył się. Wiem, że go kocham, jest po prostu wspaniały. Czasem boję się, że mogę go nie kochać, czasem, że boję się z nim zamieszkać i wziąć ślub, chociaż on nie naciska i jest bardzo wyrozumiały. Coraz częściej jestem cholernie zazdrosna, niezdrowo zazdrosna, jak mój ojciec. To mnie wykańcza. Czuję, jakby między nami wyrastał mur, chociaż on jest niewinny i nigdy nie dał mi powodu do zazdrości. Jestem zablokowana, wyprana z uczuć, obojętna, a z drugiej strony przeraża mnie ta obojętność. Nie potrafię z siebie wykrzesać nic pozytywnego. Ciągle się na niego złoszczę, bez najmniejszego powodu, podejrzewając go o idiotyczne rzeczy. Czasem się boję, że on się zmieni i będzie kimś zupełnie innym niż ten facet, którego poznałam i pokochałam. Boję się, że będzie jak mój były. Obserwuję ten sam proces co z moim eks i boję się tego strasznie. Nie chcę, żeby ten związek się skończył, nie chcę przestać go kochać. Często się zastanawiam, czy tak się kogoś kocha ponad życie, czy bym oddała za niego życie, i czy powinnam go kochać bardziej niż rodziców. Te myśli mnie dobijają, katują. Męczą mnie. Jest go (mojego chłopaka) za dużo w mojej głowie. W ostatnim roku o mały włos mnie nie zostawił. Płakałam dwa dni bez przerwy, obiecywałam zmiany. Zmieniłam się, na parę miesięcy. Teraz znów mi się pogarsza. Czuję się tak, jakbym stworzyła sobie nowy obraz jego osoby, nieprawdziwy, ale bardzo przekonujący. Czuję się tak, jak bym wędrowała wzdłuż muru zrobionego z folii, przez którą świat jest niewyraźny, zdeformowany i oddalony, a tylko czasem na kilka minut pojawia się dziurka, w której widzę prawdziwe oblicze mojego chłopaka i widzę, że wcale się nie zmienił. Chcę znowu z nim rozmawiać tak jak kiedyś. Nie chcę tej chorej zazdrości i tych lęków, bo czuję, jak się od siebie oddalamy, jak buduję mur. On mi tłumaczy, że to wszystko jest w mojej głowie. Ja wiem, ale nie umiem z tego wybrnąć. Chcę znowu czuć to 'połączenie' między nami, tą ufność, tą bezgraniczną miłość i porozumienie. Ja wiem, że faza zakochania przechodzi i pojawia się normalna rzeczywistość, ale to, co czuję, jest dalekie od rzeczywistości. Nie chcę, żeby ten związek się skończył. Nie chcę przestać go kochać, a on przed chwilą prawie mnie zostawił. Nie dziwię mu się, wiem, że jestem okropna i czepiam się o byle co, mając przed oczami wyobrażenie mojego eks, chociaż on nim nie jest. Jak znowu zobaczyć mojego chłopaka? Jestem zdesperowana. Czasem po prostu chciałabym już nie żyć. W wieku 6 lat pierwszy raz trafiłam do psychologa, bałam się chodzić do szkoły (wypadło mi to z głowy). Czy mieliście podobnie? Pytam szczególnie o związek. Przepraszam za tak obszerny post, ale 10 lat nie da się streścić w kilku zdaniach :/ Proszę, pomóżcie mi. Nie mogę go stracić :(
  2. Hej Asiu :) Jak pewnie wiesz, faceci działają trochę inaczej. My przejmujemy się każdą pierdołą, o której oni dawno już zapomnieli itp. Jesteśmy dość miękkie i próbujemy czytać między wierszami, chociaż oni wysyłają proste sygnały. Spróbuj być dla niego twarda. Pokłóciliście się o pierdołę, a to była jego wina? Nie odzywaj się pierwsza, nie przepraszaj. Inaczej będzie Cię tak tresował, a chyba chcesz być dla niego kobietą, a nie psem? Nie dawaj mu takiej przewagi i pewności siebie. Nie graj z nim w domysły, jeśli się pokłóciliście, napisz mu 'odezwij się, jak będziesz gotowy przeprosić' i wytrwaj. Zobaczysz, że jego pewność siebie osłabnie i zacznie się o Ciebie starać. A jeśli nie, będziesz widziała czarno na białym, że mu na Tobie nie zależy. Dla faceta związek nie zawsze znaczy to samo co dla kobiety, nawet jeśli Ci się wydaje, że tak.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...