Skocz do zawartości
Forum

susette

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Rzeszów

Osiągnięcia susette

0

Reputacja

  1. susette

    Nowotwór

    Tak, w Rzeszowie, z tym że nie mam ukończonych 18 lat i mają mnie pod opieką lekarze z onkologii dziecięcej. Jedyne co to znam dobrego radiologa, który "przekazał" mnie dalej jako jedyny z wcześniejszych lekarzy, ale to jest troszkę km od Rzeszowa, a poza tym Pani chyba chodzi o jakiegoś onkologa.
  2. susette

    Nowotwór

    I to jest własnie najgorsze w polskiej służbie zdrowia... zamiast uspokoić pacjenta, dojść jakoś do przyczyny (bo przecież same od siebie się nie powiększyły) to oni to sobie bagatelizują. W moim przypadku na samym początku też trafili mi się tacy lekarze, na szczęście zwróciłam się do innych. Ale jeśli te wezly są mniejsze i nie łączą się w pakiety, to nie jest groźnie raczej.
  3. susette

    Nowotwór

    A długo to trwa już? Może nie warto od razu bać się o chłoniaka?
  4. susette

    Nowotwór

    W zasadzie nie musiałam ich przekonywać. Oni sami postanowili zrobić biopsję, bo dotychczasowe badania tj. (USG, RTG, morfologie i TK) nie pozwoliły na postawienie diagnozy, gdyż podejrzewano także sarkoidozę. Tutaj biopsja okazała się najbardziej słuszną drogą do pewnej diagnozy. A byłaś może z tym po prostu w ośrodku zdrowia lub u lekarza rodzinnego? Może poproś aby oni dali Ci skierowanie na badania w szpitalu i ewentualnie tamci lekarze powiedzą iż biopsja będzie konieczna. Wiesz, nie znam też Twojej sytuacji dokładnie żeby móc Ci coś poradzić :(
  5. susette

    Nowotwór

    W styczniu 2016 roku powiększył mi się węzeł chłonny nadobojczykowy. Następnie powoli powiększały się kolejne nadobojczykowe i jeden drobny w dole pachowym. Nie chorowałam w tamtym czasie, morfologia nie pokazała niczego niepokojącego (tak stwierdzili lekarze) i USG także. Po wielokrotnym powtórzeniu ww. badań na przestrzeni miesięcy, w 2018 roku węzły się zmniejszyły, a ten drobny w dole pachwoym rozrósł się w ogromnego guza w pakiecie z innymi węzłami. Parę dni temu po wykonaniu biopsji usłyszałam diagnozę chłoniaka Hodgkina, a lekarz powiedział, że rozwija się u mnie max. 3 miesiące, a te węzły sprzed 3 lat to była inna sprawa. Nie powiedział jaka, a ja w tamtym czasie czułam się dokładnie jak dzisiaj- zdrowo. Nie choruję, nawet nie łapię przeziębień. Czy ktoś wie o co mogło chodzić wtedy, skoro nic nie wykryto wcześniej? A może moj organizm wychwycił już wtedy że coś się dzieje? Czy jest możliwe, że węzły samoistnie zmniejszyly się jeśli mam nowotwór?
  6. susette

    Pilne!

