Skocz do zawartości
Forum

alloa

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Gorzów Wielkopolski

Osiągnięcia alloa

0

Reputacja

  1. 1. Promieniowanie UV, dym papierosowy, stres, niskie lub bardzo wysokie temperatury, zła dieta to jedne z wielu czynników, które sprzyjają powstawaniu rozszerzonych naczynek. 2. Witamina K łagodzi oraz zmniejsza nasilenie zaczerwienienia skóry jak i widoczność rozszerzonych naczynek. Redukuje okresowy rumień wywołany przewlekłym i intensywnym działaniem czynników zewnętrznych. Witamina K uszczelnia ścianki naczyń krwionośnych, przez co przeciwdziała ich uszkodzeniu jak i powstawaniu stałych zaczerwienień. 3. Należy chronić skórę przed zmiennymi warunkami pogodowymi oraz promieniami UV. Powinno się wystrzegać gorących kąpieli. Dobrze jest unikać chlorowanej wody, jeżeli jest to możliwe. Z diety powinno usuwać się potrawy bardzo gorące, ostre jak również alkohol. Istotnym jest również dobór odpowiednich kosmetyków, które nie odtłuszczają skóry a wzbogacają ją w składniki odżywcze, które obkurczają naczynka i wzmacniają ich ścianki, tj. rutyna, sprzyjająca gojeniu witamina K czy też łagodząca alantoina czy też kava–kava.
  2. Czerwień. Czerwone pulsujące serce, którym kochamy. Czerwona przepływająca krew w naszych żyłach. Czerwone rumieńce na naszych policzkach, pojawiające się przy silnych emocjach. Czerwone usta, którymi całujemy i przesyłamy buziaczki. Czerwony kolor pomadki, którym przykuwamy zalotnie uwagę. Czerwona sukienka, którą kokietujemy. Czerwone paznokcie, nadające drapieżności a zarazem elegancji. Czerwień w pomieszczeniu, która pobudza. Czerwień. Co się w niej kryje takiego, że zwraca naszą uwagę, pobudza, dodaje energii a zarazem kojarzy się z czymś ciepłym, z bliskością, miłością, uczuciem głębszym lub płytszym ale jednak miłością? Może właśnie te silne oddziaływanie koloru czerwonego, to jak wpływa na nasze emocje, ta silność bodźca w połączeniu z kolorem naszego serca, któremu przypisujemy uczucia sprawia, że wiąże się on z kolorem miłości. To wszystko sprawia, że czerwony może być nazywany kolorem miłości.
  3. Chyba każdy, u kogo codzienny stres sięga niemalże zenitu chciałby odnaleźć złoty środek, który chociaż na chwilę pozwoli się nam oderwać od codziennego nawału pracy, problemów i wszelkich złośliwych zrządzeń losu, które czasem na nas spadają. I tu z pomocą może przyjść właśnie joga. Joga kojarzy mi się z wyciszeniem, jednością ciała i duszy. Dzięki niej możemy odnaleźć spokój wewnętrzny, ukoić nasze nerwy, załagodzić negatywne emocje. Joga pozwala na oderwanie się od problemów. Zaopatruje człowieka w większy dystans do spraw przyziemnych. Dodaje nam energii potrzebnej do życia a jednocześnie przynosi harmonię między stanem naszego ciała a duszy. Joga to dostępne dla każdego za darmo i bez recepty lekarstwo, którego jak się nauczymy, swoje zdrowotne właściwości dla naszego ciała i duszy, będziemy obserwować każdego dnia, kiedy tylko po nie sięgniemy. Nie zaszkodzi a może tylko pomóc i wnieść coś pozytywnego do naszego życia.
