Skocz do zawartości
Forum

KiriRin

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia KiriRin

0

Reputacja

  1. Cześć... Mam ze sobą jakiś problem, którego nie umiem nazwać. To strasznie skomplikowane, ale nie mam odwagi nazwać tego aż depresją. Widziałam depresję, a to moje złe samopoczucie brzmi przy niej jak jakiś smutny żart. Nie wiem, od czego powinnam zacząć. Zawsze byłam wyśmiewana w dzieciństwie i prześladowana z powodu tuszy oraz nazwiska, które łatwo było zniekształcić. W miarę kolejnych etapów nauki to się uspokoiło, ale nigdy nie zamknęłam tego rozdziału. Powiedziałam sobie, że wybaczam moim oprawcom, ale nigdy o tym nie zapomniałam. Teraz mam wątpliwości czy faktycznie wybaczyłam. Kolejnym problemem był Ojciec - alkoholik. Wydaje mi się, że nabawiłam się przez niego syndromu DDA. Długi czas go nie lubiłam i wstydziłam się go, ale jego śmierć dobiła mnie jeszcze bardziej. Czuję, że go zawiodłam, że mu nie pomogłam i przez to tak się stoczył. Nie mogę teraz pić alkoholu, w żadnej postaci, bo boję się, że wystarczy kropla, by iść w jego ślady. Ale to nie jest problem. Nie chcę się przekonywać do alkoholu, jestem nawet dumna z mojej abstynencji, choć pojawiła się ona z powodu nieszczęśliwych okoliczności. Czuję się przegrana w życiu, mimo że mam dopiero 25 lat. Dopiero albo aż. Prawie skończyłam studia. Nie obroniłam się jeszcze i mam teraz z tego kłopoty, bo nie mogę napisać pracy dyplomowej. Czuję, że zawiodłam wszystkich, całą moją rodzinę. Mój brat tak dobrze sobie radzi, ma świetną pracę, narzeczoną i jest mi tak strasznie przykro, że ma też siostrę, która nie radzi sobie w życiu. Całe życie stoję w jego cieniu, ale i tak go kocham i jestem dumna z niego, bo osiągnął tak wiele. Ja natomiast żyję tylko dlatego, że się urodziłam. Nie czerpię z niczego żadnej radości. Jem, bo trzeba, śpię, bo trzeba, nawet wychodzę z domu, to nie tak, że zamknęłam się w piwnicy. Wiele razy myślałam o samobójstwie, ale nie miałam odwagi niczego konkretnego zrobić. Więc żyję, ale jednocześnie nie miałabym nic przeciwko, gdybym zginęła zabita przez samochód albo w inny sposób. Tak samo jest przy jeździe samochodem - oczywiście zachowuję najwyższą uwagę, ale cały czas zastanawiam się czy nie docisnąć tego gazu i nie wbić się w najbliższe drzewo lub słup. Moje dawne pasje nie przynoszą mi już nic dobrego, kiedyś kochałam pisać, tworzyć własne światy, a teraz włączam tylko pliki dawnych utworów i bywają one włączone po całych dniach, bo nie potrafię nic w nich dopisać i zmienić. A najgorsze są te wyrzuty sumienia. Ja nie powinnam narzekać. Wiem, że nie mam prawa mówić, że mam gorzej niż inni. Nie głoduję, jestem zdrowa i mam dom. Jest przecież tyle osób, które podstawowych rzeczy nie mają, które walczą o każdy kolejny dzień, a ja? Nie mam i nigdy nie będę miała gorzej od nich, ale nie mogę sobie wbić tego do łba. Nie chcę was pytać, co robić. To pewnie kwalifikuje się pod jakąś terapię, ale nie mogę się zdecydować. Do tej pory nie trafiałam na dobrych psychologów, wydaje mi się, że nie wierzyli w to, co mówię. Psychiatra też raczej nie uwierzył. Może to dlatego, że trochę czytałam o takim złym samopoczuciu, może pomyśleli, że jestem hipochondrykiem i się naczytałam nie wiadomo czego. Pewnie musiałabym sobie naprawdę coś zrobić, żeby mi uwierzyli, ale mimo wszystko boję się. Nie chce mi się żyć, ale nie chcę zostawiać mojej Matki samej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...