Skocz do zawartości
Forum

makowa_panna

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez makowa_panna

  1. a możecie mnie nie obrażać. Byłabym wdzięczna ;]
  2. po 30stce nie jestem... jeszcze nieeee ;] no, ale faktu to nie zmienia, że problem rodem z życia nastolatków. Najlepsze jest to, że oboje seksu żałujemy. Peterpan - zamierzam tak zrobić - odczekać. Czas pokaże co z tego wyjdzie. Chciałabym byśmy się spotykali. Nawet jako znajomi, ale to wszystko się wyjaśni...
  3. tak jak piszesz - czas pokaże. Dziwnie to wszystko wygląda, bo z jednej strony wszystko jest ok i się spotykamy, a za chwilę diametralna zmiana. Jeteśmy równolatkami. Nie napiszę ile lat mam, bo aż mi głupio, że taki wątek napisałam :P
  4. łózko było błędem. Czasu nie cofnę. Tylko wiesz, nie rozumiem po co dalej to ciągnie skoro nie chce się spotkać. Po co się umawia skoro nie ma ochoty się zobaczyć? I po co to ciągnie? Zwłaszcza, że sam stwierdził, żebyśmy się poznali. I sam stwierdził, że taki układ pt; poznajemy sie' jest dobrym rozwiązaniem. Wcześniej był w stanie poinfo, że więcej się nie zobaczymy więc nie jest to kwestia odwagi. Ok, przestaje, bo zaczynam głupio analizować. Jutro i pojutrze pokaże czy się odezwie i czy cokolwiek napisze... Dzięki utwierdziłaś mnie w przekonaniu.
  5. a myślałaś o pomocy dla siebie? Przepraszam, ale z tego co napisałaś parę zdań mocno mi się rzuciło w oczy: "a ja czulam sie winna" , "pozatym boje sie...juz raz odeszlam to probowal sie zabic" Nie jestem ekspertem, psychologii też nie skończyłam, ale myślisz też w tym wszystkim o sobie? Nie tylko o pomocy chłopakowi?
  6. hej, proszę Was o zdanie. Ostrzegam problem jest rodem z życia nastolatki, ale chce się upewnić. Poznałam w ciemno bardzo fajnego faceta. Mamy sporo wspólnych tematów, ogólnie dogadujemy się i jak usłyszałam od niego podobam mu się. Spotkaliśmy się na bardzo spontanicznej 'randce' w trakcie której przy aż 3 piwach i ogólnym zmęczeniu przespaliśmy się. Zanim do tego doszło umówiliśmy się na następny dzień, pokomplementowaliśmy sobie, oboje stwierdziliśmy, że się sobie podobamy. Ogólnie było bardzo przyjemnie. Na następny dzień nie dałam rady się spotkać, bo padłam ze zmęczenia. Odezwałam się dzień później i się ustawaliśmy, ale bez konkretnej godz. bo wiedział, że w pracy będzie dłużej siedział. Ok, ja w takim razie czekałam na info. Zbliżała się jakoś 20:00 z jego strony cisza. To się odezwałam, czy w ogóle chce się ze mną jeszcze spotkać, czy to jedynie przypadek i faktycznie w pracy tak długo siedzi. Odp: "sam nie wiem". Zadzwoniłam i to co usłyszałam: nie zakochał się we mnie i nie wie o co chodzi, bo bardzo fajnie czas spędziliśmy, mamy sporo wspólnego, ale sam nie wie. Ja na to: na poważne uczucia przyjdzie jeszcze czas, istotne jest to, że skoro się nie znaliśmy a tyle nas łączy i oboje się sobie podobamy to nie zaprzepaszczałabym tego i poznałabym się lepiej. Bez określania się w jakikolwiek sposób. Po prostu poznała się. On: wiesz, będę szczery. Ostatnio dziewczynę jaką poznałem to poszedłem z nią na kręgle. Poszliśmy do mnie i została na mc. Ja: myślę - nic nie myślę, zatkało mnie. Jak to? Spotkał raz dziewczynę i mieszkała przez mc czasu? Słucham dalej: "rozstaliśmy się, bo miałem wrażenie, że podrywa mojego kuzyna" Kuzyn mieszka z nim. Grzecznie odpowiedziałam, że to dość niecodzienne posunięcie. I może po prostu się poznamy? Ok. ale mamy zwolnić tempo. Ok - pasuje. Mieliśmy dzisiaj się spotkać. Wczoraj z nim rozmawiałam i poinfo, że do pracy nie idzie, bo jest podziębiony więc będzie w home officie i żebym wzięła pod uwagę to, że bedzie mi marudził. Ok, dzisiaj się zapytałam jak się czuje i umówiliśmy się, że do niego przyjadę z kilkoma piwami. Miedzy czasie wysłał smsa, żeby o godz później się spotkać, bo ktoś go odwiedził i nie wie o której dokładnie wyjdzie więc żeby zamieszania nei robić miałam przyjść ciut później. Już się powoli zbierałam dostaje smsa: "wiesz... znajomy ma dzisiaj urodziny i właśnie po mnie jedzie. Przełóżmy dzisiejsze spotkanie, dobrze?" odp: "ok, spoko, miłego, napisz kiedy będzie odpowiadało" odp: "ok" i cisza. Nie ma sensu kontynuować prawda?