    Witam. Zacznę od tego, iż w styczniu 2016 roku po prawej stronie nadobojczykowej wyczułam u siebie niewielkiego, powiększonego węzła chłonnego. Przy dotyku był on mniej więcej wielkości fasolki, raczej średnio przesuwalny, dość miękki. Niedługo po tym udałam się do lekarza, który powiedział mi, że może być to skutkiem niedawnego przeziębienia bądź infekcji, ale nie chorowałam w tamtym czasie. Dla świętego spokoju dostałam skierowanie na badanie krwi i na mononukleozę zakaźną. Morfologia wykazała jedynie niedobór żelaza, które wróciło do normy, gdyż zaczęłam brać je doustnie, a mononukleoza wyszła ujemna. Następnie udałam się prywatnie na badanie USG, podczas którego okazało się, że po lewej stronie nadobojczykowej również są powiększone niewielkie węzły, a najdrobniejszy z nich znajduje się w lewym dole pachowym. Pani radiolog wykonująca badanie stwierdziła, iż może być to wynikiem mojego trądziku, który w tamtym czasie był mocno nasilony. Oprócz tego miałam też niewielką torbiel na tarczycy, jak się okazało z braku jodu w organizmie. Z biegiem czasu węzły nadobojczykowe stały się nabrzmiałe, a te po lewej stronie przybrały formę dziwnego, miękkiego guza, nieprzesuwalnego względem podłoża. Były one mocno widoczne kiedy np. założyłam naszyjnik. Na przełomie 2016-2017 roku kilkakrotnie powtarzana była morfologia i raz USG, jednak nie pokazały nic nowego. Lekarze nie zlecali głębszych badań, więc nie robiłam z tym nic. W lutym 2018 wszystkie węzły nadobojczykowe zmniejszyły się, a te, które wcześniej tworzyły widoczny gołym okiem guz po lewej stronie, przestały być wyczuwalne w badaniu palpacyjnym. W maju 2018 roku praktycznie z dnia na dzień urósł mi duży guz w lewym dole pachowym, czyli w tym samym miejscu, gdzie 2 lata wcześniej USG pokazało drobny węzeł. Jak się później okazało, było to 5 węzłów chłonnych zbitych w pakiet. Były twarde, nieprzesuwalne, bolesne, (ale tak samo jak nadobojczykowe wcześniej, nie przy dotyku, a czasami). Kolejne morfologie bez efektów. 2 miesiące temu postanowiłam ostatecznie rozwiązać tę sprawę, gdyż borykam się z tym problemem już 3 lata (!). Udałam się do bardzo dobrego radiologa, który potwierdził, iż w lewym dole pachowym znajduje się już nie jeden, a pięć węzłów chłonnych, jednak powiedział, iż nie jest to zmiana nowotworowa, bo węzły są bez cech przekrwienia i trwa to już za długo. Przekierował mnie do internisty, który uznał, że najlepiej będzie jeśli zostanę przebadana na oddziale zakaźnym pod kątem chorób zakaźnych. Toksoplazmoza, mononukleoza, HCV, EBV, CMV, a nawet HIV wyszły ujemnie. Setne badanie krwi nie wykazało nic, USG jak każde poprzednie- węzły chłonne dołu pachowego i nadobojczykowe, a RTG pokazał powiększoną wnękę płuca prawego (węzłową?). Poza tym śledziony nie mam powiększonej, a wątroba, nerki oraz inne organy funkcjonują prawidłowo bez żadnych na nich narośli czy guzów. Płuca wolne, bez zmian ogniskowych. Od lekarzy, którzy mnie tam badali usłyszałam, iż może to być sarkoidoza lub coś onkologicznego. Z taką "diagnozą", zostałam skierowana na oddział onkologii, gdzie powtórzono mi morfologię krwi (gdzie moje OB pokazało wynik 44), USG szyi, jamy brzusznej i zrobiono TK klatki piersiowej. Wynik TK pokazał powiększony węzeł chłonny po prawej stronie śródpiersia, swoim wyglądem bardzo podobny do tych w pakiecie z dołu pachowego lewego. Usłyszałam, że mogę mieć ziarnicę, wobec czego ustalono termin biopsji węzłów z pachowych, która miała odpowiedzieć na pytanie co mi jest. Pani chirurg, która wykonała zabieg, usunęła cały pakiet węzłów pachowych i powiedziała, że wyklucza nowotwór złośliwy, ponieważ nie mają one cech przekrwienia. Jednak po otrzymaniu wyników biopsji, okazało się, że węzły mają całkowicie zaburzoną architektonikę, a na nich znajdują się liczne guzki, gdzie wykryto prawdopodobnie komórki Reed-Sternberga i Hodgkina. W rozmowie z lekarzem usłyszałam, że mam chłoniaka od max. 3 miesięcy. Byłam bardzo zdziwiona, bo problemy z węzłami mam od ponad 3 lat, jednak lekarz stwierdził, że wtedy problem nie dotyczył ziarnicy. I tutaj pojawia się moje pytanie: Czego? Czy ktoś może wie co mogło być mi wtedy skoro USG nie pokazywało żadnych patologicznych zmian (zanim powiększyły się te w dole pachowym) a morfologia przez tak długi okres czasu wychodziła dobra? Może ktoś zna podobny przypadek? Czy możliwe, że mój organizm już wtedy wychwycił, że coś się pomału dzieje? Proszę o odpowiedź, bo bardzo mnie to nurtuje, a moi lekarze nie wiedzą.
  7. susette

