Skocz do zawartości
Forum

Słoneczko-abc

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Londyn

Osiągnięcia Słoneczko-abc

0

Reputacja

  1. I znowu muszę napisać: To nie działa. Od dłuższego czasu próbuję się przekonać, żeby przestać mieć te myśli, ale one i tak się pojawiają. Kiedy przychodzi taki moment, mówię sobie "dasz radę", ale to tak jakby moje "ja" odrzucało od siebie te starania. Mogę dać takie - trochę dziwne- przyrównanie. Załóżmy, że jest osoba, która jest przeziębiona i ma chore gardło. Żeby wyzdrowieć musi pić parę razy dziennie szklankę syropu. Nie lubi jego smaku, mimo, że z wyglądu przypomina stopioną tabliczkę ulubionej czekolady, a i pachnie podobnie. Chce lubić ten smak, ale organizm go odrzuca, mimo że cieszy oczy. Nie umie się do niego przekonać, mimo, że wie iż go potrzebuje, żeby wyzdrowieć. Musi więc go w siebie wmuszać. Sprawę pogarsza świadomość, że innym smakuje, że inni mogą go pić litrami, że innych on nie odrzuca. Teraz pytanie: Jak ta osoba ma polubić ten syrop? To co Pani mi mówi, Pani K.Garbacz, ja to niestety wiem.. :( Problem nie leży u mnie w niewiedzy.. Wiem, że powinnam się otworzyć, wiem, że nie powinnam się tak bać. Wiem jaki jest mój problem, ale nie wiem jakiej użyć metody do pozbycia się tego nastawienia. Próbowałam już chyba wszystkiego. Jak mówiłam, chęci mi nie brak, ale czuję, że coraz bardziej mnie wciąga i nie widzę wyjścia..
  2. Jeśli chodzi o analizie życia, to nie wiem. Mam po prostu ostatnio wrażenie, że coraz bardziej boję się o przyszłość. Widzę jak wygląda teraz świat i szczerze to się go boję. Boję się, że nie znajdę zajęcia, które zapewni mi stabilność życiową. Boję się być odpowiedzialna sama za siebie. Boję się popadania w monotonię. Boję się, że "wiem" za mało. Ogólnie boję się, że sobie nie poradzę. Ostatnio obserwuję jak zmieniają się moi znajomi z dzieciństwa. U jednych widzę już ślub, u innych ciekawą pracę, ciekawe studia, udany związek, podróże. Zazdroszczę im nie tego, że to mają, ale tego, że cieszą się z tego. Brakuje mi tego uczucia radości, że czegoś się dokonało, że coś ma się wydarzyć. Kiedyś umiałam wyczekiwać z niecierpliwością wydarzenia odległego o załóżmy 2-3 tygodnie i każdego dnia odczuwałam radosne oczekiwanie, niecierpliwość, a po wydarzeniu euforię. Teraz za to nie odczuwam nic, albo moja radość trwa 1 dzień, a już każdego następnego myślę "a co tam" i radość mnie opuszcza, tak że kiedy dochodzi do danego zdarzenia jest mi one obojętne. Brak mi odczuwania tej pasji, zaangażowania. Czuje się momentami "pusta". A jeśli chodzi o związki, może nie dopuszczam do siebie nikogo, ale trudno w tych czasach komukolwiek zaufać... Każdy mój znajomy (i tu nie przesadzam mówiąc każdy) był w związku, gdzie zdradzał, albo był zdradzany. Mój kolega jest od 9 lat w związku, ma 2 dzieci, jest osobą której nie podejrzewałabym o zdradę, a dowiedziałam się iż ostatnio całował się na jakiejś imprezie z moją znajomą. Parę dni później mnie podrywał, zbyłam go oczywiście, ale najgorsze z tego jest to, że zachowywał się jakby nic się nie stało. Do tej pory trudno mi uwierzyć, że on jest zdolny do czegoś takiego, szczególnie że wiem iż jego związek jest udany. Zdradzić umie osoba po której byśmy się tego nie spodziewali. Znam oczywiście pary którym się udaje, to nie tak że nie wierzę w happy endy, ale wiem po prostu, że ja mojego happy endu nie doświadczę. Dlatego może faktycznie boję się bliskości. Nie chcę, żeby ktoś mnie poznał i stwierdził, że się zawiódł, że nie spełniam jego oczekiwań. Boję się zawodu. Wiem, że powinnam popracować nad tym, ale problem leży właśnie w tym, że nie wiem jak zmienić moje przekonania? Jak spróbować? Jak przestać się przejmować? Jak pisałam wcześniej, próbowałam, miałam chęci, ale czuje się wtedy jak nie ja, czuje się jakbym sobie coś wmuszała, tak jak czasem udaje przy znajomych, że świetnie się bawię. Nie wiem co zrobić, aby się tak nie czuć...
  3. Pamiętaj, że sama miłość nie wystarczy. Do zbudowania związku potrzeba również zaufania i chęci. Osoba z którą jesteś (przynajmniej w moim przeświadczeniu) powinna być twoim przyjacielem. Sądzę, że tego u was w tej chwili zabrakło. Zastanów się, co w niej kochasz. Pamiętaj też, że nie można próbować zmieniać partnera, gdyż to już nie jest miłość. Miłość powinna być bezwarunkowa i jeśli się kogoś kocha to takim jakim jest. Możecie zerwać ze sobą i postarać się odzyskać przyjaźń. Może to duży krok w tył, ale jeśli sobie nie zaufacie to nie widzę przyszłości waszego związku, a mam wrażenie, że w tej chwili ten związek was "dusi", ogranicza. Pamiętaj, że to że ze sobą zerwiecie, wcale nie oznacza że jej nie kochasz. Separacja pomoże Ci moim zdaniem zrozumieć wasze relacje i da czas na przemyślenia. Pozdrawiam i życzę powodzenia ;)