  4. Moim ulubionym deserem jest karpatka. To ciasto kojarzy mi się z dzieciństwem, dlatego tak często do mnie wraca. Każdy z domu wynosi jakieś smaki. Drożdżowe babci, rosół dziadka z makaronem własnej roboty, pierogi iii... tak wymieniać można by było bez końca. Jak na każdego łasucha przystało mam też swoje ulubione ciasto, którym jest właśnie domowa karpatka, robiona od początku do końca przez moją mamę a nie jak ma to często miejsce, z opakowania. Pamiętam jak jako dziecko nie mogłam się doczekać, kiedy mama zrobi to ciasto a później jak już zrobiła, kiedy je pokroi i kiedy w końcu wyląduje już nawet nie na talerzu a w moich dziecięcych, małych rączkach. Ten smak, ten zapach, ta delikatność kremu rozpływającego się w ustach, mhmmm... Coś niebywałego i aż trudnego do opisania.
  5. Uwielbiam sałatki. Robię je praktycznie ze wszystkiego, co znajduję w lodówce i kuchennych szafkach. Polecam więc sałatkę, która jest smaczna, zdrowa i dodaje energii. Potrzebujemy: - garść świeżego szpinaku, - garść rukoli, - garść roszponki - 1 główka sałaty lodowej, - garść świeżych kiełek (dowolnych) - jajka, - pomidorki suszone - słonecznik łuskany - pierś z kurczaka - oliwa z oliwek, - pieprz świeżo zmielony, - bazylia i oregano. Sałatę lodową rwiemy na średniej wielkości kawałki. Dodajemy garść opłukanych listków świeżego szpinaku, rukoli, roszponki i dowolnych kiełków. Pomidorki suszone kroimy na pół i dodajemy do zieleniny. Ziarna słonecznika lekko podsmażamy na suchej patelni, dodajemy do pozostałych składników. Pierś z kurczaka kroimy w paski i również podsmażamy na suchej, mocno rozgrzanej patelni przez chwilkę tak, żeby pierś nie zrobiła się zbyt sucha. Dodajemy oliwę z oliwek, świeżo zmielony pieprz, bazylię i oregano. Mieszamy wszystkie składniki. Nakładamy sałatkę na talerze i przed spożyciem przygotowujemy na patelni jajka na miękko, które kładziemy na każdą porcję sałatki zaraz przed spożyciem. Przekuwamy jajka tak, żeby żółtko mogło rozlać się na sałatkę. Polecam.
  6. Bardzo chciałabym wiedzieć, jaki jest SKUTECZNY sposób na rzucenie palenia, żeby tego wstrętnego nałogu móc się pozbyć z życia moich najbliższych. Jedyne co wiem to to, że pierwszym krokiem jest postanowienie i towarzysząca temu silna wola. Ale co zrobić, jak ktoś uparcie powtarza, że palił, pali i palić będzie bo lubi? Albo ktoś miałby chęci rzucić palenie ale nie ma na tyle silnej woli, aby wytrzymać w tym postanowieniu? Byłam czasem świadkiem u znajomych rzucania palenia, które wiązało się z takim poddenerwowaniem i irytacją z ich strony, że w wyobraźni chyba każdy obdarowywał ich całymi sztangami papierosów, żeby wreszcie powrócili do jakiejkolwiek równowagi. Wszędzie zasypywani jesteśmy niby to rewelacyjnymi środkami, pozwalającymi rzucić palenie. Plasterki z nikotyną, tabletki, gumy, elektroniczne papierosy, hipnoza, akupunktura, wszelkiego rodzaju rytuały, które mają niby pomóc w walce z rzuceniem palenia. Ale czy faktycznie pomagają? Czy jakby były takim antidotum na nałóg nikotynowy to czy wszyscy nie przestaliby już dawno palić? A może dobrym byłoby łączenie kilku metod jednocześnie ale czy głównie właśnie nie chodzi tutaj o silną wolę, która nie potrzebuje wszystkich tych wspomagaczy? Jedyne czego jestem pewna ja, to właśnie fakt, że najskuteczniejszą metodą jest silna wola. Innych skutecznych (czyli trwałych) metod jeszcze nie poznałam.
