Mam 28 lat, od kilku miesięcy nachodzą mnie myśli które przez ostatnie kilka dni bardzo się nasiliły, jak tylko o nich myślę czuję jakby wiertło wywiercało mi wnętrzności w okolicy brzucha, można to porównać do mieszanki stanu przed płaczem z mdłościami....
Wierzę w Boga, ale cały czas zadręczam się pytaniami o życie po śmierci, i że to przecież na pewno kiedyś nastąpi, każdy umiera wcześniej czy później, więc podchodząc do tego naukowo, myśląc o tym jak funkcjonuje mózg, życie przemija w nicość, i nie da się przed tym uciec, więc po co żyć? Mam dobre życie, dziewczynę , dobrą pracę, stać mnie na wakacje i przyjemności, tylko po co to wszystko skoro i tak zmierzam w stronę śmierci?.... ciągle dręczy mnie to i czuję że te myśli niedługo wciągną mnie w czyny destrukcyjne takie jak szlajanie się po imprezach, alkohol i inne używki, szybka jazda samochodem/motorem.
Chciałbym się przekonać czy coś jest po drugiej stronie.... ratuje mnie tylko myśl o duszy, że jednak ciało to tylko tymczasowy kontener i po śmierci cała ta energia znajduje swoje miejsce w niebie lub piekle, zależnie od tego jak przeżyliśmy swoje życie.
Jak radzicie sobie z takimi myślami?