  4. Rozumiem twój punkt widzenia, ale zastanawiam się czy ty próbowałeś zrozumieć rodziców? Tobie, jak sam powiedziałeś, zajęło trochę czasu do przywyknięcia do świadomości bycia gejem. Wymagasz za to od rodziców, żeby zaakceptowali Cię natychmiast. Musisz zrozumieć, że ani ich religia, ani sposób bycia i środowisko w jakim zostali wychowani nie akceptuje twojej natury i nie przygotowała ich na to, a wręcz zakazała to robić. Oni są jakby to powiedzieć "na starej dacie" i dlatego to twoim przyjaciołom, a nie rodzicom, tak łatwo przyszło Cię zaakceptować. Teraz możesz rozważyć kilka opcji. Możesz dać rodzicom trochę czasu do namysłu, niech przyzwyczajają się do tej myśli stopniowo. Jeśli jednak chcesz "działać" możesz porozmawiać z rodzicami o ich propozycji leczenia i iść na kompromis. Powiedz, że ty zgodzisz się na ich "sposób" leczenia, jeśli oni również zgodzą się udać do psychologa i chociaż niech "postarają się" zrozumieć twoją naturę. Może uda Ci się znaleźć jakąś grupę wsparcia dla rodziców w podobnej sytuacji i namówisz ich, żeby się udali na chociaż 1 spotkanie. I pamiętaj, że powinieneś się cieszyć, że im już wszystko powiedziałeś i pamiętaj że nie musisz się wstydzić tego kim ani jaki jesteś. Pozdrawiam i życzę powodzenia ;)
  5. Witam, mam 22 lata. Od dłuższego czasu mam coraz częstsze zmiany nastroju (czasem chce mi się płakać, czasem jestem rozdrażniona i wyładowuje to na ludziach), brak koncentracji, dołujące myśli (do czego dążę, kim jestem, co robię, co robiłam itp.). Jakieś pół roku temu zaczęłam się zastanawiać czy to nie depresja, ale kiedy podzieliłam się tym z przyjaciółką, ta zbyła to mówiąc, że sobie coś wmawiam, że wcale nie mam depresji itp. Zignorowałam to wtedy. Uznałam, że przyczyną był mój brak starania się. Więc starałam się być wesoła, starałam się udzielać towarzysko, znaleźć zainteresowania.. Niestety na staraniach się skończyło.. Wokół jestem roześmiana, ale czuje że uśmiech na twarzy mam przyklejony, brakuje mi już wymówek od spotkań z przyjaciółmi, ale nie zbywam ich dlatego że chce pobyć sama, ale dlatego że nie "ciekawi" mnie, albo nie "bawi" mnie to co ich i przy nich muszę udawać że się świetnie bawię, a w głowie mam myśli "chcę już iść do domu". Wczoraj zaczęłam znowu rozważać depresję i zaczęłam analizować swoje zachowanie i moją "inność". Parę lat temu, byłam zakochana, ale byłam w wieku kiedy jeszcze zwalczałam nieśmiałość, więc nie byłam gotowa na chłopaka. Przyjaźniliśmy się, ale nie chciałam iść w dalszym kierunku w naszych relacjach, (przez parę lat było to moją wymówką, żeby nie szukać związku). Potem skupiłam się na tym "zakochaniu". Chłopak w końcu związał się z moją przyjaciółką, a ja próbowałam się tym przejąć.. Znaczy na początku płakałam, bo czułam się zdradzona, chociaż do tej pory nie wiem przez kogo bardziej. Sądzę, że kiedyś byłam chłopakiem zauroczona, ale potem chyba sobie to wmawiałam i używałam jako wymówki.. Później jak ktoś mnie pytał czemu nie mam chłopaka zaczęłam mieć podejście "wole się skupić na sobie", "nie chcę mieć teraz chłopaka", "nie mam na niego czasu" itp., a dodam, że naprawdę byłam zajęta, poza tym nie udzielałam się już tak towarzysko i nie miałam okazji nikogo poznać a i nie poznałam nikogo wartego uwagi. Kiedy w końcu nachodziła mnie myśl "A co mi tam, może spróbuję", po chwili zaczynałam sobie wyobrażać wygląd tego związku i od razu przekonywało mnie to do rezygnacji (miałam myśli, że zaraz się znudzę tym związkiem, co będziemy niby razem robić, o czym rozmawiać), czułam że zmuszałabym się do tego związku, tak jak przyklejam uśmiech przy znajomych. Tak więc uwierzyć można w to lub nie, ale do tej pory nie jestem w stanie się z nikim związać, nie miałam chłopaka, nawet nie dałam się nikomu pocałować. Okazywano mi zainteresowanie, to nie tak że jestem brzydka czy coś i lubię płeć przeciwną, mężczyźni mnie pociągają, cieszę się jak widzę udany związek, ale sama nie mogę w jako takim być. Chciałabym oczywiście być pocałowana, być w zwiącku, ale jak dochodzi co do czego to zaczynam moją analize. Jak widzę, że ktoś mnie zaczyna podrywać to od razu pojawiają się myśli o przyszłości związku (wyżej wypisane) i szukam wad faceta. Boje się cokolwiek komuś powiedzieć, bo boje się wyśmiania, boje się reakcji. Nie wiem już co mam z tym robić, nie wiem co robię źle. Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale chciałam wyjaśnić sprawę najlepiej jak umiem... Będę wdzięczna za pomoc.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...