  7. W idealnym świecie zawsze należałoby mówić prawdę a że idealny świat nie istnieje, z prawdą też nie jest już tak łatwo. Kłamstwa związane z podstępami, intrygami, kłamstwa, które mają na celu umyślne wyrządzenie komuś krzywdy są okrutne i nie ma na nie żadnego wytłumaczenia. Z założenia powstają po to, żeby zrobić coś przeciwko drugiej osobie, więc jakiekolwiek motywy takich kłamstw nie mogą mieć w żadnym wypadki usprawiedliwienia. Są jednak czasem takie sytuacje w życiu każdego człowieka, kiedy bijemy się z własnymi myślami czy powiedziana prawda w danym przypadku jest lepsza niż sterowane kłamstwo, chroniące według nas drugą osobę. Takich sytuacji uważam, że jest naprawdę mało, bo każdy ma prawo do prawdziwych informacji i nikt nie powinien uważać, że może za kogoś decydować i podejmować za jego wiedzą jakiekolwiek działania. Kwestia powiedzenia komuś prawdy lub jej zakłamanie w skrajnie trudnych przypadkach pozostaje więc tylko w sferze czyjegoś sumienia. Mając w swoim otoczeniu osobę, która jest poważnie chora do tego stopnia, że to tylko kwestia czasu, kiedy odejdzie z tego świata o czym tylko my wiemy i wiedząc, że ta osoba dobrze się czuje, ma nadzieję i według siebie rokowania na to, że wyzdrowieje, co byśmy zrobili w takiej sytuacji? Mamy tej osobie powiedzieć prawdę, bo ma do tego prawo czy pozwolić jej przeżyć ostatnie tygodnie czy miesiące w błogiej nieświadomości, że niedługo umrze? Myślę, że w takich przypadkach nie ma dobrej odpowiedzi, bo to właśnie takie skrajne sytuacje, kiedy kłamstwo mogłoby być usprawiedliwione ale czy powinno? Czy możemy, ba, czy w ogóle mamy prawo do tego, żeby kogoś w nawet tak skrajnie trudnym przypadku okłamywać? Czy to dla tej osoby czy dla nas będzie lepiej, jak będziemy ją okłamywali? Powiedzieć prawdę i pozwolić takiej osobie unormować wszystkie swoje sprawy przed śmiercią, pożegnać się z bliskimi jej osobami, maksymalnie pozużywać życia, pozwolić zadecydować o wszystkim, co się z tą śmiercią będzie wiązało, jak już tej osoby zabraknie? Czy postąpić według własnej teorii, własnego sumienia, że lepiej, żeby taka osoba do końca miała nadzieję, bo nadzieja będzie do końca trzymała taką osobę w dobrej formie i przeżyje ten swój ostatni czas na ziemi tak, jak chce w szczęściu, nie musząc się bać przeraźliwie nieubłaganie goniącego ją kresu życia? Co jest w takim przypadku lepsze i czy w ogóle którekolwiek rozwiązanie może być tutaj dobre? Prawda czy kłamstwo, poszanowanie czyjegoś prawa do prawdy czy nasza własna teoria chroniąca drugą osobę. Na to musimy odpowiedzieć sobie sami, bo to jeden z przypadków, gdzie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
  8. Dietą mówimy stanowczo NIE! Jeżeli ktoś wierzy w skuteczność diet to jedyne co jest w tym prawdziwe to właśnie „wiara”, bo o żadnej skuteczności mówić tu nie możemy. Bo czy możemy powiedzieć, że jakaś dieta działa, jeżeli o jej efektach nie możemy mówić na przestrzeni lat? Na pewno nie! Żadną sztuką nie jest przegłodzić się albo przejść na konkretny rodzaj diety trwający np. 2 tygodnie czy miesiąc, schudnąć 5 kilo ale co później, kiedy powrócimy do naszych stałych nawyków