    Mam problemy

    Witam. Zacznę od tego iż mam 15 lat, a moje problemy zaczęły się już prawie dwa lata temu. Otóż, ciężko jest mi znaleźć ich początek, ale wszystko nasiliło się jesienią 2015 roku. Zaczęłam wtedy rozmyślać o ranach z przeszłości. Że zostałam odrzucona przez moją pierwszą miłość (co znacznie obniżyło moją samoocenę) i o różnych wydarzeniach (także z dzieciństwa), o których nie ma sensu zbytnio tutaj wspominać. Później zaczęło mi się pogarszać. Pewne sytuacje sprawiły, że poczułam do siebie wstręt, obrzydzenie. Nie mogłam na siebie patrzeć, znienawidziłam siebie. Moja samoocena spadała coraz bardziej. Zaczęłam się okaleczać, od czego z czasem się uzależniłam. Czułam się okropnie, nadal czuję. Z roku na rok jest ze mną coraz gorzej. Nieustannie towarzyszy mi uczucie smutku i przygnębienia. Nawet kiedy śmieję się z przyjaciółmi, to wiem, że ciągle jestem jednak przygnębiona. Zdarza mi się nawet nagle przygasać, nie odzywam się wtedy słowem i wpadam w "doła", kiedy to przed chwilą dobrze się bawiłam. Zaczęło mnie to martwić. Bywają takie dni (czasami jest to tylko jeden dzień, a czasami więcej) kiedy czuję się dobrze, tak jak teraz. Myslę, że nie mogę powiedzieć "jestem szczęśliwa", ale od trzech dni czuję się w miarę dobrze, podczas gdy jeszcze te 3 dni wcześniej miałam ochotę umrzeć i ciągle płakałam. Czasem dzieje mi się tak, kiedy mój smutek osiągnie już tak wysoki poziom, że nie mogę już tego dłużej znieść. Wtedy zazwyczaj mi się nagle kompletnie bez powodu polepszy, ale na następny dzień znów wszystko może wrócić. Mam także myśli samobójcze. Cieszy mnie czytanie o śmierci, oglądanie depresyjnych obrazków. Daje mi to dziwną radość. Czuję się wtedy "jak w domu". Sądzę, że gdybym miała więcej odwagi, mogłabym się spróbować do tego posunąć. Ostatnio doszły mi też problemy z podjęciem decyzji, nawet takich prostych jak "wolisz zjeść "x" czy "x"?" wolę, żeby ktoś mi pomógł lub wybrał za mnie. Kiedy jestem stawiana pod wyborami, ogarnia mnie uczucie pustki w głowie i nie mam pojęcia co mam powiedzieć. Nic wtedy nie wiem. Czy mógłby mi ktoś powiedzieć tak chociaż mniej więcej co może mi być? Ujęłam to wszystko najbardziej skrótowo jak mogłam. Jest tego więcej, ale nie chcę się rozpisywać. Czy powinnam poprosić mamę, aby zabrała mnie do psychologa?
  8. Witam. Zwracam się tutaj z dość poważnym dla mnie problemem, który trwa już całkiem długi okres czasu. Zacznę od tego, iż mam 15 lat, a mój problem trwa już od prawie dwóch lat. Na początku chcę wspomnieć, że jako dziecko miałam problemy na tle nerwowym, a także cierpiałam na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, które zresztą towarzyszą mi po dzień dzisiejszy, tyle że z o wiele mniejszym nasileniem. Teraz przejdę do rzeczy. Jesienią 2015 roku zaczęły pojawiać się u mnie stany smutku (związane to było z odrzuceniem przez chłopaka, który był moją pierwszą miłością, więc było to dla mnie bardzo bolesne). To bardzo zaniżyło moją samoocenę, ale nie przywiązywałam do tego większej wagi, ponieważ wiele moich koleżanek też ma niską samoocenę. Zaczęłam dość często płakać do smutnych piosenek, przeglądać na internecie smutne obrazki itp. Wszystko wyglądało "normalnie", jak typowe reakcje po odrzuceniu, ale nie na tym był koniec. Zaczęło się robić coraz gorzej. Powoli przestawało już chodzić nawet o odrzucenie. Zaczęłam przez to inaczej, bardziej pesymistycznie patrzeć na świat, dostrzegać zło w ludziach i na świecie, płakać prawie co wieczór, a z moją samooceną było gorzej i gorzej. Pewne wydarzenia sprawiły, że zaczęłam czuć do siebie obrzydzenie, wstręt, nienawiść. Zaczęłam gardzić samą sobą, trwałam w przekonaniu, że zasługuję na karę, więc zaczęłam się okaleczać, a także rozdrapywać rany z przeszłości i bolesne wspomnienia.Czułam, że jestem beznadziejna i bezwartościowa. Że lepiej