  7. "za kazdym razem jak zaczynalam sie spotykac z jakims nowym chlopakiem to porownywalam go do swojego bylego" - jestem na tym etapie. Tylko, że on podniósł poprzeczkę.Ex - wysportowany, z sukcesami służbowymi, naukowymi oraz sportowymi, inteligentny, przystojny, dbający, szanujący... Panowie z ostatnich kilku randek bądź ogólnie których jakimś cudem przyciągnęłam - #1 niesamowicie wysokie mniemanie o sobie nieadekwatne do tego co sobą reprezentuje, upierdliwy, nierozumiejący co do niego się mówi, kłamiący #2 ponownie wybujałe ego czyli 'co to nie ja' leniwy, zadufany w sobie narcyz. #3 o jedną imprezę za dużo przeszedł, sympatyczny, ale przejarany zielskiem, zero jakichkolwiek ambicji, marazm intelektualny, #4 na prawdę bardzo spoko facet, ale żyjący przeszłością, a raczej demonami z przeszłości. Trudno nie porównywać. Z jednej strony - na prawdę spoko koleś. Po drugiej stronie - 'wyżej sra niż dupe ma' W jednym przypadku z (#1) razem pracujemy, a koleś jest niesamowicie męczący. Nie chce się odczepić. Nie rozumie już wprost jak mu przytoczyłam bajki, które mi starał się wcisnąć. Przez to w pracy chodzę wkurzona, a że jestem nowa to wychodzi tak jakbym nie chciała się w ogóle integrować. A ja po prostu wolę się nie odzywać, bo niechący mogę komuś dowalić jakimś tekstem. Wracam do domu i czeka na mnie mama, której choroba zaczyna powoli mieszać w głowie. Chciałabym być szczęśliwa, ale już nie wiem co mam zrobić. Póki co to czuję niesamowitą ilość negatywnych emocji. Czuję się jak bomba, która czeka na eksplozję.
  8. Trzymam kciuki byś też wyszła ze swoich problemów!!!
  9. dzięki ramoneska :) na szczęście z najgorszego już wyszłam :)
  10. " (ja tylko nie bylem oskarżany przez nią o ataki z 11 wrzesnia,,haha)" to ja opiszę dokładniej może to da jeszcze bardziej do myślenia. Inaczej jest jak się czyta analogię u kogoś innego i to jak się wszystko kończyło, a inaczej jak się w czymś takim tkwi. #1 jak się okazało w trakcie związku miał tylko jednych dobrych znajomych, którzy mieszkali w wawie (ja jestem z wro) więc kawałek drogi. Nie zliczę ile razy słyszałam tekst: "bo rpzez ciebie nie pojechałem do znajomych, a miałem tyle okazji, ale widziałem się wtedy z tobą" raz z ciekawości ja do niego: "a kiedy ostatnio ich widziałeś?" on: "noooo.... od czasów studiów to bardzo rzadko. On ma żonę, dziecko więc raczej mejlujemy" - czyli widział go z jakieś 3 - 4 lata temu. Był u niego lekki remont. On: "przez ciebie ojcu nie pomagałem, bo widziałem się z tobą" prawda była taka, że raz poprosiłam go o założenie rolet, które sama zakładałam. Chciałam juz zobaczyć czy on w ogóle dałby radę pomóc ojcu. Nie dałby rady. #2 raz udało mi się go wyciągnąć na koncert. Za który ja płaciłam. (on pracuje jako kierownik w branży IT, ja wtedy w banku na infolinii = nasze wypłaty baaaardzo się różniły więc nic by mu się nie stało gdyby zapłacił) Uzgodniliśmy, że pomimo, iż jest w środku tygodnia to zostajemy do końca, bo mi bardzo zależało na kapeli. On w połowie: "wracamy!" ja: "ale dlaczego, przecież..." on: "wracamy!" ja: "to ty wracaj, ja zostaje ze znajomymi, nic zlego mi się tu nie stanie" Do tej pory pamiętam zdziwienie na twarzy. Dwie godziny później. Smsowa afera, bo nie potrafił autobusami miejskimi trafić do domu i błądził. Nie muszę wyjaśniać, ze to była moja wina. Ranek - opierd... przez telefon, że przeze mnie on się nie wyspał, przeze mnie nie usiadł w autobusie