żywieniowych? Przytyjemy 10 kilo, bo organizm bojąc się, że znowu nie będzie dostawał odpowiedniej ilości pożywienia zacznie odkładać w naszym organizmie więcej tłuszczu. Bilans jest oczywisty, bo przybędzie nam 5 kilo więcej aniżeli mieliśmy przed rozpoczęciem diety. Warto tak się katować, wyrządzać krzywdę naszemu organizmowi a na końcu przybrać na wadze jeszcze więcej? Odpowiedź jest oczywista. Nie! Jeżeli miałabym taką moc, wyrzuciłabym ze słownictwa wyraz „dieta”, żeby nigdy więcej nie mógł nikomu kojarzyć się z ładnym wyglądem i szczupłą sylwetką. Jedyny i niepodważalny sposób na schudnięcie i utrzymanie odpowiedniej sylwetki to zmiana naszego podejścia do nas samych, do naszych nawyków żywieniowych i przyzwyczajeń. Wiem o czym mówię, bo sama schudłam w ten sposób poprzez nie żadne diety a własne podejście do mojego problemu i zastanowienie się co racjonalnie mogę zrobić, żebym mogła wreszcie poczuć się dobrze we własnej skórze, nie dążąc do żadnych ideałów sylwetki ale do tego, żebym to ja akceptowała swój wygląd i czuła się dobrze sama ze sobą. Zawsze lubiłam spacerować tylko czasem miałam problem z mobilizacją a i moje złe nawyki żywieniowe, tj. kilogramy pochłanianych słodyczy, chipsy itp. „śmieciowe” produkty wcale nie ułatwiały mi sprawy, bo przez nie miałam jeszcze mniej siły i mobilizacji, bo mój organizm nie miał przez nie wystarczającej energii. Na chipsy znalazłam zamiennik w postaci kukurydzianej tortilli, słodycze, owszem, lubię, ale zamiast jeść je w bezsensownej ilości i wszystko co mi wpadnie w ręce, jem to co faktycznie sprawia mi przyjemność i np. tylko w weekendy a i odkąd przestałam jeść słodycze w dużych ilościach, często już nawet w weekend nie mam na nie ochoty. W kuchni zamiast tłustych śmietan, używam jogurtów naturalnych. Zamiast robić każdą potrawę w dużych ilościach oliwy, często na patelnię tam gdzie mogę daję po prostu więcej wody a potrawa smakuje tak samo, więc nie jest to dla mnie nic uciążliwego. Z domu wyniosłam to, że potraw wcale nie trzeba zagęszczać mąką, więc np. nasze zupy nie są zupami mącznymi, co czasami obserwuję w innych domach. Nie korzystam z dań w proszku, gotowych sosów do potraw itp. zapychaczy, bez których nasza kuchnia domowa jest zdrowsza i zapewniam wszystkich, że o wiele smaczniejsza. Tam gdzie mogłam, wprowadziłam zdrowsze zamienniki i po krótkim czasie zauważyłam, że jedząc zdrowiej mam w sobie o wiele więcej energii, jeszcze więcej optymizmu, wyglądam i czuję się lepiej. Dopełnieniem lepszych, zdrowszych nawyków żywieniowych było również sprawdzone przeze mnie już od wielu lat, zamienianie transportu miejskiego na niezawodny transport pieszy. Żadna odległość, pora dnia czy roku nie była mi straszna. Ważne były chęci i cel, który mi przyświecał. Niczego nie robiłam na zasadzie „muszę” a „chcę”, bo to miała być przyjemność z przyjemnymi skutkami a nie obowiązek, mus, który do czegoś ma mnie siłą doprowadzić. Tak się wprawiłam w tym moim pieszym transporcie, że nie wyobrażałam i nie wyobrażam sobie ciśnięcia się w przetłoczonych autobusach i tramwajach wtedy, kiedy wcale nie musiałam nimi jeździć, bo mogłam wyjść