byłoby, gdybym nigdy się nie urodziła lub zniknęła, a nikt by nawet nie zauważył i bez problemu zastąpił mnie kimś innym. Czułam, że do niczego się nie nadaję i jestem niepotrzebna. Silnie zaczęłam odczuwać brak chęci do życia. Doszło nawet do tego, że każde najmniejsze niepowodzenie było już dla mnie powodem, aby się pociąć. Uzależniłam się od tego. Nie mogłam oderwać od tego swoich myśli. Teraz już w miarę potrafię zapanować nad okaleczaniem się, ale kiedy natrafię na problem i przyjdzie mi do głowy ta myśl, to już nie mogę się od niej uwolnić. Od samego początku moich problemów nieustannie czuję wewnętrzną pustkę. Uczucie smutku, przygnębienia, które nigdy mnie nie opuszczają. Kiedy jestem z przyjaciółmi śmieję się, zachowuję normalnie, jednak wiem, że ta pustka ciągle jest. Bardzo często z dobrego humoru podczas wieczoru spędzanego radośnie ze znajomymi nagle przygasam i wpadam w tzw. "doła". Wtedy najchętniej wróciłabym do domu, położyła do łóżka, płakała przy smutnej muzyce i narzekała na siebie oraz moje żałosne życie. Kiedy popatrzę na wszystko z perspektywy czasu jest jeszcze gorzej niż rok temu. Zaczęłam mieć trudności z podejmowaniem decyzji, nawet takich bardzo prostych, jak np. co mam ochotę dzisiaj zjeść; "x" czy "x". Wolę, żeby ktoś wybrał za mnie lub pomógł mi wybrać. Mój przygnębiony humor nie odstępuje mnie na krok, jednak czasami uderza mnie z większym nasileniem. Wtedy nie mam ochoty na nikogo patrzeć. Zdarzyło się tak kilka dni temu, kiedy zasłoniłam okna podczas słonecznego dnia i położyłam się do łóżka płacząc. Smutek w większym nasileniu trwa 1-2 dni, a później znowu wraca moje "naturalne" przygnębienie. Czasem bywa tak, że poczuję się lepiej. Że może jednak uda mi się przez to przejść, że dam radę, ale trwa to tylko kilka minut, a później znów to samo. Zdarza się nawet, że jestem smutna, zaraz radosna, a później wystarczy błaha rzecz i znowu wraca smutek. Od pewnego czasu mam też myśli samobójcze. Nie mogłabym tego dokonać, jednak lubię o tym myśleć. Czuję, że gdybym tylko miała więcej odwagi, to zapewne bym się do tego posunęła. Ciągle mam w głowie myśl, że lepiej byłoby beze mnie. Lubię słuchać piosenek gdzie jest mowa o samobójstwie, śmierci, zastanawiać się jak to jest. W pewnym sensie przynosi mi to nawet dziwną radość. Jestem też bardzo rozdrażniona. Wszystko mnie denerwuje, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i jestem kłótliwa. Mam też słabszy kontakt z rodzicami. Bywam nawet agresywna, często rzucam przedmiotami. Towarzyszy mi także uczucie zmęczenia. Cały czas, podobnie jak z moim smutkiem. Nigdy nie czuję się wypoczęta. Mam wrażenie, że mogłabym spać dzień i noc, a nadal byłabym wyczerpana i śpiąca. Bywają również dni, kiedy czuję się dobrze, ale to dość rzadkie zjawisko i trwa tylko jeden dzień, bo prędzej czy później i tak stanie się coś, co wprowadzi mnie w smutek. Chcę także dodać, że mam do moich rodziców wrogie nastawienie. Nie czuję, że są moimi rodzicami, tylko kimś, kto ma za zadanie mnie zdołować i przysporzyć problemów. Czas spędzany z nimi odbieram jako karę. Mam do nich bardzo wrogie nastawienie. Nie widzę swojej przyszłości w kolorowych barwach. Wszystko widzę czarno, jakbym przegrała swoje całe życie w ciągu tych nieszczęsnych 15 lat. W zeszłym roku miałam też zachowania hipochondryka, uczucia guli w gardle. Wiem, że na podstawie takiego opisu ciężko wywnioskować o co może chodzić, ale byłabym naprawdę wdzięczna, gdyby ktoś mógł mi przypuszczalnie odpowiedzieć co to może być. Czy można tutaj mówić o czymś pod depresję? Czy powinnam powiedzieć mamie i zgłosić się do psychologa? Jest to dla mnie naprawdę męczące, chociaż właściwie już się przyzwyczaiłam. Mimo to jednak chciałabym móc cieszyć się życiem. Z góry dziękuję za odpowiedź.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...