Obawiam się, że leki nie pomagają. Próbowałam już wielu. Lekarz przepisywał mi kolejno różne leki (bo problem istnieje już od wielu lat). Brałam Amitryptylinę. Venlafaksynę, Citalopram i jeszcze kilka innych, których nazw już nawet nie pamiętam. Te leki psychicznie zobojętniają, to prawda. Czułam się po nich otumaniona, miałam problemy z myśleniem. Czasem trudno mi było dokończyć zdanie, które zaczęłam mówić, bo zapominałam, co chciałam powiedzieć. Totalna mgła umysłowa. Poza tym te leki kompletnie uniemożliwiają pracę twórczą. A to nie wchodzi w grę, bo to uniemożliwia mi pracę i zarobkowanie. Czułam, że po tych lekach mój umysł jest pusty, wyjałowiony. Żadnych ciekawych pomysłów, brak chęci do robienia czegokolwiek. Czułam się jak nie ja. A brałam najmniejsze możliwe dawki. Za to przeczulica pozostała i w kwestii nadwrażliwości na bodźce te leki niczego nie zmieniły.
Po ośmiu latach brania różnych leków, na próbę (bo może któryś pomoże?) poddałam się i przestałam. Teraz niczego nie biorę. Przynajmniej jestem sobą i znowu mogę normalnie pracować.
Techniki relaksacyjne też niewiele pomagają. Nadwrażliwość na bodźce mam od lat, od urodzenia w zasadzie. I to w tej mojej nadwydajności najbardziej mi przeszkadza. Z tym sobie nie radzę. Strasznie mi to utrudnia życie. Czy "taka już moja uroda" (jak to mówią lekarze) i powinnam się przyzwyczaić? Zaakceptować to? Naprawdę, nic więcej nie da się z tym zrobić? Czasem mam wrażenie, że próbowałam już wszystkiego i nic nie pomaga ?