gdzieś wcześniej i pójść na pieszo. Jeżeli korzystam z komunikacji miejskiej a mam czekać kilkanaście minut na tramwaj, to idę na kolejny przystanek, żeby nie stać w miejscu a i ten czas spożytkować na potrzebny każdemu człowiekowi ruch. Nie głodziłam się, nie głodzę i nigdy głodzić nie będę. Kocham jeść i nie wyobrażam sobie, żebym mogła funkcjonować bez jedzenia, które odpowiednio przygotowane i skomponowane uszczęśliwia mnie jak zabawka dziecko. To jednak co mnie odróżnia od dawnej mnie to to, że chociaż jem wszystko, bo nasz organizm potrzebuje wszystkiego, to bardziej zwracam uwagę na to z czego przygotowuję potrawy a tym samym co jem i w jaki sposób. Często ludzie dziwią mi się, że potrafię zjeść tak dużo a utrzymuje figurę ale wiem, że zaraz po sutym posiłku nie wsiądę do samochodu, autobusu czy tramwaju. Nie ma tygodnia, żebym nie chodziła a jeżeli trzeba to daję sobie sama porządnego kopa i mówię:”Jak w jedną stronę poszłaś pieszo, to w drugą nie dasz rady?”. I pewnie, że daję a i przy okazji ile na biletach zaoszczędzę a to dodatkowy plus ;) Pamiętajmy zatem. Nie głodzimy się a zmieniamy nasze nawyki żywieniowe i nasze paskudne przyzwyczajenia do jeżdżenia wszędzie, na każdy odcinek drogi samochodem, tramwajem czy autobusem. Na efekty wcale długo nie trzeba będzie czekać a i skutki naszego zdrowszego podejścia gwarantuję, że pozostaną trwałe, bo to nie żadne przejściowe katowanie się a zmiana naszych nawyków żywieniowo-życiowych, dzięki którym będziemy na pewno szczęśliwsi, zdrowsi i będziemy mieli więcej energii do życia.
  9. Ciąża to nie choroba, więc możemy w tym pięknym okresie naszego życia robić praktycznie wszystko to, co robiłyśmy przed nią. Jeżeli nie podejmowałyśmy jakiś aktywności przed ciąża, to nie polecałabym eksperymentowania np. ze skokami ze spadochronu itp. ekstremalnymi sportami, bo nie mamy w nich żadnego doświadczenia przed ciążą. Robić możemy zatem wszystko to, w czym się dobrze czujemy i co nie zagraża bezpośrednio nam a tym samym naszemu dziecku. Jeżeli matka dobrze czuje się nawet podczas wielogodzinnych spacerów, bo przed ciążą też dużo chodziła, to czemu nie robić tego w ciąży? Nasze ciało samo będzie nam sygnalizowało, czy jest wszystko w porządku, czy się za bardzo nie forsujemy i będziemy wiedziały na jaki wysiłek będziemy mogły sobie pozwolić. Żeby odciążyć troszkę kręgosłup poleciłabym chodzenie na basen a tam nie tylko samo pływanie ale i ćwiczenia w wodzie pod nadzorem uprawnionych do prowadzenia takich zajęć osób. Doskonale sprawdzi się również nordic-walking, gdzie popracujemy również nad górnymi partiami naszego ciała. Podstawowe techniki jogi przydadzą się nam do wyciszenia jak i lekkiego rozciągania odpowiednich partii ciała, co może nam pomóc później podczas porodu. Jeżeli nie będziemy tylko przesadzały z aktywnością, to możemy również wybrać się chociażby na kajaki. Kobiety w ciąży uprawiają balet, tańczą i wykonują wiele tym podobnych aktywności niemalże do samego rozwiązania, więc pamiętajmy – możemy robić niemalże wszystko, jeżeli tylko czujemy się dobrze i jest to bezpieczne zarówno dla nas i dla naszego maleństwa w brzuszku.