i przeze mnie długo na niego czekał. #3 pojechaliśmy na spontaniczną wycieczkę do pragi. Była tak spontaniczna, że aż ponad miesiąc się do niej przygotowywał. Rzecz jasna kosztami dzielimy się po połowie. Ja załatwiałam wszystko. A on jedynie wybrzydzał. Koniec był taki, że i tak pojechaliśmy do tego hotelu, który ja wskazałam, ale tak sprawą zakręcił, że to niby on go wyszukał. Wkopał mnie, bo debil skończony nie wiedział, że kartą kredytową jedynie się rezerwuję online, a w realu można gotówką płacić. I tym samym miałam zbyt dużo $. Na koniec już we Wro dostałam mejla: "masz mi oddać...." i wszystko wyliczył. LPG razem 234,32zł/2 = .... i tak dalej. #4 są moje urodziny. Wynajęłam sporą część knajpy. Wszyscy pijani i uśmiechnięci. Zbieg okoliczności - w ten sam dzień co była impreza była też nasza bardzo mała rocznica - wytrzymaliśmy ze sobą ileś tam mcy. Ja do niego: "spójrz, nie zauważyłam wcześniej jaki dzisiaj dzień jest" on:" no i co z tego?" ja: "a co nie jesteś szczęśliwy ze mną" on:"wg mnei to za mocno się spieszyliśmy z niektórymi sprawami..." ja: zdębiałam. Rano. Opieprz bo knajpa była dla palących i jak się obudził to podtruł się lekko dymem papierosowym, czyli bolała go głowa. Pomijam, że jest jedynym facetem jakiego poznałam, który na tekst od dziewczyny :"kotuś, to może chodźmy do ciebie" wiadomo w jakim celu. Odpowiedział: "wiesz, nagle rozbolała mnie głowa, a rano muszę wstać" WTF? Jak ostatniemu powiedziałam, że mnie głowa boli - na prawdę bolała. To ten na stację poleciał po tabsa. Poczekał godz. i już nawet nie myślałam o głowie he he :D Takich afer miałam bardzo dużo. Obrywało mi się za wszystko. Do tego należy dodać, że w momencie kiedy byliśmy razem to pan miał 30 lat i nawet nie myślał, by się wyprowadzić z domu od rodziców. A rodzice? Mama go nauczyła, że zawsze obiad jest na talerzu. Tylko szkoda, że nigdy tym obiadem nie zostałam poczęstowana. Za to słyszałam: "to ty tu zostań w pokoju, ja pójdę na chwilę do kuchni, bo mama pierogi zrobiła" Nooo... Nie wiem, czy to była ślepa miłość. Chyba bardziej głupota. A może chęć zaspokojenia podstawowych potrzeb bliskości. Nie wiem. Wiem, że było strasznie. Wiem, że nigdy więcej nie dopuszczę do takiego stanu rzeczy. I mam nadzieję, że ktokolwiek kto to przeczyta coś z tego wyciągnie.
  11. Tarja nie obwiniam siebie. Wiem jak się zachowywałam wtedy a jak teraz. Zbyt dużo rzeczy mnie przerosło i nie dawałam rady normalnie funkcjonować. Cały mój stan chciałam jakoś przed światem ukryć, bo też tego się nauczyłam już w dzieciństwie. Niestety nie można non stop tryskać energią w momencie kiedy np. dowiaduje się że moja mama jest śmiertelnie chora i nie chce się leczyć. W pracy myśleli, że mam anemię. Nie, nie miałam jej, ja po prostu chciałam się zabić. Dużo się we mnie zmieniło od tamtego czasu. Gdyby mnie teraz poznał inaczej, by się wszystko potoczyło. To były dwie odpowiednie osoby, ale w nieodpowiednim czasie. Tylko byśmy się ponownie spotkali, a nie jedynie mejlowali to potrzebne są dwie osoby. Nazwałaś rzecz po imieniu. Ja się bałam ją nazwać. Czuję się samotnie. I chyba tutaj tkwi problem. Wysoko stawiam poprzeczkę sobie i potencjalnym chłopakom. Już parę razy usłyszałam na randkach, że jestem zbyt ambitna i to odstrasza. A też nei chce się spotykać z kolesiem, który jedynie o czym myśli to o gotowym obiedzie i piwie przy tv. Jestem aktywna i też tego oczekuje. I tu też jest problem...
