Skocz do zawartości
Forum

stęskniona

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez stęskniona

  1. Cóż. Chyba na tym forum mogę się samozwańczo obwieścić człowiekiem, który może się wypowiedzieć w tej sprawie. Opowiem Ci to na swoim przykładzie, co powinnaś zrobić. Moja historia zawarta jest w innym wątku: ale w skrócie. Pomijając wszystkie szczegóły, popsuło się w moim 5 letnim związku, na 5 miesięcy przed ślubem. On zawsze był zazdrosny, z umiarem - bo zawsze ulegałam, nigdy nie dawałam mu powodów. Aż do momentu, w którym miałam dość. Chciałam wychodzić. Wtedy stracił do mnie zaufanie. Zakazywał wychodzić i nakazywał się meldować w domu dokładnie po zajęciach. Miałam mu gotować i być jego ozdobą w mieszkaniu, bo przecież miałam być jego żoną. Od tego się zaczęło, później było coraz gorzej. Szantaże emocjonalne na porządku dziennym i przemoc. Odwołałam ślub. Zaczął mnie zadręczać poczuciem winy i do tego wyrzucił mnie z domu. Wróciliśmy do siebie, ale nigdy ponownie sobie nie zaufaliśmy. Zdecydowalam, że to nie ma sensu. Odeszłam Nie ukrywam - bardzo bolało. Cierpiałam długo. Dalej za nim tęsknie. Ale to było ważne dla moje życia, bym się mogła ratować. Ratować jeszcze swoje życie. I ty też powinnaś. Nie poświęcaj siebie dla niego, bo im bardziej będziesz chciała go uszczęśliwić zostając z nim, tym gorszymi ludźmi będziecie dla siebie, tym bardziej będziecie się krzywdzić. Odejdź od niego. Będzie boleć, nie oszukuj się. Będzie trudno. Myśl trzeźwo. Jeśli nie masz pieniędzy, znajdź pracę. Chyba znajdzie się osoba, która zawsze przyjmie wyciągniętą do siebie rękę? Choć na kilka nocy. Ja mieszkałam w pięknym mieszkaniu, nigdy nie odzyskałam wkładu, który włożyłam w meble (okolo 8 tysięcy złotych i samochód - kolejne 5 tysięcy). Ale musiałam to rzucić, zamieszkałam w okropnej spelunie, ale tanio i powoli się podniosłam. Ty też potrafisz. Patrzę na to jak na siebie sprzed dwóch lat i trzymam za ciebie kciuki. Będziesz miała wątpliwości, ale nie rezygnuj z własnego szczęscia - z własnego życia. Jesteś za młoda, żeby zczeznąć w kuchni przy garach.
  2. tak, już wcześniej widziałam cały wątek.... Nie śmiem jednak nikomu dawać rad, wiedząc jak ja postępowałam i jak postępuje. Serce nie sługa i przyjaciel nadziei - a wiadomo, że nadzieja umiera ostatnia. Nawet w najbardziej przykrych i bezradnych sprawach....
  3. nie, nie przejmuj się. Trzy dni temu powiedział mi, że ma kogoś. Nawet poznałam tę dziewczynę w opowieściach. I wiesz co? Bardzo się cieszę, że kogoś ma. Raduje mnie to, że nie jest samotny, że ma się komu zwierzać, że jest szczęśliwy. Bo na tym żeby był szczęśliwy zależy mi najbardziej! To nie jest tak jak opisujecie... ja już dawno POGODZIŁAM SIĘ, że nie pasowaliśmy do siebie, że byliśmy gorszymi ludźmi, gdy ze sobą mieszkaliśmy. Pamiętam, że nie pozwalał mi wychodzić z domu i miałam się meldować zawsze na czas po zajęciach, bo przecież miałam obowiązki w domu. Wiem, że to były dla mnie jedne z najgorszych czasów w życiu. Na tyle, że nie odważyłam się nikomu powiedzieć ze swoich znajomych, że tęsknię za nim. Nie za związkiem, ale za jego osobowością, poczuciem humoru. Rozmowami. Można powiedzieć, że rozum się pogodził z nową ścieżką życia, ale serce.... serce nie sługa. Będzie go kochać. Stęskniona