  10. Testowanie Aspectonu ułatwiło nie tylko mi ale również moim najbliższym przejście przez uciążliwe przeziębienie (katar). Tak jak pisałam wcześniej, kataru nie jest w sanie nic skrócić ale stosowanie takich specyfików jak właśnie Aspecton znacznie ułatwia przejście przez ten „dokuczliwy stan”. Każdy wie jaką uciążliwość stanowi zatkany nos, utrudniając zarówno „dzienne funkcjonowanie” jak i jakże to ważny wypoczynek w postaci snu. Użycie sprayu do nosa chociaż na krótki okres czasu ale jednak zawsze pomoże „odetkać” trochę nos i uczyni nasze oddychanie łatwiejszym. Szczególnie pomocne jest to przed snem, gdyż łatwiej oddychając możemy łatwiej zasnąć i zregenerować siły na kolejny dzień walki z przeziębieniem. Aspecton łatwo się aplikuje, pomaga oczyścić zatkany nos, jednocześnie nawilża i pielęgnuje śluzówkę nosa. Aspecton to preparat wspomagający i jako „wspomagacz” znakomicie sprawdza się używany przy katarze i zapchanym nosie a te wszystkie jego właściwości są zamknięte w 30ml buteleczce z rozpylającym aplikatorem.
  11. Pewnego dnia, kiedy wróciłam do domu, Zastałam domowników w jak najlepszym nastroju. Śmiali się do rozpuk, robiąc się ze śmiechu niemalże bordowi, Łzy leciały im strumieniami, niczym z wielkiej fontanny. Nie wiedząc co ich doprowadziło do takiego nastroju, Zaczęłam szukać powodu ich znakomitego humoru. Barek był zamknięty, gorączki nie mieli, Jakiż był więc powód tej wesołej histerii???? Nagle oczom moim dał się Aspecton ujrzeć, Przez „jego” poczucie humoru i ja dałam się mu urzec. Zobaczyłam jego oczy, usta, włosy i swym urokiem wywołał i we mnie uśmiech. I ja go wówczas przetestowałam i zaraz lepiej oddychałam. Oczyścił mi zatkany nos i tym samym poprawił od razu mój głos. Kamfora wchodząca w jego skład od dziecka mi w chorobie towarzyszyła I nie jedno zapalenie rozgrzewając przegoniła. Mentol z olejkiem miętowym pomaga w oddychaniu, Dając uczucie świeżości po każdym aplikowaniu. Olejek tymiankowy i eukaliptusowy wykazują działanie antybakteryjnie i antywirusowe, Dlatego wspomagają nasze górne drogi oddechowe. Aspecton posiada właściwości odświeżające i pielęgnujące, Wykazuje więc świetne działanie wspomagające. Kataru chociaż nie jest w stanie nic skrócić, To Aspecton pomaga swobodny oddech przywrócić.
