Skocz do zawartości
Forum

zmęczona_02

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Daleko

Osiągnięcia zmęczona_02

0

Reputacja

  1. Poczytałam troszkę o tym syndromie Matki Teresy i z niepokojem muszę przyznać, że niektóre objawy idealnie opisują mnie w czasie trwania relacji. Dla mnie ta relacja była bardzo ważna, oczarował mnie, przed nim pierwszym się tak bardzo otworzyłam, a potem on te słabości wykorzystał przeciw mnie. Owszem, często mnie wspierał, ale czasami bywało tak, że uważał moje problemy za błahostki, że moje cierpienie to nic w porównaniu z jego. Martwiły mnie jego ciągle zmiany zdania, męczyły, po prostu. Czasami zastanawiałam się czy kocham jego czy jego wyobrażenie, które stworzyłam w swojej głowie, a przy nim trwam tylko z przyzwyczajenia i przywiązania, pamięci tych lepszych czasów. Nie stałam się dzięki niemu lepsza, raczej bardziej wybuchowa i przygnębiona, chwiejna. Przez długi czas jednak nie patrzyłam na siebie, lecz na niego, próbowałam go dowartościować, mimo że sama czułam się wykończona. Moim błędem jest to, że co złego, to szybko zapominam.
  2. Cześć :) Jeśli Cię to pocieszy to ja w środę oblałam 3 raz, też na placu. Dzień wcześniej miałam 2 godzinną jazdę i wszystko było super, łuk mi wychodził, a przyszedł egzamin i spektakularnie najechałam na linię :/ Wiem, jaki to jest ogromny stres, ale nie poddawaj się, bo w końcu na pewno się uda :) I przede wszystkim nie bój się egzaminatora, nie pokazuj mu strachu, bo jak jest dupkiem, to to wykorzysta, mówię z doświadczenia :/ Zrób sobie może przerwę, może to pomoże Ci nabrać dystansu :) Powodzenia, będę trzymać kciuki :)
  3. Zapomniałam dodać o jego poprzedniej "miłości", do której często mnie porównywał. Tamta dziewczyna nic do niego nie czuła, olewała go, gdy chciał mi dogryźć, często o niej opowiadał, a potem uznawał, że jestem jeszcze gorsza od niej i oczywiście, głupsza. Interesował się psychologią i nieraz się zastanawiałam, czy nie stosuje na mnie jakichś sztuczek, ale gdy dzieliłam się z nim tymi obawami, wpadał w szał, mówił, że tak o mnie walczy, a ja podejrzewam go o najgorsze. Moje przyjaciółki zauważyły, że przy nim gasnę, więc zaczął je atakować, a mi próbował wbić do głowy, że nie zależy im na mnie tak jak jemu.
  4. Witajcie, Długo walczyłam ze sobą, żeby o tym opowiedzieć, ale czuję, że powinnam, bo jestem już zmęczona tym wszystkim co siedzi w mojej głowie. Niedawno zakończyłam burzliwą znajomość z mężczyzną na którym bardzo mi zależało i przez długi okres naiwnie wierzyłam, że jemu na mnie też. Jestem osobą bardzo nieufną, stroniłam od znajomości z facetami, do czasu gdy poznałam jego. Od początku poruszył mnie swoją otwartością, szczerością, zrozumieniem no i bum, zakochałam się mimo że wcale tego nie chciałam. I na początku czułam, że on także mnie kocha i mu na mnie zależy. Przy nim czułam się w jakiś sposób dowartościowana, mieliśmy podobne doświadczenia, wierzyłam, że razem sobie jakoś poradzimy. Jednak z czasem zaczęły się problemy, które na początku ignorowałam, bo jak idiotka wierzyłam, że jak je oleję, to same z siebie znikną. Wiedziałam o tym, że on nie do końca radzi sobie sam ze sobą, ale chciałam przy nim być i mu pomóc, zależało mi na jego dobrym samopoczuciu, sama miałam problemy i wiedziałam, jaka jest ważna w takich momentach obecność drugiej osoby. Ale on z czułego i troskliwego faceta zmienił się nie do poznania w oschłą i agresywną wersję samego siebie. Odpychał mnie, krzyczał, mimo moich prób rozmowy z nim, ciągle powtarzał, że jestem głupia, niczego nie rozumiem, w ogóle nie znam życia, nie doceniam go i się nie staram. Bardzo mnie to bolało, ale w tamtej chwili byłam w stanie znieść wszystko, byleby się lepiej poczuł. I gdy faktycznie się mu polepszyło i przeprosił, ja machnęłam ręką i uznałam, że przecież każdy ma czasami gorszy czas. Jednak takie sytuacje zaczęły się powtarzać. W jednej chwili powtarzał, że jestem dla niego wszystkim i mnie kocha, za chwilę kazał mi się zamknąć, bo go drażnię i niczego nie kumam. Zaczynałam mieć dość tych huśtawek emocjonalnych, rollercoasterów. Ciągle się denerwowałam, zaczęłam mieć poważne problemy ze zdrowiem, a on niby się martwił i przepraszał, a za chwilę zaczynała się standardowa śpiewka, jaka to jestem egoistyczna. Byłam wyrozumiała, w końcu miał ciężkie dzieciństwo, ale zaczęłam czuć, że tracę energię do życia. Odsunęłam się od bliskich osób, cały czas poświęcałam jemu, nie miałam ochoty realizować swoich pasji. Był tylko on i jego problemy. Coraz bardziej zaczynało do mnie docierać, że jest chory psychicznie i on sam o tym wiedział, bo w chwilach "normalności" przepraszał, płakał i mówił mi, żebym dała sobie spokój, bo się przy nim wykończę. I właśnie ta jego skrucha tak mnie przy nim trzymała. Na moje prośby o pójście do specjalisty, reagował gniewem, uważał, że jest mądrzejszy i nikt mu nie pomoże. Grał mi na uczuciach, wyzywał, powtarzał, że sama jestem chora psychicznie, już nikt mnie nie zechce i nie da tego, co on, uderzał w moje słabości. W końcu postanowiłam, że muszę od niego odpocząć, zrobiliśmy sobie przerwę, którą przerwał on, twierdząc, że żałuje, że mnie kocha i potrzebuje, że ten czas beze mnie był dla niego jak wieczność, że był takim dupkiem, bo chciał, żebym dała sobie spokój, ale jednak nie umie sobie poradzić beze mnie. Po raz kolejny prawie dałam się nabrać, a wtedy znów zaczął swoje: jesteś nikim, głupia zdziro itp. Z pomocą przyjaciółek zerwałam kontakt ostatecznie i zajęłam się sobą. Jednak nie ukrywam, że ta znajomość dużo mnie kosztowała i jej skutki odczuwam do teraz. W najgorszych chwilach przypominam sobie jego podłe słowa, a jednocześnie czuję żal, bo miał w życiu ciężko i był samotny. I zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie, że on może potrzebuje mojej pomocy teraz, a ja się zachowałam jak ostatnia egoistka i od niego odeszłam. Moi bliscy powtarzają, że postąpiłam należycie, dużo czytałam w internecie o tzw. wampirach emocjonalnych, psychopatach, toksycznych ludziach itd. i wszędzie radzą to samo: odciąć się. Mnie jednak przygniata poczucie winy, że może za mało dałam od siebie, że to ja zepsułam wszystko. Napisałam tutaj to wszystko, bo może któraś lub któryś z Was był w podobnej sytuacji i miałby jakieś rady, jak wyjść z tego stanu i iść dalej. Z góry dziękuję bardzo za wszelkie porady i za to, że mogłam się wygadać :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...