Mam takiego kolegę, (19 albo 20 lat) który zawsze był normalny nie miał żadnych problemów w kontaktach interpersonalnych. I po pewnym czasie przestał się odzywać, niby jest w towarzystwie i jak ktoś go o coś pyta i on się patrzy na tego kogoś i nic nie mówi. Czasem się uśmiecha jak ktoś do niego coś powie, albo zaśmieje się z żartu czy kawału.Nawet był taka sytuacja:
'ktoś chce wychodzić i mówi:
-no to narazie - podają sobie ręce i on odpowiada:
-nara! - I wtedy wszyscy zdziwienie, że on w końcu się odezwał i wypytywanie czy już zaczyna z powrotem się odzywać i znów nieludzka cisza"
Wyobrażacie sobie: jesteście z taką osobą pytasz ja o godzinę, a ona nic nie odpowiada? Nawet proste pytanie co dziś jadłeś na śniadanie kończy się jakby nieobecnym spojrzeniem i głucha ciszą.
Jakie to smutne z dnia na dzień przejść zupełną przemianę w nieoczekiwanym kierunku. I spaść nieoczekiwanie w głęboką przepaść z której nie widać drogi ucieczki. Pozostać sam na sam z własnymi pytaniami, problemami, a także blokadą nie do pokonania?
Spotkał się ktoś z was z takim czymś? Wiecie może co to za dolegliwość? Jak sobie z tym poradzić?