  12. Droga redakcjo, kiedy zostaną ogłoszeni laureaci konkursu? :) Nie to, żebym pospieszała ale mimo woli co chwilę zaglądam na stronę konkursową z nutką ekscytacji czy już są podane wyniki, bo wiadomo - jak się wzięło udział w konkursie to każdy niecierpliwi się, czy się"udało". Pozdrawiam serdecznie :)
  13. Nie wiem dlaczego, ale od razu na myśl przyszły mi pomidory z mozzarellą. Potrzebujemy: - 5 pomidorów (ja osobiście nie lubię skórek, dlatego obieram je z pomidorów, chociaż wizualnie pomidory lepiej prezentują się na talerzu ze skórką). - 3 mozzarelle okrągłe - oliwa z oliwek do polania - świeże listki bazylii (jeżeli nie posiadamy to suszona bazylia) - pieprz (najlepiej w ziarenkach, który możemy zmielić) - odrobina soli Pomidorki myjemy (bądź parzymy i obieramy ze skórki) i kroimy w plasterki. Mozzarellę osączamy z nadmiaru płynu i również kroimy w plasterki mniej więcej jak pomidory. Na talerzu (najlepiej podłużnym) układamy naprzemiennie pomidorki, mozzarellę i tak do wyczerpania składników. Wierzch posypujemy świeżymi listkami bazylii (ew. suszoną bazylią). Wszystko skraplamy odrobiną oliwy z oliwek, obsypujemy grubo zmielonym pieprzem i odrobiną soli, chociaż ja osobiście do smaku w tym zestawieniu wcale jej nie potrzebuję. Czasem lubię do tej potrawy przygotować suche grzanki, którymi „zgarniam” aromatyczną oliwę z oliwek z talerza. Już mi ślinka cieknie, bo przypomniałam sobie znakomity smak jakże to prostej i szybkiej a zarazem aromatycznej potrawy, której dawno nie robiłam :)
  14. Tak szczerze mówiąc, mam wielkie trudności z poradzeniem sobie z problemem wypadania włosów. Kiedy widzę, że zaczynają wypadać mi garściami przy każdym pociągnięciu, czesaniu czy myciu włosów ogarnia mnie paniczny lęk i przerażenia, czy przez to jeszcze bardziej przesunie się linia graniczna porostu moich włosów, która już dawno wytworzyła u mnie krępujące zakola. Od dziecka do tego stopnia wstydziłam się swoich zakoli, że nie potrafiłam upinać włosów zaczesując je do góry tylko jak plastuś robiąc przedziałek i uklepując na boki, przez co wyglądałam jak "przylizana sierotka" a dodając do tego przetłuszczanie się włosów przez takie upięcie z powodu tłustej cery, można sobie tylko wyobrazić, na jaki wygląd byłam zawsze skazana i jak się czułam sama ze sobą, we własnej skórze. Dopiero w tym roku, w wakacje za namową partnera zaczęłam upinać włosy do góry odsłaniając moje półkola, bo widząc w jego oczach aprobatę i akceptację mojego wyglądu zaczęłam lepiej i pewniej czuć się w swojej skórze. Po tym czasie wiele osób zaczynało mi mówić, że w takim uczesaniu do tyłu o wiele lepiej wyglądam, co jeszcze bardziej wpłynęło na moje poczucie własnej wartości, pomimo świadomości tego, że moje zakola jako u kobiety powinny być troszkę mniejsze. Ostatnio znowu zaczęłam myśleć o tym, że moje zakola są widoczne, że rzucają się w oczy i chociaż nikt nie robi mi przykrych uwag, jak sobie o nich pomyślę, troszkę dziwnie zaczynam czuć się znowu we własnym ciele. Wiem, że nie ma ludzi idealnych i jak nie ten problem, to inny by mnie dotykał, ale ten problem ograniczał mnie dosłownie od lat dziecięcych a teraz jestem dorosłą kobietą, która mimo pozornej akceptacji siebie samej w końcu w tym wieku, dalej mam takie dni, kiedy nie mogę dobrze upiąć włosów i w połączeniu z tymi zakolami na głowie źle się czuję i czują bezradność i przerażenie, czy te zakola jeszcze bardziej mi się nie pogłębiają, czy jeszcze bardziej nie łysieję? Czy kiedyś do tego stopnia mi się to pogłębi, że będę się wstydziła wyjść z domu i pokazać komukolwiek? Czy będę potrafiła czuć się jeszcze kobieco? W dbaniu o wypadające włosy czuję się więc bezradna. Jedyne co potrafię zrobić, to nałożyć maskę na włosy po ich wcześniejszym umyciu albo nałożyć na nie jedwab w płynie. Staram się również unikach suszenia ich suszarką, więc jeśli mogę, myje włosy przed spaniem, by rano nie musieć ich suszyć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...