  12. zgodzę się z Baksem. Spieprzaj jak najszybciej. Poniżej dwa przykłady. #1 jeden z moich byłych. Na maxa toksyczny związek. Koleś chciał mieć przy sobie inteligentną z sukcesami dziewuchę, ale zarazem w 100% zależną, niepewną siebie sierotę. Kłóciliśmy się o wszystko. O to, że przez przypadek spotkałam znajomego i poszłam na kawę nie mówiąc mu o tym, o to, że jestem astmatykiem i duszno mi było w knajpie i chciałam wyjść (tak o to też się kłóciliśmy. Usłyszałam, że jemu nei jest duszno i siedzimy dalej) i o maaaaase innych rzeczy. Propagandę miał niezłą - doprowadził mnie do takiego stanu, że raz mu wykrzyczałam: 'skoro jestem tak beznadziejna to czemu jesteś ze mną' nie wiele później rozstaliśmy się. Ja durna chciałam do niego wrócić. Do tej pory racjonalnie nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Byłam niesamowicie rozbita. Udało mu się - zrobił ze mnie zależną sierotę. Skończyło się wizytą u psychologa. Nie wiedziałam właściwie kim jestem. Nie doprowadź się do takiego stanu. Masz tu przykład toksyczności i skutków. #2 była dziewczyna mojego ostatniego byłego. Laska miała ogólnie nasrane w głowie. Przysłowiowy kisiel zamiast mózgu. Wkręciła się na maxa w swój wygląd, czyt. operacje plastyczne i bulimia. A on znią był z wyrzutów sumienia. Poznali się we Francji. Rzuciła wszystko i wróciła do Polski. Dla niego. Każdy jego znajomy odradzał ten związek. A ten tkwił w nim dzielnie wszystko znosząc. Akcje zdrowotne, chore zazdrości, zaburzenia seksualne. Przy tym wszystkim strasznie go owinęła wokół palca. Robił wszystko dla niej. Jak go poznałam to już zdążył ochłonąć. Tylko nie wyleczył spustoszenia, które mu zrobiła. A przynajmniej nie wszystko. Przykładów toksycznych relacji mam znacznie więcej. Tak na dobrą sprawę to trudniej mi znaleźć zdrowy i normalny związek. Podsumowując spieprzaj jak najdalej. Nie zrób siebie takiej osoby jak ja w #1 i jak mój były w #2.
  13. dziękuje. Byłam na siłowni, nieco się wyżyłam. Może jestem głupia, ale każda randka z nowym chłopakiem daje mi przykład, że ten który mnie rzucił był cudowny. Jestem posrana. Wiem, że nie powinno się wyciągać trupa z szafy, bo zacznie śmierdzieć, ale nawet po takim czasie i już sporadycznym kontakcie chciałabym, by spojrzał na mnie swoimi niebieskimi ślepiami i przytulił.
  14. hej, nie wiem od czego zacząć. Około 7 - 8 miesięcy temu rzucił mnie chłopak. Z perspektywy czasu nei dziwie mu się. Nadal mamy kontakt, ale już sporadyczny, bo on mówił jedno (że nie będziemy razem), ale robił drugie (non stop się kontaktował). Zbyt dużo mnie to kosztowało więc tupnęłam mocno nogą i piszę do niego wtedy kiedy muszę (jedna sprawa nas łączy). W tym okresie czasu kiedy mnie rzucił straciłam wszystko i wszystkich (poważna choroba mamy, konflikty z rodziną, pożarłam się z przyjaciółką, kłopoty finansowe, masakra w pracy). Było ze mną bardzo źle. Co chwila płakałam, miałam durne myśli. Potrzebowałam pomocy i poprosiłam o nią. Wyszłam z maligny w której się znalazłam. Poradziłam sobie z tym co mnei spotkało. Żeby łatwiej było mi stać na nogach na kartce napisałam wszystko to co chce osiągnąć w 2012. Już wszystko zrealizowałam a nawet i więcej. Tylko... nie mogę powiedzieć żebym była szczęśliwa. Osiągnęłam bardzo dużo (w moich oczach i w porównaniu np. ja - teraz vs. ja-zeszły rok) . Słyszę to też od przyjaciół. Służbowo wszystko ok, prywatnie ...jest mi przeraźliwie smutno. Często mam ochotę zwinąć się w kłębek i najnormalniej w świecie płakać. Bez powodu. Po prostu ryczeć. Nie śpię dobrze. Ciągle mam dwa schematy snów, które mnie strasznie męczą. Budzę się bardziej zmęczona niż przed położeniem się spać. Średnio wierzę w takie sprawy, ale udzieliłam się na forum analizującym sny - moje marzenia senne nie wróżą niczego dobrego. W sprawach prywatnych postępuje w durny sposób. Potem tych decyzji żałuje, ale nie jestem w stanie cofnąć czasu. Nie wiem już jak mam sobie pomóc, by przestać być rozpaczliwie nieszczęśliwa.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...