Witam wszystkich. Mam problem, ktory mialam nadzieje, ze nigdy mnie nie dopadnie... Uzaleznilam sie emocjonalnie od mojego partnera :( Kiedy nie ma go w poblizu ciagle o nim mysle, przez co nie moge normalnie funkcjonowac. Na poczatku zwiazku tak nie bylo, ale im dluzej ze soba jestesmy tym bardziej zaczynam sobie nie radzic. Bardzo czesto zdarza mi sie, ze placze z tego powodu. Czuje, ze zaczynam popadac w depresje: nic mi sie nie chce, kiedy go nie ma najchetniej przesypialabym ten czas, ostatnio tez zabolal mnie fakt, ze odezwal sie do swojej bylej. Co prawda niby to nic nie znaczy, bo rozmawialam z nim o tym i powiedzial, ze nie mam sie o co obawiac. Z reszta bardzo czesto mowi mi, ze mnie kocha. Ale mi tak trudno w to wierzyc :( Jeszcze moja znajoma ostatnio mi powiedziala, ze raczej niedobrze, ze tkwie w tym zwiazku, bo totalnie do siebie nie pasujemy. Fakt....bardzo duzo mnie rozni z moim facetem, mamy inne podejscie do zycia i czasami jestem na niego zla, ze nie dazy do niczego konkretnego. A teraz i ja przez to uzaleznienie przestaje dazyc do swoich celow. Staram sie poradzic z ta sytuacja, probuje zajac sie soba, ale w glowie ciagle siedzi mi on. Nawet nie wiem czy ten zwiazek ma jakakolwiek przyszlosc, ale ja tak bardzo go kocham, ze nic innego tak sie dla mnie nie liczy. Nie chce, zeby ten zwiazek przeze mnie przemienil sie w cos toksycznego. Jak mam sobie pomoc?! Jak przestac go podejrzewac i normalnie pokochac? Jak nie myslec o nim non stop? :(