  4. mam wrażenie, że doskonale odkryłaś moją sytuację. Tyle, że nienawidziłam go dawno temu, przed powrotem do niego. Mam wrażenie, że najgorsze co mogłam zrobić to rozstać się z nim w zgodzie, bez powodu do nienawiści, bez kłótni. Czuje niedosyt... Minęło już tyle czasu, a ja wciąż płaczę w poduszkę. Właśnie te rozterki sprawiły, że wczoraj w nocy postanowiłam się zalogować na to forum i podzielić się z wami moim bólem. Moich znajomych już nawet nie chce nękać. Oni ciężko przeżyli moją historię, która toczyła się na ich oczach. Nie mam z kim porozmawiać... Stęskniona
  5. ten rozdział dawno już zamknęłam na zawsze. Jestem świadoma, że nigdy do siebie nie wrócimy. Spędziłam z nim 1/4 swojego życia - to nie mało przecież... był nie tylko moim partnerem ale i przyjacielem, zna mnie od podszewki. Nigdy się nie zejdziemy, bo będąc razem byliśmy gorszymi ludźmi, dla siebie i dla świata. Sama też nie byłam bez winy, dlatego ostatecznie się to rozpadło. Przeżyłam już swoje, powiedziałam 'do widzenia' i nigdy nie wrócę. Ale nigdy nie przestałam go kochać. Skradł mi część mojego serca i nigdy nie oddał. Teraz jestem z nowym partnerem, jest zupełnie inny - uczuciowy, w życiu by mnie nie skrzywdził. Jego też kocham i będę kochać póki będzie nam dobrze. Ale to chyba nie oznacza, że nie kocham tamtego? To jest bardzo trudna sprawa. Jestem pogodzona ze swoim życiem - powiedzmy, miejscami, szczęśliwa. Nie rozpamiętuje tamtego związku bo nie ma czego. Ale uczucie przecież pozostaje?
  6. Witam, Chciałam podzielić się swoją historią. Długą, krętą i z wątpliwie szczęśliwym zakończeniem. I cóż z tego, że minęły dwa lata i moje życie potoczyło się innym torem niż miało? Tęsknota za obrazami z dawnego życia zabija, przywołuje poczucie żalu i winy. Przecież tyle rzeczy mogło potoczyć się inaczej.... Dwa lata temu, to data naszego ślubu, do której nieuchronnie zmierzaliśmy. Oboje - szczęśliwi. Aż coś wymknęło się spod kontroli. Nigdy nie ukrywałam, że miałam trudne dzieciństwo a on nagle sprawił, że zaczęłam mieć ataki lęku. Przestałam być szczęśliwa, ale postanowiłam się poświęcić- bo to właśnie on w tym związku miał być spełniony i szczęśliwy. Ostatecznie po kolejnych wydarzeniach, które prowadziły do rozpadu uczucia wydarzyło się coś jeszcze gorszego - skrzywdził mnie fizycznie. To był moment, w którym postanowiłam odwołać zbliżającą się już datę ślubu. Ale błędem było zostanie w tamtym mieszkaniu. Z nim. Obwiniał mnie za rezygnację ze ślubu i za rozpad tego szczęścia, które przecież trzymało nas razem 5 lat. Ale ja uparłam się i chciałam to wszystko naprawić - jeszcze miałam nadzieję, póki nie wyrzucił mnie z domu. Nie miałam gdzie się podziać. Parę miesięcy później wróciliśmy do siebie, ale nigdy ten związek nie przerodził się w zaufanie, zbyt dużo krzywd wyrządziliśmy sobie. I choć kochałam go, postanowiłam odejść, tak po prostu, w zgodzie. Niedługo po tym nie mogłam przejść do swojego normalnego życia, męczyło mnie poczucie winy. 10 miesięcy zajęło mi wyleczenie się z lęków i odrzucenie poczucia winy, z którym tak mocno się zmagałam. W końcu jednak moje serce i dusza wyzdrowiały. Od tego czasu mija półtora roku. Ja znalazłam sobie kogoś. Obecnie w moim życiu dzieje się wiele. W najbliższych miesiącach wyjeżdżam, być może na zawsze. Póki co jadę tam sama i najgorsze, że nie boję się wyprowadzić się z dala od swego obecnego partnera tylko wręcz jestem przerażona, że zostawiam tamtego - mojego niedoszłego męża. Boję się, że nigdy go już nie zobaczę, że nie będę mogła się z nim spotkać w momencie kiedy będę mieć ten kaprys! Ja jestem świadoma, że nigdy do siebie nie wrócimy, nie możemy po tym wszystkim, ale pragnę go mieć zawsze przy sobie. Na wyciągnięcie ręki... Będę za nim tęsknić bardziej niż za kimkolwiek innym..... Stęskniona
×
×
  • Dodaj nową pozycję...