Witam, piszę tutaj ponieważ nie potrafi poradzić sobie sama ze sobą. Zacznę jednak od początku, jako dziecko nie byłam lubiana przez inne dzieci, nie wiem dlaczego tak się stało, jednak zawsze stałam na uboczu. Lata dzieciństwa, kojarzą mi się też z krzykiem..Mama często na mnie krzyczała, niejednokrotnie podniosła też rękę. Nie biła dzień w dzień, ale gdy była bardzo zła nie raz mi się obrywało. Byłam też szykanowana przez kolegę z klasy, wyzywana przez niego i ponizana, zresztą inne osoby z klasy też traktowały mnie jak za przeproszeniem gówno. Trwało to 6 lat. Zaczęłam się izolować, uciekać przed ludźmi, wpadłam w stan gdy bałam się wychodzić z domu. Nikomu jednak o tym nie mówiłam, raz gdy mama się dowidziala o szykanowaniu, powiedziała,że to tylko dziecinne wybryki i mu przejdzie, nie pocieszyła mnie... Nie zrobiła nic w kierunku, żeby mi pomóc. Od tej pory, nie mówię jej o moich problemach. To chyba z przeświadczenia, że ją to nie interesuje. Zaczęłam się samookaleczać, miałam myśli samobójcze, nie potrafiłam funkcjonować wśród ludzi. Zamykałam się z każdym dniem coraz bardziej, coraz bardziej nie nawidziłam siebie. Kiedy wyszłam z gimnazjum, zaczęłam nowe życie w technikum wszystko wydawało się układac, otwarłam się na ludzi, poznałam wielu nowych znajomych.
Jednak prawda była całkiem Inna w tym okresie wciągnęłam się w pro ane. Do dziś kiedy jem mam wyrzuty sumienia, to taki głos w głowie, który wyzywa od świn za najmniejszy kęs jedzenia. Założyłam na siebię maskę, która teraz chyba spadła. Kompletnie nie panuje nad emocjami czuję naprzemiennie albo smutek, albo złość..albo..nicość. Zaczynam płakać bez powodu, wróciły mi myśli samobójcze, chęć samookleczania się.
Towarzyszy mi wieczne poczucie beznadziejnosci, czuje się tak jakbym nie była..jakbym była bezwartościowa, nie mam na nic ochoty z trudem wstaje rano z łóżka. Nie widzę sensu w tym co robię, nawet w tym co czuję. Mam dziwne napady agresjii, złosci, w takim stanie potrafi mnie zdenerwowac wszystko. Nawet to, że upadł mi długopis. Czuję, jak złość we mnie buzuje, jak mnie rozrywa. Nie wiem co wtedy robić, mam ochotę destrukcji, mam ochotę coś zniszczyć, ale tłumie to w sobie. Nie radzę sobie z tym, nie nawidzę tego. Tak jak tego, gdy nie wiem co tak naprawdę czuje, czy złość czy smutek. Czuję odraze do własnego ciała, nie mam wiary w siebie, a moje poczucie wartości wynosi zero. Boję się krzyku, kule się gdy go słysze i jestem bliska płaczu. Nie wiem też czemu, ale agresywnie reaguje na dotyk, szczególnie taki nagły gwałtowny, taki przed którym nikt mnie nie uprzedził, nie pozwalam dotykać się w okolicach brzucha, oraz ud. Tych partii ciała nie lubię, ale ogl bardzo zimno reaguje na dotyk.
I to dziwne, bo z jednej strony pragnę dotyku i tulenia. Jednak z drugiej, boję się dotyku. Nie wiem czemu tak jest i co jest ze mną nie tak.